02
Styczeń
2013
03:01

Zdj. M. Umer

zobacz zdjęcie

WRAŻLIWY OPERATOR Z POCZUCIEM HUMORU

Edward Kłosiński, jeden z najwybitniejszych polskich autorów zdjęć filmowych, urodził się 70 lat temu, 2 stycznia 1943 roku. Umarł w 2008 roku, trzy dni po swoich 65. urodzinach. Stał za kamerą w ponad 60 filmach

Tekst z archiwum „Rzeczpospolitej”

Urodził się w Warszawie. Skończył liceum plastyczne we Wrocławiu, chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Ale porwały go ruchome obrazy. W 1967 roku zrobił dyplom na wydziale operatorskim w PWSFiTV w Łodzi. W 1970 roku trafił jako II operator na plan „Brzeziny” Andrzeja Wajdy, a rok później zadebiutował jako samodzielny autor zdjęć w filmie Janusza Zaorskiego „Uciec jak najbliżej”. Potem nakręcili też razem „Matkę Królów”.

Jak każdy wspaniały operator Kłosiński potrafił podporządkować się koncepcji reżysera, podkreślał, że dobre zdjęcia muszą służyć przede wszystkim opowiadanej historii.

– Edward był operatorem dyskretnym i może przez to niedostatecznie docenianym – mówił Krzysztof Zanussi. – Stronił od wszystkiego co łatwe, tanie, modne. Jego fotografia odznaczała się solidnością i kulturą. Poza tym był wyśmienitym inscenizatorem. Panował nad filmowym opowiadaniem. – Fotografia nie może być taflą oddzielającą film od widza – stwierdził Kłosiński w wywiadzie dla „Kina” pod koniec lat 70. – Bo jeżeli zdjęcia są tak agresywne, że widz zaczyna się nimi zachwycać, to umyka mu istota filmu. Staram się nie „wystawać” zza kamery, nie epatować ujęciami a to spod stołu, to znów z lotu ptaka.

Potrafił wyczarować piękne obrazy, gdy z Andrzejem Wajdą przenosił na ekran „Panny z Wilka” czy przypominającą stare fotografie „Kronikę wypadków miłosnych”. Zupełnie inne zdjęcia wymyślił, kręcąc „Człowieka z marmuru”. Nerwowymi ruchami kamery podkreślał ogromny temperament, bunt i nieprzystosowanie dziewczyny, którą grała debiutantka Krystyna Janda.

Ale miał też w sobie jako artysta dużo skromności i pokory. Może dlatego stał się najważniejszym operatorem kina moralnego niepokoju. W „Bez znieczulenia” Wajdy zdecydował się na obrazy brudne, niemal reporterskie, bo to był przecież film o dziennikarzu. Chcąc uzyskać efekt maksymalnej naturalności i wiarygodności, „Spiralę” i „Barwy ochronne” Krzysztofa Zanussiego nakręcił niemal w całości kamerą z ręki, co w tamtych czasach było czymś niespotykanym. W „Wodzireju” Feliksa Falka rytm zdjęć podporządkował szybkim krokom głównego bohatera granego przez Jerzego Stuhra.

Od początku lat 80. Edward Kłosiński często pracował za granicą, głównie w RFN i Austrii. Zrobił zdjęcia do wielu filmów Dietera Wedela, Petera Keglevicia, Axla Cortiego, Bernharda Wickiego, był też jednym z operatorów „Europy” Larsa von Triera. Jeszcze w 2007 roku pracował przy obrazie Jana Schüttego.

Edward Kłosiński był człowiekiem o ogromnej kulturze. Niósł w sobie spokój; zawsze stonowany, zawsze życzliwy ludziom. A jednocześnie bardzo pogodny i pełen poczucia humoru. Z tym swoim wyciszeniem nie pasował do stereotypu filmowca – aroganckiego i ekspansywnego.

– To był mężczyzna elegancki, o znakomitych manierach – mówił Zanussi. – Jako jeden z nielicznych w naszym środowisku niósł prawdziwy inteligencki etos.

Przez blisko 30 lat Edward Kłosiński był mężem Krystyny Jandy. Poznali się podczas zdjęć do „Człowieka z marmuru”, ale ona była wówczas żoną Andrzeja Seweryna. Dopiero po jej rozwodzie zbliżyli się do siebie. Przez całe lata mieszkali w Milanówku, w starej willi Zacisze. Mają dwóch synów, razem wychowali też córkę Jandy z poprzedniego małżeństwa – Marię Seweryn. Aktorka – energiczna i pełna pomysłów – zawsze podkreślała, jak wielkim oparciem był dla niej mąż. Uspokajał ją, przypominał, co w życiu ważne. I we wszystkim pomagał. Stanął za kamerą, gdy reżyserowała „Pestkę”, od kilku lat współorganizował z nią Teatr Polonia.

W lecie 2007 roku ciężko zachorował: lekarze zdiagnozowali raka płuc. Ale wspierany przez żonę walczył o życie. Na skraju zimy trafił do szpitala z zapaleniem płuc.

Jeszcze przed Wigilią 2007 Krystyna Janda napisała w swoim internetowym dzienniku: „Jak powiedział do mnie kilka dni temu mój mąż (…): Nie denerwuj się. Nie mam zamiaru umierać na byle co, jak mam raka!”.Wrócił do domu. Jednak choroba okazała się silniejsza.

Rzeczpospolita

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.