Siadła koło mnie z wielkim westchnieniem, właściwie zwaliła się na pokrytą aksamitem ławeczkę we foyer Opery, podczas bankietu zorganizowanego z jakiejś tam uroczystej okazji.
– Och, jak dobrze. Od dawna chciałam panią spotkać, zasapała. Moja córka bardzo panią lubi.
– A pani niebardzo? – Pozwoliłam sobie na żart.
– Nie, nikt pani nie lubi, i wreszcie musi pani ktoś powiedzieć prawdę. Ludzie są okropni, wszyscy się pani na pewno podlizują a myślą odwrotnie. Pani mnie nie pamięta, chodziłyśmy razem kiedyś, w jedno miejsce, robić sobie paznokcie.
– Nie przypominam sobie – odparłam.
– No tak, bo pani wiecznie coś czytała, do nikogo się pani nie odzywała. A trzeba, patrzeć na świat. Bo ludzie mogą pani wiele dać. Strasznie pani zadziera nosa.
– Ja?
– I dlatego ludzie pani nie lubią. Jest pani taka sama jak w filmie.
– To znaczy?
– No nie jest pani sympatyczna.
– Dlaczego? Czy kiedyś panią obraziłam, nieodkłoniłam się, zrobiłam pani coś przykrego?
– Nie, ale ani z panią nie porozmawiaj. Przecież człowiek by chciał porozmawiać.
– No wie pani, ale ja zawsze musze coś zrobić, przeczytać, wiecznie jestem z czymś spóźniona, pracuję….- Tłumaczyłam się jak kretynka.
– Każdy pracuje. Poza tym aktorka nie może się pokazywać tak jak pani. Taka nieubrana, niemalowana, zaniedbana. Dawno chciałam to pani powiedzieć, dla pani dobra.
– Nie rozumiem, przecież ja nie chodzę nago.
– No tak, ale w byle, czym. Aktorka to musi wyglądać. I ostatnio trochę za bardzo pani utyła. Aktorka musi o tym myśleć żeby wyglądać. Jakieś futro, jakiś buty, biżuteria. Żeby mieć wygląd. Może ma pani za słabego sponsora?
– Kogo? No wie pani ja ciężko pracuję i wszystko sobie kupuję sama.
– No to błąd, chociaż i tak pani nie wierzę. I wolałam panią z tymi dłuższymi włosami. Ale tego pani nikt nie powie. Ludzie pani bardzo nie lubią, wie to pani?
– Nie.
– Pani jest strasznie denerwująca. Żadna z moich znajomych pani nie lubi.
– Jako człowieka czy aktorki.
– Aktorki. Ale to to samo.
– No, nie to samo. A widziała mnie pani kiedyś w teatrze?
– Ja nie musze widzieć żeby wiedzieć. Poza tym pani jest ciągle taka sama, gra pani wszędzie tak samo, to po co?
– Po co pani mi to wszystko mówi?
– No, bo nikt pani nie powie. Gdzie pani jedzie na wakacje? Powinna pani jechać do Cannes, pokazać się. My jeździmy na Riwierę francuską, pani wie? Tam jeżdżą wszyscy. Jak pani chciałaby to możemy panią zaprosić.
– Nie dziękuję.
– W ogóle mogłabym panią poznać z kilkoma osobami, my jeździmy w towarzystwie, wie pani. Mogłaby pani sobie coś załatwić. Moja córka chce być aktorką.
– A ma talent?
– Wielki, i jest bardzo ładna, wie pani, to pomaga. A pani córka to, co? Po tatusiu raczej uroda? No, ale pani jej i atak tam wszystko załatwia. Kłopot z tymi dziećmi, nie? Z synem nie ma żadnych problemów, studia, prawo, interesy, a ta artystka. No, ale jak chce to mnie na to stać.
A tych synów potem to pani urodziła żeby się odmłodzić, dla organizmu, nie?
– Nie, żeby się odmłodzić lepiej jest wszystko kazać sobie wyciąć, wszystkie narządy kobiece, przed menopauzą, to oszukuje organizm i dłużej się dobrze wygląda. Tak robi wiele kobiet na świcie.
– Co pani mówi?! Tu jest moja wizytówka, pani do mnie zadzwoni, to jakoś sobie pomożemy, mam kontakty, znajome sklepy, mogę pani dużo załatwić, dopomóc.
– Dziękuję.
– A pani mi nie da swojej wizytówki?
– Nie, aktorki nie dają wizytówek obcym. Ja jestem osobą publiczną. Jeśli chce pani się ze mną skontaktować w sprawach zawodowych. Proszę to jest wizytówka mojej agentki. Jest pani niewychowaną, okropna osobą. Z dużą nadwagą i nadmiernym o sobie mniemaniem. Ubrana jest pani całkowicie bez gustu i zbyt krzykliwie. W pani wielu nigdy nie odważyłabym się ubrać w suknie bez rękawów i tak wydekoltowaną, nie wiem, czym się pani zajmuje i nie chcę wiedzieć, podejrzewam ze ma pani duże pieniądze. Wizytówkę zwracam, nie spojrzałam na nazwisko, nie chce wiedzieć, z kim rozmawiałam.
Wstałam i odeszłam, najszybciej jak mogłam, wróciłam do domu. Kolejny raz przysięgłam sobie, że nie będę chodzić w miejsca publiczne, prywatnie. Prawie za każdym razem spotyka mnie jakaś przykrość. Jadąc w kierunku domu przypomniałam sobie tę kobietę. Rzeczywiście odwiedzałyśmy ten sam zakład kosmetyczny, miałam wtedy sztuczne paznokcie potrzebne i do jakiejś roli, wymagały one częstych poprawek. Ta pani też miała sztuczne paznokcie tyle, że prywatnie, nie do roli. Pewnego dnia, kiedy siedziałam w gabinecie wróciła tam z awanturą, reklamacją. Otworzyła drzwi i krzyknęła do manikiurzystki: – Ma mi pani natychmiast zwrócić pieniądze i to poprawić! To skandal! Wsiadam do mercedesa, biorę delikatnie kluczyki a mie paznokcie lecą na norki. Wtedy śmiałam się długo, i mówiłam, że to sztuka w jednym zdaniu, przy okazji, wyliczyć stan posiadania. Zrobiłam z tego potem anegdotę i opowiadałam ją z lubością.
W domu spojrzałam w lustro i powiedziałam do siebie: Nie denerwujcie, jesteś własnością publiczna, każdy ma prawo cię oceniać, krytykować, zaczepiać, i nie ma, co liczyć na litość czy wyrozumiałość.