28
Wrzesień
2023
12:31

Marka i Wacława - wszystkiego dobrego

tak, tydzień temu złamałam nogę, w jak się okazało dość skomplikowany sposób. Kości śródstopia z lekkim przemieszczeniem. Bez konieczności operacji ale to zostanie ocenione w poniedziałek, po kolejnej konsultacji. Zostały odwołane wszystkie moje czy ze mną przedstawienia, jedyne co mogę grać to MY WAY na siedząco. Te spektakle teraz, to jedyna moja pociecha, poza tym nieruchomość to najlepsze lekarstwo w tej chwili.
siedzę patrzę w jesienny ogród, czytam, planuję a przede wszystkim czekam na 15 października na wynik wyborów, jak wszyscy.
pozdrawiam i wszystkiego dobrego. Uważajcie Mili na siebie, mój wypadek to pośpiech i nieuwaga.

Wpis na FB pani MAŁGORZATY NATALII

Są takie momenty, kiedy słowa stają się za ciasne, żeby za ich pomocą wyrazić czy opisać jakieś zdarzenie.
27/09/2023, w środę, w Teatrze Polonia, w zastępstwie odwołanych „Alei zasłużonych” do repertuaru dołącza dodatkowy spektakl „My way”. Wiemy już, że Pani Krystyna uległa kontuzji nogi, ale podejmuje decyzję, by kontynuować wieczory ze swoim monologiem w roli głównej w całej Polsce. W scenografii pojawia się dodatkowy element – krzesło. Patrzę na to stojące, puste krzesło i trzęsę się jak galareta. Wcześniej go nie było a teraz jest i wiem co oznacza. To krzesło boli… Pani Krystyna wchodzi na scenę samodzielnie, powolutku dociera do swojego krzesła. I zaczyna na tym krześle „rozrabiać” tak, że znikają i problemy z nogą jak i wszystkie inne. Na chwilę znikają. I ten wieczór staje się dziwnie inny, przez co wyjątkowy. Łączy nas jakieś spoiwo, jakaś jedność, czuć ją na sali, wokół, nagle jest tak kameralnie, tak intymnie i spokojnie jak nigdy wcześniej na tej sali. Nawet w naszym śmiechu jest coś subtelnego i delikatnego. Coś takiego się wydarza, otwiera, czego nie da się opisać nie będąc częścią tego doświadczenia. Publiczność odpowiada tym samym językiem, wspiera, rozumie znaczenie ważnych słów. Siedząca obok mnie starsza Pani na dźwięk muzyki układa ręce w koszyczek, podsuwa je pod brodę i delektuje się zakończeniem. Jeszcze przed wejściem na widownię doczytuję kilka zdań z dziennika Pani Krystyny i trafiam na takie pod datą 21 kwietnia 2003: „Patrzenie w przyszłość stało się przyjemne, od kiedy już minęło mi młodzieńcze napięcie, a zastąpiła go radość z pracy i życia. Jaka to ulga być dorosłym, a raczej dojrzałym”. I ta radość, ta ulga, ta dojrzałość dokładnie się zjawiła i udzielila. Poniosła, udźwignęła rzeczy, których nie da objąć jedynie logicznym myśleniem. Udowodniliśmy wspólnie, że teatr jest i znaczy dla nas dziś już coś więcej i nie kończy się po opadnięciu kurtyny i zgaszeniu świateł.
Pani Krystyno, dziękuję dzielna Calineczko, niech do czasu wyzdrowienia ta dzielna moc niesie Panią lekko na skrzydłach po całej Polsce
Teatr Polonia, Kinga Smolińska, Krzysztof Wołyniec – dziękuję za piękne zaopiekowanie się Panią Krystyną
Widzowie owego spotkania – byliście piękni. Pozostawcie, proszę od siebie Pani Krystynie miłe słowo, wyślijcie serduszko, światełko, pokażcie, że jesteście, wesprzyjcie, podziękujcie. Każdy z tych gestów będzie ważny i potrzebny.
Krystyna Janda
TEATR POLONIA

16
Sierpień
2023
06:56

Rocha i Joachima - wszystkiego dobrego

Pozwalam sobie zamieścić i tutaj. Pan Sylwester Kostecki:

Wczoraj byłem w nowym Teatrze Polskim w Szczecinie na fenomenalnym spektaklu Krystyny Jandy „My way”.
Ok. 2 godz. tzw. monologu, ale to nie był monolog, to był cały TEATR.
Serce, dusza, emocje, radość i wzruszenie, narodziny i śmierć, śmiech i łzy – całe życie jak na dłoni. Ani chwili nie odpuściła widowni. Cała widownia (po raz czwarty w ciągu dwóch dni pełniutka) od pierwszych słów „chwycona za twarz” i nie odpuszczona nawet na moment.
Wielka SZTUKA, wielka AKTORKA, piękny CZŁOWIEK.
W nocy śnił mi się jakby ciąg dalszy.
Do tej chwili jestem pod wrażeniem, nie mogę przestać o tym myśleć.
Chce mi się krzyczeć jak najgłośniej:
Krystyna Janda – KOCHAM CIĘ !!!
❤️❤️❤️🥰❤️❤️❤️
(fot. Internet)

13
Sierpień
2023
09:18

Hipolita i Diany - wszystkiego dobrego

Jestem w Szczecinie, gram MY WAY w nowo otwartym po przebudowie, wspaniałym Teatrze Polskim, 4 spektakle w dwa dni, jestem zmęczona, schodzę ze sceny nieżywa. Czy to już tak będzie?

13
Lipiec
2023
15:43

Ernesta i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Oto panna Kociołek. Kociołek jest w żałobie od 19 czerwca 2023 roku, kiedy umarła jej pani, chociaż określenie „czyjaś pani” do Marii Bojarskiej nie pasuje, raczej przyjaciółka czy opiekunka. Już ponad miesiąc smutna Kociołek nie rusza się prawie, siedzi zamyślona, boi się każdego szelestu, ale wydaje mi się, że z dnia na dzień, nabiera bardzo filozoficznej postawy, do świata i otoczenia. Tym otoczeniem jestem ja i moje trzy koty. Psy do niej nie zaglądają, ale ona pewnie wie, że gdzieś w pobliżu są też one. Kociołek ma 10 lat i nigdy nie wychodziła z warszawskiego mieszkania Marii. Była kotką Marii, po Jej śmierci zamieszkała w Milanówku. Oddałam jej pokój i chronię jej samotność. Dotąd z tego pokoju nie wyszła. Otacza ją smutek czy melancholia, rozumiem ją.

Siostry Bojarskie, Anna I Maria przed laty napisały scenariusz do serialu Modrzejewska. Spotykałyśmy się wtedy i potem często. Byłam sąsiadką Jana Łomnickiego, reżysera serialu, brata Tadeusza Łomnickiego męża Marii. Tadeusz i Siostry B. odwiedzali nasz zakątek Warszawy często, opowieściom, żartom, przytykom i złośliwościom z wielką miłością, szacunkiem i sympatią w tle, nie było końca. Siostry się nie rozstawały, jak mówił Tadeusz -są nierozłączne do tego stopnia, że pewnego dnia wpadły razem pod autobus na trasie W-Z, a ja nie wiem czy jestem mężem jednej czy dwóch.

Anna była pisarką o burzliwym życiorysie, marzyłam kiedyś i przygotowywałam się do zrobienia filmu, a potem teatru TV, z Jej książki „JA”. Nie pozwolono mi na to. Maria była teatrolożką i pisarką, autorką świetnej książki o Mieczysławie Ćwiklińskiej i uwielbianej przeze mnie książki „Król Lir nie żyje” napisanej po śmierci męża, Tadeusza Łomnickiego. Była często gościem naszych premier w Teatrze Polonia. Zmarła niespodziewanie.

Była taka noc, zadzwoniła Anna z Paryża, rozmawiałyśmy, w trakcie rozmowy nagle zrozumiałam, że zamierza popełnić tej nocy samobójstwo, zadzwoniłam do Marii, która była tak jak ja w Warszawie. Maria zadzwoniła dalej. Wysłała kogoś nocą do Anny w Paryżu. Potem usłyszałam – uratowałaś jej życie. Nie wiem. Wszystko to było wtedy, tak skomplikowane.

Dziś nie ma obu Sióstr B. (jest książka, autorstwa obu, pod tym tytułem) Kobiet niezwykłych, intrygujących. Kiedy myślę o nich obu widzę drżenie i słabość a jednocześnie odwagę i moc. Co mogę zrobić oprócz pamięci, zaopiekować się 10 – letnią kotką – żałobnicą. Podobno o trudnym charakterze.

…Panno Kociołek, wracam z pogrzebu twojej Marii, żałuj, że cię tam nie było. Było niezwykle. Pięknie i oryginalnie. W trakcie pożegnania rozpętała się nad cmentarzem afrykańska burza z piorunami. Przyjaciele mówili piękne, czułe słowa, przypominano zdania i czytano fragmenty twórczości. Maria – kto ma odwagę nosić to imię? Jestem jednoosobową odmiennością – mówiła. Każdy jest jednoosobową odmiennością. Panno Kociołek, była muzyka, wybrana przez samą Marię na okoliczność ewentualnego pogrzebu, w końcu zaniesiono Jej prochy do grobu, tak jak przed laty prochy Jej męża, w akompaniamencie tej samej piosenki „Dance Me” Cohena. Złożono prochy w grobie obok niego, w strugach gorącego deszczu. Są razem. Spokojni.

Panno Kociołek, jak długo będzie trwała twoja żałoba i lęk? Wyjdziesz kiedyś z tego pokoju? Twoja nowa przyjaciółka.

02
Lipiec
2023
23:36

Marii i Urbana - wszystkiego dobrego

30 lat reżyserowania! Przypomnieli mi dzisiaj pracownicy naszej fundacji o tej rocznicy. Dokładnie 2 lipca 1993 roku odbyła się w Teatrze Powszechnym premiera spektaklu ” Na szkle malowane”, mój debiut reżyserski. Od tego czasu 43 reżyserie teatralne, 15 reżyserii dla Teatru Telewizji , 2 opery, 2 seriale i 1 film fabularny. 30 lat, w tym dla naszej fundacji, Teatru Polonia i Och-Teatru, przez 19 lat istnienia – 36 reżyserii. Wzruszyłam się dzisiaj. Dziękuję.

01
Maj
2023
10:12

Józefa i Filipa - wszystkiego dobrego

Wczoraj widziałam 1 próbę generalną #GŁOWA W PIASEK w Teatrze Polonia. Będzie dobrze. Spektakl przyjacielski, rodzaj rozmowy z widzami, bez pouczania i nienachalnie o aktualnych problemach, opowieść o 3 kobietach i przyjemność z oglądania świetnych aktorek. Spektakl bardzo potrzebny w naszym repertuarze.
dziś znów #POMOC DOMOWA w majówkę, wiele radości, teatr pełny do ostatnich miejsc, choć wiele osób wyjechało z miasta.
idę na spacer z psami, posadzę ostrokrzewy, przeczytam jedną nową sztukę  i zapatrzę się w rozwijające się zielone liście. Miły 1 maja w samotności.

30
Kwiecień
2023
11:01

Mariana i Katarzyny - wszystkiego dobrego

Gramy cały weekend majowy POMOC DOMOWĄ w Och-Teatrze. Dziś wieczorem, po popołudniówce w Ochu, oglądam pierwszą próbę generalną GŁOWY W PIASEK w Teatrze Polonia.
Jestem ciekawa ale i spokojna, widziałam jedną z prób jakiś czas temu. Moja córka reżyseruje, trzymam kciuki- jak się banalnie określa życzenia powodzenia. 3 maja premiera.
Zimno, wszyscy gdzieś wyjechali, niby odpoczywają. Mam nadzieję, że 4 maja zjawią się na marszu organizowanym przez pana Donalda Tuska.
Czytam, robię adaptację, siedzę w ogrodzie, tęsknię za ptakami, których ani na lekarstwo.
W Internecie wspomnienia, czytam z zainteresowaniem. Dobrego dnia.https://m.facebook.com/groups/912617635825576/permalink/1671309073289758/

PS Widziałam film WSZYSTKO WSZĘDZIE NARAZ. Zmęczył mnie, na koniec banalna sentymentalna scena z oczywistościami, żeby pogłębić? Usprawiedliwić? Nadać sens? Cała akcja to historia dziejąca się podczas rozliczania podatków, pani od podatków- najlepsza rola. Koszmar. Polecę ten film mojemu księgowemu.

11
Kwiecień
2023
14:49

Leona i Filipa - wszystkiego dobrego

PORTRETY

KRYSTYNA JANDA. SCHODY DO NIEBA

10.04.2023 | 19 MINUT CZYTANIA | 51 ODSŁON

O Krystynie Jandzie pisać jest  trudniej. Stała się punktem odniesienia, wzorcem z Sèvres aktorstwa i postawy, ukochaną ikoną i jedną z najbardziej znienawidzonych osób publicznych. I to wszystko przebiega w jej przypadku w zasadzie bezkolizyjnie. Jest jedyna. Nie ma i nie będzie drugiej takiej Jandy.

Krystyna Janda, rys. Michał Marek
Krystyna Janda, rys. Michał Marek

Pazerna i pracowita 

Dziesiątki, setki już ról. „W aktorstwie Jandy jest mistrzowska mieszanina naturalności i sztuczności” – pisała Agnieszka Osiecka. Jest dzisiaj jedyną w Polsce gwiazdą w starym stylu. Ma oddanych wielbicieli, własny teatr, silną osobowość. Osiągnęła ten status nie poprzez skandale czy nachalną autopromocję, tylko dzięki kreacjom teatralnym, telewizyjnym i filmowym.

Określenie aktorka w przypadku Krystyny Jandy od wielu lat przestało być zresztą wystarczające. Występuje na scenie, w kinie i telewizji, reżyseruje, śpiewa, pisze felietony, zabiera głos. Opublikowała kilka książek, wydała sześć płyt.

Jest spełnioną kobietą sukcesu, laureatką większości teatralnych i filmowych wyróżnień w Polsce, oraz najbardziej prestiżowych nagród międzynarodowych: Złotej Palmy na festiwalu w Cannes za rolę w filmie „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego, Srebrnej Muszli w San Sebastian za kreację w „Zwolnionych z życia” Waldemara Krzystka czy nagrody aktorskiej na festiwalu w Montrealu za rolę w niemieckim filmie „Laputa”.

Niegdysiejsza gwiazda Teatru Powszechnego, od lat sama decyduje, w czym zagra, albo którą sztukę wyreżyseruje. Na przedstawienia w prowadzonych przez nią scenach – „Polonia” oraz „Och-Teatrze” trudno dostać bilety, a największą frekwencją cieszą się oczywiście spektakle z udziałem Krystyny Jandy, od nieśmiertelnej „Shirley Valentine”, poprzez „Boską!” i „Białą bluzkę”, po najnowszy, artystyczny i komercyjny sukces aktorki, monodram „My Way”. A przecież jako dyrektorka obu scen nie zaniża poziomu do typowej komercji. W „Ochu” i „Polonii” grany był zarówno nieśmiertelny „Mayday”, jak i sztuki Gorkiego, Czechowa, Witkacego.

Stosunek Krystyny Jandy do widza najpełniej przejawia się w postawie aktorki. Z powodzeniem mogłaby cieszyć się uznaniem publiczności w Warszawie, ale podobnie jak jej wybitni poprzednicy – Modrzejewska, Zelwerowicz czy Solski, jest artystką wędrowną, ciągle w trasie, z miasta do miasta, ponieważ tak rozumie powinność aktora. Trzeba docierać do miejsc, gdzie czekają widzowie.

Na temat fenomenu Jandy powstają prace magisterskie i rozprawy doktorskie, a o jej wyjątkowym przypadku rozpisują się dziennikarze i kulturoznawcy. Jej artystyczna biografia jest tak bogata i urozmaicona, że z łatwością można by nią obdzielić co najmniej kilkoro pierwszoligowych aktorów. Ponad osiemdziesiąt ról zagranych w teatrze, ponad pięćdziesiąt w Teatrze Telewizji, tyle samo w kinie: „Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Bez znieczulenia”, „Dyrygent” i „Tatarak” Andrzeja Wajdy, „Kochankowie mojej mamy” Radosława Piwowarskiego, „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego, „Golem” i „Wojna światów – następne stulecie” Piotra Szulkina, „Granica” Jana Rybkowskiego, „Der Grüne Vogel” (Zielony ptak) i „Mefisto” Istvána Szabó, „Espion, leve-toi” (Szpiegu, wróć) Yves’a Boisseta, „W zawieszeniu” i „Zwolnieni z życia” Waldemara Krzystka, „Stan posiadania” Krzysztofa Zanussiego, „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego, „Parę osób, mały czas” Andrzeja Barańskiego, „Rewers” Borysa Lankosza, „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha.

Teatr. Moja droga

Krystyna Janda w teatrze zadebiutowała 25 kwietnia 1976 roku w roli Fredrowskiej Anieli w „Ślubach panieńskich”. Reżyserował jej profesor, Jan Świderski, Gustawa zagrał ówczesny mąż aktorki – Andrzej Seweryn.

Miesiąc później, 26 maja, odbyła się kolejna premiera z jej udziałem – tym razem w Teatrze Małym Andrzej Łapicki wyreżyserował „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a. Zagrała rolę tytułową.

„Po kilku dziewczęcych rolach, o których krytycy pisali, że brawurowe, a sama artystka konsekwentnie skreśliła je ze swych wspomnień (Jenny w „Operze za trzy grosze” Brechta, Maud w „Dziewięćdziesiątym trzecim” Przybyszewskiej), postanowiła grać w teatrze jedynie to, co prawdziwie interesujące. Oczywiście dla niej. Większość artystów o tym marzy, ona to zrealizowała”– pisał Lech Piotrowski w „Leksykonie aktorów polskich”. I dodawał: – „W teatrze określiła się Janda jako programowa sufrażystka, zajęta na scenie przede wszystkim sprawą kobiet. Przez dłuższy czas pojawiała się z reguły w sztukach małoobsadowych, najchętniej w monodramach. „Edukacja Rity” Russella, „Z życia glist” Enquista, „Biała bluzka” Osieckiej, „Shirley Valentine” Russella, „Śmierć i dziewczyna” Dorfmana, „Kobieta zawiedziona” Beauvoir. Zespala te wszystkie teksty, pisane w różnych konwencjach i stylistykach, wspólnota tematu: to niekończąca się rozmowa o kondycji kobiety współczesnej, o jej tragediach, smutkach i życiu codziennym. Rozmowa przeprowadzona przez aktorkę przy zastosowaniu środków tak prostych, że zacierających granice pomiędzy sztuką a prawdą”.

W książce „Aktorki. Portrety” Janda wspominała: „W Teatrze Ateneum żyliśmy jeszcze wspomnieniem przedwojennego teatru. Dyrektor Warmiński pielęgnował tradycje Woszczerowicza: aktorstwo techniczne, dobre rzemiosło. W Teatrze Powszechnym już tego nie było, to była inna grupa aktorów, przede wszystkim młodych ludzi, inna też była temperatura, mniej to było koturnowe, akademickie. Kiedy trafiłam do Powszechnego, pracował tam Bronisław Pawlik, Franciszek Pieczka był najstarszy, ale prawie cała reszta to byli moi rówieśnicy. Na początku to nie był zespół gwiazdorski. „Ateneum” było gwiazdorskie, „Powszechny” nie, dopóki – za przeproszeniem – ja tam nie przyszłam. I Janusz Gajos. Mówię to również w znaczeniu negatywnym. Ale dopiero kiedy tam trafiliśmy, publiczność zrobiła z nas gwiazdy. To nie my uczyniliśmy się gwiazdami, publiczność nas wyniosła”.

Helena Modrzejewska, Danuta Wałęsowa, wzorowana na Marianne Faithfull Evelyn w telewizyjnej sztuce „Okruchy czułości”, Marlena Dietrich, Maria Callas, Monika w „Kobiecie zawiedzionej” Simone de Beauvoir, Shirley Valentine, Florence Foster Jenkins w „Boskiej!”– tyle kobiecych typów, tyle temperamentów. I tylko jeden wspólny mianownik – są to zawsze portrety fascynujące.

Janda: „Nie wiem, dlaczego wybieram tę albo inną postać. Nagle po prostu czuję, że mam coś do zagrania. Tak było na przykład ze spektaklem „Ucho, gardło, nóż”. Ja? Mam zagrać tego potwora, tę babę szaloną? Najpierw poznałam autorkę Vedranę Rudan, która siedziała w moim gabinecie, a ja nie mogłam z nią wytrzymać trzech minut, choć jednocześnie mnie fascynowała. Taki paradoks. Była okropna i wspaniała. Wiedziałam, że muszę zagrać Vedranę tak, żeby widzowie naprawdę się przejęli jej historią, wojną bałkańską, losem kobiet. Tak powstała Tonka Babić– jedna z najmocniejszych postaci, jakie zagrałam. Jest jak Matka Courage, prawda i brutalność. Podczas spektaklu non stop mówiłam „kurwa”, ale publiczności to nie przerażało.  (…) Są postaci mądrzejsze ode mnie albo głupsze. Szambelanowa w „Jowialskim” jest głupsza niewątpliwie, Florence w „Boskiej!” też. Część moich bohaterek jest obdarzona inteligencją, ale tylko życiową. Bardzo lubię grać to, co nie jest jednoznaczne. Czasami pomysł na rolę pojawia się mimochodem. Na pierwszych próbach „Boskiej!” byłam dość bezradna. Postać Florence Foster wydawała mi się daleka; niewiele o niej wiadomo – nie ma przekazów, jaka naprawdę była. Trochę zdjęć, płyty. Zastanawiałam się: jak to ubrać w pełnokrwistą rolę? Wymyśliłam, że będę miała monstrualny tyłek. Powiedziałam reżyserowi, Andrzejowi Domalikowi: „Słuchaj, musisz mi pozwolić na tę dupę, to dla mnie ważne, rodzaj podpórki”. I on to zrozumiał”.

Ochy i achy – „Och” i „Polonia” 

Pomysł na założenie prywatnego teatru narodził się nagle. W książce „Aktorki. Portrety” wspominała: „Przyjechaliśmy z polską delegacją do Brazylii. Spotkałam się z trzema tamtejszymi wielkimi aktorkami. Pytają mnie: »A ty masz swój teatr?«. Odpowiadam: »Ja? Teatr? Nie mam«. »A dlaczego? My mamy, wszystkie trzy«. Znały mnie z filmów Wajdy, przyszły zobaczyć koleżankę z innego kraju. Grałam wtedy w spektaklu, w którym miałam niemą rolę. Mówią: »Czyś ty zwariowała, taka rola, takie byle co? My byśmy w życiu takiej roli nie przyjęły. W życiu byśmy się na to nie zgodziły«. Odpowiadam: »Rozumiem, ale ja jestem zatrudniona w państwowym teatrze, to jest mój obowiązek«. »No to załóż sobie teatr«, usłyszałam. Co więcej, jedna z nich pokazała mi swój teatr. To mnie zdumiało. I właśnie wtedy, w Brazylii, po raz pierwszy zaczęła mi kiełkować myśl, że kto wie, może warto by kiedyś rzeczywiście spróbować. No, ale różne rzeczy przychodzą nam do głowy. Wróciłam z Brazylii i nie zrobiłam nic w tym kierunku. Do założenia teatru zmusiły mnie okoliczności. Odeszłam z Teatru Powszechnego w kwietniu 2004 roku. Złożyłam wymówienie w styczniu, do kwietnia wielokrotnie grałam wszystko, w czym występowałam. Grałam codziennie, bez dnia przerwy. Żegnałam się z widzami, płacząc. Na ostatnich spektaklach działy się sceny rozdzierające – tłumy ludzi, wspólne szlochanie. A potem przez cały długi rok nie dostałam żadnej propozycji zawodowej, ani jednej – ani od dyrektora teatru, ani od reżysera. Otrzymałam jedynie propozycje reżyserii i rzeczywiście wyreżyserowałam wtedy w Poznaniu „Namiętność”, a w Łodzi „Lekcje stepowania”, ale nie miałam żadnych propozycji aktorskich. Nic, ściana. A już tęskniłam bardzo do grania, postanowiłam więc, że sama wynajmę salę i coś małego zagram. Okazało się, że nie ma sali do wynajęcia, że trzeba ją kupić. Tak się zaczęło”.

Dzisiaj Teatr Polonia i Och-Teatr działają perfekcyjnie, przetrwały pandemię, publiczność przychodzi na spektakle, trudno dostać bilety, ale na sukces Janda musiała solidnie zapracować.

„Miałam chwile wahania – bliki, mgnienia – ale szybko się uspokajałam. Nie, nie, na pewno warto było przejść przez to wszystko. Tyle cudownych rzeczy nas tutaj spotkało, spektakli i prób, przyjaźni, śmiechu, płaczu, niespodzianek. No i przede wszystkim tysiące widzów. Tego nie można zlekceważyć. Dlatego nawet gdyby się to kiedyś zawaliło, i tak było warto”.

Kino. Wajda i reszta

Najważniejszym nazwiskiem w nie tylko filmowej biografii Jandy jest oczywiście Andrzej Wajda. To u niego zagrała w „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza”, w „Tataraku”, „Bez znieczulenia”, w etiudzie „Człowiek z nadziei” w cyklu „Solidarność, Solidarność”, w „Dyrygencie”.

Jej Agnieszka w „Człowieku z marmuru” to rola pokoleniowa. Weszła z impetem do polskiego filmu. Trzasnęła drzwiami. I nikogo za to nie przeprosiła. Oglądany po latach „Człowiek z marmuru” niewiele się zestarzał. Dzisiaj to jednak zupełnie inne kino niż w dniu premiery. Feministyczne kino akcji: opowieść o kobiecej sile, która przeciwstawia się całemu światu. Wygrywa.

Aktorka wspominała: „To ja zaproponowałam, że zrobię gest, którym ostatecznie zaczyna się film. Ekipa była skonsternowana, ale Wajda się zgodził. W momencie, gdy zginałam rękę w łokciu i całowałam pięść, wiedziałam już, kim jestem – muszę walczyć sama przeciwko wszystkim”.

Po nakręceniu „Człowieka” reżyser tak tłumaczył oryginalny wybór obsadowy: „Dla mnie najważniejszy był sposób, w jaki paliła papierosa w oczekiwaniu na kamerę i oświetlenie. Nigdy przedtem nie widziałem takiej nerwowości. Zachwycony, zwróciłem jej na to uwagę i poprosiłem o powtórzenie tego przed kamerą. Zrobiła to z wielką precyzją. Było dla mnie jasne, że jest aktorką świadomą”.

Wajda już wtedy wiedział, że za osobowością młodej, znerwicowanej dziewczyny, kryje się wielki talent, za jej gwałtownością – skupienie i warsztatowa pewność. Aktorsko dopiero się rodziła, a charyzmę otrzymała w prezencie od losu. I tylko w kilku scenach, kiedy Agnieszka zapominała o tupecie – mierząc się ze spokojem Birkuta, albo rozmawiając z ojcem (Zdzisław Kozień) – nerwowo palony papieros Jandy wypadał jej z rąk: Agnieszka odzyskiwała spokój. A na naszych oczach rodziła się wielka aktorka.

W 1982 roku zagrała Antoninę Dziwisz w „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego – to zdaniem wielu najwybitniejsza kobieca rola w historii polskiego kina. Oficjalna premiera filmu odbyła się w grudniu 1989 roku, siedem lat po zakończeniu zdjęć, już w nowej Polsce i po wyborach czerwcowych. Na festiwalu w Gdyni „Przesłuchanie” otrzymało nagrodę dziennikarzy i publiczności, a następnie nagrodę specjalną jury oraz wyróżnienia aktorskie dla Krystyny Jandy, Janusza Gajosa i Anny Romantowskiej. Bugajski otrzymał również Złote Grono i Don Kichota na festiwalu w Łagowie, Złotą Kaczkę „Filmu”, nagrodę Besef oraz FIPRESCI na festiwalu w Belgradzie i Srebrnego Hugona na festiwalu w Chicago. Ukoronowaniem tych wyróżnień była nagroda dla Krystyny Jandy – najlepszej aktorki MFF w Cannes w 1990 roku.

Janda: „Nagroda w Cannes to dla aktora filmowego jakby szczyt tego, co może osiągnąć, ale z drugiej strony – niczego nie zmienia. Musisz sobie powiedzieć: spokojnie, potem trzeba będzie pracować dalej”.

Ostatnią jej wyjątkową kreacją filmową jest Maria Linde w „Słodkim końcu dnia” w reżyserii Jacka Borcucha z 2018 roku (nagroda aktorska Sundance Film Festival). Zagrała mocną kobietę, postać wpisującą się w artystyczne emploi artystki. Maria Linde czuje się na siłach żeby dać świadectwo swoim przekonaniom. Mówi głośno to, co myśli, nie boi się zarzutów o hipokryzję czy polityczną naiwność. Jest pewną siebie, silną kobietą, laureatką Nagrody Nobla, przerastającą charyzmą cały dom, włącznie z dużo młodszym, egzotycznym kochankiem. Rozziew pomiędzy deklaracjami socjalnymi i politycznymi ferowanymi przez bohaterkę Jandy, a jej prywatnym życiem, wreszcie wysokim casusem społecznym, który uosabia, jest może najciekawszą płaszczyzną tego poruszającego filmu.

My way

„My Way”, wzruszający szlagier Sinatry, wykonywali u nas i Piotr Machalica, i Zbigniew Wodecki, i Jerzy Połomski, Janda w finale spektaklu o sobie, śpiewa to inaczej. Śpiewa o drodze, jej własnej drodze, wyboistej i trudnej, chwilami okrutnej, summa summarumwspaniałej. To również podsumowanie samego spektaklu.

Pretekstem na opowieść o jej życiu jest okrągły jubileusz – siedemdziesiąte urodziny, ale taki spektakl mógłby powstać również za dwa lata, albo osiem lat temu. Dlaczego? Bo akurat ona może sobie na to pozwolić, bez żadnych posądzeń o narcyzm i ekshibicję; może, ponieważ ma w Polsce, czy się komuś podoba, czy nie,  status zarezerwowany dla największych.

To nie jest stand-up, chociaż forma spektaklu jest podobna, jednak w „My Way” mamy precyzyjny, wyrafinowany tekst, klasyczną aktorkę, i człowieka. Mamy Postać. Oglądając, słuchając jej – z zapartym tchem – przywoływałem w pamięci własne spotkanie, ale także dziesiątki anegdot i opowieści usłyszanych na jej temat od aktorów, ludzi z branży, a także wyczytanych w jej zapiskach, notatkach, dziennikach i wywiadach. To są opowieści o sile śmiechu, perlistego śmiechu, sile poczucia humoru załatwiającego cały świat, i wszystkiego co gorzkie.

W finale spektaklu tonacja się zmienia, robi się poważniej. Janda mówi o świecie, który tak ceniła, a którego coraz bardziej się obawia. Wymienia kolejne przerażenia, wojny, i przemoc, wspomina o Polsce z bólem i z trwogą (polityka, ku zaskoczeniu niektórych, to jednak w tym przedstawieniu nieledwie margines). Umiera świat, który znała i kochała, znikają ludzie, o których nam opowiedziała. Nie ma Andrzeja Wajdy, Piotra Machalicy, Edwarda Kłosińskiego, tylu innych. Ona jest, wciąż jest: silna i odpowiedzialna, wie, że musi przetrwać wszystko, bo my, jej widzowie, czekamy na to. Na gwiazdę. Osiecka w „Rozmowach w tańcu”, pisząc o przyjaciółce, notowała: „Trzeba mieć świetne nogi i przekonanie o własnej niezwykłości”. To właśnie Janda.

Łukasz Maciejewski

*W tekście wykorzystałem fragmenty poświęconego Krystynie Jandzie eseju z mojej książki „Aktorki. Portrety” oraz  recenzji ze spektaklu „My Way”.

28
Marzec
2023
10:20

Anieli i Sykstusa - wszystkiego dobrego

 

wywiad do WPROST z panią Burzyńską


Czy Pani
się stresuje, wychodząc z monologiem „My way” do publiczności? Czy to jest tak, że stres, jakieś zawstydzenie czy wstyd albo niepewność konstytuująaktora czy to się zmienia na przestrzeni lat i doświadczeń?

 

Przepraszam ale to dziwne pytanie, jestem prawie 50 lat na scenie, przezywam stres jak każdy aktor, wieczór z „My Way’nie jest wyjątkiem, chodź na wyjątek wygląda, bo jest opowieścią o mnie samej, ale jest to spektakl z napisanym tekstem, nie improwizowany, jak każdy inny spektakl czy rola. Wstydzić się treści, nie mam powodu, zawsze chciałam te wszystkie historie opowiedzieć i o tych ludziach wspomnieć, jestem dumna ze swojego życia. Lubię te wieczory. Są one trochę w toutes proporcion gardees, amerykańskim stylu, widziałam takich wieczorów kilka w Las Vegas swojego czasu, artyści w formie nie stad-up ale właśnie monologu napisanego i precyzyjnie powtarzanego każdego wieczoru, opowiadali o sobie. Słowo wstyd, którego Pani używa, jest w stosunku do naszego zawodu adekwatne, tylko w wypadkach, kiedy aktor jest zmuszany do działań scenicznych wbrew własnej prywatności czy nawet intymności, gustowi czy poglądom, a to tu nie ma zastosowania.

 

 

W monologu mówi Pani, że nie poniosła w swoim życiu żadnych porażek. Jest Pani szczęściarą; nie znam nikogo takiego. Na płaszczyźnie zawodowej ani prywatnej nie uznaje Pani niczego za niepowodzenie?

 

Odnosi się to na scenie ściśle do moich spraw zawodowych, nigdy nie było katastrofy. O swoich prywatnych porażkach, nie mam zamiaru publicznie opowiadać, kilka razy żartuję z nich, a w zasadzie żartuję ze swoich słabości, śmieszności i charakteru cały czas podczas tych wieczorów.

 

Przyznaje jednak Pani, że aktorstwo to zawód upokarzający. Doświadczyła Pani takich momentów? Czy ten zawód bardziej nie upokarza kobiet?

 

Bywa tak i to widziałam, mnie nigdy nie dotknęło. Nawet najmniejsze upokorzenie. To co obserwowałam czasem, najczęściej dotyczyło braku talentu artysty z jeden lub drugiej strony, lub niezrozumienia intencji reżysera, a to się zdarza. Zawsze powtarzam moim reżyserom, nie ma takiej sceny, filmu czy projektu, który upoważniałby do upokorzenia człowieka, nie ma. Zabrałam na te temat zdanie wielokrotnie, między innymi jako szefowa naszych scen.

 

Kiedy działy się ważne lub bolesne wydarzenia w życiu Pani rodziny, najczęściej była Pani na scenie, m.in. dlatego uważa Pani, że aktorstwo to udręka i ekstaza?

 

Nie, nie dlatego. Mówiłam o naturze zawodu, o niczym innym. I długo by wyjaśniać. Nazywanie dokładne tego zresztą byłoby błędem. Kocham ten zawód, w jakimś sensie jest to sprzedawanie uczuć i prywatności, niesie ze sobą stres i wymaga użycia własnych, osobistych doświadczeń i emocji. To chyba zrozumiałe.

 

Powiedziała Pani, że zrobiła ten monolog, bo mogła. Co jeszcze robi Pani tylko dlatego, że może?

 

To oczywiście żart, który rozumie publiczność natychmiast i nagradza brawami. Jestem szefową tych teatrów, stworzyłam fundację, poświeciłam i ja i moja rodzina jej wszystko i materialnie, i duchowo, oddałam temu projektowi wszystko co miałam, także swojej pozycji zawodowej, dlatego zrobienie sobie prezentu na 70 urodziny uważam za naturalne. A jednocześnie są to wieczory, na których nasza fundacja zarabia niezłe pieniądze, robimy za nie projekty trudniejsze. Nie muszę mówić, że prowadzenie dwóch teatrów w tak trudnej sytuacji, teatrów bez stałej dotacji i przeprowadzenie tego gigantycznego dziś już przedsiębiorstwa przez najtrudniejszy czas i pandemię, wymaga nie lada sztuki.

 

Jak to możliwe, że przez 2 lata nie mogła Pani grać w Warszawie, nie dawano Pani pracy, więc by grać w teatrze w stolicy, musiała Pani sobie kupić teatr, stworzyć go od zera. To pominięcie to był wynik zawiści, zazdrości, strachu przed Panią- co to było?

 

Niech Pani i czytelnicy sami sobie odpowiedzą, ja nie bardzo mam ochotę.

 

Czy to prawda, że w fundamentach Teatru Polonia tkwi brylant z Pani pierścionka zaręczynowego?

 

Tak wpadł tam kiedyś podczas remontu i nigdy go nie znaleziono. To miłe. Zresztą moja obrączka wpadła kiedyś w szczelinę między deskami scenicznymi w Teatrze Słowackiego w Krakowie, kiedy kręciliśmy Modrzejewską i też nigdy jej nie znaleziono. Jest tam gdzieś.

 

Mówi Pani o sobie matka nienormatywna. Co to oznacza? I czy babcią Pani też jest nienormatywną?

 

Proszę wybaczyć ale rozwijanie żartobliwych skrótów scenicznych mnie męczy, czy to nie jest oczywiste że jestem „nienormatywną” matką, babcią,  kobietą w ogóle?

 

Pół żartem pół serio twierdzi Pani, że starość zaczyna się wtedy, kiedy nie można już założyć rajstop na stojąco, atak zupełnie na serio: kiedy ona się zaczyna według Pani?

 

U każdego w innym momencie, moim zdanie wtedy kiedy ktoś traci ciekawość, chęci  i zaczyna się oszczędzać w każdym aspekcie, także uczuciowym, zaczyna żyć przez zaniechanie. Niektórzy rodzą się starzy.

 

Jan Englert przyznaje, że starość to tracenie pewności siebie. Zgadza się Pani?

 

No, dobrze by było! Bo nie u wszystkich!

 

Według Pani praca jest dużo bardziej interesująca niż zabawa, no chyba, że tą pracą jest sprzątanie albo gotowanie?

 

Nie bardzo mam na takie zajęcia czas, choć żałuję, bo sąmoim zdaniem relaksujące, nie przynoszą problemów i stresów, nie wymagają decyzji, to ulga.

 

Jest Pani pracoholiczką, pasjonatką a może społecznikiem?

 

Niech sobie Pani odpowie. Jestem czym sobie Państwo życzą.

 

„Od momentu, kiedy władza się zmieniła, nie ma żadnej pomocy, a raczej same przeszkody“ tutaj mówi Pani o braku dofinansowań działalności Pani teatru. Jaką więc kulturę obecnie wspiera nasz rząd? Albo: jak dzieli kulturę?

 

Dzieli według własnego „widzi mi się” i wytycznych partii rządzącej. Ja zresztą publicznie nie oceniam, bo mi nie wypada mówić o innych artystach, mówię tylko o sobie, naszej fundacji i co podkreślam mówię o pomocy na projekty artystyczne, nie o pomocy z powodu pandemii, która należała się wszystkim instytucjom. A jaką politykę uprawa nasz rząd, jeśli chodzi o kulturę? Codzienna prasa i skandaliczne newsy przynoszą te wiadomości. Nie wtrącam się w to bo się tym wszystkim brzydzę.

 

Jakiej jest Pani myśli, jeśli idzie o wybory?

 

Jeśli partie opozycyjne się nie zjednoczą i nie wystawią jednej listy, przegramy. Trzeba unieść się ponad partyjne, osobiste ambicje i zacząć myśleć o Polsce. To chwila dla naszej przyszłości bardzo ważna .

 

13 lat temu przeczytałam Pani felieton o tym, czy zasługujemy na mężczyzn swoich marzeń. W tym felietonie odpowiedziała Pani, że nie; że dokonujemy wyborówmężczyzn sobie godnych, do nas podobnych, takich samych jak my. Słuchając Pani opowieści o Pani mężu w „My way, oglądając „Tatarak, znów powtórzę: jest Paniszczęściarą, odnalazła Pani miłość życia, był to mężczyzna Pani marzeń.

 

Nie pamiętam tamtych dawnych moich wypowiedzi, czy przytacza to Pani wiernie? bo wygląda mętnie, ale tak…spotkałam ideał dla mnie i byłam kochana i kochałam, to daje harmonię, szczęcie i spokój, nawet kiedy to już tylko wspomnienia.

 

Mówi Pani, że boi się utraty miłości widowni. Gdyby Paniją straciła, co by się z Panią stało?

 

A nic, chodziłbym z psami na spacer, może wróciła do malowania, pojechałabym gdzieś san dłużej, ale co by było z fundacją? W każdym razie to jest natychmiast weryfikowalne, przestaną kupować bilety na mnie – kończę, jeśli się tak stanie, nie zamierzam sobą męczyć ludzi.

 

W teatrze każda rola umiera wraz z opadnięciem kurtyny?Jeśli to prawda, to myślę sobie, że może dlatego nie lubi się Pani kłaniać?

 

Nie, nie lubię się kłaniać, znowu Pani źle zrozumiała, tylko jak to za długo trwa to mnie to krępuje, mam z tym problem. Ukłony dla publicznością są miłym momentem, ale wyjście trzykrotne wystarczy moim zdaniem. Przyjaźnie się z publicznością, tak to rozumiem, uwielbienie nadmierne mnie peszy.

 

 

 

27
Marzec
2023
08:16

27 marca 2019 - Międzynarodowy Dzień Teatru

zobacz zdjęcie

Lidii i Ernesta - wszystkiego dobrego

Dziś Międzynarodowy Dzień Teatru, składam wszystkim kolegom i koleżankom podziękowania za pracę i najlepsze życzenia. Wysyłam serdeczności i podziękowania dla wszystkich widzów.
To prawda, sztuka nie musi być ani piękna ani moralna, ale kłaniajmy się przed tymi, którzy dokonują starań aby taka była.
Serdeczności i podziękowania dla Was kochani.

orędzie na Dzień Teatru 2023

Piszę do Was to przesłanie w Międzynarodowy Dzień Teatru i choć czuję się ogromnie szczęśliwa, że do Was przemawiam, jednocześnie drżę z powodu cierpienia, którego wszyscy – artyści teatralni i nieteatralni – doświadczamy […]. Niepewność jest skutkiem tego, z czym musimy mierzyć się wobec licznych konfliktów, wojen i katastrof naturalnych. Niszczą one nasz świat materialny, duchowy i rujnują życie psychiczne.

Mówię do Was dzisiaj, czując jednocześnie, że świat stał się samotną wyspą lub statkiem we mgle, który składa żagle i dryfuje bez sternika i punktów orientacyjnych. Kontynuuje jednak podróż z nadzieją, że dotrze do bezpiecznej przystani po długiej, morskiej wędrówce.

Świat nigdy nie był tak zjednoczony i podzielony zarazem. W tym tkwi dramatyczny paradoks naszej współczesności. Z jednej strony szybkość informacji i nowoczesna komunikacja przełamały wszelkie bariery geograficzne. Z drugiej dzisiejsze konflikty i napięcia przekroczyły granice logicznego myślenia, tworząc fundamentalną rozbieżność, która oddala nas od prawdziwej esencji życia.

Teatr w swojej pierwotnej formie to działanie oparte właśnie na fundamencie człowieczeństwa, jakim jest życie. Jak mawiał Konstanty Stanisławski: „Nigdy nie wchodź na scenę z błotem na stopach. Zostaw swoje brudy na zewnątrz. Pozbądź się swoich małych zmartwień i wszystkiego, co odwraca twoją uwagę od sztuki”. Wchodząc na scenę, wnosimy na nią pojedyncze życie, które ma zdolność pomnażania energii. Ożywia ona innych, sprawia, że rozkwitają i stają się bogatsi wewnętrznie.

To, co robimy w teatrze jako dramaturdzy, reżyserzy, aktorzy, scenografowie, poeci, muzycy, choreografowie i technicy, wszyscy bez wyjątku, to akt tworzenia życia, które nie istniało, zanim nie weszliśmy na scenę. To życie zasługuje na troskę. Zasługuje na opiekuńczą dłoń, która je trzyma, kochającą pierś, która je obejmie, łagodne współodczuwające serce i trzeźwy umysł pozwalający przetrwać.

Nie przesadzam mówiąc, że to, co robimy na scenie jest aktem powoływania życia z nicości: jak palący się żar, który świeci w ciemności, rozjaśniając mrok nocy i rozgrzewając jej chłód. To my dajemy życiu jego wspaniałość. To my je ucieleśniamy. To my sprawiamy, że jest pełne witalności i znaczenia. Dostarczamy narzędzi do jego zrozumienia. Używamy światła sztuki, by stawić czoła ciemności ignorancji i ekstremizmu. Wyznajemy doktrynę życia po to, by mogło się rozprzestrzeniać. Nasz wysiłek, czas, pot i łzy, krew i nerwy, wszystko, co mamy, służą temu wyższemu celowi. Broniąc prawdy, dobra i piękna, wierzymy, że życie zasługuje na to, by być przeżywanym.

Dzisiaj przemawiam do Was nie tylko po to, żeby celebrować święto ojca wszystkich sztuk – teatru. Zapraszam Was by wspólnie, stanąwszy ręka w rękę i bark w bark, wykrzyknąć pełnymi głosami (tak jak na scenach naszych teatrów), by świat poszukał w sobie zagubionej istoty ludzkiej. Niech nasze słowa wybrzmią, budząc sumienie całego świata, prosząc o wolnego, tolerancyjnego, kochającego, współczującego, delikatnego i akceptującego człowieka. Odrzućmy podły wizerunek brutalności, rasizmu, krwawych konfliktów, jednostronnego myślenia i ekstremizmu. Ludzie chodzą po tej ziemi i pod tym niebem od tysięcy lat, i będą kontynuować swoją wędrówkę. Wyjdźmy zatem z bagna wojen i krwawych konfliktów – zostawmy je u drzwi sceny. Może wtedy zamglone wątpliwościami człowieczeństwo stanie się na nowo kategorycznym pewnikiem. Bądźmy znowu dumni, że jesteśmy ludźmi, braćmi i siostrami.

Naszą misją […] od pierwszego występu aktora na scenie jest stała konfrontacja z tym, co brzydkie, krwawe i nieludzkie. Naprzeciw stawiamy wszystko, co piękne, czyste i humanitarne. Mamy zdolność rozsiewania życia. Pomnażajmy je razem dla dobra zjednoczonego świata i ludzkości.

Samiha Ayoub

Przekład: Stuart Dowell

Redakcja: Kamila Paprocka-Jasińska/ Paweł Paszta

Biografia: Samiha AYOUB, Egipt

Aktorka egipska, urodzona w dzielnicy Shubra w Kairze. Ukończyła Wyższy Instytut Sztuk Dramatycznych w 1953 roku, gdzie była uczona przez dramaturga Zaki Tulaimat. W ciągu swojej artystycznej kariery zagrała w około 170 sztukach, w tym Raba’a Al-AdawiyaSekkat Al-SalamahKrwawe zasłony KaabaAgha Memnon i Kaukaskie koło kredowe. Chociaż prace teatralne stanowią większość jej dorobku artystycznego, występowała także w kinie i telewizji. W kinie zasłynęła dzięki kilku filmom, w tym Ziemia hipokryzjiPoranek islamu, Z szczęściem i Wśród ruin, ma też na swoim koncie wiele wybitnych filmów telewizyjnych, wśród których można wymienić Światło rozproszone, Czas na róże, Amira w Abdeen oraz Al-Masrawiya. Otrzymała wiele odznaczeń od kilku prezydentów, w tym Gamala Abdel Nassera i Anwara Sadata, a także prezydenta Syrii Hafiza al-Assada i francuskiego prezydenta Giscarda d’Estainga.

13
Marzec
2023
06:40

Bożeny i Krystyny - wszystkiego dobrego

  Dziś  pierwsza próba generalna OKNA NA PARLAMENT, we czwartek premiera  a potem kalejdoskop wyjazdów ze spektaklami.
Serdecznie  pozdrawiam .

Janda, po prostu

„My Way” – aut. Krystyna Janda – reż. Krystyna Janda – Teatr Polonia w Warszawie

Jest o czym opowiadać. Debiut w Teatrze Telewizji u Aleksandra Bardiniego, pierwsza teatralna rola w warszawskim Ateneum u Janusza Warmińskiego, pierwszy raz na dużym ekranie, od razu w głównej roli, u Andrzeja Wajdy, w jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym polskim filmie lat 70., „Człowieku z marmuru”. Czy ktoś, kto zdecydował się na aktorską drogę, mógłby sobie wymarzyć dobitniejszą sekwencję debiutów?
Początek był znakomity, rzec można wedle hitchcockowskiej recepty, po prostu bomba. Kariera nie zwalniała tempa, przyszło zasłużone uznanie krajowe i międzynarodowe, kilkadziesiąt nagród, w tym Złota Palma dla najlepszej aktorki w Cannes za przejmującą rolę Antoniny Dziwisz w pamiętnym, odłożonym przez komunistyczną cenzurę na osiem lat na półkę, „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego. 12. sezonów na Jaracza, 18. w warszawskim Teatrze Powszechnym, wreszcie skok na głęboką wodę i założenie, w roku 2005, pierwszego w stolicy prywatnego teatru – „Polonii”, uzupełnionego pięć lat później „Och-Teatrem”. Skrupulatnie, według wykazu w programie do spektaklu, licząc – 236 artystycznych dokonań: ról i reżyserii, w teatrze, filmie i operze. Zaiste, jest o czym opowiadać.

Krystyna Janda zdecydowała podarować widzom nader oryginalny urodzinowy prezent w postaci, jak to określiła – monologu, choć tekst i inscenizacja wyczerpują wymogi definicji monodramu, w której to teatralnej formie jest przecież mistrzynią, docenioną Nagrodą im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego „za wybitne osiągnięcia artystyczne, w tym w szczególności w sztuce monodramu”. Trudno byłoby przecież znaleźć kogoś bieglejszego w teatrze jednej aktorki. Dość wspomnieć „Shirley Valentine”, „Ucho, gardło, nóż” czy „Danutę W”. Janda przez prawie dwie godziny perfekcyjnie monologuje, rozpinając narrację w szerokim spektrum, między spowiedzią na stand-upem, konsekwentnie patrząc wstecz, przeważnie z przymrużeniem oka, szczodrze posługując się anegdotą, dowcipem, bon-motem, dykteryjką, czy humoreską, nie zapominając wszakże o liryce, wprowadzając w opowiadanie wszystkich tych, którym jej sukces tak wiele zawdzięcza: zawodowo i prywatnie, a takich postaci jest przecież niemało, przeważnie powszechnie znanych, z jednym wszelako wyjątkiem, Honoraty, gosposi która stała się w życiu aktorki ostoją domowej zwyczajności, dając oddech niezbędny artystycznemu sukcesowi, możliwość konsekwentnej kreacji życia na własnych warunkach.

Janda w tym olśniewająco skromnym spektaklu bawi i wzrusza, prowokuje do refleksji nie tylko nad jej drogą. Można bowiem rzecz potraktować bezpośrednio, można jednak wiele zeń wynieść w szerszym kontekście, zgłębiając tekst jako przewrotne lustro, w którym dostrzeżemy własny cień, jako swoisty przepis na życie, prowadzone dość wyboistą i krętą, ale jakże satysfakcjonującą drogą. Przecież nie ma nań jednego wzoru, ale na prawdziwie dobrą, uczciwą zmianę nigdy nie jest za późno, trzeba, tylko tyle i aż tyle, odwagi, bo także o tym, jeśli nie przede wszystkim, jest ta inscenizacja. Widzimy w niej, jak to w życiu, więcej deszczu i mniej słońca niż byśmy sobie życzyli, ale ta klimatyczna metafora spaja się w końcu w stan immanentnie względnej równowagi, danej każdemu, tyle że w różnych proporcjach. Niby nihil novi sub sole, ale krzepiącym jest usłyszeć i odczuć to ze sceny, gdzie intymność i otwartość idealnie się uzupełniają.

Poza wszystkim spektakl z Marszałkowskiej unaocznia jakże oczywisty fakt. Krystyna Janda jest bezsprzecznie jedną z najcenniejszych, najbardziej wartościowych instytucji polskiej kultury. De facto, w opozycji do tych de nomine, tworzonych tak licznie i hojnie w czasach prób kształtowania umysłów wedle jedynie słusznej sztancy. Instytucji, która musi liczyć na siebie, licząc widzów, bo o znaczących dotacjach, tu i teraz, może zapomnieć. „My way” jest, na swój przewrotny sposób, teatralnym gestem Kozakiewicza, gigantycznym frekwencyjnym sukcesem, z biletami wyprzedanymi do czerwca, gdzie po wejściówkę trzeba się pojawić na kilka godzin przed 19 30, aby mieć pewność. To pokazuje jak ważnym odruchem solidarności jest w społecznym odbiorze ten spektakl, jak bardzo ludzie potrzebują solidnej dawki optymizmu, w czasach, gdy jest w takim deficycie, a także sensownej inspiracji, do czego artystka wprost nawiązuje, życząc wszystkim, aby idąc swoją drogą byli szczęśliwi.

W finałowym przełamaniu kameralnej narracji, kiedy Janda, początkowo przy nastrojowym akompaniamencie trąbki, wspartym po chwili brzmieniem całego zespołu muzycznego, brawurowo wykonuje polską wersję arcyprzeboju Franka Sinatry, dramaturgicznego lejtmotywu wieczoru, widzimy na scenie prawdziwą damę polskiego filmu i teatru, która postanowiła odsłonić rąbek swojej duszy, widzimy artystkę, która podsumowuje niełatwe życie, widzimy szczęśliwą, spełnioną kobietę: matkę, aktorkę, reżyserkę, autorkę, aktywistkę, dyrektorkę teatru i business woman, wciąż gotową na wyzwania.

Chapeau bas!

06
Luty
2023
19:37

Doroty i Tytusa - wszystkiego dobrego

AUDACJA NAPISANA Z OKAZJI OTRZYMANIA PRZEZ DANUTĘ WAŁĘSOWĄTYTUŁU HONOROWEJ OBYWATELKI GDAŃSKA

 

Szanowni Państwo, to przede wszystkim to wielki zaszczyt towarzyszyć tej uroczystości i móc skreślić kilka zdań, na temat wspaniałej kobiety, która jest jedną z najważniejszych postaci naszych czasów. Wszystkie najpochlebniejsze słowa nie wystarczą, aby uhonorować panią Danutę Wałęsę i oddać Jej szacunek i należne podziękowania. Ja kłaniam się najgłębiej jak umiem.

Kiedyś nie wiedzieliśmy o Danucie Wałęsowej nic, żyjąca na skrzyżowaniu największej historii kobieta, zaplątana, uwikłana w tę historię, jak się wydawało wbrew własnej woli, kryjąca się w cieniu Lecha Wałęsy, w cieniu Jego autorytetu i działalności, budziła zawsze ciekawość. Wszyscy podejrzewali, że Jej obecność w centrum wydarzeń jest znacząca. Jejpraca, wysiłek wkładany w wychowanie ośmiorga dzieci, prowadzenie domu i scalanie rodziny, w momencie ekstremalnie trudnym dla Polski, w chwiligwałtownych zmian, w które wprowadziła Ją i całąrodzinę, działalność opozycyjna i bezkompromisowość Lecha Wałęsy, budziła zawsze absolutny respekt i uznanie. Powstawanie Związku Zawodowego Solidarność, strajk w stoczni i następujące po porozumieniach sierpniowych miesiące i lata, internowanie męża a następnie prezydentura nie pozwalały nam zapominać, że tam obok, gdzieś, jest Ona. Mitologiczna Tytania.  

I wreszcie pojawiła się, pewnego dnia publicznie,skromna, otwarta, energiczna, szczera, pełna prostoty, serdeczności i taktu. Objawiła Polakom i światu kobieta z Gdańska, żona Lecha Wałęsy,reprezentująca Go także, w następstwie zdarzeń, publicznie. Najpierw jako żona Przewodniczącego Solidarności, później jako Pierwsza Dama Rzeczpospolitej Polskiej, wspaniale i godnościąsprawowała te zaszczytne funkcje. Przez ostanie lata, podziwiamy Ją twardą, zdecydowaną, bezkompromisową, trwającą jak opoka przy swoim słynnym mężu- pomniku, przez niektórych obalanym, zniesławianym i prześladowanym, zawsze po Jego stronie, zawsze jako niezłomna Jego obrończyni.

Mogliśmy się tylko domyślać jak trudne i skomplikowane było Jej życie, w skromnym mieszkaniu, przez które bezustannie przechodziła burza Wielkiej Historii, w mieszkaniu, w którym było i biuro Solidarności i centralne miejsce spotkań i centrum najważniejszych decyzji, mieszkaniu, w którym jednocześnie toczyło się codzienne życie rodziny z ósemką wychowujących się tam dzieci. Mogliśmy tylko podejrzewać jak wielkiej odporności i ile wysiłku i rozwagi, umiejętności i charakteru,wymagał ten czas dla żony i matki, gospodyni domu, opiekunki i ostoi rodziny. Jak niespokojnym i trudnym czasem musiał być okres internowania Lecha Wałęsy, kiedy została sama a jednocześnie musiała reprezentować nieobecnego męża w mediach i na forum publicznym, czego ukoronowaniem było odebranie w Jego imieniu Pokojowej Nagrody Nobla, z pełnym godności i skromności Jej wystąpieniem.

Po latach pani Danuta zwierzyła się z trudów i kolei losów w długim wyznaniu „Marzenia i tajemnice” a po lekturze tej ponad 500 stronicowej książki, po poznaniu szczegółów Jej trudów i obaw, podziw dla Jej „niewzruszonego trwania jeszczewzrósł i trwa. Patrzymy na Nią dziś jak na symbol, Polki, matki, żony, obywatelki, kobiety wreszcie.

Po ukazaniu się książki, kiedy „ przemówiła” jak to nazywano, została uhonorowania wieloma nagrodami, wyrazami uznania i jawnego podziwu, została „Odkryciem telewizyjnym roku 2012, obdarowano Ją nagrodą Tygodnika PowszechnegoMedalem Św. Jerzego, nagrodą MocArta za klasę i styl, Człowiekiem roku w plebiscycie Dziennika Bałtyckiego a prezydent Bronisław Komorowski odznaczył Ją za pomoc ludziom i działalność charytatywną i społeczną Orderem Odrodzenia Polski Polonia Restituta, drugim najwyższym odznaczeniem cywilnym Rzeczpospolitej. Wszystkiete wielce zasłużone uznania były otoczone szeroką akceptacją Polaków.

Encyklopedie całego świata pod hasłem Danuta Wałęsa, notują – Działaczka społeczna, w latach 1990-1995 Pierwsza Dama RP, prywatnie żona Przywódcy Solidarności i prezydenta RP Lecha Wałęsy ale my dziś wiemy co kryje się pod tym suchym komunikatem. Jaki wysiłek, mądrość, jaka godność, honor i niezależność poglądów. A „klasa i styl” są tu też niebagatelnym elementem.

W swojej książce pani Danuta deklaruje: Nigdy nie myślałam o sobie, żyłam jedynie dla męża i dzieci. A wielu uważa, że bez wsparcia pani Danuty sprawy i gigantyczne osiągnięcia Lecha Wałęsy, byłyby dużo trudniej osiągalne. Należą się Jej podziękowania od nas wszystkich.

Z racji pracy nad spektaklem „Danuta W.” poznałam panią Danutę i kontaktowałam się z Niąstale i wielokrotnie. Jestem pełna szacunku i podziwu dla Jej racjonalności, mądrości, skromności, taktu, „normalności cokolwiek to znaczy. Jej empatia i ciekawość ludzi, rozumienie spraw zwykłych i tych największych, budzi podziw i czułość, nie tylko moją.

I jeszcze jedno, bodaj najważniejsze dziś dla nas kobiet, pani Danuta, publicznie zawsze występowała w obronie kobiet, ich godności i dla ich dobra, zawsze była i jest godną reprezentantką kobiet polskich. Jesteśmy za to bardzo wdzięczne.

Danuta Wałęsa, nierozerwalnie związana z Gdańskiem, jest i zostanie dla nas symbolem godnym szacunku, podziękowań i najlepszych życzeń. Zasługuje na wszelkie zaszczyty i honory a jednocześnie jest bardzo, bardzo zwyczajnie jedną z nas.

Bardzo dziękuję, że mogłam napisać te słowa. Krystyna Janda.

6 luty 2023

03
Luty
2023
23:24

Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego

Wywiad . Ewa Kaletą. Wysokie Obcasy.

 

Krystyna Janda: Przyniosła Pani kwiaty żebym była miła? ( śmiech)

Ewa Kaleta: Nie. Przyniosłam je żeby Pani pokazać, że nie chcę pani atakować. Chciałam zostać dziennikarką po obejrzeniu „Człowieka z Marmuru”. Więc…

 

Krystyna Janda: O matko, to jeszcze gorzej.

EK: Dlaczego?

 

Krystyna Janda: Dobrze, proszę pytać.

E K: Od lat przegląda się Pani w oczach ludzi, patrzą na Panią rzędy ludzi w teatrze. Niezliczona ilość widzów w kinie i telewizji. Co Pani widzi patrząc w lustro, będąc ze sobą sam na sam?

 

KJ: Nic. Śpieszę się. Nie mam czasu się nad tym zastanawiać.

EK: Nic?

KJ: Nic. Pracuję. Prawie nikogo już nie widuję.

 

EK: Dlaczego?

KJ: Trochę nie mam już na to ochoty. Mam za dużo na głowie.

EK: Ktoś Pani coś zrobił złego, że przestała Pani potrzebować ludzi?

 

KJ: Nie. Po prostu dużo pracuję. Mam poza tym 70 lat. Jestem zmęczona.

EK: Dlaczego Pani tak dużo pracuje w wieku 70 lat?

KJ: Bo chcę. Dlatego że praca sprawia przyjemność i nadaje sens mojemu życiu. Bo prowadzę wielkie przedsiębiorstwo, wielką fundację. Dwa teatry które grają 900 razy w roku. To jest naprawdę duża ilość ludzi, problemów i spraw. Muszę być przede wszystkim do ich dyspozycji.

EK: Żałuje Pani, że nosi tyle na barkach?

 

KJ: Nie. Co miałabym robić innego, ze sobą, w moim wieku? Przede wszystkim wciąż dużo gram. Na szczęcie ciągle ludzie chcą mnie oglądać. Zawsze uważałam, że praca jest ciekawsza niż zabawa.

EK: To ucieczka przed przemijającym czasem?

KJ: Nie lubię tych wszystkich teorii psychologicznych. Pierdoły. Poza tym to stwierdzenie ma zabarwienie negatywne, a tego nie lubię. Lubię pozytywy.

EK: Skoro nie zajmuje Pani głowy żadna narcystyczna myśl, o którą podejrzewa Panią wielu ludzi, to co wypełnia Pani myśli?

 

KJ: Myślę o tym, żeby to wszystko dokoła, to czego się podjęłam, co stworzyłam, te teatry, się udało i trwało. Jeśli coś ode mnie zależy, zależy mi, żeby było dobre. Mówię także o moim życiu

EK: Ale to uwielbienie, które Pani dostaje, które nie jest jak widzę, Pani zupełnie potrzebne. Nawet kwiaciarka pod pani teatrem mówi, że zarabia głównie na kwiatach kupowanych dla pani.

KJ: To miłe. Ale nie jestem taka zła.

EK: Proszę?

 

KJ: Zależy mi na uznaniu, aprobacie, jak każdej aktorce, jak każdemu człowiekowi. Pani myśli, że jestem teraz zła a ja jestem tylko zniecierpliwiona. Nie lubię tych wywiadów, zmuszania mnie do wypowiedzi na każdy temat, tylko nie na tematy zawodowe, odganiam to. Ciekawa jestem co Pani widziała u nas w teatrze, przed tym wywiadem i nie pytam z uprzejmości, wielu dziennikarzy przychodzi tu na wywiady nie znając nas, moich ról, naszego repertuaru. Niecierpliwi mnie to, bo to nie profesjonalne. Wielu ludzi na mnie napiera, chcą czegoś, poparcia, pomocy, zajęcia stanowiska na tematy ogólne. Robię to, bo uważam, że to także obowiązek osoby publicznej, ale.. Takich spraw, mam codziennie dziesiątki. Staram się stanąć na wysokości zadania, ale mnie to męczy. Jest zbyt wiele spraw w fundacji, w teatrach, ludzkich spraw, problemów dookoła, do tego gram i mam próby, staram się niepotrzebne lub mniej ważne odganiać. Dlatego jestem zniecierpliwiona, szczególnie pytaniami zbyt ogólnymi i na moje tematy prywatne, proszę mnie zrozumieć.

EK: Zawsze Pani tak żyła?

 

KJ: Nie, kiedyś nie było fundacji i byłam gwiazdą.

EK: Nie jest nią Pani nadal?

KJ: Nie (śmiech). Teraz służę innym, tu w teatrach, fundacji. Jestem do dyspozycji. Staram się dopilnować tego co stworzyłam i zmagam się z tym każdego dnia. Nie nie jestem już gwiazdą w popularnym znaczeniu.  Moje interesy i osobiste sprawy, sukcesy, są na dalszym planie. Wykonuję poważne zadanie. Dźwigam odpowiedzialność za innych.

EK: Jak pani zniosła to przeniesienie uwagi z siebie na innych?

KJ: Podjęłam decyzję o wzięciu odpowiedzialności za „całość” 18 lat temu. Teatry i ich powodzenie, są ważniejsze niż ja aktorka, ja reżyserka. Już od dawna nie mam osobistych „marzeń” zawodowych. Zresztą jak mam na coś ochotę to to realizuję w ramach naszych teatrów, ale widzi Pani moje role z ostatnich lat? Wszystko albo „w służbie narodu” albo fundacji no i jak trzeba grać, bo inni nie mają czasu, to gram, jak trzeba zrobić za kogoś zastępstwo, to je robię. Gram, gram i gram. Dużo, bo trzeba, ale i dlatego że nie umiem inaczej żyć.

EK: Co to robi z człowiekiem, kiedy tyle gra?

KJ: Zawsze tak dużo grałam, od lat też dużo reżyseruję. Proszę nie myśleć, że jestem wyjątkiem, wielu aktorów tak pracuje.

EK: Jeszcze Pani lubi wychodzić na scenę?

 

KJ: Oczywiście. Kocham grać. Nie chce mi się, ale kocham. Jak już wejdę na scenę, to przez dwie godziny „płynę” i mam z tego przyjemność, zapominam o świecie.

EK: Jest Pani symbolem dla wielu pokoleń, dla jednych ..

 

KJ: Przepraszam, że przerywam. Ale…

EK: Nie przyjmuje Pani ode mnie komplementów, ani po tym jak weszłam, ani teraz, że Pani role, mogą być dla ludzi ikoniczne, wpływać na ich decyzje. Głęboko inspirować.

 

KJ: Mam nadzieję, że tak jest i myślę o tym w momencie, kiedy coś tworzę, cos powstaje, kiedy spotykam się z publicznością. Gram najlepiej jak potrafię, prowadzę teatry najlepiej jak umiem. Dla ludzi i z przyjaciółmi. Z aktorami, reżyserami, pracownikami fundacji. Niecierpliwią mnie czcze chwile. Musi to pani zrozumieć, żyję w sprawach. Boję się w życiu tylko jednego…

EK: Czego?

 

KJ:  Boję się, że tego by mogło nie być, że musiałabym się zajmować czymś innym. Albo nie robiłabym nic, tylko miała wolne. To byłaby dla mnie prawdziwa tragedia. Mnie interesuje tylko to.

EK: Trudno mi na Panią patrzeć. Widzę Pani role. Jest Pani ideą a nie człowiekiem. Chodzącym monodramem.

KJ: Monodramem? Monodram to coś co się gra samemu, w samotności, a ja jestem otoczona tłumem ludzi. I to wszystko jest dla ludzi, wielu ludzi. Na tym polega ten zawód. Głupoty i boczne sprawy mnie niecierpliwią. Jestem sobą, od dawna nic nie udaję prywatnie, ale jestem osobą publiczną i szefową wielkiej fundacji, odpowiedzialną za wielu ludzi. Jednocześnie nie rezygnuję z własnego zdania nawet najbardziej kontrowersyjnego, na żaden temat, bo moim zdaniem, mam do tego prawo. Wszyscy wiedzą, jakie mam poglądy, bo je wyrażam. Uważam, że obecna władza szkodzi Polsce i nam wszystkim. Muszę tylko bardzo pilnować tylko tego robię, jak się zachowuję. Dziś rano, badano mnie alkomatem. Moim zdaniem czekali na mnie, tak to wyglądało. Pewnie warto byłoby niektórych skompromitować. Przed wyborami dobrze by było kilka osób złapać na czymś kompromitującym.

EK: Żałuje Pani czegoś w życiu?

 

KJ: Za chwilę odbędzie się premiera mojego nowego spektaklu, My way, moja droga, na moje 70 urodziny, będę między innymi mówić i o tym. To nie będzie bardzo śmieszne, smutniejsze niż moim zdaniem mogłoby być, ale takie wychodzi, napisałam to sama.

EK: Smutne, dlaczego? Pani życie to jeden wielki sukces.

 

KJ: niby tak, ale za często teraz myślę o śmierci. Wielu moich bliskich, przyjaciół, w moim wieku, żyje z tymi myślami. Jeszcze kilka lat aktywności, przyjemności życia i koniec. Presja czasu. To nic złego, to naturalne, ale smutne.

EK: A o czym konkretnie Pani myśli w kontekście śmierci?

KJ: Żeby zdążyć wszystko uregulować, żeby tu w Fundacji, w rodzinie, w domu, nie zostawić po sobie bałaganu. Podstawowe pytanie brzmi, ile jeszcze będę mogła grać? Podglądam kolegów, jak u nich to wygląda. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam depresji. I nigdy jej nie miałam.

EK: Chce się pani jeszcze czymś nasycić?

 

KJ: Tak. Codziennością. Lubię życie, pracę, obowiązki, kolejne wiosny. Umiem zmierzyć po całym długim życiu, co ile jest warte. Pani jest w innym punkcie życia. Dlatego to się może pani wydawać smutne. A to jest normalne.

EK: Nadal jest Pani tak samo piękna. Jak w Człowieku z Marmuru.

 

KJ: Ale co Pani opowiada! Mam problemy ze zdrowiem. Staram się nie zmęczyć nadmiernie a z drugiej strony chciałbym widzieć drugą 70latkę która wykonuje to co ja.  Ale jestem jak każdy człowiek w moim wieku. Staram się sprawiać sobie przyjemności i odpoczywać, kiedy mogę.  Nie chcę już wielkich wydarzeń w życiu. Chcę zrobić to co zaplanowałam. Wie Pani, że ostatnio odmówiłam dwóch zagranicznych filmów, dużych produkcji?

EK: Dlaczego?

KJ: Za dużo komplikacji, długie wyjazdy, nieobecności muszę być tutaj, no i już nie mam na to siły. Wiem jak ogromnym wysiłkiem jest zrobienie filmu. Odmawiam bez żalu. To wszystko jest bez żalu. To jak zmierzch, słabnie apetyt i rośnie świadomość chwili, można wiele rzeczy zważyć i zmierzyć realistycznie. I nie czuć tego jako rezygnacji ale wybór.

EK: Jest Pani jakoś obok tego, że jest Pani ikoną polskiego kina. Nie potrzebuje Pani słuchać takich rzeczy? Pochylać się nad tym. Snuć anegdot?

 

KJ: Na egzaminach w szkołach teatralnych młodzi podobno nie wiedzą kim jesteśmy, my z tamtych pokoleń.  Mają nowe idee, nowych ludzi, których podziwiają, nowych Bogów. I ja nie mam żalu, jestem ze świata, który odchodzi, moim jednym obowiązkiem jest zostawić go uporządkowanym.

Jakiś czas temu siadłam w kulisach, czekałam na wejście na scenę, młoda aktorka wykrzyknęła nagle: – Pani Krystyno jak Pani dziś wygląda, jak jakaś gwiazda filmowa! Śmialiśmy się długo z Piotrkiem Machalicą. Piotra już nie ma. To jest prawdziwa rana! Rozumie to pani?

EK: Tak, rozumiem.

KJ: Proszę mi wybaczyć, nie chce mi się już mówić. Inni mówią o mnie, za dużo. I wszystko poprzekręcane. Nie prostuję, nie zaprzeczam. Mówcie sobie co chcecie.

EK: Słyszała Pani już wszystkie pytania, jakie dziennikarz mógłby zadać.

 

KJ: Chyba tak. Same ogóły. Albo pytania jak do filozofów – jak żyć? Ja jestem tylko aktorką.

EK: A ja nadal widzę w Pani Agnieszkę z „Człowieka z Marmuru”. I Antoninę z „Przesłuchania”.

 

KJ: To miłe. Ale wie pani, że to było ponad 40 lat temu?  A ja cały czas pracowałam i byłam tutaj. Szkoda, że to wciąż najsilniejsze wspomnienie. Gram dużo, od jakiegoś czasu, zacierają się granice, między życiem a sceną. Ale dalej mam ochotę wypowiadać się na scenie w imieniu swoim i wielu. Grając Danutę W. grałam i siebie, i Ją, grając Sabinę w Zapiskach z wygnania grałam Ją i siebie. Gram Shirley i dziś to jakby też ja, gram z cudzysłowami w nawiasach.  Ten spektakl, który teraz przygotowuję to już tylko ja. Z czasem rozumie się, że aktorstwo to po prostu umowa społeczna.

Gram postaci sceniczne, ale staję w imieniu wszystkich. To są akty społecznego zaangażowania. I takie chcę, żeby były nasze teatry. Partnerskie i aktualne. No bawimy i cieszymy też, bez przesady z tym posłannictwem. ( śmiech)

EK: Może Pani podać jakiś przykład tego aktu?

KJ: Wczoraj odbyłam długą rozmowę o tym, że powinniśmy jak najszybciej zrobić spektakl o pogotowiu ratunkowym. I zrobimy go, na wiosnę. Czuję, że to temat społeczne istotny. Kupujemy też kanadyjski tekst o szczepionkach. No i nie zgadzam się na spektakle, których ludzie nie rozumieją, zbyt artystowskie, na to jest miejsce gdzie indziej.

EK: Bywają takie zarzuty wobec Pani. Zarzuty o mieszczaństwo.

KJ: Naprawdę? Nie słyszałam. O komercyjność. Tak. Ale to zła wola i brak wiedzy o nas. Na 60 spektakli w repertuarze tyko 25 jest naprawdę dochodowych. To farsy. Reszta to misja, tak to można nazwać w zasadzie. A awangarda? Jest potrzebna, choć w Polsce, stałą się mainstreamem no i w większości moim zdaniem jest nieprawdziwa. Wykoncypowana. Wymuszona. Wymęczona. Wymyślona, wyspekulowana na siłę a nie z natchnienia czy prawdziwej potrzeby, w wyniku aktu twórczego. Są wyjątki, no ale artystą się bywa. No ale to inna sprawa. Dla nas, dla naszej fundacji, awangarda jest za droga, to musi sponsorować państwo. Nie ważne. Próbuję Pani powiedzieć, że to co miało po mnie zostać, już dawno zrobiłam. Staram się teraz po prostu dobrze skończyć.

EK: Jakbym trafiła do Pani za późno.

KJ: Zdążyła pani jeszcze. Ale nie muszę już zadziwiać świata. Chcę spokojnie lub trochę mniej spokojnie porozmawiać, albo dać powód do zastanowienia. Lubo razem się bawić, na poziomie, na moich warunkach.

EK: Ma Pani całe życie gwiazdy za sobą, czy te różne historie kręcą się w Pani głowie? Wspomnienia?

 

KJ: Czasem. Ale nie żyje przeszłością ani nadmiernie o sobie, częściej myślę o tym, czy mój jeden pies nie zjada z miski drugiemu. Bo jeden ma 15 lat a drugi 2, walka jest nierówna. Zastanawiam się, dlaczego nie wszystkie koty przyszły na śniadanie. To są moje poranne zmartwienia. Co prawda po dwugodzinnym rannym czytaniu czy pisaniu. Mam dużo dzieci i wnuków. Moja córka ma premierę za kilka dni w Łodzi. Ustaliłam plany repertuarowe w naszych teatrach na 3 lata nadchodzące, czytam nowe teksty, robię próby, spotykam się z twórcami. Pilnuję produkcji. Tyle. Chociaż w praktyce to naprawdę dużo.

EK: Starość to dedykowanie się sprawom?

KJ: ah, jak ja nie lubię generalizowania. To są rzeczy bardzo indywidualne. Mój wnuk chce być rentierem już teraz. Ale generalnie na starość można być wierniejszym sobie. Postępować według swojej moralności, uczciwości, zasad.

EK: A Pani jest moralna i uczciwa?

KJ: Nie jestem naiwna. Nie lubię naiwności. Jestem z pewnością zbyt empatyczna.

EK: Jak to się objawia?

KJ: O wie Pani ile dziennie przychodzi próśb o pomoc, o wsparcie akcji charytatywnych, zagubionych dusz, niezdolnych a pracowitych itd. itp.?

EK: Ma Pani nas wszystkich dosyć?

KJ: Nie, nie mam dosyć. Chociaż często uciekam i chcę być po prostu sama.

EK: Chyba nie chciała Pani żebym tu dziś do przychodziła.

KJ: Tak, przepraszam, nie bardzo, mam teraz gorący okres. Ale nie chciałam robić przykrości naszemu PR i pani jest.

EK: Wróćmy do tej śmierci. Wierzy Pani w Boga?

 

KJ: To trudne. Nazwijmy mnie – wątpiącą. Wiara jest bardzo człowiekowi potrzebne. Szczególnie tym doświadczonym przez los. Myślę sobie często, a co mi zależy? Nie bądź Tomaszem I jest mi z tym lżej. Pytała Pani czy często wracam do przeszłości. Tak, ale tylko do 7 rano, bo potem już dzwonią ze sprawami.

EK: Nie myślała Pani o tym, że zająć się sobą, jakiś self care?

KJ: Ale co Pani opowiada. Zresztą ja dbam o siebie, wyśmienicie.

EK: Proszę powiedzieć coś więcej.

KJ: Lubię się. Bawię się sobą. Czasem teraz na scenie, kiedy gram farsy, wybucham śmiechem, poza rolą, prywatnie, z samej siebie, widownia śmieje się ze mną. Mogę sobie na to pozwolić. W farsie. Na takie momenty pracowałam całe życie. To jest moje self care.  Poza tym, kocham moją pracę, to moja modlitwa.

EK: Dziś już ludzie tak nie myślą o pracy. Nie uważają, że to służba. Raczej myślą o utrzymaniu granicy między życiem prywatnym a zawodowym.

 

KJ: Mój zawód jest wyjątkowy, to po pierwsze. Tak, zmiany są normalne. Należę do pokolenia, odchodzącego. Moja córka jest jeszcze podobna do mnie, ale moi synowie już inaczej patrzą na świat. Ja latam samolotami i jem mięso, synowie jeżdżą pociągiem, nie kupują sobie nowych rzeczy, nie jedzą mięsa. Patrzę na to z odległości. Na nich. Nie wartościuję. Jesteśmy po prostu z innych światów z innych czasów. Ja ich lubię i podziwiam.

EK: To młode inne pokolenie?

KJ: Jestem otoczona prawie tylko młodymi. Pracują a w weekend jadą do puszczy, sprzątać śmieci, mają swoje ważne sprawy do zrobienia na tym świecie.

Ek: Często pojawia się naiwność w tej rozmowie. Zastanawiam się dlaczego.

 

KJ: Ja z nawyku operuję wielkimi słowami i pojęciami, jak to aktorka. To mój przywilej. Ale naiwnym jest ktoś, ktoś kto nie rozumie realiów, kto zafałszowuje rzeczywistość na swoją korzyść i w to wierzy, kto chce czegoś co jest niemożliwe.

EK: Jak pozostanie na zawsze gwiazdą. Jak brak akceptacji przemijającego czasu.

KJ: Trzeba oceniać siebie racjonalnie i krytycznie.

Ek: Siedzimy tu razem już ponad godzinę a ja nadal patrzę na panią i nie wiem kogo widzę, czy te role do których jestem taka przywiązana. Antonina w Przesłuchaniu, Agnieszka w Człowieku z Marmuru. Czy kogoś innego.

KJ: to były role, zawód, nie ja. Opowiem Pani o Andrzeju Wajdzie.  Spotykaliśmy się z Nim co jakiś czas przez ostatnie lata PISu, czasem z Jurkiem Radziwiłowiczem. Andrzej chciał robić kolejnego „Człowieka”. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania: Jaka to miałaby być historia? O jakim kraju? O jakich ludziach? O czym to mógłby to być film? Znów o kłamstwie? Podłości? Krzywdzie? Kim my mielibyśmy dziś być w tym filmie? Doszliśmy jedynie do wniosku, że każdy z nas nadal robi swoją sprawę, robi co do nas należy. I robi to dobrze.

EK: I kim Pani teraz jest? Odpowiedziała sobie Pani na to pytanie?

KJ: Ja jestem dalej Agnieszką z Człowieka z Marmuru, która teraz już nie ma siły na więcej, tylko na teatr.

31
Styczeń
2023
11:45

Jana i Marceliny - wszystkiego dobrego

ONET 30.01.2023 

Paweł Piotrowicz: Zaproponowałem pani ten wywiad jeszcze pod koniec ubiegłego roku, z okazji pani jubileuszu, ale spotykamy się już w nowym. Weszła pani w niego, jak to często bywa w tym okresie, z jakąś dawką optymizmu?

Krystyna Janda: Niestety nie. Wręcz przeciwnie.

No to mamy mało optymistyczny początek.

Co mam panu powiedzieć? [śmiech] Nie mam innej odpowiedzi. Jest trudno. Świat i Polska tak się skomplikowały, że nie ogarniamy, lęki rosną. Ludzie, którzy mają w sobie większą empatię, bardziej wszystko czują, starają się temu jakoś psychicznie sprostać, ale to nie jest łatwe.

Życie codzienne także się skomplikowało, karuzela zmian, konieczność podejmowania decyzji w sprawach, na których się nie znamy, weźmy samo comiesięczne opłacanie rachunków.

Termin windykacja i ton monitów jest straszny. Zastanawiam się, jak sobie radzą z tym wszystkim samotni, starzy ludzie? Nie mam pojęcia. A jeszcze pandemia te problemy zmultiplikowała, spotkanie się z urzędnikiem lub rozmowa nie z maszyna a człowiekiem jest prawie niemożliwa, myślę, że wszyscy się gubimy. Obserwuję to, co się dzieje dookoła, mam uczucie, że większość, co najmniej 60 procent otaczających mnie ludzi ma problemy, jest w depresji, boja się o przyszłość. I są smutni.

To znacznie więcej niż mówią mniej lub bardziej oficjalne dane, że ten problem dotyczy około 1,5-2 mln Polaków.

Nie mówimy o jednostce chorobowej, nastrój i jakość i poziom funkcjonowania bardzo się obniżyły. No może wojna za miedzą jest wielkim powodem, ale nie tylko. Granice normalności, spokoju, przyzwoitości, prawdy, zostały dawno gdzieś za nami.

Jaką rolę może tutaj odegrać sztuka czy, nieco zawężając, teatr?

Taka jak zawsze i edukacyjną, i jednocześnie pozwalającą zapomnieć przynajmniej na chwilę o problemach, przenieść się do innego świata.

Te chwile są ważne?

Nadzwyczajnie ważne. Widzimy, jak to potrzebne każdego wieczoru, ludzie chodzą do naszych dwóch teatrów, jest prawie zawsze pełno, są w stanie płacić za bilety, przecież nietanie, więc im jesteśmy potrzebni. My się z tych biletów musimy utrzymać, w związku z tym nasze ceny są mniej więcej na poziomie najdroższych biletów w teatrach państwowych. Widzowie mimo to płacą, bo te dwie godziny zapomnienia, śmiechu czy wzruszenia warte są widocznie wiele. Oczywiście wielu widzów wchodzi na wejściówki i bilety najtańsze w cenie dwóch ciastek z kremem w mojej cukierni. No ale teatr to medium elitarne, nie masowe, to jednak wciąż coś wyjątkowego. Warszawa dysponuje każdego wieczora około 15 tysiącami miejsc teatralnych, to na 2 milionowe miasto nie dużo.

Czy wychodząc na scenę Teatru Polonia z monologiem „My Way” myśli pani o tym, z czym widz wróci do domu?

Zawsze o tym myslę, nie tylko kiedy wchodzę z My Way. . A ten wieczor? No cóż, zawsze chciałam opowiedzieć o tym, co jest dla mnie ważne, czyli między innymi jak powstawała Fundacja, jak to wszystko się toczyło, z jakim wysiłkiem wiązało i ile z drugiej strony było w tym radości i nadziei. Chciałam opowiedzieć też o ludziach, których spotkałam i którym dużo zawdzięczam. I opowiedziałam, chociaż to trudne w półtorej godziny. Uważam jednak, że się udało.

Pani Fundacja na rzecz Kultury ma pod swoimi skrzydłami dwie instytucje, których jest pani dyrektorem artystycznym, Teatr Polonia i Och-Teatr. Największe wyzwania to te finansowe?

Z mojego już 18 letniego doświadczenia, tak. Sprawy artystyczne idą dobrze, robimy teatr jaki sama chciałabym oglądać i to się udaje. Raczej mamy ambarras de richesse a ja wiecznie pomysły i jest ich zwykle zbyt dużo. Jednak musimy się samofinansować i produkować 8-10 spektakli rocznie  Koszty utrzymania rosną. W obu teatrach wychodzi na nasze sceny około  400 aktorów z całej Polski,  gramy 950 spektakli rocznie, z konieczności.

Są wśród nich aktorzy na etatach?

U nas w ogóle nie ma etatów, poza niezbędnymi. Wszyscy ludzie, którzy mają kontakt z pieniędzmi, ustawowo muszą mieć etat, mają go nasi oświetleniowcy i maszyniści, dźwiękowcy, czyli cała obsługa, która jest niezbędna do zagrania takiej liczby spektakli. To niewielka grupa ludzi wykonuje nieprawdopodobną ilość pracy. Pracownicy biura są ograniczeni do minimum. Wszystko wynika z kalkulacji. Nie żyjemy ponad stan a przecież do wielu spektakli dokładamy, do tych o trudnych tematach. Wykonujemy misję za wypracowane pieniądze. Czy tak powinno być? Oczywiście, nie.

Czy państwo w jakiś sposób pani teatry dotuje?

To się układa różnie. Kiedy była poprzednia władza, mieliśmy się jednak lepiej, Ministerstwo Kultury nam pomagało. Od momentu, kiedy władza się zmieniła, absolutnie nie ma żadnej pomocy, a raczej same przeszkody. Pomaga nam teraz w tym trzyletnim palnie repertuarowym miasto, na poziomie trzech premier rocznie. Ale za to muszę napisać plan repertuaru na trzy lata, z realizatorami, co mnie bardzo wiąże i ogranicza, bo co chwilę pojawiają się nowe teksty, nowe tematy, wydarzenia, talenty, pomysły, a my musimy realizować te założone we wniosku, bardzo mnie to meczy.  Wolałabym się obracać w zasięgu roku repertuarowego a nie trzech lat. Dyrektorzy teatrów państwowych nie mają takiego obowiązku.

Od 2015 r. otwarcie krytykuje pani obecną władzę. Nigdy pani nie pomyślała: „A może trzeba było po prostu siedzieć cicho i byłoby łatwiej”?

Ale jak to zrobić? Przy moim temperamencie i charakterze, mojej świętej niezgodzie i oburzeniu na nieprawdę i niesprawiedliwość! Uważam, że życie przez zaniechanie jest współudziałem w złu. Dlatego wypowiadam się nie tylko na tematy teatru i kultury, ale i wiele innych. Co więcej uważam, że to obowiązek ludzi „ publicznych”.

Weszła pani w ten rok z małą dawką optymizmu, ale wielu komentatorów naszej rzeczywistości, w tym dziennikarzy i politologów, uważa, że od dawna nie było takiej szansy na zmianę na scenie politycznej, jaka się rysuje teraz.

Miejmy nadzieję. Na razie patrzymy wszyscy z przerażeniem na opozycję, która się znów nie może dogadać.

Domyślam się, że ma pani na myśli sejmowe głosowanie nad nowelą ustawy o Sądzie Najwyższym, związanej z KPO.

No nie tylko. Ale tak. Uważam, że jest jedna rzecz naprawdę podstawowa: powinniśmy przestrzegać Konstytucji bezwzględnie, bez wyjątków. Opozycja powinna stać na straży Konstytucji.

I odrzucić tę nowelizację, nawet pomimo krytyki, jaka by na nią spadła, że blokuje unijne pieniądze?

Są pryncypia. A to, że zostaliśmy zaszantażowani, zagonieni w kanał, to już inna sprawa, nieczysta gra. Konstytucji trzeba przestrzegać. To są naprawdę jedyny pewnik, jaki mamy. Trzeba tylko teraz mieć bezwzględną większość w sejmie, wtedy można zacząć naprawiać, działać, poprawiać, może także konstytucję. Ale do trzeba osiągnąć za wszelką cenę i uwolnić państwowe media masowe, żeby stały się znów demokratyczne.

Przez wiele lat nie nikomu w Polsce nie przychodziło do głowy, że może być inaczej.

Nie przychodzi panu do głowy, żeby coś ukraść, a jednak kradną. Skoro ktoś kłamie, i to jeszcze w tak oczywisty sposób, na szkodę kraju, to w ogóle o czym mówimy? Ja uważam, że nasza strona nie powinna kłamać, a stać na straży Konstytucji, Prawdy i Sprawiedliwości, tych ukradzionych z zbezczeszczonych pojęć, bez względu na to, co się dzieje. Nie po to protestowaliśmy przez tyle miesięcy na ulicach, krzycząc „Konstytucja!” żeby teraz uwzględniać jakieś wyjątki.

Rozmawiamy tuż po próbie do spektaklu „Okno na parlament” Ray’a Cooney’a, gdzie też jest trochę politycznie. Jego wcześniejsze farsy, „Mayday”, „Mayday 2” i „Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja”, także wystawiała pani w Och-Teatrze, z dużymi sukcesami. Wyczerpująca?

Tak jak zwykle farsa, wyczerpująca.  Rzemiosło. Ale jednocześnie przyjemność.

Farsa jest trudniejsza?

Nie wiem, czy trudniejsza. Farsa jest zupełnie inna. Wymaga innego rodzaju dyspozycji i działania. Zawodowstwa i dobrego gustu przede wszystkim. A autor jest mistrzem nad mistrzów.

Zdarzało się pani zagotować na scenie?

Wielokrotnie. W farsie nawet często.

Jest wtedy jakieś złote wyjście z sytuacji?

Ale po co to ukrywać? My tego w ogóle u nas nie ukrywamy. Gotujemy się, śmiejemy się z całą publicznością i gramy dalej. W tragedii taka rzecz nie może zdarzyć, natomiast w farsie nie mam nic przeciwko temu. Tę tylko reżyseruję, nie gram w niej, choć zazdroszczę kolegom. .

Jakim jest pani reżyserem?

Niech pan zapyta aktorów. Nie potrafię tego ocenić. Jestem przede wszystkim aktorką.

W teatrze reżyseruje pani bardzo dużo, a w filmie była jedynie „Pestka”. Z jakiegoś szczególnego powodu?

Za „Pestkę” dostałam nagrodę za reżyserię, a film jest do dzisiaj pokazywany. Natomiast tak się potem ułożyło moje życie, że już nie miałam na to czasu. Film to dwa lata intensywnej pracy tak naprawdę, okres przygotowawczy, zdjęcia i post produkcja.

I chyba większa odpowiedzialność, bo tam są ogromne pieniądze?

Moja Fundacja to większa odpowiedzialność niż film. A poza tym w tak zwanym miedzy czasie do roku 2015 zrobiłam piętnaście reżyserii dla Teatru Telewizji, a tam też były duże pieniądze i odpowiedzialność. .

Czy stając niejako po drugiej stronie barykady, jako reżyserka, zaczęła pani nieco inaczej patrzeć na aktorstwo?

Już tego nie pamiętam, bo pierwszy raz reżyserowałam 35 lat temu. W samej Fundacji zrobiłam 36 reżyserii. Bardzo często natomiast jednocześnie reżyseruję i gram i to jest” fikołek”.Jednak myślę, że jestem w tych sprawach dość rozsądna. Czyli wiem, kiedy gram dobrze, a kiedy źle. [śmiech] Wiem też, kiedy na przykład muszę poświęcić swoją obecność na scenie i pomysły na rolę, żeby grać bardziej zespołowo, podporządkować się, żeby suma była lepsza.

Jako aktorka zakończyła pani właśnie po 16 latach przygodę z „Boską” Petera Quiltera, historią życia Florence Foster Jenkins, znanej jako najgorsza śpiewaczka operowa w historii świata.

Wreszcie. [śmiech]

Dlaczego wreszcie? Sam autor dziękował pani i Teatrowi Polonia za wielki sukces – największy ze wszystkich krajów, w których ta sztuka była wystawiana.

Tak, to był niewątpliwy sukces, ale troszkę czuję, jakbym już wyrosła z tej roli.

Niedawno zapowiedziała pani, że będzie grała dużo mniej niż do tej pory. To jest definitywne?

Wie pan, sama czasem już nie wiem, co mówię. Opowiadam takie rzeczy, a potem robię „My Way” i okazuje się, że teraz cała Polska to zamawia, więc muszę jechać i grać. Najpierw zapowiadam, że nie będę grać, a potem sztuka okazuje się sukcesem. Ten sukces jest Fundacji bardzo potrzebny, bo ona po prostu zarabia na moich wyjazdach. W związku z tym wygaduję co jakiś czas zmęczona głupoty a potem nie myślę o sobie, to wszystko jest ze sobą sprzężone. Pewnego dnia 18 lat temu podjęłam decyzję stworzenia Fundacji, teatrów i wzięcia za to odpowiedzialności. Jestem osobą dorosłą, odpowiedzialną, spełnioną, nie muszę udowadniać co umiem, w zasadzie nic już udowadniać. Jak dostanę wylewu, zawału czy udaru, to wtedy się wszystko skończy i będą musieli sobie poradzić. Na razie czuję się świetnie.

Proszę absolutnie tak nie mówić. Poza tym taki sukces to chyba zastrzyk energii i motywacji.

To oczywiste, bo to także dowód, że się jest artystą wciąż aktualnym. Ludzie kupują bilety, żeby nas oglądać, więc jest potwierdzenie, że to wszystko ma sens. Ciągle się boję „utraty miłości” ale się staram.

Może więc nie jest aż tak źle, skoro ludzie kupują bilety i przychodzą do teatru?

Ale ja nie mówię, że jest źle w teatrze. W teatrze jest bardzo dobrze, w Fundacji też. Mamy ciekawy repertuar na te nadchodzące lata, różnorodny, aktualny i interesujący dla widzów. Staram się, żeby każdy miał tu coś dla siebie. Są spektakle, które mają bawić, ale są i takie, które po prostu robię z powodu społecznej potrzeby. Będzie realizowany na przykład bardzo ciekawy tekst kanadyjski, sztuka teatralna, na temat szczepionek.

Które, jak wiemy, zwłaszcza w pandemii potrafiły budzić społeczne emocje.

No tak. W tej chwili przygotowujemy „Okno na parlament”, za chwilę będzie „Szatan Show”, czyli kolejne spotkanie z Michałem Walczakiem, który napisał tekst i reżyseruje, a grają Rafał Rutkowski i Andrzej Konopka. Starcie komika i księdza, kolejna odsłona.

Potem moja córka Maria Seweryn, będzie reżyserować bardzo kobiecy, czy raczej ważny dla kobiet,  tekst „Głowa w piasek”. Światopoglądowo interesujący. Trzy bohaterki, każda ma inną historie, inny sposób na życie, inny stosunek do dzieci, mężczyzn, polityki i …kobiet. Zrobimy też na przykład „Władcę much”, tekst który jest dla pewnej grupy odbiorców bardzo ważny. Wachlarz jest szeroki i bogaty, wierzę, że ten rok, te lata, będą udane, ludzie zasiądą na widowni i będą zadowoleni.

W jaki sposób pani się resetuje? Bo domyślam się, że jednak jest to życie w biegu.

Miłym biegu, ponieważ nie mam innych obowiązków. Żadnych. Żyję od dawna sama. Mam pomoc w domu, więc nic nie robię. Mam zwierzęta, odpoczywam, najczęściej czytam.

Często chodzi pani do teatru jako widz?

Do teatru chodzę, ale gram naprawdę dużo i bywam na naszych widowniach także z obowiązku, więc niewiele mi zostaje wieczorów.

Chodzi pani dla przyjemności czy zawodowo?

Najczęściej aktorzy mnie do tego zachęcają, zapraszając, chcą żebym zobaczyła ich role w innych teatrach. To miłe. Nie oglądam produkcji państwowej telewizji a orientowanie się w rynku, młodych aktorów, reżyserów, to mój obowiązek, wiec chodzenie do teatru jest zawodową przyjemnością.

A była pani na „Dekalogu” w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Narodowym? Trzygodzinny spektakl, który jest próbą przełożenia filmowego dzieła Krzysztofa Kieślowskiego na język teatru. Od razu przypomniała mi się pani rola w poruszającym „Dekalogu 2”.

Nie byłam niestety. Nie chodzę na przedstawienia, które trwają dłużej niż dwie godziny. Nie mam nerwów. [śmiech] To oczywiście żart, ale coś w tym jest.

Co pani sądzi o pomyśle przeniesienia filmu czy serialu na deski teatralne? Zazwyczaj jest jednak odwrotnie.

Jeżeli temat jest poruszający, potrafi skłonić do refleksji, nie ma znaczenia, czy przenosi się film, bierze z gazety prawdziwą historię, jakiś reportaż, i się z tego pisze tekst teatralny, czy realizuje się sztukę teatralną.  Ważne jest, żeby to był naprawdę interesujący temat i było to aktualne. Będziemy na przykład wystawiać „ Na rauszu” „Czułe słówka”, zrobiliśmy też „Miłość blondynki”, „Dziewczynę z pociągu” wiele przeniesień.  Ludzie lubią spektakle z filmów, zawsze są nimi zainteresowani.

Czy myśli pani o niektórych swoich filmowych rolach z jakąś specjalną czułością? Niektórzy aktorzy przyrównują je nawet do dzieci…

Nie widziałam swoich starych ról od dawna, nie oglądam ich drugi raz, chyba że muszę.

Większość aktorów nie znosi patrzeć na siebie na ekranie. Nie ukrywają tego chociażby Andrzej Seweryn i Janusz Gajos.

Wszyscy aktorzy tak mają. Tylko jakieś jednostki wyjątkowo z siebie zadowolone lubią patrzeć na siebie i jak grają.

A czy jest rola, której pani z jakiegoś powodu nie zagrała i później tego żałowała?

Nie, chociaż są takie, których nie zagrałam dlatego, że na przykład Andrzej Wajda mi na to nie pozwolił. Twierdził, że to nie jest dla mnie, że on nie po to zrobił ze mną „Człowieka z żelaza i marmuru”, żebym teraz grała jakąś … Tego rodzaju rzeczy. Pierwsza rolą na którą mi pozwolił po naszych filmach, to byli „Kochankowie mojej mamy” no i „ Przesłuchanie” oczywiście, to On w zasadzie obsadził mnie w” Przesłuchaniu” , zaangażowanie mnie stawiał jako warunek. Tego co nie zagrałam nie żałuję absolutnie. Trochę żal mi Marii Cure Skłodowskiej w reżyserii Marty Meszaros, no ale …

Brakuje dzisiejszemu kinu Wajdy?

Brakuje, przychodzą nowe pokolenia, które nie znają jego filmów. Szkoda.

A prywatnie, jako człowieka?

Tak, autorytetu, temperamentu, rozsądku, entuzjazmu, emocji społecznej i politycznej. Nie tylko ja za nim tęsknię. Tylu wielkich, brakujących nam ostatnio odeszło! Z powodu Covidu umarło dużo moich przyjaciół, między innymi Piotr Machalica, mój przyjaciel i wieloletni partner sceniczny. Więcej spędzałam czasu z Piotrkiem niż z mężami, z nim grałam i tutaj, i w Powszechnym. Wszystkie próby, wyjazdy, wieczory.

Chyba nie da się w prosty sposób powiedzieć, że człowiek odchodzi, ale role pozostają?

Nie wiem. Ja pamiętam i będę pamiętać, w Tetrze Ateneum byłam i z Aleksandrą Śląską z Basią Rachwalską, Jurkiem Kamasem, Jasiem Kociniakiem, Marianem, Prof. Świderskim, Czesiem Wołłejko, w Powszechnym z panem Pawlikiem, dyr. Huebnerem, Dusią Trafakowską wielu, wielu, wielu…. Słabo z tym pamiętaniem ogólnym, a wtedy i długo potem i dziś, to najważniejsze postacie w moim życiu.

Jak pan widzi, nie mogę panu nic optymistycznego powiedzieć, poza tym, że pracujemy. To najważniejsze, praca odciąga nas od innych zmartwień i daje ogromną przyjemność. Od lat nad moim biurkiem wisi hasło – PRACA JEST DUŻO BARDZIEJ INTERESUJACA NIŻ ZABAWA.

29
Styczeń
2023
05:19

Zdzisława i Franciszka - wszystkiego dobrego

https://prestizszczecin.pl/magazyn/92/temat-z-okladki/krystyna-janda-zycie-bez-sztuki-nie-ma-sensu

Prowadzę od trzech tygodni próby do nowej farsy dla Och-Teatru, OKNO NA PARLAMENT, tekst grany wszędzie i w Polsce i na świecie, Cuney klasyka. Bawimy się dobrze i wszystko to wielka przyjemność, tyle że w tej realizacji dużo elementów „ technicznych” okno spadające ogłuszające bohaterów, trup na scenie cały akt, potem ożywa no i zazdrosny mąż z przedwczesnym wytryskiem, moje ulubione u Couneya żarty „ świńskie”.  Obsada znakomita . Miłe dni, premiera w marcu.

Gramy LILY, za każdym razem 500 osób na sali, obłęd, komedia kryminalna, gatunek w Polsce rzadko grany, a jak się okazuje bardzo lubiany, za chwilę też i ZAPISKI Z WYGNANIA i BAIAŁA BLUZKA  i MY WAY, potem chwila urlopu i po powrocie premiera OKNA. No i wiosna zaraz potem, najmilszy czas roku.

Jeden z moich psów już nie wstaje, ma 16 lat, no cóż, karmimy go na leżąco, wynosimy na siusianie, kolejne rozstanie przed nami. Taki los.

Z niepokojem oglądamy zawirowania, rozmowy opozycji, działania przedwyborcze, modlimy się, żeby się jakoś dogadali, druga strona, coraz bardziej zdeterminowana, gotowa na wszystko i podła.  To będzie rok!

Wszystkiego  dobrego.

18
Styczeń
2023
05:36

BOSKA! - plakat

zobacz więcej zdjęć (4)

Piotra i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Gramy ostatnie spektakle BOSKIEJ! Biletów nie ma, publiczność szaleje, atmosfera niezwykła. Oto list od autora komedii do nas z okazji ostatnich prezentacji.

Peter Quilter xxx

Krystynie, aktorom i zespołowi kulisów „BOSKA”.

Piszę do Pani aby przekazać Pani moje podziękowania i gratulacje w związku z rozpoczęciem trzech ostatnich spektakli Pani wspaniałej produkcji mojej komedii.

Miałam szczęście widzieć spektakl 5 razy – na premierze, podczas późniejszej wizyty w Warszawie i w telewizji. Zawsze był to bardzo uroczy, zabawny, wzruszający i niezapomniany wieczór w teatrze. Inteligentnie wyreżyserowany, mądrze zaprojektowany i pięknie wykonany przez wszystkich.

Te ostatnie przedstawienia sprawią, że prezentacja Teatru Polonia stanie się najbardziej udaną produkcją na świecie i w historii spektaklu. Wasza „Boska” została zaprezentowana więcej razy niż oryginalna londyńska produkcja, która przez sześć miesięcy grała 8 razy w tygodniu, a także przez wiele tygodni jeździła po kraju. Teatr Polonia pobił ten rekord. Teatr Polonia był również jednym z pierwszych zagranicznych zespołów, które wyprodukowały ten spektakl, który od tego czasu jest wystawiany w ponad 30 krajach.

Przesyłam więc Państwu szczere podziękowania i wdzięczność. Życzę Państwu radosnych spektakli finałowych. I chcę Wam powiedzieć, że ta produkcja pozostanie na zawsze w moim sercu.

Peter Quilter xxx

5 lutego w niedzielę o 17:00 gramy dodatkowy spektakl MY WAY

Umarł pan Andrzej Dudziński, kolejne smutne pożegnanie i żal. 🖤

06
Styczeń
2023
08:21

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

❤️Dziś O 19:30 w Teatrze Polonia gram ZAPISKI Z WYGNANIA i w marcu w kolejną rocznicę będziemy grać 17 marca 19:30 i 29 marca 12:00 i 19:30 Zapraszamy serdecznie.
❤️Jutro, w niedzielę i poniedziałek w Teatrze Polonia MY WAY.
💛16 stycznia w 13 rocznicę powstania Och-Teatru gramy tam w prezencie dla Widzów BIAŁĄ BLUZKĘ o godz. 19:30 ( 9.01 od 10:00 w kasie Och-Teatru będzie można dostać w prezencie bilety na ten urodzinowy spektakl).
❤️17,18,19 stycznia o 19:00 żegnamy się w Teatrze Polonia ze spektaklem BOSKA!
❤️💛Zapraszamy serdecznie.

04
Styczeń
2023
06:53

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

fot. Katarzyna Kural-Sadowska / mat. teatru

„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.

Przez cały ten spektakl jedna myśl nie dawała mi spokoju – czy dla tak wielkiej aktorki, jaką jest Krystyna Janda, zagranie Krystyny Jandy jest jakimś wyzwaniem? Czy rola to łatwa – czy trudna? Czy w tym spektaklu ważniejsze było słowo reżyserki czy jednak aktorki? Bo – że aktorka postawiła na swoim w przypadku ewentualnego konfliktu – nie mam co do tego wątpliwości.

Ten urodzinowy spektakl właściwie mógłby być zaimprowizowany, składać się z co wieczór inaczej ułożonych opowieści, anegdot, bohaterów żyjących i już zmarłych. Ale – nie jest. Ma pięknie napisany tekst (i tu widzę oczyma wyobraźni toczone podniesionym głosem dyskusje autorki z reżyserką i aktorką, że tyle trzeba było ciąć), tyle intymności – ile potrzeba, bez i niepotrzebnego i nie oczekiwanego (jak sądzę) przez widzów obnażania się; z niewieloma jak na Krystynę Jandę krytycznymi uwagami dot. rzeczywistości, w jakiej nam przyszło żyć, choć te, które tam padną, są rzeczywiście bezkompromisowe. O rodzicach, o szkole teatralnej i tamże spotkanych wspaniałych profesorach, o pierwszych rolach, o rolach najważniejszych, o Andrzeju Wajdzie, o przyjaciołach aktorach. O dzieciach, choć więcej o Marii niż o synach, pomyślałem, że to wielki takt, bo obaj panowie – zdaje się – są poza branżą i mogliby sobie tego po prostu nie życzyć (zaś Marysia jest przecież wziętą aktorka i świetną reżyserką, pływa więc w tej samej wodzie); zaledwie półgębkiem lub zgoła wcale nie mówi Krystyna Janda o Ateneum i o Powszechnym, do których powrót pamięcią może nie jest najprzyjemniejszy, podobnie jak niesłychanie dyskretnie i z ogromną klasą podmiot liryczna wypowiada się o swoim pierwszym małżeństwie.

Całość mamy podlaną sosem z anegdoty, żartu – w znaczniej mierze z samej siebie, z własnych rozmaitych prawdziwych bądź wykreowanych niedoskonałości, żartów ze starannie – dodajmy – przemyślanymi puentami. Wreszcie – i to duży i ważny wątek tej historii – o pani Honoracie, przez lata pomagającej w „ogarnianiu” codzienności, prostej oddanej całym sercem Krystynie Jandzie i jej rodzinie – kobiecie, która kompletnie nie rozumiała – i dawała to twardo do zrozumienia – blichtru przynależnemu aktorstwu, kilka anegdot o p. Honoracie było naprawdę pysznych.

To piękny i poruszający spektakl o… nie, nie o Krystynie Jandzie. O tym, co w życiu najważniejsze – uczuciach, rodzinie, pasji, przyjaźni. O szukaniu swojej drogi i – o pójściu nią, co wymaga niekiedy nieziemskiej odwagi, a wręcz – brawury. Wreszcie o tym, że jakkolwiek to zabrzmi – nie ma życia bez sztuki, a w naszym wypadku – bez teatru, po prostu – nie ma. Mimo nawet tego, że p. Honorata miałaby na ten temat zdanie zgoła odmienne.

 

Ugasić rodzinny pożar… dwusetny raz!

„Pomoc domowa” Marca Camolettiego w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.

fot. Kasia Chmura

Francuski pisarz Marc Camoletti to specjalista w zakresie tworzenia dynamicznych komedii. „Pomoc domowa” to jedno z jego najpopularniejszych dzieł, a jeśli dołożyć do niego reżyserskie niuanse Krystyny Jandy oraz powalającą ekspresję aktorów (na czele ze wspomnianą szefową Ochu oraz Katarzyną Gniewkowską) – tytuł stołecznego teatru był skazany na sukces. Poniedziałkowy pokaz (02.01) wiązał się z okrągłym jubileuszem i nikogo z obecnych na widowni nie dziwi chyba fakt, że Krystynie Jandzie zupełnie nie nudzi się dwustukrotne gaszenie rodzinnych pożarów, bowiem „Pomoc domowa” śmieszy nie tylko publiczność, ale również samych wykonawców.

Fabuła tej porywającej farsy jest prosta. Ola (Katarzyna Gniewkowska) i Norbert (Krzysztof Dracz) są małżeństwem. Oboje zdradzają swoich partnerów. Oboje, tej samej nocy, sprowadzają do mieszkania kochanków (Barbara Wypych i Mirosław Kropielnicki). Plany pani i pana domu pozornie komplikuje fakt, że na zapowiedziany weekendowy urlop nie wyrusza jednak charakterna pomoc domowa (tylko nie sprzątaczka!), czyli wszędobylska i pozbawiona skrupułów, a nade wszystko szczera i zdystansowana Beata (Krystyna Janda). Piszę o pozornej komplikacji, ponieważ Beata staje się z czasem postacią kierującą biegiem akcji, a w zasadzie kierującą tym, co o wydarzeniach scenicznych myślą poszczególni bohaterowie dramatu. Gadatliwa, acz „niemówiąca wiele”, pomoc domowa być może nieumyślnie staje się strażniczką rodziny, dzięki której małżeństwo Oli i Norberta, po kuriozalnej nocy, wraca na dawne tory.

Trudno napisać coś odkrywczego o spektaklu tak wartkim i błyskotliwym w humorze. Warto może wspomnieć, że niektóre z kwestii bohaterów (z trzeciego rzędu) były niesłyszalne, ale to bynajmniej nie z powodu złej emisji aktorów, a raczej z uwagi na gromkie i nieustające salwy śmiechu widowni. Krystyna Janda podczas naszej rozmowy w trakcie Gorzowskich Spotkań Teatralnych wspomniała, że „Pomoc domowa” to „najprawdopodobniej jeden z najśmieszniejszych spektakli w Polsce” i reakcje publiczności podczas jubileuszowego pokazu były tego najlepszym dowodem.

W produkcji Och Teatru zachwyca nie tylko humor, ale również charyzma aktorów, którzy w swoje postaci wkładają ogrom witalności i fizyczności. W tym względzie szczególnie zachwyca Katarzyna Gniewkowska, która w każdym calu oddaje się nonszalanckiej postaci Oli. Na zupełnie innym biegunie zdaje się przebywać postać Krystyny Jandy, która mimo spożycia zdecydowanie zbyt dużej ilości whisky, nieustannie zachowuje trzeźwość umysłu i zdrowy dystans do następujących zdarzeń. Beata w związku ze swoją postawą doczekuje się nawet komplementu ze strony pani domu, z pełną powagą stwierdzającą: „Pani to jednak myśli”. Niektórych zadziwić może trafność spostrzeżenia Oli, ale może nawet tak niefrasobliwej osobie jak ona, pod wpływem nadmiaru alkoholu, przyjść mogą do głowy trafne wnioski. Proszę o wybaczenie tego sarkazmu, który jako forma ekspresji zdecydowanie bliższy jest tytułowej postaci przedstawienia Och Teatru. Prawda jest taka, że nieuważność, a przede wszystkim karykaturalność bohaterów pióra Camolettiego jest ich największą siłą.

201. pokaz „Pomocy domowej” już wyprzedany, ale warto rozejrzeć się za biletami na lutowe przedstawienia.

01
Styczeń
2023
10:38

Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego

Pierwszy dzień Nowego Roku i tyle nadziei związanych z tym rokiem. Dookoła mnie ludzie starają się być szczęśliwi na siłę, wymuszone to, mam uczucie. Kilka pan szczęśliwych czeka w moim otoczeniu na dzieci, ale co jakiś czas zamyślając się z niepokojem w oczach, przed porodem, przed dalszym życiem, przed życiem tego dziecka. Podobno nadchodzi największy niż demograficzny od 80 lat, wcale mnie to nie dziwi, ludzie boja sie sprowadzać na ten kryzysowy i niepewny moment dzieci.

Dziś jadę na cmentarze, z teatru co prawdopodobnie naszym małym teatralnym Sylwestrze, wróciłam przed czwartą rano, ale obudziłam się jak zwykle po 3 godzinach. Lepiej mi będzie po tych odwiedzinach u bliskich nieobecnych, trochę przerwy w życiu, potem goście, chory pies i praca nad egzemplarzem OKNA NA PARLAMENT do grania, zaczynamy próby już za chwilę. Jutro, zaczniemy nowy rok 200 spektaklem POMOCY DOMOWEJ, niezły początek.

Jeszcze raz wszystkiego dobrego.

31
Grudzień
2022
07:59

Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego

Dziś Sylwester. Gramy dwa spektakle POMOCY DOMOWEJ i składamy życzenia Publiczności. Kolejny Sylwester w teatrze. Ardzo to miłe, bo mam uczucie że jesteśmy gruppą przyjacol, my i widzowie.

Mili i Państwo 🎄Wszystkiego dobrego z okazji nadejścia roku 2023. Podobno ma to być rok przełomowy. Oby. Wszystkiego dobrego dla Wszystkich Państwa🎄Anioł liczby 23 jest kombinacją energii i atrybutów liczby 2 oraz wibracji i cech liczby 3, obie pojawiają się dwukrotnie, wzmacniając ich wpływy. Liczba 2 rezonuje z wiarą i zaufaniem, równowagą, wnikliwością i wrażliwością, partnerstwem i relacjami z innymi, ambicją, zachętą i szczęściem oraz dążeniem do celu życiowego (realizacją swoich życzeń, marzeń). Cyfra 3 dodaje kreatywności, autoekspresji i komunikacji, optymizmu i entuzjazmu, umiejętności i talentów, „wiary nadziei i miłości”, życzliwości i towarzyskości, wzrostu i ekspansji.

© Copyright 2023 Krystyna Janda. All rights reserved.