Pani Honorata
Zawsze mówiłam,że chciałabym napisać książkę o moich gosposiach. Zawsze mówiłam, że gdybym nagle umarła jednego jestem pewna. Moje gosposie, płakałyby nad moją trumną.
Żartuję i nigdy takiej książki nie napiszę, ani nie mam też zamiaru gwałtownie umierać, ale Pani Honorata na pewno godna jest książki.
Spotkałyśmy się na dwa dni przed moim pierwszym ślubem, w kościele. Ona, biednie ubrana, stara kobieta ze śmiesznie zadartym nosem (perkatym jak potem zawsze mówiła) ja, studentka III roku PWST, przerażona, że za dwa dni wyprowadzę się od rodziców i będę musiała poprowadzić samodzielne życie i małe „gospodarstwo”.
Zapytałam, dlaczego płacze. Odpowiedziała, że była 12 lat u rodziny, wychowała im dzieci a teraz jest im niepotrzebna, na wieś wrócić nie może, bo oddała gospodarstwo wychowankowi, a teraz on jej nie chce. Słowem – nie ma gdzie się podziać.
Bez namysłu zaangażowałam ją jako gosposię i przyprowadzam do domu. Miała nocować u moich rodziców (pod Warszawą) i dojeżdżać codziennie rano do naszej małej małżeńskiej wynajętej kawalerki, robić zakupy, gotować, sprzątać i wracać na noc do rodziców.
Wszyscy patrzyli na mnie przerażeni. Wyglądała bardzo biednie, nikt me rozumiał, co mówi, bo mówiła najczystszą, najpiękniejszą gwarą z tarnowskiego, a ja, dziwnie spokojna uznałam, że to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
I tak się zaczęło moje 12 letnie życie z Honoratą. Dzięki niej bezpieczne, dzięki niej radosne, dzięki niej spokojne, dzięki niej…
Dziś wiem, że po moich najbliższych, była dla mnie najważniejszym człowiekiem a spotkanie jej należało niewątpliwie do najszczęśliwszych zdarzeń w moim życiu.
Piszę „po moich”, bo byłam zawsze Ja i Ona, a później jeszcze moje dziecko. Mężowie, rodzina, przyjaciele, znajomi, byli w jej oczach zawsze wrogami. Była Ona i Ja, naprzeciwko nas reszta nie wyłączając mojego męża, a ona mnie broniła uważając, że wszyscy poza nią mnie krzywdzą i chcą mnie wykorzystać.
Mówiłam zawsze do niej: – Pani Honorato; ona zawsze do mnie- ty i do wszystkich moich znajomych. O moich mężach mówiła „ Ón”. Wchodziłam do domu od razu dostawałam poufną informację szeptem….Ón śpi, Ónego ni ma, Ón ma gościa, …
„ Ón” – wróg, obcy, zagrożenie. W tej chłopskiej mentalności- Pan- którego można i trzeba traktować z przymrużeniem oka, obchodzić z daleka a w każdym razie nie dopuszczać do tajemnic domowych.
Dopóki chodziła po moim domu w rozdeptanych kapciach, śpiewała od 5 rano„ godzinki” na zmianę z rzucaniem przekleństw na naszego kota, wiedziałam, że nic złego stać się nie może ani mnie, ani mojemu dziecku. Bo ona modli się, czuwa, rządzi. A pieśń, która brzmiała: „ Kochana Matko! Jedyna Matko!- to do matki Boskiej…” A pójdziesz ty w cholerę gadzie zatracony” – to do kota…..i znów „ Najświętsza Matko! Móóódl się za nami!” do Matki Boskiej…itd., towarzyszyła mi każdego ranka przez 12 lat i regulowała życie, karierę, małżeństwo, rozwód, wychowanie mojej córki która od pojawienia się jej na świecie kochała jak swoją.
Do tego trzeba dodać, że Honorata nie skończyła żadnej szkoły, czytała sylabizując, nie bardzo znała się na zegarku, a jednocześnie była jedna z najinetligientniejszych i najbardziej taktownych osób, jakie znałam.
MÓJ ZAWÓD I MOJA KARIERA.
Nie wiedziała dokładnie, co robię. Mówiła…pani nadaje…nadaje w radyju, w telewizji, w teatrze, nadaje… na czym to polega właściwie, nie wiedziała ani ją to interesowało. Uważała, że w mieście, kobieta, w ogóle nie powinna pracować. Kiedy urodziłam dziecko „przeganiała” reżyserów spod drzwi ( nawet tych najwybitniejszych, ale ona o tym nie wiedziała) i mówiła do nich: – Ni ma, nie będzie nadawać, ona ma dzieciaka…..A na próby perswazji, odpowiadała niezmiennie: – Weź se chłopie inną, co to mało artystków, co to ona jedna do nadawania, dajże jej spokój…
Próbowałam to potem naprawiać. Tłumaczyłam jej, żeby przynajmniej nie odpędzała, tylko dała mi z nimi porozmawiać. O niczym nie chciała słyszeć.
TELEFON
To ja uczyłam ją niego korzystać. Mówiła do wszystkich dzwoniących po imieniu, opowiadając całe moje życie, przy okazji.
Lata całe błagałam, żeby nie odkładała słuchawki na widełki, kiedy idzie mnie zawołać do telefonu, bo wtedy rozmówcę niewiedzącego, o co chodzi rozłącza. Krzyczałam w furii, że słuchawkę odkłada się obok telefonu. Wtedy mówiła: – No przecies wiem, czego się wściekas… Po czym odwracała się z godnością, obrażała i za chwile robiła to samo. Po dwóch latach nauki pewnego dnia zadzwonił telefon kiedy byłam w wannie, jak zwykle opowiedziała temu komuś, co robię, jak długo i co ona o tym myśli, a w ogóle jak można się tak często kąpać, że u nich na wsi Józek od Łapów umarł na dzień przed ślubem, bo się wykąpał i wsiadł na motor z mokrą głową, a ja codziennie z mokrą głową gdzieś lecę…, po czym poszła poprosić mnie do telefonu. Kiedy mokra, cieknąca wodą przy telefonie, zobaczyłam, że słuchawka leży na widełkach, dostałam szału! I wtedy ona podeszła spokojnie mówiąc:- Cichajze, może on tam jeszcze jest? A do słuchawki:- Pon! Jesteś tam?- i z triumfem i pogardą mi ją podała. Po prostu tym razem ten ktoś się nie rozłączył, czekał, zupełnie zresztą nie rozumiem, dlaczego i dwa lata nauki poszło na marne.
UBIRANIE SIĘ
Ona zawsze w czyściutkiej sukience …… Ona zawsze w czyściutkiej sukience, „ na co dzień” i chustce w wielkie róże na głowie, i w domu i poza nim. W niedzielę w brokatowej sukience „kościelnej” i w „gazówce” w róże, a trzecia czarna suknia „na śmierć” i chustka – prezent ode mnie z Ameryki w srebrne róże, w walizeczce pod łóżkiem.
Z okazji wszystkich uroczystości, urodzin, imienin i rocznic, chciała żebym jej kupowała ciepłe „galoty” i wełniane pończochy, a raz w roku, na wiosnę, zawoziła ją na zakupy na Bazar Różyckiego – po dwie pary butów – czarne sandałki i brązowe półbuty.
Kiedyś jeździłyśmy autobusem, (bo nie miałam samochodu). Po wejściu do warszawskiego autobusu, mówiła głośno „ pochwalonego”, szukała dla mnie miejsca, często zganiając jakiegoś młodego mężczyznę sadzała mnie zawstydzona, młodą dwudziesto kilku letnią – siłą, a sama(staruszka) stawała przy mnie, głośno oznajmiając całemu autobusowi: – To moja Pani. Jedziemy po zakupy na bazar – uśmiechając się radośnie do wszystkich. Potem zaczepiała pierwsza kobietę, przede mną czy za mną i pytała czy jest zdrowa, czy ma dzieci, do jakiego kościoła chodzi i co u nich ksiądz mówił w niedzielę na kazaniu. Wychodząc życzyła całemu autobusowi szczęść Boże, do mnie krzyczała: – A pocekajze, a pędź tak jak kuń wyścigowy!!!
Na początku wstydziłam się tego wszystkiego, później nie oddałabym tych podróży za nic na świecie. Na bazarze zaczynał się niebywały teatr z targowaniem się, obrażaniem na sprzedawców, udawaniem, że nam nie zależy, (bo i mnie kazała w tym uczestniczyć). Początkowo wściekła chciałam płacić za wszystko ile chcieli, i prawie ze łzami w oczach syczałam do niej, że to moje pieniądze i mogę sobie z nimi robić, co chcę. Później zrozumiałam, że to nie chodzi o pieniądze, że ona nie potrafi inaczej i że to targowanie jej sprawia po prostu przyjemność. A duma z utargowanych 20 złotych nie jest równa niczemu. Aha, i przez te wszystkie lata kupowałyśmy takie same buty, w tym samym kolorze.
Ja ubierałam się tak, że ona żegnała się za każdym razem na mój widok i mówiła: – Oj, babo, babo, a cóżeś ty na siebie znowu oblekła, a to już ni masz porządnych rzeczy?…
Pewnego dnia przyszła ze spaceru z dzieckiem zadowolona i z czymś pogodzona. Zapytałam, o co chodzi, odpowiedziała:
– A, bo w wszystkie w tych blokach( mieszkaliśmy wtedy na Stegnach warszawskich) latają tak jak i ty ubrane, i po domu nago jak i ty, a ja się tak za ciebie spowiadałam… Kamień spadł jej z serca. Zawstydzało ją moje przebieganie rano łazienki, czy poszukiwanie bielizny rano, nago, a mnie nigdy nie przyszło do głowy, że to może być dla niej problem. Kochana pani Honorata. Kiedyś mi powiedziała, że jej nikt nigdy nie widział nago, nawet mąż, a ja śmiejąc się zażartowałam, że może nie było, co pokazywać (wulgarna idiotka).
DZIECKO
Moja córka ubierana była przez nią tak, że wstydziłam się ją odbierać z przedszkola. Potem machnęłam ręką na niekonwencjonalne zestawy wzorków czy kolorów, a nawet szokujący zestaw „spódniczka i spodenki” jednocześnie, żeby było ciepło….Bo po pierwsze nie chciałam jej robić przykrości a po drugie dziecko rzeczywiście nigdy nie chorowało, nigdy nie było nawet lekko zaziębione. Jakie wiec znaczenie miały znaczące spojrzenia ludzi i kiwanie nade mną głowami innych matek? Dopóki Marysia nie zorientowała się, że cos jest nie tak, nie interweniowałam. Swoją drogą chciałabym móc pokazać państwu, choć raz moja córkę ubrana „ciepło i wygodnie” przez Honoratę, tego się nie da, niestety, opisać.
TELEWIZJA
To było dla niej okno na świat, ale w dosłownym znaczeniu. Oglądała telewizję tylko ze mną, kiedy wracałam wieczorem, często dopiero po spektaklu. Nigdy nie kładła się spać przed moim powrotem, zawsze czekała żeby mi towarzyszyć, przynajmniej kilka minut, i gadała, gadała, gadała…Oglądanie telewizji wyglądało mniej więcej tak… 23;00 powiedzmy – ostatnie wiadomości-
Ona: – Popatrz, tak późno a dzieciaki ciągają po ulicy.
Ja: – Pani Honorato! To kręcili kilka dni temu w południe! Niech pani zobaczy słońce, a teraz za oknem jest ciemno!
Ona(obrażona): – No przecież wiem.
Za chwilę….
Ona:- Dyscz? Nima dysca!
Ja:- To w Krakowie i dziś w południe był deszcz! Kurcze!
Ona:- No wim, wim…..
Pada wiadomość, że statkami dotarły do Polski owoce cytrusowe.
Ona: – Jutro musze lecieć, kupić dzieciakowi.
Ja:- Pani Honorato, dopiero rozładowują statki, nie wiadomo czy owoce w ogóle dotrą do Warszawy, a na pewno nie jutro. Niepotrzebnie będzie pani słała z dzieckiem w kolejce. I niech pani nie krzyczy na ekspedientki, że schowały dla siebie.
Ona:- Idę spać!(obrażona).
I tak latami. Pewnego dnia, w samotności chciałam obejrzeć swoją rolę w Teatrze Telewizji. Honorata przyszła z okularami na czubku nosa, „Expressem”,(którego nigdy nie zapominałam przywieźć dla niej) i herbatą dla mnie. Cały czas sylabizowała gazetę na głos, komentując każde odszyfrowane zdanie. W końcu nie wytrzymałam: – Pani Honorato! Chce obejrzeć siebie w telewizji, niech pani będzie cicho! Spojrzała na ekran i nagle mnie poznała. Zamarła. Pierwszy raz zmaterializowało się to, o czym mówiłam tyle razy. Byłam tam w telewizji i siedziałam jednocześnie koło niej. Powoli spoglądała to na mnie, to na ekran. Słyszałam jak sapała z wysiłku i słyszałam jak pracował jej mózg…I nagle…roześmiała się podejrzliwie jak ktoś, kto i tak jest górą i poszła spać. Wolała nie rozumieć. A może to grzech? Rano była na mnie obrażona.
ZWIERZĘTA
Gady- jak mówiła. Gady w mieście są niepotrzebne, ale krzywy im nie zrobię. Bóg stworzył kwiatki, drzewa, tyle piękności stworzył, gady też – no to niech będzie. A rezultat był taki, że odkąd pamiętam była ona i kot. Kot zawsze przy niej, gruby, zadowolony z życia, wkładający pysk do wszystkich garów- jak mówiła- Przeganiany ścierką, ale w jakiś tam dziwny sposób przez nią lubiany. Kiedy Marysia, moja córka skończyła 4 lata, uznałam ze dziecko lepiej się chowa z psem. Kupiłam młodego boksera, wrzuciłam do domu i… zniknęłam „w odmętach Sztuki”. Minął rok. Starałam się pomagać, wychodziłam z psem czasem na spacer, jeździłam w wolne dni z dzieckiem i psem na całe dni do lasu, ale w wolnych chwil miałam bardzo mało. Pies w miedzy czasie urósł, stał się silny i niebezpieczny. Honorata nie skarżyła się nigdy, a ja nie zastanawiałam się nad „ drobiazgami”. Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej, cieszyłam się, że odbiorę Marysię z przedszkola. Przed „naszym” kioskiem z gazetami, zobaczyłam długą kolejkę, a moją panią Honoratę na miejscu sprzedawcy, uspokajającą ludzi, że ten pan zaraz wróci, jeszcze tylko minutkę, uśmiechniętą i strasznie „ważną”. Po chwili zobaczyłam pana kioskarza, który wracał ze spaceru z MOIM PSEM. Zamienili się z Honoratą miejscami, pan zaczął sprzedawać, popijając gorącą kawę, a Honorata w przyjaźni z całą kolejką, odeszła z psem do domu. Okazało się, że siedemdzesiecioletnia staruszka, nie miała siły na spacery z silnym i niewychowanym psem, który prawie ja przewracał, i tak sobie poradziła. Umowa z kioskarzem: szklanka kawy za spacer z psem – była dla obojga korzystna. Ta historia pierwszy właściwie raz uświadomiła mi „wielkość” Honoraty, jej dla mnie wspaniałomyślność i moją „małość”, egoizm i bezmyślność. Teraz jeszcze wiedzę ja huśtającą się spokojnie na bujanym fotelu, i „wałkującą” kota nogą na podłodze (ulubiona pieszczota), kiedy zostawiałam ich oboje samych, nie wiadomo na jak długo, tuż po rozpoczęciu stanu wojennego. Kiedy w rok później pewnego dnia , wieczorem, weszłam z dzieckiem do domu, po podróży Paryż-Warszawa samochodem bez przerwy, zasłałam taki sam obrazek – nie naruszony spokój, Honorata w fotelu, wałkująca nogą kota, z różańcem w ręku. Zapytałam, dlaczego nie ogląda telewizji, dlaczego siedzi po ciemku? Odpowiedziała:- A po co wypalać prąd, po ciemku lepiej się modlić, a modliłam się za was, dziecko…..I jak gdyby nigdy nic, jakby nie było tego roku jej samotności w stanie wojennym i naszej nieobecności, poszła nam zrobić herbatę….
WYCHOWYWANIE DZIECKA
Honorata nie miała swoich dzieci. Pewnie wiele razy w życiu roniła je gdzieś w polu, podczas pracy, ale nie wiedziała o tym. Opowiadała to tak: – Cosik tak ze mnie czasem w bruzdę wyleciało, chlupnęło, krwi dużo i takom była potem słaba, ale Bogu dzięki, poza tym tom była zdrowa całe życie i mogłam kataić (pracować jak chłop). Moje dziecko kochała jak własne, a poza tym, Marysia była jej jedynym towarzystwem przez wszystkie te lata. To Honorata ją wychowała. Inaczej być nie mogło. Początkowo byłam tym przerażona, a potem zrozumiałam, że to moje i Marysi szczęście. A wszystkie podręczniki dotycząc psychologii dziecka, książki mówiące o wychowaniu i metodach postępowania, w obliczu JEJ METOD, nie miały żadnego znaczenia. Radość z tego że się żyje, szczęście, które dają najprostsze rzeczy, prawdziwe, autentyczne dziękowanie Bogu za każde przebudzenie, za każdy zakończony dzień, każdą radość i … nieszczęście! Miłość do ludzi i świata- to filozofia, w cieniu, której wszystko zyskuje harmonię. Honorata na dobranoc czytała Marysi sylabizując kronikę sadową z „Expressu”, opowiadała, jak kolejno na jej wsi umierali, rodzili się, chorowali, i brali śluby. Historie kolejnych klęsk żywiołowych, pożarów, powodzi, piorunów, usypiały Marysię do snu. Opowieści o wschodach i zachodach słońca, wiośnie na wsi, pracy, świętach, postach i odpustach. A wszystko to gwarą, tak pięknie opowiadane, z miłością i tęsknotą. Jajko sadzone albo zsiadłe mleko z kartoflami na kolację przez cały rok, wbrew zaleceniom pediatry kluski, kluseczki, pierożki, omlety, nie wiem już, co. Odchudzanie potem dziecka przez lekarza, przy akompaniamencie płaczu Honoraty nad biednym dzieckiem, które ten „stary Żyd” tak głodzi – jak mówiła nieodrodna córa polskiego ludu, o lekarzu, który z drugiej strony budził jej najwyższy respekt i podziw, i tylko jemu pozwalała leczyć swój reumatyzm. Moje awantury o to, że Marysia ma wszystko robić sama, sama zdejmować sobie buty, żeby staruszka się nie schylała, – po czym setki razy widziany obrazek, poprzedzany śpiewnym: – Maryś, Maryś, a zezujze buciki córuś- i Honorata na kolanach zdejmująca buty pięcioletniemu dziecku. Moje dzikie awantury na wszystkie te tematy, i ich obu, porozumienie i konszachty przeciwko mnie. A wszystko to przesycone miłością, dobrocią, i cierpliwością Honoraty. Nie ma takich książek na świecie, z których można by się tego nauczyć. Do dziś widzę Honoratę z „kościelnym” kalendarzem, uczącą Marysie co kiedy zakwita, w jakiego świętego, i Marysie uczącą Honoratę, jak się obsługuje pralkę, robot kuchenny itp.
ROZWÓD
To Honorata o nim zdecydowała. Obserwowała moje małżeństwo, chodziła cicho, nie wtrącała się, aż pewnej nocy przyszła do mnie i powiedziała:- Bierz dzieciaka idziemy do tatusiów….i tak się stało. Nie wiem czy bez niej miałabym siłę na podjecie tej decyzji.
NOWY MĄŻ
Pewnego dnia wieczorem siadła przy mnie. – Słuchajze, taki czarniawy do ciebie przylata, on by sie nadał na chłopa. Okno umie zreperować, wczoraj go przysłałaś z papierem toaletowym, niósł przez całe osiedle i wcale się nie wstydził, on by się nadał.
Ja:- Pani Honorato, żonaty.
Ona:- Nie prawda. Z żona nie mieszka, ja się tam wywiedziała. Nie wiem tylko czy ślub kościelny miał.
Ja:- Miał.
Ona:- To się nie nada!
Rozmowa dotyczyła mojego późniejszego drugiego męża.
KOŚCIÓŁ
Honorata budowała wszystkie kościoły w okolicy. Zmieniła ze mną siedem mieszkań, siedem parafii, każdy kościół budowała. Później, kiedy już prawie nie chodziła, przywoziłam ja samochodem do kolejnego budowanego kościoła i zostawiałam na prawie cały dzień latem, odbierałam po ostatniej mszy, to było jej szczęście. Dziś Honorata jest w pensjonacie dla emerytowanych sióstr zakonnych i księży, (co było zawsze jej marzeniem), kiedy wysyłam jej pieniądze, w miejscu na korespondencję zaznaczam- to nie na kościół! To dla pani! Ale i tak jej nie wierzę i dodaję paczkę z jej przysmakami.
MOI ZNAJOMI
Zawsze u mnie była bardzo samotna, dlatego każdy gość, listonosz, inkasent, był dla niej atrakcją i nie chciała go wypuścić z domu. Z latami zaprzyjaźniła się z wieloma moimi znajomymi, a byli i tacy, którzy przyjeżdżali na rozmowę tylko do niej, podczas mojej nieobecności. Inni niebacznie wpadali w jej ręce i musieli zjeść pierożki, wypić herbatę, i wysłuchać, nienaruszalnych przez czas i okoliczności, prawd życiowych.
Pewnego wieczoru, przyszłam do domu jak zwykle zmęczona, zła, niechętna do rozmów, po jakimś niepowodzeniu.
Ona:- Był tu ten twój kolega, ten Józuś. Ale on dziwny chłop. Żony nie ma, dzieciów nie ma. A już starawy.
Ja ( zła):- Pan Honorato, niech mi pani da spokój, to gej.
Ona:- A co to gej?
Ja:- O Matko! No taki chłop, co z chłopem śpi! – i poszłam.
Kilka dni wracałam późno. Ona się nie odzywała, odpowiadała tylko na pytania, monosylabami. Nie zwróciłam na to uwagi. Przyszła niedziela. Budzę się. Dziewiąta rano, Honorata nie poszła do kościoła. O dziesiątej idę do niej do pokoju. Płacze. – Jezus Maria, co się stało!? Nie odzywa się. – Co się stało?! Dlaczego nie poszła pani do kościoła? Czy panią coś boli? Dlaczego pani płacze? Wreszcie wyznaje:- Tyle lat zeżyłam i takich świństwów nie słyszałam, musiałaś mi to powiedzieć pod koniec życia? Jak ja się teraz wyspowiadam? Jak ja teraz stanę przed panem Bogiem? Po cos mi to zrobiła? Umarłabym i nie wiedziała! Na sam koniec żeś mi to zrobiła!!!
Tłumaczyłam, błagałam, przepraszałam. Nic nie pomagało. Od poniedziałku zaczęła post, co w jej wieku mogło być na dłuższą metę niebezpieczne, bardzo ją to osłabiło. Kolejnej niedzieli skapitulowałam, poszłam do kościoła, do księdza, wszystko mu opowiedziałam, (na szczęście trafiłam na rozsądnego) i prosiłam o pomoc. Przyszedł po południu, a po godzinie Honorata poszła z nim na wieczorna mszę. Wieczorem zjadła kolację.
SZTUKA
Zastałam ją kiedyś oglądającą solo na perkusji grane przez jakąś sławę światowego jazzu. Nie mogła uwierzyć własnym oczom:
Ona: – Słuchajno, na co on wali tak w ten bęben, popatrz jak się chłopina umordował.
Ja: – To jakiś największy perkusista na świecie. On gra, pani Honorato. Na perkusji.
Ona: – Ee, i płacą mu za to?
Ja:– Tak.
Ona: –Ej! Głupioki, głupioki….(Do perkusisty):- Cłowieku! A przestańże, aleś się umordował, całyś cerwony na gębie!(Do mnie) – Patrz! Ale się upocił! Widział to, kto? ( wybucha śmiechem)- Głupi jakisik! ( Do perkusisty) – A nie wal tak w ten bęben, bo umzes!- Zwariowali ludzie!!!
Po kilku minutach jego zmagań i jej śmiechu i niedowierzania – Ide spać. Głupioki! Przeces by za ten cas cało pszenice wymłócił, a on się tak morduje na marne. Oj Ludzie, Ludzie! ( Do telewizora), Rozumu ni macie! ( Do mnie) – Idź dziecko spać nie oglądaj głupotów tylko se odpocnij.
Żyłyśmy razem dwanaście lat, dwanaście lat mojej pracy, kariery, premier, histerii załamań, rozstań, nieobecności, egzaltacji, sukcesów, niepowodzeń, kontraktów zagranicznych, wyjazdów, przyjęć, nagród, wywiadów, filmów. Dwanaście lat jej nienaruszalnych zwyczajów, spokoju i zasad, niezależnie od tego wszystkiego. Teoretycznie moje życie i jej nie mogło przebiegać harmonijnie, a jednak udało się. Dziś wiem, że dopóki Honorata żyje, nawet gdzieś tam daleko, mnie i mojej rodzinie nie stanie się nic złego, bo ona się za nas modli, dopóki żyje, ja czuję się bezpieczna.