Felieton-Uroda, nr 6/1999
Pomyliłam niedawno toaletę damską z męską i weszłam do męskiej. Pomyliłam, bo pod jej drzwiami stały trzy dziewczyny, nie spojrzałam na znaczek na drzwiach i weszłam, a one tak były zajęte jakimś namawianiem się, że mnie nie zauważyły. Kiedy byłam już w kabinie, z dwu innych wyszli chłopcy- sąadząc po głosie młodzi mężczyźni – i nie myjąc rąk zaczęli rozmowę:
Pierwszy: – Chodź k… wa idziemy, spie… my przed tymi k… mi bo się nie da żyć.
Drugi: – Ale one k… wa stoją pod drzwiami, jak spi… lisz k… wa?
Pierwszy: – Nie wiem k… wa, chyba wentylatorem. Co za kretynki!
Drugi:- Chodź wychodzimy, a ja im powiem żeby się odp… ły, a jak nie to im tak przyp…, że nie wiem.
Zorientowałam się, że mam do czynienia z młodzieńcami, napastowanymi przez zainteresowane nimi rówieśnice. Wszystko to działo się w dyskotece.
Znalazłam się w tej dyskotece przypadkiem, niechętnie, po długiej przerwie niebywania w takich miejscach. Była druga w nocy. Nie miałam ochoty tańczyć, moi znajomi poszli się bawić, a ja przyjrzałam się miejscu w którym się znalazłam. Tłum młodych, pięknych ludzi, dobrze ubranych. Mężczyźni nie zainteresowani niczym, ani tańcem ani rozmową, a już na pewno nie kobietami. Dziewczyny rozgrzane do czerwoności jak sparzone kotki, wszystkie na parkiecie, śmiejąc się za głośno, ocierały się same o wysunięte obojętnie w tańcu męskie uda. Tłum agresywnych, jednoznacznie atakujących kobiet i młodych mężczyzn nie bardzo wiedzących, co z tym żenującym faktem zrobić. Tylko kilku chłopców było w swoim żywiole. Pomyślałam, że dawno nie byłam w dyskotece, że tak teraz jest. Koło mnie dwie dziewczyny zaczęły sobie wyrywać chłopaka, ciągnąc go każda w inna stronę. Kiedy on uciekł, prawie się pobiły. Jedna z nich popłakała się, dostała z histerii, jakichś drgawek. Spie… łam stamtąd przerażona, mówiąc językiem miejscowej ludności .
*************************************************************************************
Mój mąż robił niedawno zdjęcia do pewnego filmu w Niemczech. Historia opowiadana w tym filmie toczyła się w słynnej dzielnicy burdeli w Hamburgu. Tłem była codzienność, a raczej conocność tego miejsca. Filmował około pięciu, sześciu striptizów dziennie. Sprowadzano do tego filmu najładniejsze, najoryginalniejsze „numery” striptizowe z całej Europy. Kiedy go odwiedziłam w czasie tej pracy i niebacznie w hotelu wyszłam z łazienki nago, powiedział: – „Proszę cię, ubierz się, na widok gołej baby robi mi się niedobrze”.
*************************************************************************************
W tym samym filmie, o którym wyżej, ciągle szukano aktorek, statystek do scen „rozbieranych”. Pewnego dnia zgłosiła się do produkcji filmu pani doktor psycholog ze swoją grupą terapeutyczną. Psychoterapia polegała na rozbieraniu się. Jej pacjentki, kobiety nieśmiałe i zablokowane, miały – poza innymi
problemami – kłopot ze zdobyciem partnerów. Pani doktor leczyła je przez striptiz grupowy. Rozebrały się w tym filmie bez żadnych zahamowań.
*************************************************************************************
Ameryka to kraj specjalizacji, jak śpiewała Merlin Monroe. Kraj w którym każdy chętnie, czasem płacąc za to bajońskie sumy, zasięga porady mistrzów w danej dziedzinie, oszczędzając czas i eliminując ewentualne błędy jakie mógłby popełnić z braku znajomości danego przedmiotu. W jednej z księgarń w Ameryce zobaczyłam płytę ‘’Striptiz dla każdego’’ Instruktaż sztuki striptizu dla amatorów. Kilka rodzajów proponowanych podkładów muzycznych, opisy, jak się rozbierać, w jakiej kolejności, przykłady zalecanej bielizny, którą należy dodatkowo zakupić, zdjęcia. Proste i bardzo pomocne, oszczędzające czas i eliminujące ewentualne błędy.
************************************************************************************
Niedawno odwiedziła mnie młoda kuzynka. Śliczna dziewczyna, znakomita. Spędziłyśmy ze sobą cały dzień, rozmawiałyśmy, wieczorem otworzyła się zupełnie i zaczęła zwierzenia. Opowiadała o chłopcach z jej miasta, z jej klasy. Dostała wypieków, oczy jej rozbłysły, spociły się ręce. A kiedy opowiadała o tym jedynym, zmieniła się już nie do poznania, zaczęła się jąkać i syczała zmieniona na twarzy, nie używając przy tym rozumu: „Muszszę go mieć, ciociu !!!! Muszszszę !!!“
*************************************************************************************
O co w tym wszystkim chodzi? Czyżby miejscowej ludności wydawało się, że dysproporcje liczby urodzin samców w stosunku do samic grożą zagładą gatunku?
Uroda, nr 6/1999, s.18