13
Luty
2018
07:02

dziennik 2018-02-13 06:16

Angelika Swoboda. Wywiad z Krystyną Janda. Gazeta Wyborcza. 22 stycznia 2018-01-22

Najnowszy pani „Dziennik” sięga do lat 2003-2004. To był czas, kiedy była pani szczęśliwa?

Chyba tak, choć kiedy robiłam korektę do wydania książkowego tych dzienników, przypominałam sobie rysy które wtedy zaczęły powstawać na moim życiu zawodowym. No i w rezultacie na koniec, odeszłam z Teatru Powszechnego i już w 2004 roku, stworzyliśmy z mężem i córką, Fundację Na Rzecz Kultury. A teraz robię korektę dziennika z lat 2005, 2006 i tam zaczyna się budowanie „nowego”. Jest niepokój, strach przed odpowiedzialnością i świadomość zmiany totalnej w życiu. Przede wszystkim powstaje Teatr Polonia. Remont i pierwsze plany artystyczne. To znaczy że lata poprzednie nie były tak różowe jakby wynikało z zapisków w tamtym czasie.

Jak się w takim razie pani wtedy żyło w Polsce jako kobiecie i artystce?

Zasmakowaliśmy już wtedy wszyscy porządnie w wolności, niezależności, zaczęliśmy sięgać do odważnych planów, niby nic nas nie ograniczało, cenzura, granice, tematy, brak talentów, a cała struktura organizacyjna kultury była z zamierzchłych czasów głębokiego socjalizmu. „Ograniczała” , krępowała, nie pozwalała rozwinąć skrzydeł. I nie zmieniał tego gruntownie żaden kolejny minister, żaden rząd. Zresztą dla żadnego rządu po roku 89 kultura nie miała większego znaczenia, były inne, poważniejsze problemy, jak mówiono. Były zmiany, kosmetyczne. W ogóle mam wrażenie że od początku wolności kultura kwitła …jakby to nazwać? – mimo wszystko. Były jak zwykle zresztą, zatargi środowiskowe i spór o kształt organizacyjny i sposób finansowania kultury w ogóle. Tygiel i artystyczny i personalny. No i cóż…ja postanowiłam nie oglądać się na innych, na państwo, na struktury oficjalne….postanowiłam wybić się na niezależność.

Co panią pochłaniało?

Po odejściu z Teatru Powszechnego, gdzie grałam naprawdę zbyt dużo, nie robiłam nowych ról, bo „sprzedawały się” wciąż stare, czułam się eksploatowana nadmiernie i rabunkowo, nie grałam rok. Czas mijał, zaczęłam reżyserować, jeździć po Polsce i nie dostawałam żadnej propozycji współpracy z Warszawy, żaden teatr nie proponował mi roli. A ja tęskniłam, do grania tyle, że na moich warunkach. Oczywiście robiłam i grałam i reżyserowałam w Teatrze Telewizji, pracowałam dużo, ale nie o to chodziło, potrzebowałam teatru, swojego miejsca. Nie pisałam o tym w dzienniku, bo ten dziennik internetowy, nie był od kłopotów i negatywnych zdarzeń, był skierowany na innych, na wymianę myśli i uczuć w sprawach zajmujących wielu. To nigdy nie był dziennik, w tym sensie intymny. To były zawsze zapiski aktualne, do natychmiastowego przeczytania i tyle. Raczej rodzaj rozmowy, niż coś na przyszłość.

Jak pani wtedy oceniała tamten czas, a jak ocenia go dziś, z perspektywy obecnych wydarzeń?

No to był czas możliwości i działania. Na pewno. I to czułam. To co kiedyś, za socjalizmu nie mieściło się w głowie i było i zwyczajowo i prawnie, niemożliwe czy trudne, wtedy stawało się możliwe. Powstało wtedy wielu prywatnych producentów, fundacji, inicjatyw artystycznych, zespołów teatralnych bez siedzib, grup artystycznych poza instytucjami państwowymi. To był czas zmian, nawet potem, za dwuletniego panowania PISu. I jakoś dawało się dogadywać.

W 2004 roku weszliśmy do UE. Była w pani wtedy radość?

Ogromna, aktywnie zresztą dawałam temu wyraz. Czułam się od dawna obywatelką Europy. Miałam medal za wkład w kulturę Republiki Francuskiej, wile nagród europejskich na festiwalach filmowych. Potem, zostałam zaszczycona niemieckim medalem Karola Wielkiego w dziedzinie mediów, za wkład w zjednoczenie Europy. Moich kilka ról filmowych w filmach europejskich, koprodukcjach, zostało zauważonych. Myślę że głównie rola w filmie „ Wróżby kumaka” według Grassa zyskała uznanie. Ten film miał o wiele większe znaczenie w Europie , w Niemczech , niż w Polsce.

Co pani wówczas myślała – gdzie za 10-15 lat znajdzie się Polska? W którą stronę to pójdzie?

No cóż, po pierwsze kochałam tę nową, wolną, tworzącą się Polskę, byłam zachwycona zmianami, tempem, rozwojem. Nawet jeśli widziałam błędy to rozumiałam, że każda tak wielka zmiana, musi je mieć. Robiłam swoje najlepiej jak umiałam a resztę zostawiałam innym. No i oczywiście uważam że to na zawsze! Że tak już będzie zawsze, będziemy się rozwijać, bogacić, mądrzeć, modernizować, sięgać dachu świata. I tak będzie we wszystkich dziedzinach, bo wolni ludzie potrafią wiele, a w Polsce talentów, mądrości, rozsądku, pracowitości, wyobraźni i czego tylko, wydawało się, ludziom nigdy nie brakowało. W najczarniejszych snach nie myślałam że przyjdzie dzień „dobrej zmiany”. Poprawy, tak, oczywiście , ale nie zmiany!

W rządzie byli m.in. Cimoszewicz, Celiński, Szmajdziński, Balicki i Hubner. jakie miała pani wówczas zdanie o tych politykach? Kogo pani ceniła, a kto był pani zdaniem słaby?

Nie zajmowałam się polityką ani politykami. Byłam nareszcie wolna po latach potyczek z socjalistycznym reżimem, cenzurą itd . Byłam nareszcie tylko artystką. Nareszcie! Publicznie występowałam tylko i wyłącznie w sprawach ludzi potrzebujących, chorych, dzieci itd. Nie dawałam się wciągnąć w żadną politykę po 89 roku. Nigdy nie miałam ani potrzeby zbawienia ludzi i świata przez politykę ani temperamentu społecznika, nic bez sztuki dla mnie nie istnieje. Jestem naprawdę z urodzenia i przekonań artystką.

Ale czy tamta lewica budziła pani sympatię?

Nie zwracałam na nich uwagi. Była wolność . Demokracja. Myślałam sobie, cokolwiek się zdarza, widocznie ludzie jak chcą, tego chcą. Leseferyzm. Dajmy ludziom robić Polskę według ich marzeń. Zawsze wierzyłam w Polaków, ich mądrość społeczną ,a systemy kontrolne istniały w tej wolnej Polsce.

A jak tamci ludzie wypadają w zestawieniu z obecną lewicą?

Teraz wszystko wypada blado. Okazało się że 27 lat, to długo, wychowały się nowe pokolenia , dziwnych Polaków, których ja nie znam. Nawet ich nie przeczuwałam, myślałam że to margines. Nie wiedziałam że tacy są, tak myślący.

Czy spodziewała się pani, że po latach, w 2017 roku zmobilizuje Polki do strajku?

Ależ skąd! To był zresztą przypadek, napisałam dobre zdanie w odpowiednim momencie i panie to podchwyciły. To był moment trudny, nie widać było ani konkretnego sposobu ani nikogo na horyzoncie . Nie było pomysłu i tylko tyle. A to było hasło, dawny przykład protestu kobiet, było się do czego odnieść.

Wtedy grała pani Marię Callas. Czy marzyło się pani wówczas zagranie jakiejś kobiety z polityki?

Jeżeli, to myślałam w pewnym momencie o działaczkach feministycznych, i były takie teksty teatralne, ale amerykańskie. Nie bardzo w Polsce adaptowalne.

Którą z kobiet obecnych w dzisiejszej polityce chciałaby pani zagrać i dlaczego?

Żadnej. A w jakim celu? Po co? Zagrałam Danutę Wałęsę, bo to sprawa większa niż polityka i historyczny czas.

Grała pani w „Przesłuchaniu”, doskonale pamięta pani pewnie lata 80. Jak, korzystając ze swojego ogromnego doświadczenia i intuicji, odniosła by je pani do dzisiejszej sytuacji politycznej?

Jestem zrozpaczona. Jako Polka. Jako aktorka nie, bo mam dobry czas, wszystko się staje, dzieje, dookoła nowy teatr, wielu utalentowanych ludzi. Prowadzę dwa teatry, w których gra ponad 450 aktorów z całej Polski, najwybitniejszych, realizujemy teksty ważne, aktualne, mamy publiczność, która nas finansuje i nasze pomysły, utrzymuje. Ale jestem zrozpaczona i patrzę z pesymizmem na przyszłość kilku nadchodzących lat lub co nie daj Boże, kilkunastoletnią. Regres, zacofanie, mentalny mrok, obyczajowa piwnica. Ciemny strachliwy prymitywny katolicyzm i ogólny lęk i konformizm, bo tak się rozwijają te mechanizmy. Przecież to znamy. Ale chyba najbardziej smuci mnie brak ideałów w klasie opozycji politycznej. Koniunkturalizm i brak wyższego szlachetnego myślenia o dobru ogółu. Gry polityczne mnie nie interesują.

Niektórzy mówią o powrocie komuny, o dyktaturze, o końcu demokracji. Pani też ma takie odczucia czy też jest pani daleka od radykalnych stwierdzeń?

Demokracji już nie ma. To znaczy nie ma zabezpieczeń demokratycznych. Władza jest w jednych rękach, jednej partii. I ustawodawcza i wykonawcza. Więc jak to się nazywa? Co to jest?

Dobrze pani sypia w obecnej Polsce?

Lubię nie spać. Życie i świat są tak interesujące. Tyle można zrobić, przeczytać, zrozumieć dzięki tym dodatkowym kilku godzinom samotnej bezsenności. O to byłby dobry tutł filmu „ Samotna bezsenność”.

Dobrze się pani pracuje? Co panią teraz pochłania zawodowo?

W tej chwili w Teatrze Polonia, za dwa dni premiera spektaklu „ Żeby nie było śladów”, historia Grzegorza Przemyka według książki Cezarego Łazarewicza w reżyserii Piotra Ratajczaka, bardzo, bardzo, chciałam żebyśmy ten spektakl zrobili. Już 9 marca mam premierę spektaklu robionego na rocznicę Marca 68 i bardzo się nad tym pochylam, wydaje mi się to bardzo ważne, w Och-Teatrze nowy tekst amerykański społeczny o prawie do wolności osobistej człowieka itd. itp. Mamy zaplanowany sezon teatru społecznego, obywatelskiego. Mam nadzieję na ważny czas.

Czy martwi się pani o bliskich?

O dzieci? Wnuki? Tak, w tym sensie że przyszło im uczyć się i studiować, zaczynać życie w skomplikowanych czasach. Ale są otwarci, znają języki, widzieli kawał świata, są utalentowani, dadzą sobie radę. Moja mama ma 88 lat, o nią się martwię, bo nasza służba zdrowia jest wciąż na zakręcie, a tym razem jest to wiraż śmiertelny. Tego zupełnie nie mogę zrozumieć! Planując budżet, zdrowie, służba zdrowia powinna być na jednym z pierwszych miejsc!. Dlaczego nie można zaplanować wydatków na to rzędu 7 % PKB? Co jest ważniejsze niż zdrowie Polaków, wykształcenie i pomoc tym którzy kończą swój czas na tej ziemi oraz tych dotkniętych losem. A reszta? Damy sobie radę, tylko trzeba nam wolności , możliwości , sprawiedliwości, mądrości i otwartości. A co do świata? Żyłam okresami i pracowałam w krajach gdzie uchodźcy byli zawsze. Zasiali te kraje siłą, odmiennością, młodością, pracą, wyobraźnią i talentami. Zawsze słyszałam i we Francji i w Niemczech – potrzeba nam emigrantów, to oni nam pomagają dźwigać kraj, to oni pracują najciężej w najmniej popularnych zwodach. Coś się zmieniło? Brakuje nam dzieci, starzejemy się jako społeczeństwo, ktoś musi tu pracować! Nawet ostatnio znów widziałam liczby, ilu będą potrzebowali Niemcy uchodźców żeby gospodarka się rozwijała.

Jest pani pesymistką czy optymistką?

Zależy w jakiej sprawie. Jestem pozytywnie myślącą racjonalistką.

Ma pani plany na ten rok? Czy też z zasady pani nie planuje przyszłości?

W Nowy Rok, byłam tak zakręcona tym krajem, tym zakleszczeniem, tą sytuacją polityczną, medialną, tą ziejąca nienawiścią, bezradnością, tymi rządzącymi nami „ciemniakami”, bezradnością, upokorzeniem, słabością opozycji i bezsilnymi społecznymi działaniami w których jak tylko mogłam brałam udział, że uciekłam na Madagaskar. Wróciłam wczoraj i biorę się do pracy, w teatrze.

 

Odpowiedź publikowana w prawicowych portalach.

Luty 12, 2018 Jacek Międlar

„Prymitywny katolicyzm, zacofanie…” i „mentalny mrok” pod kopułą Jandy. Krycha przestań bredzić albo wynoś się z Polski!

Jak nie komediantka Maja Ostaszewska to aksjologiczna wywłoka Krystyna Janda zabiera głos w sprawach politycznych, na których kompletnie się nie zna. Ciągle tylko ta zdarta płyta o „walce o demokrację”, „dyktaturze Kaczyńskiego” czy „upadku wolności”. Przecież tego już się nie da słuchać! W niedemokratycznym kraju, za plucie na ojczyznę, Janda już dawno siedziałaby w zimnej celi i raz dziennie zajadałaby się rozwodnioną zupą.

Kilka dni temu aktorzyna wypłakała się w rękaw pracownicy Gazety Wyborczej i wylała z siebie pokłady jadu pogardy i nienawiści do wszystkich, którzy myślą inaczej niż ona sama.

W najczarniejszych snach nie myślałam, że przyjdzie dzień „dobrej zmiany”. Poprawy, tak, oczywiście, ale nie zmiany! Okazało się, że 27 lat to długo, wychowały się nowe pokolenia, dziwnych Polaków, których ja nie znam. Nawet ich nie przeczuwałam, myślałam że to margines. Nie wiedziałam, że tacy są, tak myślący – dla Wyborczej powiedziała Janda.

A widzisz Krysiu, żal powinnaś mieć do koncernu, dla którego udzieliłaś wywiad. To właśnie koncern Michnika przez lata powielał kłamstwa, że za konserwatywnymi wartościami, którymi ty gardzisz, opowiada się jedynie garstka emerytów. Tymczasem, dzięki takim jak Michnik, w roku 2018 budzisz się z ręką w nocniku i zdziwiona dostrzegasz, że to nie mohery, a polska młodzież, takich antypolonitów jak ty chce wyrzucić na śmietnik historii.

Jednak na tym nie koniec. Janda postanowiła wyrazić pogardę dla milionów Polaków-katolików.

Jestem zrozpaczona i patrzę z pesymizmem na przyszłość kilku nadchodzących lat lub, co nie daj Boże, kilkunastoletnią. Regres, zacofanie, mentalny mrok, obyczajowa piwnica. Ciemny, strachliwy, prymitywny katolicyzm i ogólny lęk i konformizm, bo tak się rozwijają te mechanizmy – żali się Janda.

Krysiu, ty aksjologiczny karle, Polska była, jest i będzie krajem, w którym przeważająca większość obywateli to katolicy. Czy ci się to podoba czy nie. Polska nie będzie żydowska jak zapewne chciałby twoja koleżanka Agnieszka Holland. Nie będzie też buddyjska jak by zapragnęła komediantka Ostaszewska. Zatem albo przestań bredzić farmazony o „mentalnym mroku”, który w rzeczywistości panuje pod twoją kopułą, albo pakuj manatki i wynoś się z Polski. Najlepiej na Bliski Wschód. Pomożesz potrzebującym muzułmanom, a ni pokażą ci miejsce w szeregu.

(Ksiądz Jacek Międlar – kontrowersyjny duchowny katolicki i zwolennik nacjonalistów odszedł ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Winą za swoją decyzję obarcza przełożonych, o których mówi: „środowiska żydowskie” i „gejowscy lobbyści”. Wcześniej władze zakonu nałożyły na niego zakaz publicznych wypowiedzi.)

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.