SŁODKI KONIEC DNIA, reż. Jacek Borcuch - plakat na World Film Festival Sundance (USA) 2019
Jacek Borcuch pracuje nad nowym filmem z Krystyną Jandą
Jacek Borcuch przygotowuje się do realizacji nowego filmu „Volterra” z Krystyną Jandą w roli głównej. „To historia o współczesnej Europie” – mówi reżyser.
„Scenariusz jest już napisany, ale wciąż nad nim pracuję, bo ten etap kończy się dopiero z pierwszym klapsem – mówi Jacek Borcuch. – To historia o współczesnej Europie. Całość historii dzieje się na prowincji toskańskiej w mieście Volterra. Chce opowiedzieć o lęku towarzyszącym Europejczykom, o strachu przed ‘obcym’ – jak nazywał to Zygmunt Bauman. Europa jest w momencie zmian, których nie da się zatrzymać: olbrzymia fala uchodźców, kryzys tożsamościowy, ruchy narodowe, skrajna prawica, co raz mniejsza tolerancja dla odmienności, to powoduje, że ludzie zamykają się w swoich małych światach. Wszystko dzieje się w jednym mieście, w jednym domu, ale metaforycznie opowiada o całej Europie. Trochę moje kino z wielką polityką w tle” – dodaje.
Główną bohaterką jest polska poetka, noblistka, fikcyjna postać, którą będzie grała Krystyna Janda. „Jak zastanawiałem się, kto mógłby zagrać poetkę o silnym charakterze, wywierającym wpływ na rzeczywistość, to było oczywiste, że tylko Krystyna Janda. Nie wiedziała, że piszę dla niej, ale zaniosłem jej pierwsze dwadzieścia stron i powiedziała: Tak. Z Szymborską łączy ja tylko zamiłowanie do papierosów” – przyznaje reżyser „Wszystko co kocham”.
W filmie wystąpią głownie włoscy aktorzy, zdjęcia zrealizuje Piotr Sobociński jr. „Volterra” będzie polsko-włoską koprodukcją. Polskim producentem filmu jest No Sugar Films. Film zdobył pozytywną rekomendację komisji eksperckiej I etapu w sesji 1/2017 w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.
Zdjęcia rozpoczną się późną jesienią. Borcuch uważa, że „wtedy Włochy są najpiękniejsze, po upalnym lecie zaczynają na nowo oddychać’”.
Jacek Borcuch zadebiutował jako reżyser filmem „Kallafiorr” (1999). To pierwszy polski film offowy, który trafił do szerokiej dystrybucji, otwierając możliwości innym twórcom. Zanim jednak do tego doszło, Borcuch-aktor zagrał m.in. w „Długu” Krzysztofa Krauze. Kolejnym filmem zrealizowanym przez Borcucha-reżysera były „Tulipany”, stylizowane na polskie kino lat 70. „Wszystko, co kocham” z 2009 roku przyniosło Boruchowi wielkie uznanie, zdobywając liczne nagrody i wyróżnienia na światowych festiwalach oraz stając się pierwszym polskim filmem startującym w Konkursie Głównym prestiżowego Sundance Film Festival. Ta osadzona w latach 80. opowieść o młodych ludziach dojrzewających w takt muzyki punkrockowej zdobyła dwie Polskie Nagrody Filmowe „Orzeł” (Nagroda Publiczności, Nagroda za Najlepszy Scenariusz) oraz „Złotego Klakiera” FPFF w Gdyni dla reżysera najdłużej oklaskiwanego filmu). „Wszystko, co kocham” był polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Ostatni film Borcucha „Nieulotne” (2013) to historia miłości Michała (Jakub Gierszał) i Kariny (Magdalena Berus), pary polskich studentów, którzy poznają się i zakochują, podczas wakacyjnej pracy w Hiszpanii. Michał Englert otrzymał nagrodę za najlepsze zdjęcia do filmu na Sundance Film Festival.
Marcin Radomski, 23.03.2017
https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,25145,1,1,-.html
—————————————————————————-
FABUŁA
Kasia Smutniak u boku Krystyny Jandy w nowym filmie Jacka Borcucha
W Toskanii ruszyły zdjęcia do nowego filmu Jacka Borcucha „Volterra” z Krystyną Jandą w roli głównej. Jej ekranową partnerką będzie, robiąca karierę we Włoszech Kasia Smutniak,znana polskim widzom z filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”.
„Volterra” to piąty film w reżyserskiej karierze Jacka Borcucha, twórcy takich obrazów jak „Tulipany” (2004) i „Wszystko, co kocham” (2009) i drugie, po „Nieulotnych” (2012) dzieło, do którego zdjęcia realizowane są poza Polską. Choć o samej fabule wiadomo niewiele, jej bohaterką będzie żyjąca we Włoszech polska poetka Maria (Krystyna Janda). To jej oczami spojrzeć mamy na współczesną Europę i trawiącą ją bolączki.
W obsadzie filmu znaleźli się także Ilona Ostrowska, Antonio Catania, Vincent Riotta, Robin Rennuci, Lorenzo De Moor, Pippo Crotti, Marcello Maietta i Paco Rizzo. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek („Najpiękniejsze fajerwerki ever”), a za scenografię Elwira Pluta („Atak Paniki”, „Body/ciało”).
Zdjęcia do filmu potrwają do końca kwietnia. Budżet filmu wynosi 6 mln pln. Realizację „Volterry” kwotą 2 mln wsparł Polski Instytut Sztuki Filmowej. Producentkami obrazu są Marta Habior i Marta Lewandowska – No Sugar Films.
RP, 26.03.2018
Kasia Smutniak u boku Krystyny Jandy w nowym filmie Jacka Borcucha
Krystyna Janda i Kasia Smutniak w nowym filmie Jacka Borcucha
Rozpoczęły się zdjęcia do „Volterry” – nowego filmu Jacka Borcucha. W rolach głównych zobaczymy m.in. Krystynę Jandę oraz Kasię Smutniak. Zdjęcia realizowane są w Toskanii i potrwają do drugiej połowy kwietnia.
W projekt zaangażowana jest międzynarodowa obsada, m.in. Krystyna Janda, Kasia Smutniak, Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Vincent Riotta, Robin Renucci.
Miejscem akcji filmu jest etruskie miasto Volterra. Wszyscy się tu znają i szanują. Na niewielkim wzgórzu stoi dom Marii (Krystyna Janda) – polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla, autorytetu moralnego. Jej życie toczy się w rytmie włoskiej prowincji, jednak zostaje wywrócone do góry nogami, gdy otrzymuje szokującą wiadomość o tragicznym wydarzeniu. Pod wpływem emocji, podczas uroczystości nadania tytułu honorowego obywatela miasta, zamiast kurtuazyjnych podziękowań Maria wygłasza szokująco niepoprawną politycznie mowę. Od tego momentu bohaterka będzie doświadczać dotkliwych konsekwencji swojego wystąpienia.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich będzie to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek („Najpiękniejsze fajerwerki ever”), a za scenografię Elwira Pluta („Atak Paniki”, „Body/ciało”).
Premiera filmu zaplanowana jest na 2019 rok.
Facebook, kino w tubce, 04.04.2018
Krystyna Janda i Kasia Smutniak w nowym filmie Jacka BorcuchaRozpoczęły się zdjęcia do „Volterry” – nowego filmu Jacka…
Opublikowany przez Kino w tubce Środa, 4 kwietnia 2018
———————————————————————————
Rozpoczęły się zdjęcia do nowego filmu Jacka Borcucha
Rozpoczęły się zdjęcia do „Volterry” – nowego filmu Jacka Borcucha. W rolach głównych zobaczymy m.in. Krystynę Jandę oraz Kasię Smutniak. Zdjęcia realizowane są w Toskanii i potrwają do drugiej połowy kwietnia. Premiera w 2019 roku.
W projekt zaangażowana jest międzynarodowa obsada, m.in. Krystyna Janda, Kasia Smutniak, Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Vincent Riotta, Robin Renucci.
– Byłam przy tym projekcie właściwie od powstania pomysłu. Od początku bardzo mi się podobał, chociaż był kontrowersyjny, a raczej trudny – lubię takie rzeczy do grania. Moja bohaterka Maria Linde to bardzo interesująca postać. Przede wszystkim porusza tak współczesne i żywo aktualne problemy, że wydawało mi się to naprawdę ważne – podkreśla Krystyna Janda, którą zobaczymy w roli głównej.
W roli córki partneruje jej Kasia Smutniak– Polka, która podbiła włoskie kino, doskonale znana polskiej publiczności z takich filmów jak „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” czy „Żona czy mąż?”.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich będzie to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek („Najpiękniejsze fajerwerki ever”), a za scenografię Elwira Pluta („Atak Paniki”, „Body/ciało”).
– To historia o rodzinie, miłości, tęsknocie, utraconych nadziejach, lęku przed nieznanym. Lęku, który towarzyszy dziś setkom milionów ludzi na całym świecie. Ale przede wszystkim to opowieść o wielkiej pasji życia, o zderzeniu cywilizacji – mówi Jacek Borcuch.
Miejscem akcji filmu jest etruskie miasto Volterra. Wszyscy się tu znają i szanują. Na niewielkim wzgórzu stoi dom Marii (Krystyna Janda) – polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla, autorytetu moralnego. Jej życie toczy się w rytmie włoskiej prowincji, jednak zostaje wywrócone do góry nogami, gdy otrzymuje szokującą wiadomość o tragicznym wydarzeniu. Pod wpływem emocji, podczas uroczystości nadania tytułu honorowego obywatela miasta, zamiast kurtuazyjnych podziękowań Maria wygłasza szokująco niepoprawną politycznie mowę. Od tego momentu bohaterka będzie doświadczać dotkliwych konsekwencji swojego wystąpienia.
Premiera filmu zaplanowana jest na 2019 rok.
MR, Next Film, 04.04.2018
https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,26923,1,1,-.html
—————————————————————————–
„W Jandzie drzemie jeszcze nieodkryty ocean”. Nowy film Borcucha to opowieść o lęku politycznym.
– To jest film o wolności i o lęku przed obcymi – Jacek Borcuch opowiedział Patrycji Wanat w TOK FM o swoim najnowszym filmie „Volterra”. W głównej roli zobaczymy Krystynę Jandę.
Akcja filmu rozgrywa się we Włoszech, w Toskanii, niedaleko tytułowej Volterry. Krystyna Janda wciela się w postać polskiej poetki, od lat mieszkającej na emigracji. Podczas odbierania lokalnej nagrody bohaterka filmu mówi o dwa słowa za dużo. Jej wypowiedź wywołuje skandal.
Zdjęcia do filmu zakończyły się kilka tygodni temu. – To historia bardzo mocno zakorzeniona w tym, co dzisiaj dzieje się w Europie – powiedział w magazynie filmowym „Do zobaczenia” Jacek Borcuch. Osadzenie akcji we Włoszech sprawia, że film jest uniwersalny. Nie skupia się na Polsce i polskim strachu przed „innym”.
– Wydaje mi się, że jestem uwolniony od społeczno-teraźniejszych spraw; najbardziej w kinie interesują mnie uczucia, egzystencjalny kontekst naszego istnienia, czyli marzenia, cierpienie, ból, tęsknota, miłość – opisywał Borcuch. Lęk, o którym opowiada Borcuch, związany jest z kryzysem migracyjnym, z zamachami terrorystycznymi oraz z tym, jak ten niepokój o przyszłość jest wykorzystywany przez polityków.
– W pewnym momencie moja bohaterka mówi, że utrzymywanie ludzi w tym irracjonalnym lęku daje niezwykłe możliwości polityczne. Ludzie są w stanie bardzo dużo oddać, może nawet wolność, żeby się zamknąć, zakratować, żeby nikt się nie dostał do środka, nikt nie przeszedł, żeby nawet nasza myśl nie została zmącona najmniejszym lękiem – mówi Borcuch
„Nieodkryty ocean” w Krystynie Jandzie
Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy oglądamy zdjęcia z planu to długie, rozwiane włosy Krystyny Jandy. – Zmieniliśmy lekko kształty, rysy, cięcia i okazało, że w Krystynie Jandzie drzemie jeszcze nieodkryty ocean – powiedział Jacek Borcuch i dodał, że aktorka jest niemal non stop obecna na ekranie, od pierwszej do ostatniej sceny.
Wokół niej zbudowany jest pejzaż innych postaci: jej córka, którą gra Kasia Smutniak, polska aktorka, która zrobiła oszałamiającą karierę we Włoszech. W rolę męża głównej bohaterki wciela się Antonio Catania, aktor znany z filmów Nanniego Morettiego.
Film w 70 proc. grany jest po włosku, poza tym po polsku i francusku. Włoski był wyzwaniem dla Krystyny Jandy, która musiała nauczyć się posługiwania tym językiem w miarę swobodnie. Aktorka miała przez cały czas osobistego konsultanta, który pomagał jej w tym trudnym zadaniu. Jej postać może jednak pozwolić sobie na błędy i słowiański akcent, bo jest Polką mieszkającą we Włoszech, a nie rodowitą Włoszką.
Jacek Borcuch podkreśla, że „Volterra” nie jest w żadnych stopniu inspirowana Wisławą Szymborską, mimo że opowiada historię polskiej poetki, noblistki. Głównej bohaterce jest bliżej do Oriany Fallaci, choć i tu nie można doszukiwać się jednoznacznych podobieństw.
Urok cywilizacji południa
Reżyser już drugi raz wyjeżdża na południe Europy w poszukiwaniu filmowych historii i plenerów. Akcja filmu „Nieulotne” rozgrywała się częściowo w Hiszpanii. Reżyser przyznał, że łatwo zauroczyć się cywilizacjami południa.
– Oni dużo pełniej korzystają z tej codziennej wolności. Dla ludzi wschodu to jest bardzo meczące, gdy jedziemy na południe Europy i w czasie sjesty wszystko jest zamknięte, miasta są opustoszałe, nie możemy nawet nic zjeść. Dla mnie sjesta to jest taki wyszarpany systemowi moment dla ludzi, gdy mogą zjeść obiad z rodziną, zdrzemnąć się. My się szarpiemy teraz o pracujące niedziele, tam wszystkie niedziele są niepracujące! Dla mnie jest to rodzaj wyższego kosztowania życia. Czy to jest dobry kierunek? Nie wiem. My jesteśmy ciągle „na dorobku”, chcemy coraz więcej zarabiać, ale nie zauważamy, że odbywa się to kosztem naszego życia, jedynego jakie mamy – ocenił Borcuch.
Dziwne miasto
Akcja filmu rozgrywa się niedaleko miasta Volterra. To jedno z najstarszych miast w Toskanii, jego historia ma ponad 3 000 lat i sięga cywilizacji etruskiej. To również bardzo „nietoskańskie” miasteczko: ciemne i przygnębiające. Jacek Borcuch powiedział, że słońce rzadko się tam wdziera, jedynie na rynek i to tylko w momencie,gdy świeci najwyżej, a wszystko przez wysoką zabudowę.
Główną atrakcją miasta jest ogromne muzeum tortur i jego aura promieniuje na wszystko dookoła. – Wszędzie są jego reklamy: przyjedź, zobaczysz te narzędzia.Wszyscy poczuliśmy tę dziwną atmosferę, każdy mówił: dziwna ta Volterra, – opowiada Borcuch.
Patrycja Wanat, TOK FM, 02.06.2018
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103094,23474334,w-jandzie-drzemie-jeszcze-nieodkryty-ocean-nowy-film-borcucha.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_TokFm
————————————————————————–
Nowy film Jacka Borcucha w konkursie Sundance
WYDARZENIA
29.11.2018
Nowy film Jacka Borcucha, „Słodki koniec dnia” („Dolce Fine Giornata”) z Krystyną Jandą i Kasią Smutniak w rolach głównych znalazł się w prestiżowym konkursie World Cinema Dramatic Festiwalu Filmowego Sundance. To jeden z najważniejszych amerykańskich festiwali filmowych, którego założycielem jest Robert Redford. Najbliższa edycja, do której zakwalifikowano polski film, odbędzie się w dniach 24 stycznia – 3 lutego.
To trzeci film Jacka Borcucha, który znalazł się w selekcji Festiwalu Filmowego Sundance. W 2013 roku „Nieulotne” brały udział w konkursie międzynarodowym, w 2009 roku „Wszystko, co kocham” było pierwszym polskim tytułem pokazywanym na festiwalu.
„Słodki koniec dnia” to historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria – polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje.
W roli Marii zobaczymy Krystynę Jandę. W roli córki partneruje jej Kasia Smutniak, którą lada moment na polskich ekranach będzie można oglądać w nowym filmie Paola Sorrentino.
W projekt zaangażowana jest międzynarodowa obsada, m.in. Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Vincent Riotta, Robin Renucci.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich będzie to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek („Najpiękniejsze fajerwerki ever”), a za scenografię Elwira Pluta („Atak Paniki”, „Body/ciało”).
Premiera kinowa filmu zaplanowana jest na 2019 rok.
MR Next Film, 29.11.2018
https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,28077,1,1,Nowy-film-Jacka-Borcucha-w-konkursie-Sundance.html?fbclid=IwAR2PX1ErBeLYIkmzVjeSw6nAx6UGqHF9-Zkz29VhpRXHp4IAIbfV7oRG_FY
Słodki koniec dnia – międzynarodowy plakat filmu z Krystyną Jandą
Już za kilka dni swoją światową premierę będzie miał nowy film Jacka Borcucha pod tytułem „Słodki koniec dnia”, w którym główne role zagrały Krystyna Janda i Kasia Smutniak. Zobaczcie jego międzynarodowy plakat.
Film zadebiutuje na dużym ekranie podczas rozpoczynającego się dziś Festiwalu Filmowego Sundancebędącego największym festiwalem kina niezależnego na świecie. Przewodniczącą tegorocznego jury jest Jane Campion. Pierwszy pokaz „Słodkiego końca dnia” odbędzie się w poniedziałek, 28 stycznia, a festiwal potrwa do 3 lutego.
„Słodki koniec dnia” to historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria – polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje.
W roli Marii zobaczymy Krystynę Jandę. W roli córki partneruje jej Kasia Smutniak. W projekt zaangażowana jest międzynarodowa obsada, m.in. Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Vincent Riotta, Robin Renucci.
źródło: Next-film – informacja prasowa, 24.01.2019
RECORD-BREAKING 14,259 SUBMISSIONS FROM 152 COUNTRIES
Park City, UT — The nonprofit Sundance Institute announced today the showcase of new independent feature films selected across all categories for the 2019 Sundance Film Festival. The Festival hosts screenings in Park City, Salt Lake City and at Sundance Mountain Resort, from January 24 – February 3, 2019.
The Festival is the Institute’s public program flagship alongside Festivals in London and Hong Kong and other screenings and events elsewhere throughout the year. Sundance Institute supports independent artists with year-round programs, with nearly $3 million in direct grants and 21 Labs and residencies for artists around the world working in film, theatre, New Frontier and episodic content.
Robert Redford, President and Founder of Sundance Institute, said, “Society relies on storytellers. The choices they make, and the risks they take, define our collective experience. This year’s Festival is full of storytellers who offer challenges, questions and entertainment. In telling their stories, they make difficult decisions in the pursuit of truth and art; culture reaps the reward.”
Keri Putnam, Executive Director of Sundance Institute, said, „Focusing a bright light on these independent stories is urgent and crucial, especially in the noise of today’s globalized media landscape. Voices from many places and perspectives, often shut out of the mainstream, offer us new insights. It’s immensely heartening to see these bold visions and their tellers thriving.”
John Cooper, Director of the Sundance Film Festival, said, “These films and artists tell the truth: whether documentaries that illuminate hidden histories or fiction features that spotlight diverse, human experiences, this year’s slate is layered, intense and authentic.”
For the 2019 Festival, 112 feature-length films have been selected, representing 33 countries and 45 first-time filmmakers. 53% of the directors in this year’s U.S. Dramatic Competition are women; 41% are people of color; 18% identify as LGBTQIA+. 44% of the directors in this year’s U.S. Documentary Competition are women; 22% are people of color; 5% identify as LGBTQIA+. Of the 61 directors in all four competition categories, comprising 56 films, 42% are women, 39% are people of color, and 23% identify as LGBTQIA. 24 films announced today were supported by Sundance Institute in development, whether through direct granting or residency Labs. 102 of the Festival’s feature films, or 91% of the lineup announced today, will be world premieres.
40%, or 45, of all films announced today were directed by one or more women; 36%, or 40, were directed by one or more filmmaker of color; 13% or 15 by one or more people who identify as LGBTQIA.
These films were selected from a record high of 14,259 submissions including 4,018 feature-length films. Of the feature film submissions, 1,767 were from the U.S. and 2,251 were international; 31% were directed by one or more women; 38% were directed by one or more filmmaker of color; 11% by one or more people who identify as LGBTQIA.
In 2018, the Festival drew 124,900 attendees from 49 U.S. states and 26 other countries, generated $191.6 million in economic activity for the state of Utah and supported 3,323 local jobs. The 2020 Sundance Film Festival will take place January 23 – February 2, 2020.
More lineup announcements, including Shorts, Indie Episodic and New Frontier, are forthcoming; watch sundance.org/festival.
Twelve films from emerging filmmaking talents around the world offer fresh perspectives and inventive styles. Films that have premiered in this category in recent years include Yardie, The Nile Hilton Incident, Second Mother , Berlin Syndrome and The Lure.
Dolce Fine Giornata / Poland (Director: Jacek Borcuch, Screenwriters: Jacek Borcuch, Szczepan Twardoch, Producer: Marta Habior) — In Tuscany, Maria’s stable family life begins to erode as her relationship with a young immigrant develops against a backdrop of terrorism and eroding democracy. Cast: Krystyna Janda, Kasia Smutniak, Vincent Riotta, Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Robin Renucci. World Premiere
28.11.2018, https://www.sundance.org/blogs/news/2019-sundance-film-festival-features
—————————————————————————————- —
Jacek Borcuch’s new movie „Dolce Fine Giornata” to be screened in the World Cinema Dramatic Competition at the Sundance festival, which takes place from January 24 to February 3, 2019.
Jacek Borcuch compete for the third time for the prestigious award at the Sundance festival. The director’s latest work was nominated as one of 12 in the World Cinema Dramatic Competition. As the producer Marta Habior said during the presentation at the Polish Days in Wroclaw, it is „a story about the clash of a great creative intellect with the current fears of Europe.” The Sundance screening will be the world premiere of the film.
The film’s location is the Etruscan city of Volterra. Everyone knows and respects each other. On a small hill stands the house of Maria – Polish poet, Nobel Prize laureate, moral authority. Her life goes on in the rhythm of the Italian province, but it is turned upside down when she receives shocking news about the tragic event. Under the influence of emotions, during the ceremony of awarding the title of an honorary citizen of the city, instead of courtesy thank-you, Maria gives a shockingly politically incorrect speech. From that moment, the heroine will experience the severe consequences of her speech.
Jacek Borcuch is the director of „Dolce Fine Giornata”. This is his third film, which was selected to the Sundance Film Festival. In 2013, „Lasting” took part in an international competition, and in 2009 „All That I Love” was the first Polish title presented in the main competition at the festival. The script was written in cooperation between Jacek Borcuch and the writer Szczepan Twardoch, the author of the books „Morfina”, „Król” and the winner of the Nike Award. This is his screenwriting debut. The producer of the film is Marta Habior from No Sugar Films. Michał Dymek is responsible for cinematography („Best Fireworks Ever”), and Elwira Pluta for the set design („Panic Attack”). The main role is played by Krystyna Janda. She is partnered by Kasia Smutniak, who can currently be seen in the movie „Loro” by Paolo Sorrentino. The film is co-financed by the Polish Film Institute. The theatrical release is scheduled for 2019.
The Sundance Festival is one of the most important independent cinema festivals in the world. The event, invented by actor Robert Redford, has been taking place in Park City, Utah, USA since 1978.
Polish cinema has been appreciated by the Sundance jury for several years. In addition to Jacek Borcuch, in 2016 the awards received also Michał Marczak’s film „All the Sleepless Nights” (Best Director in the World Cinema Documentary Competition) and Agnieszka Smoczyńska’s „The Lure” (Special Award in the World Dramatic Cinema Competition). In 2011, Jakub Stożek and his documentary „Out of reach” won the distinction in the Short Film Competition. In 2015, the „Object” directed by Paulina Skibińska received the Special Jury Prize in the Short Films Competition, while in 2013 Grzegorz Zariczny’s „The Whistle” won in the same section, and Michał Englert received the award for the best cinematography realized outside the United States for „Lasting”.
http://en.pisf.pl/news/dolce-fine-giornata-by-jacek-borcuch-at-sundance-festival?wcag=1
—————————————————————– —————————— ——–
Il Sundance Film Festival 2019 ospiterà, all’interno della sezione World Cinema Dramatic Competition, il film diretto da Jacek Borcuch, Dolce fine giornata, con Kasia Smutniak
Kasia Smutniak parteciperà al Sundance Film Festival 2019 con il film Dolce fine giornata. La pellicola, diretta da Jacek Borcuch parteciperà all’interno della categoria World Cinema Dramatic Competition.
Il Sundance Film Festival, il festival che celebra il cinema indipendente statunitense e internazionale, fondato da Robert Redford, quest’anno vedrà tra le pellicole in concorso il lungometraggio diretto dal regista, attore e sceneggiatore polacco Jacek Borcuch. Il film Dolce fine giornata vanta all’interno del cast la partecipazione dell modella e attrice polacca Kasia Smutniak (Caos Calmo, Perfetti Sconosciuti, Loro), la grande attrice polacca Krystyna Janda, vincitrice del Prix d’interprétation féminine al Festival di Cannes nel 1990, l’attore francese Robin Renucci, Vincent Riotta, Antonio Catania (Mediterraneo, Pane e Tulipani, Boris – Il film), Lorenzo de Moor, Mila Borcuch e Wictor Benicki.
La trama del film Dolce fine giornata racconta di Maria Linde, un’ebrea polacca, vincitrice di un premio Nobel, che vive la sua vita come uno spirito libero. La donna vive in Toscana, circondata dal calore e allo stesso tempo dal caos della sua famiglia. Maria Linde è una madre e una nonna amorevole. Di nascosto ha una relazione segreta con un uomo egiziano, molto più giovane di lei, che gestisce una vicina pensione sul mare. La vita di Marie Linde cambia, insieme a quella degli altri a causa di un attacco terroristico che avviene nella capitale italiana. Nonostante questo, la protagonista del film Dolce fine giornata si rifiuta di soccombere alla paura isterica e al sentimento comune, anti immigranti che rapidamente prende piede tra le persone in seguito all’attentato avvenuto a Roma.
Il lungometraggio Dolce fine giornata racconta di un mondo contemporaneo, di sentimenti a noi famigliari, facilmente comprensibili e lo fa con un cast importante.
———————————————————— ——————– ————————
„SŁODKI KONIEC DNIA” NA FESTIWALU W SUNDANCE. Świetne przyjęcie nowego filmu z KRYSTYNĄ JANDĄ!
Festiwal filmowy w Sundance jest prawdziwym świętem kina niezależnego – to dziś jedna z najbardziej prestiżowych imprez filmowych. Trudno się temu dziwić, w końcu patronuje jej nie kto inny jak mistrz Robert Redford. Choć na pierwszym miejscu w Sundance stawiane są produkcje amerykańskie, reszta świata również jest tam obecna. Wczoraj premierę na festiwalu miał nowy film Jacka Borcucha, Słodki koniec dnia, z udziałem Krystyny Jandy i Kasi Smutniak.
Reżyser Jacek Borcuch jest właściwie stałym gościem w Sundance. O nagrodę za najlepszy dramat zagraniczny rywalizowały zarówno Wszystko, co kocham, jak i Nieulotne (ten drugi tytuł przyniósł Michałowi Englertowi wyróżnienie za zdjęcia). Oba filmy zostały przyjęte ciepło, nie dziwi więc, że do zimowego Utah zaproszono Borcucha po raz kolejny. Jego Słodki koniec dnia to nakręcona w Toskanii opowieść o polskiej noblistce, która po doniesieniach o ataku terrorystycznym w Rzymie rewiduje swój światopogląd. Pełna emocji, podczas oficjalnej uroczystości wygłasza bardzo kontrowersyjną mowę. Będzie potem musiała zmierzyć się z jej konsekwencjami. Mniej więcej w tym samym czasie kobieta nawiązuje relację z młodym egipskim imigrantem.
Scenariusz Borcuch napisał we współpracy ze Szczepanem Twardochem – to pierwsza przygoda tego uznanego pisarza z filmem. W głównych rolach wystąpili zaś: Krystyna Janda, Kasia Smutniak i znany z Pod słońcem Toskanii Vincent Riotta. Ci, którzy mieli już okazję obejrzeć Słodki koniec dnia, są zgodni: to bardzo dobra produkcja, zadająca celne, aktualne pytania. Jak pisze korespondentka RogerEbert.com, film świetnie opowiada o podwójnych standardach dzisiejszego świata, a jego metaforyczne zakończenie na długo zostaje w pamięci. Recenzentka „Screen Daily” wskazuje zaś na to, że kameralna historia świetnie przechodzi tu w coś znacznie szerszego – komentarz na temat tożsamości współczesnej Europy.
Dziennikarze podkreślają, że Maria to wyjątkowa, bardzo ciekawa postać – silna kobieta po sześćdziesiątce, bezkompromisowa, trochę buntowniczka, trochę prowokatorka. Janda tworzy udaną kreację, a sam film angażuje i wzrusza. Słodki koniec dnia jest też perfekcyjnie zrealizowany – pierwsza część produkcji przypomina ponoć filmy Luki Guadagnina albo Paola Sorrentina. Nic, tylko czekać na polską premierę. Według najnowszych informacji film ma trafić do naszych kin 10 maja.
Karol Barzowski, 29.01.2019
————————————————- —————- ————————————–
Top Prizes Go To Clemency, One Child Nation, The Souvenir andHoneyland
Brittany Runs a Marathon, Knock Down the House, Queen of Hearts and Sea of Shadows Win Audience Awards
Park City, Utah — After 10 days and 121 feature films, the 2019 Sundance Film Festival’s Awards Ceremony took place tonight, with host Marianna Palka emceeing and jurors presenting 28 prizes for feature filmmaking. Honorees, named in total below, represent new achievements in global independent storytelling. Bold, intimate, and humanizing stories prevailed across categories, with Grand Jury Prizes awarded to Clemency (U.S. Dramatic), One Child Nation (U.S. Documentary), Honeyland (World Cinema Documentary) and The Souvenir (World Cinema Dramatic).
“Supporting artists and their stories has been at the core of Sundance Institute’s mission from the very beginning,” said Sundance Institute President and Founder Robert Redford. „At this critical moment, it’s more necessary than ever to support independent voices, to watch and listen to the stories they tell.”
„This year’s expansive Festival celebrated and championed risk-taking artists,” said Keri Putnam, the Institute’s Executive Director. „As the Festival comes to a close, we look forward to watching the stories and conversations that started here as they shape and define our culture in the year to come.”
“These past ten days have been extraordinary,” said John Cooper, Sundance Film Festival Director. „It’s been an honor to stand with these artists, and to see their work challenge, enlighten and charm its first audiences.”
The awards ceremony marked the culmination of the 2019 Festival, where 121 feature-length and 73 short films — selected from 14,259 submissions — were showcased in Park City, Salt Lake City and Sundance, Utah, alongside work in the new Indie Episodic category, panels, music and New Frontier. The ceremony was live-streamed; video is available at youtube.com/sff.
This year’s jurors, invited in recognition of their accomplishments in the arts, technical craft and visionary storytelling, deliberated extensively before presenting awards from the stage; this year’s jurors were Desiree Akhavan, Damien Chazelle, Dennis Lim, Phyllis Nagy, Tessa Thompson, Lucien Castaing-Taylor, Yance Ford, Rachel Grady, Jeff Orlowski, Alissa Wilkinson, Jane Campion, Charles Gillibert, Ciro Guerra, Maite Alberdi, Nico Marzano, Véréna Paravel, Young Jean Lee, Carter Smith, Sheila Vand, and Laurie Anderson. Festival Favorite, an award voted on by audiences, will be announced in the coming days.
Feature film award winners in previous years include: The Miseducation of Cameron Post, I don’t feel at home in this world anymore., Weiner, Whiplash, Fruitvale Station, Beasts of the Southern Wild, Twenty Feet from Stardom, Searching for Sugarman, The Square, Me and Earl and the Dying Girl, Cartel Land, The Wolf Pack, The Diary of a Teenage Girl, Dope, Dear White People, The Cove and Man on Wire.
Of the 28 prizes awarded tonight to 23 films – comprising the work of 27 filmmakers – 13 (56.5%) were directed by one or more women; eight (34.8%) were directed by one or more people of color; and one (4.3%) was directed by a person who identifies as LGBTQI+.
The U.S. Grand Jury Prize: Documentary was presented by Rachel Grady to: Nanfu Wang and Jialing Zhang, for One Child Nation / China, U.S.A. (Directors: Nanfu Wang, Jialing Zhang, Producers: Nanfu Wang, Jialing Zhang, Julie Goldman, Christoph Jörg, Christopher Clements, Carolyn Hepburn) — After becoming a mother, a filmmaker uncovers the untold history of China’s one-child policy and the generations of parents and children forever shaped by this social experiment.
The U.S. Grand Jury Prize: Dramatic was presented by Damien Chazelle to: Chinonye Chukwu, for Clemency / U.S.A. (Director and screenwriter: Chinonye Chukwu, Producers: Bronwyn Cornelius, Julian Cautherley, Peter Wong, Timur Bekbosunov) — Years of carrying out death row executions have taken a toll on prison warden Bernadine Williams. As she prepares to execute another inmate, Bernadine must confront the psychological and emotional demons her job creates, ultimately connecting her to the man she is sanctioned to kill. Cast: Alfre Woodard, Aldis Hodge, Richard Schiff, Wendell Pierce, Richard Gunn, Danielle Brooks.
The World Cinema Grand Jury Prize: Documentary was presented by Verena Paravel to: Tamara Kotevska and Ljubomir Stefanov, for Honeyland / Macedonia (Directors: Ljubomir Stefanov, Tamara Kotevska, Producer: Atanas Georgiev) — When nomadic beekeepers break Honeyland’s basic rule (take half of the honey, but leave half to the bees), the last female beehunter in Europe must save the bees and restore natural balance.
The World Cinema Grand Jury Prize: Dramatic was presented by Jane Campion to: Joanna Hogg, for The Souvenir / United Kingdom (Director and screenwriter: Joanna Hogg, Producers: Luke Schiller, Joanna Hogg) — A shy film student begins finding her voice as an artist while navigating a turbulent courtship with a charismatic but untrustworthy man. She defies her protective mother and concerned friends as she slips deeper and deeper into an intense, emotionally fraught relationship which comes dangerously close to destroying her dreams. Cast: Honor Swinton Byrne, Tom Burke, Tilda Swinton.
The Audience Award: U.S. Documentary, Presented by Acura was presented by Mark Duplass to: Knock Down the House / U.S.A. (Director: Rachel Lears, Producers: Sarah Olson, Robin Blotnick, Rachel Lears) — A young bartender in the Bronx, a coal miner’s daughter in West Virginia, a grieving mother in Nevada and a registered nurse in Missouri build a movement of insurgent candidates challenging powerful incumbents in Congress. One of their races will become the most shocking political upset in recent American history. Cast: Alexandria Ocasio-Cortez.
The Audience Award: U.S. Dramatic, Presented by Acura was presented by Paul Downs Colaizzo to: Brittany Runs A Marathon / U.S.A. (Director and screenwriter: Paul Downs Colaizzo, Producers: Matthew Plouffe, Tobey Maguire, Margot Hand) — A woman living in New York takes control of her life – one city block at a time. Cast:Jillian Bell, Michaela Watkins, Utkarsh Ambudkar, Lil Rel Howery, Micah Stock, Alice Lee.
The Audience Award: World Cinema Documentary was presented by Ray Romano to: Sea of Shadows / Austria (Director: Richard Ladkani, Producers: Walter Koehler, Wolfgang Knoepfler) —The vaquita, the world’s smallest whale, is near extinction as its habitat is destroyed by Mexican cartels and Chinese mafia, who harvest the swim bladder of the totoaba fish, the “cocaine of the sea.” Environmental activists, Mexican navy and undercover investigators are fighting back against this illegal multimillion-dollar business.
The Audience Award: World Cinema Dramatic was presented by Mark Duplass to: Queen of Hearts / Denmark (Director: May el-Toukhy, Screenwriters: Maren Louise Käehne, May el-Toukhy, Producers: Caroline Blanco, René Ezra) — A woman jeopardizes both her career and her family when she seduces her teenage stepson and is forced to make an irreversible decision with fatal consequences. Cast: Trine Dyrholm, Gustav Lindh, Magnus Krepper.
The Audience Award: NEXT, Presented by Adobe was presented by Danielle Macdonald to: The Infiltrators / U.S.A. (Directors: Alex Rivera, Cristina Ibarra, Screenwriters: Alex Rivera, Aldo Velasco, Producers: Cristina Ibarra, Alex Rivera, Darren Dean) — A rag-tag group of undocumented youth – Dreamers – deliberately get detained by Border Patrol in order to infiltrate a shadowy, for-profit detention center. Cast: Maynor Alvarado, Manuel Uriza, Chelsea Rendon, Juan Gabriel Pareja, Vik Sahay.
The Directing Award: U.S. Documentary was presented by Yance Ford to: Steven Bognar and Julia Reichert, for American Factory / U.S.A. (Directors: Steven Bognar, Julia Reichert, Producers: Steven Bognar, Julia Reichert, Jeff Reichert, Julie Parker Benello) — In post-industrial Ohio, a Chinese billionaire opens a new factory in the husk of an abandoned General Motors plant, hiring two thousand blue-collar Americans. Early days of hope and optimism give way to setbacks as high-tech China clashes with working-class America.
The Directing Award: U.S. Dramatic was presented by Desiree Akhavan to: Joe Talbot, for The Last Black Man in San Francisco / U.S.A. (Director: Joe Talbot, Screenwriters: Joe Talbot, Rob Richert, Producers: Khaliah Neal, Joe Talbot, Dede Gardner, Jeremy Kleiner, Christina Oh) — Jimmie Fails dreams of reclaiming the Victorian home his grandfather built in the heart of San Francisco. Joined on his quest by his best friend Mont, Jimmie searches for belonging in a rapidly changing city that seems to have left them behind.
The Directing Award: World Cinema Documentary was presented by Maite Alberdi to: Mads Brügger, for Cold Case Hammarskjöld / Denmark, Norway, Sweden, Belgium (Director: Mads Brügger, Producers: Peter Engel, Andreas Rocksén, Bjarte M. Tveit) — Danish director Mads Brügger and Swedish private investigator Göran Bjorkdahl are trying to solve the mysterious death of Dag Hammarskjold. As their investigation closes in, they discover a crime far worse than killing the Secretary-General of the United Nations.
The Directing Award: World Cinema Dramatic was presented by Ciro Guerra to: Lucía Garibaldi, for The Sharks / Uruguay, Argentina, Spain (Director and screenwriter: Lucía Garibaldi, Producers: Pancho Magnou Arnábal, Isabel García) — While a rumor about the presence of sharks in a small beach town distracts residents, 15-year-old Rosina begins to feel an instinct to shorten the distance between her body and Joselo’s. Cast: Romina Bentancur, Federico Morosini, Fabián Arenillas, Valeria Lois, Antonella Aquistapache.
The Waldo Salt Screenwriting Award: U.S. Dramatic was presented by Phyllis Nagy to: Pippa Bianco, for Share / U.S.A. (Director and screenwriter: Pippa Bianco, Producers: Carly Hugo, Tyler Byrne, Matt Parker) — After discovering a disturbing video from a night she doesn’t remember, sixteen-year-old Mandy must try to figure out what happened and how to navigate the escalating fallout. Cast: Rhianne Barreto, Charlie Plummer, Poorna Jagannathan, J.C. MacKenzie, Nick Galitzine, Lovie Simone.
A U.S. Documentary Special Jury Award for Moral Urgency was presented by Alissa Wilkinson to: Jacqueline Olive, for Always in Season / U.S.A. (Director: Jacqueline Olive, Producers: Jacqueline Olive, Jessica Devaney) — When 17-year-old Lennon Lacy is found hanging from a swing set in rural North Carolina in 2014, his mother’s search for justice and reconciliation begins as the trauma of more than a century of lynching African Americans bleeds into the present.
A U.S. Documentary Special Jury Award: Emerging Filmmaker was presented by Jeff Orlowski to: Liza Mandelup, for Jawline / U.S.A. (Director: Liza Mandelup, Producers: Bert Hamelinck, Sacha Ben Harroche, Hannah Reyer) — The film follows 16-year-old Austyn Tester, a rising star in the live-broadcast ecosystem who built his following on wide-eyed optimism and teen girl lust, as he tries to escape a dead-end life in rural Tennessee.
A U.S. Documentary Special Jury Award for Editing was presented by Alissa Wilkinson to: Todd Douglas Miller, for APOLLO 11 / U.S.A. (Director: Todd Douglas Miller, Producers: Todd Douglas Miller, Thomas Petersen, Evan Krauss) — A purely archival reconstruction of humanity’s first trip to another world, featuring never-before-seen 70mm footage and never-before-heard audio from the mission.
A U.S. Documentary Special Jury Award for Cinematography was presented by Jeff Orlowski to: Luke Lorentzen, Midnight Family / Mexico, U.S.A. (Director: Luke Lorentzen, Producers: Kellen Quinn, Daniela Alatorre, Elena Fortes, Luke Lorentzen) — In Mexico City’s wealthiest neighborhoods, the Ochoa family runs a private ambulance, competing with other for-profit EMTs for patients in need of urgent help. As they try to make a living in this cutthroat industry, they struggle to keep their financial needs from compromising the people in their care.
A U.S. Dramatic Special Jury Award for Vision and Craft was presented by Tessa Thompson to: Alma Har’el for her film Honey Boy / U.S.A. (Director: Alma Har’el, Screenwriter: Shia LaBeouf, Producers: Brian Kavanaugh-Jones, Daniela Taplin Lundberg, Anita Gou, Christopher Leggett, Alma Har’el) — A child TV star and his ex-rodeo clown father face their stormy past through time and cinema. Cast: Shia LaBeouf, Lucas Hedges, Noah Jupe.
A U.S. Dramatic Special Jury Award for Creative Collaboration was presented by Dennis Lim to: Director Joe Talbot for his film The Last Black Man in San Francisco / U.S.A. (Director: Joe Talbot, Screenwriters: Joe Talbot, Rob Richert, Producers: Khaliah Neal, Joe Talbot, Dede Gardner, Jeremy Kleiner, Christina Oh) — Jimmie Fails dreams of reclaiming the Victorian home his grandfather built in the heart of San Francisco. Joined on his quest by his best friend Mont, Jimmie searches for belonging in a rapidly changing city that seems to have left them behind. Cast: Jimmie Fails, Jonathan Majors, Rob Morgan, Tichina Arnold, Danny Glover.
A U.S. Dramatic Special Jury Award for Achievement in Acting was presented by Tessa Thompson to: Rhianne Barreto, for Share / U.S.A. (Director and screenwriter: Pippa Bianco, Producers: Carly Hugo, Tyler Byrne, Matt Parker) — After discovering a disturbing video from a night she doesn’t remember, sixteen-year-old Mandy must try to figure out what happened and how to navigate the escalating fallout. Cast: Rhianne Barreto, Charlie Plummer, Poorna Jagannathan, J.C. MacKenzie, Nick Galitzine, Lovie Simone.
A World Cinema Documentary Special Jury Award for No Borders was presented by Maite Alberdi to: Hassan Fazzili, for Midnight Traveler / U.S.A., Qatar, United Kingdom, Canada (Director: Hassan Fazili, Screenwriter: Emelie Mahdavian, Producers: Emelie Mahdavian, Su Kim) — When the Taliban puts a bounty on Afghan director Hassan Fazili’s head, he is forced to flee with his wife and two young daughters. Capturing their uncertain journey, Fazili shows firsthand the dangers facing refugees seeking asylum and the love shared between a family on the run.
A World Cinema Documentary Special Jury Award for Impact for Change was presented by Nico Marzano to: Tamara Kotevska and Ljubomir Stefanov, for Honeyland / Macedonia (Directors: Ljubomir Stefanov, Tamara Kotevska, Producer: Atanas Georgiev) — When nomadic beekeepers break Honeyland’s basic rule (take half of the honey, but leave half to the bees), the last female beehunter in Europe must save the bees and restore natural balance.
A World Cinema Documentary Special Jury Award for Cinematographywas presented by Nico Marzano to: Fejmi Daut and Samir Ljuma, for Honeyland / Macedonia (Directors: Ljubomir Stefanov, Tamara Kotevska, Producer: Atanas Georgiev) — When nomadic beekeepers break Honeyland’s basic rule (take half of the honey, but leave half to the bees), the last female beehunter in Europe must save the bees and restore natural balance.
A World Cinema Dramatic Special Jury Award for Originality was presented by Ciro Guerra to: Makoto Nagahisa, for WE ARE LITTLE ZOMBIES / Japan (Director and screenwriter: Makoto Nagahisa, Producers: Taihei Yamanishi, Shinichi Takahashi, Haruki Yokoyama, Haruhiko Hasegawa) — Their parents are dead. They should be sad, but they can’t cry. So they form a kick-ass band. This is the story of four 13-year-olds in search of their emotions. Cast: Keita Ninomiya, Satoshi Mizuno, Mondo Okumura, Sena Nakajima.
A World Cinema Dramatic Special Jury Award was presented by Charles Gillbert to: Alejandro Landes, for Monos / Colombia, Argentina, Netherlands, Germany, Sweden, Uruguay (Director: Alejandro Landes, Screenwriters: Alejandro Landes, Alexis Dos Santos, Producers: Alejandro Landes, Fernando Epstein, Santiago Zapata, Cristina Landes) — On a faraway mountaintop, eight kids with guns watch over a hostage and a conscripted milk cow. Cast: Julianne Nicholson, Moisés Arias, Sofia Buenaventura, Deiby Rueda, Karen Quintero, Laura Castrillón.
A World Cinema Dramatic Special Jury Award for Acting was presented by Charles Gillbert to: Krystyna Janda, for Dolce Fine Giornata / Poland (Director: Jacek Borcuch, Screenwriters: Jacek Borcuch, Szczepan Twardoch, Producer: Marta Habior) — In Tuscany, Maria’s stable family life begins to erode as her relationship with a young immigrant develops against a backdrop of terrorism and eroding democracy.
The NEXT Innovator Prize was presented by juror Laurie Anderson to: Alex Rivera and Cristina Ibarra, for The Infiltrators / U.S.A. (Directors: Alex Rivera, Cristina Ibarra, Screenwriters: Alex Rivera, Aldo Velasco, Producers: Cristina Ibarra, Alex Rivera, Darren Dean) — A rag-tag group of undocumented youth – Dreamers – deliberately get detained by Border Patrol in order to infiltrate a shadowy, for-profit detention center. Cast: Maynor Alvarado, Manuel Uriza, Chelsea Rendon, Juan Gabriel Pareja, Vik Sahay.
The following awards were presented at separate ceremonies at the Festival:
SHORT FILM AWARDS:
Jury prizes and honorable mentions in short filmmaking were presented at a ceremony in Park City on January 29. The Short Film Grand Jury Prize was awarded to: Aziza / Syria, Lebanon (Director: Soudade Kaadan, Screenwriters: Soudade Kaadan, May Hayek). The Short Film Jury Award: U.S. Fiction was presented to: Green / U.S.A. (Director: Suzanne Andrews Correa, Screenwriters: Suzanne Andrews Correa, Mustafa Kaymak). The Short Film Jury Award: International Fiction was presented to: Dunya’s Day / Saudi Arabia, U.S.A. (Director and screenwriter: Raed Alsemari). The Short Film Jury Award: Nonfiction was presented to: Ghosts of Sugar Land / U.S.A. (Director: Bassam Tariq). The Short Film Jury Award: Animation was presented to: Reneepoptosis / U.S.A., Japan (Director and screenwriter: Renee Zhan). Two Special Jury Awards for Directing werepresented to: FAST HORSE / Canada (Director and screenwriter: Alexandra Lazarowich) and The MINORS / U.S.A. (Director and screenwriter: Robert Machoian). The Short Film jurors were Young Jean Lee, Carter Smith and Sheila Vand. The Short Film program is presented by YouTube.
SUNDANCE INSTITUTE | ALFRED P. SLOAN FEATURE FILM PRIZE
The 2019 Alfred P. Sloan Feature Film Prize, presented to an outstanding feature film about science or technology, was presented to The Boy Who Harnessed the Wind. The filmmakers received a $20,000 cash award from Sundance Institute with support from the Alfred P. Sloan Foundation.
SUNDANCE INSTITUTE | AMAZON STUDIOS PRODUCERS AWARDS
Carly Hugo and Matt Parker received the 2019 Sundance Institute | Amazon Studios Producers Awards for Feature Film. Lori Cheatlereceived the 2019 Sundance Institute | Amazon Studios Producers Award for Documentary Film. The award recognizes bold vision and a commitment to continuing work as a creative producer in the independent space, and grants money (via the Sundance Institute Feature Film Program and Documentary Film Program) to emerging producers of films at the Sundance Film Festival.
The Sundance Institute / NHK Award was presented to Planet Korsakov(Japan) / Taro Aoshima.
The Sundance Film Festival®
The Sundance Film Festival has introduced global audiences to some of the most groundbreaking films of the past three decades, including Sorry to Bother You, Won’t You Be My Neighbor?, Eighth Grade, Get Out, The Big Sick, Mudbound, Beasts of the Southern Wild, Fruitvale Station, Whiplash, Brooklyn, Precious, The Cove, Little Miss Sunshine, An Inconvenient Truth, Napoleon Dynamite, Hedwig and the Angry Inch, Reservoir Dogs and sex, lies, and videotape. The Festival is a program of the non-profit Sundance Institute®. The Festival is a program of the non-profit Sundance Institute®. 2019 Festival sponsors include: Presenting Sponsors – Acura, SundanceTV, Chase Sapphire, YouTube; Leadership Sponsors – Adobe, Amazon Studios, AT&T, DIRECTV, Dropbox, Netflix, Omnicom, Stella Artois; Sustaining Sponsors – Ancestry, Canada Goose, Canon, Dell, Francis Ford Coppola Winery, GEICO, High West Distillery, IMDbPro, Lyft, RIMOWA, Unity Technologies, University of Utah Health; Media Sponsors – The Atlantic, IndieWire, Los Angeles Times, The New York Times, VARIETY, The Wall Street Journal. Sundance Institute recognizes critical support from the Utah Governor’s Office of Economic Development, and the State of Utah as Festival Host State. The support of these organizations helps offset the Festival’s costs and sustain the Institute’s year-round programs for independent artists. Look for the Official Partner seal at their venues at the Festival. sundance.org/festival
Sundance Institute
Founded in 1981 by Robert Redford, Sundance Institute is a nonprofit organization that provides and preserves the space for artists in film, theatre, and media to create and thrive. The Institute’s signature Labs, granting, and mentorship programs, dedicated to developing new work, take place throughout the year in the U.S. and internationally. The Sundance Film Festival and other public programs connect audiences to artists in igniting new ideas, discovering original voices, and building a community dedicated to independent storytelling. Sundance Institute has supported such projects as Sorry to Bother You, Eighth Grade, Won’t You Be My Neighbor?, Hereditary, RBG, Call Me By Your Name, Get Out, The Big Sick, Top of the Lake, Winter’s Bone, Dear White People, Brooklyn, Little Miss Sunshine, 20 Feet From Stardom, Beasts of the Southern Wild, Fruitvale Station,I’m Poppy, America to Me, Leimert Park, Spring Awakening, A Gentleman’s Guide to Love and Murder and Fun Home. Join Sundance Institute on Facebook,Instagram, Twitter and YouTube.
# # #
Editor’s note: For images, visit sundance.org/photos or image.net(registration free but required).
————————————— —————– ——————————
03/02/2019
„Jacek Borcuch swoim pokazanym na festiwalu w Sundance filmem zabrał głos w sprawie kryzysu uchodźczego. Jego bohaterka grana przez Krystynę Jandę to Polka mieszkająca we Włoszech. Jej niepoprawna politycznie przemowa spada na lokalną społeczność jak bomba. W tym samym czasie, gdy prawdziwa bomba terroryzuje Rzym…” – pisze Anna Tatarska w relacji z Sundance dla Vogue.pl
Bohaterka filmu, Maria Lange (Krystyna Janda), jest polską pisarką żydowskiego pochodzenia i laureatką Nagrody Nobla. Maria jest szanowana przez opinię publiczną na całym świecie i darzona wielką sympatią małej społeczności toskańskiej Volterry, którą wybrała na swój dom.
Kilka dni po tragicznym ataku na stolicę Włoch, Maria wykorzystuje uroczystość wręczenia lokalnych nagród do wygłoszenia kontrowersyjnej przemowy o dwulicowości polityki uchodźczej we Włoszech i w Europie. Wystąpienie pisarki odbije się szerokim echem, zmieniając jej status w społeczeństwie i sytuację jej bliskich.
Kasia Smutniak, wcielająca się w rolę córki głównej bohaterki w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej”dodawała: – Dokładnie teraz, kiedy my pokazujemy na Sundance nasz film, we Włoszech właśnie dzieje się historia. Kilka dni temu do portu w Syrakuzach przybył statek „Sea Watch”, na którym przebywa 47 uratowanych z morza migrantów. Rząd udzielił zgody na cumowanie, jednocześnie podtrzymując decyzję o zakazie zejścia na ląd z powodu przekroczenia ustalonych limitów. To nie jest abstrakcyjny temat, on dotyka nas wszystkich. Kiedy z sytuacji moralnej robi się sytuację polityczną, to jest moment, w którym trzeba wstać i wyjść na ulice. To właśnie dzieje się teraz we Włoszech.
Scenariusz filmu to wspólne dzieło reżysera Jacka Borcucha i pisarza Szczepana Twardocha.
Jacek Borcuch jest stałym gościem Sundance. W 2009 roku pokazywał tu „Wszystko, co kocham”. Cztery lata później w konkursie festiwalu wystartował jego film „Nieulotne”, przynosząc nagrodę za zdjęcia Michałowi Englertowi.
gildia reżyserów polskich.pl, 03.02.2019
——————————— ————— ———— ———————-
Krystyna Janda triumfuje w Sundance!
To dopiero wiadomość! Na zakończonym 3 lutego 2019 r. festiwalu w Sundance Krystyna Janda otrzymała nagrodę aktorską za kreację w filmie Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia” („Dolce Fine Giornata”).
O nagrodzie dla polskiej aktorki poinformowała na Facebooku producentka filmu, Marta Habior (No Sugar Films). Film z udziałem m.in. Krystyny Jandy i Kasi Smutniak znalazł się w prestiżowym konkursie World Cinema Dramatic Festiwalu Filmowego Sundance. To jeden z najważniejszych amerykańskich festiwali filmowych, którego założycielem jest Robert Redford. To trzeci film Jacka Borcucha, który znalazł się w selekcji Festiwalu Filmowego Sundance. W 2013 roku „Nieulotne” brały udział w konkursie międzynarodowym, w 2009 roku „Wszystko, co kocham” było pierwszym polskim tytułem pokazywanym na festiwalu.
„Słodki koniec dnia” to historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria – polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje. „Wbrew dominującej narracji w niezwykle napiętym, wrażliwym momencie kobieta nie idzie na kompromis. Z pogardą i bolesną szczerością mówi o dwulicowości polityki uchodźczej we Włoszech i w Europie. Jej słowa spadają niczym bomba, kilka dni wcześniej zdetonowana w Rzymie przez terrorystów. Poniosą się wiralową falą po świecie, przysparzając przykrych konsekwencji nie tylko włodarzom, ale także bliskim pisarki. Gdy przemowa Marii stawia ją w centrum zainteresowania, traci status gwiazdy, której wolno więcej” – pisze Anna Tatarska dla Vogue.pl.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich będzie to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek, a za scenografię Elwira Pluta.
sfp.org. pl. wydarzenia, 03.02.2019, 07:01
————————————– ——————— —————————————-
Sundance 2019. Krystyna Janda z nagrodą aktorską za rolę w filmie „Słodki koniec dnia”
Krystyna Janda najlepszą aktorką Sundance Film Festival 2019! Za główną rolę w „Słodkim końcu dnia”, w którym wciela się w postać pisarki Marii, otrzymała nagrodę w konkursie World Dramatic Competition.
W amerykańskim Park City w stanie Utah zakończył się Sundance Film Festiwal 2019 – największy coroczny festiwal kina niezależnego, którego ambasadorem jest Robert Redford. Na festiwalu swoją premierę miał „Słodki koniec dnia” z Krystyną Jandą i Kasią Smutniak w rolach głównych. Polska produkcja, której akcja rozgrywa się we Włoszech, to już trzeci obraz Jacka Borcucha, który trafił na Sundance. Wcześniej pokazywane były tu „Wszystko co kocham” i „Nieulotne”
W sekcji World Cinema Dramatic Competition film Borcucha (na festiwalu występujący pod oryginalnym tytułem „Dolce Fine Giornata”) rywalizował z takimi tytułami jak „Judy & Punch” (Australia) z Mią Wasikowską, „Queen of Hearts” (Dania) z Trine Dyrholm (Złota Palma w Cannes za film „Komuna”) i „The Souvenir” (Wielka Brytania) z Tildą Swinton.
Choć główna nagroda w tej sekcji przypadła właśnie ostatniemu z tytułów, filmowi „The Souvenir” w reżyserii Joanny Hogg, to najważniejsze wyróżnienie aktorskie – Special Jury Award for Acting – otrzymała Krystyna Janda.
W najnowszym filmie Jacka Borcucha Krystyna Janda wciela się w postać Marii, polskiej poetki i noblistki, nawiązującej romans z dużo młodszym Nazeerem (debiutujący Lorenzo de Moor), egipskim imigrantem.
„Historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje” – zapowiada najnowsze dzieło Borcucha dystrybutor, Next Film.
Zagraniczna prasa po pierwszych pokazach filmu podkreślała jego społeczno-polityczny wymiar, nawiązując do kryzysu uchodźczego. „Słodki koniec dnia” nazwano „subtelnym i pięknym”, a kreację Jandy „fascynującą”.
onet film.pl, 03.02.2019, 09:42
—————————— ————————————————- ——————————-
Sundance 2019. Krystyna Janda nagrodzona za rolę w filmie „Słodki koniec dnia”
Na zakończonym właśnie festiwalu filmów niezależnych Sundance w Park City w USA Krystyna Janda otrzymała nagrodę aktorską za główną rolę w filmie „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha.
W filmie Borcucha Krystyna Janda gra Marię Linde, polską noblistkę, która mieszka z mężem w małym miasteczku Volterra w Toskanii. Ich dom to kulturalno-towarzyskie centrum lokalnej elity. Ale Maria nie pasuje do życia statecznej żony i babci. Wda się w romans z mającym egipskie korzenie chłopakiem. Wygłosi niepoprawną politycznie mowę, która wywoła skandal. Życie wszystkich bohaterów niespodziewanie zmieni się o 180 stopni, gdy we Włoszech dojdzie do ataku terrorystycznego…
– Myślę, że ten film został zrobiony po coś. Nie można go rozpatrywać jako wyłącznie opowiastkę. (…) To jest głos w europejskim dialogu, cenna wypowiedź i świetnie, że się znalazł na festiwalu, który ma taki prestiż i jest szanowany – mówiła Janda w rozmowie z Anną Tatarską dla Onetu.
„Słodki koniec dnia” to głos w dyskusji o dzisiejszej Europie, jej radzeniu sobie z napływem imigrantów, rosnącym strachem przed nimi. „Lęk przed innością jest tak silnym uczuciem, że ludzie są gotowi wiele oddać, by go nie czuć. Także swoją wolność” – mówi w pewnym momencie Maria.
To już trzeci film Borcucha, który brał udział w festiwalu Sundance. W 2010 r. reżyser przyjechał do Park City z „Wszystko, co kocham”, a w 2013 r. – z „Nieulotnym”. Współautorem scenariusza „Słodkiego końca dnia” jest pisarz Szczepan Twardoch. Córkę Marii Linde gra Kasia Smutniak, znana m.in. z filmów „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” Paola Genovese czy ostatnio „Oni” Paola Sorrentino.
W tym roku festiwal to przestrzeń wyrównywania szans. Ponad 45 proc. autorów pokazywanych tu filmów to kobiety, a 63 proc. relacjonujących wydarzenie dziennikarzy to przedstawiciele grup uznawanych za wykluczone w tradycyjnie męskocentrycznej i białej branży.
wyborcza.pl, red.3 lutego 2019, 10:00
———————————————– ————————– ————————–
Krystyna Janda najlepszą aktorką festiwalu Sundance 2019!
Jury najbardziej znanego na świecie festiwalu filmów niezależnych Sundance w Park City w USA doceniło grę aktorską Krystyny Jandy w filmie „Dolce Fine Giornata” Jacka Borcucha.
„Lęk przed innością jest tak silnym uczuciem, że ludzie są gotowi wiele oddać, by go nie czuć. Także swoją wolność” – mówi w najnowszym filmie Jacka Borcucha Maria Linde, postać, w którą wciela się Krystyna Janda.
To polska noblistka mieszkająca wraz z mężem w miasteczku Volterra we włoskiej Toskanii, która nie potrafi przystosować się do roli ułożonej żony i babci.
Wywoła skandal romansem z młodszym mężczyzną egipskiego pochodzenia.
Właśnie tę rolę doceniło jury festiwalu Sundance i przyznało Krystynie Jandzie tytuł najlepszej aktorki 2019 roku. Nagrodę odebrała z rąk amerykańskiego producenta Charlesa Gillberta.
Właśnie tę rolę doceniło jury festiwalu Sundance i przyznało Krystynie Jandzie tytuł najlepszej aktorki 2019 roku. Nagrodę odebrała z rąk amerykańskiego producenta Charlesa Gillberta.
Więcej niż aktorka
Aktorka w tym roku znalazła się także na liście 50 Śmiałych „Wysokich Obcasów”.
„Krystyna Janda jak mało kto potrafi utrzymać widzów przez 100 minut ze ściśniętymi gardłami, którzy ani drgną, by po zakończonym spektaklu bez końca bić brawo na stojąco” – pisał o niej Mike Urbaniak.
Choć podkreśla, że miłość do teatru i filmu to nie wszystko.
Niewiele jest w Polsce aktorek tak zaangażowanych społecznie – Krystyna Janda zabiera głos tam, gdzie zagrożona jest konstytucja i demokracja, tam, gdzie łamane są prawa człowieka, szczególnie prawa kobiet.
Janda jest tylko jedna
Na ekranie po raz pierwszy pojawiła się w 1973 roku w serialu „Czarne chmury”, ale dopiero rola Agnieszki w filmie Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” trzy lata później była przełomem w jej karierze.
Łącznie wystąpiła w sześciu filmach nagrodzonego Oscarem za całokształt twórczości reżysera.
Krystyna Janda najczęściej gra postacie silnych i zdecydowanych kobiet.
PSz,, wysokie obcasy.pl,03.02.2019
——————————— —————————- ————– ————————-
Publiczność i krytycy Festiwalu Filmowego Sundance świetnie przyjęli najnowszy film Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia”. Specjalną nagrodą uhonorowano odtwórczynię głównej roli, Krystynę Jandę.
Borcucha nazywa się często „polskim weteranem festiwalu Sundance”. „Słodki koniec dnia”, do którego scenariusz napisał wspólnie ze Szczepanem Twardochem jest trzecim filmem, po „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”, jaki reżyser pokazywał na tej imprezie. I równie dobrze przyjętym. Poprzednie produkcje przyniosły nagrody za zdjęcia Michałowi Englertowi. Tym razem, za główną rolę nagrodzono Krystynę Jandę.
Polska aktorka została wyróżniona przez jury w kategorii World Cinema Dramatic (nagroda dla najlepszego filmu powędrowała w tej kategorii do dramatu „The Souvernir” Joanny Higg). W „Słodkim…” aktorka wciela się w rolę nagrodzonej Noblem pisarki, polskiej Żydówki mieszkającej w Volterze, w Toskanii. – W scenariuszu filmu Borcucha pdobało mi się postawienie tylu pytań, otworzenie tylu tematów, problemów, pozostawionych do rozsądzenia widzowi – mówiła o swojej roli w rozmowie z Vogue.pl.
MICHALINA Murawska, VOGUE, 03.02.2019
https://www.vogue.pl/a/krystyna-janda-najlepsza-aktorka-na-festiwalu-w-sundance
—————————– ————– ——————————
To naprawdę bardzo, bardzo duży sukces polskiej aktorki. Festiwal Sundance uznawany jest obecnie za prawdziwe święto kina niezależnego. Nagroda aktorska przyznawana jest tam bez sztywnych ram regulaminowych. Jury po prostu nagradza aspekt, który wyróżnia się na tle reszty – czasem aktorstwo zostaje wyparte przez kwestie techniczne, zawsze natomiast jest to nagroda bez podziału na płeć czy pierwszy i drugi plan. Sukces Jandy jest więc tym większy. Polka musiała nie tylko „pokonać” innych aktorów, ona po prostu zachwyciła swoją kreacją tak, że nie dało się o niej zapomnieć.
Oczywiście nie jest to pierwsza nagroda aktorska dla Krystyny Jandy na ważnym festiwalu. W 1990 roku została wyróżniona w Cannes za swoją rolę w Przesłuchaniu Ryszarda Bugajskiego – filmie, który w Polsce przez lata zakazany był przez cenzurę (nakręcono go już w 1982 roku). W Sundance pani Krystyny nie było, ale zapewne z nagrody cieszyłaby się równie mocno, jak wtedy, gdy na Lazurowym Wybrzeżu gratulował jej sam Christopher Walken. Tutaj możecie obejrzeć, jak to wyglądało:
https://www.ina.fr/video/I00019403
Przypomnijmy – Słodki koniec dnia to nakręcona w Toskanii opowieść o polskiej noblistce, która po doniesieniach o ataku terrorystycznym w Rzymie rewiduje swój światopogląd. Pełna emocji, podczas oficjalnej uroczystości wygłasza bardzo kontrowersyjną mowę. Będzie potem musiała zmierzyć się z jej konsekwencjami. Mniej więcej w tym samym czasie kobieta nawiązuje relację z młodym egipskim imigrantem. Amerykańscy recenzenci podkreślają, że Maria to bardzo ciekawa postać, taka, jakiej we współczesnym kinie brakuje – silna kobieta po sześćdziesiątce, bezkompromisowa, trochę buntowniczka, trochę prowokatorka. Prestiżowy „Variety” podkreśla, że to rola, którą w kinie najczęściej grają mężczyźni, trochę na wzór tego, co pokazał Jonathan Pryce w filmie Żona. Jak można przeczytać w relacjach zza Oceanu, Janda prezentuje w Słodkim końcu dnia nowe oblicze, nie tylko zresztą, jeśli chodzi o grę aktorską, ale też wizerunek – jej bohaterka nosi charakterystyczną grzywkę (której nasza aktorka ponoć wprost nienawidziła).
Powtórzę raz jeszcze, że nagroda dla Jandy jest ogromnym sukcesem. Kto jak kto, ale Jane Campion doskonale zna się na wartości kobiecych ról. Długo musieliśmy czekać na kolejną wielką kreację pani Krystyny w kinie (bo teatr to zupełnie inna sprawa), ale warto było. Słodki koniec dnia dopisuję do listy tych filmów, które chciałbym jak najprędzej zobaczyć. Wszystko wskazuje jednak na to, że musimy się wszyscy uzbroić w cierpliwość – polska premiera 10 maja.
O TYM SIĘ MÓWI
W Park City w Stanach Zjednoczonych zakończył się właśnie Festiwal Filmowy Sundance, którego tegoroczna edycja będzie zapamiętana przez nas jako wyjątkowa. Wszystko za sprawą ogromnego sukcesu Krystyny Jandy, która według członków jury została uznana najlepszą aktorką na świecie.
W trakcie festiwalu swoją premierę miał kolejny film Jacka Borcucha Słodki koniec dnia, w którym zagrały Kasia Smutniak i Krystyna Janda. Choć produkcja nie doczekała się nagrody za najlepszy obraz pokazywany na festiwalu (ta przypadła brytyjskiemu The Souvenir), to dzieło Polaka spotkało się z ogromną falą pozytywnych komentarzy.
Jeszcze większy sukces przypadł jednak Krystynie Jandzie, którą uhonorowaną specjalną nagrodą jury dla najlepszej aktorki. Rolę Marii, bohaterki, w którą w Słodkim końcu dniawciela się Janda, określono jako fascynującą. Aktorka nie mogła pojawić się w Park City ze względu na zobowiązania zawodowe. „Żałuję, że mnie nie ma, ale codziennie gram. Repertuar ustawiony od roku, nie mogłam niczego odwołać. Raz gram Callas, która mówi o stosunku do sztuki i roli artysty. Za chwilę, jutro „Danutę W”, czyli opowieść o całej tej polskiej rewolucji, w tle z podmiotem lirycznym Lechem Wałęsą. A następnego dnia „Zapiski z wygnania” Sabiny Baral, opowieść o Żydówce wygnanej w 1968 roku. Czyli historia przeciwko budzącemu się na nowo ruchowi narodowemu. Można powiedzieć, że biorę czynny udział w budowaniu tego europejskiego głosu swoimi kolejnymi rolami”, powiedziała 30 stycznia w wywiadzie dla Onetu.
Przy okazji zdradziła, że rola w produkcji Jacka Borcucha ma dla niej ogromne znaczenie i bardzo ją raduje zauważenie filmu na festiwalu Sundance. „Myślę, że ten film został zrobiony po coś. Nie można go rozpatrywać jako wyłącznie historyjkę opowiastkę. Dotyka tylu elementów… To jest głos w europejskim dialogu, cenna wypowiedź i świetnie, że się znalazł na festiwalu, który ma taki prestiż i jest szanowany. Bardzo się z tego ucieszyłam”, czytamy na stronie Onetu.
Najnowsza produkcja z Krystyną Jandą to opowieść o polskiej noblistce, poetce o imieniu Maria, która zakochuje się w sporo młodszym od siebie egipskim emigrancie. „To historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje”, pisze w notce prasowej dystrybutor, firma Next Film.
Pani Krystynie serdecznie gratulujemy. Już nie możemy doczekać się, aż film trafi do polskich kin.
Rafał Kowalski, viva.pl, 03.02.2019
———————————- ————– ——————-
Minionej nocy w USA odbyło się rozdanie nagród filmów niezależnych. Polska aktorka zdobyła nagrodę w kategorii World Cinema Dramatic. To wielkie uznanie nie tylko dla talentu artystki, ale również polskich twórców.
„Słodki koniec dnia” to nowy film Jacka Borcucha o życiu polskiej noblistki w niewielkim włoskim miasteczku Volterra. W główną rolę wcieliła się Krystyna Janda, która została doceniona na słynnym festiwalu w Sundance. O nagrodzie poinformowała producentka filmu, Marta Habior i to ona odebrała nagrodę w imieniu artystki:
– Myślę, że gdyby Krystyna była w tym miejscu, powiedziałaby, że powinniśmy w końcu nauczyć się słuchać siebie nawzajem i odpowiadać zamiast impulsywnie reagować. Chciałabym zadedykować nagrodę wszystkim kobietom oraz ludziom, którzy mają otwarte serca i umysły – powiedziała, odbierając nagrodę w Park City.
Nagrodzona natomiast nie kryła zaskoczenia, czemu dała wyraz na swoim profilu na Facebooku: – O cholera! Dostałam przed chwilą nagrodę w Sundance na festiwalu. Dziękuję! .
Nagroda cieszy, bo Sundance postrzegany jest jako najbardziej prestiżowy z amerykańskich festiwali. To on wyznacza filmowe trendy na nadchodzący rok, a na miejscu gości ok. 125 tys. fanów oraz krytyków filmowych.
Po pierwszych pokazach produkcja cieszyła się bardzo przychylnymi recenzjami. Recenzent „The Hollywood reporter” napisał, że Janda stworzyła niejednoznaczną i skomplikowaną postać.
Obok Jandy w filmie pojawiła się również na stałe mieszkająca we Włoszech, Kasia Smutniak. Scenariusz natomiast współtworzył sam Szczepan Twardoch, który zadebiutował jako scenarzysta. Polska premiera filmu będzie miała miejsce 10 maja 2019 r.
Kamila Gulbicka, film.wp.pl ,03.02.2019
Krystyna Janda z nagrodą aktorską festiwalu Sundance 03 lutego 2019
www.tvn24.pl, 03.02.2019
———————-—– ————————- ————————– ————-
„Słodki koniec dnia” mocno wybrzmiał w Międzynarodowym Konkursie Dramatycznym stworzonego przez Roberta Redforda festiwalu Sundance. Krytyk z wpływowego „The Screen Daily” chwalił film za „subtelną narrację i zniewalające aktorstwo Jandy, które tworzą wdzięczny film, angażujący uwagę widza i często bardzo poruszający”. Na portalu ION Cinema Nicholas Bell pisał, że „Słodki koniec dnia” jest „doskonale napisany i zagrany”. Publiczność, która przyjęła polską produkcję oklaskami, doceniła nastrój i estetykę ekranowej opowieści.
Surowe krajobrazy w niczym tu nie przypominają Toskanii z filmów „Tamte dni, tamte noce” czy „Ukryte piękno”. W Europie trwa kryzys uchodźczy, rosnący niepokój przed „innymi” daje się we znaki okolicznym mieszkańcom. A nastroje wzmaga zamach terrorystyczny w Rzymie.
Krystyna Janda gra Marię Linde, mieszkającą we Włoszech polską poetkę, laureatkę nagrody Nobla. Pod wpływem szokujących wiadomości ze stolicy kraju, bohaterka na uroczystości ku swojej czci wygłasza kontrowersyjne przemówienie o hipokryzji rządu. Jej słowa w jednych wywołują oburzenie, dla innych są wybrykiem, dla jeszcze innych – manifestacją prawa do wolności wypowiedzi. Dla samej Marii jednak najważniejsze jest to, co bliskie sercu – rodzina i dużo młodszy od niej Egipcjanin, który przed laty wyemigrował do Włoch. Nie chce włączać się w polityczną debatę o kryzysie europejskich wartości, nie zamierza też dać się wykorzystać politykom w ich grze o władze. Nie widzi siebie w roli autorytetu, tak desperacko potrzebnego w czasie chaosu.
– „Słodki koniec dnia” próbuje pokazać i temat uchodźców, i emocje z nim związane, zostawiając szeroki margines na domysły. Rysuje problemy, nie dając na nie odpowiedzi – mówi w rozmowie z „Wprost”, odtwórczyni głównej roli. – Film nie bez powodu dzieje się we Włoszech, czyli kraju który chyba ma najchlubniejszą w Europie kartę pomocy uchodźcom. A z drugiej strony, pojawia się tam wiele krytycznych głosów na temat tej pomocy. Ambicją scenariusza jest przedstawienie, jak skomplikowana stała się sytuacja, zarówno pod względem społecznym jak i osobistym.
Jacek Borcuch również podkreśla, że „Słodki koniec dnia” wyrósł z potrzeby opowiedzenia o współczesności bez stawiania prostych diagnoz i z przekonania o konieczności szukania rozwiązań trawiących Stary Kontynent kryzysów. Poetka, z jej moralnymi decyzjami i wycofaniem w prywatność, jak przekonuje reżyser, staje się tu metaforą Europy. A Krystyna Janda dodaje, że ważnym tematem rozmów z reżyserem filmu były prawa i misję artystów we współczesnym świecie. Co ciekawe, wycofująca się z życia publicznego Maria Linde jest przeciwieństwem grającej ją aktorki. – Rozumiem wahania mojej bohaterki, a jednocześnie i mnie szokują jej poglądy na zadania sztuki – mówi Janda. – Żydówka z rodzinnymi doświadczeniami Holokaustu, emigrantka z czasów stanu wojennego zostaje poetką traktującą swoją rolę artystki raczej jako enfante terrible świata, a nie jego sumienie?
Pełna relacja z festiwalu Sundance w nowym numerze tygodnika „Wprost”.
Ola Salwa, Park City, wprost.pl, 03.02.2019
——————————– —————- —————— ————————
Ile ważą słowa?
Festiwal Sundance nagrodził Krystynę Jandę za odważną kreację w dramacie „Słodki koniec dnia“ Jacka Borcucha. To gorzki portret rozpadającej się rodziny i zagrożeń współczesnej demokracji.
JANUSZ WRÓBLEWSKI Z PARK CITY
Na największym amerykańskim festiwalu kina niezależnego założonym przez Roberta Redforda (większość tytułów prezentowana jest potem na kanale SundanceTV) Polacy od kilku lat regularnie sięgają po laury.
Agnieszka Smoczyńska, Michał Marczak, Jakub Stożek, Paulina Skibińska, Grzegorz Zariczny zdobywali tu swoje pierwsze cenne wyróżnienia, które nadawały rozpęd ich karierom.
Najstarszy z nich. 49-letni Jacek Borcuch, gościł w Park City już po raz trzeci.
Jako reżysera niełatwo go zaszulladkować. Z wykształcenia filozof í utalentowany aktor (grał m.in. jednego z biznesmenów w głośnym „Długu”), tworzy kino ponadgatunkowe, eteryczne, oparte na niedopowiedzeniach, spojrzeniach, aluzjach. Z ogromną dbałością o ścieżkę dźwiękową (swego czasu wróżono mu nawet karierę śpiewaka operowego), ale traktowaną przez niego zachowawczo, ilustracyjnie. Wcześniej na festiwalu
Sundance nagradzano i gorąco oklaskiwano jego dwa minimalistyczne dramaty poświęcone dojrzewaniu, utracie niewinności, młodzieńczemu idealizmowi: „Nieulotne” i ,,Wszystko, co kocham”.
,,Słodki koniec dnia” (do dystrybucji trafi w maju), choć też szyty nostalgiczną i bardzo cienką nicią, przynosi zasadniczy zwrot. To pierwszy jego film w całości rozgrywający się poza ojczyzna. Ociosany z polskości, uniwersalny, symboliczny. Przez nieuwagę łatwo wrzucić go do jednego worka ze staroświeckimi melodramatami. W tle malownicze plenery
etruskiego miasta Volterra, koleblki cywilizacji. Na pierwszym planie pozamałżeński romans 60-letniej kobiety z dużo młodszym Koptem. Opowiedziany jakby wbrew regułom mainstreamowej klasycznej dramaturgii. Impresyjnie, z dość długim, sielankowym, mylącym prologiem zapowiadającym wiszącą w powietrzu rodzinną tragedię. Albo infantylny thriller
o zaginięciu (porwaniu?) dziecka.
Jednak w „Słodkim końcu dnia” bardzo ostrożnie, przy zachowaniu pozorów pełnego rozbawienia i beztroski, budowana jest konsekwentnie od pierwszych ujęć, ledwo uchwytna atmosfera osaczenia. Ktoś życzliwy radzi likwidować lokaty i skupować złoto. Zaprzyjaźniony komisarz policji dyskretnie ostrzega przed uciekinierami z pobliskiego ośrodka dla uchodźców. Gdy ginie dziecko, podejrzenie automatycznie pada na obcych. Po informacji o wyjątkowo krwawym zamachu terrorystycznym w Rzymie nieznani sprawcy podpalają tawernę prowadzoną przez Egipcjanina.
Nie ma wątpliwości. że chodzi o tłumiony paniczny strach przed wdzierającymi się
do Europy kolejnymi falami imigrantów.
Współczesna czarownica
Czy w obliczu niepokoju i rosnącego zagrożenia głoszenie publiczne tego, co się
naprawdę myśli, jest rozsądne? Gdzie przebiega granica politycznej poprawności? Czy ograniczając wolność wypowiedzi, nie likwiduje się demokracji? I kto płaci za to najwyższą cenę? Film Borcucha inspiruje do stawiania jeszcze mocniejszych, bardziej niekoinfortowych pytań. Czy w XXI w. w samym sercu Europy można zamknąć kogoś w więzieniu za poglądy?
Czy miłująca demokrację, nieustraszona, szermująca hasłami praworządności, zamieniona w oblężoną twierdzę liberalna Europa zacznie przywoływvać stare demony i polować na czarownice? Borcuch zdaje się twierdzić, że to całkiem realna perspektywa. Nie wystarczy przyjrzeć się krajom, gdzie do głosu doszli populiści.
– Razem ze Szczepanem Twardochem zaczęliśmy pisać scenariusz jeszcze przed zamachami na redakcję „Charlie Hebdo”, serią kolejnych ataków terrorystycznych na południu Francji i w Niemczech. Chcieliśmy nawiązać do tych wydarzeń, stawiając pytanie o granicę swobody wyrażania opinii w napiętej, ekstremalnej sytuacji, zwłaszcza przez artystów, na których spoczywa ciężar bycia autorytetami moralnymi –wyjaśnia reżyser. Czy w chwili kryzysu wypada im zachować milczenie? I co mają robić, gdy ich refleksje, zamiast inspirować, są zniekształcane, interpretowane jako hejt?
W filmie prototypem współczesnej czarownicy, która ściąga na siebie gniew opinii publicznej, staje się postać fikcyjnej noblistki. Wybitna, nieco ekscentryczna poetka, polska Żydówka rezydująca od stanu wojennego w wygodnej, pięknej posiadłości w Toskanii, jako jedna z niewielu ma odwagę mówić i czynić to, co naprawdę myśli. To wyrazista, dojrzała osobowość. W wyglądzie, temperamencie, luźnym sposobie bycia, w szczerości przypomina Orianę Fallaci, Susan Sontag albo Patti Smith. W mniejszym stopniu albo wcale – Wisławę Szymborską. Pisze pozbawione etnocentryzmu, wyrafinowane wiersze i nigdy nie poświęciła swojej kobiecości w imię sztuki. Nawet starzejąc się, potrafi czerpać z życia, pragnie czuć się pożądana, być całkowicie niezależna. – Mogła ją zagrać tylko Krystyna Janda. Zwiazała się z naszym projektem od samego początku. Od pierwszej wersji scenariusza – zdradza reżyser, dodając, że bardzo mu zależało by Francuzi, Włosi, Amerykanie, widzieli w niej te same wzorce kulturowe co my.
Spokojny sen
Janda (to jej pierwsza od wielu lat rola kinowa) sporo ryzykowała, wcielając się w żywiołową, emanującą seksapilem starszą kobietę. Jest na ekranie nie tylko kusicielką. Uosabia również wartości starej liberalnej Europy, a jej kochanek – ideał dobrze wykształconego, pokornego imigranta. Łączy ich obustronny zachwyt. Zmysłowa, spełniona Europejka, a przy tym kochająca żona, matka i babcia przyciąga przystojnego, pracowitego, pełnego energii i dobrych chęci kulturowego przybysza, traktującego upływ czasu ze zdumiewającym dystansem. To on uczy ją postrzegać starość jak doskonale pasującą nową sukienkę (maskę). Można wątpić w tę idyllę, ale w ich związku jest magia, nie czuje się fałszu, większego zgrzytu.
Wizerunkowo jako niepokoma artystka, często łamiąca w imię wyższych racji zasady politycznej poprawności, Janda idealnie pasuje do roli bezkompromisowej intelektualistki wygarniającej Europejczykom, że chorują na fałszywą świadomość. Jest w pełni wiarygodna, wytykając innym zamykanie się w sztucznym raju, usprawiedliwianie niemocy i zadowolenie z fasadowej tolerancji. Również wówczas, gdy odbierając lokalne wyróżnienie, grana przez nią bohaterka krytykuje bezsensowną działalność europejskich urzędników („im więcej hipokryta wydaje na charytatywność, tym bardziej spokojny ma sen”); gdy bez owijania w bawełnę oskarża włoski rząd, że buduje obozy dla uchodźców zarządzane przez mafię. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy decyduje się zwrócić Nagrodę Nobla, co wydaje się szaleństwem. Lecz nie aż tak wielkim, jak gdy zaczyna porównywać zbrodnię do dzieła sztuki.
Coś równie bulwersującego powiedział osiem lat temu niemiecki kompozytor awangardowy Karlheinz Stockhausen. Płonące i zapadające się w sobie wieże World Trade Center, chwilę po tym, gdy uderzyły w nie porwane przez Al-Kaidę samoloty, nazwał ,,największym dziełem sztuki naszych czasów”. Spotkał się za to z ostracyzmem środowiska. Sztuka wymaga ofiar, jest wolna, przerasta społeczeństwo – czy to miał na myśli?
Intencje poetki wydają się nieco inne. Paradoksalnie tego strasznego dnia, kiedy wybuchły bomby na ulicach Rzymu, załamana, zapragnęła poczuć harmonię. Potrzeba odcięcia się od zła zmusiła ją, by w potwornej tragedii przewrotnie ujrzeć coś bardzo dobrego czy – jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – na swój sposób pięknego. Empatia pozwoliła jej docenić akt poświęcenia. Oddanie życia za sprawę – to wzbudziło jej podziw.
– Ona nie twierdzi, że terror jest działaniem godnym naśladowania. Zwraca tylko uwagę, że poświęcenie własnego życia wydaje się najwyższą formą zaangażowania, swego rodzaju sztuką– dopowiada reżyser i wyciąga z tego daleko idące wnioski. – Ona pyta, co Zachód robi, by odróżniać się od terrorystów? Rozpina skalę. Biednym, zrozpaczonym desperatom poświęcającym życie przeciwstawia zagubionych, sytych intelektualistów. których słowa i poglądy straciły moc sprawczą.Można to rozumieć tak, że wysadzający się w powietrze samobójcy, którzy mają na sumieniu setki ofiar, potrafią zmieniać rzeczywistość. A działający w ramach systemu demokratycznego biurokraci – już nie. Czy takie zestawienie ma sens? Zawsze gdy pojawia się krzywda, rodzi się wątpliwość. – Moja bohaterka dokonuje przekroczenia. Ja sam bym takiego pytania nie zadał. Ale ona je stawia. Nikogo nie zabija. Nie nawołuje do przemocy. Postępuje trochę jak Michel Houellebecq. Idzie pod prąd, prowokuje, drażni, łamie utarte przyzwyczajenia. Proszę się zastanowić nad stosunkiem do uchodźców w „Uległości“. Autor potępia radykalizm islamski, a może go jednak akceptuje i podziwia? Ośmiesza stara Europę czy jej wspólczuje?
Pod prąd
Na tej samej zasadzie chce budzić kontrowersje ,,Słodkí koniec dnia”.
Reżyser podkreśla, że na poetach spoczywa specjalna odpowiedzialność. Ważą zdania, muszą z wielu wybrać to jedno właściwe. Bohaterka filmu celowo znajduje słowa wywołujące wielkie wrażenie, które głęboko ranią, rezonują. Lecz czy powinna to robić w dniu, w którym giną ludzie? Zamiast modlitwy, milczenia, manifestacji rozpaczy wybiera prowokację.
– Przechodziliśmy to niedawno w Polsce, gdy zamordowano prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza– przypomina Borcuch. – Ciszę wypełniono różnego rodzaju opiniami, które wzięto za mowę nienawiści. Wszyscy wzięliśmy więc udział w jakimś przekroczeniu. Tak jak grana przez Jandę poetka oskarzająca Europę o brak idei, bezradność, nieobecność spójnej, mądrej polityki asymilacji, która moim zdaniem jest nieunikniona. Bo nie ma takiego muru, którego nie dałoby się zburzyć. Świat będzie się stawał coraz bardziej wielokulturowy, taką ma naturę. Ludzie zawsze będą się mieszać. Czy tego się właśnie obawiam? Nie. Bardziej mnie przeraża rosnący w siłę autorytaryzm.
Nie da się filmu Borcucha w pełni zrozumieć bez przywołania – na zasadzie kontrastu – Ezry Pounda, dyskretnego patrona ,,Słodkiego końca dnia”. Grana przez Jandę pisarka wyraźnie się fascynuje wybitnym zmysłem poetyckim Amerykanina, odkrywcy talentu Joyce’a, Frosta, Eliota, Hemingwaya, ale chyba również jego nietypową postawą. I w końcu podziela jego los. Tak jak on zostaje oskarżona, wypchnięta poza nawias wspólnoty. Tyle że Pound przed oraz w okresie II wojny światowej jawnie sympatyzował i wspierał włoskich faszystów. Przyjaźnił się z Mussolinim. Prowadził agitacyjne programy radiowe. Był antysemitą. A następnie został z tego brutalnie rozliczony. Przez trzy tygodnie jak zwierzę trzymano go zamkniętego w niespełna dwumetrowej stalowej klatce na renesansowym rynku w Pizie.
Teraz za nieporównywalnie mniejsze przewinienie grozi coś podobnego. Pytanie, czy to, co mówi Janda, jest wyrazem szaleństwa czy wewnętrznej wolności? Czy film ostrzega przed mówieniem prawdy czy wprost przeciwnie? Ośmiesza starą Europę czy jej współczuje?
Polityka, nr (3197),6.02-12.02.2019, s.84-85
——————– ——————– ————- ————————————-
„Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha z Kasią Smutniak oraz Krystyną Jandą. Mamy ZWIASTUN
– Byłam przy tym projekcie właściwie prawie od pomysłu. Od początku bardzo mi się podobał, chociaż był kontrowersyjny, raczej trudny. Lubię takie zagadki, takie rzeczy do grania. Maria Linde to bardzo interesująca postać, a historia filmowa przede wszystkim porusza tak współczesne i żywo aktualne problemy, że wydawało mi się to naprawdę ważne. – podkreśla Krystyna Janda.
Jacek Borcuch, reżyser i współautor scenariusza (razem z Szczepanem Twardochem) dodaje: – To jest tak olbrzymia osobowość, tak wielka aktorka, że ta rola została napisana specjalnie dla niej. Krystyna wiedziała od początku, że taki film powstaje, i przez dwa lata czytała wszystkie kolejne wersje scenariusza. Było ich kilka – osiem lub siedem. Na początku zaniosłem jej bodajże z pięć zapisanych kartek, taki koncept: co to za postać, o co chodzi, gdzie są punkty dramatyczne. I bardzo jej się to spodobało. Od samego początku Krystyna Janda była punktem odniesienia do napisania tej historii.
„Słodki koniec dnia” to historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria – polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje.
Światowa premiera „Słodkiego końca dnia” odbyła się w styczniu na Festiwalu Sundance, jednym z najważniejszych amerykańskich i światowych festiwali filmowych. Film został świetnie przyjęty przez publiczność i krytyków. Pisano o „subtelnej narracji i zniewalającym aktorstwie” (The Screen Daily), „niepowtarzalnym klimacie” (Cineuropa), „elegancji i trwałym wrażeniu” (rogerbert.com).
Mimo, że główną bohaterką filmu jest dojrzała kobieta, intelektualistka i polska emigrantka, to w tle filmu można odnaleźć szeroki kontekst społeczny i polityczny oraz Europę zmagającą się z narastającymi niepokojami i wynikającymi z nich zamachami terrorystycznymi.
– Zawsze ciekawiło mnie, co się dzieje w domach wykształconych Europejczyków w takich momentach jak zamachy w Paryżu, Brukseli czy Londynie. Jak tam rozkładają się te głosy? Na zewnątrz ten poprawny politycznie komunikat, który dochodzi do mediów i który jest powielany, jest żaden. Poza oczywistym potępieniem zła nie pojawiało się nic o tym, że musimy z tym walczyć, jesteśmy z rodzinami, nie pozwolimy, żeby ktokolwiek zniszczył naszą kulturę i kropka. To było trzy, cztery, pięć zdań. Nigdy nie szła za tym jakaś spójna polityka. – podkreśla Jacek Borcuch.
W roli Marii zobaczymy Krystynę Jandę. Jej córkę gra Kasia Smutniak. W projekt zaangażowana jest międzynarodowa obsada, m.in. Antonio Catania, Lorenzo de Moor, Vincent Riotta, Robin Renucci.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich jest to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek („Najpiękniejsze fajerwerki ever”), a za scenografię Elwira Pluta („Atak Paniki”, „Body/ciało”).
Źródło: Materiały prasowe
dziennik.pl, 21.03.2019, 11:56
——– —————- ——————– ——————————–
„Słodki koniec dnia” – recenzja filmu
Za rolę Marii w filmie „Słodki koniec dnia” Krystyna Janda otrzymała nagrodę na Festiwalu Sundance. W maju film w reżyserii Jacka Borcucha wchodzi do kin.
Jednym z nich jest Nazeer, młody Egipcjanin, który w poszukiwaniu lepszego życia dotarł na Stary Kontynent. Tutaj próbuje sił jako barman, co idzie mu jak po grudzie. Chociaż świetnie orientuje się w filozofii i literaturze, o których może dyskutować z Marią godzinami, dla Włochów, a raczej: Europejczyków, pozostaje co najwyżej tanią siłą roboczą. Gdzie mu tam do białej klasy kreatywnej.
Kiedy wnuk Marii znika, to właśnie Nazeer go odnajduje. Odwozi go do odchodzącej od zmysłów rodziny, ale reakcja na jego pojawienie się nie jest jednoznaczna. Bo co dziecko robiło w przyczepie imigranta? I dlaczego zorientował się, że ma pasażera na gapę, tak późno? Choć Nazeer bez zająknięcia odpowiada na każde z tych pytań, nie zmienia to nastawienia ludzi do niego. Sąsiedzi Marii, niektórzy z jej bliskich, a nawet szef tutejszej policji, który zaprasza chłopaka na komisariat, zdążyli już wydać wyrok w sprawie. „Słodki koniec dnia” właśnie tak się zaczyna.
Nie ma co się reakcjami ludzi oburzać. Wystarczy spojrzeć na pierwszą lepszą dyskusję o imigrantach w Internecie, żeby wiedzieć, że scenariusz nie jest wyssany z palca. Wziął się z rzeczywistości, na którą jest reakcją. Takiego kina mamy w Polsce deficyt. Jacek Borcuch reaguje na to, co dzieje się na kontynencie: na rosnące uprzedzenia, strach przed innym, ksenofobię i zamykanie granic, ale nie pozwala sobie na indoktrynacje ani ideologizowanie. To nie jest film polityczny sensu stricto. To solidna, mocna historia osadzona w tu i teraz. Borcuch pokazuje, że nawet żyjąc lokalnie, z dala od politycznej burzy, ona tak czy siak w końcu nas dopadnie.
Reżyser już we wcześniejszych dokonaniach pokazał, że interesują go bohaterowie, którzy muszą zmierzyć się ze społecznymi oczekiwaniami. Choć często nazywał rzeczy po imieniu i portretował gejów („Tulipany”), nastolatków w rzeczywistości stanu wojennego („Wszystko, co kocham”) czy naznaczonych tragedią nastolatków na saksach („Nieulotne”), tym razem zmienił perspektywę. To nie Nazeer jest głównym bohaterem tej historii, tylko zafascynowana nim Maria. Taka decyzja oddaliła film od dosłowności.
W efekcie ulubione tematy reżysera mają zdwojoną siłę oddziaływania. Bo choć Maria cieszy się estymą, szybko okazuje się, jak bardzo ulotny jest szacunek otoczenia do niej. Kiedy tylko zacznie zbliżać się do młodszego Egipcjanina, świat szybko przypomni jej, gdzie jej miejsce. Wpływowa, mająca znajomości w najważniejszych instytucjach jest skrupulatnie niszczona przez otoczenie, które nie przyjmuje do wiadomości, że jako mężatka mogła sama zdecydować się na romans z trzy razy młodszym chłopakiem.
To imigranta oskarża się, że ją zbałamucił, skusił do popełnienia błędu. Wyposażony w erotyczną siłę przybysz, którą emanuje z ekranu, gdy snuje się nago przed kamerą estetyzującą każde drgnienie jego ciała, staje się jeszcze bardziej niebezpieczny. Działa skrycie. Nie krzywdzi, nie wypowiada wojny, nie używa przemocy. Po prostu kusi, a kuszenie jest przecież jeszcze bardziej niebezpieczne, bo skłania do grzechu, rozsadza od środka panujący w danym miejscu porządek.
Wcielający się w Nazeera Lorenzo de Moor i Krystyna Janda jako Maria nadają filmowi wigor i tempo. Kobieta, której wszędzie pełno, stanowi kontrę dla toczącego się leniwie życia Toskanii. Ona jedna widzi, że zmiany na Starym Kontynencie galopują, chce na nie zareagować, ale nie ma pomysłu jak. Czuje bezradność, której nie chce się poddać. Podczas gdy ze wszech stron krzyczą radykałowie domagający się zamykania granic, a nawet strzelania do dobijających do wybrzeży Włoch uchodźców, tylko ona staje w ich obronie. Przemówienie, które wygłasza podczas uroczystości na jej cześć, przysparza jej jedynie wrogów. Śmiertelnych wrogów.
Być może sekretem wiarygodności tego filmu jest fakt, że scenariusz (w początkowej fazie Jacek Borcuch pracował nad nim ze Szczepanem Twardochem) powstawał pod okiem Kasi Smutniak. Włoska aktorka polskiego pochodzenia aż za dobrze poznała, co to znaczy być emigrantką, gdy ponad 20 lat temu wyjeżdżała z Polski, wtedy jeszcze nie będącej nawet członkiem Unii Europejskiej. Poza tym wniosła także doświadczenie życia w dwujęzycznej rodzinie, której członkowie nie potrafią określić się ani jako Włosi, ani jako Polacy. Dla Marii, polskiej Żydówki, te definicje również są za ciasne. Nie starczają, żeby określić jej tożsamość. Przez lata zdążyła jednak o tym zapomnieć.
Dopiero znajomość z Nazeerem przypomina jej, kim jest w rzeczywistości. Dostrzega, że kierowana w stronę chłopaka niechęć, coraz mocniej przechodząca w nienawiść, równie dobrze mogła uderzyć w nią, przybyszkę z zewnątrz. Jej bunt staje się więc tym bardziej zrozumiały, a Krystyna Janda i reżyser dbają, żeby nigdy nie był manieryczny. Choć aktorka chętnie sięga po mocną ekspresję, nie przekracza granicy histerii. Balansuje na niej mistrzowsko, zmuszając widza do zastanowienia się, ile jest w niej prywatnej złości i emocjonalnych reakcji, a ile racjonalnego sprzeciwu na zastaną sytuację.
Tym samym „Słodki koniec dnia” wypełnia jeszcze jedną lukę w polskim kinie. Powołuje na ekran silną, niezależną, samo stanowiącą o sobie bohaterkę, która nie boi się społecznego potępienia. Stawia na szalę wszystko, co osiągnęła: pozycję społeczną, karierę, prywatne szczęście, żeby zwrócić uwagę na innych, pokrzywdzonych, nieuprzywilejowanych. Ale nie myślcie, że Maria to działająca w imię altruizmu superbohaterka. Jest w niej równie dużo egoizmu, zaspokajania własnych potrzeb, pieszczenia swojego ego. To właśnie poprzez tę sprzeczność staje się tak bardzo intrygująca, że przez niecałe dwie godziny nie jesteśmy w stanie oderwać wzroku od ekranu. Siła filmu jest jednak to, że nie skupia się wyłącznie na niej. Na sukces pracuje tak drugi plan, jak i zdjęcia, muzyka, scenografia, kostiumolodzy i makijażyści (zachwycicie się grzywką Krystyny Jandy, której ona sama nie znosiła!).
To właśnie praca wielu rąk przyniosła Krystynie Jandzie nagrodę aktorską na założonym przez Roberta Redforda festiwalu Sundance, gdzie film miał premierę. W pełni na nią zasłużyła. Podobnie bilet do kina, który też zasłużył na wasz zakup. Premiera 10 maja.
Artur Zaaborski, empik.com, 5 kwietnia 2019
——————————————————————— ————————-
SŁODKI KONIEC DNIA. Dojrzałość kobiety, dojrzałość Europy
Krystyna Janda w kameralnej opowieści ze współczesnymi problemami w tle
Akcja filmu płynie w rytmie słodkiego dolce far niente. Nieśpiesznie, przyjemnie, bez wstrząsów, kołysze nas jak hamak w letni dzień. Wśród sensualnych, sielankowych krajobrazów włoskiego miasteczka Volterra poznajemy Marię Linde (Krystyna Janda): polską poetkę żydowskiego pochodzenia, laureatkę Nagrody Nobla. Spełniona artystycznie i prywatnie kobieta niczego nikomu nie musi już udowadniać. Skupia się więc na beztroskich przyjemnościach i korzystaniu z uroków życia; stworzyła swoją małą idyllę w oddalonym od zgiełku, skrytym pośród wzgórz domu. A jednak hałas terrorystycznych zamachów i podniesione głosy stronnictw debatujących nad kryzysem uchodźczym dotrą i do jej świata. Pewne spontaniczne wystąpienie poetki wbrew jej woli urośnie do rangi politycznego skandalu.
Krystyna Janda rzeczywiście jest fenomenalna: ekspresyjna i intensywna, zawłaszcza uwagę wszystkich osób, z którymi wchodzi w interakcję na ekranie; jej czar łamie także czwartą ścianę i uwodzi widza. To wolny ptak i pełnokrwista, silna kobieta, jakich wciąż zbyt mało w kinie. Pewna siebie i świadoma własnych potrzeb obywatelka świata, mówiąca wieloma językami – ale kiedy się denerwuje, to zawsze po polsku. Ma w sobie wiele z niesfornej dziewczynki, przewrotnej buntowniczki, poszukiwaczki intensywnych doznań, której apetyt na życie i pewną drapieżność sygnalizuje powracający motyw wąchania i jedzenia surowego mięsa. Film nie jest jednak koncertem jednej aktorki. Bardzo dobrze wypada Kasia Smutniak jako córka Marii, pełniąca raczej funkcję matki w tym duecie, dla kontrastu poważna i „normalna”. Świetny jest Antonio Catania, wcielający się na drugim planie w cichego, prostodusznego, wspierającego męża poetki.
Jeśli dobrze czuliście się w posiadłości Olivera z Tamtych dni, tamtych nocy, to i w domu Marii będzie wam dobrze. To kino z intelektualnym sznytem. Takim najlepszym – lekkim, humanistycznym, pozbawionym bufonady. Ciekawe spostrzeżenia i głębokie myśli padają mimochodem, bez zadęcia. Szczepan Twardoch, popularny pisarz, zaliczył tutaj udany debiut jako scenarzysta. Stworzył wdzięczny i wysmakowany obyczajowy obrazek, dobrze zsynchronizowany z efemerycznym, troszkę marzycielskim stylem Borcucha.
Maria Linde to kobieta, która cały czas ucieka przed formą i rolą. Nie zgadza się na wizerunek poważnej, szacownej pisarki; nie chce rezygnować z szaleństw i przyjemności tylko dlatego, że jest po sześćdziesiątce; nie czuje potrzeby, by dookreślać swoje stanowisko polityczne i tłumaczyć się z tego, co powiedziała pod wpływem impulsu. Trochę szkoda, że pod koniec w formę wpycha ją sam film, nieco zbyt łopatologicznie czyniąc z niej metaforę wolności słowa i swobody artystycznej. Gdyby przesłanie miało jakimś cudem okazać się niejasne, twórcy do sugestywnej, końcowej sceny dorzucili jeszcze pretensjonalny wiersz (jeśli jego autorem jest Szczepan Twardoch, to dobrze, że trzyma się prozy). Na szczęście nie przekroczono jednak cienkiej granicy między podniosłością a kiczem. Reżyser nie ukrywał w wywiadach, że Maria to dla niego metafora Europy. Jej niewinny romans z młodym koptyjskim imigrantem (który sama nazywa „podkochiwaniem się”) jest jak obopólna fascynacja odmiennych kultur, uczących się funkcjonowania ze sobą i dostrzegających coraz wyraźniej, że tak właściwie to więcej je łączy, niż dzieli. Pytanie brzmi, kim właściwie dla Marii jest przystojny Egipcjanin? Czy traktuje go poważnie, czy tylko się nim bawi? A może to on wykorzystuje ją?
Nie dziwi sympatia publiczności na świecie. To wzorowe kino środka w najlepszym tego słowa znaczeniu: przystępne, komunikatywne, a przy tym mądre, podejmujące ważne i aktualne tematy. Jacek Borcuch obserwuje przeobrażającą się, zmierzającą w niepewnym kierunku Europę z jedynej słusznej perspektywy. Nie jest to postawa mędrca, wszechwiedzącego autorytetu, politycznego agitatora usiłującego przekonać do swojej racji, ale spojrzenie intymne i prywatne, wycinek z indywidualnego, niepowtarzalnego, jednostkowego życia. Dla wielu to nieokreślanie się i odejście od prognozowania przyszłości będą rozczarowaniem – mnie cieszy, że w Słodkim końcu dnia zwycięża człowiek, nie polityka.
Katarzyna Kebernik, film.org.pl, 04.05.2019
—————- ————— ———— ————- ———————
12. MASTERCARD OFF CAMERA – ZNAMY TEGOROCZNYCH LAUREATÓW
Ulaa Salim i jego „Sons of Denmark” z Krakowską Nagrodą Filmową (100 000 USD), „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha z nagrodą Kulczyk Foundation (300 000 PLN) i „Zabawa zabawa” Kingi Dębskiej z Nagrodą Publiczności. Kto jeszcze triumfował podczas gali zamknięcia 12. Mastercard OFF CAMERA?
Decyzją Jury Konkursu Głównego „Wytyczanie Drogi” pod przewodnictwem Allana Starskiego to film „Sons of Denmark” okazał się numerem jeden. Akcja mrocznego thrillera rozgrywa się w Danii, ale równie dobrze mogłaby mieć miejsce w wielu innych europejskich krajach. Reżyser opowiada o jednym z najważniejszych problemów, jakiemu musi stawić czoła dzisiejsza Europa – o radykalizmie i rosnącej nienawiści oraz nietolerancji do wszystkiego, co odmienne.
Z kolei „Słodki koniec dnia” zdobył uznanie jurorów Konkursu Polskich Filmów Fabularnych. Marcia Gay Harden, Jonathan Romney, Laura Rosenthal, Kim Yutani zdecydowali, że to do Jacka Borcucha trafi 300 000 PLN – nagroda Kulczyk Foundation.
Konkurs Główny „Wytyczanie drogi” oraz Konkurs Polskich Filmów Fabularnych są częściami projektu „Obraz świata / Świat w obrazach” realizowanego podczas 12. Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA.
W Konkursie Polskich Filmów Fabularnych ponownie przyznano nagrodę MasterCard Rising Star dla najlepszego aktorskiego debiutu. Wyróżnienie i 10 000 PLN otrzymała Karolina Bruchnicka za rolę w filmie „Córka trenera”. Rada programowa Festiwalu po raz piąty wyłoniła również laureatów nagród dla Najlepszej Aktorki (Albert Riele) i Najlepszego Aktora (BNP PARIBAS). Zostali nimi Gabriela Muskała („Fuga”) i Jacek Braciak („Córka trenera”). Jurorzy przyznali również wyróżnienia. Otrzymała je Jagoda Szelc za film „Monument” oraz wspaniałe aktorskie trio: Dorota Kolak, Agata Kulesza i Maria Dębska za role w filmie „Zabawa zabawa”.
Nagroda Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI trafiła do filmu „Monsters and Men”. W swoim debiutanckim filmie Reinaldo Marcus Green pokazuje, jakie konsekwencje dla całej społeczności może mieć pojedynczy akt przemocy. Z kolei nagroda Młodzieżowego Jury Skrytykuj.pl trafiła do „Wilkołaka” w reżyserii Adriana Panka.
Publiczność swoją nagrodą doceniła film „Zabawa zabawa” Kingi Dębskiej. Nagrodę ufundowała marka 4F.
Nagroda Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych za Najlepszy Debiut Producencki 2018 ex aequo została przyznana Małgorzacie Wabińskiej za film „Diagnosis” w reż. Ewy Podgórskiej – za ambitną formę i odwagę oraz wielką konsekwencję i Jarosławowi Sawko za film „Another Day of Life/ Jeszcze dzień życia” w reż. Raúla de la Fuente i Damiana Neonowa – za oryginalną, hybrydową formą łączącą animację z dokumentem i międzynarodowy wymiar produkcji.
Podczas gali zamknięcia przyznano również nagrody w konkursie #63PL. Laureatami zostali Julia Klimek, Jan Kieniewicz (1 miejsce), Filip Tomczak, Patryk Bankowski (2 miejsce), Adrian Bednarczyk, Mateusz Kaczmarek (3 miejsce). Nagrodę specjalną Onet.pl otrzymał Radosław Jędrzejczyk.
Podczas 12. Mastercard OFF CAMERA odbyło się ponad 250 projekcji filmowych, które obejrzało 32000 widzów. Miejscem, które najchętniej odwiedzali festiwalowi goście była Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach oraz wystawa „Wajda” trwająca w Muzeum Narodowym w Krakowie. Relacje z festiwalu można znaleźć na www.offcamera.pl.
04.05.2019
https://offcamera.pl/news/12-mastercard-off-camera-znamy-tegorocznych-laureatow/1013
————– ————- —————————— ——————–
Europa, czyli sukienka starości. O filmie „Słodki koniec dnia”
Przepiękny wizualnie, kameralny i symboliczny „Słodki koniec dnia” to nie tyle elegia na schyłek europejskiej cywilizacji, co pieśń o śmiertelności i kruchości życia.
Wieczorna uczta w otoczeniu wspaniałych toskańskich krajobrazów. Inteligenckie rozmowy, skręty dla odprężenia i swobodny taniec w aurze rześkiego powietrza przed świtem. To pierwsze ujęcia „Słodkiego końca dnia”. Gdzieś na horyzoncie majaczy już przeczucie zbliżającego się końca dobrze znanej rzeczywistości.
Zawiodą się ci, którzy – widząc wcześniej streszczenia fabuły – po najnowszym filmie Jacka Borcucha spodziewać się będą uproszczonego, ideologicznego przekazu. Choć kwestia stosunku Europejczyków do uchodźców pozostaje osią całej historii, twórca „Tulipanów” i Szczepan Twardoch (współscenarzysta) to artyści zbyt wytrawni, by serwować widzom publicystyczne odpowiedzi na palące społeczno-polityczne pytania. Zamiast stawiania łatwych ocen i diagnoz, decydują się na wieloznaczne zajrzenie w duszę Europy, w jej tęsknoty i choroby. Efektem jest opowieść aktualna, uniwersalna i niepokojąca. Wyśmienite, subtelne kino.
Wielką wartością „Słodkiego końca dnia” jest także to, że ciężar opowieści nie spłaszcza bohaterów – nie są oni jedynie personifikacją określonych postaw, ale ludźmi, którzy nie podporządkowują się czarno-białym schematom. Niemal nikt w filmie Borcucha nie jest jednoznacznie dobry lub zły, wszyscy mają swoje powody, zranienia i marzenia, wyrażone choćby poprzez ulotne spojrzenie czy proste gesty.
Twórcy bezbłędnie pokazują „zarządzanie strachem” – nieufność, uprzedzenia i lęk towarzyszą większości mieszkańców miasteczka, część z nich bezpośrednio i niesprawiedliwie dotykając. Sami uchodźcy nie muszą wcale pojawiać się na ekranie. Doniesienia o ich ucieczce z obozu czy zamachu terrorystycznym w stolicy skutecznie elektryzują miejscowych, którzy – jak mówi bohaterka filmu za Zygmuntem Baumanem – dla własnego bezpieczeństwa będą zapewne gotowi poświęcić nawet własną wolność. Nieprzypadkowo kluczowa metafora filmu to zamknięcie w klatce. Pytanie kogo ona chroni – nas przed światem czy świat przed nami?
Kim właściwie w tej wizji jest Maria Linde, protagonistka „Słodkiego końca dnia”? Połączeniem odwróconej wersji Oriany Fallaci i Michela Houellebecqa z nowym wcieleniem Pier Paolo Pasoliniego? I tak, i nie. Jako potomkini ocalałych z Holocaustu i emigranta z Polski stanu wojennego, faktycznie zdaje się idealnie nadawać na „głos sumienia zgniłego Zachodu”. Tyle że, wbrew oczekiwaniom publiki, poetka i noblistka nie chce zostać jakimkolwiek autorytetem. Wygłasza co prawda niepoprawną politycznie mowę o europejskiej hipokryzji i wygodzie, która usypia wrażliwość mieszkańców starego kontynentu. Prowokacyjnie porównuje nawet zamach terrorystyczny do dzieła sztuki. Sama stawia się jednak poza tradycyjnie pojmowaną moralnością i – jak boleśnie się o tym przekonuje – płaci za to osobistą cenę.
W swym najgłębszym znaczeniu wyborna, oszczędnie skonstruowana kreacja Krystyny Jandy staje się metaforą współczesnej Europy, łączącej w sobie paradoksy, które mogą nie spodobać się jej samo zachwyconym mieszkańcom. Jest jednocześnie zdecydowana i bezsilna, niezależna i zagubiona, spragniona życia i dekadencka, pociągająca i odpychająca. Choć trafnie diagnozuje problemy społeczeństwa, sama pozostaje pogrążona w letargu. Ucieka w przyziemne, ulotne uciechy i używki. Na początku opowieści bohaterka pozornie kokieteryjnie mówi napotkanemu dziennikarzowi, że nie ma już nic do powiedzenia światu. Jak wiemy z arcydzieła Federica Felliniego sprzed niemal sześćdziesięciu lat, „słodkie życie” najczęściej okazuje się bowiem przerażająco puste.
Przedstawiona na ekranie historia ma jeszcze niezwykle interesujący osobisty, niepolityczny wymiar. Przepiękny wizualnie (znakomite zdjęcia Michała Dymka), kameralny i symboliczny „Słodki koniec dnia” to nie tyle elegia na schyłek europejskiej cywilizacji, co pełna niedopowiedzeń pieśń o śmiertelności i kruchości życia (osadzona we włoskiej scenerii przypomina choćby „Ukryte pragnienia” Bernardo Bertolucciego). W starzejącej się, wciąż atrakcyjnej Marii pulsują wyraźnie Iwaszkiewiczowskie eros i tanatos – zmysłowy pęd życia i bezlitosny pęd ku śmierci. Bohaterkę napędzają nie beznadziejne próby przeżycia ponownej młodości, ale melancholia, nie dająca się stłumić tęsknota za powrotem tego, co było. Minione lata jednak nie wrócą, zaniedbane relacje nie mogą być łatwo naprawione. Nie potrzeba wcale apokalipsy w wymiarze społecznym, by uświadomić sobie, że kres ziemskich pragnień i starań nieubłagalnie nadejdzie wraz z indywidualną śmiercią.
Czy ostatecznie nie ma nadziei dla naszego kontynentu? Z pozafilmowej świadomości domyślamy się, że obecne i przyszłe wędrówki ludów mogą zupełnie zmienić układ geo-polityczny Europy i świata. Co więcej, przez zmiany klimatyczne życie na Ziemi już za trzydzieści lat będzie trudne do zniesienia. Mimo wszystko najnowszy film Jacka Borcucha niesie ze sobą skromne pocieszenie, także dla zmęczonej Europy i jej mieszkańców. W przepełnionym ciepłem i czułością „Słodkim końcu dnia” cichym sprzymierzeńcem bohaterów staje się wzajemna bliskość, która potrafi – choć na chwilę – oswoić nawet samotność i starość. Ta ostatnia przecież – jak mówi Maria Linde – jest tylko jedną z sukienek, którą można przebrać.
Damian Jankowski, , Więź 08.05.2019
Damian Jankowski – ur. 1992. Redaktor serwisu Więź.pl, członek Zespołu Laboratorium „Więzi” . Wcześniej redaktor portalu studencko-kulturalnego „Niewinni Czarodzieje”. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Publikował też w magazynie „Dywiz” i na blogowni portalu Stacja7.pl. Kinofil. Mieszka w Warszawie.
————- ————— ———– ———————– —————— ——————
Krystyna Janda: siła, żywioł i odwaga
„Były czasy, kiedy się wszyscy odzywaliśmy. I ja też. Potem było 30 lat, kiedy zajmowałam się tylko sztuką i przyjemnością, i znowu zaczął się czas, kiedy uważam, że odezwać się jest moim obowiązkiem. Pomijając mój temperament – nie mogę utrzymać języka za zębami, ale… milczenie jest przyzwoleniem” – mówiła Krystyna Janda po premierze „Słodkiego końca dnia” na festiwalu Mastercard OFF Camera. Film właśnie wchodzi na ekrany, a Krystyna Janda, która za swoją kreację dostała nagrodę na Sundance, ma nam do przekazania ważną lekcję. Nie pierwszą w swojej karierze i życiu.
W „Słodkim końcu dnia” Krystyna Janda wciela się w fikcyjną polską laureatkę Nobla – poetkę Marię Linde, która znalazła swoje życiowe ustronie w malowniczych krajobrazach Toskanii i miasteczka Volterra. Z przyjaciółmi i rodziną korzysta z uroków la dolce vita, odcina się od świata mediów, wywiadów, zamieszania. Pije wino, je świeże ryby, romansuje też, przyjaźni, z o wiele od siebie młodszym koptem Nazeerem, uchodźcą z Egiptu. Atmosfera jednak gęstnieje, toskańska sielanka okazuje się fasadą, a wszystkie skrywane przez lokalną społeczność (i nie tylko nią) lęki, niechęci i uczucia wybuchają, gdy Maria publicznie, w bezpardonowy sposób komentuje krwawy zamach terrorystyczny, do którego dochodzi w Rzymie. Jej „test wolności słowa” nie tylko burzy dotychczasowy pozorny porządek, ale i narusza tkankę jej własnej rodziny. Wywołuje też medialną falę, w której każdy stara się wykorzystać i zinterpretować jej wypowiedź na własny sposób, na korzyść swojego „obozu”.
Maria Linde – nikt inny, tylko Janda!
Postać Marii Linde z myślą o Krystynie Jandzie napisali wspólnie reżyser filmu Jacek Borcuch („Tulipany”, „Wszystko, co kocham”) oraz pisarz Szczepan Twardoch. Maria Linde nie jest oczywiście alter ego Krystyny Jandy (a aktorka w wywiadach krytykuje słowa swojej bohaterki), trudno jednak wyobrazić sobie jakąkolwiek inną aktorkę w tej roli. Janda nie tylko ożywiła papierową postać, ale wypełniła ją całą sobą, swoim talentem, charyzmą, energią, uczuciami, życiorysem artystycznym i prywatnym, życiowym doświadczeniem, przede wszystkim siłą i uporem. Linde gotowa jest na to, żeby ponieść konsekwencje swoich działań, nawet jeżeli nie będą one dla niej przyjemne. To samo można powiedzieć o Krystynie Jandzie. Zawsze kroczy własną drogą. Nigdy nie boi się mówić tego, co myśli – o sztuce, polityce, życiu, a gdy podejmuje jakieś zadanie – czy to w teatrze, czy w kinie, w fundacji, czy w swoich tekstach, to zawsze na 1000 procent. Inaczej nie potrafi. Nie chce. „Sama sobie jestem szefową. W życiu też. Nie wszyscy mają taki luksus. W związku z tym nie muszę liczyć się z konformistycznymi postawami (…) Rozliczam się tylko przed publicznością. Nie mam tu żadnych innych pośredników ani żadnych nadzorców” – komentuje w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim, opublikowanej w książce „Aktorki. Portrety”.
Krystyna Janda jest siłą. Zjawiskiem i żywiołem. Inspiracją dla innych
Dostrzegł to Andrzej Wajda, powierzając jej rolę w „Człowieku z marmuru”, a przed nim Aleksander Bardini, za sprawą którego znalazła się w akademii teatralnej. Dziś w swoim dorobku ma ponad 70 kreacji na scenie, przeszło 50 w Teatrze Telewizji i tyleż na ekranie. Grała u Wajdy („Człowiek z marmuru”, „Człowiek z żelaza”, „Bez znieczulenia”, „Dyrygent”, „Tatarak”), ale i u Piotra Szulkina („Golem, „Wojna światów – następne stulecie”), Krzysztofa Zanussiego („Stan posiadania”), Krzysztofa Kieślowskiego („Dekalog), Andrzeja Barańskiego („Parę osób, mały czas”), Ryszarda Bugajskiego („Przesłuchanie”), Waldemara Krzystka („Zwolnieni z życia”). Sama reżyseruje, dokonuje adaptacji tekstów literackich na potrzeby teatru i kina. Jest artystką totalną. A na studia aktorskie trafiła… przez przypadek – koleżanka, która miała taki właśnie plan, poprosiła ją, żeby ta towarzyszyła jej w „zwiadach”. „Chciałyśmy zasięgnąć informacji w punkcie konsultacyjnym. Siedziałyśmy pod drzwiami 3 godziny i nikt nas nie wezwał. (…) Nie było rady, trzeba było wejść i zrobić awanturę. Poszłam więc ja jako niezainteresowana” – wspomina Krystyna Janda w wywiadzie rzece dla Bożeny Janickiej (opublikowanym w książce „Tylko się nie pchaj. Krystyna Janda”). „Zastałam w środku kilka osób, był tam także profesor Bardini. Właśnie profesor powiedział, że to ja powinnam zdawać. Kompletnie mnie zaskoczył, bo o szkole teatralnej nigdy nie myślałam. Nie wygłaszałam wierszy na akademiach, nie należałam do teatralnych kółek. A tu nagle… Zapytałam…” – zawsze była w niej pewna „bezczelność” – „… jakie mi mogą dać gwarancje, bo mam w planie ASP. Wybuchnęli śmiechem: gwarancji nie ma, ale my pani radzimy”.
„Na ławce, psiekrwie, na trawce, Naróbcie Polsce bachorów”
Zaryzykowała, chociaż osoba, do której zwróciła się z prośbą o pomoc w przygotowaniu do egzaminu, prowadząca lokalne kółko teatralne Regina Skoczek, odradzała jej taki krok. „Wylała na mnie kubeł zimnej wody. Powiedziała, że się nie nadaję, absolutnie! Jestem ostatnią osobą, która mogłaby o tej szkole myśleć. (…) Usłyszałam, że jestem brzydka, głupia, mam niedobrą cerę i krosty. Mówiła mi to wszystko bez owijania w bawełnę. Urocza kobieta” – po latach opowiadała Janda. Upór zwyciężył i na egzaminie wyrecytowała: „Na ławce, psiekrwie, na trawce, Naróbcie Polsce bachorów” – Tuwima. I jeszcze, wprost do Andrzeja Łapickiego, nacechowany erotycznie list Zapolskiej: „Stachu, przyjedź do mnie, ja cię tak upieszczę”. Zdała, chociaż w części teoretycznej jedno zdanie z francuskiego przetłumaczyła dość oryginalnie: zamiast „rankiem najlepiej się myśli” – „ranki są najlepsze do miłości”.
Babcia, po której chyba odziedziczyła swoją siłę – spędziła z nią swoje wczesne dzieciństwo i w domu tym zawsze rządziły kobiety – nigdy się z tym faktem nie pogodziła. Ale Janda w końcu odkryła swoje powołanie, bo wcześniej „miotała się” pomiędzy szkołami i zainteresowaniami – muzyka, liceum plastyczne. Trafiła też na fantastyczny rok – razem z nią studiowały Gabriela Kownacka, Joanna Szczepkowska, Ewa Ziętek i Barbara Winiarska. Takie towarzystwo musiało się wzajemnie inspirować i mobilizować. Z Joanną Szczepkowską umawiała się po zajęciach, żeby grać jeszcze więcej. Do upadłego, ćwiczyć, jeszcze więcej. Siła kobiet!
„Nie obawiałam się prawdy”
Dzięki Bardiniemu nie tylko zdecydowała się na studia aktorskie, ale i debiutowała w telewizyjnej adaptacji „Trzech sióstr”, którą mistrz reżyserował. Wśród innych studentów legendarny artysta budził strach, ale przecież nie u Jandy. Łukaszowi Maciejewskiemu powiedziała: „Nie bałam się Bardiniego, ponieważ nie obawiałam się prawdy”. Bez tego nie mogłaby istnieć jej sztuka, jej aktorstwo. Zawsze to drążenie sensu było dla niej podstawą. Czasami nawet doprowadzało do lekkich spięć z reżyserami. W rozmowie z Bożeną Janicką opisuje „incydent” z planu telewizyjnego „Dnia kobiet”: „Ustaliliśmy z reżyserem, że moja rola będzie kończyła się w pewien sposób, tymczasem w ostatniej chwili dowiedziałam się, że zakończenie ulega zmianie. Gdyby mi powiedział wcześniej, poprowadziłabym rolę inaczej, teraz było za późno. Wyszłam ze studia, tak jak stałam – w czarnej sukience, bo grałam wdowę, w samych rajstopach, bo pantofle gdzieś się zapodziały – i poszłam asfaltem w kierunku Bukszpanowej. Nie od razu zorientowali się, że nie ma mnie na Woronicza. Kiedy do nich dotarło, zadzwonili do mnie do domu. Zapytałam, jakie zakończenie będę grała, jeśli wrócę, odpowiedzieli, że ustalone wcześniej. Wróciłam więc i zagrałam”. Zdarzyło się jej też wyjść z planu „Kuchni polskiej”, gdy reżyser Jacek Bromski bez jej zgody chciał sfotografować jej pupę. „Ale to nie była awantura, po prostu odmówiłam. Reżyser powinien mnie przekonać, że taki chwyt jest w filmie artystycznie niezbędny”. Proste, a jednak niewiele aktorek ma w sobie tyle odwagi. Świadomości artystycznej, ale nie tylko – również wrażliwości społecznej i świadomości politycznej.
„Jesteś za dobrą aktorką na rewolucjonistkę, zagrzewaj do rewolucji, a nie ją rób”
Krystynę Jandę, jaką znamy – chociażby z jej śledzonego przez ponad 370 tysięcy osób profilu na Facebooku, ukształtowała nie tylko sztuka, ale i ludzie, którzy stawali na jej drodze. W okresie studiów poznała Andrzeja Seweryna i chociaż nie od razu ją zauroczył, stali się na jakiś czas parą i doczekali córki Marii. Seweryn wprowadził Jandę w zupełnie nowy – polityczny świat. „W domu [rodzinnym] nie prowadziło się rozmów na tematy polityczne, rodzice uważali, że wystarczy uczciwie żyć” – artystka wspomina w rozmowie z Bożeną Janicką. „(…) Andrzej wprowadził mnie w nowy dla mnie świat. Poznałam ludzi, którzy siedzieli latami w więzieniach, poświęcili życie wielkiej sprawie. Chowałam się gdzieś w kącie i chłonęłam ich opowieści i rozmowy”.
Początkowo przez to zaangażowane środowisko młoda aktorka była traktowana jako ktoś na „doczepkę” do Seweryna. Zyskała nawet przezwisko „Wdowa Mozart”. Do czasu, aż zagrała Agnieszkę w „Człowieku z marmuru”. „Piętno” zdjął z niej ostatecznie Jacek Kuroń, niedługo po premierze. „Jacek na mój widok zaczął wrzeszczeć i rzucił mi się na szyję. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że Wdowa Mozart – to już nieaktualne”. Ten sam Kuroń mówił jej też: „Jesteś za dobrą aktorką na rewolucjonistkę, zagrzewaj do rewolucji, a nie ją rób”.
Agnieszka – „mam 15 minut czasu”
W „Człowieku z marmuru” porwała tłum. Jej angaż i praca na planie obrosły już dziś legendami i milionem anegdot. Na zdjęcia próbne przyszła nieumalowana, ubrana byle jak i… „oświadczyłam na wstępie, że mam 15 minut czasu” – tym razem ta bezczelność wzięła się z jej negatywnych doświadczeń z innych przesłuchań do filmu. Stanęła przed kamerą. „Nie wiem, co się stało, ale natychmiast wyskoczyła z hukiem z szyn, rejestrując przez cały czas moją twarz. Okazało się, że nawet nie mrugnęłam okiem. Potem Wajda podobno powiedział: ona może zabić, ona zagra”. Zachwycił go również sposób, w jaki paliła. „Dla mnie najważniejszy był sposób, w jaki paliła papierosa w oczekiwaniu na kamerę i oświetlenie. Nigdy przedtem nie widziałem takiej nerwowości. Zachwycony, zwróciłem jej na to uwagę i poprosiłem o powtórzenie tego przed kamerą. Zrobiła to z wielką precyzją. Było dla mnie jasne, że jest aktorką świadomą” – opowiadał po latach.
Imię Agnieszka bohaterka „Człowieka z marmuru” otrzymała „po” Osieckiej. Wzorem zachowania, stylu bycia miała być też dla Krystyny Jandy Agnieszka Holland – Andrzej Wajda zabierał ją na jej plan i kazał się przyglądać. Sama aktorka myślała o „narwanych” dziewczynach z plastyka. Szukała. Rozmawiała z reżyserem o jego stosunku do historii, polityki, władzy. „Pomógł mi bardzo dwiema konkretnymi uwagami” – wspomina w „Tylko się nie pchaj”. „Pierwsza – to właściwie był żart. Powiedział, że Amerykanie robią filmy z samymi mężczyznami i zapytał, czy wobec tego nie mogłabym zagrać mężczyzny? Potem dodał, że muszę zachowywać się tak, żeby widzowie albo mnie pokochali, albo znienawidzili. Jedno albo drugie, wszystko jedno, byle nie pozostali obojętni”.
Sama przeciw wszystkim – pod gmachem telewizji
Agnieszka coraz bardziej się kształtowała – doszedł kostium: dżinsy, dżinsowa koszula i szalik plus paczka papierosów, potem worek żeglarski z „jej całym życiem”. Ruchy, słowa i gesty, którymi wielokrotnie wtrącała ekipę w zakłopotanie – poza Wajdą, Aleksandrem Ściborem-Rylskim, autorem scenariusza, i Edwardem Kłosińskim, operatorem, jej późniejszym życiowym partnerem. „To ja zaproponowałam, że zrobię gest, którym ostatecznie zaczyna się film. Ekipa była skonsternowana. Wajda się zgodził. W momencie kiedy zginałam rękę w łokciu i całowałam pięść, wiedziałam już, kim jestem: muszę walczyć sama przeciwko wszystkim”. Po premierze Wajda porównywał jej grę z grą Jacka Nicholsona – „Zaryzykowałbym twierdzenie, jest najzdolniejszym chłopcem, z jakim zetknąłem się od czasów Zbyszka Cybulskiego” – stwierdził.
Opowieść o kobiecej sile
Dziś te męskie porównania mogą nieco zaskakiwać, są mocno powiązane ze swoim czasem, który Krystyna Janda jako Agnieszka wyprzedziła. „Dziś to jednak zupełnie inne kino niż w dniu premiery” – mówi w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim. „Feministyczne kino akcji: opowieść o kobiecej sile, która przeciwstawia się całemu światu. Wygrywa”. Janda nie jest żadną „kobietą w męskim przebraniu”, jest kobietą. Z charakterem i osobowością. I – powtórzę – siłą. Kropka. Często tą siłą zaskakiwała – na ekranie nie tylko u Wajdy, ale też u Ryszarda Bugajskiego – jako łamana przez ubecję szansonistka Antonia Dziwisz w „Przesłuchaniu”. Najpierw śpiewała „Zgadnij kotku, co mam w środku”, a potem stawiała opór przesłuchującym. Głośny „półkownik” przyczynił się do rozwiązania kierowanego przez Andrzeja Wajdę Zespołu Filmowego X. Został zakazany przez cenzurę i nazwany „najbardziej antykomunistycznym filmem, jaki kiedykolwiek powstał”. Ludzie oglądali go w drugim obiegu. Anegdota głosi, że kiedyś na stacji benzynowej aktorkę zaczepił jakiś oficer i szybko wyszeptał: „Widziałem panią, widziałem, gratuluję” – i natychmiast uciekł.
A potem przyszła międzynarodowa sława. Za Tonię Krystyna Janda dostała m.in. Nagrodę Jury w Cannes. Gdy koledzy i koleżanki sądzili, że teraz zacznie grać jeszcze więcej, tylko już na świecie, ona miała zupełnie inne plany. Zaszła w ciążę. „Dwa miesiące później zaszłam w ciążę, co chyba najwyraźniej wskazuje, że nie łączyłam z nagrodą w Cannes żadnych marzeń o światowym sukcesie. Znajomi reżyserzy dowiedziawszy się, że spodziewam się dziecka, wyrażali zdumienie: żeby w takim momencie, tuż po Złotej Palmie, w Cannes… Nawet Krzysztof Zanussi się zdziwił” – mówi Bożenie Janickiej. Własna droga! Już jako nastolatka zszokowała cały Ursus, gdzie mieszkała, gdy uszyła sobie spodnie w kwiaty. I tak po ulicy paradowała, ku przerażeniu ojca i zgorszeniu sąsiadów.
„Programowa sufrażystka”
Agnieszka Osiecka powiedziała kiedyś o niej: „Krystyna mogłaby wygłosić pięciogodzinny monolog pod tytułem Siła kobiet”. A krytyk teatralny Lech Piotrowski pisał: „W teatrze określiła się Janda jako programowa sufrażystka, zajęta na scenie przede wszystkim sprawą kobiety”. Elżbieta z „Białej bluzki” według Osieckiej i w reżyserii Magdy Umer (na deskach od 1987 roku), Shirley Valentine ze spektaklu Macieja Wojtyszki (premiera: 1990), Monika z „Kobiety zawiedzionej” według Simone de Beauvoir (reż. Magda Umer, premiera: 1994), Maria Callas (reż. Andrzej Domalik, premiera: 1997), Florence Foster Jenkins z „Boskiej!” (reż. Andrzej Domalik, premiera: 2007), Martha z „Kto się boi Virginii Woolf” (reż. Władysław Pasikowski, premiera 2002), Danuta Wałęsa z „Danuty W.” (reż. Janusz Zaorski, premiera: 2012), czy Mała Steinberg ze sztuki, którą sama wyreżyserowała (2001), nagłaśniającej problematykę autyzmu. „Zespala te wszystkie teksty, pisane w różnych konwencjach i stylistykach, wspólnotą tematu: to niekończąca się rozmowa o kondycji kobiety współczesnej, o jej tragediach, smutkach i życiu codziennym. Rozmowa przeprowadzona przez aktorkę przy zastosowaniu środków tak prostych, że zacierających granice pomiędzy sztuką a prawdą” – podsumowywał Piotrowski.
Ciągle coś musi robić. I gdy ma jakiś pomysł, plan – zrealizuje go, to pewne. Gdy w 2004 rozstała się z Teatrem Powszechnym, przez rok nie dostała żadnej nowej aktorskiej propozycji – choć pracowała jako reżyserka „Namiętności” w Poznaniu i „Lekcji stepowania” w Łodzi. W końcu postanowiła otworzyć własną scenę i fundację. Gdy nikt nie chciał wyreżyserować „Pestki”, sama stanęła za kamerą. „Przez prawie pięć lat starałam się zainteresować tematem różnych twórców – bezskutecznie. Odsyłano mnie, twierdząc, że to literatura babska, infantylna. Cóż było robić? Kręcę sama” – opowiada Łukaszowi Maciejewskiemu. „Nigdy nie miałam poczucia, że robię więcej, niż mogę. Robiłam zawsze tyle, ile mogłam” – dodaje.
Obserwatorka i komentatorka
Należy do wąskiego grona artystów, którzy głośno zabierają głos w sprawach politycznych i społecznych. Regularnie pisze o nich w swoim publikowanym w sieci „Dzienniku” oraz na profilu na Facebooku. Pytana w „Polityce” przez Janusza Wróblewskiego o bycie twarzą sprzeciwu wobec obecnej władzy, odpowiada: „To mnie zobowiązuje od lat. Od pierwszego „Człowieka…” uświadamiał mi to, bardzo wtedy młodej, Andrzej Wajda. Mówił: nie możesz zepsuć postumenciku, na którym Cię postawiłem. Uważaj. Uważam, 45 lat uważam. Pracuję teraz w Gdańsku, chodzę ulicami, zatrzymują mnie ludzie, dawno nie usłyszałam tylu miłych słów i podziękowań”. A w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim wymienia: „Muszę wiedzieć, gdzie żyję, co myślą ludzie, jakie są emocje dookoła. To mój obowiązek jako aktora, reżysera, szefa teatru, ale i obywatela tego kraju. Czytam gazety, oglądam wiadomości, staram się interesować wszystkim, co dzieje się w kulturze, ale tylko do pewnej, określonej granicy, bo mam dużo innych obowiązków”.
O tej społecznej roli aktorstwa mówiła też studentom w wykładzie inaugurującym rok akademicki 2016/2017 w Akademii Teatralnej w Warszawie: „Dziś, chcę Wam jednak przypomnieć że aktorstwo, reżyseria, właściwie, każdy rodzaj sztuki to także zawody „społeczne”. Artyści są zależni od czasu w którym żyją, od miejsca, okoliczności. Zależni od sytuacji społecznej i politycznej, obyczajowej. Także finansowej. Słowo „posłannictwo” bardzo się wyświechtało, często jest lekceważone, wywołuje uśmiech, ale nadal sens tego słowa jest niezmienny. Sztuka ma za zadanie kształcić, zmieniać, edukować, poszerzać horyzonty, humanizować. W trudnych czasach, tak to enigmatycznie nazwijmy, artystom nie powinno być wszystko jedno, co mówią i dlaczego, w jakich kontekstach i znaczeniach funkcjonują ze swoim „dziełem”. A z tym było różnie, w tamtych czasach bez wolności i coraz częściej teraz”.
Naprawdę nikt inny nie mógł zagrać Marii Linde. Tylko aktorka, którą Stowarzyszenie Autorów Zdjęć Filmowych uhonorowało za „niezachwianą wiarę w sens sztuki, wrażliwość artystyczną oraz charyzmatyczną osobowość, niezmiennie inspirującą polską kulturę”. Janda!
Dagmara Romanowska, kultura onet.pl film, 9 maja 2019
———— ————————————- —————————- —————
„Słodki koniec dnia”: po tamtej stronie chmur [RECENZJA]
Jacek Borcuch w swoim najlepszym, najpełniejszym jak dotąd filmie daje desperacki obraz Europy, która wciąż potrafi być jeszcze seksowna, ostra, słodka, odważna, ale to już prawie koniec. Finał dnia, czyli dekady, dnia, czyli świata: jednym słowem, chodzi o finisz reguł gry, do jakich przyzwyczaiła nas cywilizacja, kultura, a o które tak uporczywie upominał się Sándor Márai. Słodki koniec dnia. Słodycz zaprawiona desperacją.
Sándora Máraia, tego giganta, wielkiego węgierskiego pisarza, w Polsce poznaliśmy zdecydowanie zbyt późno. Márai pisał o chorującej Europie, starej Europie wpijającej się śmiertelnym pocałunkiem w żywą jeszcze, drgającą, ale pokrytą już cienką warstwą pleśni tkankę rozkładu. Chociaż Europa Sándora Máraiego wyglądała inaczej (pisarz umarł śmiercią samobójczą w 1989 roku, w wieku 89 lat, przeżył w zasadzie cały wiek XX), była przecież podobna. Uchodźcy zawsze się znajdą. Chodzi jedynie o nazewnictwo.
Nie, nie uciekam od samego filmu, nie uciekam w ogólniki, uważam jednak, że nowy film Jacka Borcucha zasłużył na to, żeby potraktować go indywidualnie, prywatnie, bez serwitutów solennego recenzenta, wyliczającego z reguły przy użyciu podobnych epitetów, że coś jest dobre, a coś nie, coś się podobało, coś innego zaskoczyło. Tak, ja również mogę być w tym klubie. Być może profesjonalniej byłoby napisać o treści, fotogeniczności filmu, o impresyjnym, nowofalowym talencie reżysera, który znowu potrafił zbudować kinogeniczną treść nie utkaną ze zdarzeń, ale z fotogenii chwili, z „nieulotności” (nawiązując do tytułu przedostatniego filmu Borcucha), można by długo pisać o tym wszystkim, oraz o wielu jeszcze innych komponentach „Słodkiego końca dnia”, ale uczucia widza tym razem lokują mnie w trochę innej pozycji. Nie chcę być recenzentem, ale współuczestnikiem tej opowieści, jej wiernym towarzyszem, chwilami akompaniatorem.
„Słodki koniec dnia” nie podporządkowuje się bowiem linearnemu tokowi, przyczynom i skutkom. Ten film dla mnie płynie, ma nieoczywistą formę, przywodzi na myśl kino Anotonioniego. A zatem ten, kto oczekuje kompletnej opowieści, będzie zdziwiony, być może zirytowany, jednak ci, którzy zdecydują się poddać stymulowanemu intrygującymi dźwiękami znakomitego kompozytora, stałego współpracownika Jacka Borcucha, Daniela Blooma, nonszalanckiemu rytmowi historii, poczują wdzięczność.
„Słodki koniec dnia” to film wolny w tym sensie, że niczego nie musi udowadniać, dopowiadać, nie przemyca za wszelką cenę pointy. Pointą jest konfuzja. Świadomość, że żyjemy w świecie, w którym kropka nad i istnieje tylko jako wybieg stylistyczny, natomiast życie, życie samo w sobie jest hybrydą, frymuśną konstrukcją, czasami melodramatem, częściej makabreską. I właśnie na takim tle Borcuch razem ze swoim współscenarzystą, wspaniałym pisarzem Szczepanem Twardochem, budują opowieść o mocnej kobiecie i słabym świecie. Albo odwrotnie… Charyzmatyczna pisarka, tematyka uchodźcza, „ukryte pragnienia” Toskanii. Tak, to już było, wszystko już było – jednak inaczej.
Coś nieoczekiwanego wydarzyło się bowiem tym razem w Volterrze, tym małym toskańskim raju, sfotografowanym przez młodego, arcyzdolnego operatora Michała Dymka, z jakąś ponadnormatywną brawurą, odbierającą zniewalającym widoczkom ostrość, ale dającym jej głębię. Toskania w obiektywie Dymka jest efektowna, ale jest także groźna, w jakimś stopniu wyniszczająca. Perwersyjna. Cienie, ciemność, zgaszona szara godzina. W tych okolicznościach widzimy wyraziste typy ludzkie z tą jedną jedyną, przywódczynią, liderką – z Marią, z Jandą, z Krystyną Jandą.
„Wspaniali Lucyferowie Dantego i Miltona wycofali się na dobre, a ich miejsce zajęła banda przykurzonych, pomniejszych demonów, które przysiadają na ramieniu człowieka jak papugi, nie emanując blaskiem, lecz przeciwnie, wysysając światło” – to słowa Elizabeth Costello ze słynnej książki Johna Maxwella Coetzee w tłumaczeniu Zbigniewa Batki. Costello, duchowa siostra Marii Linde, mówi właściwie o tym samym co Maria. Dotknęła nas cherlawość, znikomość, mała, wstrętna zaciekłość, ludzkie szczekanie. Linde to polska poetka, noblistka, kobieta piękna, świadoma, odważna. Oglądając film, zastanawiałem się, kto jeszcze w Polsce mógłby zagrać taką rolę, żeby jej nie ośmieszyć, nie zdewaluować, nie spospolitować. Kto mógłby zagrać kobietę w sile wieku, posiadającą nagrodę Nobla, porsche, młodego kochanka – Egipcjanina, lojalnego męża, oddaną córkę (świetna rola Katarzyna Smutniak) i w nosie polityczną poprawność. Znacie odpowiedź, nie muszę jej pisać. Tylko Janda.
„Zmysłowość i witalizm są u niej podszyte grozą” – to dosyć nieoczekiwane słowa profesor Marii Janion na temat Agnieszki Osieckiej. Tak widziała Osiecką, tak ją czuła. I te słowa pasują jak ulał do Marii Linde ze „Słodkiego końca dnia”. Na przecięciu smakowania życia, apetytu na życie, mieści się bezradność i strach małej dziewczynki, ale strach przykryty makijażem, fotogeniczną grzywką, poczuciem własnej wartości. Mała dziewczynka w mocarnej kobiecie nie zgadza się z układem świata, do którego należymy. Mała Janda w wielkiej Jandzie – jak niegdyś Sándor Márai – przestrzega, że są reguły, których nie wolno zapominać.
A jedną z najważniejszych reguł świata i starej Europy jest współistnienie, zgoda na wielość, obawa przed obsesją nacjonalizmów. Maria – Krystyna Janda każdym ruchem, każdym gestem, ruchem dłoni, zapalonym papierosem, daje prywatną siłę tej deklaracji. Márai pisał w „Dzienniku”: „Istnieją mądrzy ludzie, którzy nie są zdolni. Istnieją też ludzie zdolni, którzy nie są mądrzy. I oprócz nich istnieją całe tłumy ludzi niezdolnych i niemądrych, ale sprytnych i wygadanych. I często oni zwyciężają”. Maria Linde zwycięża inaczej – charyzmą, ale i pewnością siebie, pewnością poglądów. Tak, to wciąż jeszcze jest możliwe. A skoro ona to potrafi, inni również. Inni, czyli my.
Łukasz Maciejewski, kultura onet.pl, 10.05.2019
————- —————– ———– —————- ———————
Pod słońcem Toskanii
Dziwny ten nowy Borcuch. Niby znajomy – równie zmysłowy i melancholijny jak „Wszystko co kocham„ czy „Nieulotne„ – a jednak inny. Z wrażliwością portretujący już nie tylko postaci, ale także otaczającą je rzeczywistość. Kameralny, a zarazem patrzący szeroko. Czuły i rozpolitykowany. Lekki, choć zajęty problemami wagi ciężkiej. Tak samo nieuchwytny jak jego bohaterka.
Krystyna Janda wciela się tu w nagrodzoną Noblem polską poetkę Marię Linde. Kobieta od ponad trzech dekad mieszka w toskańskiej miejscowości Volterra. Ma oddanego męża (Antonio Catania), dorosłą córkę (Katarzyna Smutniak), wnuki oraz tabun wielbicieli wysyłających jej zewsząd oferty spotkań autorskich. Maria nic już nie musi: pisać, zabiegać o uwagę, potwierdzać status czempionki pióra. Każdy dzień z reszty jej życia mógłby być równie słodki jak poprzedni. Wypełniony słońcem, winem i schadzkami ze znacznie młodszym przystojnym imigrantem. Ta lekkość bytu wyraźnie ciąży jednak bohaterce. Drażni ją otoczenie domagające się, by z pokorą odgrywała przypisane do jej wieku oraz pozycji role żony, babci i autorytetu moralnego. Irytuje zgnuśniały małżonek, który w znoszonych kapciach przekrada się po domu niczym duch. Złości nietolerancyjne społeczeństwo łypiące wrogo na napływających do Volterry uchodźców. Maria postanawia zejść z cokołu i zastrajkować. Niespodziewanym zapalnikiem buntu staje się tragedia, do której dochodzi w przeddzień wręczenia artystce przez lokalne władze nagrody za życiowe osiągnięcia.
Nietrudno w „Słodkim końcu dnia„ dostrzec paralelę między egzystencjalnym klinczem Marii a kondycją współczesnej Europy. Idylla ekranowego świata podszyta jest niepokojem, poczuciem nieuchronnego schyłku. W jednej ze scen poetka stwierdza: Wmawiam sobie codziennie, że moje stare ciało to nic innego jak tylko jedna z sukienek. Takie zdanie mogłoby paść z ust bohatera „Konającego zwierzęcia” Philipa Rotha – pisarza, który poprzez intensywną kurację seksualną z młodymi kobietami próbuje wyleczyć się ze smugi cienia. Autor „Kompleksu Portnoya” to nie jedyny artysta z górnej półki, jaki przyjdzie Wam do głowy w trakcie seansu filmu Borcucha. Dekadencki nastrój w połączeniu z pięknymi włoskimi okolicznościami przyrody przywodzi na myśl dzieła Luchina Viscontiego, z kolei niepokorne, skandalizujące sądy Linde z pewnością spodobałyby się Pier Paolo Pasoliniemu. Twórcy „Tulipanów„najbliżej jest chyba jednak do Luki Guadagnino. Obaj tworzą filmy niezwykle sensualne, uwodzicielskie, działające bardziej na zmysły niż rozum. Filmy, których obezwładniającej aurze trudno się oprzeć. Ja, dla przykładu, po spędzeniu półtorej godziny w towarzystwie Marii miałem ochotę natychmiast wrócić do palenia, a potem sączyć wino, słuchając Franka Sinatry.
„Słodki koniec dnia„ ma najbardziej zwarty scenariusz ze wszystkich dotychczasowych dzieł Borcucha. Reżyser czaruje klimatem, ale jednocześnie pilnuje, by historia bez dłuższych przestojów zmierzała z punktu A do punktu B, a czechowowskie strzelby wypalały we właściwych momentach. Paradoksalnie czasem chciałoby się jednak, żeby nie wszystko było tu tak sumiennie napisane (czy wręcz nadpisane). By autor do spółki ze współscenarzystą Szczepanem Twardochem nieco bardziej ufał inteligencji widza, zamiast sięgać po bijącą po oczach, mało subtelną symbolikę (patrz: ostatnia scena). Jednak nawet wtedy, gdy reżyser wali piąchą na odlew, siłę ciosu osłabia zdystansowana, pełna niuansów kreacja Jandy. Legendarna aktorka fantastycznie wygrywa ciche dramaty swojej bohaterki: poczucie przemijania, wypalenie, rozczarowanie ludźmi. To dzięki niej film Borcucha robi największe wrażenie jako opowieść o wolności, która smakuje słodko, ale trzeba za nią zapłacić słoną cenę.
Łukasz Muszyński, filmweb, 10.05.2019
https://www.filmweb.pl/review/Pod+s%C5%82o%C5%84cem+Toskanii-22540
—————– ————- ——————- —————– ———— ——–
„Słodki koniec dnia” w reżyserii Jacka Borcucha porusza pięknymi obrazami i niezwykle ważną tematyką. Dawno nie widzieliśmy tak świetnej roli Krystyny Jandy.
Europejski kryzys uchodźczy widziany oczami mieszkającej od lat we Włoszech Polki, która straciła rodzinę w Holokauście. Kobiety dojrzałej, wielokrotnie nagradzanej i wolnej. Jacek Borcuch obiera dość nieoczywistą i ryzykowną perspektywę, na szczęście nie wykłada się na niej, zaś wątek ideologiczny brzmi bardzo przekonująco i sensownie. Bez zbędnego patosu.
Maria Linde (Krystyna Janda), polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, mieszka razem z rodziną we włoskim miasteczku Volterra.
Rytm życia na prowincji wyznaczają codzienne zwykłe czynności – zakupy ryb w porcie, odwiedziny listonosza, wspólne rodzinne posiłki. Maria zdaje się lubić to życie, jednak narzucane przez społeczeństwo podziały zaczynają jej coraz bardziej przeszkadzać. Po tragicznym zamachu w Rzymie Linde wygłasza kontrowersyjną przemowę podczas oficjalnej miejskiej uroczystości. Nie ma zamiaru się z tego tłumaczyć ani wyjaśniać, mimo że konsekwencje jej wystąpienia dosięgają całą jej rodzinę.
Historia prostego życia na włoskiej prowincji podszyta jest ekstremalnie istotnym tematem, który autorom scenariusza, Jackowi Borcuchowi i Szczepanowi Twardochowi, udaje się poprowadzić w sposób subtelny, nienachalny, ale i przekonujący. Chodzi o wspomniany kryzys emigracyjny i coraz większe podziały w Europie.
Główna bohaterka filmu buntuje się przeciwko hipokryzji i obojętności w stosunku do zmian, które coraz bardziej dają o sobie znać.
Świetne zdjęcia Michała Dymka prezentują idylliczną krainę pozornej beztroski i spokoju. Kadry przywodzące na myśli bezkresne toskańskie pejzaże maskują coraz większy niepokój i uprzedzenia społeczności małego miasteczka. Linde, która nawiązuje romans z młodym emigrantem ma coraz bardziej dość tego udawania.
Wykreowana przez świetną Krystynę Jandę bohaterka jest postacią złożoną, nieoczywistą, spontaniczną, pełną ukrytych intencji, jednocześnie otwartą i tolerancyjną. To doskonała, wyjątkowa kreacja, niepodobna do innych ról, które znamy z portfolio Jandy. Nie dziwi decyzja jury tegorocznego festiwalu Sundance, które przyznało Jandzie nagrodę za tę właśnie rolę.
W filmie „Słodki koniec dnia” do głosu często dochodzi melancholia i poczucie zbliżającego się zagrożenia.
Twórcy rozważnie dozują nam informacje na temat bohaterów, pozwalając nam najpierw zaprzyjaźnić się z nimi. Pomagają w tym choćby zgrabnie skonstruowane dialogi. Choć „Słodki koniec dnia” podejmuje ważny temat, robi to w sposób subtelny i delikatny, zaś na pierwszy plan wysuwa piekielnie interesującą główną bohaterkę. Dawno nie widzieliśmy tak świetnej roli Krystyny Jandy.
„Słodki koniec dnia” 10 maja 2019 trafił do polskich kin.
Anna Nicz, spidersweb.pl, 10.05.2019
https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2019/05/10/slodki-koniec-dnia-recenzja-opinie/
——– ———— ——————– —————— ————– ————–
„Słodki koniec dnia” [RECENZJA]. Trafna analiza współczesności, elit oraz wyliniałych autorytetów, czyli Krystyna Janda w wysokiej formie
Jacek Borcuch długo kazał nam czekać na swój nowy film, ale gdy już zaprezentował światu „Słodki koniec dnia”, to od razu obraz został skąpany w deszczu nagród. To tylko zaostrzało apetyt przed polską premierą. „Słodki koniec dnia” właśnie trafił do kin, więc mówimy sprawdzam!
„Słodki koniec dnia” przenosi nas do słonecznej Volterry, pięknego włoskiego miasta, uważanego za kolebkę europejskiej cywilizacji. Chyba nie znalazłoby się odpowiedniejsze miejsce, w którym swoją emeryturą bardziej mogłaby się napawać Maria Linde (Krystyna Janda), polska poetka i jednocześnie laureatka nagrody Nobla, która jednak już dawno liczy jedynie tantiemy za swoją twórczość i zapewne nawet nie pamięta za co przyznano jej Nobla oraz dlaczego.
Linde po prostu cieszy się życiem. Pije wino, organizuje beztroskie imprezy z udziałem intelektualnej elity miasteczka oraz opowiada się za przyjmowaniem uchodźców, szczególnie tych hojnie obdarzonych przez naturę i jurnych. Żyć, nie umierać. W takim iście szklarnianych warunkach wychowała córkę (Kasia Smutniak), która mimo wszystko dystansuje się od matki. Kobieta zdaje się nie rozumieć, że jest bardziej podobna do swojej rodzicielki niż mogłoby się jej to wydawać. Bańka pryśnie w wyniku aktu terrorystycznego, który uruchomi lawinę dawno skrywanych emocji.
Wizualnie film jest małym majstersztykiem; Włochy wylewają się z ekranu, a w dodatku kolorystyka, tak bardzo kontrastująca z ostateczną wymową filmu, sprawia, że można się w tym filmie zakochać. Na szczęście nowy film Jacka Borcucha to nie tylko ładnie pokolorowana wydmuszka. Widać, że Borcuch, wspólnie ze Szczepanem Twardochem, postanowili trochę zabawić się scenariuszem. Nic tutaj – no może poza niepotrzebnie karykaturalnym zakończeniem – nie jest oczywiste.
Całość tryska ironią i chyba jeszcze żaden polski twórca tak wiernie nie sportretował zblazowanych elit, powszechnie uważanych za autorytety. Otrzymujemy portret ludzi zmęczonych swoim statusem, wręcz oderwanych od współczesnego świata, od dawna babrzących się wyłącznie we własnym błotku, przez co całkowicie zatracili trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość.
Jednocześnie jest to też rozprawienie się z poprawnością polityczną. Wygłosisz głośno trafną tezę, której forma może szokować? Masz gwarancję tego, że nikt nie zwróci uwagi na sens wypowiedzi, a jedynie wszyscy zajmą się ozdobnikami. To tak bardzo prawdziwe, że aż przerażające. Zresztą tak samo przerażający jest obraz współczesnej Europy, który kreują Borcuch i Twardoch; Europa zatraciła się sama w sobie i nie ma żadnej koncepcji na rozwiązanie palących problemów. Autorytetów już nie ma, sztuka dzisiaj jest czymś innym, apokalipsa nadchodzi.
Z drugiej strony „Słodki koniec dnia” to też poruszająca opowieść o samotności. Maria Linde, pozornie otoczona przez sztab ludzi, jest sama ze sobą. Każdego dnia walczy o przetrwanie, a jej największym wrogiem jest ona sama. Zmęczenie życiem bierze górę, dlatego może pozwolić sobie na nonszalancję w egzystencji. Już nie może niczego zyskać, ale też niczego stracić.
Krystyna Janda sprawia, że „Słodki koniec dnia” jest tak wiarygodny. Zarykuję stwierdzenie, że to jej najlepsza kinowa rola od lat, jakby napisana właśnie pod założycielkę Teatru Polonia. Jako Maria Linde jest bezbłędna. Zresztą doskonale partneruje jej Kasia Smutniak; aktorka już dawno podbiła Włochy, ale jako polski widz zdecydowanie mam głód oglądania jej w polskich produkcjach, a tutaj mogła połączyć te dwa mianowniki w jedną całość.
„Słodki koniec dnia” to szalenie uwodzicielskie kino. Cichy, skromny, poniekąd kameralny film w pewnym momencie eksploduje, zamieniając się w trafną analizę współczesności, elit oraz wyliniałych autorytetów. To niemalże relacja na żywo z domu, który płonie, gdzie jednak wszyscy domownicy starają się wmawiać sobie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i jedynie ktoś lekko podkręcił ogrzewanie.
Krzysztof Połaski, telemagazyn.pl, 10.05.2019
————– ———— ————- ————– ————— ————– —————-
Jacek Borcuch, reżyser „Słodkiego końca dnia”: Powinniśmy się wstydzić naszej niechęci do uchodźców
– Przez setki lat Polacy wędrowali po świecie, uciekając przed najróżniejszymi opresjami po powstaniach, wojnach, za komuny. Kiedy Anders ewakuował pozbierane z łagrów, zsyłek wojsko razem z cywilami, kobietami, dziećmi, szczególnie gościnny był dla nas na przykład Iran. A my dzisiaj co? – mówi Jacek Borcuch. Jego „Słodki koniec dnia” od 10 maja w kinach.
Jacek Borcuch – ur. w 1970 r., reżyser, aktor, scenarzysta. Nakręcił m.in.: „Tulipany”, „Mrok”, „Melancholię”, „Bez tajemnic”, „Nieulotne”,„Wszystko, co kocham”. Do kin właśnie wchodzi jego nowy film – „Słodki koniec dnia” z Krystyną Jandą w roli głównej
Jacek Borcuch: Na pewno się zmienia. A czy się kończy? W jakimś sensie tak, znika świat, który znamy. Ale czy nowe na pewno będzie gorsze?
Przyzwyczajenia sprawiają, że nie chcemy zmian. Niektórym zdaje się, że Europejczycy wciąż są zakochani w etosie XIX-wiecznej inteligencji, tymczasem intelektualiści przestali być autorytetami, gardzi się ludźmi wykształconymi. Siła fizyczna prostych ludzi jest dojmująca. Spełnia się tym samym proroctwo Warhola, że każdy będzie miał swoje pięć minut, że nie ma już lepszych i gorszych.
Niewątpliwie nadszedł zmierzch, ale przecież przyjdzie wkrótce jakiś świt.
– Ta fala uchodźcza, która przeraziła Europę i pobudziła populistów, dała im paliwo, to jest dopiero początek. I wcale nie chodzi o wojny. „Tam” się kończy woda i robi się coraz cieplej, więc ludzie dalej będą szukać w Europie schronienia. Jedyne, co możemy zrobić, to zastanowić się, jak my się z tym ułożymy.
To, że w roku 2050 Europa w dużej mierze będzie muzułmańska, nie ulega wątpliwości. Nawet bez przyjmowania uchodźców. W rodzinach wyznawców islamu mieszkających tu od pokoleń jest po sześcioro dzieci, każde z nich będzie miało kolejne szóstki i jak to opisał Houellebecq w „Uległości”, za pomocą karty wyborczej zmieni się Europa. Z perspektywy naukowo-oświeceniowej ateistów, agnostyków, ludzi wolnych jakoś możemy się tego lękać, ale czy to będzie złe?
ednym z moich imperatywów przy tym filmie było stworzenie bohatera, który nie będzie uwikłany w poprawność polityczną. Kogoś, kto nie będzie mówił zdaniami nic nieznaczącymi, będzie miał odwagę osobistą mówić rzeczy, które nie uchodzą lub są trudne. A że powie za dużo? Janda jest poetką i to efekt uboczny wolności artystycznej.
Podczas pracy nad tym filmem uświadomiłem sobie, bo jestem też odbiorcą sztuki, że zostali nam już tylko artyści. Tylko oni mówią w sposób trudny, bezpośredni, prowokujący.
Przyglądam się naszej klasie politycznej i gdy odsunę na bok priorytety, ideologię, względy estetyczne, to styl przekazu i retoryka są podobne. Od jednych, drugich, trzecich tak samo nie wyciągniesz ważnych deklaracji. Weźmy strajk nauczycieli. Czy Koalicja Europejska jest za, czy przeciwko? Proste pytanie – tak lub nie. Jaki ma pomysł na szkołę? Trudne zagadnienie, ale proste w takim sensie, że można na nie odpowiedzieć rzeczowo, w punktach.
„My jako KE zawsze będziemy z nauczycielami”, „Jeśli wygramy wybory, to…” – to są zdania, które nic nie znaczą. Gdyby wyciągnąć je z kontekstu, kto co mówił, pomieszać i wylosować, to okaże się, że te zdania są identyczne w wypowiedziach Koalicji i PiS-u. I identycznie nigdzie nie ma konkretów.
A z drugiej strony… Pamiętam, gdy Kaczyński został prezydentem, a za chwilę drugi premierem, Kolenda-Zaleska zapytała Kapuścińskiego, co będzie. A on odpowiedział, by spojrzała na latające nad ich głowami ptaki i spróbowała pooglądać wszystko z ich perspektywy.
– Tak, są to sprawy fundamentalne i jestem tym przerażony. Ale co ja mogę zrobić? Albo się bać, albo spróbować wytłumaczyć sobie ten świat. Na przykład filmem, w którym głośno zadaję pytania plączące się po mojej głowie. Realnie jedynym sposobem są wybory. Trzeba iść i zmienić władzę, ale jak zmienić, skoro naród to popiera?
– Wydaje mi się, że nastąpiły fundamentalne zaniedbania w edukacji po 1989 roku. Zmieniono kanon lektur, zakres wiedzy z najważniejszych przedmiotów, wymieniono bohaterów, ale nie zmieniono samego podejścia. Nikt nie pokusił się o to, by wzbudzić w uczniu zachwyt nad książką, podsuwając taką, którą mógłby się zachwycić.
My kiedyś czytaliśmy, bo to była jedna z niewielu form ucieczki od rzeczywistości – drugą było wyjście na podwórko, trzecią pójście do kina lub teatru, jeśli mieszkało się w większym mieście. Dzisiaj wszystko jest w telefonie, wszechświat, cała muzyka, kino. To po co czytać, skoro można w sekundkę sprawdzić coś, czego się nie wie?
Ja nie mam wątpliwości, że zmiany 1989 roku, Okrągły Stół – to wszystko miało sens i było wówczas najlepszym z możliwych rozwiązań, ale wydaje mi się, że można to było lepiej pourządzać.
Zadbać o najsłabszych i o edukację. Ale nie mówiono ludziom, że w wieku 18 lat najważniejsze nie jest odebranie dowodu osobistego, ale to, że można iść i wrzucić kartę do urny. Że to jest przywilej, luksus, coś, co daje naprawdę poczucie patriotyzmu, że jesteś odpowiedzialny za swój kraj.
– My tego problemu w ogóle nie mamy. On jest wirtualny. A jak pokazują badania, najbardziej boją się uchodźców ludzie na wschodzie, przy granicy ukraińskiej, prawie sto procent przeciwko, chociaż dla nich jedyny kontakt z innym kolorem skóry to jakiś zabłąkany zagraniczny turysta z plecakiem.
Powinniśmy się wstydzić. Przez setki lat Polacy wędrowali po świecie, uciekając przed najróżniejszymi opresjami po powstaniach, wojnach, za komuny. Kiedy Anders ewakuował pozbierane z łagrów, zsyłek wojsko razem z cywilami, kobietami, dziećmi, szczególnie gościnny był dla nas na przykład Iran. A my dzisiaj co…? Jeszcze gdyby oni się do nas rwali, gdyby tabuny tutaj waliły, to rozumiem – lęk przed sforą dzikich. Ale przecież tu nikt nie chce. Za zimno, za biednie, za smutno, za ciemno i ten dziwny język…
Moja poetka Linde, czyli Janda, mówi, że ludzie bardzo dużo oddadzą, może nawet wolność, żeby nie czuć tego lęku.
Ale żeby się bać utraty wolności, trzeba z niej korzystać. Podejmować suwerenne decyzje, mieć odwagę mówić „nie”, podróżować, czuć odpowiedzialność obywatelską, interesować się sprawami społecznymi, znać języki. Ludzie, którzy nie rozumieją, o czym teraz mówię, nie wiedzą, czym jest wolność, więc nie mają nic do stracenia.
Zwróć uwagę, jak jasno, prosto i dosadnie rządzący komunikują się z ludźmi. A po drugiej stronie jest gadka inteligencka, trudne słowa, złożone zdania, zero przekazu, zero komunikacji. Ciągle tylko słyszymy, że budżet tego nie wytrzyma, że Trybunał Konstytucyjny, że to i tamto obywatelskie. Jaki budżet nie wytrzyma, jaki trybunał, co obywatelskie?
Tąpnięcie w sondażach było tylko raz, gdy wyszło na jaw, jakie rząd przyznał sobie nagrody. Opozycja zaczęła mówić wprost: kradną. I co? Od razu oddali nagrody. Ale to był prosty i zrozumiały komunikat. A teraz zbliżają się wybory, a ci znowu mówią, że budżet nie wytrzyma, że polityka gospodarcza, że odbudowa ładu konstytucyjnego. Kto to pojmuje?
– Rzymianie są bardzo przestraszeni, chodzą na palcach i nie mogą zrozumieć, dlaczego w Rzymie jeszcze nie było zamachu. Od wielu osób to słyszę. Mówią: był w Nowym Jorku, Londynie, Madrycie, Brukseli, Paryżu, dlaczego tu nie ma, chociaż tu „ich” jest najwięcej? Oni już zrozumieli, że nie mają śródmieścia, bo przy dworcu kolejowym Termini jest China Town. Już nie umawiają się tam na kawę. To zdanie, które wsadziłem Kasi Smutniak w usta, gdy pyta matkę, po co jej ta nagroda przyznana przez miasto, przecież zawsze mówiła, że tylko Nobla warto odbierać. Poetka mówi: „Bo to jest nasze miasto”, i słyszy w odpowiedzi: „Ciekawe, jak długo jeszcze” – ono jest prawdziwe.
– Tak.
– Pytanie, czy można funkcjonować bez takiej poprawności. W społeczeństwach wyedukowanych, oświeconych myślę, że można pozwolić sobie na mniejszą poprawność, ale w pozostałych trzeba uważać.
No więc Włosi mają poczucie, że Rzym przestaje być włoski. Natomiast ten nasz lęk jest przed czymś nieznanym i może dlatego jest tak silny. Łatwiej jest się bać Rosji, bo można zawsze uciec na Zachód, można się jakoś przygotować na atak, ale trudno jest się przygotować na coś, czego nie wiemy, a nie wiemy, co się wydarzy.
– To oczywiście prowokacja intelektualna, Linde wyjaśnia, że w tym strasznym dniu starała się dostrzec jakiekolwiek piękno.
Tych słów nie wypowiada polityk, który nawołuje do wojny, tylko artysta, który prowokuje zaśniedziałe mózgi, zmusza je do myślenia, do szukania odpowiedzi.
– Ciekawe pytanie. Janda uważa ją za negatywną, a ja – za wolną, ze wszelkimi konsekwencjami tej wolności, czyli że ludzie wolni czasami jawią się jako negatywni. Ja – w sensie abstrakcyjnym, nie mówię o konkretnych wyborach żywych ludzi – wyżej stawiam wolność niż pozytywność. Myślę, że ją podziwiam, zazdroszczę jej i nie będę się czepiał tych słów.
Michał Nogaś, wyborcza.pl – Magazyn Świąteczny, 11 maja 2019
————- ——————— —————- ————– ————– ————–
Słodki koniec dnia. Krystyna Janda daje koncert godny nagrody Sundance (zdjęcia, wideo)
Krystyna Janda jako noblistka, żydówka, Europejka mierzy się z kryzysem uchodźczym Europy. Po mistrzowsku. I to nie jest „Słodki koniec dnia”.
„Słodki koniec dnia” to przede wszystkim scenariusz niezwykłego, zwykłego życia. Wielopokoleniowa rodzina, przyjaciele, piękne okoliczności przyrody. Bogactwo, sława, uznanie. Żyć nie umierać, szczególnie jeśli ma się posiadłość w założonej jeszcze przez Etrusków Volterrze, niedaleko Morza Liguryjskiego. A jednak czegoś jej żal. Jej, czyli noblistce, poetce, która czuje, że życie przemija. W tej roli – jak zawsze fenomenalna Krystyna Janda. Mniej ekspresyjna, bardziej skupiona, bo… grająca po włosku. Ale też – jak na obywatelkę Europy przystało – po francusku i po polsku. Bo i jej wnuki radzą sobie po polsku, może też dzięki dbałości córki – pięknej Kasi Smutniak. Czego żal filmowej Jandzie, czyli noblistce Marii Linde, oprócz odchodzącej młodości? Może przynależnych jej szaleństw, niepokorności. Dlatego, kiedy zewsząd docierają do niej sygnały o nietolerancji wielokulturowej społeczności Volterry, o strachu przed obcym, o niewydolności służb państwowych i mafijnych przekrętach przy pomocy uchodźcom – eksploduje. A mówienie prawdy w cywilizowanej Europie nie może ujść bezkarnie.
Filmowa Maria Linde będzie musiała zmierzyć się z nietolerancją, hejtem, ale też z własną rodziną. Z córką, która jej matkuje, ale też chce mieć własne życie, ze zdziadziałym mężem. Za to jest chyba taką szaloną i kochaną babcią dla wnuków. Jaki będzie finał romansu z 35-letnim egipskim wyznawcą kościoła koptyjskiego, czy chęć artystycznej wolności spowoduje falę internetowego hejtu, czy zachodni Europejczycy dają się zastraszyć opowieściami o podrzynających gardła uchodźcach – takie pytania stawia w filmie „Słodki koniec dnia” Jacek Borcuch. W scenopisaniu wsparł go Szczepan Twardoch, a ich efekt może zachwycić. Bo choć pozornie w filmie niewiele się dzieje, ilość stawianych pytań, emocji, niedomówień nasyca go wieloznacznymi treściami. Nawet wykorzystanie języków ma znaczenie. Codzienny włoski, „jesteś gnojkiem”, kiedy trzeba podkreślić niedojrzałość jednego z bohaterów, wreszcie francuski, by narodowi, który na sztandarach wypisuje „równość, wolność i braterstwo” udowodnić strach przed obcymi.
Krystyna Janda wygrywa wszystkie sceny po mistrzowsku, czasem woli machnąć ręką, niż krzyczeć. Niczego nie musi, choć w jednej ze scen pozwoli się zdominować Kasi Smutniak. Bo tak chciał reżyser. A życie nie jest czarno-białe, a prawdziwi aktorzy mają tysiące twarzy. Piękny, choć gorzki – „Słodki koniec dnia” .
Krystyna Janda o swojej roli w filmie „Słodki koniec dnia”: Ona jest niezdefiniowana i grana małymi środkami wyrazu
Jerzy Doroszkiewicz, Kurier Poranny, 11 maja 2019
———————- ———————— ———————— ———————————
„Słodki koniec dnia” na Festiwalu JxJ w USA
12.05.2019
Film Jacka Borcucha i z Krystyną Jandą w roli głównej został pokazany w American Film Institute w Silver Spring
Festiwal JxJ narodził się z połączenia dwóch festiwali: organizowanego przez ostatnie 29 lat Waszyngtońskiego Festiwalu Filmów Żydowskich (Washington Jewish Film Festiwal – WJFF) z Waszyngtońskim Żydowskim Festiwalem Muzycznym (Washington Jewish Music Festival). Stąd też znak mnożenia („x”) w nazwie nowego festiwalu. W tym roku JxJ został zorganizowany po raz pierwszy.
Sobotni pokaz obrazu w reżyserii Jacka Borcucha był zarazem jego premierą na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Film Borcucha zrealizowany został w Toskanii we Włoszech. Podejmuje uniwersalne tematy odpowiedzialności moralnej artysty; zrodzonej ze strachu ksenofobii oraz atrofii instytucji demokratycznych spowodowanej przez biurokrację i psychozę nienawiści.
#SłodkiKoniecDnia, J.Borcuch
Włoska #WieśSpokojnaWieśWesoła przeżyje nie lada szok,gdy zamieszkała tam polska noblistka (doskonała rola Krystyny Jandy, nagrodzona w Sundance), wygłosi burzliwe przemówienie, które zwróci oczy całego świata na mieścinę i zrodzi wewnętrzne animozje pic.twitter.com/Ab0bfZOztW
Główną postacią filmu jest Maria Linde, polska poetka pochodzenia żydowskiego, laureatka Nagrody Nobla, od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce mieszkająca w Toskanii. W postać bezkompromisowej Marii Lindy wcieliła się Krystyna Janda.
Wcześniej „Słodki koniec dnia”, pokazywany w USA pod włoskim tytułem „Dolce Fine Giornata” został wyróżniony podczas festiwalu kina niezależnego Sundance Film Festival w stanie Utah. Krystyna Janda podczas festiwalu Sundance za swoją kreację otrzymała specjalną nagrodę jury za najlepszą rolę kobiecą w filmie zagranicznym. Film polskiego reżysera był też nominowany do wielkiej nagrody jury Sundance w kategorii „najlepszy dramatyczny film zagraniczny”.
„Słodki koniec dnia” nie jest jedynym polskim elementem pierwszej edycji Festiwalu JxJ. W sobotę czasu miejscowego został pokazany francuski film „Lune de Miel… a Zgierz” (pol. „Miesiąc miodowy… w Zgierzu”). To groteskowy, pełny sarkazmu i wisielczego humoru opis podroży młodego małżeństwa francuskich Żydów do Polski.
Od dziś #wkinach #SłodkiKoniecDnia!https://t.co/Yu2XMnLcPp
Adam jedzie, by uczcić pamięć swojego dziadka, który przed Holokaustem należał do prężnej gminy żydowskiej w Zgierzu. Żydzi do wojny stanowili ponad 16 proc. ludności Zgierza.Anna towarzyszy mężowi w podróży do Polski w nadziei na poznanie prawdy o swojej rodzinie.
Film w reżyserii Elise Otzenberger, zrealizowany głównie w Polsce, ma bardzo mało wspólnego z popularnymi wyobrażeniami o miesiącu miodowym i przedstawia niezbyt pochlebny obraz stosunku współczesnych Polaków do Żydów.
W ramach trzytygodniowego festiwalu JxJ do 26 maja w kinach studyjnych Waszyngtońskiej aglomeracji zostanie pokazanych ponad 50 filmów fabularnych i dokumentalnych z 30 państw świata.
Wśród filmów dokumentalnych w programie festiwalowym znajdują się m.in. film biograficzny o karierze politycznej izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, dokument przedstawiający problemy Żydów z Etiopii, którzy osiedlili się w Izraelu oraz film dokumentalny „Accountant from Auschwitz” (pol. „Księgowy z Auschwitz”) zrealizowany w koprodukcji amerykańsko-kanadyjsko-niemiecko-izraelsko-polskiej. Film ten jest analizą rozpoczętego w 2014 roku procesu 94-letniego wówczas Oskara Groeninga znanego jako „księgowy z Auschwitz”.
Congratulations to Polish actress Krystyna Janda, a great talent who is world renowned for her leading roles in Andrzej Wajda films.
Gratulacje! 💐 #DolceFineGiornata #KrystynaJanda #NoSugarFilms #Sundance2019 #polishfilm#wpffnz#nzpff https://t.co/RP1wDh0Svn
Groening został oskarżony o współudział w wymordowaniu 300 tys. Żydów. W roku 2015 został uznany winnym współudziału w zbrodni ludobójstwa i skazany z uwagi na wiek przez niemiecki sąd na cztery lata więzienia. „Księgowy z Auschwitz” zmarł w szpitalu w oczekiwaniu na odsiadywanie kary.
Polskie filmy i wątki były zawsze obecne podczas kolejnych edycji Washington Jewish Film Festival w jego 29 letniej historii, chociażby dlatego, że do II wojny światowej Polska była największym skupiskiem Żydów w Europie. Liczba polskich tematów i odniesień podczas kolejnych edycji festiwalu wzrosła dramatycznie po obaleniu komunizmu w Polsce, kiedy debata o stosunkach polsko-żydowskich nabrała szczerego i swobodnego charakteru.
Przykładem wzrostu znaczenia polskich tematów w programie ostatnich edycji festiwalu było wyróżnienie w roku 2017 polskiej reżyserki, scenarzystki i producentki filmowej Angieszki Holland doroczną nagrodą „Wizjonerów” Festiwalu Filmów Żydowskich „za odkrywcze i wnikliwe przedstawienie różnorodności losów Żydów w sztuce filmowej”.
PAP/KS
12 maja 2019
———- ————– —————- —————- ———— ———————————
„Słodki koniec dnia”, czyli ryzyko samodzielnego myślenia
Widać, że włoski nie jest językiem, w którym Krystyna Janda czuje się najlepiej. To jednak nie ma znaczenia – ona potrafi zagrać w sposób kapitalny nawet bez słów. To wielki powrót gwiazdy polskiego kina.
Krystyna Janda pojawia się bowiem w kinie rzadziej niż kiedyś, nad czym ubolewam. W ostatnich – powiedzmy – dziesięciu latach pojawiła się jedynie epizodycznie w świetnym „Sponsoringu”, jako matka głównej bohaterki granej przez Joannę Kulig (kilka minut na ekranie, ale jaki występ!), a także w „Pani z przedszkola” Marcina Krzyształowicza, w „Juliuszu”, w niezbyt udanych „Paniach Dulskich” Filipa Bajona, no i w „Tataraku” – filmie bardzo osobistym, poruszającym.
Za rzadko, biorąc pod uwagę znaczenie Krystyny Jandy dla polskiego kina, zdecydowanie za rzadko. Biorąc pod uwagę jej wpływ na całe polskie życie, również.
„Słodki koniec dnia”, czyli wielki powrót Krystyny Jandy
Rola, którą Krystyna Janda zagrała u Jacka Borcucha w polsko-włoskim filmie „Słodki koniec dnia”, jest chyba taką, jakie ona sama lubi. W każdym razie taką, jakie ja lubię. To rola niejednoznaczna, rola kobiety kontrowersyjnej ze społecznego punktu widzenia, a jednocześnie tak bardzo samodzielnej, że niemal egoistycznej.
Egoizm Marii Linde, polskiej poetki i noblistki żyjącej na emigracji w Toskanii, ma jednak specyficzny odcień. Mówi o nim w filmie sama Krystyna Janda: „Ludzie nie potrafią samodzielnie myśleć”. W domyśle: ja potrafię. A raczej: ja potrafię bez względu na okoliczności. Te okoliczności się komplikują właśnie dlatego, że polska poetka postępuję po swojemu. I mówi to, co myśli.
Szczerość postaci granej przez Krystynę Jandę daje o sobie znać na bardzo wielu płaszczyznach, począwszy od rodziny, a skończywszy na wielkiej polityce. Niezwykły jest duet polskich aktorek, stworzony w tym filmie przez Krystynę Jandę i mieszkającą na stałe we Włoszech, a pochodzącą z Piły aktorkę Kasię Smutniak (oglądaliśmy ją niedawno w filmie o Silvio Berlusconim). Matka i córka tak bardzo od siebie różne, z tak odmiennymi potrzebami. Matka i córka w niewypowiedzianych do końca pretensjach, niewypowiedzianych, ale szalenie czytelnych. Jest taka scena, nawiasem mówiąc bardzo w stylu Krystyny Jandy (jestem przekonany, że to ona ją zaaranżowała), w której obie stoją przed domem, każda próbuje coś do drugiej powiedzieć, ale ostatecznie nie pada ani jedne słowo. A jednak przekazane nawzajem komunikaty są bardzo mocne.
„Słodki koniec dnia”, czyli język uniwersalny
To miałem na myśli, gdy napisałem, że choć widać, iż język włoski nie jest naturalny dla Krystyny Jandy (radzi sobie z nim znacznie gorzej niż Kasia Smutniak i znacznie słabiej niż np. z francuskim, aczkolwiek radzi sobie naprawdę nieźle), to być nim nie musi. Ot kunszt tej aktorki, która z ekranu przemawia w sposób absolutnie uniwersalny i czytelny bez użycia jakiegokolwiek języka poza swoim ciałem. „Słodki koniec dnia” to jest jej kolejny wielki występ i kolejna wspaniała kreacja, nieco inna niż poprzednie. Krystyna Janda, która w swej karierze aktorskiej bywała wulkanem emocji i ekspresji, tutaj jest szalenie wycofana i wstrzemięźliwa w wypowiedziach, a jednak bez trudu można ją odczytać.
– Ja w ogóle nie rozumiem, co pan do mnie mówi – powiada np. do komisarza miejscowej policji, gdy ten próbuje ją namówić, aby odwołała swoje publiczne wystąpienie na temat ataków terrorystycznych we Włoszech. Przemówienie, które jest znamienne i którego odbiór społeczny jest znakiem dzisiejszych czasów.
Proszę państwa, abyście się skupili i bardzo uważnie posłuchali, co Maria Linde w tym przemówieniu mówi. A następnie sprawdzili, co z niego zostało. To znaczy, co zapamiętali i wyeksponowali ludzie, czym się karmią i co jest z niego dla nich istotne. To jest tak bardzo teraźniejsze, że aż uderza.
Polska poetka nie ma zamiaru polemizować, walczyć, spierać się, tłumaczyć, co miała na myśli, gdy mówiła. „Nie mam już więcej do przekazania światu. Wszystko jest w moich wierszach” – powiada, a gdy okazuje się, że jednak ma, bo zmienia się świat wokół niej, dodaje: „Tak, tak powiedziałam, ale od tego czasu napisałam nowe”. Od czasu, gdy słodko i beztrosko spędzała czas przy winie w swojej toskańskiej rezydencji, bawiąc się z przyjaciółmi światem, który ma pod ręką.
Po czym macha nią na reportera „Le Monde”, który próbuje z nią przeprowadzić wywiad. Właśnie wywiad, a nie porozmawiać.
„Być mgłą która nie wie czy jest jeszcze ziemią
czy może już chmurą
nie wie bo nie musi
nie wie
robi swoje
i nic innym do tego”
Ten krótki wiersz, który w filmie przypisany jest poetce grany przez Krystynę Jandę, napisał Jarosław Mikołajewski – poeta i eseista, znany zwłaszcza z utworów dla dzieci, członek kapituły Poznańskiej Nagrody Literackiej. Napisał go po obejrzeniu filmu Jacka Borcucha i wiersz został dodany do „Słodkiego końca dnia” jako puenta.
On świetnie oddaje to, kim jest i jak postępuje Maria Linde. Nie można o niej powiedzieć, że idzie pod prąd. Ona po prostu chce żyć i działać mimo ograniczeń społecznych, zwłaszcza ograniczeń w myśleniu. Instynkt stadnego rozumowania wyziera bowiem ze „Słodkiego końca dnia” bardzo wyraźnie, tkwi w wyjątkach i fragmentach wypowiedzi, w stereotypach i schematach.
Krystyna Janda gra postać, która nie jest jednoznaczna jedynie w stosunku do swej rodziny czy wielkiej polityki, opartej na stosunku do emigrantów. Nie tylko w tym, że wyrzuca Europie zaprzeczenie wszystkim wartościom, na których budowała swą nowoczesność od epoki oświecenia. Ona, emigrantka z Polski w czasach stanu wojennego, przygarnięta przez włoskie społeczeństwo w ramach prawdziwie rozumianej solidarności, najlepiej rozumie to, co dzieje się teraz w Europie z emigrantami. Nie na morzu, w którym toną, ale wówczas gdy już dotrą na ląd i zaczynają budzić strach.
– Ludzie zrobią bardzo wiele, by się nie bać. I wiele oddadzą – słyszymy. Oddadzą wolność, ale przede wszystkim oddadzą zdolność samodzielnego myślenia. Ulegną stereotypom, bo to wygodne.
To także kobieta, która sama o sobie mówi, że jest już stara, ale że „stare ciało to tylko jedna z moich sukienek”. Dlatego wchodzi w niejednoznaczną relację z o wiele młodszym mężczyzną, na dodatek emigrantem. Nie powinna, ale co to w zasadzie znaczy, że nie powinna?
Jest w filmie scena, która dała mi mocno do myślenia. Po wystąpieniu Marii Linde, w którym ta wygarnęła Europie jej grzechy i zapowiedziała zrzeczenie się Nagrody Nobla, jako zupełnie teraz dla niej bezwartościowej (a kiedyś tylko ona miała znaczenie), przychodzą do niej liczne listy. Jej mąż (świetna, prosta rola Antonio Cataniego) rozkłada je:
– Te są z pochwałami, a te z hejtem. Zgadnij, na której kupce są te z Polski? – pyta.
A państwo jak myślicie?
Radosław Nawrot, Gazeta Wyborcza Poznań, 12 maja 2019
http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36000,24776724,slodki-koniec-dnia-czyli-ryzyko-samodzielnego-myslenia.html?fbclid=IwAR1ZL3WAUREmviUmTOLuFlsyklz9WWMPYz80BzYFOwiHgk1Kz4bYB4S69xU
——————- ————— ——————————– ——————— ————–
Wołająca na puszczy
13 czerwca 2019
Przekraczanie granic, bunt, prowokacja w sztuce i w życiu – tak postrzega swoją rolę jako artystki Maria Linde, bohaterka filmu „Słodki koniec dnia”. Tyle że nikt nie chce już jej słuchać. Czy to osobista porażka poetki, czy wyraz kryzysu społecznego – zastanawiają się filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
Martyna Harland: W „Słodkim końcu dnia” Jacek Borcuch pokazuje kobietę po sześćdziesiątce, uznaną poetkę. Maria Linde to instynktowna buntowniczka i prowokatorka – pali, gdzie chce, romansuje, z kim chce… Zazwyczaj nie lubimy takich niestereotYpowych kobiet, zwłaszcza w sile wieku. Dlatego właśnie ta bohaterka tak bardzo mi się podoba.
Grażyna Torbicka: Widzimy tu inteligentną kobietę, noblistkę, która mieszka w pięknym miejscu we Włoszech, na odludziu. Wydaje się, że dobrze zna życie. Jednak poznajemy ją w momencie kryzysu. Maria uświadamia sobie, że dopada ją starość. Nawiązuje romans z młodym mężczyzną, bo jego uwielbienie ma jej zrekompensować to poczucie starzenia się.
I bardzo dobrze, bo kino znudziło mnie poprawnymi kobiecymi bohaterkami. Przywykliśmy do filmowego obrazu kobiet rodem z „Co się wydarzyło w Madison County”, gdzie Meryl Streep wybiera poświęcenie się rodzinie.
Problem w tym, że ja zupełnie nie czuję chemii w związku Marii z Nazeerem. To sztuczna relacja, podobnie jak sztuczne wydają mi się dialogi. Tak jakby reżyser chciał zawrzeć zbyt wiele wątków w jednej opowieści i przez to nie skupił się psychologicznie na głównej bohaterce, granej przez Krystynę Jandę. Ja nie czuję jej emocji.
Nie polubiłaś Marii czy w nią nie uwierzyłaś?
Maria jest dla mnie kobietą zimną emocjonalnie, intelektualistką. Pozostaje w kontraście do pełnej ciepła Toskanii. „Traktuję kolejne etapy życia jak wkładanie różnych sukienek” – mówi do swojego kochanka. Teraz jest w sukience starości i ma nadzieję, że on jeden dostrzeże w niej coś więcej. Pod powłoką starości zobaczy kobietę pełną namiętności. Jednak według mnie Nazeer jest kolejną zabawką w jej rękach. Ona jest kobietą władczą, która wszystkich sobie podporządkowuje. Czy zwróciłaś uwagę na to, w jak beznamiętny sposób reaguje na zdjęcia, które dokumentują jej zdradę? „A tak, podkochuję się w nim” – mówi do męża.
Poruszyła mnie scena, gdy Maria w liście do męża pisze, że przeszkadza jej, iż on nie stuka, kiedy chodzi po domu w kapciach. Zobaczyłam małżeństwo, w którym mężczyzna nie dotrzymuje kroku silnej partnerce. Maria jest nim znudzona. A w życiu, w związkach nie może być ciągle lepiej. W pewnym momencie wystarczy, żeby było po prostu dobrze…
Maria i Antonio to ludzie, którzy przeżyli ze sobą kawał czasu. Nie wiemy, czy już wcześniej Maria miała kochanków. Wydaje mi się, że dobrze się dobrali. On jest typem domowym, gotuje, opiekuje się nią, a ona jest w ich związku tą osobą, która tworzy i zmienia rzeczywistość. Przeszkadza jej tylko to, że nie słyszy, jak mąż chodzi po domu w kapciach. Może wolałaby mieć mężczyznę bardziej zdecydowane- go? Wydaje mi się, że jednak nie, bo przecież właśnie takiego męża sobie wybrała.
A co tobie najbardziej utkwiło w pamięci po tym filmie?
Męskie postacie grane przez Włochów oraz sceny z dziećmi. Świetna jest Miłka Borcuch, córka reżysera, ale też mały Salvatore. To znana prawda, że dzieci często wypadają w filmach lepiej od zawodowych aktorów. Dzieciom uwierzyłam. Ciekawa jest też transformacja Marii. Nie wczuwam się w nią, nie potrafię jej dopingować, ale mnie intryguje. Poznajemy ją w momencie, gdy przechodzi kryzys nie tylko emocjonalny, o którym mówiłyśmy, ale także intelektualny. Dostrzega, że artyści, więc i ona jako poetka, nie mają już większego wpływu na kształt świata. Uświadamia sobie to po zamachu terrorystycznym w Rzymie. Jak rozumiem, to wydarzenie przewartościowuje jej podejście do życia. Dlatego decyduje się powiedzieć to, co już od dawna myśli.
Cała ta historia tak naprawdę zaczyna się od przemówienia Marii.
Wygłoszonego podczas uroczystości otrzymania tytułu honorowej obywatelki miasta. Wcześniej dobrze to przemyślała i chce zwrócić nagrodę. Jej przemówienie jest bardzo mocne i to faktycznie ciekawa scena. Chciałabym w tej bohaterce zobaczyć echa granej przez Jandę Agnieszki z „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy. Pomyślałam sobie nawet, że Maria to taka Agnieszka po przeżyciu całego życia. Tamta była pełna wiary w to, że można walczyć o wszystko, ta jest w schyłkowej fazie życia, ale wciąż próbuje walczyć. Tyle że nikt już tego głosu nie słucha. Co najwyżej hipokryzja współczesnego świata każe się oburzyć na to, że uznała akt terroru za dzieło sztuki. Jednak zderzenie sceny przemówienia z ostatnią sceną, w której bohaterka zostaje zamknięta w klatce, gdzie nikt nie zwraca na nią uwagi – dowodzi, że Maria miała rację. Dotknęła sedna sprawy. Według mnie jest to najlepsza scena filmu. Bez słów.
Maria ma odwagę walczyć o to, co dla niej ważne. Jednak drogo za to płaci. Na końcu zostaje sama.
Na początku filmu, w scenie przyjęcia, poznajemy młodego artystę, który przywołuje amerykańskiego poetę Ezrę Pounda. To, co mówi, ma bezpośredni związek z tym, co spotyka Marię na koniec. W latach 30. Pound przeniósł się do Europy, gdzie zaczął silnie identyfikować się z poglądami Mussoliniego. Był antysemitą i wspierał faszystów. Został odrzucony przez środowisko i oskarżony o kolaborację. Zamknięto go w obozie w Pizie, w klatce. Postradał tam zmysły. Można powiedzieć, że Maria Linde również zostaje zamknięta za głoszenie herezji. Dlatego najważniejsze pytanie, jakie pada po obejrzeniu filmu, to: czy każdy może i powinien mówić dzisiaj to, co myśli?
Mocno utożsamiam się z Marią w jej dążeniu do wolności. Jednak kwestia odpowiedzialności za słowa daje do myślenia.
Bo wolność to również świadomość ograniczeń. Uważność i wiedza, do jakiego momentu możemy posunąć się w swojej wolności, by nie zranić innych. Maria decyduje się na wolność całkowitą. Dlatego zostaje sama. Mnie jako widzowi nie jest ani przykro z tego powodu, ani się z tego nie cieszę… Prawdopodobnie Marii znudziły się ograniczenia i chciałaby pójść trochę dalej, żeby sprawdzić, jak to jest.
Może większość z nas w gruncie rzecz zgadza się z jej słowami?
Przyglądamy się medialnym relacjom z zamachów terrorystycznych, solidaryzujemy się z bliskimi ofiar, składamy im kwiaty. Czy wtedy nie dokonujemy swego rodzaju aktu performansu, w którym chodzi o współczucie i emocjonalny związek z ofiarami i ich bliskimi? Sytuacja Marii Linde przypomniała mi przypadek reżysera Larsa von Triera, który na konferencji prasowej po pokazie filmu „Melancholia” w Cannes powiedział, że może zrozumieć, co czuł Adolf Hitler, że jest w stanie poczuć do niego empatię czy odczuć jego samotność. W swoim filmie odwoływał się do malarstwa Leni Riefenstahl, artystki mocno związanej z ideologią faszystowską. Jego słowa zostały uznane za obrazoburcze i już następnego dnia, jako persona non grata, musiał opuścić centrum festiwalowe. Najważniejsze to podkreślić, że trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje słowa. Bo one mają wielką moc i musimy uważać na to, co mówimy. Larsowi von Trierowi chodziło o to, że powinniśmy próbować zrozumieć każdego człowieka, ale jego słowa mogłyby być pożywką dla wielu ruchów nacjonalistycznych czy faszystowskich, które stają się dziś coraz silniejsze.
Maria boi się uczuć. Jest bardzo racjonalna.
Tak, ten film pokazuje tylko jeden punkt widzenia. Wszystko oglądamy z perspektywy Marii, jej zachowania, jej stosunku do męża. Ona jest najważniejsza, nie znamy motywacji innych osób.
Na jej kryzys osobisty nakłada się kryzys Europy, która jest w trakcie głębokich przemian. Zmiana to trudny proces, tak w psychologii, jak w życiu społecznym.
Europa ma na sumieniu wiele grzechów, a wciąż tkwi w przekonaniu, że jest idealna… Wprowadzając ten wątek, Jacek Borcuch postawił sobie ciekawe zadanie. Jednak dla mnie najważniejsze w filmie jest, czy mnie pochłonął i czy bohaterowie mnie przekonali. Czy ciebie ta bohaterka jakoś poruszyła?
Tak, bo wypełniłam jej postać własnymi emocjami. Odnalazłam się w jej poszukiwaniu wolności, mówieniu i robieniu tego, co się chce. I dzięki Marii uświadomiłam sobie, że w pędzie do całkowitej wolności czasami dobrze jest depnąć na hamulce.
Na pewno warto przyjrzeć się bliżej tej kobiecie. Chociażby po to, żeby głębiej zastanowić się nad nami, Europejczykami. Nad hipokryzją, która towarzyszy naszej codzienności. Jaki mamy wpływ na to, żeby to zmienić? Czy mamy na to siłę? Przecież wszystko zależy od nas.
Co będzie dalej?
Maria jest poetką katastroficzną, osobą zgorzkniałą. Nie ma w tym nic dziwnego, tacy byli najwięksi intelektualiści, jak Ezra Pound czy T.S. Eliot. Pokazywali nam beznadziejność ludzkiej egzystencji. Co możemy z tym zrobić? Dokonywać kolejnych aktów prowokacji, by zobaczyć, jak zareaguje na to świat? A może najlepiej być mgłą… Jak w strofach wiersza, który kończy film: „Jedynym wyborem jest nie być, w żadnym z miejsc przypisanych. Nawet w tym, że istnieję. W moim czuję, że jestem i jestem, więc patrzę. Być mgłą, która nie wie, czy jest jeszcze ziemią, czy może już chmurą. Nie wie, czy nie musi. Nie wie, robi swoje i nic innym do tego”.
Grażyna Torbicka: dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2
Martyna Harland: autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2
Źródło: magazyn Sens, czerwiec 2019
———- ——————————— ——————- ———————————
When the Raft Broke
Jacek Borcuch’s Dolce Fine Giornata (2019)
VOL. 96 (SUMMER 2019)BY COLETTE DE CASTRO
The last film by Jacek Borcuch I wrote about, All that I Love (2009), is set in Poland in the 1980s. It deals with a punk band whose poetic lyrics were rebellious on their own terms. If Borcuch’s passionate exploration of film’s capacity to divulge hasn’t faded, his style has matured, bringing more complex and multicultural characters to life in today’s precarious and problematic world. While some films that deal with wealthy foreign intellectuals are stiflingly pretentious, all show and little substance, this elegant art-house Italian-set drama is full of soul.
Poetry is once again a central theme to Borcuch’s latest offering. The protagonist of this film is Maria Linde (Krystyna Janda), a Nobel prize-winning Jewish poet of Polish origin. She is quite another kind of punk poet – a grandmother and a successful expatriate who doesn’t seem to have lost any of her belief in the possibility of a more harmonious world. We first meet her at the beginning of the film at a charming Italian huis clos to celebrate Linde’s 65th birthday. She is sophisticated and dressed all in white, but we are immediately introduced to her playful side as she chases her grandchildren around the house. She throws a sultry glance at her young Egyptian lover (Lorenzo de Moor), who is making a delivery, and kisses her grandson on the head before being introduced to a journalist from Le Monde and beginning to speak to him in perfect French – switching effortlessly between her roles as mother, seductress and intellectual. Janda, who has starred in films of both István Szabó and Krzysztof Kieślowski, is incredibly captivating, a kind of Polish Gena Rowlands.
Linde will soon receive an important poetry prize and her daughter and grandchildren have come to celebrate with her, along with her sweet-tempered husband. Shortly before the ceremony, there is a terrorist attack in the city of Rome, and hundreds of people die – tourists and Italians alike – in what we are led to understand is a place of worship. “It happened in a place of God”, the mailman deplores.
The poetess chooses to go to the prize-ceremony anyway. In her speech, she explains how her life was shaped by being the daughter of two holocaust survivors, and then goes on to discuss the recent terrorist act in Rome. She explains the artist’s fascination with death as a possible key to reading what happened, going on to suggest that the attack in Rome could be understood as a work of art. Though she elaborates on her position, denouncing refugee camps and Europe’s decline as a whole, the damage has been done, and she will not be forgiven. Even if this speech is given by an intellectual rather than a politician, it is taken as a political statement, and so all hell breaks loose. Her daughter, who serves as a moral compass throughout the feature, is angry and speechless, asking simply, “How could you say it’s a work of art when people died”?
The scenario, co-written by Borcuch and Szczepan Twardoch – the latter better known in Poland for his dark historical novels than for his film scripts – is carefully crafted to reveal a complex woman who is compassionate and loving but also stubborn and polemical. The light, often funny scenes between her and her family make the darker moments of the film especially alarming. Her views are unpopular with her family and admirers. One can observe the cinematographer taking a physical step back from her when after her speech he switches from close-ups to mid- and long-shots.
The film draws intense comparisons with another expatriate poet in Italy – Ezra Pound. The American poet was another “idealist” and his political inclinations are well-known. When he moved to Italy in 1924, he embraced Mussolini’s fascism wholeheartedly. Ezra Pound first turns up near the beginning of the film when Linde’s son-in-law – an artist – explains his latest project for the charming city of Volterra, where the film is set. Linde’s son-in-law is planning to set up a cage in Volterra’s town square which is reminiscent of the one where Ezra Pound was held in an American interment camp in Italy during WWII. Looking back at the film, I felt that its weak spot was its ending, in which (spoiler alert!) Linde herself is locked up in that same cage in the town square. Though the comparison with Pound’s position and legacy is fascinating and essential to the story, I’m not convinced as to this overt display of the Italian people’s poetic justice.
At its best, the film is bright, snappy and clever. When Linde turns up at her lover’s house in a new open-top silver Porsche, she tells him, “You see, there are some benefits to old age”. He leans in slightly and ripostes, “White old age”. Everything about the pair is different – she is old, and he is young, she is rich, he is poor. He will teach her about another poet, Persian Omar Khayyam, who was also a mathematician and astronomer. Khayyam’s astounding early breakthroughs are revealed in soft, generously intellectual banter between the two lovers. Their breakup scene takes place on the beach, after Nasser’s bodega has been burnt down by some locals after the attack. It’s a windy day and they stand close to rather than opposite of each other, the camera helping to create an enticing chemistry between this foreign couple. They both speak an accented Italian, but while hers is the Italian of the Società Dante Alighieri schools and likely the Villa Medicis, his is an Italian learnt through work in restaurants, travel and deal-making, lending complexity to an already complex situation.
Dolce Fina Giornata premiered at Sundance in 2019 to somewhat lukewarm reviews. But while Borcuch humbly thanked Pawlikowski for the reread of his script in a Cineuropa interview, his films are above his Polish contemporary’s in both message and style. Unlike Pawlikowski, whose Cold War and Ida were both instant hits loved by critics and the public alike, Borcuch’s films are slow-burners. Their gradual, non-pretentious build-up leaves a lingering warmth to be pondered at the end of the day.
Colette de Castro, East European Film Bulletin, vol. 96 (Summer 2019)
https://eefb.org/perspectives/jacek-borcuchs-dolce-fine-giornata-2019/
—————– ——————————— ——————
„Słodki koniec dnia” seans z cyklu Kultura Dostępna
Jacek Borcuch przyzwyczaił widzów do własnego, osobistego stylu. To kino osobiste, intymne, prywatne, zawsze bardzo zmysłowe. Takie były „Tulipany”, „Wszystko co kocham” czy „Nieulotne”. Najnowszy film reżysera, „Słodki koniec dnia”, wpisuje się w tę strategię, ale wzmacniając ją o nowe, bardzo ciekawe elementy.
Niby wszystko jest jak zawsze, jak dawniej. Miejsce akcji: Toskania, Volterra, budzi jednoznaczne skojarzenia, również filmowe. Ukryte pragnienia, nie tylko te z filmu Bertolucciego, są wszędzie. Piękno natury kontruje się z popędami, namiętnościami, z rozkoszą życia i rozkoszami jedzenia. Taka jest Toskania, taki jest Borcuch.
Tyle tylko, że w pewnym momencie reżyser wprowadza do tego świata zamęt, stymulowany postacią graną przez Krystynę Jandę – jej Maria Linde wnosi niepokój nie tylko do egzystencji portretowanych w filmie bohaterów, ale także symbolizuje niepokój współczesnego świata. To duże słowa, najcięższy kaliber, ale Jacek Borcuch najwyraźniej nie obawia się ich mocy. Odważnie zestawia to, co rozwibrowane, sensualne, ze wszystkim tym, co jest mroczne, złowrogie, paradoksalne.
Krystyna Janda gra w filmie mocną kobietę, postać wpisującą się w artystyczne emploi artystki. Maria Linde czuje się na siłach żeby dać świadectwo swoim przekonaniom. Mówi głośno to, co myśli, nie boi się zarzutów o hipokryzję czy polityczną naiwność. Jest pewną siebie, silną kobietą, laureatką Nagrody Nobla, przerastającą charyzmą cały dom, włącznie z dużo młodszym, egzotycznym kochankiem.
Rozziew pomiędzy deklaracjami socjalnymi i politycznymi ferowanymi przez bohaterkę Jandy, a jej prywatnym życiem, wreszcie wysokim casusem społecznym który uosabia, jest może najciekawszą płaszczyzną tego poruszającego filmu.
Oto świat, który rozchwiał się i zatrzymał z przerażeniem, i raczej nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał wrócić do pionu. Nawet stosunkowo rzadkie „chwile ulotne”, trawestując tytuł przedostatniego filmu Jacka Borcucha, chwile oddechu, odpoczynku, pełni, nie są w stanie zatrzymać rosnącego w nas niepokoju. Strachu nie tyle o własną przyszłość, co o przyszłość świata. Figurą tego niepokoju, w dobrym i złym tego słowa znaczeniu, jest właśnie Maria Linde. Chwilami zbyt ekscentryczna, nieujarzmiona, działająca impulsywnie, chwilami po prostu bardzo zmęczona, szczerze martwiąca się o tak zwane jutro, skoro dzień dzisiejszy został zmarnowany. Cisza przed burzą.
https://www.kiwiportal.pl/wydarzenia/597820/slodki-koniec-dnia-seans-z-cyklu-kultura-dostepna-tomaszow-mazowiecki?fbclid=IwAR0O5IwgPIxBlJpmNSVBFlx7u9rwSQrnmh5R78JcnA5Lue0M93_k5_ZIbxQ
—————————————- ———————–
44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
44. FPFF w Gdyni, dzień 2: od bohatera do zera [RELACJA]
Krystyna Janda, Małgorzata Kożuchowska i Paweł Wilczak z przytupem powrócili na wielki ekran, a festiwalowi przybyła kolejna sensacja. Jacek Bromski sprzeciwił się propagandowemu wykorzystaniu swojego filmu przed wyborami i został pozbawiony miejsca w konkursie głównym. Weselej było na gali PISF, gdzie za krytykę filmową nagrodzono współpracującego z Onetem Łukasza Maciejewskiego. Na ekranach kin pojawiły się historie ludzi, które przypomniały, jak blisko od „bohatera” do „zera”. Oto, co działo się drugiego dnia 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
• Za nami drugi dzień 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
• Zobaczyłem co najmniej dwa filmy, które mogą namieszać w konkursowej stawce i jeden, który mógłby w ogóle się w niej nie znaleźć
• Gdy niedawno wspominałem o gdyńskich sensacjach, festiwalowi przybyła kolejna. Z Konkursu Głównego wycofano „Solid Gold” Jacka Bromskiego
• Dużo radości dostarczyła gala PISF, doceniając, już po raz 12., ludzi i wydarzenia szczególnie promujące polskie kino. Nagrodzono m.in. współpracującego z Onetem Łukasza Maciejewskiego
• Zapamiętałem dwa aktorskie powroty. Krystyna Janda i Paweł Wilczak – wielkie talenty, które powróciły na duży ekran
Pogoda w Gdyni nie rozpieszcza. Zziębnięci wiatrem i deszczem festiwalowicze rozgrzewają się w kinach. Tłumnie, bo o miejsca na pokazy coraz trudniej, a niedokonanie rezerwacji o 7:30 stawia cały dzień pod znakiem zapytania.
Drugi dzień przyniósł kolejną emocjonującą rozgrzewkę. Zobaczyłem co najmniej dwa filmy, które mogą namieszać w konkursowej stawce, i jeden, który mógłby w ogóle się w niej nie znaleźć. Swoje produkcje pokazali m.in. Jacek Borcuch, Michał Węgrzyn, Marcin Krzyształowicz czy debiutant Bartosz Kruhlik, a koprodukowany z TVP „Solid Gold” Jacka Bromskiego, o aferze Amber Gold, opuściło festiwal jeszcze zanim ktokolwiek go zobaczył. Jakby komuś było mało wrażeń, PISF przyznał wyróżnienia za upowszechnianie polskiego kina. 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych trwa w najlepsze.
Mistrzowie Borcuch i Krzyształowicz oraz debiut, który się nie udał
„Piłsudski” Michała Rosy, z typowaną przez wielu do głównej nagrody aktorskiej tytułową rolą Borysa Szyca, bierze na tapet bohatera narodu. Marszałek Józef Piłsudski, zwany „Ziukiem”, ucieka ze szpitala psychiatrycznego, by stanąć na czele podziemia niepodległościowego. Film Rosy, jedna z wielu historycznych produkcji tegorocznego festiwalu, szuka w Piłsudskim przede wszystkim człowieka. Bohater nieidealny, ze słabością do kobiet i nie zawsze perfekcyjnym planem działania, przyciąga przed ekrany tłumy, choć o pełnym artystycznym spełnieniu trudno w tym przypadku mówić.
„Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha, według scenariusza współtworzonego przez Szczepana Twardocha, w pierwotnej wersji zakładał, by pierwsze skrzypce grał tu mężczyzna. Na szczęście tak się nie stało i oto dostaliśmy zjawiskową, godną najważniejszych nagród, wielką kreację! Janda opuściła Sundance z aktorskim wyróżnieniem i kto wie, czy tak samo nie będzie w Gdyni. Pisarka, laureatka Nobla, Maria Linde, najpierw jest bohaterką inteligencji, by chwilę później stać się „zdrajczynią”. Świetny obraz Borcucha to mądre kino na głupie czasy, które karzą nam bać się siebie nawzajem i streszczać swoje poglądy w kilku słowach.
Gdy Jacek Borcuch pokazał polskiemu kinu zupełnie nową Krystynę Jandę, Michał Węgrzyn w „Procederze” opowiedział historię rapera Tomasza Chady z pomocą Małgorzaty Kożuchowskiej. Grana przez Kożuchowską „Łysa” to wierzchołek góry problemów głównego bohatera, który więzienie znał lepiej od własnego mieszkania. Gdy wychodził z odsiadki, czekały na niego grupy fanów, z kryminalisty znowu stawał się artystą. „To nie jest moja muzyka. Ale może teraz Grechuta miałby taką czapeczkę” – mówiła na konferencji prasowej Sonia Bohosiewicz. Węgrzyn rozciągniętą na kilkanaście lat historią Chady potrafi utrzymać widzów przy ekranie – dynamicznym tempem, wpadającymi w ucho piosenkami i aktorstwem Piotra Witkowskiego w głównej roli. Powstał film manifest o raperach na wiecznym marginesie systemu. Obraz osłabiają grubo ciosane żarty, jakby spowinowacone z kinem Patryka Vegi i brak krytycznego spojrzenia. Ale że Chada nigdy nie pozwalał się nudzić, to i na ekranie sporo się dzieje.
W konkursowej stawce pojawił się kolejny debiut. I kolejny po „Interiorze” film, którego na festiwalu miało nie być. „Supernova” Bartosza Kruhlika ma bohatera w idealnie skrojonym garniturze (Marcin Hycnar), zepsutego do cna. Na niewielkiej wsi dochodzi do tragicznego wypadku z udziałem dzieci, a konsekwencje wobec sprawcy ciągle są odkładane w czasie. Kruhlik tworzy film gromadzący społeczne patologie w jednym miejscu, jednak od pogłębionej refleksji, wybiera krzywdzące społecznie uproszczenia. Świat Kruhlika rysowany jest najgrubszą kreską z możliwych. A szkoda, bo początek zwiastuje kino psychologiczne, któremu duże zdolności inscenizacyjne Kruhlika z pewnością by pomogły.
Chwilę oddechu od wyczerpującego emocjonalnie konkursu głównego dawała Panorama. Tutaj m.in. historia nie jednego, ale trzech bohaterów, którzy próbują uratować świat na miarę własnych możliwości. Niektórzy nazwą Eryka (Marian Dziędziel), „Chudego” (Lech Dyblik) i Tolka (Adam Ferency) kryminalistami, ale tak naprawdę to poczciwcy z ambitnym planem pomocy tym, co akurat jej potrzebują. Choć „Na bank się uda” garściami czerpie z klasyki komediowego kryminału, porównania nie wypadają na jego korzyść. Nie można jednak nie docenić faktu, że, dzięki przywróconej w tym roku Panoramie festiwal ma w ofercie kilka propozycji dla osób szukających niezobowiązującej rozrywki.
Największe filmowe zaskoczenie drugiego dnia zostawiam na koniec, bo i o późnej porze załapałem się na film Marcina Krzyształowicza. Choć losy pisarza z Warszawy lat 50., który zbiera cięgi, bo nie chce schylić głowy przed władzą, brzmią znajomo, a Paweł Wilczak mocno przypomina Leopolda Tyrmanda, Krzyształowicz na wstępie zaznacza, że „historia nie została oparta na żadnej biografii”. Odpowiednie sprostowania wysyłano do mediów, gdy zapowiadały „film o Tyrmandzie”. Mamy więc do czynienia z luźną inspiracją losami wielkiego pisarza, a także średnio optymistyczną (choć często bardzo zabawną) pocztówką z głębokiego PRL-u. Inteligentów mało się tu szanuje, ludzi dzieli na „sorty”, a obywatele głośno skandują zdrobniałe imię przywódcy partii. Czy na pewno wszelkie podobieństwa do ludzi i faktów są przypadkowe?
18 filmów w konkursie głównym. „Solid Gold” wycofany
Gdy w poprzedniej relacji wspominałem o gdyńskich sensacjach, festiwalowi przybyła kolejna. Podczas spotkania z dziennikarzami dyrektor festiwalu Leszek Kopeć ogłosił, że „Solid Gold” nie przeszedł wymaganej kolaudacji, wobec czego musiał zostać wycofany z programu festiwalu. Gdy w internecie huczało od plotek, domysłów i nieoficjalnych komentarzy twórców, a cały festiwal wstrzymał oddech, zaskoczony tym, co się stało, Jacek Bromski wydał oświadczenie.
„Rozumiem, że skoro nie wyraziłem i nadal nie wyrażam zgody na przemontowanie filmu i jego propagandowe wykorzystanie przed wyborami, TVP SA wywarło nacisk na producenta filmu, aby wycofać mój film ze wszystkich zaplanowanych pokazów festiwalowych, także z tych, na które bilety zostały już sprzedane” – oświadczył Jacek Bromski. Na razie TVP nie komentuje tej sprawy.
Kto rozsławia polskie kino? Nagrody PISF
Dużo radości dostarczyła gala Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, doceniając, już po raz 12., ludzi i wydarzenia, którzy szczególnie na nie zasłużyli, a nie zawsze wspomina się o nich na branżowych ceremoniach. Laureatem, kolejny raz, został współpracujący z Onetem dziennikarz i krytyk filmowy Łukasz Maciejewski, z czego szczególnie się cieszymy i jesteśmy dumni. Ważnym wydarzeniem było docenienie Opus Film za promocję „Zimnej wojny” na 72. MFF w Cannes, a także nagroda dla Against Gravity za krajową dystrybucję filmu „Książę i dybuk”, fascynującej opowieści o Michale Waszyńskim.
Drugi dzień 44. FPFF w Gdyni. Przetrąceni bohaterowie
Z drugiego dnia festiwalu zapamiętałem dwa aktorskie powroty, dwie imponujące kreacje: Pawła Wilczaka jako tytułowego Pana T., skrywającego ból i rozczarowanie za maską zasadniczego, pewnego siebie inteligenta; oraz Krystynę Jandę w roli Marii Linde, która poraża spokojem, nie dając się zamknąć w ramach, jakie dla niej przygotowano. Pan T. i Maria Linde – przetrąceni bohaterowie. Krystyna Janda i Paweł Wilczak – wielkie talenty, które powróciły do polskiego kina. Oby kino znowu o nich nie zapomniało.
Dawid Dudko, 18.09.2019, onetfilm.pl
https://kultura.onet.pl/film/wiadomosci/gdynia-2019-drugi-dzien-festiwalu-filmowego-w-gdyni-relacja/3en7cmh?utm_source=www.facebook.com_viasg_kultura&utm_medium=social&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
————————– ———————————-
„Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha na Festiwalu Filmowym w Gdyni 2019 [recenzja]
Mimo że od premiery minęło już kilka miesięcy tłum festiwalowiczów pojawił się na pokazie filmu „Słodki koniec dnia” w gdyńskim Teatrze Muzycznym. O czym jest najnowszy film w reżyserii Jacka Borcucha?
„Słodki koniec dnia” został już doceniony na festiwalu Sundance (Krystynę Jandę okrzyknięto najlepszą aktorką) oraz na Off Camera (Polski Nobel Filmowy). Tym razem reżyser Jacek Borcuch zabiera nas do włoskiej Toskanii, gdzie polska poetka i laureatka Nagrody Nobla wygłasza szokującą mowę. Jak to wydarzenie zmieni jej życie i postawę mieszkańców włoskiej Volterry?
Czy można mieć lepsze życie? Maria Linde, bohaterka grana przez Krystynę Jandę jest cenioną poetką z Nagrodą Nobla na koncie. Mieszka w pięknej wilii w Toskanii, jeździ po bezdrożach białym Porsche, a domem zajmuje się jej włoski mąż. Na wakacje przyjechała również jej córka (Kasia Smutniak) z dziećmi. Ten polsko-włoski mariaż wygląda jak klasyczna La Dolce Vita. Linde pisze kiedy ma na to ochotę i wenę, pije wino, bawi się z wnukami i spotyka z wielbicielami. Szybko okazuje się, że Polka ma słabość do pewnego młodego Egipcjanina prowadzącego w miasteczku osterię. W międzyczasie dowiadujemy się też, że główna bohaterka ma otrzymać wyróżnienie od władz miasteczka – honorowe obywatelstwo.
Historia pokazana w filmie Borcucha dzieje się w Volterrze, mieście alabastru, które już w XII wieku zyskało status „wolnego”. Symbolem tej niezależności jest m. in. najstarszy ratusz w Toskanii przy Piazza dei Priori (wybudowany w latach 1208 – 1257). To właśnie tam dochodzi do ważnego wystąpienia poetki. Przemówienia, po którym wszystko się zmienia (genialna Krystyna Janda) – choćby dla tej sceny warto zobaczyć ten film. Kobieta nie godzi się z przypisywanymi jej rolami. Po cichu irytuje ją mąż (nawet pisze do niego list, gdzie nie mówiąc wprost wyznaje swoje rozterki). Nie chce też, żeby imigrantów traktowano jak wyrzutków społeczeństwa. Mili sąsiedzi wcale nie są tak tolerancyjni, jak mogłoby się to wydawać z początku. W Europie panuje przecież ksenofobia i nietolerancja. Boimy się tego, co nowe i nieznane. A brudni i nieznający języka imigranci nie wzbudzają zaufania. Dlatego budowane są dla nich specjalne ośrodki, gdzie możemy ich kontrolować i trzymać z daleka niczym w klatce. Właśnie symbol klatki jest ważnym elementem „Słodkiego końca dnia”.
Wcześniej poważana i uwielbiana mieszkanka nagle staje się osobą niepożądaną. Jej słowa nie tylko wywołały poruszenie, media w różnych częściach świata uważają, że były skandaliczne. To ma swoje konsekwencje. Nie tylko dotyczące życia we włoskim miasteczku, ale również zawodowe czy w relacjach z członkami rodziny. Z drugiej strony mamy długie sceny, sielankowy klimat i miejsca, gdzie czas płynie o wiele wolniej i można celebrować życie w klimacie „slow life”. Problemy pojawiają się także w raju i jak mówi Maria w jednej ze scen, swojemu wnukowi: czasem walka o szczęście lub wolność może okazać się pyrrusowym zwycięstwem. Koszty są po prostu zbyt duże…
Ewa Stępień, 18.09.2019, elle.pl
https://www.elle.pl/artykul/slodki-koniec-dnia-na-festiwalu-filmowym-w-gdyni-2019-recenzja
————————————————————–
CZY EUROPA PSUJE SIĘ OD GŁOWY? – o filmie „Słodki koniec dnia”
Kiedy się zabierałem do napisania noty o tym filmie, to myślałem, że zajmie mi ona jakieś pół strony. Ale kiedy skończyłem, okazało się, że tych zapisanych stron jest cztery. Nakręcony we Włoszech, ale zdecydowanie polski obraz ze scenariuszem napisanym specjalnie dla Krystyny Jandy, sprowokował mnie do bardziej intensywnego myślenia, niż się spodziewałem, co jednak nie przełożyło się na moją dobrą o nim opinię. „Słodki koniec dnia” prowokuje, mówi o schyłku i dekadencji, ale chyba niechcący obnaża zepsucie tam, gdzie tego zepsucia sam nie dostrzega.
Pamiętam jak urzekł mnie pierwszy film Jacka Borcucha, który widziałem. Nosił on tytuł „Wszystko co kocham” i był dość nostalgicznym, ale jednocześnie spontanicznym powrotem reżysera do czasów swojej młodości – nieco żywiołowym i rozwichrzonym, ale przy tym autentycznym i szczerym. Gorzej było niestety z następnym jego filmem „Nieulotne”, w którym młodzi ludzie usiłowali wejść w świat dorosłości, ale za bardzo nie wiedzieli, czego chcą (tam szukać) – wprawiając również w konsternację nas, widzów.
Ciekaw więc byłem najnowszego obrazu Borcucha „Słodki koniec dnia”, tym bardziej, że zagrała w nim dawno już nie widziana na kinowych ekranach Krystyna Janda (moje zaciekawienie z tego powodu jeszcze bardziej wzrosło, kiedy na ostatnim Festiwalu Filmowym Sundance za wystąpienie w tym filmie otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki); a tu jeszcze w obsadzie gwiazda (bardziej kina włoskiego niż polskiego) Kasia Smutniak; a tu scenariusz pisany m.in. przez Szczepana Twardocha, uznanego w Polsce za pisarza dobrego („Morfina”), choć kontrowersyjnego.; a tu muzyka Blooma i Możdżera… No i jeszcze ta Toskania.
mgła
Początek „Słodkiego końca dnia” był zachęcający. Zamiast pocztówkowych, nieskazitelnie pięknych toskańskich pejzaży, którymi zazwyczaj napawają się operatorzy filmów z akcją osadzoną w tej idyllicznej krainie oliwek, cyprysów i wina, (którą, nawiasem mówiąc ja sam uwielbiam) patrzyliśmy na kadry Michała Dymka, który z włoskiego krajobrazu wydobył mglistą szarość, niekiedy wręcz mroczność – nawet w czasie dnia nie widzieliśmy jaskrawych kolorów, bo obraz zdominowały barwy zimne i stonowane, pozbawione nasycenia. Światło słoneczne, jeśli było, to było wyblakłe i przefiltrowane; zieleń i żółć – pieszcząca zazwyczaj w Toskanii nasze oczy – tutaj była brudna, poszarzała… I akurat w tym momencie to wszystko mi odpowiadało, gdyż mogło się przełożyć na równie intrygującą i niebanalną filmową historię o europejskiej dekadencji. Bo cóż po pięknie w czasie nerwowym?
Bardziej oswajały niż raziły aż nadto oczywiste odniesienia do znajomych scen z innych filmów. Docierały do nas znaki i symbole, które – miałem taką nadzieję – staną się bardziej czytelne i uzasadnione później. Do ludzi obecnych na ekranie, przybliżały nas ich gesty, zachowanie, słowa… Krystyna Janda we wszystkich scenach zwracała na siebie największą uwagę… Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, ale w pewnym momencie „Słodkiego końca dnia” zaczęło mi coś w nim zgrzytać.
bomba
Bomba wybuchła gdzieś tak w połowie filmu, zaraz po niej nastąpiła nie mniej wybuchowa przemowa głównej bohaterki, granej przez Jandę Marii Linde, pochodzącej z Polski laureatki Nobla, która odrzucając tę obmierzłą nagrodę, będącą dla niej symbolem psującej się (od głowy?) Europy, stwierdziła ponadto, że atak terrorystyczny, jakiego właśnie dokonano w Rzymie (i który pochłonął wiele ofiar śmiertelnych) jest niczym innym, jak… dziełem sztuki. A śmierć tych ludzi była dla nich… darem, jaki otrzymali oni od tych, którzy ich zabili.
Od tego momentu czekałem, jak to wszystko dalej się rozwinie – jak wytłumaczy ona tę histeryczno-niedorzeczną tyradę, jakie poda argumenty; wreszcie: co ona tak naprawdę sobą reprezentuje, jaka była jej twórczość, na czym polegało jej oddziaływanie na ludzi, na czym jej zależy, co ją w Europie boli… ? A może zamkną ją – jak Ezrę Pounda w klatce (którą właśnie wybudowano na rynku jej miasta) – w psychiatryku?
Lecz na próżno – film spuścił z tonu i dalej „poleciał” już tylko bliżej nieokreśloną mamałygą, w której grana przez Jandę „poetka” (jakże trudno byłoby wyobrazić sobie jej „poezję”) zachowywała się coraz bardziej niezrozumiale, irytująco i antypatycznie.
Niestety, im więcej o tym filmie myślę (a daje on jednak do myślenia) tym mniej mi się on podoba. (Ale bardziej ze względu na treść, niż na formę).
Jedną z kluczowych kwestii, jaką podejmuje „Słodki koniec dnia” jest problem, jaki ma obecnie Europa z imigrantami (to polityka). Drugą jest wolność artysty do (najbardziej nawet skrajnych i kontrowersyjnych) wypowiedzi (to psychologia i etyka). Film, chcąc nie chcąc, pyta się też o kondycję europejskiej kultury i jej elit.
I tutaj budzą się we mnie spore zastrzeżenia… właśnie wobec tych europejskich elit, których przedstawicielką jest także Maria Linde.
ciacho
Po pierwsze: jej romans z (młodszym od niej o jakieś 30 lat) wielce urodziwym Egipcjaninem, sporo mówi nie tylko o hedonistycznych skłonnościach (te według mnie nie są tutaj tak istotne, podobnie jak to, że na „intelektualnych” spotkaniach z nią pali się „skręty”, alkohol leje się strumieniami, a ona sama „ćpa” na jakichś podejrzanych bibach), co o jej stosunku, zarówno do własnej rodziny (mąż, córka z dziećmi), jak i do imigrantów.
Ten jej flirt (nawiasem mówiąc w grze Jandy nie ma żadnej zmysłowości, dlatego afera ta wypada dość sztywno, sucho i pozbawiona jest jakiejkolwiek namiętności) nie ma jednak żądnej głębi – podobnie jak nie ma większej głębi w tym, jak Maria pojmuje kulturę imigrantów (to, że nie wie ona nawet tego w jaki sposób trzymać książkę arabskiego myśliciela, którą dostała w prezencie od swojego kochanka, jest tutaj symptomatyczne). Dla niej ten chłopak jest tylko takim „ciachem”, po które sięga znudzona, starzejąca się kobieta, łudząca się, że młodość jej kochanka ją samą odmłodzi, pozwalając jej zrzucić więdnące ciało niczym kolejną sukienkę (tak przynajmniej można wywnioskować z tego, co widzimy na ekranie). Po drodze, oczywiście, Noblistka rani swoich najbliższych (nawet jej własna córka rzuca jej w twarz, że jest „porąbana”), powoduje to, że wszyscy się od niej odwracają (i akurat jej najbliżsi robią to nie dlatego, że palnęła jakąś kosmiczną bzdurę, która poszła w świat i de facto ją skompromitowała).
fochy
Dla mnie najgorsze w tym filmie jest to, że Borcuch i Twardoch właśnie z takiego materiału wyciągają postulat o wolności artysty i jego prawa do ekspresji samego siebie. No ja przepraszam! W takim razie co z konsekwencjami jakie to za sobą pociąga? Co z odpowiedzialnością za słowa, za swoje czyny? Co z etyką (którą tak przecież napełniają sobie usta obrońcy imigrantów)? A tu sama Noblistka mówi wprost, że jest niemoralna („I am immoral”) i że nie podziela systemu wartości, który może jest dobry dla ogółu, ale nie dla niej. (Nota bene, mówienie w tym kontekście o „autorytecie moralnym” może wyglądać na jawną kpinę).
Jest jeszcze jeden szkopuł. Film nie daje nam żadnych przesłanek, byśmy uwierzyli w to, że Maria Linde rzeczywiście jest poetką – i do tego wybitną, zasługująca na najwyższą nagrodę w literackim świecie. Nie mamy pojęcia, jaka jest jej twórczość, czego dotyczy. Żeby choć żachnięto się o tym w filmie! A tu nic! Zamiast tego widzimy strzelającą fochy seniorkę, której bunt – oprócz niezrozumiałej dla nikogo przemowy – ujawnia się w piratowaniu swoim nowym Porsche, niezatrzymywaniu się do kontroli drogowej, uczeniu swojej wnuczki przeklinania (dzięki temu dla niej Sinatra okazuje się „wykurwisty”) tudzież w pisaniu listu do męża (z którym – jak na razie – mieszka pod jednym dachem) z prośbą, żeby zamiast w pantoflach, chodził po domu w butach. Czy to wszystko nie jest infantylne, zwłaszcza jak na zachowanie intelektualistki, której słucha świat?
Właśnie! Sama Maria Linde mówi, że to ją wykreowali inni (intelektualiści, literaci, krytycy…) i że ona nie ma z tym nic wspólnego. To nie jest jej wina, że zrobiono z niej autorytet.
bańka
Nie wiem, czy celowo, ale tutaj twórcy filmu zdradzili jeszcze jeden problem współczesnych elit – używania i ulegania mechanizmowi, w którym lansuje się, gloryfikuje, mitologizuje i nadyma bańkę sławy wokół kogoś, kogo twórczość jest problematyczna, a jej wartość pozostawia czasem wiele do życzenia.
Poza tym, tyrada Marii Linde zwróciła się też przeciw Nagrodzie Nobla. Bo czy warto padać na kolana przez werdyktem jakiejś spółki, skompromitowanej skandalem i bynajmniej nie kierującej się wartością literacką a swoim ideologiczno-politycznym widzimisię czy jakąś koterią?
Podsumowując wszystko, co do tej pory napisałem: czy nie jest to aby diagnoza stanu (choroby?) sporej części elit współczesnej Europy?
* * *
Stanisław Błaszczyna, 18.11.2019, wizjalokalna.wordpress.com
CZY EUROPA PSUJE SIĘ OD GŁOWY? – o filmie „Słodki koniec dnia”
—————————– ———————————————–