21
Październik
2023
22:10

dziennik 2023-10-21 20:30

PISARKA

O ŻYCIOPISANIU KRYSTYNY JANDY

Tom „Gwiazdy mają czerwone pazury”. Nie wiem, kto wymyślił ten tytuł, ale był bardzo dobry. „Pazury…” w moim przypadku były pierwsze (wcześniej był jeszcze wywiad-rzeka, „Tylko się nie pchaj”). Tak poznałem Jandę piszącą. Tak tak – piszącą.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że o Krystynie Jandzie czytamy zawsze w związku z jej rolami, premierami, ewentualnie z działalnością polityczną czy społeczną. Ale że pisanie? To jest oczywiste, ale o tym się nie wspomina. A już na pewno nie osobno. Podejrzewam, że sama bohaterka, usłyszawszy o pomyśle na ten tekst, uśmiechnęłaby się z przekąsem. Powiedziałaby zapewne: „pisarka to przesada, pisząca, potrafiąca pisać”.

Tak, potrafi. To również potrafi. I, wiem to na pewno, właśnie pisanie, obok aktorstwa, reżyserowania, uczestnictwa w życiu publicznym (o życiu rodzinnym nie wspominając), jest stałą i ważną częścią biografii artystki.

Pisze od lat, pisze świetnie. Ostatnio coraz rzadziej. Zapytana przeze mnie o powody tej absencji, odpowiedziała, że rzeczywistość, brutalna i haniebna rzeczywistość polityczna, po prostu ją przerosła. Ucieka w pracę, praca ją uszczęśliwia (stałe powiedzenie: „jestem szczęśliwsza na scenie niż w życiu”), ale na pisanie nie starcza już siły. A przecież były lata, pamiętam je dokładnie, kiedy  pisała niemal codziennie, kilka razy dziennie, jej felietony, wspomnienia, komentarze, pojawiały się na stronie internetowej i były codzienną radością tysięcy czytających.

Dzienniki Krystyny Jandy, dzienniki internetowe, w których codzienność spotykała się z przeszłością, to była, to jest literatura. I tylko przez fakt, że autorką tych tekstów jest wielka aktorka, osłabiał być może nasze podejście do oceny meritum. „Ma tyle sukcesów w życiu zawodowym, że nagradzanie jej pisania, to już byłaby przesada”. Nie, to nie jest przesada. Lata regulują to wszystko z całą ostrością. Dawne wielkości literackie z czasem karleją, po głośnych powieściach sprzed dekady nie ma nawet śladu, tymczasem teksty Jandy, do których wróciłem na potrzeby tego tekstu, wciąż się bronią. Są zapisem czasu, zapisem jednej – wyjątkowej bardzo – osobowości, ale i świata wokół niej i świata wokół nas. Tak, to jest literatura. Tak, Janda jest pisarką. Nią również jest.

***

Pisanie Jandy jest jak jej spektakl „My Way”. Wielkość bez pretensji do wielkości, bezpretensjonalna wielkość.

Historie z życia. Opowieści o aktorach, żegnanie ich, witanie nowych talentów, czasami rozczarowania, czasami zachwyty.

Życiopisanie. Ta fraza z Białoszewskiego wdaje się konieczna, potrzebna, bo to jest właśnie clou. Krystyna Janda w felietonach, w dzienniku, także w wywiadach-rzekach, chociaż to zupełnie jednak inna kategoria, pisze sobą, poprzez siebie, poprzez życie.

Osiągnęła tak wiele, że nie musi wstydzić się skromności. Nie jest to jednak skromność afektowana – mnie nie wypada, takiej gwieździe – tylko prostota przyjrzenie się światu z całą ostrością i czułością jednocześnie.

Pisanie Jandy to także ostrość tonu. Ostrość, bo niewiele ma do stracenia, bo od dawna niczego już specjalnie nie musi udowadniać. Nie można jej ulepić na własne żądanie, albo sprawić, że zmieni poglądy, albo gust. Nie, już się nie zmieni.

Pisząc o politykach, o obyczaju, o przemocy w sferze publicznej, potrafi być kategoryczna. Ale to pisanie kobiety zrozpaczonej. Nie „Kobiety zawiedzionej” ze sztuki Simone du Beauvoir, którą  zagrała w spektaklu w reżyserii Magdy Umer i w Teatrze Telewizji, w reżyserii Andrzeja Barańskiego, ale kobiety zrozpaczonej, ponieważ wszystko, co budowała, o co walczyła, za czym tęskniła, rozpada się na jej oczach. Relacje międzyludzkie, system pogardy i język nienawiści, hejt, który stał się czymś powszednim, zwyczajowym.

Krystyna Janda dostrzega tę rzeczywistość w całej ostrości. Rzeczywistość poturbowaną latami rządów PiSu, covidem, wojną w Ukrainie i w Izraelu, przede wszystkim wojną polsko-polską, ludzko-ludzką. To przeraża ją najbardziej.

W tym kontekście dzienniki pisane w latach dwutysięcznych i wcześniej są zapisem szczęścia. Były problemy, były kłopoty, rozwiązanie współpracy z Teatrem Powszechnym, i spełniające się z wolna marzenie o otworzeniu własnego teatru, stresy, konflikty, obmowy, ale poza tym – szczęście.

Jandzie towarzyszył we wszystkim sprawdzony towarzyszysz życia, operator Edward Kłosiński, i nic nie zapowiadało, że to będą ostatnie ich szczęśliwe lata. Synowie mieszkali jeszcze z rodzicami,  i ukochana mama aktorki, i zwierzęta. Erozja zaczęła się później. Choroby, wyjazdy, śmierci. Milanówek z gwarnego i towarzyskiego miejsca-przystani, stał się z wolna samotnią wielkiej artystki, która pisać już nie chce. Ma dosyć.

Wielu rzeczy ma dosyć. Starannie decyduje się na to, co jeszcze daje jej satysfakcję. Teatr daje ją na pewno. Ale inne rzeczy już nie. Na pewno nie polityka. Na pewno nie w Polsce ad 2023.

***

Pisanie Krystyny Jandy, niekiedy prawdziwe perełki formy felietonowej, obserwacja ludzi i świata. I człowieka w świecie. Kogoś bliskiego.

Pięknie wita, jeszcze piękniej żegna. Zamiast bogatej metaforyki, dbałości o styl i ornamentykę wypowiedzi,  prawda o odchodzącym koledze aktorze, koleżance aktorce. O wspólnych latach. Bez wielu tytułów i dat, za to z pełnym empatii zrozumieniem dla tajemnicy wyjątkowości. Dlaczego portretowana, dlaczego portretowany, byli właśnie wyjątkowi? I na czym polegała ich wyjątkowość, w większym stopniu ludzka niż zawodowa.

Profesja, wiadomo, owacje, nagrody, a czasami całe lata milczenia, zawodowych pauz, wyczekiwania, i wtedy życie staje się ważniejsze. Życie się toczy, przetacza, przelewa, zawłaszcza chwilowo zawód, pozwalając łaskawie, żeby niekiedy wrócił falą, wrócił furią.

Ale Krystyna Janda, wspominając najważniejszych dla niej ludzi, jak Andrzeja Wajdę czy – z drugiej strony – niezrównaną opiekunkę domową, Honoratę, pisze o ludzkim charakterze. To bowiem charakter buduje osobowość. Charakter staje się z czasem niedościgłym wzorcem do naśladowania, albo krępującą przestrzenią dla milczenia, niedowierzania, niezgody.

Portrety wspomnieniowe Krystyny Jandy są odmienne niż jej teksty i obserwacje społeczne. Pisze niemal wyłącznie o tych, których lubi, szanuje, podziwia. O dobrych duchach fundacji, o starych najczęściej aktorach, dla których fundacja, teatry –  „Polonia” i „Och”, stały się przystanią na końcu drogi. Nawet jeżeli nie występowali na scenie, odwiedzali jej teatry, brali udział w wydarzeniach, premierach, opłatkach.

Czytając „Dzienniki” Krystyny Jandy, a wcześniej czytając je na bieżąco w internecie, uczyłem się poniekąd stosunku do starości, do starych, starszych ludzi.

Janda będąc dzisiaj sama – znowu cytując Mirona Białoszewskiego – „w okresie przedstarościowym” (nigdy nie ukrywała swojego wieku, a „My Way” to jej prezent na siedemdziesiąte urodziny), o starszych koleżankach i kolegach pisze wyłącznie czule i z wielką życzliwością. Wiek jest tylko umową. Liczy się zrozumienie dla tego, co nieosiągalne. Dawniej napisalibyśmy: „szacunek dla siwego włosa”. Było coś takiego, co dzisiaj, młodym zwłaszcza, wydaje się idiotyzmem, tym bardziej że ten włos często jest zafarbowany.

A Janda chce siwy włos (ten zafarbowany również) uszanować. W wielu wspomnieniach  pośmiertnych wylicza zasługi i znaczenie dla polskiej kultury, ale pisze przede wszystkim o tym, jakimi portretowani byli ludźmi. Pisze o ludzkim śladzie. O osadzie wspomnień.

O tym, co zostaje. Co w efekcie jest najważniejsze.

***

Półka z książkami z nazwiskiem Krystyny Jandy. Stoją obok siebie. Wywiady-rzeki, rozmowy z Bożeną Janicką i z Katarzyną Montgomery, „Moja droga B” – listy do przyjaciółki, Bożenny Biskupskiej, tom felietonów „Różowe tabletki na uspokojenie”, dzienniki pomieszczone w tomach „www.małpa.pl” oraz „www.małpa2.pl”, zapis rozmów „Moje rozmowy z dziećmi”, biografia „Zawodowiec kameleon”, pełna wersja „Dzienników”, czyli wydane w kilku tomach zapiski Krystyny Jandy z lat 2000-2006.

Sporo tego, a  nie jestem pewien, czy to już wszystko. Wierzę, że Krystyna Janda jeszcze nam o sobie pisarsko przypomni. Może dramatem? Może powieścią? Albo – uważam że byłby to świetny pomysł – tomem wspomnień o starych aktorach. Bo nikt, tak jak ona, nie potrafi o aktorach opowiadać.

Czekam na pisarstwo Krystyny Jandy inaczej niż na jej role filmowe czy teatralne. To zupełnie inny rodzaj oczekiwań. W teatrze ikona, siła kobiet i potęga. W pisaniu: malinowa herbata, papieros, czasem pet, psy i koty w Milanówku, i dzieci, i mama, i Edward, i życie, i złość na życie, że takie stało się w końcu dokuczliwe, i radość, że udało się je nam opowiedzieć tak, jak na to zasługiwało. Z wielkim śmiechem  i wcale nie mniejszą troską.

Wybierzcie, co wam pasuje.

Łukasz Maciejewski

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.