Fot. Robert Jaworski (Och-Teatr). Na zdjęciu Krystyna Janda w monodramie „Biała bluzka” w reż. Magdy Umer.

Lata 80. minionego wieku to był szarobury okres w dziejach kraju leżącego nad Wisłą. W sklepach pustki – trudno to sobie teraz wyobrazić, ale brakowało nawet papieru toaletowego. Tamte czasy kojarzą mi się z kartkami na mięso, upalnym latem, mroźną zimą i – no właśnie – przerażającym niedoborem towarów. To w tamtym okresie, o ile dobrze sięgam pamięcią, pierwszy raz na małym ekranie zetknąłem się z Krystyną Jandą jako aktorką. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest to artystka co najmniej na skalę europejską. Gdy byłem kilkunastoletnim dzieciakiem, w telewizji leciał film „Kochankowie mojej mamy” (reż. R. Piwowarski), który mną wstrząsnął. Nie wierzyłem, że w tamtym czasie można było zrobić dobry film opowiadający niewydumaną historię. Był on inny niż otaczająca nas siermiężna rzeczywistość – wolny od fałszu, obłudy i tępoty radzieckich produkcyjniaków pokazywanych w telewizji.

Powszechnie wiadomo, że Janda jest ikoną polskiego kina. Gdy o niej myślę, mam przed oczami scenę z „Przesłuchania” w reż. Ryszarda Bugajskiego, chyba najbardziej antykomunistycznego obrazu w dziejach PRL. Widzę, jak Gajos grający ubeka przesłuchuje bohaterkę, którą odtwarza Janda. Rozkazuje jej rozebrać się do naga, po czym krzyczy: „Dziwko zasrana, myślisz, że mnie wyprowadzisz z równowagi!”[1]. Wyjmuje broń z szuflady i grozi, że ją zastrzeli jak „wściekłego psa”, jeżeli nie podpisze sfingowanych i obciążających ją zeznań. Po stronie bohaterki granej przez Jandę widzowie są całym sercem i bardzo jej współczują przechodzenia przez piekło stalinowskiego aresztu. Gajos zaś pokazał w tym filmie klasę wielkiego aktora, ugruntowaną rolą towarzysza Winnickiego, w którego wcielił się w „Alternatywach 4” w reż. Stanisława Barei.

Janda w „Przesłuchaniu” Bugajskiego wypadła bardzo wiarygodnie. Nie wiem, czy jakakolwiek inna aktorka udźwignęłaby pierwszoplanową rolę w tym filmie. Przy okazji należy wspomnieć, że grała u wielu innych wybitnych reżyserów, m.in. Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Kieślowskiego, Radosława Piwowarskiego, Krzysztofa Zanussiego, Jana Łomnickiego, Janusza Morgensterna czy Filipa Bajona.

Krytycy filmowi na ogół uważają, że najważniejszy film w jej karierze to „Człowiek z marmuru” w reż. Andrzeja Wajdy. Widzimy w nim Agnieszkę, bohaterkę graną przez Jandę – młodą adeptkę szkoły filmowej zbierającą materiały o Mateuszu Birkucie, cenionym w latach 50. przodowniku pracy.

***

Krystyna Janda ma w sobie to coś, co wyzwala bliżej nieopisaną magię i dzięki czemu przyciąga do siebie widza. Przekonałem się o tym, gdy niedawno kolejny raz na którymś z kanałów telewizyjnych oglądałem dramat obyczajowy „Tato” w reż. Macieja Ślesickiego. Janda nie zagrała w nim roli pierwszoplanowej, a mimo to dzięki niezwykłemu realizmowi i autentyzmowi zapadła widzom w pamięć. Widzimy ją w drugo- czy nawet trzecioplanowej roli jako panią mecenas, która stara się pomóc bohaterowi granemu przez Bogusława Lindę w odzyskaniu praw do wychowywania swojej kilkuletniej córki. Janda po mistrzowsku zagrała powierzoną jej rolę, dzięki bardzo naturalnemu podejściu do postawionego przed nią zadania.

W „Przedwiośniu” w reż. Filipa Bajona możemy ją podziwiać w roli matki młodego Cezarego Baryki, w którego wcielił się Mateusz Damięcki. Chociaż sam film i serial spotkały się z krytyką ze strony znawców kina, to rola Jandy – obok kreacji Janusza Gajosa, którego mogliśmy oglądać jako ojca Baryki – okazała się prawdziwą perełką. Kolejny raz aktorka udowodniła, że swoją grą potrafi widza dogłębnie poruszyć, wniknąć do jego wnętrza i nim zawładnąć. Po prostu majstersztyk! Nikogo nie powinno dziwić, że jest to dane tylko aktorom dysponującym wielkim talentem.

***

Często popełniamy ten błąd, że przywołując nazwisko danego aktora myślimy o nim wyłącznie w kategoriach aktora filmowego. Janda zaś jest również wspaniałą aktorką teatralną, a także potrafi z mistrzowskim wyczuciem reżyserować spektakle teatralne. Miałem okazję z zachwytem obejrzeć w Teatrze Polskim w Warszawie „Wiśniowy sad” Czechowa w jej arcymistrzowskiej reżyserii. Powiem więcej – także świetnie wyreżyserowany „Dom otwarty” Bałuckiego. Są aktorzy, którzy nie sprawdzają się jako reżyserzy. Janda do nich nie należy, gdyż ma coś, czego innym brakuje – fenomenalne intuicyjne artystyczne wyczucie sytuacyjne. Może więc odnosić sukcesy jako wybitna aktorka czy znakomita reżyserka. To, co robi i nam prezentuje, jest na najwyższym artystycznym poziomie.

Przez całe lata, gdy dyrektorem Teatru Współczesnego był Maciej Englert, byłem zakochany w tym właśnie teatrze. Gdy dyrektorowanie przejął Wojciech Malajkat i zaczął dryfować w bardziej nowoczesnym kierunku, moje sympatie wyraźnie zaczęły przesuwać się w kierunku Och-Teatru i Teatru Polonia. Jeżeli ktoś by nie wiedział – są to teatry Krystyny Jandy. Obecnie nie ma lepszych na teatralnej mapie Warszawy. Koniec. Kropka. Amen.

***

Zawsze powtarzam, że każdy aktor cały swój kunszt najpełniej pokazuje w monodramie. Każdemu, kto jeszcze nie widział, polecam przedstawienie „Biała bluzka” w wykonaniu Krystyny Jandy. Spektakl ten na podstawie zaadaptowanego opowiadania Agnieszki Osieckiej został wyreżyserowany przez Magdę Umer. Mamy więc do czynienia z wielkim kobiecym trio: Osiecka – Janda – Umer. Byłem pod ogromnym wrażeniem, kiedy na żywo oglądałem Jandę w tym spektaklu. Dzięki swojemu nieprzeciętnemu talentowi aktorskiemu dogłębnie mnie poruszyła, jak również zawładnęła emocjami całej publiczności zgromadzonej na widowni Och-Teatru.

Bardzo pozytywne recenzje zbiera inny monodram Krystyny Jandy – „Shirley Valentine”. Jak napisała Katarzyna Małecka, „[…] spektakl przyciąga zarówno nowych widzów, jak też ma grono stałych, co jakiś czas wracających do teatru fanów Shirley. I nie dziwi mnie to, gdyż obejrzenie »Shirley Valentine« dało mi motywację do… marzeń. Do realizacji zwłaszcza tych marzeń, które czasami nawet przerażają, tak bardzo odbiegają od utartego… schematu”[2].

***

Niedługo miną trzy dekady od premiery „Pestki”, filmu wyreżyserowanego przez Jandę i zrealizowanego na podstawie prozy Anki Kowalskiej. Aktora zagrała w nim również pierwszoplanową rolę Agaty, kobiety dobiegającej czterdziestki, dziennikarki i poetki. Widzimy, jak na ślubie przyjaciółki poznała Borysa, którego zagrał Daniel Olbrychski, głęboko religijnego, żonatego architekta z dwójką dzieci. Nagły wybuch namiętnego uczucia w dramatyczny sposób komplikuje życie Agaty i Borysa. Jurorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni uznali debiutancki film Krystyny Jandy za najlepszy debiut reżyserski, jak również otrzymała Nagrodę Stowarzyszenia Kobiet Filmu i Telewizji. Krystyna Janda tak mówiła o swoim debiucie filmowym: „Chciałam opowiedzieć nie tyle o miłości, co o problemie moralnym. Myślałam, że w kraju, gdzie wszyscy mówią, że są katolikami – a przynajmniej 97 procent tak deklaruje – warto taką historię opowiedzieć. Oczywiście nie w tonie nagany, ani przestrogi, ani pouczenia…”[3].

***

O Krystynie Jandzie można by bardzo długo pisać wyłącznie w superlatywach. Jest bowiem znana nie tylko z tego, że można ją zobaczyć w filmie czy teatrze, że także reżyseruje, ale – o czym nie wolno zapominać – również śpiewa. Być może nie wszyscy pamiętają, jak na festiwalu piosenki w Opolu brawurowo zaśpiewała „Gumę do żucia”. Najbardziej w pamięci utkwiło mi wykonanie przez aktorkę utworu „Na zakręcie” z tekstem Agnieszki Osieckiej. Muzykę do niego skomponował Przemysław Gintrowski. Interpretacja Jandy porusza do szpiku kości, podobnie jak w przypadku utworu „Pijmy wino za kolegów”, który w arcymistrzowskiej interpretacji wykonał jeszcze tylko Piotr Fronczewski w Kabarecie Olgi Lipińskiej.

Janda jest wszechstronna, gdyż dała się poznać jako zdolna felietonistka, jak również autorka „Dziennika” (2003-2004, 2005-2006, 2007-2010). Można kupić jej zbiór felietonów „Moje rozmowy z dziećmi”, jakie pisała do „Dziecka” oraz „Poradnika domowego”. Szczególnej uwadze poleciłbym jednak wywiad-rzekę „Pani zyskuje przy bliższym poznaniu”, który z Krystyną Jandą przeprowadziła Małgorzata Montgomery. W nagraniu Storytel aktorka czyta tekst Doroty Masłowskiej „Mam tak samo jak ty”. Moją uwagę przykuł jednak występ Krystyny Jandy sprzed wielu lat razem ze Stanisławem Tymem w skeczu „W łóżku”. Na pytanie Tyma, czy poszłaby z nim do łóżka, odpowiada: „Bardzo chętnie. Ale dziś nie pójdę, bo mnie bardzo nogi bolą”[4].

***

W październiku obejrzę w Teatrze Polonia „May Way”, monolog w wykonaniu Jandy. Nie ukrywam, że na samą myśl już rozpiera mnie radość. Bardzo lubię bowiem obcować z wielką sztuką, czego gwarantem jest właśnie Krystyna Janda i jej nieszablonowa gra, naelektryzowana magnetyzmem, dzięki której przyciąga i porusza widzów. O swojej teatralnej grze w jednym z wywiadów Krystyna Janda m.in. powiedziała: „Myślę o tym, co opowiadam i co mam zreferować, czyli po co ja to gram w ogóle – i co to ma widowni przynieść, żeby nie grać czegoś na marne, żeby coś z tego pozostało”[5].

JAROSŁAW HEBEL


PRZYPISY:
[1] Cyt. za: Major UB grany przez Janusza Gajosa w filmie „Przesłuchanie” w reż. Ryszarda Bugajskiego.
[2] Krystyna Małecka, „»Shirley Valentine« bawi i inspiruje”, Wiadomości24.pl [data dostępu: 21.05.2010].
[3] Cyt. za: „»Pestka«: Kiedy kobieta kocha za bardzo. Mija 25 lat od debiutu reżyserskiego Krystyny Jandy”, https://film.interia.pl [dostęp z dnia: 18.01.2021].
[4] Cyt. za: TVP VOD, „Opole 2012 – Stanisław Tym i Krystyna Janda – »W łóżku«”, https://youtube.com [dostęp z dnia: 10.06.2012].
[5] Cyt. za: Ateneum Teatr, „Akademia Ateneum Krystyna Janda”, https://youtube.com [dostęp z dnia: 31.07.2025].