Krystyna Janda wyszła z Polonii
2007-07-08 12:03 Aktualizacja: 2007-07-08 15:27
Krzyk prosto w serce
„Lament” Krzysztofa Bizio to tylko sceniczny reportaż, trzy z życia wzięte monologi. A jednak grany w sercu Warszawy, przy wtórze zgiełku miasta objawia nieoczekiwaną siłę. Maria Seweryn gra w nim rolę nie do zapomnienia.
Sceną jest miasto. Na pl. Konstytucji ustawiono niewielki czarny podest – przestrzeń gry. Trzy kobiety na ławce szarymi strojami nie wyróżniają się z tłumu. Naprzeciw kilka rzędów widowni. Ludzie zajmują miejsca, niektórzy przyszli specjalnie po to, by obejrzeć przedstawienie, inni zostali, chociaż mieli zupełnie inne plany. Słowa aktorek trafiają do widzów, ale za chwilę roztapiają się w huku. Miasto pędzi do przodu, teatr go nie zatrzyma nawet na moment.
Plac Konstytucji z falującym tłumem, migającym światłami samochodów, chrobotem tramwajów nie jest dla przedstawienia Polonii tylko scenografią. Jest naturalnym środowiskiem trzech polskich kobiecych historii. Teraz trudno mi będzie wyobrazić sobie dramat Krzysztofa Bizio na tradycyjnej pudełkowej scenie.
Mija 20 minut, może pół godziny spektaklu, a ja zdejmuję wzrok z szarej kobiety na scenie. Próbuję nie widzieć jej ledwo tamowanych łez, nie słyszeć drżenia w głosie. Patrzę w niebo, jakbym spodziewał się burzy. Bo przecież w ciepłe czerwcowe popołudnie czuję dziwny chłód, po plecach przechodzą ciarki. Nie, ani śladu nadciągającej burzy. Wiatr, owszem szarpie sukienkę szarej kobiety, tarmosi jej papierową torbę, w której schowała ukradziony płaszcz. Niby jest ciepło, ale te dreszcze, ten chłód. Maria Seweryn mrozi czerwcowe powietrze.
Jej głos i skurczona bólem sylwetka nagle panują nad placem Konstytucji. Nagle go nie ma, jakby ludzie, autobusy, samochody, tramwaje stanęły bez ruchu. Maria Seweryn jest sama z lamentem swojej bohaterki. Niespełna dwa kwadranse monologu wystarczą, by w opowieści zawrzeć życie bez perspektyw, za to na prozacu. Smutne, okrutne, z tych ulic, z tego zgiełku. Przede wszystkim polskie, ale nie tylko polskie.
Krzyk Seweryn trafia prosto w serce, ale nie prosi o współczucie, brzydzi się sentymentalnym poklepywaniem po ramieniu. Seweryn przenosi „Lament na Placu Konstytucji” w inne rejony, niedostępne dla żywiącego się aktualiami teatru. W jej roli, najlepszej z dotychczasowych, brzmi gorzko nuta nieodwołalna. Teraz – mam pewność – czas na antyczną tragedię.
Sztuka szczecińskiego młodego autora wydaje się tylko dobrze skrojoną konfekcją. Bizio ma zmysł wnikliwej obserwacji, a potem zamieniania jej na mocno brzmiące frazy. To również dokument naszych czasów, z całym ich smutkiem i podłością. To właśnie akcentują, chwilami może zbyt teatralnie Małgorzata Zawadzka (Córka) i Bogusława Schubert (Babcia). Dzięki nim, a przede wszystkim Marii Seweryn w „Lamencie” da się zobaczyć odrobinę jasności. Gra idzie bowiem o to, by ocalić resztki dobra. A ono jest w każdym – niezależnie od okoliczności.
To nie jest miłe popołudnie. Krystyna Janda wyszła z Polonii, by uderzyć Warszawę teatrem między oczy. Zapomnijcie o ulicznej fieście, na placu Konstytucji grają życie.
„Lament na Placu Konstytucji”
wg sztuki Krzysztofa Bizio
Opieka art. Krystyna Janda
Teatr Polonia w Warszawie
Premiera: 21 czerwca