Jechałam miastem, był dzień moich urodzin. Tej nocy miałam skończyć 48 lat. W tym roku upłynęło 25 lat mojej pracy zawodowej. Przypomniałam sobie pewien list, który przyszedł do mnie wtedy, pierwszego roku mojej pracy, na adres teatru. Wtedy Teatru Ateneum. Koperta zrobiona z mapy nawigacyjnej. Nieporadne pismo … Strzegę wodnych granic Polski, żeby mogła Pani spokojnie spać. Wielbiciel Pani talentu. Żołnierz z …. Zaskoczenie i wzruszenie po przeczytaniu tego listu pamiętam do dzisiaj. Gorączkowo zastanawiałam się, dlaczego? Co widział? Jaką rolę? Przecież ja nic jeszcze nie zrobiłam? Czym sobie na taki list, na takie zdanie, zasłużyłam?
Minęło dwadzieścia pięć lat. Jechałam miastem. Zmierzałam do domu pełnego ludzi. Mąż, para przyjaciół, dzieci, rodzina, psy, koty, ulubione książki, przyzwyczajenia.
Mijałam siebie samą patrzącą z billboardów, na zakrętach, ścianach domów, przy drogach, na przystankach autobusowych. Zaczepiał mnie mój ironiczny uśmiech. Na skrzyżowaniu Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi wpadłam sama na siebie uśmiechającą się do miasta na ruchomej reklamie. Na wystawie księgarni stała oświetlona moja książka. Przed chwilą widziałam w drukarni projekt plakatu, który miał być rozklejany w mieście za kilka dni, zawiadamiający o mojej nowej, kolejnej, premierze.
Jechałam powoli. Jesień była ciężka. Kilka dni wcześniej skończyłam mordercze tournee teatralne po Polsce. Zobaczyło te spektakle 30 000 ludzi. Jestem zmęczona pomyślałam. Właściwie stale ostatnio zmęczona. Przemęczona. Smutna. W depresji. Oddałam wszystko co miałam, całą energię, witalność, siłę. 25 lat, myślałam. Ile ról, ilu ludzi, ile łez, ile śmiechu, ile wzruszeń, wątpliwości, nieprzespanych nocy. Jestem zmęczona, pomyślałam ze złością. Na cholerę to wszystko! Nic mnie już nie obchodzi. Jestem maszynką do grania. Co ja tak naprawdę dziś czuję? Co będzie dalej? Nie mam już siły na nic więcej. Mogłabym spokojnie od lat pracować dużo mniej! Gdzie tak gonię? Po co?
Dziesięć lat mojego pobytu w Teatrze Ateneum siedziałam w garderobie z panią Aleksandrą Śląską. Była wtedy mniej więcej w moim wieku. Te same nerwy, tyle samo pracy, histerii, zmęczenia. Obserwowałam to wtedy z zainteresowaniem i wątpliwościami. Ja byłam młoda. To był mój czas wschodzenia. Po co Ona się tak szarpie myślałam, przecież wszystko już ma na miejscu. To już jest. Po co tyle nerwów. Dziś myślę, Boże czy ten wysiłek był współmierny z tym co po Niej zostało? Szczególnie ostatnie lata?
Dojechałam do domu. Pocałunki, cisza, blady mój uśmiech. Tylko mąż mnie zrozumiał. W przejściu, w korytarzu przytulił. Był ze mną cały ostatni tydzień w Częstochowie, gdzie doprowadzałam grupę młodych, debiutujących ludzi, do premiery mojego ulubionego Na szkle malowane. Widział jak pracowałam przez ten ostatni tydzień. Jak oddawałam im resztki tego co jeszcze mogę z siebie wydobyć, resztki nadziei, resztki entuzjazmu, ostatki wiary w ten zawód, w to szczęście, jak im tłumaczyłam.
Przed pójściem do łóżka otworzyłam z obowiązku komputer, weszłam do poczty. 60 listów z nagłówkiem życzenia i jeden, który mnie zainteresował, Życzenia od żołnierzy.
Otworzyłam list.
Pani KRYSTYNO!!! W imieniu własnym i kolegów z kompanii /upoważnili mnie!/ ślę moc gorących życzeń urodzinowych, świątecznych i noworocznych. Ma Pani wiele sympatii zarówno u szeregowych jak i dowódców. Oglądaliśmy Panią jako Shirley i mocno oklaskiwaliśmy. Przy okazji służby wojskowej niektórzy z nas po raz pierwszy byli w teatrze i za to MON są wdzięczni. Były obawy czy taka sztuka jednoosobowa nie będzie nudna ale Pani te obawy doskonale rozwinęła prowadząc „dialog” z publicznością, której sporą część stanowili zagorzali fani znający tekst na pamięć. A jeden z nas /to jego był pomysł aby pójść na „Shirley Valantine” / pamięta Panią jeszcze jako Medeę, podobno się wystraszył i bardzo przejął tamtą historią. Może dlatego, że siedział blisko a nie na balkonie, bo mówi, że to trzeba zobaczyć, aby zrozumieć. Szkoda, że nie możemy osobiście się przekonać, bo Pani już tego nie gra. A są tacy żołnierze, którzy część przepustki chętnie przeznaczą na wizytę w Teatrze Powszechnym i w cywilu u siebie na prowincji będą mile wspominać te chwile. Do internetu wpuścił nas Sierżant „po cichu”, ale kazał napisać od siebie, że Pani jest super babka. Proszę się nie gniewać. My go rozumiemy bo nam też Pani bardzo się podoba jako aktorka i kobieta. Jeszcze raz serdecznie Panią pozdrawiamy i życzymy radosnych świąt i szczęśliwego nowego roku. Panią obowiązki zawodowe odrywają od rodziny tak jak nas służba. Życzymy Pani /i sobie / aby ten czas się nam nie dłużył. WSZYSTKIEGO DOBREGO! Żołnierze z ….
Kiedy chciałam zamknąć pocztę wyskoczył przypadkowo list następny: – Pani Krystyno! Czy warto tak żyć? – pisała jakaś młoda dziewczyna. – Czy takie życie ma sens? Odpisałam: – To sprawa bardzo indywidualna. Musi Pani sama sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Zamknęłam komputer. Cholera jasna, pomyślałam, o co mi chodzi? Czego marudzę? Prześpię się i do roboty! Zasypiałam w urodzinową noc uśmiechnięta i w ogóle nie zmęczona. Kolejny rok, 49 życia i 26 rok pracy, przede mną. Muszę szybko spać, pomyślałam. Nie ma czasu. Może jeszcze coś ważnego zdążę zrobić?