„UCHO, GADRŁO, NÓŻ” WG KRYSTYNY JANDY
Kto nie lubi Krystyny Jandy, kobiecej literatury i monodramów, ten może zmieni zdanie, kiedy obejrzy „Ucho, gardło, nóż” chorwackiej pisarki Vedrany Rudan w Teatrze Polonia w Warszawie. Spektakl o spustoszeniu, jakie poczyniły w psychice i życiu inteligentnej, wrażliwej kobiety przemoc, agresja i terroryzm, związany z wojną na Bałkanach. A nie jest to od początku do końca ponure przedstawienie.
Kiedy Janda (którą można spotkać w ciągu dnia w pomieszczeniu kasy jej teatru) spostrzega nobliwego, starszego pana, który chciałby kupić bilet na jej spektakl, to prosi, aby obejrzał poprzednią premierę „Stefcia Ćwiek w szponach życia”. Nic dziwnego – w warstwie słownej „Ucho, gardło, nóż” nie jest bowiem tzw. kulturalnym, łatwym dla każdego do przyjęcia przedstawieniem. Opowiada drastyczną historię za pomocą odpowiedniego do wspominanych sytuacji językiem. „Wściekła proza”, która stała się kanwą tego monodramu, została i tak złagodzona przez Jandę – adaptatorkę.
Sama Rudan – matka i nieszczęśliwa, latami bita przez własnego męża, żona – ujawniła przy okazji warszawskiej prapremiery, że napisanie powieści traktowała jako autoterapię, dzięki której nie strzeliła sobie w łeb.
Janda okiełznała nieco wypluwane przez ponad 50-letnią bohaterkę komentarze do bieżących dni, przeplatane wspomnieniami. Pełno w monologu Tonki Babić wulgaryzmów. Słowo na k… występuje zamiast przecinka w słowotoku okaleczonej psychicznie kobiety. Tonka na skutek przeżyć cierpi na bezsenność i nocami wysiaduje przed telewizorem – włączonym, tyle że bez fonii, aby niczego nie słyszeć. Bo wszystko już było, a teksty zmanipulowanej stacji i slogany polityków – zwłaszcza, kiedy usiłują usprawiedliwić zasadność wojen, bohaterka zna na pamięć. Ale u Jandy każde przekleństwo jest „na miejscu”, jest uzasadnione – Tonką, niby wypaloną wewnętrznie, nie oczekującą już teraz miłości, targają przecież silne emocje. W przeszłości wielokrotnie doświadczała upokorzenia i przemocy, nie tylko zresztą ze strony męża. W odruchu obronnym, żeby nie zwariować, sama stała się cyniczna, podstępna, wyuzdana. Czy doprowadziła się ostatecznie do samozniszczenia?
Nie uprzedzając finału, można na zachętę zdradzić środek, którym posłużyła się Janda jako reżyserka i wytrawna aktorka. Chodzi o wielofunkcyjny humor przewijający się przez spektakl, oczyszczającą ironię i żartobliwy sposób całkiem prywatnego zwracania się co pewien czas do widzów.
Świadoma mechanizmu oddziaływania na publiczność, Janda swobodnie ewokuje pożądane reakcje na poszczególne sceny. Po szoku wywołanym od początku przekleństwami, co pewien czas rozbawia widownię do łez, zwłaszcza przy historyjkach związanych z seksem. Bo to zawsze działa. Chwilami mamy złudzenie, że i sama Janda jest wtedy rozbawiona. A zaraz potem przekonująco dozuje gorycz, złość, rozpacz, by na powrót zmusić do refleksji.
Anna Sobańska-Markowska
. „Ucho, gardło, nóż” Vedrany Rudan
Scena Fioletowe Pończochy w Teatrze Polonia Krystyny Jandy w Warszawie
Tłumaczenie: Grzegorz Brzozowicz
Scenariusz, reżyseria i wykonanie: Krystyna Janda
Scenografia: Magdalena Maciejewska
Aktualizacja: piątek, 30 grudnia 2005 godz. 12:52
WSTRZĄSAJACY MONODRAM KRYSTYNY JANDY W NOWYM TEATRZE POLONIA
Ucho, Gardło, Nóż
Nazywam się Tonka, z domu Babić. Nie mogę spać. Tak zaczyna się pełen złości, bólu i grozy wielki monolog Krystyny Jandy.
Nazwisko panieńskie bohaterki jest tu bardzo ważne. To serbskie nazwisko. W Chorwacji to nazwisko wroga, powód do odrzucenia poza nawias społeczeństwa. Tonka opowiada nam o okrutnej wojnie, która wyzwoliła w ludziach nienawiść, zło i zbrodnicze instynkty, a w niej samej pozostawiła poczucie bezsensu życia i uczuciową pustkę, syndrom posttraumatyczny, jak orzekli psychologowie. „Wojna jest traumą – mówi. – Ale pokój po tej wojnie to dopiero trauma.” Na te bolesne doświadczenia nakłada się też kryzys starzejącej się kobiety, poczucie obcości w świecie kreowanym przez komercyjne media.
Monolog Tonki to chaotyczna, pełna dygresji i wulgaryzmów opowieść cierpiącej na bezsenność kobiety, która pragnie wykrzyczeć swój ból, ale nie oczekuje zrozumienia ani pocieszenia, bo wie, że to niemożliwe.
Janda znakomicie pokazuje tę emocjonalną huśtawkę, przez cały czas zresztą po mistrzowsku balansując na granicy kreowanej postaci i prywatności. Jest zarazem Serbką, Tonką z domu Babić i Krystyną Jandą, polską aktorką, przemawiającą przecież do polskiej publiczności. Dzięki temu udało jej się wydobyć z tekstu Vedrany Rudan walor uniwersalny. Monolog Tonki jest opowieścią o wszystkich kobietach doświadczonych stygmatem wojny.
Janda gra monodramy od wielu lat. Jak mówi, jest to znakomita szkoła warsztatu aktorskiego. „Ucho, gardło nóż” to potwierdza. Aktorka przez blisko dwie godziny utrzymuje kontakt z publicznością, tworzy i kontroluje napięcie emocjonalne, by zakończyć spektakl na najwyższej nucie, po której może nastąpić tylko cisza. I taka najpiękniejsza w teatrze cisza trwa długo, zanim wybuchną oklaski.
Andrzej Dziurdzikowski
Dodatkowo na poniższym linku znajduje się strona radia TOK FM z kilkoma krótkimi informacjami w formacie mp3 na temat Polonii
http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/3,0.html?slowo=krystyna%20janda
Krystyna Janda jako nieszczęśliwa, wulgarna, ale i zabawna Tonka Babić