06
Czerwiec
2025
13:06

Matka

Reżyseria: Waldemar Zawodziński
Adaptacja, scenografia, reżyseria światła:Waldemar Zawodziński
Kostiumy: Maria Balcerek
Asystentka ds. scenografii i kostiumów:Małgorzata Domańska
Choreografia: Anna Hop
Realizacja światła: Rafał Piotrowski
Realizacja dźwięku i efekty dźwiękowe:Michał Tatara
Producent wykonawczy: Rafał Rossa
Asystentka producenta wykonawczego: Julia Zawisza
Obsada:
Katarzyna Gniewkowska, Krystyna Janda, Małgorzata Rożniatowska, Agnieszka Skrzypczak, Jarosław Boberek, Tomasz Tyndyk, Bartosz Waga
Czas trwania: 85 minut, bez przerwy
Kategoria: standard
Data premiery: 06 czerwca 2025

Słynny groteskowy dramat Witkacego, wypełniony sarkastycznym i zgryźliwym humorem, będący parodią psychologicznego dramatu rodzinnego, w typie Strindberga i Ibsena. Realność akcji podszyta jest głębokim sarkazmem, wyolbrzymiona i zdeformowana, a postaci dramatu są obdarzone świadomością scenicznego bycia, stają się, sami dla siebie, aktorami.

Było wczoraj w TEATR POLONIA na premierze „Matki” Witkacego w reż. Waldemara Zawodzińskiego. Spektakl omówię oddzielnie, na razie tylko, że to wielka, zjawiskowa rola Krystyny Jandy, jak ona ją niesie, jej Matka jest jak nastrojony instrument, napięta struna, w nieustannej gotowości do rozegrania domowej gry z synem, raz to atakując bezwzględną oceną, raz to bezsilnym trwaniem, raz to skazaną na klęskę próbą czułości. Ani na moment nie odpuszcza udziału w psychodramie, nawet kiedy bierze w górę bezsiła. Żywa czy martwa, rozegra do kolejnego aktu. Janda Jolanta Krystyna

Jarosław Mikołajewski:

MATCE Witkacego w Teatrze Polonia poświęcę pewnie najbliższy felieton w Wyborczej, spieszy mi się jednak powiedzieć już teraz, na zmęczeniu spowodowanym późną godziną i intensywnie przeżytym dniem, że spektakl jest wspaniały i zaskakująco aktualny. Czysta Forma czystą formą, ale treść prosi się o swoje, i kształtuje się w zetnięciu z tym, co mamy poza teatrem, w naszej codzienności.
Jest więc Matka – znakomita Krystyna Janda – która (jak Urszula w STU LATACH SAMOTNOŚCI) jest osią spektaklu i świata. Ubrana jak do greckiej tragedii, pozostaje niezmienna w tym co wewnętrzne, lecz uwikłada w marność dzisiejszych relacji matek z synami – niedojrzałymi megalomanami, popłuczynami po Sieriebriakowie z WUJASZKA WANI i Ekdalu z DZIKIEJ KACZKI. Bo taki jest ten nasz świat, taka nasza społeczność czasu prezydenckich wyborów roku 2025, że krzywo i karykaturalnie odbija się w dramacie Witkacego.
Siłą MATKI jest właśnie to – jak aktualizuje się w oczach widza, który przyszedł oglądać go obarczony naszą megalomanią, obsesjami, i niezmiennymi relacjami rodzinnymi, które ciążą, oj, ciążą, wypełnione wyniszczającą wszystkich miłością.

Reżyser Waldemar Zawodziński wydobył z aktorów patetyczne i niskie żałości, bez słabych punktów. Opiszę te role w Gazecie, spróbuję powiedzieć na czym polega ich siła. Tymczasem mówię: idźcie i zobaczcie MATKĘ Witkacego w Polonii. Wyszamoce Was ten spektakl. Wydobędzie z nieudanej potrzeby rozumienia wprost wszystko to, co w Was kompleksowe (od kompleksów), intuicyjne, uzależniające.
Wielka, naprawdę wielka rola Krystyny Jandy. Archaiczna. Tragiczna.

Recenzje

Okiem Obserwatora: Matka

10.06.2025, 15:28 Wersja do druku

„Matka” Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Robert Jaworski

Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy jaki jest, każdy widzi i każdy wyrabia sobie o nim zdanie, obcując z jego utworami bądź w teatrze, bądź pod postacią książek. Mnie fascynuje zarówno jako człowiek, jak i twórca. Zawsze z ogromnym zainteresowaniem oglądam sztuki jego autorstwa. Nic dziwnego, że z niecierpliwością czekałem na najnowszą premierę w Teatrze Polonia, którą miała być „Matka” St. I. Witkiewicza właśnie. Moją ciekawość wzmagał fakt, iż z zapowiedzi wynikało, że będzie to właściwie przedstawienie autorskie, ponieważ: adaptował tekst, wyreżyserował spektakl i światła do niego, oraz stworzył scenografię jeden człowiek, czyli Waldemar Zawodziński.Efekt takiego „monopolu” zobaczyłem w dniu premiery. Adaptacja tekstu odbiega troszkę od oryginału (jak w większości adaptacji, które widziałem do tej pory). Jest jeden, zamiast dwóch aktów, nie ma niektórych postaci (np. dyrektora teatru Cielęciewicza), inne jest zakończenie, ale całość jest znakomicie skonstruowana i absolutnie wystarczająca do nazwania jej kolejną inscenizacją „Matki”, a nie spektaklem na motywach tego dramatu. Akcja poprowadzona jest precyzyjnie i logicznie, nie pozostawia widzowi żadnego marginesu niedopowiedzenia. A w dobie wszechogarniającej nas wszelkiej poprawności, takie niebezpieczeństwo mogło zaistnieć. Wszak sam Witkacy określał ten dramat jako „Niesmaczną sztukę w dwóch aktach z epilogiem”. Tyle tylko, że w tej „niesmaczności” tkwi jego siła i porażająca moc. Utwór powstał w 1924 roku. Sto jeden lat temu!! Każdy widz oglądający tę inscenizację musi zadać sobie pytanie: co zmieniło się w ciągu tego wieku? Ludzkość jako taką i wszystkie wchodzące w jej skład jednostki, ogarnęła szczęśliwość, wzajemna miłość i powszechny dobrobyt? Znikły patologie rodzinne i przyczyny, które je powodują? No właśnie!

Witkacy w swoich utworach bezlitośnie ukazuje przywary natury ludzkiej i wyśmiewa utarte kanony postępowań społecznych. Ma bardzo złe zdanie o ludzkości. Dlatego jego utwory cały czas prowokują kolejne pokolenia twórców do zmierzenia się z emocjami zawartymi w nich. Dla aktorek i aktorów jest to sprawdzian najwyższej próby. Bardzo łatwo jest przeszarżować i zamiast oddać prawdzie intencje Witkacego, stoczyć się w ich karykaturę.

Spektakl w Teatrze Polonia jest znakomity. O spójności adaptacji, reżyserii całości i oświetlenia, scenografii już wspomniałem. Ale co tu dużo ukrywać, crème de la crème tego przedstawienia jest zespół artystyczny biorący w nim udział.

Krystyna Janda jako Matka i Tomasz Tyndyk jako Syn (Leon) tworzą duet doskonały. Ona szaleńczo zakochana w swoim synu. Powiedzieć, że nadopiekuńcza w stosunku do niego, to nic nie powiedzieć. Stan w którym się znajduje, to już patologia. Tragiczna, przerażająca, mogąca wywołać współczucie, ale jednak patologia. Ile takich matek było i jest cały czas dookoła nas? Ile z nich same sobie zgotowały taki los, a ilu z nich został on „zafundowany” przez własne dziecko, w tym przypadku syna? Bo on jest potworem w czystej postaci.

Janda i Tyndyk dają koncert gry. Każde w inny sposób. Ona jest tragiczna od początku i ten tragizm narasta w niej cały czas. Wydawać by się mogło, że gdy kogoś nazwiemy postacią tragiczną to wszystko jest już jasne, bo jest to stan constans. Otóż nie! To, co pokazuje Janda w czasie trwania sztuki, ta pogłębiająca się rozpacz, beznadzieja, coraz bardziej uświadamiana sobie porażka całego życia, jest wstrząsające. Te niuanse w tonacji głosu, spojrzeniach, gestykulacji, sposobach poruszania się, mimice twarzy spowodowanej nie tylko przeżyciami, ale również pogłębiającym się traceniem wzroku, to szczyty aktorstwa. Wielka rola!

Powodem, który wpędza Matkę w ten stan jest postępowanie Syna (Leona). Tyndyk od pierwszego pojawienia się na scenie wzbudza przerażenie. Również tym, w życiu nieustannie natykamy się na takie osoby. Grzeczne, spokojne, mówiąc cichym głosem w sposób logiczny i przekonujący, ale mające obłęd w oczach. Nic złego nie dzieje się do momentu, w którym ktoś nie ma innego zdania niż one lub sytuacja nie układa się po ich myśli. Wtedy następuje atak typu: albo „furia”, albo „na zimno”, czyli wyssanie całej krwi bez zrobienia dziurki. Dla takich osobników liczą się tylko oni. Nikt i nic poza nimi. Tyndyk gra takiego potwora w sposób rewelacyjny. Jego potworność zawiera również całą sinusoidę stanów emocjonalnych (przerażająca scena, gdy służąca anonsuje przyjście dyrektora teatru, ten rozszalały, krwiożerczy lew, w jedną sekundę zmienia się w biednego malutkiego, łaszącego się do nóg Matki kotka).

Janda i Tyndyk kreują dwie wielkie role. Oni są razem na scenie prawie cały czas. Jednak nie tylko ich gra jest znakomita.

Małgorzata Rożniatowska (Dorota), gdy tylko pojawi się (często) przyciąga wzrok, ponieważ jej służąca spełnia w sztuce istotną rolę, tym bardziej trudną, że nie opierającą się na długości wypowiadanych tekstów. Tych jest minimalna ilość. Całe znaczenie i siła tej postaci opiera się na mimice, spojrzeniu, geście, dyskretnym i pełnym oddania działaniu, które czasami jest jednak całkiem stanowcze. Jej postać jest dla Jandy równocześnie kontrapunktem, wsparciem, tak zwaną „ścianą” do której można wyżalić się i której można powiedzieć wszystko. A „ściana” wysłucha tego. Tylko słuchać trzeba umieć! I dlatego te działania Rożniatowskiej tak przyciągają wzrok.

Dwie kolejne role damskie są krańcowo różne, chociaż w pewien sposób połączone. Tym łącznikiem jest postać Leona i co tu dużo ukrywać – sex.

Katarzyna Gniewkowska (Lucyna Beer) i Agnieszka Skrzypczak (Zofia Plejtus). Obie artystki widziałem wielokrotnie na scenie i co więcej – obie bardzo lubię oglądać. No i w spektaklu „Matka” w Teatrze Polonia obydwu w pierwszej chwili nie poznałem. Ogromne brawa dla Marii Balcerek (kostiumy) i teatralnej ekipy charakteryzatorek.

Kto zna treść „Matki” ten wie, że Zofia Plejtus (Skrzypczak) i Lucyna Beer (Gniewkowska) są kochankami Leona. I to jest ich jedyna wspólna cecha. Dzieli je wszystko: wiek, pochodzenie społeczne, wykształcenie, posiadane zasoby finansowe, tzw. maniery. Wszystko. Gniewkowska i Skrzypczak fenomenalnie wcielają się w grane przez siebie postacie. Są wyraziste i koncentrują  na sobie uwagę widzów.

Postać Zofii Plejtus ulega w „Matce” diametralnej przemianie. Skrzypczak w swoim pierwszym wcieleniu jako to zahukane poczuchrze jest znakomita (to właśnie wtedy, w pierwszej chwili, nie poznałem jej). Początkowo czyni ona swoją postać równocześnie i śmieszną, i wzruszającą swoją naiwnością i mentalną „czystością”. W swoim drugim wcieleniu, już jako znarkotyzowana, ekskluzywna prostytutka, jest niesamowicie magnetyczna. Obydwa wcielenia to majstersztyk.

Katarzyna Gniewkowska jako Lucyna Beer też w pierwszej chwili jest nie do poznania. I też, jak jej rywalka, przemienia się w miarę upływu czasu. Początkowo, Gniewkowska jako zakochana do szaleństwa w Leonie jest przymilną, kulturalną, starającą się dobrze wypaść w oczach jego Matki. Gdy okazuje się, że jej umizgi są nieskuteczne, staje się personifikacją prawdy życiowej, że „od miłości do nienawiści, jeden krok”. Przeistacza się we „wściekłe babsko”. Jest znakomita. Ale najlepsza etiuda w wykonaniu Gniewkowskiej jest jeszcze przed nami. W scenie narkotycznego tańca jej solo taniec, wykonany w pozycji siedzącej, na krześle! To trzeba zobaczyć!

No i dwóch panów. Dwóch ojców!Jarosław Boberek – ojciec Zofii Plejtusi Bartosz Waga (Albert). To zna treść „Matki”, ten wie. Dwaj ojcowie, ale Boberek jako ojciec kochanki Leona pojawia się na scenie więcej razy i ma do zagrania więcej scen niż Waga, który jako ojciec Leona zjawia się dopiero w epilogu. Wcześniej Matka, czyli Janda, kilka razy barwnie opisuje jego wygląd i charakter.

Boberek ma dosyć niewdzięczne zadanie do wykonania, bo grana przez niego postać jest, co tu dużo ukrywać, raczej wredna. Boberek znakomicie pokazuje jej śliskość, radość jaką odczuwa mogąc podręczyć trochę innych i słabszych (w tym przypadku Matkę), zadając jej werbalnie mentalny ból. W kontekście tego, co przed chwilą napisałem, paradoksem będzie moje zdanie, że Boberek w roli ojca Zofii jest znakomity. Paskudny typ, ale znakomity!

Drugiego ojca gra Bartosz Waga. Jak wspomniałem wyżej, na długo przed jego pojawieniem się, widz ma już komplet informacji na jego temat, przekazanych przez Matkę. Łobuz, bandyta, gangster, powieszony za liczne przestępstwa. Ale jak śpiewał! Jak wyglądał! Jak kochał! No i w epilogu pojawia się Bartosz Waga i od razu wiadomo o kogo chodzi. To Albert! Jako ojciec Leona i mąż jego Matki, Waga jest wspaniały. Wyluzowany, szarmancki wobec swojej damy, czuły wobec syna, spokojny i empatyczny. A jak wygląda! No i drobiazg. Ten przyjemniaczek w każdej chwili może zabić. Rola stosunkowo krótka, ale zagrana bezbłędnie!

Proszę Państwa! „Matka” w Teatrze Polonia, według scenariusza i w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, jest według mnie spektaklem znakomitym, z wybitnymi rolami całego zespołu artystycznego. Kto zna ten dramat Witkiewicza, ten wie czego się spodziewać i będzie mógł się delektować całą inscenizacją i grą aktorską. Kto nie zna „Matki”, ten oprócz tych doznań, może być zaskoczony aktualnością treści sztuki. Ja w każdym razie gorąco polecam to przedstawienie, bo:

„(…) Choć burza huczy wkoło nas
Do góry wznieśmy skroń
Nie straszny dla nas burzy czas
Bo silną mamy przecież dłoń (…)”.

Tak samo jak w szantach żeglarskich można znaleźć pocieszenie na różne przeciwieństwa losu, tak na znakomite przedstawienie teatralne zawsze warto pójść, bez względu na to czy jest to komedia, czy tak jak w tym przypadku – kanon polskiego dramatu! Krzysztof Stopczyk

Mikołajewski: aktualnie pijana lecz ważna

– „Matka” w Teatrze Polonia

MAGAZYN WYBORCZEJ 11.06.2025, 09:42

Jarosław Mikołajewski •

Krystyna Janda i Tomasz Tyndyk w spektaklu ‚Matka’ w Teatrze Polonia, reż. Waldemar Zawodziński

(Fot. Robert Jaworski/Teatr Polonia)

POSŁUCHAJ 06:44 MIN

0

Czy to nienormalne, że widzę RP w pijanej, tragicznie

wielkiej, majestatycznie i karykaturalnie czarnej matce,

złorzeczącej synowi, który – bez przeproszenia – kurwi się w

całym uduchowieniu, jakie wydobywa z niego własna

próżność i próżnia?

Z cyklu: Za pięć trzynasta

REKLA

M

A

KRYSTYNA JANDA

TEATR POLONIA

WITKACY

Siedzę w Teatrze Polonia, czekam na „Matkę” Witkacego w reżyserii

Waldemara Zawodzińskiego. Precyzyjnie mówiąc, dzieje się to na

premierze 6 czerwca, już po wyborach. Wreszcie jest. W czerni, w jaką

mogłaby być ubrana sceniczna Medea, Elektra, Antygona… Któraś z

wielkich, żałobnych, tragicznych postaci antyku.

Starożytna, archaiczna, odwieczna matka – sugestywna i potężna jak

chmura gradowa Krystyna Janda – pije wódkę. Wokół stołu krąży

gderliwa służąca (Małgorzata Rożniatowska). Usługuje, polewa wódkę,

zrzędzi. Matka złorzeczy na syna, na jego marność, ale go kocha na zabój.

REKLA

M

A

Syn obraża matkę, a matka przytula syna

Wreszcie pojawia się on – Leon. Syn (Tomasz Tyndyk). I zaczyna gadać.

Plugawi matkę, przeprasza, znów plugawi, przeprasza, obraża i się

przytula, odtrąca i szuka pieszczoty. On też kocha matkę, miłością równie

pijaną, zależną. Samolubną i egotyczną. Gada coś o swoich wielkichideach, o których nie ma nic do powiedzenia, których nikt nie rozumie –

jak to w życiu. Jak w sztuce. Jak niejaki Hjalmar Ekdal w „Dzikiej

kaczce” Ibsena. Jak profesor (dobre sobie) Sieriebriakow w „Wujaszku

Wani” Czechowa. Jak miliony zadufanych w sobie, nieszczęśliwych

głupków, których największym szczęściem jest znaleźć ofiarę, czyli

wyznawcę żyjącego w szczerym lub udawanym zachwycie dla

rzeczywistego miernoty.

REKLA

M

A

Krystyna Janda broni matki-

potwora

ZAPISZ NA PÓŹNIEJ

REKLA

M

A

Matka – jak skała w swoim świadomym, choć monstrualnie uległym

macierzyństwie – toleruje wybuchy megalomanii Leona i jego życiowe

posunięcia. Skazuje się tym samym na przykrą dla siebie obecność

dziewczyny Leona, która staje się jego żoną (Agnieszka Skrzypczak), jej

upiornego ojca (Jarosław Boberek), oszukanej kochanki (znakomita

Katarzyna Gniewkowska).

Krystyna Janda w spektaklu ‚Matka’ w Teatrze Polonia, reż. Waldemar Zawodziński Fot. Robert Jaworski/Teatr Polonia

Małość syna lepsza od jego wielkości

Matka jest figurą wielką jak odwieczna góra. Z wysokości tego, kim jest

(tu aktorska wielkość Krystyny Jandy doskonale koresponduje z ogromem

matki jako postaci), bohaterka patrzy na świat wokół siebie z rozpaczą

świadomą tego, że tak musi już być. Matka przytłacza syna przez to, że

jest matką, syn budzi obrzydzenie i litość matki przez to, jaki jest. Zresztą

– jak uczą inne nasze przygody z kulturą – gdyby syn okazał się naprawdę

wielki, musiałby zginąć. Matka więc pewnie nawet woli małość syna,

który jakoś przetrwa (bo to ona – góra – osobiście go chroni), od

REKLA

M

Apotencjalnej wielkości. Woli jego marność, nad którą łatwiej zapanować

jej zaborczej miłości mimo wszystko i ponad wszystkim.

REKLA

M

A

Wreszcie matka umiera. Syn wchodzi w jej rzeczywistość pośmiertną,

gdzie wszystko jest pogodzone, słoneczne. Pogodna jest nawet jej pamięć

o mężu (czyli ojcu Leona), który – awanturnik i wiarołomca stracony w

Brazylii (Bartosz Waga, zaskakująco ciekawy jak na aktora, o którym

nawet nie słyszałem) – przynajmniej był nie żaden, lecz jakiś, miał w

sobie powabną cechę, powraca w hollywoodzkiej aurze.

Obierała ziemniaki i była na zakręcie. Są

role, które potrafi zagrać „na drągu i w

przeciągu”

ZAPISZ NA PÓŹNIEJ

Matka sama się scali. Cierpliwości potrzeba

Rozpisuję „Matkę” Zawodzińskiego pobieżnie, lecz drobiazgowo, żeby

pokonać poczucie niezrozumienia, z którym – jak słyszałem po

przedstawieniu – publiczność wychodzi często ze spektaklu. Zachęcić do

bardzo opłacalnej wizyty w teatrze wbrew tej pozornej niezrozumiałości.

REKLA

M

A

Bo (zgodnie z planem Witkacego) nie ma tu nic do zrozumienia. Trzeba

patrzeć, słuchać, przyswajać, i czekać, aż samo się scali. Bo każdy prawie

ma kogoś takiego jak matka, każdemu ciąży jej miłość i miłosna obsesja.

Wiele matek (bo przecież nie wszystkie) ma syna, który upaja się sobą,

zagubionego w nicości, spragnionego jakiejkolwiek cechy, choćby

negatywnej, ułamka czarnej legendy domowej przeklętego ojca.

Jeżeli więc zachowamy cierpliwość i (my, naród) nie odrzucimy „Matki”

za to, że niezrozumiała, czegoś przecież dowiemy się także o nas z

dramatu Witkacego, podanego w równej, dobrej lub wybitnej grze

aktorskiej.

Patrzcie na jej synów pajaców

Ze schowka

Sztuczna inteligencja AlphaFold

hakuje wszystkie znane białka.

T o największy przełom po

odczytaniu ludzkiego genomu!

SZTUCZNA INTELIGENCJA

ZAJRZYJ DO SCHOWKA

REKLA

M

APatrzcie na jej synów pajaców

Czy zdziwi się ktoś jeśli powiem, że 6 czerwca w Teatrze Polonia

zrozumiałem coś nie tylko z własnego synostwa, z własnej megalomanii,

lecz także z Polski, jaką jest dziś, po wyborach? Czy to nienormalne, że

widzę RP w pijanej, tragicznie wielkiej, majestatycznie i karykaturalnie

czarnej matce, złorzeczącej synowi, który – bez przeproszenia – kurwi się

w całym uduchowieniu, jakie wydobywa z niego własna próżność i

próżnia?

Tomasz Tyndyk w spektaklu ‚Matka’ w Teatrze Polonia, reż. Waldemar Zawodziński Fot. Robert Jaworski/Teatr Polonia

Popatrzmy na jej synów pajaców, którzy przekrzykują się w dążeniu do

instytucjonalnego usankcjonowania swojej domniemanej jakości,

rzeczywistej mierności. Przyjrzyjmy się sobie, niewydarzonym dzieciom,

które nie mogą znieść, żeby mówiło się dobrze o nieprzeciętnej kanalii,

jaką jest nasz ojciec, ktoś lepszy lub przynajmniej bardziej wyrazisty od

nas.

REKLA

M

A

REKLA

M

A

Oglądałem „Matkę” uważnie, w całej rozsypce emocji, idei, bezidei, i

czuję, jak komponują się we mnie w coś bardzo wspólnego. Jak sceniczne

postaci dostają we mnie twarze konkretnych kreatur, które w publicznej

przestrzeni robią to albo owo.

Aktorów społecznej sceny, którzy małpują ostatnie autorytety, oszustów w

przebraniu mężów stanu, megalomanów poszukujących nowej sceny dla

nieznośnych już sololokwiów, faszystów udawanych i nieudawanych

(których nie kompromituje społecznie, tylko wywyższa etykieta faszysty),

wymuskanych bandziorów, historyków i prawników studiujących

rzetelnie tylko na tyle, na ile może im się to przydać, kłamliwych i

służalczych kronikarzy chaosu, powierzchownych erudytów, dla których

doktorski czy profesorski tytuł nie jest zobowiązaniem, tylko alibi, i tak

dalej, i tak szalej, i tak malej i malej i malej…Idźcie na „Matkę”. Matka jest aktualnie pijana, lecz ważna.

Śródtytuły od redakcji

0

KRYSTYNA JANDA

TEATR POLONIA

WITKACY

Krystyna Janda broni matki-potwora

TEATR 11.06.2025, 05:53

Witold Mrozek •

Krystyna Janda w spektaklu ‚Matka’ w Teatrze Polonia, reż. Waldemar Zawodziński (Fot. Robert

Jaworski/Teatr Polonia)

POSŁUCHAJ 04:51 MIN

Rola Jandy nie jest parodystyczna, aktorka gra to na serio.

Jak to się mówi, „broni postaci” – i to broni jej bardzo

skutecznie.

REKLA

M

A

0

„Matka” to jeden z chętniej wystawianych dramatów Witkiewicza. Ledwo

rok temu w tytułową rolę wcielała się Agata Kulesza – w Teatrze Ateneum

w Warszawie. Ton tamtego przedstawienia był nieco upiorny i

melancholijny zarazem.

KRYSTYNA JANDA

STANISŁAW IGNACY

WITKIEWICZ

TEATR POLONIA

TOMASZ TYNDYK

Spektakl w warszawskiej Polonii jest inny.

To udana próba obrony jednego z potworów z twórczości Stanisława

Ignacego Witkiewicza – Janiny Węgorzewskiej, dominującej matki

nieudanego filozofa Tomasza, przekonanego o własnym geniuszu.

„Matka” w Teatrze Polonia. Krystyna Janda broni

postaci

REKLA

M

A

W spektaklu w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego mamy oczywiście

cały pakiet witkacowskich wątków: arystokratyczne aspiracje i poczucie

społecznego niedowartościowania, katastroficzną wizję świata, w którym

triumfy odnosić zaczynają nowoczesna demokracja i komunizm,wymieniane po upadku wielkich monarchii XIX wieku nieraz na jednym

oddechu. Ale w Teatrze Polonia nie to jest najważniejsze.

Siła „Matki” u dyrektorki Jandy polega na tym, że aktorka Janda gra

tytułową rolę inaczej, niż przyjęło się to robić. „Niesmaczna sztuka w

dwóch aktach z epilogiem” Stanisława Ignacego Witkiewicza z 1924 roku

odczytywana jest najczęściej jako parodia rodzinnego dramatu

psychologicznego.

REKLA

M

A

Tymczasem w Polonii rola Jandy nie jest parodystyczna, aktorka gra to na

serio. Jak to się mówi, „broni postaci” – i to broni jej bardzo skutecznie.

Jej Janina Węgorzewska nie jest groteskowym potworem z mizoginicznej

wyobraźni Witkacego, jest zmęczoną życiem doświadczoną kobietą, która

swoje przeżyła, i która swoje wie. Janda wie, kiedy pójść w emocjonalną

szarżę, a kiedy wręcz przeciwnie, zagrać wycofaniem, stłumieniem,

gestem rezygnacji. Potrafi być w tym ujmująca.

REKLA

M

A

Obierała ziemniaki i była na zakręcie. Są

role, które potrafi zagrać „na drągu i w

przeciągu”

ZAPISZ NA PÓŹNIEJ

Tomasz Tyndyk z kolei, w roli syna – Leona, gra bardziej zagubienie,

splątanie i frustrację, niż typowo „witkacowskie” intelektualne obsesje

niespełnionego myśliciela i politycznego demiurga. Tyrady Leona, prawie

całą tę witkacowską filozofię, reżyser Zawodziński z tekstu wykreślił.

Witkacy i boomerzy

Pod postaciami dramatu sprzed stu jeden lat można w Teatrze Polonia

zobaczyć echa dzisiejszego konfliktu generacyjnego – zwłaszcza w

pierwszej połowie przedstawienia.

REKLA

M

A

REKLA

M

AJanda to tutaj nie tylko ikoniczna aktorka, ale też być może figura

ucieleśniająca urodzone po wojnie pokolenie, przezywane dziś u nas z

amerykańska boomerami i oddające właśnie powoli rząd dusz w Polsce –

ku przerażeniu wielu.

Grający jej syna Tyndyk to z kolei pokoleniowa ikona tematu osób

LGBT+ w teatrze. To właśnie prawa osób LGBT+ są jedną ze spraw,

które pokolenie oddające powoli władzę w Polsce zaniedbało. I jasne,

Tyndyk jest starszy niż ci wyborcy, w których przedziale wiekowym

wygrali ostatnio pierwszą turę Mentzen z Zandbergiem.

Krystyna Janda i Tomasz Tyndyk w spektaklu ‚Matka’ w Teatrze Polonia, reż. Waldemar Zawodziński Fot. Robert

Jaworski/Teatr Polonia

Ale bycie długotrwale przetrzymywanym w szufladce z etykietą

„radykalna młodzież” to też jedno z generacyjnych doświadczeń tego

pokolenia, które nie ufa już „ojcom-założycielom wolnej Polski”.I

matkom-założycielkom też raczej nie. Z drugiej strony, doświadczeniem

tym jest też przedłużona zależność od rodziny.

REKLA

M

A

I tu znów Witkacy się kłania.

Pozostałe postaci z „Matki” Zawodzińskiego są już bardziej osadzone w

tradycyjnym sposobie myślenia o graniu witkiewiczowskich dramatów.

Precyzyjna i formalna Agnieszka Skrzypczak jako trudniąca się

nierządem Zofia Plejtus, narzeczona Leona, bliższa jest tradycji

witkacowskiej tradycji grania demonicznych kobiet. Jeszcze bardziej

osadzona w konwencji jest Katarzyna Gniewkowska.

Ze schowka

Sztuczna inteligencja AlphaFold

hakuje wszystkie znane białka.

T o największy przełom po

odczytaniu ludzkiego genomu!

SZTUCZNA INTELIGENCJA

Witkacy przed samobójstwem do kochanki:

„Pamiętaj, że beze mnie zginiesz.

Powinniśmy odejść razem”

ZAJRZYJ DO SCHOWKA

ZAPISZ NA PÓŹNIEJ

REKLA

M

AIm dalej wędrujemy w tym spektaklu, tym bardziej widzimy krainę

literackiej groteski. Jednak to, co dzieje się wcześniej, łącznie z reakcjami

widowni na określanie zaborczego Leona, zgodnie z tekstem dramatu,

„alfonsem” – i gorzkie komentarze o tym, jak nisko upadł dzisiejszy świat

– pokazuje, że Witkacy w teatrze wciąż potrafi budzić emocje.

REKLA

M

A

Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Matka”. Reżyseria i scenografia:

Waldemar Zawodziński. Kostiumy: Maria Balcerek. Choreografia: Anna

Hop. Obsada: Katarzyna Gniewkowska, Krystyna Janda, Małgorzata

Rożniatowska, Agnieszka Skrzypczak, Jarosław Boberek, Tomasz Tyndyk,

Bartosz Waga. Premiera: 6 czerwca 2025, Teatr Polonia w Warszawie.

Krystyna Janda z monodramem „Zapiski z wygnania” wystąpi na

Festiwalu Co Jest Grane. To spektakl na podstawie autobiograficznej

książki Sabiny Baral w reżyserii Magdy Umer. – To jeden z

najważniejszych spektakli w moim życiu, tekst, który poruszył mnie jako

aktorkę i chyba nawet bardziej – jako człowieka – mówiła aktorka w

wywiadach.

Na Co Jest Grane Festivalu (Warszawa, 14-15.06) wystąpi wiele gwiazd

muzycznych m.in.: Edyta Bartosiewicz, Karolina Czarnacka, Kortez,

wykonujący muzykę folkową i alternatywną zespół Lor, Piotr Rogucki &

Normalni ludzie, Błażej Król i Katarzyna Nosowska, Fisz Emade

Tworzywo i PRO8L3M. Pełen program Festiwalu Co Jest Grane 2025.

0

Redagowała Magdalena Birska

KRYSTYNA JANDA

STANISŁAW IGNACY

WITKIEWICZ

TEATR POLONIA

TOMASZ TYNDYK

Witold Mrozek

Dziennikarz działu kultura „Wyborczej”, pisze o polityce kulturalnej, teatrze i

pograniczu sztuki i życia społecznego. Pochodzi z Bytomia, studiował w Krakowie,

mieszka w Warszawie. Pisze doktorat o performensach wokół postaci Papieża-

Polaka.

Paula Skalni

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.