Miałam kiedyś ukochaną gosposię. Prostą kobietę. Była najwspanialszą, jaką znałam, przedstawicielką polskiego ludu. Mówiła gwarą. Czytać i pisać nauczyła się już w Warszawie. Posiadała wspaniałą inteligencję życiową. Była wierną, bezrefleksyjną katoliczką i Polką z naturalnym brakiem tolerancji dla wszystkiego, co inne i obce. Nie jadała przed komunią, pościła dwa dni w tygodniu, męża sobie wymodliła. Bóg nie dał jej dzieci, ale w dzieciach upatrywała największy skarb życia i powołanie kobiety. Kataiła, jak mówiła, czyli pracowała ciężko całe życie. Sądząc z jej opowiadań, co jakiś czas roniła kolejne początkowe ciąże w bruździe pola, stawała i pracowała dalej. Cosik mi było, wzdychała. Każde zdanie zaczynała od zwrotu bynajmniej nie retorycznego: -Jak Bóg da… i godziła się z góry na wszystko. Mąż umarł na raka, po zjedzeniu jajecznicy z piętnastu jaj, raz w życiu, przed śmiercią, pozwolił sobie na taki luksus, przyjemność i rozkosz. Z tego jak o nim opowiadała można było wywnioskować, że kochała go nieprzytomnie. Kochała go jak kogoś, kogo dał jej Bóg, aby razem z nią dźwigał ciężar życia i losu oraz obrabiał 15 hektarowe gospodarstwo. Miała z nim poczucie wspólnoty totalnej, śmiertelnej, absolutnej, zwierzęcej. O seksie nie rozmawiałam z nią nigdy.
Mieszkała ze mną 12 lat. Odwiedzało mnie wielu przyjaciół i znajomych, czasem pod moją nieobecność. Z każdym starała się zaprzyjaźnić. Rozmawiać.
Pewnego wieczora zapytała mnie umęczoną całym dniem pracy w filmie, o jednego z naszych stałych gości. Uznała, że jest jakiś dziwny, bo nie ma dzieci, żony, i w ogóle cosik gupkowaty ten chłop, jak się wyraziła. Ja zmęczona i nieuważna odparłam: -A bo to gej! I poszłam spać. Rano zapytała, co to gej? Wychodząc krzyknęłam, znów bardzo nieuważnie: – Taki chłop, co śpi z chłopem!. I zapomniałam o tym już za progiem.
Po jakimś czasie zauważyłam, że ona chudnie, nie ma siły, posmutniała, a co więcej w niedzielę nie chodzi do kościoła. Po długiej rozmowie okazało się, że od tamtego dnia pości, nie może sobie dać rady ze sobą. Płacze. Boi się z tej nowej wiedzy, którą ją uraczyłam tak bezmyślnie, wyspowiadać: -Tyle lat zjeżyłam i o takich świństwach nie wiedziałam Tak mi zrobiłaś przed śmiercią! Co ja teraz pocznę babo? ( Tak mnie nazywała – Oj Babo! Babo! Mówiła do mnie najczęściej i kiwała głową nad wszystkim co robiłam. Kochałam ją za to) Zamorduję się tą zgryzotą na śmierć! Tłumaczyłam, błagałam, przepraszałam. Wreszcie pobiegłam do kościoła. Przyprowadziłam księdza. Wieczorem, razem z księdzem wyszła na ostatnie tego dnia nabożeństwo. A po powrocie zjadła w milczeniu kolację.
Odtąd mojego przyjaciela, geja, witała bez zmrużenia oka. Tyle tylko, że z nim nie rozmawiała i cos tam pluła sama do siebie w kuchni. – Twu! Rozlegało się, co jakiś czas. Brzydziła się wszystkich naczyń, w których jadł i pił. Wcale nie jestem pewna czy ich nie wyrzucała po cichu, bo uznała, że mycie ich nie wystarczy, i możemy się pozarażać.
Dziś już moja gosposia nie żyje. Świat bardzo poszedł na przód, w tym względzie, o którym piszę. Walczymy wszyscy o tolerancję w każdej sprawie. Zaciskamy zęby i staramy się jej uczyć. Idzie nam to w Polsce opornie. Powiedziałabym, że coraz gorzej. Im dalej paradoksalnie w demokrację, tym trudniej.
No, ale z drugiej strony, czemu się dziwić. Jest wielu ludzi nieodpowiedzialnych. Dla ich poczynań o tolerancję naprawdę trudno. Jednostki społeczne działające egoistycznie i nie liczące się z otoczeniem i jego uczuciami.
Wczoraj usłyszałam, że portier jednego z teatrów w Polsce dostał zawału, ponieważ przypadkowo podczas nocnego obchodu regulaminowego natknął się na kochających się w jednej z garderób panów. Karetka na szczęście przyjechała w porę.
Biedny starszy, skromny pan. Nigdy nie widział na oczy Playboya nie mówiąc już o Huserlu. Nie jest pewne czy nie wychodzi z portierni albo zamyka oczu, kiedy w jego teatralnym biało czarnym zaśnieżonym telewizorze się całują. Wyobrażam sobie ten wieczór. Skończył się spektakl. Portier obejrzał ostatni dziennik. Usmażył kaszankę lub kiełbaskę z cebulką na maszynce elektrycznej na portierni. Zapalił papieroska. Obejrzał w telewizji „Biesiadną” lub coś w podobie i poszedł na regulaminowy obchód….
Nie był przygotowany na taki wstrząs. Na taki widok. W prostocie serca pewnie myślał, sądząc z odgłosów, że ktoś potrzebuje pomocy. Widok go przerósł. Nie poradził sobie. Ciekawe czy sprawcy zawału natychmiast zniknęli, czy zostali? Czy próbowali go ratować? A może nie mieli odwagi? Uciekli? Ja bym na ich miejscu wyemigrowała do Holandii albo Skandynawii.
A ja się tylko martwię o jedno, od kiedy usłyszałam o tym zdarzeniu, po prostu spędza mi sen z powiek dręcząca myśl, że ten niewinny incydent opóźni proces tolerancji na lata świetlne.
A tak naprawdę, to w ogóle nie wierzę w prawdziwość tej historii, dlatego się nią nie przejęłam. To plotka! To znów wynik zmowy i szykanowania mniejszości seksualnych. Jestem tego pewna. Mojej gosposi też sąsiadki mówiły o mnie niestworzone rzeczy, od których mnie samej włos jeżył się na głowie. Ale nawet ona rozumiała, że to bzdury i tłumaczyła to tak:- Nielubiom cię babo, bo jesteś aktorkom i nadajesz w telewizorze. Głupie baby, z zazdrości, a było się ucyć w szkolach też by były artystkamy. Też by świństwa robiły! A kto by jem zabronił?