Uroda, nr 3/1997, Felieton
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam napis SOLIDARNOŚĆ, doznałam niejasnego przeczucia, że jest mi bliski i skądś go znam. Już to gdzieś widziałam, pomyślałam. Później za każdym razem, czerwone, beztroskie, wesołe, spuchnięte literki, uśmiechające się do mnie z ulic, transparentów, gazet, koszulek, a potem z tytułu filmu „Człowiek z Żelaza”, dawały mi do zrozumienia, że mam z napisem SOLIDARNOŚĆ, jakiś specjalny, intymny związek. Coś małego, bezpiecznego, jak chusteczka w misie z dzieciństwa, i że wiem to tylko ja i one / te literki/.
Zdawałam do Liceum Plastycznego, bez namysłu, bez przekonania, z ciekawości. Nie mając za sobą żadnych osiągnięć, tradycji, czy nawet wcześniejszych zainteresowań z tym kierunkiem związanych. Teczkę prac, które trzeba było złożyć przed egzaminami, „stworzyłam” w tydzień, a moją pracę namalowaną na egzaminie, wspominam do dziś z uśmiechem – stadion pełen kibiców, ze sportowcami biegnącymi na bieżni – jakby to namalowało niedorozwinięte, wolne od myślenia na jakimkolwiek wyższym poziomie, dziecko, za to była ona nieprawdopodobnie kolorowa. Dlaczego uznano ją za interesującą pozostanie na zawsze dla mnie tajemnicą. Martwą naturę węglem i szkic ołówkiem ręki czy wazonika dziś już nie pamiętam, tzw. Studium z natury, robiłam pierwszy raz w życiu, naprawdę nie miałam o niczym zielonego pojęcia. Dlaczego zdałam do tego najmodniejszego wtedy liceum, pomiędzy młodymi ludźmi, od dawna zajmującymi się ” plastyką”, jak to się dookoła mnie mówiło , nie wiem.
Koło mnie zdawał, trochę podobny do mnie w tym swoistym „nuworyszostwie”, wesoły chłopak, cały w zamszowych ubraniach z frędzlami, / buty też/, Jurek Janiszewski z Płocka.
Potem całe liceum siedzieliśmy w jednej ławce, w jakiś sposób sobie bliscy. Byliśmy podobni, równie ” nowi” w tym świecie warszawskiej elitarnej młodzieży, która wcześniej chodziła na wystawy, miała sprecyzowane gusty malarskie, kolorystyczne, kompozycyjne i do tego wiedziała dlaczego takie a nie inne i skąd im się to wzięło. Oboje z Jurkiem zapatrzeni w ten świat z podziwem, uśmiechnięci do niego z nasza naiwnością, brakiem tradycji, niewątpliwie gorszym gustem ale i bez żadnych zobowiązań. Ja nie mogłam namalować obrazu abstrakcyjnego, przekraczało to możliwości mojego rozumu, i byłam w tym szczera, prawdziwa i pokorna, a Jurek dalej chodził we frędzlach i co zajrzałam mu przez ramię do zeszytu, rysował taki sam rysunek- Mick Jagger, tyłem, z długimi włosami, w kamizelce zamszowej z frędzlami, siedzący po turecku, mikrofon w prawej ręce.
Rysunek według bardzo znanego wtedy zdjęcia, a pod spodem, nieodzownie, podpis, MICK JAGGER, Jurkowymi, spuchniętymi literkami. I zawsze wtedy myślałam z pogardą …czy ten Janiszewski nie przestanie? Tu dookoła, kompozycje abstrakcyjne, najwyższe sublimacje kolorystyczno- kompozycyjno- znaczeniowe, a ten Debil w kółko Mick Jagger tymi beznadziejnymi literami.
Potem kiedy pierwszy raz zobaczyłam napis SOLIDARNOŚĆ, coś niejasnego przeszyło mi serce.
Lata później, w Paryżu, spotkałam Jurka. Przyszedł zapytać, czy bym mu nie pomogła załatwić jakichś praw do tego napisu…bo cały Ĺšwiat do drukuje, używa, prywaciarze robią koszulki, długopisy, zbijają forsę, a on nic z tego nie ma. Mieszkał blisko stoczni,. Przylecieli w nocy. Kazali napisać Solidarność. To napisał. Wszystko było szybko. Na nic nie było czasu. Zastanawiali się tylko w którą stronę chorągiewka, tzn. Czy napis ma iść na wschód czy na zachód. Zrobili na wschód, bo to lepiej poza tym wyglądało.
Nie wiem gdzie jest Jurek, co się z nim dzieje i czy ma prawa do tego napisu i tego liternictwa, które potem nazwano ” gdański gotyk”. Ale napis SOLIDARNOŚĆ jest częścią naszego życia, wywołuje wiele wspomnień i tysiące emocji, a ja nic na to nie poradzę, że widzę SOLIDARNOŚĆ – myślę MICK JAGGER.
Jurek odezwij się do nas , w jakimkolwiek miejscu świata byś nie był, uważaj na to co piszesz, i pamiętaj że pod napisem COCA COLA, są takie małe literki Znak tow. Zastrz..
Całuję Cię Kryśka
PS. Mój mąż właśnie mówi mi że z tą chorągiewką to nie jest takie proste, i że nie bez powodu w filmach radzieckich Armia Czerwona zawsze atakuje z prawej strony ekranu w lewą, czyli na zachód.
Uroda, nr 3/1997