Krystyna Janda
Nigdy nie wstydziłam się słów, które wypowiadałam z ekranu
fragmenty wypowiedzi (w porozumieniu z Krystyną Jandą) wybrała Anna Szynwelska,
Gdynia (spotkanie z publicznością w ramach Festiwalu Sztuki Aktorskiej
„Cztery Pory Filmu”, klub Ucho), wrzesień 2006
Czy to prawda, że rola Agnieszki w Człowieku z marmuru była napisana z myślą o Agnieszce Osieckiej?
Tak, rola była napisana dla Niej, dla Agnieszki Osieckiej. Scenariusz pana Ścibora Rylskiego był gotowy długo przed tym, zanim myśmy zaczęli robić film. Czekał lata na pozwolenie władz i cenzury. Agnieszka była studentką reżyserii w łódzkiej Szkole Filmowej i fascynowała wszystkich. Ale rola młodej reżyserki była w pierwszej wersji scenariusza małą, drugoplanową rolą. To były dwie małe sceny bez większego znaczenia. Później, dwanaście lat później, przy realizacji Człowieka z marmuru wiele rzeczy, wątków uległo zmianie. Byłam troszkę podobna do Agnieszki, byłam też energiczną blondynką z końskim ogonem. Pewnie dlatego trafiłam na próbne zdjęcia do pana Wajdy. Pan Andrzej śmiał się wtedy, że Amerykanie robią [filmy] z samymi mężczyznami i żartował, że szuka w związku z tym kobiety, która przypomina chłopca. Wtedy akurat w Warszawie, w Teatrze Małym, Andrzej Łapicki reżyserował Portret Doriana Graya, gdzie rolę tytułowego Doriana, chłopca, grałam ja. Przyszedł na próbę, zobaczył mnie na scenie w białej męskiej koszuli, w spodniach – i tak się zaczęło.
Czy czuje się Pani ikoną czasu Solidarności?
To, że właśnie mnie powierzono te role, że to ja mogłam je zagrać, to najlepsze, co dał mi los. A rola w Przesłuchaniu to chyba największy prezent zawodowy, jaki można otrzymać. Oczywiście było w tym wiele szczęścia i splotów okoliczności, ale jednocześnie, starałam się tę szansę wykorzystać i stanąć na wysokości zadania. A „zadania” wyniosły mnie wysoko. Potem, przez wiele lat, starałam się tego miejsca nie „zabrudzić”, między innymi odmówiłam kilka naprawdę ważnych ról, ponieważ Andrzej Wajda uważał, że nie wypada, żebym je zagrała. Jego zdaniem Agnieszka z Człowieka z marmuru, czy Tonia z Przesłuchania nie powinna po prostu ich przyjąć. Odmawiałam z ciężkim sercem. Pierwszy raz „poluzował” moje obowiązki, kiedy pozwolił mi zagrać w Kochankach mojej mamy. To było już wiele lat później. Niemniej, starałam się potem nie zrobić żadnego publicznego gestu, podpisać niebacznie żadnego niestosownego poparcia czy protestu, żeby nie zawieść, żeby Andrzejowi Wajdzie nie zepsuć mojego wizerunku, który był Jego dziełem. Myślę, że to mi się w rezultacie udało. Właściwie nigdy nie wstydziłam się słów, które wypowiadałam z ekranu, ani tych, które mówiłam publicznie poza rolami. Szczęśliwie los nigdy nie postawił mnie przed trudnym wyborem, nigdy nikt nie wymagał, abym zrezygnowała z własnego poglądu, własnego zdania, dla żadnej z ról. I mam nadzieję, że nigdy mnie w takiej sytuacji nie postawi. Po prostu odmawiałam i tyle, bez konsekwencji.
Dziś – kiedy mam własny teatr – wspominam tylko tamte lata cenzury z drżeniem, szczęśliwa, że nas to już nie dotyczy. W tym teatrze, w teatrze Polonia, ocenzurowałam tylko jedną rzecz – kiedy bohater pozytywny, lubiany przez publiczność, w pewnym momencie krzyczy: „Kocham ćpać!”. Powiedziałam, że na to nie pozwolę. Że to jest silniejsze ode mnie. Gdyby to był bohater negatywny, to możemy dyskutować. Nie zgodziłam się, bo jestem matką, mam troje dzieci, wnuki, widziałam wiele tragedii wśród moich przyjaciół – wiem, co to znaczy. Wtedy zdecydowałam, że tego w tym teatrze nie będzie.
Przesłuchanie
Przesłuchanie było kręcone w te pierwsze osiem miesięcy wolności. Skończyliśmy dokładnie 13 grudnia 1981 roku w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Film mógł powstać, ponieważ Andrzej Wajda wtedy, na własną odpowiedzialność, skierował do realizacji dwa filmy bez zgody cenzury, ryzykując pieniądze Zespołu Filmowego X. Jednym było Przesłuchanie, a drugim Matka Królów. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka. Robiliśmy zdjęcia, śpiesząc się, przeczuwając, co za chwilę może się stać. Mieliśmy rację. Musieliśmy pracować jak najszybciej, jak najlepiej, a zarazem jak najprościej. W czasie realizacji miałam konsultantów – trzy panie, które w tych czasach spędziły kilka lat w więzieniach stalinowskich, z czego jedna z nich dwa lata w celi samotności. Miałam z nimi bez przerwy kontakt, mogłam przyjść z każdą sprawą i pytać. Rozmawiałam z nimi nocami, przygotowując się do scen, pytałam, jak mogę się zachować, wypytywałam o różne szczegóły. Muszę przyznać, że nie byłabym w stanie zagrać tego, co te kobiety przeżyły – to jest nie do zagrania. Na przykład jedna z nich opowiedziała mi, że po roku w celi samotności straciła świadomość, czy myśli, czy mówi i bała się, że powie coś, co mogłoby komuś zaszkodzić. Te kobiety opowiadały mi rzeczy nieprawdopodobne. Korzystając z ich doświadczeń i wiedzy, pozwoliłam sobie w Przesłuchaniu na swoistą dezynwolturę. Potem cała sprawa mnie przerosła i właściwie to już nie była rola – później już wiedziałam, że opowiadamy rzeczy ważniejsze niż ja i ten film pierwotnie zakładał.
Film ten został włączony do lektur szkolnych. Nie wiem, czy teraz, za obecnego ministra, też jest, ale w poprzednich latach poznanie tego filmu było punktem programu szkolnego. Moi synowie, jeden z nich ma dziś szesnaście lat, a drugi czternaście, obejrzeli go w szkole na zajęciach, potraktowali jak film science fiction, a nie film o historii własnego kraju. Szczęśliwe dzieci – pomyślałam wtedy. Jestem szczęśliwa, że tak jest.