Jarosław Sakowicz: Co Pani radzi studentom chcącym rozpocząć karierę artystyczną, castingi czy szkołę aktorską?
Krystyna Janda: Jeżeli są studentami, to już są w Szkole Aktorskiej. Bez studiów aktorskich mogą grać w filmie, reklamówkach, amatorskich teatrach; żeby grać w teatrze, szkoła jest potrzebna, szkoła teatralna lub praktyka w zawodowym teatrze, bo i tą drogą można dojść do umiejętności zawodowych. W filmie teoretycznie mogą grać amatorzy.
JS: Czy planuje Pani realizację kolejnego filmu („Pestka” nadal cieszy się dużym zainteresowaniem) lub nową rolę filmową?
KJ: Planuję, ciągle coś próbuję, ale trudno mi zdobyć pieniądze na realizację. To jeśli chodzi o reżyserię, jeśli chodzi o rolę w filmie, poważną rolę, nie mam propozycji, a raczej poważnych propozycji.
JS: Czy lubi Pani grywać w Szczecinie i czy studenci to duży krąg Pani odbiorców?
KJ: Nie bardzo wiem jaki procent ludzi młodych kupuje na mnie bilety. Widzę, że są na sali, ale też z drugiej strony bilety są chyba dość drogie, przewiezienie spektakli w pełnej dekoracji z liczną obsługą techniczną dużo kosztuje.
JS: Czy uważa się Pani za aktorkę dramatyczną?
KJ: A co to znaczy? Dramatyczną, to znaczy taką grającą w dramacie? Czy teatralną? Czy dramatycznie grającą? Dramatycznie to znaczy przerażająco? Czy smutno?
JS: Przyjechała Pani ze sztuką Lee Hall „Mała Steinberg”, czy to kolejna Pani maska?
KJ: Maska to dość banalne określenie i nic nie znaczące. Co to znaczy maska? Rola? Wcielenie? Tak, to moja nowa rola.
JS: Pani muzyka trafia do jednostek (odpowiednich serc), jakie zatem perspektywy dla wielbicieli Pani talentu?
KJ: Wciąż śpiewam swój koncert w Polsce. A nowych planów związanych ze śpiewaniem nie mam, no pomijając to, że śpiewam teraz w Operze „Siedem grzechów głównych” Brechta-Weilla, które śpiewane były przez największe nazwiska świata. Ale to może drobiazg.
JS: Proszę odpowiedzieć na pytanie, którego nie zdążyłem jeszcze zadać.
KJ: Nie. Pozdrawiam serdecznie wszystkich Szczecinian. Do zobaczenia.