Pani była wrogiem władzy w latach 70. i w latach 80.
Przez filmy Andrzeja Wajdy, przez „Człowieka z marmuru”, przez „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego.
A teraz przez co?
Teraz nie gram w filmach, od ośmiu lat nie ma mnie w rządowej telewizji, nie istnieję… Mam zakaz. Całe rzesze ludzi nie wiedzą, że jest taka aktorka, jak Janda. Nie mają na mój temat zielonego pojęcia. Osiem lat temu, zaraz na początku rządów PiS rozpoczęła się ta wycinka. Miałam zaczynanać zdjęcia do „Jak wam się podoba” Szekspira w Teatrze Telewizji. Szybko wyrzucono do śmieci scenografię, kostiumy. Wszystko było gotowe. Zjawiłam się w telewizji. W tych budowlach, co wyglądają jak Mordor i świetnie się nadawały na więzienie dla złego władcy szekspirowskiego coś mierzyłam, patrzyłam, jak się światło układa. Ktoś podejrzał. I zaraz się okazało, że spektaklu nie robię, że jest na mnie zapis. Boże, jak za komuny. Jak po „Przesłuchaniu” Bugajskiego. Wtedy nie dość, że byłam persona non grata, to jeszcze mnie ciągali na przesłuchania. Teraz tylko raz zadzwoniła jakaś pani i powiedziała, że jest z Telewizji Republika, że mnie zaprasza na 7 rano do programu. Żarty chyba. Powiedziałam, że ktoś u nich najwyraźniej zwariował. Zapytałam też, czy ta pani chce stracić pracę dzwoniąc do mnie i zapraszając mnie do programu swojej telewizji. Pamiętam, jak w 1985 roku graliśmy w kościele Wieczernik autorstwa Ernesta Brylla w reżyserii Andrzeja Wajdy.
Pani grała Marię Magdalenę.
Po tym Wieczerniku też nas przesłuchiwali. Pytali, dlaczego gramy w Kościele. Ja na to, że jeśli Andrzej Wajda będzie chciał wystawić przedstawienie w ubikacji i mnie zaprosi, to ja w nim zagram, że mnie wszystko jedno, byle z nim. Graliśmy to i czekaliśmy na prowokację, na jakąś dymną bombę rzuconą na scenę, na jakieś inne działanie. Andrzej nas instruował, którędy w takiej sytuacji powinniśmy uciekać. Wtedy księża pilnowali, żeby nic się nie stało. Teraz pilnują Prawa i Sprawiedliwości. W każdym razie teraz zniknęłam z publicznych mediów jako aktorka.
Prowadzi pani fundację, dwa teatry, wypowiada się pani publiczne w sprawach publicznych i politycznych.
I jestem wrogiem. Jak widać wrogowie się nie zmieniają. Więcej, jest jeszcze gorzej.
Gorzej niż za komuny?
Gorzej. Bo teraz jest dużo bardziej obłudnie, perfidnie, bezczelne. Wtedy byliśmy wszyscy przeciwko nim. I wszyscy wiedzieli, że władza to zło. A dzisiaj przynajmniej połowa myśli, że to, co oni robią jest dobre dla obywateli. Wmówili ludziom, że kłamstwo nie jest wstydem, że obłuda nie jest wstydem, że przekręt jest wstydem, że cwaniactwo jest wartością. A człowiek uczciwy, rzetelny, wykształcony to idiota. Odwrócony świat.
Grubo ponad 30 procent głosuje tak, jakby pani nie chciała.
Głosują, bo dostali i dostają pieniądze.
To przecież nie chodzi tylko o pieniądze, tylko o godność, o zaopiekowanie.
O to, że ktoś tym ludziom powiedział, że są na wierzchu, że są mądrzy, że mają swoje racje. A te racje to brak tolerancji, szowinizm, nienawiść do innego człowieka. Te racje, które kiedyś były potępiane, teraz są honorowane.
Wspomniała pani „Człowieka z marmuru, marmuru. Pani miała 24 lata, kiedy grała w tym filmie. Premiera odbyła w 1976 roku. Pani się wtedy interesowała polityką, rozumiała, co się dzieje w Polsce Edwarda Gierka?
Interesowałam się i rozumiałam. W dużej części dzięki mojemu pierwszemu mężowi Andrzejowi Sewerynowi i jego opozycyjnemu środowisku. I dzięki Andrzejowi Wajdzie. Dzięki niemu, tak chcę to powiedzieć, dzięki Andrzejowi Wajdzie zostałam Polką. Wcześniej nie miało to dla mnie większego znaczenia. Żyłam, gdzie żyłam. Lubiłam małe ojczyzny. Babcię, dziadka, las. A Andrzej Wajda powiedział: teraz trzeba być Polką.
Dosłownie tak powiedział?
Tu nie chodzi o mówienie, tylko o działanie, o zrozumienie, kim się jest. On mnie nauczył być obywatelką. Dzięki niemu zrozumiałam, że sztuka może mieć tak wielkie znaczenie, że może zmieniać historię.
Wtedy tamten film zobaczyło dwa i pół miliona ludzi.
Choć w kinach były informacje, że seanse zarezerwowane. Wiedziałam, że zrobiliśmy film, który ma znaczenie, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż takie. To był bardzo trudny czas. Cenzura reżimowa, cała ta prasa, krytyka komunistyczna zaczęły sobie ze mnie robić używanie. Do tego nasze społeczeństwo lubiło kobiety miłe, łagodne, uprzejme, delikatne. A nie takie, które kopem wyważą drzwi telewizji i mówią: spierdalać, teraz idzie nowe.
Jest pani wciąż gotowa, żeby kopem wyważać drzwi telewizji?
Mam 70 lat.
I?
I już nie mam siły. Mam złamaną nogę.
Gra pani w teatrze z tą złamaną nogą.
No, ale to nie jest mój czas. Teraz musi przyjść ktoś inny. Ja już swoje zrobiłam. Poza tym, to trzeba inaczej grać, inaczej opowiadać.
O rzeczywistości pani mówi?
O sprawach, polityce, o tym, że tematy są równie wielkie, równie bolesne. Oni przecież zawłaszczają nasze życie, człowieczeństwo. Na szczęście prawie nie ma przy nich ludzi sztuki, a ci, którzy są to ludzie bez talentu. Na szczęście też Agnieszka Holland ma talent. Boże, jak dobrze, że ten jej film, ta „Zielona granica”jest dobry. Zresztą, zawsze nasza strona miała większy talent. Tam, po drugiej stronie wszystko jest jakieś udawane, cyniczne. Ja nie wierzę, żeby ci ludzie w PiS-ie wierzyli w to, co wygadują. Ci, którzy na nich głosują z kolei nie słuchają ich do końca.
Pani nimi gardzi.
Nie, broń Boże. Każdy z nas ma swój czas, swoje dostał do przeżycia i chce mieć jak najlepiej. Oni są tylko ludźmi, którzy chcą żyć. Mają poczucie, że są doceniani, choć tak naprawdę manipulowani. Jest taki mem. Kompletnie pijany facet mówi: jutro mamy święto narodowe. Dlaczego tu nie widzę żadne flagji? Dlaczego, kurwa? I to „kurwa” jest takie wydarte, wykrzyczane. Ten pijak, ten wykolejeniec nagle zaczyna pouczać. Kiedy to zobaczyłam, pomyślałam, że on jest przekonany, że jest patriotą. Tak, jak i oni w tym PiS-ie są o tym przekonani. Jest jeszcze inny mem, który zamieściłam na swoim facebooku, za co spotkała mnie straszna krytyka. To rysunek. Kobieta w chustce na głowie klęczy, wznosi ręce do modlity, a nad nią stoi facet w garniturze, nad głową macha jej 500 złotowym banknotem i mówi: Daj głos.
Pamiętam, usunęła pani ten mem po krytyce i jednej i drugiej strony.
Zamieściłam ten mem, bo w nim był skrót, objaśnienie, że wielu ludzi za to, że dostało publiczne pieniądze oddaje głos na PiS. Jednak to, co się wydarzyło potem, ten atak na mnie spowodował, że rzeczywiście usunęłam wpis z tym memem.
A nie jest tak, że najpierw pani coś robi, a potem dopiero myśli?
Nie, byłam przekonana, że ludzie ten skrót z mema zrozumieją. Zresztą, jeszcze do niedawna nam się wszystkim wydawało, że wszyscy są tacy, jak my.
Do kiedy się tak pani wydawało?
Do momentu, kiedy otwarto anteny radiowe i telewizyjne. I kiedy każdy mógł zadzwonić i powiedzieć, co myśli.
Początek lat 90.
Słuchałam tego i myślałam, że oszalałam, że zwariowałam albo w najlepszym razie, że śnię. Mówiłam do siebie: co ci ludzie wygadują, jak oni myślą, jacy są…
To jest społeczeństwo.
Tak, wiem. Pani mnie pytała, czy ja gardzę tymi, którzy głosują na PiS. Ani nimi nie gardzę, ani nie potępiam. Wiem tylko, że ta nienawiść, która się w nich wzbudziła, nie wyskoczyła, jak diabeł z pudełka. Ona była, tylko uśpiona. Podobnie, jak antysemityzm. Wiem o przedwojennym antysemityzmie również z opowieści rodzinnych. W mojej rodzinie też byli ludzie po dwóch stronach, i z tego powodu dochodziło do rozwodów, rozstań. Działo się to, co dzieje się teraz w wielu podzielonych przez politykę rodzinach. PiS-wska strona karmi swój elektorat nienawiścią, a jak wiadomo nienawiść to zawsze jest pogarda dla drugiego człowieka. Zaraz za prawem nienawiści, idzie prawo pięści. Po tym memach spotkałam się z taką niechęcią, z taką nienawiścią, z jaką nigdy wcześniej nie miałam do czynienia.
Były jeszcze szczepionki. Pani i inni artyści zaszczepiliście się na covid poza kolejnością.
Tak, i potem w kółko byłam bohaterką mediów rządowych. Wciąż mnie tam pokazywali. I w głównym wydaniu Dziennika. Prawie dziesięć minut na mój temat. Kiedyś mówiono, że nie ważne jak cię pokazują, byleby nazwiska nie przekręcali. Powiem pani, że to nijak się ma do rzeczywistości. Czułam się opluta. Zestawiano jakieś kłamliwe informacje na mój temat, wszystko po to, żeby zrobić mnie obiektem jeszcze większej nienawiści. Stosowali i stosują genialną socjotechnikę.
Pani powiedziała: Czuję się, jakby ktoś na mnie s..ł cały czas!
To było po tym, kiedy Jarosław Kaczyński mówił, że nawet jeśli pozostaniemy w Europie sami, to pozostaniemy wyspą wolności i tolerancji. A Jarosław Marek Rymkiewicz napisał w swoim wierszu „Do Jarosława”: Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei/ Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu”. Mówiłam wtedy, że niczego nie ukradłam, i że kocham mój kraj. Pamiętam moją złość, kiedy to wszystko mówiłam. To było w Radiu Zet. Usłyszałam te wypowiedzi Kaczyńskiego, ten wiersz Rymkiewicza i wpadłam w furię. Chociaż nie wiem, czy furia to dobre słowo. Kiedy byłam dzieckiem wrażenie na mnie robił Timur, bohater książki „Timur i jego drużyna”
Sowiecka lektura szkolna.
Tak, ale ten Timur to był chłopiec, który pomagał tym, którzy tej pomocy potrzebowali. I ja też chciałam być jak Timur. Przynosić zakupy starszej pani, odprowadzać dzieci do szkoły, przeprowadzać niewidomą osobę przez ulicę. Zresztą, w dużej części byłam takim dzieckiem, a potem dorosłą osobą. Aż tu nagle spadły na mnie oszczerstwa, oskarżenia o niegodziwość, kłamstwa straszne. Po tym czułam, że ten Timur we mnie umiera. Dyszy jeszcze, nie godzi się na niesprawiedliwość, bo ja staram się zawsze ratować, być po stronie słabszych.
Pani też ma w sobie nienawiść?
Nie, ja mam tylko elementarny bunt. I proszę mnie nie pytać w tym wywiadzie, czy ja uważam, że te grubo ponad 30 procent społeczeństa, które głosuje na PiS i Konfederację to są głupcy. Ja nie mogę pani odpowiedzieć na to pytanie.
Bo się pani boi, że panią zniszczą.
Nie, że mnie zniszczą, tylko że to jest też niesprawiedliwe. Pewnie dlatego, że wśród nich jest bardzo wielu takich, którzy po prostu nie rozumie, co się dzieje, dali się omamić i tkwią w tym omamieniu. Jeszcze raz mówię, że jestem ostatnia, żeby tych ludzi potępiać. Jednak daleko mi do symetrystów. Powiem nawet, że nie lubię tych symetrystów, bo uważam, że w życiu trzeba wybierać, trzeba opowiedzieć się po jednej stronie. Cała moja rodzina głosuje. I dzieci, i te wnuki, które są już pełnoletnie. Oni wszyscy rozumieją, co się dzieje dookoła nas. Moi synowie mają po ponad 30 lat. Obracają się w środowisku naukowym, w którym jest z kolei ponad 30 procent ludzi, którzy będą głosować na PiS.
Wie pani dlaczego?
Przecież nie dlatego, że dostaną 500 czy 800 złotych. Im chodzi o moralną czystość i prawość. Jak Boga kocham, tak o tym mówią.
Co to znaczy?
Nie wiem i nawet nie próbuję zrozumieć. W wielu ludziach jest jakaś potrzeba dążenia do utopijnej czystości, do uregulowania świata. Pamięta pani pierwsze przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Częstochowie? On tam mówił: Polska to będzie Boży kraj. I jeszcze, że zrobi wszystko, by był to prawdziwie chrześcijański kraj. Jak się to ma do tego, co się dzieje na granicy białoruskiej, nie wiadomo dzisiaj. Natomiast on to wtedy wszystko powiedział. Już wtedy zaczęłam się bać, że oni nam będą mówić, jak należy żyć i jaką drogą powinniśmy iść w życiu.
I minęły lata i pani prowadzi swoje teatry, w których każdego wieczoru ma komplety.
Jeżeli nawet do naszych teatrów przychodzi 250 tysięcy ludzi rocznie, to znaczy tylko tyle, że to jest elita. To jest krąg ludzi, którzy starają się jednak wiedzieć, po co i jak żyją, dokonują wyborów. Oni nie chcą, żeby ktoś im mówił, co mają robić, oni nie chcą żadnego Bożego kraju. Choć oczywiście wielu z nich jest wierzących. Ktoś mnie kiedyś zapytał, z kim chciałbym spędzić wakacje. I wie pani, ja chciałabym spędzić wakacje z księdzem Lemańskim, księdzem profesorem Wierzbickim i księdzem Bonieckim. I uważam, że to mogłyby być najpiękniejsze wakacje w moim życiu. Tylko bym ich słuchała…
Oni o tym wiedzą?
Nie, teraz się dowiedzą. Chociaż nie sądzę, żeby ze mną chcieli gdziekolwiek jechać. Gdyby jednak, to na pewno bym im obiecała, że będę siedzieć cichutko. I że nawet nie zadam żadnych podstawowych pytań.
O Kościół, o miłość, o państwo, o pokorę.
Właśnie o to. Chciałabym po prostu posłuchać filozofów w tym naszym Bożym kraju.
Jest pani osobą wierzącą?
Duża część mojej rodziny to ewangelicy. To ludzie, którzy modlą się przez pracę.
Pani też się modli przez pracę?
Myślę, że w moim przypadku to jest bardziej skomplikowane.
Potrzebny jest pani Bóg?
Od dawna jestem dorosłą osobą. I od dawna kieruję się swoimi przykazaniami.
I?
I nie mam do siebie pretensji. Nie uważam, żebym jakoś strasznie grzeszyła. Wręcz przeciwnie. Poza tym w kościele ewangelickim jest powszechna spowiedź. Można się rozgrzeszyć samemu. W naszym teatrze gramy dramat Aleja zasłużonych autorstwa Jarosława Mikołajewskiego. Tam jest taki monolog o tym, kto jest zasłużony, a kto nie i że to państwo o tym decyduje, a tak naprawdę jakaś urzędniczka, jakiś minister. Tam jest też o tym, że na koniec nas czeka wielka rozmowa.
Ze świętym Piotrem.
I ja się nie boję tej wielkiej rozmowy. Nie, nie jestem ideałem, ale jeśli chodzi o największe, najważniejsze sprawy, to się nie boję. To będzie wielka rozmowa o człowieczeństwie, o stosunku do ludzi potrzebujących pomocy, do niepełnosprawnych, do chorych, do kobiet, do zwierząt. Na razie jednak nie czekam na tę rozmowę, tylko na wybory. I wiem, jak duża jest masa ludzi, którzy chcą źle. Z drugiej strony wiem też, że jak wygra strona, którą wspieram, to trzeba będzie naprawić to, co zostało zepsute, a to może być dotkliwe dla społeczeństwa.
Pani wspiera opozycję. A opozycja wspiera panią?
Jak niby?
Donald Tusk dzwoni, dodaje otuchy, zaprasza na marsze?
Na ostatnim marszu byłam. To mój obowiązek jako obywatelki. Nikt mnie nie musiał zapraszać. Do mnie zadzwonił niedawno Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Adamowicza i rozmawialiśmy o polityce, o tym, co się dzieje.
On jest współautorem książki Danuty Wałęsowej, którą pani przeniosła na scenę.
Zresztą, na prośbę pani Danuty, co było dla mnie motorem. Myśmy się wtedy nie znały. Natomiast, chcę powiedzieć, że wtedy dostałam wielką szansę. Co prawda, to tylko teatr, ale ja zagrałam monodram Danuta W. ponad 170 razy, a w pandemi przedstawienie można było oglądać online. Myślę, że ta rola to była taka szansa, jak „Przesłuchanie”. Zrozumiałam, że mogę opowiedzieć o Polsce inaczej, z perspektywy kobiety, żony rewolucjonisty, oczywiście z Lechem Wałęsą jako podmiotem lirycznym w tle. To była dla mnie wielka sprawa. Marzyłam nawet, żeby to zagrać w Parlamencie Europejskim, bo uważam, że tym jednum spektaklem bym załatwiła trochę ważnych spraw. W skrócie bym opowiedziała historię Polski, żelaznej kurtyny, przemian, kobiet w tym wszystkich.
Znienawidziła pani Lecha Wałęsę po tej książce jego żony, po tym, kiedy sama na scenie została pani Danutą Wałęsową?
Nie, nie znienawidziłam. Danusia go bardzo kocha. Poza tym, proszę mi pokazać drugiego człowieka, który by się zachowywał troszkę skromniej osiągając to, co Wałęsa. Przecież coś takiego, tak wielka kariera może naprawdę odbić pokrywkę każdemu. Lechowi nie odbiła. On cały czas jest w ramach rozsądnego myślenia. Zawsze uważałam, że Lech Wałęsa to wielka postać i zasługuje na szacunek i ten cały mir.
Mówi, że przegrał rodzinę.
Koszty naszej wolności były ogromne. I dla Lecha i dla Danusi. Często rozmawiam z Danusia. Ja do niej dzwonię, ona do mnie dzwoni. Nie gram już jej w teatrze, ale to nie jest tak, że myśmy się rozstały. Kiedy pojechałam do Gdańska na premierę Danuty W., to rozmawiałyśmy ze sobą i mówię do niej: Danusiu, przyszedł pan prezydent, on jest twoim mężem. I usłyszałam: Teraz też trochę twoim. Ty idź do niego. Ja przerażona. Pytam, co mam mu powiedzieć. A Danusia: idź go spacyfikuj, on jest wystraszony, bo nie czytał tej mojej książki, a powiedzieli mu, że jest przeciwko niemu, a przecież nie jest przeciwko niemu. I przedstawienie też nie jest przeciwko niemu.
Poszła pani?
Poszłam. Powiedziałam: Panie prezydencie, bardzo się cieszę, że pan przyszedł. Jestem tak wzruszona, że będę mogła to zagrać. A on: jedna łza i wychodzę. No, a potem stało się to, co się stało, że mnie uratował, bo ja z tych nerwów po prostu przerwałam spektakl, kucnęłam i mi się tak chciało płakać. Myślałam, że za chwilę zwariuję. I nagle słyszę jego głos: niech pani się nie przejmuje, mnie też się mylą daty urodzin moich dzieci… Danusia opowiadała, że ta cała wielka polityka odbywała się przy tych dzieciach, w tym mieszkaniu i że ci wszyscy ludzie, którzy do nich przychodzili palili papierosy. Przychodzili o każdej porze dnia i nocy. Ona i piątej rano robiła jajecznicę dla obcych ludzi. To są oczywiście takie drobiazgi, takie szczegóły, ale one pokazują, jak to wszystko było trudne. Uwielbiałam kończyć Danutę W., bo wtedy mówiłam takie zdanie Danusi: zastanawiam się, jaką bylibyśmy rodziną, gdyby to wszystko się nie stało? A o czym marzę? Żeby Polska była szczęśliwa.Za każdym razem kiedy o tym mówiłam miałam łzy w oczach.
Swoje, czy aktorskie?
Swoje, prawdziwe, nie zagrane. Prosiłam Danusię, żeby już nie przychodziła na ten spektakl. Strasznie mnie peszyło, kiedy siedziała w pierwszym rzędzie i przekładała nogę na nogę. Mówiłam: Danusia, ja mówię w pierwszej osobie jako ty, błagam cię, już nie przychodź.
Ile razy była?
Z osiem, może nawet dziesięć. Dużo.
Po każdym spektaklu się spotykałyście?
Oczywiście. Ona jest tak ciepłą osobą, tak wspaniałą. Jest ostoją dla dzieci, dla wnuków. Jest osią. Potrafi do mnie zadzwonić i powiedzieć: Krysia, proszę cię, jak kaszlesz, to pij zimną wodę małymi łykami. To mnie to tak wzrusza… Pisze do mnie kartki pocztowe. Bardzo ją lubię. Ale rozmawiamy o historii, o tym, co minęło. W zasadzie już wszystko minęło. I teraz się zaczyna na nowo.
Bardzo filozoficznie. Pani mówi o wyborach?
Czy wygramy czy przegramy, to i tak wszystko się zaczyna na nowo.
Pani jest depresji?
W narodowej depresji. Tak, jestem w narodowej depresji. Jak się nazywa ta choroba? Polska. Wielu ludzi ma podobnie. Martwimy się po prostu. Mam fundację na głowie, to jest wielki obowiązek i moje zobowiązanie osobiste. Machina. Nie mam ruchu. Będę dalej pracować od rana do nocy. Zastanawiam się tylko, co grać, jak grać. Oczywiście mam ułożony repertuar na kolejne dwa lata, ale zastanawiam się, co ja sama mam teraz zagrać, żeby mówić o ważnych sprawach, o Polsce żeby mówić, o nas.
Matkę jakąś. Matkę Polkę?
Tak, i żeby wszyscy rozumieli, że to o nas. Z drugiej strony już chyba pani powiedziałam, że to nie jest mój czas. To, że jestem aktorką i mówię wielkimi słowami na temat wolności, sprawiedliwości, miłości grając w różnych przedstawieniach, to jeszcze nic nie znaczy. Nie wiem, czy pani pamięta, że ja publicznie powiedziałam, że moja matka umarła przez PiS. Dzisiaj na ulicy podszedł do mnie facet, dał mi kartkę, a tam było napisane, że jego matka też umarła przez PiS. Cały felieton o tym napisał. Boże kochany, ja mam naprawdę poczucie, że moja mama umarła z tego powodu. Przez pierwsze lata tych rządów nie odchodziła od telewizora, złość, nerwy, widziałam jak ją to wszystko zmienia. Diagnoza, że guz, zresztą nie do końca rozpoznany. I umarła. A ja nie chcę umierać przez PiS. Nie chcę.