03
Wrzesień
2018
23:09

ZAPISKI Z WYGNANIA. Fot. Katarzyna Kural-Sadowska

zobacz zdjęcie

Subiektywny spis aktorów teatralnych 2018

Subiektywny spis aktorów teatralnych 2018

Edycja dwudziesta szósta
wrzesień 2018

Gdy ukazało się tomiszcze zawierające dzienniki Andrzeja Łapickiego z lat 1984-2005 „Jutro będzie «Zemsta»”, odzewem były głosy przepojone jakimś rozdzierającym, osobistym rozgoryczeniem. Że oto wspaniały amant polskich ekranów i scen, nasz arbiter elegantiarum, pokazał się w prywatnych notatkach jako ktoś egocentryczny, dosyć próżny, dosyć małostkowy, bezceremonialnie a niekiedy grubo traktujący ludzi bez wątpienia zasługujących na szacunek, w tym często mu bliskich. Jak mógł!? – pytano. Czytałem te głosy zgrozy z pewnym zadziwieniem. Nie tylko ze względu na ewidentne pomylenie – i to u osób znających się na teatrze! – gracko zbudowanego wizerunku scenicznego (scenę rozumiem tu szerzej niż tylko wieczorne przedstawienia) z, by tak rzec, obliczem bez szminki. Jeszcze bardziej zdumiewająca była ujawniająca się w tych protestach namiętna potrzeba idealizacji kogoś, w kim się chciało widzieć wzorzec, i szczera rozpacz, gdy ów ktoś do wzorca nie dostawał. Jakby nie było oczywiste, że nawet świętym, gdy nikt nie patrzył, zdarzało się szpetnie zakląć, brzydko odreagować napięcie, krzywo i niesprawiedliwie pomyśleć coś o czymś czy o kimś. Inna rzecz, że nie lecieli notować tych robaczywych myśli w kajeciku szykowanym do wydania (nawet, jak tu, z karencją pięciu lat po śmierci).
Trzeba mieć dla dzienników Łapickiego trochę wyrozumiałości (i, rzecz jasna, łatwiej o nią komuś, kogo diarysta akurat ni razu boleśnie nie dziabnął). Trzeba chcieć przedzierać się przez wszystkie honory i splendory, jakie go spotkały, przez papieży, prymasów, premierów, rektorów, eminencje, ekscelencje i magnificencje, trzeba przenurkować przez życiowe nudziarstwa o lekarzach, samochodach i życiu towarzyskim, by na samym dnie trafić na coś, co być może jest jakimś bolesnym jądrem twórczej świadomości człowieka teatru, aktora, reżysera. Na udrękę obsesyjnych pytań zadawanych sobie po każdej robocie: czy wyszło, więc dalej jestem czegoś wart, czy nie wyszło, więc może już się kończę? Widać, jak artysta, bądź co bądź uznany i szanowany, katuje się tymi wątpliwościami, jak przetrawia wszelkie sygnały i reakcje, czasem ewidentnie niemądre bądź marginalne. Lawina pochwał, nawet rozpędzona dalece ponad konwenanse, nie gasi jego niepokoju, zaś głosy nieprzychylne nie wstrzymują kurczowej nadziei, że może coś jednak da się obronić. Jest w tym rozliczaniu uporczywy, nienasycony, ale trzeźwy, nie ma tu narcyzmu, tylko rzeczowy rachunek, nigdy zresztą nie domykany do końca. A przy jego sporządzaniu aktor jest bezapelacyjnie sam. Wywiady, recenzje, głosy na bankietach, bon-moty i złośliwostki od kawiarnianego stolika, wszystko to brzęczy gdzieś z dala, w niczym nie pomaga, niczego nie łagodzi. Jak widać, w sztuce teatru, jednej z najbardziej kolektywnych z definicji dziedzin twórczości, bilans tak czy owak zawsze sumuje się jednostkowo. Na indywidualnym koncie.
Choć z tą samotnością… W dzienniku Łapickiego żona obecna jest właściwie milcząco. Nie ma nawet zapisów, że rozmawiali o spektaklu, czy roli. A jednak w dniu jej śmierci autor pisze w kajecie wielkimi literami słowo „koniec”. Jakby nagły brak czegoś, co przedtem nie doczekało się nawet wzmianki, zamykał dokumentnie wszystko.
Próbując zestawiać – już dwudziesty szósty raz, więc może też obsesyjnie – coroczne notatki o dokonaniach aktorskich sezonu, myślę o tych indywidualnych bilansach. Które dokonywane przez obserwatorów z zewnątrz zawsze są niesprawiedliwe, niepełne, skażone przypadkiem: czegoś się nie zobaczyło, nie dopatrzyło. Zaś czynione przez samych artystów bywają potwornie gorzkie – bo nikt lepiej od nich samych nie wie, ile jest tu niespełnień niezawinionych, płynących z nieporozumień, z niedogadania, z pośpiechu, ze złej chemii, ze złego układu gwiazd. Z tych wszystkich czynników, których żaden rachunek osobisty nie uwzględni, a w końcu, rób co chcesz, jedynie on się liczy. Te notatki tego stanu nie odwrócą, choć na pewno by się chciało, nie raz i nie dwa. No to trzeba przynajmniej spróbować.

Krystyna Janda [mistrzostwo]

Doprowadziła mnie do wściekłej złości wygłupem i dezynwolturą w rozpoczynającej sezon farsie „Pomoc domowa”. A teraz leżę plackiem przed bezapelacyjnym mistrzostwem jej „Zapisków z wygnania” i myślę, że może naprawdę nie ma złego bez dobrego. Może widownia Polonii i Och-Teatru rzeczywiście powinna się najpierw utwierdzić w miłości dla niej nonszalanckiej, haftującej niepamiętany tekst, zaraźliwie śmiejącej się sama z siebie – żeby dać się później tak zmrozić druzgocącą w swej determinacji mową oskarżycielską wypędzonej w 1968 polskiej Żydówki, Sabiny Baral. Mówioną w zapamiętałym skupieniu, z ważeniem i wybrzmieniem każdego, precyzyjnie artykułowanego zdania. I jeszcze te piosenki z epoki, nieśpiewane, nucone po parę taktów, niczym przywoływane z pamięci dźwięki-pamiątki zdarzeń, tak niedosłowne, że aż oczywiste. I sama jej twarz, powiększona dzięki projekcji na tiulowy ekran, stężona bólem i gniewem przekraczającym wymiar zwykłego spektaklu. Najmocniejsza teatralna wypowiedź wobec tego wskrzeszenia upiorów, które nam sprokurowano na pięćdziesiątą rocznicę.

„Subiektywny spis aktorów teatralnych. Edycja dwudziesta szósta”

Jacek Sieradzki
Materiał własny
03-09-2018

http://www.e-teatr.pl/pl/statyczne/ssat26.html

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.