«Jest to historia sentymentalna, tania, banalna, podobna do stu innych. Opowiadana przez Krystynę Jandę staje się tą jedyną, szczególną, której chce się słuchać i słuchać… Nawet dwie godziny, a może i dłużej. „Kobieta zawiedziona” Simone de Beauvoir, to opowieść o kryzysie małżeństwa. Monika i Maurycy są nim od 22 lat. Nagle on spotyka inną, ale nie jest jeszcze zdecydowany, czy chce odejść na zawsze. Ona postanawia go zatrzymać, odzyskać; najpierw – cierpliwością, spokojem, heroiczną próbą dostosowania się do sytuacji, potem… Znacie? Znamy. No to posłuchajcie, ręczę, że z przyjemnością.
Jak w „Shirley Valentine” Janda zagarnia dla siebie całą scenę i widownię. W „Shirley” spieszyła jej z pomocą scenografia. Teraz jest sama na pustej scenie. Tylko mikrofon i ekran. Ekran, na którym monotonnie wystukiwane są maszynową czcionką mijające dni oraz pojawiają się zbliżenia twarzy aktorki. Janda opowiada i śpiewa. Śpiewa największe przeboje francuskie lat 60. i 70., m.in. „Szabada-bada”, „La bohme”, ,,C’est si bon!”, „For me formidable”, „Tombe la neige” i inne, które wplata w tę historię, zgodnie z nastrojem opowieści.
Śpiewa znakomicie, z wyważoną ekspresją, niby dla nas, ale jakby dla siebie, kameralnie (co byśmy zrobili bez tych piosenek…). Te piosenki są również same w sobie wydarzeniem, w nowych świetnych przekładach Jeremiego Przybory i Wojciecha Młynarskiego (wszystkie teksty są w programie), brzmią szalenie nowocześnie, a dowcipu, lekkości i precyzji słowa mogą im pozazdrościć współczesne hity.
Janda jest zachwycająca. Urzeka prawdą, naturalnością, a jednocześnie – gdy trzeba – dystansem wobec siebie i całej tej historii. Płaczem, wzruszeniem, półuśmiechem, autoironią, pauzą dopowiada to, czego nie da się powiedzieć słowami, czego nie ma w tekście, a co postaci przez nią granej dodaje pełni autentyczności.»
Ewa Zielińska
Kurier Polski nr 113
17-05-1994