25
Czerwiec
2006
22:06

Zazdrość

Zazdrość. Ja ją lubię. Potrafi być siłą, potężną, motoryczną, budującą, cementującą związki. Wydaje mi się, że ludzie, którzy nie odczuwają zazdrości, nie są normalni, są niebezpieczni, wynaturzeni. Zazdrość jest naturalną konsekwencją miłości. To brak zazdrości jest zastanawiający i niepokojący. ( Mówię o zazdrości nie zawiści, która jest uczuciem podłym, wstrętnym, destruktywnym i wstydliwym, choć ludzkim.)

Zrobiłam dla Teatru Telewizji sztukę pod tym tytułem. „ Zazdrość” autorstwa Esther Vilar. Nie trzeba ani tego tekstu ani tej historii, traktować zbyt poważnie i w kategoriach realistycznych, jest to rodzaj zabawy, figury emocjonalno- psychologicznej próbującej zabawić się kosztem i kobiet i mężczyzn, zakpić z tradycyjnych przyzwyczajeń na temat zdrady i małżeństwa.

Jedna z bohaterek, na końcu, po powrocie męża do niej , mówi do swojej niedawnej rywalki …Najpierw swoją niewiernością zabił moją miłość, a potem, wiernością, powrotem do domu, odebrał Zazdrość, i życie straciło w ogóle smak i emocje…..Niech się Paniumówi z moim mężem jeszcze, choć raz, może znów poczuję cokolwiek….. Właśnie, od jakiegoś czasu mam uczucie, że zazdrość, ta cudowna, świeża, gwałtowna i szczera, jest niestety w jakiś sposób związana tylko z młodością i czystością.

Widziałam i obserwowałam w życiu tyle związków, sama przeżyłam niejedno. Widziałam mężczyzn odchodzących od kochanych przez nich kobiet tylko i wyłączne z powodu chorobliwej zazdrości tych pań, zazdrości zabijającej miłość, znałam kobiety leczące się z zazdrości u terapeutów. Obserwowałam ze zdumieniem i przestrachem kobiety wystające na ulicach, śledzące mężczyzn, rzucające się z pięściami i parasolkami na prawdziwe czy wyimaginowane rywalki, czy kochanki mężów, znałam mężczyzn wynajmujących detektywów, aby śledzili ich często Bogu ducha winne kobiety. Z zazdrości.

Ile spuchniętych oczu, ile dramatów, toczących się łez, filiżanek kawy wypitych nocami, ile niekończących się rozmów telefonicznych z zazdrosnymi i udręczonymi zazdrością. Okropne! A z drugiej strony, dziś po tylu latach, z perspektywy, wydają mi się te chwile wspaniałymi.

Chodziło o wszystko, o życie, o śmierć, o miłość!

Dziś zdarza mi się wysłuchiwać najczęściej cynicznych obojętnych kalkulacji dotyczących porzucenia, zmiany partnerki, partnera, i coraz częściej mam uczucie, że to pozorna zazdrość, udawana miłość, zabieg służący tylko i wyłącznie zajęciu się czymś trochę bardziej emocjonującym niż codzienność, na jakiś czas. Że wszystko jest dopuszczalne i względne. Czy to jest naprawdę związane z wiekiem? Z ilością doświadczeń życiowych? Z utratą jakiejś wiary w coś?

Nie chcę. Chcę żeby Zazdrość była tak wielka jak miłość. Uczucia te są równoważne, gdy są prawdziwe. A wszystkie tak zwane nowoczesne spojrzenia na związek, tolerancja, wyrozumiałość, demokracja, dojrzała zgoda na układ, na wolność w związku, na chwilowe zapomnienia, zauroczenia, skok w bok, pomyłki, niegroźne romanse, dziwne przyjaźnie, zauroczenia, rozdziały na zdradę fizyczną i duchową, SĄ BZDURĄ. I ja tego nie chcę!

Ja się sprzeciwiam. I uważam, że zgoda na to, filozofowanie na ten temat i tolerowanie tego wszystkiego nie jest normą. Ja chcę być kochana i chcę żeby ktoś był o mnie zazdrosny!

Może, dlatego jestem taką mądralą, że zdradził mnie w życiu tylko pies? Może, ale i tak tego nie zapomnę.

Było to po pierwszym roku studiów w Szkole Teatralnej. Pojechaliśmy w ramach tzw. „Akcji Wóz” ze spektaklem Lope de Vegi „ Dziewczyna z dzbanem” w Polskę. Graliśmy na rynkach małych miasteczek, we wsiach, na brzegach rzek, na ścierniskach, na plażach, dla tych, którzy chcieli. Piękna akcja, dziś już zapomniana, a tyle dająca młodym aktorom, tyle doświadczeń i refleksji, bagaż na całe późniejsze zawodowe życie. Szkoda że dziś już tego nie ma. Nieważne. A więc namioty, wóz Drzymały, kochery, kostiumy w walizkach, charakteryzowanie się gdzie popadnie, przygodna widownia, jednym słowem Bosko!.

Pojechałam na cały ten miesiąc z ukochanym psem, suczką, spanielem o imieniu Pola czczącym słynną aktorkę Polę Negri. Psem, który trafił do mnie po strasznych przygodach, chory, zawszony, psychicznie niezrównoważony itd. Leczyłam ją, kochałam, miałam za swoją największą przyjaciółkę i towarzyszkę, aż nagle…..pewnej nocy Pola ostentacyjnie i bez powodu wyprowadziła się z mojego namiotu, a pokochała i wprowadziła się do namiotu Emiliana Kamińskiego, który należał do naszej objazdowej trupy.

Najpierw poczułam zdziwienie, potem mnie to rozbawiło, bo nie brałam tego serio. Pierwszej nocy z lekkim kolcem w sercu, pozwolilam jej na kaprys spania „ z nim”. Drugą noc spędziłam na przywoływaniu jej do porządku. Trzecią nieprzespaną śledziłam i uświadamiałam sobie jej podłość. Czwartą przepłakałam i narastały we mnie wszystkie uczucia, jakie jesteście sobie w stanie wyobrazić. Piątej nocy dostałam temperatury i zapuchnięta od płaczu nie mogłam się uspokoić. Po szóstej nocy zdrady, zatelegrafowałam do mamy żeby natychmiast przyjechała zabrać tę „Zdzirę” do domu. W między czasie, ta „małpa” siedziała przytulona już tylko do nóg Emiliana i warczała na mnie, kiedy się zbliżałam. Mama przyjechała następnego do Augustowa, bo tam dotarliśmy z naszym wozem, założyła jej kaganiec, wzięła na smycz i wywiozła.

Po powrocie do Warszawy nigdy już się nie zaprzyjaźniłyśmy na nowo, ja do końca udawałam, że jej nie dostrzegam i nie wybaczyłam nigdy, a potem długo nie chciałam w domu suczki, bo wiązałam jej zdradę z cechą naszej płci, nie wiadomo zresztą, dlaczego.

Byłam młoda. Dziś być może byłabym bardziej tolerancyjna i nie tak kategoryczna. Nie przeżywałabym tego tak. Stać by mnie było na śmiech. Być może, ale powiem Wam tylko jedno, to do dzisiaj boli. Nawet wspomnienie tego.

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.