17
Kwiecień
2000
00:04

Rozwody i wiersz

Znów wszyscy mają kryzysy w małżeństwach, dookoła znów moda na rozwód. Mówią, że co siedem lat nadchodzi taki czas, w moim wypadku, w wypadku pierwszego małżeństwa się sprawdziło. Za drugim razem miałam więcej szczęścia, choć co siedem lat, a kończy się właśnie trzecia siódemka, wzmagam czujność, łagodzę konflikty, chucham na zimne i na wszelki wypadek wszystkie błędy i winy biorę na siebie. A co mi zależy. Umiem już dzisiaj spojrzeć na wszystko z lotu ptaka i nie uwzględniać drobiazgów.
Przypomniałam sobie pewien wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, nazywa się Niedole miłości

Lidia, dostając co dzień kwiaty od Sylwestra,
Czarno-modre irysy i bez purpurowy,
sprawiła sobie na nie wazon kryształowy.
Jest wazon, gdzie Sylwester?
Zwiał innymi słowy.

Jedna z moich bliskich znajomych, po odejściu męża z inną panią, pokochała Jerzego. Lepszego, młodszego, inteligentniejszego, przystojniejszego od byłego męża, no cud. Kolacje, niespodzianki, jajka w skorupkach, popisowe dania. Każdy jego przyjazd to święto. Wietrzenie pościeli, kwiaty w wazonach, zatykało od szczęścia. Po sześciu miesiącach zniknął, okazało się, że jest z Katowic, jest tam ważnym dyrektorem, ma żonę i dwoje adoptowanych dzieci, po prostu kryształowy człowiek. Miał cykl kursokonferencji w Warszawie. Hotel wydawał mu się za drogi.

Amarylis, by oknem wpuścić Żerylina,
Wiązała długo węzły sznurowej drabiny.
W marzeniu o drabinie mijały godziny…
Z chwilą, gdy ją skończyła,
Nogę dał jedyny.

Druga moja znajoma zakochała się śmiertelnie romantycznie. Wysłała męża i dzieci na obóz konny, umówiła się z ukochanym na wyśniony tydzień. Miał nadjechać z kierunku Mazur rano w niedzielę. Wstała o świcie, kupiła kosz kwiatów, świeże bułeczki, owoce i poszła szosą na spotkanie. Liczyła, że spotkają się gdzieś w Łomiankach i tam zatrzymają się na powitalny piknik. Doszła do Modlina, słońce paliło. Sparzyła sobie tylko pół twarzy. Nie nadjechał nigdy.

Emanuel wynajął piękną garsonierę –
Byli tak obaj z Sylwią namiętni i prędcy!
Zapłacił z góry czynszu dwanaście miesięcy,
Po czym był tam wraz z Sylwią
Raz i nigdy więcej.

Moja przyjaciółka Hanka, po odejściu męża, przeżywała drugą młodość, szalała. Henryk był nadzwyczajny. Robiła to pierwszy raz w samochodzie, windzie, lesie, pociągu. Po trzech miesiącach zamieszkali razem. Pierwszego dnia zostawił piżamę wywróconą na lewą stronę, drugiego chleb spalony w tosterze, trzeciego w łóżku było nudno, czwartego poprosiła, żeby się wyprowadził.

Narcyz grosz cały wydał na własny telefon,
Lecz zamiast głosu lubej słodkiego szelestu,
Słyszy w nim kupców w sprawie weksli i protestów,
więc się Narcyz uśmiecha kwaśniej od agrestu.

Do Zośki ukochany zadzwonił w imieniny: – Małpeczko, kup sobie co chcesz, o czym tylko marzysz. Spotkamy się po południu, to ci zwrócę pieniądze. Kupiła. Po południu miał zanik pamięci, póżniej zdarzały się takie zaburzenia wielokrotnie. Mężowi nic nie powiedziała, że musiała zaciągnąć pożyczkę. Ale mąż nie jest ideałem, jak mówi. Dzieci dorosły, co mnie przy nim trzyma?

Widząc, że w sam dzień schadzki deszcz okrutny lunął,
Delfin dwa parasole zakupił wspaniałe.
Czekał bez końca, w deszczu i wichrze, i w szale.
Bo ona, rozsądniejsza,
Nie nadeszła wcale.

Kobieta czekająca razem z moją znajomą, na kogoś na dworcu, też miała kwiaty. Moja znajoma miała na imię Halinka. Postanowiła wyjść po wracającego męża, żeby przeprosić go za wszystko i porozmawiać, w następstwie przeprosin, o ich przyszłości. Nocowała u niej koleżanka, specjalnie po to, żeby rano uczesać ją w przecudny kok. Mąż lubił długie włosy. Kiedy wysiadł, ta kobieta rzuciła mu się na szyję. Żadna z nich nie chciała usiąść z przodu w taksówce. Rozmawiali już we trójkę. Ta druga miała włosy dłuższe od Halinki.

Trys przygotowała ciasto dla Alcjona,
Własnoręcznie mieszane w poświęceń ogromie.
Lecz że Alcjon uleciał ku donie Palomie,
Mąż Irydy, Satwunin,
Pożarł je łakomie.

Moja koleżanka Aśka. Schudła, zmieniła kolor włosów, zaczęła chodzić na łóżko opalające, aerobik, wydepilowała się cała i zaczęła mówić z angielskim akcentem. Mąż oszalał na jej punkcie po raz drugi i nie odstępował ani na krok. Anglik czekał, czekał aż wyjechał.

Sąsiedzi zaglądali w ogródek Fillidy,
Gdzie z Ramonem godziny przepędzała złote.
Kazała mur wystawić. Skończono robotę,
Gdy świat mógł już podziwiać
Samotność i cnotę.

Kiedy wyjechał ukochany mojej znajomej, Urszuli, założyła jego ulubiony sweter i z tęsknoty postanowiła go nie zdejmować przez cały czas jego nieobecności. Było to trudne, bo była aktorką i założenie kostiumu było jej zawodowym obowiązkiem, wieczornym. Na próbach przedpołudniowych reżyser cedził przez zęby: Chwała Bogu, że nie musimy tu znosić pidżamy tego pana! Trwało to do momentu, kiedy jedna z koleżanek przyszła pewnego dnia na próbę, w męskim swetrze o tym samym ukochanym zapachu. Urszula stworzyła kreację. Cierpienie pomaga w tym zawodzie.

Pantalkon kajutę miał do Ameryki,
Lecz ją podarł dla Idy; po chwili wahania,
Ryknąwszy, odjechała precz „Maurytania”
Za to na Idę próżno
Czekał do świtania.

Całe życie był kawalerem. Grał w Heidelbergu w operze na skrzypcach. Przyjechała, wymarzona. Odesłał ją do Polski po roku. Dlaczego? – pytałam zdumiona. Nie wiedziała, jaka jest różnica między gołąbkami a kapustą faszerowaną. A w ogóle, to nie o to chodzi!
Zasyczał mi w odpowiedzi, wyraźnie zły.

Zenon radio założył, by słuchać co wieczór
Głosu tej którą kochał bez wyraźnej racji.
Gracja wolała Huga zagranicznej nacji.
Więc Zenon potłukł radio
Nie mogąc stłuc Gracji.

Jedna z moich przyjaciółek niebacznie pewnego dnia opowiedziała mężowi, że w swoich studenckich latach, miała krótki romans z Murzynem. Od tego dnia mąż jej nie dotknął. Mówi, że stu kochanków białych by jej wybaczył, nawet w trakcie trwania ich małżeństwa. Poradziłam jej, żeby się z nim rozwiodła. Nie lubię rasistów.

Dla błękitnego ptaka nie chciej złotej klatki,
A jeśliś ją już kupił, i diabli cię biorą,
Widząc ptaka na dachu – wyznajże z pokorą,
Że Twój błękitny ptaszek
Zwykłą jest sikorą.

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.