Moja Droga B! Cieszę się że znów mogę do Ciebie pisać! Nie masz pojęcia jak mi tego brakowało. Tego, właśnie tego. Pisania . Ciebie mam cały czas, mogę do Ciebie zadzwonić, pojechać, porozmawiać, ale to nie to samo. Te listy bez tak zwanej „sytuacji”, to coś naprawdę wyjątkowego. Listy pisane z potrzeby, w samotności, propozycja porozumienia na warunkach piszącego.
Im dłużej żyję, i więcej spotykam ludzi, im częściej i pozornie bardziej bezpośrednio, jak to trzeba teraz , w tych czasach, bez zahamowań – kontaktuję się, dogaduję, tym rzadziej mam szansę spotkać i porozmawiać z kimś kto mnie rozumie naprawdę, kto ma mój rytm, mój rodzaj żartu i skojarzeń, tym rzadziej wybucham z kimś śmiechem w tym samym momencie i na ten sam temat. To smutne albo i nie. Wydawałoby się że z kimś kogo zna się długo, niejedno się przeżyło, nie jedną rzeczą razem martwiło i z niejednej cieszyło, dogadać się, porozumieć jest łatwo, najprościej. Otóż nie. Mam wrażenie że ludzie tak się teraz zmieniają, w takim tempie razem z tym naszym nowym życiem w Polsce „rozwijają” „ dostosowują” , że coraz częściej nie poznaję przyjaciół, zaskakują mnie poglądami i reakcjami starzy znajomi. Nie mogę przewidzieć posunięć nawet ludzi najbliższych.
Dla tego w listach tych mam nadzieję odnaleźć Ciebie i siebie tamtą , z tamtego czasu , choćby sprzed roku.
Wiesz jak to jest z przyjaźnią. Im jesteśmy starsi tym bardziej nam na niej zależy i uświadamiamy sobie ile dla nas znaczy. Prawdą jest też że wszelkie zmiany, wszelkie wariacje związku z kimś bliskim, należy zaakceptować i nie marudzić. Od tego się jest przyjacielem. Akceptacja i zrozumienie należy do sprawy. Ale trochę mi żal nas obu z tamtego czasu bez aż tak precyzyjnych zegarków, zapisanych terminarzy, ciągle dzwoniących telefonów komórkowych, czasu bez świadomości co to znaczy brutto i netto, (zresztą do dziś mi się to myli), co kryje się pod skrótem ZUS i dlaczego to ważne, czasie sprzed kart kredytowych i funduszy emerytalnych. O ohydo!
Tak tęsknię za Tobą z czasu kiedy się śmiałaś i mówiłaś: –Moje psy mają budę z kryształowymi oknami! A każdemu nieznajomemu, niespodziewanemu gościowi w twoim domu pokazywałaś z dumą skrytkę w twojej ulubionej sekreterze. To było pierwsze czym się z dziecięcą radością chwaliłaś do momentu kiedy, zniknął stamtąd, w niewiadomy sposób pierścionek, jedyna pamiątka po matce.
Wszyscy się uczymy tego nowego życia, staramy zrozumieć sytuację i wykorzystać szansę skoro taką możliwość nam dano. Bo dano ją nam wszystkim, to pewne. Tylko że ani Ty, ani ja nie mamy do tego talentu i zajmuje nam to tyle czasu, wymaga tyle mozołu, nudnych męczących zabiegów o których myślimy z pogardą, że na nas „prawdziwe”, nas „dzikie” i „swobodne”, chwil zostaje mało. A i tak jeśli się zdarzają są zatrute myślą że lepiej byłoby się wyspać bo jutro spotkanie w urzędzie podatkowym.
Anyway! Dziś prawdziwą sztuką okazało się życie. I umiejętność urządzenia się, zdobycia pieniędzy i sławy jak najmniejszym wysiłkiem, jest podziwiana. Za to dostaje się nagrody, wyróżnienia, dyplomy.
Moja droga B! Marudzę! Żalę się , narzekam i w tobie szukam nadziei, ale jak prawdziwa przyjaciółka i do Ciebie mam pretensję. Przestaję. Będę pisać . O niczym. Nie po to żeby coś załatwić. Będę pisać gratis, nie wiadomo po co. Bo jak pisała Agnieszka Osiecka …Czasem chce się do człowieka…
Będę pisać dalej w podziękowaniu za to że swój piękny stary dom zamieniłaś w wielką wytwórnię nie – kremów, nie- seryjnych obrazków, a w pracownię wyobraźni. Ze mówisz ciągle do mnie: nasze życie jest tam gdzie nasza praca, po co więc jadalnia, pokój dzienny, holl, stałyby puste a ja siedziałabym w mojej pracowni, dlatego pracownia jest wszędzie. Nie ma jadalni , nie ma kanap, nie ma serwetek , wszędzie leżą pędzle, dłuta, szpachle malarskie, gips, kamienie, napoczęte rzeźby, schnące obrazy, a stoisz w środku tego wszystkiego i mówisz ze śmiechem : przekimać się mogę byle gdzie, to nie jest najważniejsze. A echo w tym wielkim pustym domu potwierdza to natychmiast.
Dopóki To będzie dla Ciebie najważniejsze będę do Ciebie pisać, bo Cię podziwiam i uwielbiam za to. Aha, i jeszcze za to że nie umiesz włączyć video, nie wiesz co to komputer, tylko słyszałaś coś o tym, a żeby wyjąć pieniądze z banku za pomocą karty kredytowej zaczepiasz na ulicy człowieka i prosisz o pomoc. Stoisz nocą koło obcego, naprzeciwko tej dziwnej dziurki z której w niewytłumaczalny dla mnie i dla Ciebie sposób wychodzą pieniądze, dajesz temu komuś swoją kartę, dyktujesz zapisany w notesiku kod dostępu i oboje czekacie, potem on ci daje pieniądze, uśmiechacie się do siebie i rozchodzicie życząc sobie dobrej nocy. I mówisz że jeszcze nigdy nie zdarzyło Ci się żeby ktoś Ci odmówił. A robisz to tak często, bo ciągle jakoś zapominasz że nie masz pieniędzy i że rano coś bardzo trzeba zapłacić.
Aha uwielbiam Cię też i za to że pracujesz od rana do rana, a potem z włosami umazanymi gipsem, wypiekami na twarzy pytasz z niepokojem:- Jak ci się podoba mój „Siedzący” który powstał w nocy. I jeszcze za jedno, że masz jedne buty całoroczne i jedne sandały bo dawno nie byłaś w żadnym sklepie.
Całuję Cię mocno. Mocno.
Twoja K.
Maj 2001