Czy świat zwariował? Dlaczego?
Świat zwariował? Nie wiem. Dla mnie nie zwariował, ale to obiecujące atrakcje dla widzów, efektowne stwierdzenie.
„Świat zwariował” to hasło tegorocznej edycji Festiwalu Filmu i Sztuki DWA BRZEGI 2009, którego będzie Pani gościem. W jakim stopniu można odczytywać Pani twórczość i działalność teatralną – jako właściciela i producenta – poprzez hasło festiwalu w Kazimierzu?
Doprawdy nie wiem.
W tym roku będzie Pani bohaterką festiwalowego cyklu spotkań i prezentacji filmowych „I Bóg stworzył aktorkę”. Kto, Pani zdaniem, bardziej stwarza aktora? Bóg? Reżyser? Scenarzysta? Dramaturg? Sam aktor? Jak mogłaby brzmieć odpowiedź przefiltrowana przez inscenizację „Boga” Allena wyreżyserowaną przez Krystynę Jandę?
Aktora stwarza pewne w jakimś sensie Bóg, bo chodzi o talent, a talnetu wypracować, nauczyć, nabyć się nie da. A poza talentem, wszystko po trochu aktora tworzy, ja stawiam na inteligencję, wyobraźnię, umiejętność obserwacji ludzi i życia, osobowość. Reżyser? Dramaturg? Scenarzysta? Tak, podczas jednej inscenizacji, pracy nad jedną konkretna rolą, a potem reżyser, dramaturg, scenarzysta za każdym razem są inni i wymagający czegoś innego. Oni wszyscy kształtują, jeśli się umie i chce skorzystać z uwag i nauk, jeśli się wyciąga wnioski. Aktora stwarza niewątpliwie publiczność, i o tym jest między innymi „Bóg” Allena, którego zrobiłam dla naszego Teatru, tekst ten stawia na temat Teatru, aktorów, reżyserów i autorów różne tezy, w większości zresztą niesłuszne za to zabawne.
Czy wyobraża Pani sobie życie bez przetwarzania go w sztukę? Co Pani daje znajdowanie formy artystycznej dla osobistych przeżyć?
Gdybym nie była aktorką byłabym grafikiem, malarką, plastykiem, gdybym była fryzjerką też mam nadzieję byłabym artystką, bo potrzeba kreacji, zmiany świata i otoczenia, to coś więcej niż zawód. Każdy artysta przetwarza swoje osobiste doświadczenia na sztukę. Każda praca nad rolą to czerpanie z osobistych przeżyć i doświadczeń. To nasze podstawowe „tworzywo”.
Jak Pani, jako osoba, która poza aktorstwem zajmuje się również reżyserią, radzi sobie z poddawaniem się woli innego reżysera?
Bez problemu. Nie widzę zmian. Staram się trzymać język za zębami, nie wtrącać ze swoimi pomysłami i tyle. Nie oglądam materiałów ani dubli kiedy gram u innego reżysera. Kiedy gram u siebie ogladam każdy centymetr nakręcony, bo kręcę wtedy też i próby i jestem dla siebie bez litości. Wycinam się, poza tym, w trakcie montażu z dużą przyjemnością. Mogą to potwierdzić montażyści, z którymi pracowałam. Żegnam się ze sobą bez żalu.
Jak to się stało, że Pani najnowsza produkcja filmowa to rola w filmie debiutanta, czyli „Rewersie” Borysa Lankosza? Co Pani sądzi o tym filmie?
Nie widziałam filmu. Nie widziałam ani ujęcia. Scenariusz pana Andrzeja Barta był interesujący, reżyser mówił o swoich pomysłach świetnie, jego poprzednie realizacje były bardzo interesujące. Marcin Koszałka jako operator. Film zapowiada się dobrze mam wrażenie.
Jako bohaterka cyklu „I Bóg stworzył aktorkę” będzie Pani mogła zaprosić na spotkania własnych gości i w pewnym stopniu kształtować program festiwalu. Z kim chciałaby Pani spotkać się i porozmawiać przed publicznością w Kazimierzu? Jakie filmy ze swojej filmografii zaproponuje Pani widzom? Czy będą to tylko filmy, czy również spektakle? Jeśli przedstawienia, to na żywo czy z taśmy? Czy gościnnie pojawią się spektakle Teatru Polonia?
Podporządkowałam się całkowicie pomysłom twórców festiwalu. To oni wybrali też filmy, i dobrze, bo ja nie jestem obiektywna. Cieszę się, że na zakończenie festiwalu zagram swoją sztandarową rol® zrealizowana w Teatrze POLONIA Tonkę Babic z „ Ucho, gardło, nóż” to ważna rola, odważna, robi wrażenie na widzach, dostałam za nią wiele nagród. Co prawda nigdy nie grałam tego w plenerze , ale …temat jest tak silny że sobie poradzi.
W najnowszych wywiadach jak refren powtarza się zdanie „Jestem bardzo zmęczona”. Czy w Kazimierzu znajdzie Pani czas na chwilę wytchnienia? Czy na przykład wybierze się Pani na jakiś seans bądź koncert? W tym roku przewodnim motywem muzycznym ma być bossa nova.
Przyjadę do Kazimierza dwa razy, przerywając próby w Teatrze. Ale bez przesady z tym zmęczeniem, wiosna była trudna, z powodu premiery filmu „Tatarak” a to całe zdarzenie premierowe, było dla mnie zwyczajnie trudne. Ale wszystko minęło, film żyje sobie swoim życiem, dość bogatym jak się okazało, a ja nie muszą już odpowiadać na męczące mnie pytania, zbyt osobiste, choć wydawałoby się usprawiedliwione samym filmem. Ale nie bez powodu używam sformułowania „wydawałoby się”, zawsze chodzi o klasę zachowania i pytań, o wrażliwość, o nic więcej. Kazimierzu mam nadzieję uda mi się zobaczyć rzeczy interesujące, ale odpoczywam w domu a nie wśród tłumu festiwalowych gości.
W swoim internetowym dzienniku pisze Pani coraz mniej, nierzadko ograniczając się do pozdrowień i publikacji zdjęć prezentujących próby teatralne, podróże i codzienne doświadczenia. Czy jest szansa, że ukaże się kiedyś książka www.małpa3.pl?
Nie ma materiału na trzecią książkę, a ja jakoś ostatnio nie mam ochoty pisać, albo inaczej, dzielić się z ludźmi moimi refleksjami, są one generalnie mówiąc nie za wesołe, po co męczyć ludzi. Moje życie i pozycja emocjonalna w stosunku do zdarzeń diametralnie się zmieniła. Lekkość bytu jest mi obca. A to moje poczucie humoru, autoironię i ironię cenili Internauci.
W ubiegłym roku w Kazimierzu można było zwiedzać ekspozycję fotografii Janusza Gajosa. Pani również zajmuje się, na co dzień fotografią, a Pani zdjęcia często mają kapitalną wartość dokumentalną. Czy, poza publikacją w Internecie, myślała Pani kiedyś o wystawie?
Nie. Nie przyszło mi to do głowy. Internet to idealne miejsce dla tych zdjęć, które zdecydowałam się zamieścić. Zresztą są robione do komputera, w rozmiarach dla takiej archiwizacji.
Obyczajem festiwalu w Kazimierzu jest prezentowanie przed filmami fabularnymi ciekawych krótkometrażówek. Celem tej akcji jest przywracanie krótkim formom filmowym rangi pełnowartościowych produkcji. Co Pani sądzi o takiej akcji? Czy ceni Pani krótkometrażówki? Jeśli tak, to za co?
O tak. To świetna forma. Absolutnie pełnoprawna artystycznie. To jak opowiadanie lub felieton w zestawieniu z powieścią. Jestem wielbicielką krótkich form. Wymagają one dyscypliny i intelektualnej i formalnej. Wyrazistego pomysłu. Jak w każdej z dziedzin zresztą, krótka forma wymusza esencję.
Sezon teatralny w Teatrze Polonia oficjalnie już się zakończył.
Teoretycznie. Ale jednocześnie wakacyjny program jest wypełniony po brzegi.
Do tego premiera monodramu z Grażyną Barszczewską w czerwcu, premiera show Krzysztofa Materny w lipcu. Zamiast wakacji praca na pełnych obrotach.
Dlaczego?
Urlop już był, w maju. Teatr był na urlopie. Od początku istnienia Teatru robimy przerwę wakacyjną w maju. Maj nie jest najlepszym miesiącem dla Teatru, komunie, matury, śluby, działki, duża ilość wolnych dni, budząca się przyroda, kwitnące kasztany i magnolie, rododendrony, nie sprzyjają teatrom. Za to wakacje, lipiec, sierpień, z naszego doświadczenia są dla teatrów szczęśliwe. Warszawa ma mnóstwo gości, turystów, odwiedza kraj Polonia, wielu ludzi spędza te miesiące letnie w mieście. Lubimy grać latem. Zyskujemy zupełnie nowych przyjaciół, ale też szykujemy specjalny repertuar. 30 spektakli Krzysztofa Materny z zaproszonymi gośćmi to nasza wakacyjna niespodzianka, także dodanie na Plac Konstytucji do innych naszych spektakli tam prezentowanych, spektaklu- koncertu „ Hej! Joe!” pana Jana Jangi Tomaszewskiego. Czerwcowa premiera „Pani z Birmy” czyli Grażyna Barszczewska w reżyserii i według koncepcji Anny Smolar i Pawła Smoleńskiego, to wyjątkowa dla nas pozycja. Opowieść o Birmie, walce i uwięzieniu pani Aung San Suu Kyi, narysowanie historii tej kobiety, jej losu, to nasz obowiązek, powinność. Mija 16 lat izolacji, wiezienia i aresztu domowego, to chyba najbardziej znany więzień polityczny świata, noblistka, wykształcona, piękna kobieta. Kobieta twarda, wspaniała, mądra, odważna. Nie można o Niej zapominać. Trzeba się o Nią upominać. Nasz spektakl będzie, mam nadzieję, ważny dla wielu ludzi w Polsce.
Teatr Polonia staje się w coraz większym stopniu teatrem muzycznym: w grudniu odbyła się premiera „Dancingu” z muzyką Satanowskiego, w kwietniu w repertuarze pojawił się Tydzień Muzyczny, koncert jubileuszowy Magdy Umer, jest też „Hey Joe! – teatr gitarowo-rock&rollowo-abstrakcyjny”, w zapowiedziach na lato co miesiąc można znaleźć „Karaoke w teatrze”, a na wrzesień zapowiadana jest premiera pierwszego w Polonii musicalu i to „Bagdad Cafe”! Jaka jest przyczyna tak intensywnego umuzycznienia sceny?
Intensywnego? Chyba nie, porostu mamy wszystkie gatunki sceniczne. A poza tym wszyscy lubimy te wieczory, koncerty, spektakle, publiczność też. Szczególnie że większość z nich to prezentacje jednorazowe, okazjonalne. Mamy też dużo przyjaciół, wydają płyty, robią nowe koncerty, przychodzą i chcą się właśnie u nas zaprezentować. To miłe. No i jeszcze jedna rzecz, w Warszawie nie ma sceny specjalizującej się w prezentacji piosenki literackiej. Jeśli natomiast chodzi o „ Bagdad cafe” to mały aktorski musical, jakby napisany dla naszego Teatru. Rzecz o przyjaźni w ogóle, a dwóch Kobiet w szególności. Wiele osób pamięta kultowy film.
Czym różni się musicalowa wersja sceniczna „Bagdad Cafe” od filmowej? Czy muzyka w spektaklu jest inna niż na ścieżce dźwiękowej?
Tak, to zupełnie, co innego. To wersja teatralna z 18 dużymi piosenkami i sekwencjami muzycznymi, w filmie słyszymy słynne „ Callyng you” w spektaklu śpiewane aż trzy razy, przez dwie aktorki, w odmiennych stanach i sytuacjach, no i innych 18 „numerów”, wspaniałych.
Jak Pani sądzi, dlaczego mający status kultowego film „Bagdad Cafe”
(zrealizowany w 1987 roku!) do dziś nie ukazał się w Polsce na DVD, a żeby stać się właścicielem legalnej ścieżki dźwiękowej, trzeba ją sprowadzać z USA?
Nie wiem.
Dlaczego jako musical wybrała Pani właśnie „Bagdad Cafe”?
Bo opowiada o kobietach, bo jest mały, w obsadzie jest 14 osób, to dla nas superprodukcja, ale dla teatrów muzycznych drobiazg. Dlatego też że za każdym razem, kiedy słyszę „ Calling you” wzruszam się, w jakimkolwiek by nie było wykonaniu. U nas będzie w doborowym, Katarzyna Groniec i Ewa Bułhak