05
Maj
2025
05:05

Shirley Valentine

zobacz więcej zdjęć (3)

dziennik 2025-05-05 03:52

Wczoraj kolejna SHIRLEY VALENTINE. nie wiem już która z kolei, straciłam rachubę. Był na spektaklu Jarek Mikołajewski i …

CUD CUDEM DOSTĘPNY

Triduum teatralne kończę spotkaniem z Krystyną Jandą i jej Shirley Valentine, w Teatrze Polonia. Monodramem napisanym przez Willy Russella, przełożonym przez Małgorzatę Semil, wystawionym w reżyserii Macieja Wojtyszki.
O tym spektaklu pewnie nie trzeba już wiele mówić – grany w Polsce od 1990 roku, widziany był już przez tłumy, choć mimo to tłumy pojawiły się też na dzisiejszym przedstawieniu, na widowni i w kolejce oczekujących.
Jeżeli jednak ktoś jeszcze nie widział, to proszę: jest to historia żony i matki, gospodyni domowej, opowiadana przez nią samą językiem, jakim autor mógł zasłyszeć od swoich klientek pracując jako fryzjer. Jest więc w tej opowieści wiele ludowego, nonszalanckiego humoru, uproszczeń, stereotypów o mężczyznach i o kobietach, o których w wiadomy mniej więcej sposób wypowiadać się ma mąż Shirley. A wszystko podane z dowcipem i świeżością, które budzą nieskrępowany śmiech.
Nie chcę opowiadać, tym bardziej, że narracja kryje istotną niespodziankę, i warto jest odkryć ją samemu, jako widzka czy widz. Powiedzmy więc, o czym to wszystko jest. Otóż jest to – rzecz dzisiaj rzadka – o życiu. O tym, jak ono zaskakuje samych jego bohaterów, którzy nie wiedzą, kiedy z pięknych, marzycielskich, radosnych, stają się zgorzkniali i szarzy. O braku odwagi, a nawet potrzeby, żeby coś w nim zmienić, lecz także – i tu właśnie tkwi niespodzianka – o możliwości zmiany. O radości i zdziwieniu, jak pięknie jest wziąć je w swoje ręce. Jak dziwnie i oczyszczająco jest nazywać życiowe wartości na nowo, bez iluzji, lecz czysto, ze świadomością czym miłość i związek z drugim człowiekiem są w prawdziwym życiu. O tym, jak uczestnicy naszych doświadczeń zmieniają swój stosunek do nas kiedy zmienimy go sami.
Chcę wreszcie powiedzieć rzecz najważniejszą: za jakiś czas, oby możliwie i niemożliwie długi, będziemy wspominali dzień dzisiejszy, kiedy mogliśmy pójść do teatru i na żywo, nie poprzez nagrania, zobaczyć naprawdę wielką artystkę. Równą największym aktorkom historii. Legendom sztuki dramatycznej i filmowej. Być blisko. Czuć jej wzruszenie i opanowanie. Odbierać temperaturę jej spotkań z publicznością podczas owacji z jednej, i ukłonów z drugiej strony. Dotykać niewidzialnej kuli jednoczącej wyjątkowość wykonawczyni i wyjątkowość odbiorców. Bo największym być może cudem Shirley Valentine jest to, że Krystynę Jandę mamy tak blisko. Tak blisko, że możemy nie zdawać sobie nawet sprawy jakim darem jest bliskość i dostępność jej Sztuki. Dostępność mimo to, że – jak wspomniałem – o bilety na ten nadzwyczajny spektakl jest tak bardzo trudno. Trudno, lecz nie niemożliwie.
A jaka jest w tym spektaklu Krystyna Janda? Jak to powiedzieć bez przymiotników?… Otóż taka, że widzę ją bez przerwy na świetlistej granicy, po której kroczy jako ona – Krystyna Janda właśnie, a jednocześnie ona – Shirley Valentine. Siedząc dziś na krzesełku wielokrotnie traciłem pewność, czy widzę i słyszę aktorkę, czy może jej postać.
Dziękuję.
[Na zdjęciu: jedna z Afrodyt Muzeum Archeologicznego w Neapolu]

Willy Russell, Shirley Valentine, Teatr Polonia. Widziane dzisiaj, 4 maja 2025

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.