PAP/ Grzegorz Jakubowski
Bankier.pl: Skąd pomysł, aby zostać właśnie aktorką?
Krystyna Janda: To był przypadek, szczęśliwy przypadek. Miałam iść na Akademię Sztuk Pięknych, bo wcześniej skończyłam Liceum Plastyczne w Łazienkach. Ostatecznie wybrałam jednak wydział aktorski w Warszawie w Akademii Teatralnej.
Jak wspomina Pani początki swojej pracy zawodowej? Co wówczas było dla Pani najtrudniejsze?
O, to było prawie 40 lat temu. Już na studiach wyszłam za mąż, a po ich ukończeniu urodziłam dziecko. Pracę aktorską rozpoczęłam dopiero po rocznej przerwie. Ten rok „żonowania” i matkowania bez żadnych propozycji zawodowych był dla mnie bardzo trudny. Na szczęście, gdy dziecko skończyło rok, posypały się propozycje. W ciągu czterech miesięcy zagrałam Anielę w „Ślubach panieńskich” w teatrze Ateneum i Doriana Graya w „Portrecie Doriana Graya” w Teatrze Małym. Niedługo potem wszedł na ekrany „Człowiek z marmuru” i w tym samym miesiącu zaśpiewałam „Gumę do żucia” na Festiwalu Piosenki w Opolu. Takiego wtargnięcia na scenę w tak krótkim czasie, chyba wcześniej nikt nie dokonał, ale tak zrządził los, ja tylko wykorzystałam szansę.
Wiele kobiet, które stawiają na karierę zawodową lub prowadzą własne firmy, okazuje się mistrzami w godzeniu roli żony, matki i businesswoman. Jak Pani udało się to wszystko pogodzić?
Dzięki mężowi, który rezygnował z wielu własnych ambicji zawodowych na rzecz moich, oraz matce, która jest wciąż ze mną.
Miała Pani bogate życie zawodowe i liczne propozycje ról. Dlaczego więc postanowiła Pani założyć własny teatr?
Z bardzo wielu powodów, a moimi wyjaśnieniami można by wyłożyć drogę do Częstochowy. Jednak najważniejszym powodem było to, że pojawiła się w Polsce szansa na założenie tego typu fundacji i prowadzenie niepaństwowego teatru repertuarowego. Nigdy nie byłam „tylko aktorką”, a w momencie zakładania Fundacji nie występowałam ze złości w żadnym teatrze, od dawna już reżyserowałam, miałam pozycję i własne zdanie. Konsekwencja wydaje się oczywista.
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu teatru?
Prowadzę teatr „przy okazji”. Nikt nie prowadzi teatru, grając i reżyserując dla tego teatru tak intensywnie jak ja. Siedem lat temu podpisałam słodki cyrograf, założyłam Fundację, otworzyłam pierwszy teatr, a teraz ponoszę tego konsekwencje. Podjęłam zobowiązanie, odpowiedzialność. Odmawiam grania w innych teatrach, odmawiam też grania w filmach za granicą, bo tak długie moje nieobecności w Polsce są niemożliwe. Jestem zakładnikiem mojej Fundacji i naszych teatrów i pracuję tylko dla nich. Jestem tam na wyłączność i do całkowitej dyspozycji. Ta Fundacja to dziś moje życie.
Jako dyrektor teatru ma Pani z pewnością wiele dodatkowych obowiązków. Jak godzi je Pani z graniem ?
Pracuję od świtu, jeszcze leżąc w łóżku, przy komputerze, a kończę pracę wieczorem zejściem ze sceny w teatrze. Gram w zasadzie codziennie. Spektakl to moje zakończenie dnia, taki „deserek”. Często też jednocześnie reżyseruję nową rzecz. Uroczo.
Zagrała Pani w wielu filmach i sztukach teatralnych. Czy któraś rola była dla Pani szczególna? Do której lubi Pani wracać pamięcią?
Staram się nie wracać pamięcią do przeszłości, a zmuszana – wspominam anegdoty i zabawne momenty. Wszystkie żale, smutki i sentymenty zostawiam za sobą. Nie ja, ale wielu widzów teatralnych wspomina moją Callas i proszą o wznowienie. Dostaję w tej sprawie wiele listów. A film – było ich ponad sto, telewizja – też tyle tego było! Jedenaście spektakli dla Teatru Telewizji, które wyreżyserowałam, grając w nich jednocześnie. Chyba te najtrudniejsze realizacje wspominam najlepiej.
Czy ma Pani swojego ulubionego polskiego aktora, z którym na przykład uwielbia Pani grać?
Miałabym tu wymienić jednego lub dwóch? A co z resztą moich kolegów, przyjaciół, aktorów? Jest ich tylu…
Wielokrotnie grywa Pani postacie kobiet silnych i zdecydowanych. Czy taka jest Krystyna Janda na co dzień?
Mam 60 lat, jestem kobietą doświadczoną, z dorobkiem zawodowym, matką trojga dzieci… jestem różna.
Czy Polki są kobietami pewnymi siebie? Jak to jest z ich przedsiębiorczością z Pani punktu widzenia?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nie znam punków odniesienia. Ale te panie, które znam, to tak, są pewne siebie i absolutnie panują nad sytuacją.
Jak radzą sobie Pani zdaniem kobiety w biznesie? Czy kobiecie trudniej przebić się z własną firmą w świecie biznesu, który powszechnie uważany jest za męski i brutalny?
Kobietom może być trudniej. Ja, mimo mojej pozycji, jestem poza moim środowiskiem lekceważona i traktowana z uśmiechem jako aktorka i szefowa Fundacji. A mężczyźni kradną moje pomysły bez żenady, korzystają z moich rozwiązań, lekceważąc mnie jednocześnie. Szczególnie ci mniej lotni – a przy władzy jest takich wielu.
Czy czuje się Pani kobietą spełnioną? Kobietą sukcesu? Co uważa Pani za swój największy życiowy sukces?
Tak, czuję się kobietą spełnioną, a za sukces poczytuję sobie to, że udało mi się mieć szczęśliwą rodzinę i troje dzieci a przy tym tak intensywne życie zawodowe.
Otrzymała Pani wiele nagród jako aktorka. Czy one zmieniają coś w Pani życiu? Czy są tylko miłym akcentem w Pani karierze zawodowej?
Nagrody są przede wszystkim potwierdzeniem, że to, co się robi, ma znaczenie.
Na jakim poziomie kulturalnym jesteśmy w Polsce? Czy obserwuje Pani wzrost zainteresowania ludzi sztuką teatralną? Czy może wręcz przeciwnie?
Nasze teatry są pełne publiczności, ale też nasza sytuacja jest zupełnie odmienna od sytuacji teatrów utrzymywanych przez państwo. Dla nich liczba spektakli i publiczności ma mniejsze znaczenie, a my musimy się utrzymać i produkować nowe spektakle z pieniędzy zarobionych z biletów. Planując więc repertuar dla obu naszych teatrów, trudniejsze rzeczy proponuję na mniejszej sali w Teatrze Polonia, a dla Och-Teatru z większą liczbą miejsc proponuję repertuar lżejszy. Ludzie niechętnie teraz zmuszają się do wysiłku emocjonalnego i intelektualnego. A w każdym razie takich teatromanów jest dużo mniej niż kiedyś.
Jakie miałaby Pani rady dla młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają obcowanie ze sztuką? Od czego powinni zacząć, na co zwracać uwagę?
Na pewno trzeba uważać na to, które spektakle jako pierwsze w życiu obejrzą dzieci. Teatr jest wspaniały, olśniewający i interesujący, ale bywa koszmarem i nudą. Ci, którzy trafią na takie spektakle, nie zwiążą się z teatrem już nigdy, nie stanie się on ich potrzebą naturalną i przyjemnością. Znam takich wielu, przekreślonych dla teatru przez zły wybór nauczyciela. Niektórzy zaś wyniosą potrzebę teatru z domu, będą zawsze wybierać coś dla siebie – coś, co ich interesuje – i o nich nie trzeba się martwić.
Jaki jest Pani zawodowy cel na przyszłość? Co chciałaby jeszcze osiągnąć Krystyna Janda?
Utrzymać dwa teatry i Fundację w dobrej kondycji. Ja już od dawna nie myślę o sobie i swoich ambicjach zawodowych. Najważniejsze jest dobro mojej Fundacji, czyli w tej chwili dwóch teatrów warszawskich: Teatru Polonia i Och-Teatru. A przeszłam wiele, jestem obolała po tych siedmiu latach. Ale jest dobrze i będzie dobrze, dopóki mam siłę.
Dziękujemy za rozmowę.
Barbara Sielicka
Honorata Miś
Bankier.pl