24
Kwiecień
2014
09:04

Milość blondynki - Plakat 2014

zobacz więcej zdjęć (23)

MIŁOŚĆ BLONDYNKI

autorzy -Miloš Forman, Jaroslav Papoušek, Ivan Passer

Data premiery: 24 kwietnia 2014
Tłumaczenie: Michał Sieczkowski
Reżyseria i adaptacja: Krystyna Janda
Scenografia i kostiumy: Monika Nyckowska
Światło: Katarzyna Łuszczyk
Tłumaczenie piosenek: Jacek Cygan
Choreografia: Iwona Czechowska, Jarosław Staniek
Konsultacja muzyczna: Tomasz Bogacki
Asystentka scenografa: Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy i asystent reżysera: Alicja Przerazińska

Czas trwania: 90 minut, bez przerwy

Obsada: 

Karolina Czarnecka/Irena Melcer, Aleksandra Domańska, Matylda Damięcka, Małgorzata Klara, Małgorzata Kocik/Małgorzata Zawadzka, Jolanta Litwin-Sarzyńska, Irena Melcer/Agata Skórska, Magdalena Wróbel, Piotr Kozłowski, Adam Serowaniec, Karol Wróblewski, Michał Zieliński

Wzruszająca, zabawna opowieść o blondynce Anduli, która pracuje w wielkiej fabryce na prowincji. W okolicy żyje kilka tysięcy samotnych kobiet i bardzo niewielu mężczyzn. Andula, jak i jej koleżanki, marzy o mężu, dzieciach, założeniu rodziny. Pewnego dnia dyrekcja fabryki organizuje dla swoich pracownic wieczorek taneczny, który wzbudza wielkie oczekiwania i nadzieje, a ekscytacja dziewcząt sięga zenitu, gdy rozchodzi się wiadomość o zaproszeniu na imprezę wojskowych z zakwaterowanej w pobliżu jednostki. Zamiast przystojnych i dzielnych rekrutów na potańcówce zjawiają się, ku wielkiemu rozczarowaniu zebranych, podstarzali rezerwiści. Andula poznaje jednak młodego muzyka z uświetniającej wieczór praskiej orkiestry. Spędzają wspólnie noc, wyznając sobie głębokie uczucia. Niestety mimo zapewnień o miłości i wspólnej przyszłości, muzyk wyjeżdża nazajutrz, a Andula ani na chwilę nie przestaje o nim myśleć. Wiedziona wspomnieniami, pewnego dnia opuszcza fabrykę i udaje się do Pragi, by odszukać mężczyznę, z którym zaczęła w wyobraźni wiązać swoją przyszłość. W spektaklu naiwność zdesperowanych kobiet i niedojrzałość mężczyzn są przedmiotem opowieści i żartów.

Spektakl przeznaczony dla widzów od 12. roku życia.

Spektakl zagrano 38 razy

 

OD REŻYSERA

ANDULA: …a on mi opowiadał o tych zwierzętach, wiesz… że na przykład nie żyją cały czas razem, tak jak… jak ludzie, ciągle, te zwierzęta robią to tylko raz w roku, w czasie rui, wiesz… potem są znowu samotne i żyją na własną rękę, bez nikogo, nie tak jak ludzie… Tylko dzikie gęsi są podobne do ludzi, wiesz…

JARUSZKA: Tak?

ANDULA: Nooo… one żyją razem nawet 120 lat…

JARUSZKA: Naprawdę?

ANDULA: Nieźle, co?

JARUSZKA: Noo…

ANDULA: No a wyobraź sobie, że jak on zastrzeli na przykład jego albo ją, rozumiesz

JARUSZKA: Tę gęś tak?

ANDULA: Noo… to… to drugie z nich zostaje samo nawet sto lat.

JARUSZKA : A co z Tondą?

ANDULA: Noo… on… Kiedy odchodziliśmy zostawiliśmy tam ten krawat, a kiedy później wracaliśmy, jeszcze tam był… Więc chyba Tonda nie przyszedł

JARUSZKA: I teraz będziesz się umawiać z tym gajowym?

ANDULA: Sama nie wiem… bo on jest żonaty, wiesz…?

JARUSZKA: Taaak?

ANDULA: Noo…

Ile mogłam mieć lat, kiedy zobaczyłam pierwszy raz film Mi[1] łość blondynki ? Nie pamiętam. Pamiętam natomiast, jak piorunujące na mnie zrobił wrażenie. Jego stronę artystyczną, niewymuszoną lekkość i czystość formy doceniłam dużo później , pewnie dodały się także wrażenia z innych Jego filmów – Czarnego Piotrusia, Konkursu, Pali się moja panno, wszystkie były kamieniami milowymi w moim dorastaniu, rozumieniu, stawaniu się człowiekiem i kobietą. Za to wymowę tego filmu, refleksję wynikającą z Miłości blondynki, doceniłam od razu. Było to wtedy dla mnie coś bardzo ważnego. 

Andula. Samotność, bezradność , naiwność , łatwowierność , czystość, brak perspektyw, cynizm świata i otoczenia, lęk przed niewiernością i małością miłości mężczyzn, lekceważeniem i brakiem zrozumienia. Ile dziewcząt  czuło i czuje podobnie. Mają dużo do ofiarowania i nie widzą godnych zaufania „odbiorców“. A im dłużej nie widzą , tym gwałtowniej pragną, tym bardziej są głuche i ślepe na rozsądek i prawdę.

Kobiety bardzo gotowe na miłość. Przy czym słowo „bardzo“ jest tu znaczące. Wszystko jedno jaki, byle był. Wszystko jedno jak, byle było. Ciągłe nadawanie ludziom, zdarzeniom, słowom, rzeczom, spojrzeniom, wagi i koloru z marzeń. Z wyobrażeń. Z tęsknot.

W tej okolicy jest dwa tysiące samotnych kobiet. Taka okolica. Fabryka. Fabryka włókiennicza. Hotel robotniczy. 8 godzin pracy i co… dziewczyna po pracy coś zje, i co… nie ma jej kto pocałować, nie ma kto przytulić!  Potrzeba tu mężczyzn! Tu nie ma mężczyzn! A jeśli 50 lat nie będzie wojny? A jeżeli 100 lat? No to już w ogóle…

Bardzo chciałam zrobić ten spektakl. Opowiedzieć tę historię,  a raczej tych ludzi, tę sytuację, relacje. Zderzyć ją z naszą współczesnością. Ale bardzo trudno to arcydzieło sztuki filmowej przełożyć na scenę. Ten film, w większości wtedy imrowizowany, za bardzo wątłymi dialogami, film, który jest opowiadany na zbliżeniach, niuansach, szczegółach, spojrzeniami, skrzywieniem warg, westchnieniem, wyrazem oczu. Jak to przełożyć na scenę? Próbujemy to zrobić. Ja i aktorzy. Opowiedzieć to tak czule, jak tylko potrafimy. To? Co to jest to „To“? Nie ma na to słów, bo wszystkie są zbyt jednoznaczne. Oby udało się choć cień cienia tego „Czegoś“

 Krystyna Janda 

Tekst napisany programu spektaklu Miłość blondynki opartego na scenariuszu filmowym Miloša Formana, Jaroslava Papouška i Ivana Passera

 

RECENZJE:

O TYCH, CO NIE CHCĄ BYĆ SAME

Premiera: 24/04/2014

Wiesław Kowalski, www.teatrdlawas.pl

Niemalże w tym samym czasie pojawiają się w Warszawie spektakle, których tytuły wprost nawiązują do znanych dzieł filmowych. Najpierw nie do końca udana „Skaza” w Teatrze Syrena (choć „rozkoszowanie” się rolą Aleksandry Justy polecam obowiązkowo), potem zupełnie nieudana „Wenus w futrze” w Teatrze WARSawy i wreszcie najbardziej udana ze wszystkich propozycji „Miłość blondynki” w Och-Teatrze. Biorąc pod uwagę, że niemal równocześnie na afisz wchodzi „Druga kobieta” Grzegorza Jarzyny, zainspirowana filmem Johna Cassavetesa z 1977 roku, można mówić o prawdziwym wysypie inscenizacji nawiązujących do utworów, które doskonale znamy z kina. Skąd ta nagła tęsknota reżyserów teatralnych do twórczości filmowej trudno dociec. Znalezienie wspólnego dla tych realizacji mianownika byłoby raczej trudne. Biorąc pod uwagę jednak mizerne efekty artystyczne (wyłączając spektakl Jarzyny, którego nie udało mi się obejrzeć), przynajmniej jeśli chodzi o „Wenus w futrze”, należy mieć nadzieję, że to moda przejściowa i żadna plaga nam nie grozi.

Krystyna Janda w Och-Teatrze miała zadanie najtrudniejsze, bo scenariusz Milosa Formana, pochodzący dodatkowo z lat sześćdziesiątych i wyraźnie zdeterminowany realiami tamtych szczególnych czasów, opowiada historię bardzo prostą, utkaną jakby ze strzępów zdarzeń, z pozoru można by nawet rzec, że błahą, na pewno mało efektowną, choć nie pozbawioną poetyckiej mocy. Poza tym siłą filmu Formana były genialne improwizacje aktorskie, których już drugi raz powtórzyć się nie da, tak samo jak filmowej narracji, która w ogromnym stopniu korzystała z repetycji i bliskich planów. Stąd też Janda musiała znaleźć taki ekwiwalent sceniczny, który nie zgubi całej prostoty tego, co uwodziło na ekranie. Adaptacja w Ochu została rozpisana na kilkunastu aktorów, z których większość to młode, samotne dziewczyny, pełne pragnień i marzeń związanych z przyszłością, która w rzeczywistości deficytu mężczyzn, jawi się raczej w tonacji minorowej. A przecież każda z nich marzy o miłości, o poznaniu chłopaka/mężczyzny, z którym będzie mogła założyć rodzinę. Najbardziej interesujące jest to, jak wiele dzieje się w spektaklu Jandy między słowami, bo sceniczny świat konstruowany jest w dużym stopniu ze zbiorowych działań opartych na ruchu, który jest nośnikiem pełnego melancholii rytmu i ma też duży wpływ na ogólny nastrój oraz atmosferę, która obok pokazania całej prostoty i naiwności uczuć, nie ucieka od kreowania bardzo silnie zindywidualizowanych postaci, szczególnie męskich, nie stroniących od środków aktorstwa mocno charakterystycznego czy rodzajowego. Znakomicie odnajdują się w tej nie pozbawionej śmieszności i cynizmu szarży Piotr Kozłowski, Karol Wróblewski, Michał Zieliński, Adam Serowaniec oraz rewelacyjna w każdym wcieleniu Jolanta Litwin-Sarzyńska.

Ujmująca prostota i szlachetna naiwność przedstawienia Jandy, tak też było w filmie Formana, staje się jego największą wartością i jednocześnie decyduje o sile całego przesłania i scenicznego przekazu. Budowanie wielu sytuacji opartych tylko i wyłącznie na podejściu pozawerbalnym, zagęszcza sensy i dodatkowo wypełnia teatralną przestrzeń emocjonalnym, podbarwionym sentymentalizmem i melancholią żarem, który musi pojawić się w ciałach aktorów. Trzeba przyznać, że wszyscy wykonawcy i w tej materii ruchowo-działaniowej świetnie się odnajdują. Środki aktorskiego wyrazu i scenicznej ekspresji są tutaj w dużej mierze oparte na pauzach, które wypełnione wewnętrzną treścią znakomicie charakteryzują każdego z bohaterów. Wyjątkowe efekty osiągają zbiorowe działania dziewczyn, które muszą zaistnieć w „sielsko-anielskiej” przestrzeni poza słowem, mając do dyspozycji niekiedy tylko gest, ruch, taniec albo śpiew. Wiadomo, że nie jest to zadanie ani wdzięczne, ani też specjalnie spektakularne. Tym samym godnym podziwu staje się to, że udało im się stworzyć zbiorowy portret prowincjonalnych bohaterek, będący galerią uroczych, choć nie pozbawionych naiwności postaci, które bardzo silnie zaznaczają swoją sceniczną obecność poprzez potrzebę znalezienia i poszukiwania miłości albo choćby odrobiny czułości. Najtrudniejsze zadanie miała Aleksandra Domańska w roli Anduli. Odnaleźć dzisiaj w postaci młodej dziewczyny tyle delikatności, niewinności, lęku, prostoduszności, kruchości, czułości i subtelności nie jest zadaniem łatwym. Zresztą w ogóle w inscenizacji Jandy nie ma żadnej dosłowności, czy też rozwiązań kategorycznie cokolwiek rozstrzygających; cała rzeczywistość spowita jest jakby mgłą białego światła i tkliwie, z czułością, uśmiecha się do tego, co już z jednej strony bezpowrotnie minęło, z drugiej wcale nie przestało być w sensie uczuciowym aktualne.

http://www.teatrdlawas.pl/recenzje/1650-o-tych-co-nie-chca-byc-same

W poszukiwaniu miłości – recenzja spektaklu „Miłość blondynki” w Och-Teatrze

Katarzyna Binkiewicz in Kultura, Teatr 29.04.2014

 Któż nie chciałby się zakochać? Tak szalenie, szczęśliwie, bez względu na wszystko i wszystkich. Dziewczyny ze Zruczy szukają miłości, głupio, naiwnie… ale z wielką wiarą.

Cóż poradzić, gdy w mieście niedostatek mężczyzn? A pięknych kobiet tak wiele i każda z nich chciałaby znaleźć swoje szczęście, poczuć się bezpiecznie obok kogoś, kto będzie ją kochał, szanował i wielbił. Andula (Aleksandra Domańska) na jednej z zabaw poznaje urokliwego muzyka(Adam Serowaniec). To spotkanie daje jej nadzieje na miłość, jednak po wspólnie spędzonej nocy mężczyzna znika. Andula postanawia odnaleźć go, zostawia pracę w fabryce i wyjeżdża do Pragi. Tak naprawdę, Andula nie szuka urzekającego muzyka. Szuka ideału, który stworzyła w swojej wyobraźni. Mężczyzny, z którym będzie mogła założyć rodzinę, mieć dzieci, przy którym będzie się czuła bezpieczna. Nawinie, bezsensownie… ale z serca.

Na teatralne deski kultowy film Milosa Formana postanowiła przenieść Krystyna Janda. Działanie to ryzykowne i odważne. Z pewnością adaptacja Jandy jest lekka, delikatna i niemalże bajkowa, a akcenty rzucone są na moralny i emocjonalny wydźwięk relacji między bohaterami. Całość jest szalenie widowiskowa i przyjemna dla oka, dzięki jasnej i bardzo zmysłowej scenografii autorstwa Moniki Nyckowskiej. Dodając do tego precyzyjną reżyserię światła Katarzyny Łuszczyk i teksty Jacka Cygana wyśpiewywane przez genialną Matyldę Damięcką – otrzymujemy ciekawą i efektowną całość. Niestety, czegoś zabrakło. Spektakl wydaje się być przebiegany, do tego przekrzyczany i piszczący. Sceny są długie i niekiedy nużące. Dzięki Bogu, w rękach, ciałach i ustach młodych aktorów to wszystko trzyma poziom. Aleksandra Domańska w roli tytułowej Anduli kradnie całą uwagę. Nie robiąc tak naprawdę wiele, urzeka swoją delikatnością, wrażliwością, uroczym wstydem i naiwnością. Każda cząstka jej ciała zdaje się krzyczeć „chcę kochać, ale tak bardzo się boję”. Partnerujący jej Adam Serowaniec kolejny raz udowadnia jak dobrym technicznie jest artystą. Plastyczność jego ciała i warsztat są naprawdę imponujące. Serowaniec nie tylko stworzył niesamowicie energiczną postać, ale także fantastycznie zagrał na jej emocjach.

„Miłość blondynki” to dobry spektakl, urzeka prostotą, lekkością i.. naiwnością. Brakuje mu jednak energii, niekiedy traci rytm i nuży.

Znaleźć miłość prawdziwą, pełną, piękną nie jest łatwo. Ważne, by to poszukiwanie nie przysłoniło całego życia. Może się wtedy okazać, że pochłonięci gonitwą za ideałem, straciliśmy coś naprawdę ważnego…

katarzyna hanna binkiewicz

krytykat

Reżyseria: Krystyna Janda

Obsada: Irena Melcer, Magdalena Wróbel, Małgorzata Klara, Karolina Czarnecka,Joanna Litwin-Sarzyńska, Małgorzata Kocik, Adam Serowaniec, Piotr Kozłowski,Michał Zieliński, Matylda Damięcka, Karol Wróblewski, Aleksandra Domańska

 https://krytykat.com/2014/04/29/w-poszukiwaniu-milosci-recenzja-spektaklu-milosc-blondynki-w-och-teatrze/

 

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.