21.04.2017 promocja "Dziennika 2000-2002" w Centrum Premier Czerska 8/10
Krystyna Janda w Centrum Premier Czerska 8/10: Rodzi się faszystowska Polska. Nie spodziewałam się, że przyjdzie mi taką spotkać
Kajetan Kurkiewicz
Gazeta Wyborcza –Online, 21 kwietnia 2017 | 22:19
– Od 45 lat spotykam się z widzami na scenie. Słucham ich reakcji, ciszy, westchnień. To dialog. Mój dziennik i inne kreatywne działania opierają się na tej wiedzy. Oni uczą mnie, o czym albo jak mam pisać – mówiła Krystyna Janda. W piątek 21 kwietnia wybitna aktorka i reżyserka była gościem Centrum Premier Czerska 8/10.
Pretekstem do rozmowy z aktorką była premiera jej internetowego dziennika w formie książkowej. Zapiski Krystyna Janda prowadzi od 17 lat. „Dziennik 2000-2002″ ukazał się w połowie kwietnia nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. To pierwszy z cyklu czterech tomów blogowego dorobku aktorki.
Spotkanie prowadzili Ewa Wieczorek, redaktor naczelna „Wysokich Obcasów Extra”, i Michał Nogaś, dziennikarz działu kultura „Gazety Wyborczej”.
– Blogerka, publicystka, działaczka społeczna, matka. A wieczorami aktorka i reżyserka – zapowiedział artystkę Michał Nogaś. Chwilę później widzowie w Centrum Premier Czerska 8/10 obejrzeli nagranie z aktorem Arkadiuszem Jakubikiem, który interpretował zapis dziennika aktorki o tremie przed premierą. Aktorka pisała wówczas, że za każdym razem trzęsie ją i trzepie.
– Czy dalej panią trzepie i trzęsie? – pytał Michał Nogaś.
– Tak, tylko na innym poziomie i z innego powodu – odpowiadała Janda. – Dziś mnie trzepie od rana. Wszyscy, którzy wchodzą na mój Facebook, wiedzą dlaczego. W moim teatrze zaraz zaczyna się spektakl „Chłopcy”. Trzepie mnie, bo ja jestem tutaj, a oni mają tam problem. Denerwuję się za wszystkich aktorów – mówiła Janda.
Internetu nauczyła mnie siostra
Prowadzący dopytywali, kto przed laty nauczył Jandę obsługiwania internetu. – Siostra, nocami przez telefon. Pracowała na lotnisku. Sprowadzono tam najlepszy wtedy komputer. Uczyła się programować. Mnie to zainteresowało. Też kupiłam sobie komputer. Nie mogłam spać, więc nocami klikałam – opowiadała. I zauważyła, że od blogowania jest już właściwie uzależniona. – A dziś wkleiłam zdjęcie, że trzeba żyć tak, aby nie mieć czasu na Facebooka – mówiła z przekąsem.
Krystyna Janda przed wydaniem dziennika musiała jeszcze raz przeczytać swoje wpisy sprzed lat. – To okropne – kwitowała. Uważa jednak, że dzienników i pamiętników nie należy pisać do szuflady. – To jak robić teatr bez widzów – puentowała.
Podczas spotkania poruszony został też temat hejtu, z którym spotyka się aktorka, także pod swoimi postami na Facebooku. Dziennikarka poprosiła, żeby Janda przeczytała swój ostatni wpis. – Alicja, która pracuje u nas w fundacji, przeczytała komentarze. Powiedziała, że to zdumiewające i mi prześle. Przesłała, a ja to zamieściłam w poście. Układa się niemal w poemat – wyjaśniła. Po czym odczytała zbudowany z obelg post. – Komediantka, podstarzała framuga, suka mośkowa, wichrzycielka, łajdaczka, anty-Polka, parch, żydówka, folksdojczka… – czytała. A publiczność nagradzała ją brawami i salwami śmiechu
Trzy godziny pod dębem
Janda mówiła o swoich widzach: – Od 45 lat spotykam się z nimi na scenie. Słucham reakcji, ciszy, westchnień. To dialog. Mój dziennik i inne kreatywne działania opierają się na tej wiedzy. Oni uczą mnie, o czym albo jak mam pisać.
Wieczorek pytała, czy Janda nie ma czasem ochoty wyłączyć telefonu i odciąć się od świata. – Jak chcę, to się wyłączam, zamykam – mówiła aktorka. I opowiedziała anegdotę o domu w podwarszawskim Kazimierzowie, gdzie jeździ się zrelaksować. – Miałam dostać pieniądze z ministerstwa na „Danutę W.” i wylądowałam akurat w Kazimierzowie. Czekałam na telefon w tej sprawie i chodziłam, szukając sygnału. Pewien pan wskazał mi dąb, pod którym złapię zasięg. I stałam tak pod dębem trzy godziny – wspominała aktorka.
Prowadzący dopytywali również, jak synowie aktorki znosili to, że Janda upubliczniała na blogu ich wypracowania. – Nie wiedzieli. Ale jak się dowiedzieli, to mi wybaczyli i sami się śmiali. Ale dziś nie odważyłabym się czegokolwiek napisać – mówiła aktorka. Choć zaraz się zreflektowała: – Młodszy syn nie wybaczył mi jednej rzeczy. Napisałam, że dawałam mu 10 zł na tacę w kościele. On kładł 10 złotych i brał sobie pięć złotych reszty. To było tak śmieszne, że nie mogłam tego nie napisać.
Rodzi się faszystowska Polska
Rozmowę z Krystyną Jandą przeplatały filmy. W jednym o aktorce z humorem opowiadali jej współpracownicy z Fundacji Krystyny Jandy, w innym aktorzy: Jerzy Radziwiłowicz i Artur Barciś oraz córka Jandy Maria Seweryn. Była też sonda uliczna. Z czym przechodniom kojarzy się Krystyna Janda? – Z kosmetykami – odparła jedna z uczestniczek sondy. Odpowiedź wywołała śmiech i brawa na sali. Tak jak nazwanie przez innego sondowanego aktorki „starym pokoleniem”.
Rozmowa z Krystyną Jandą na chwilę zeszła także na politykę. – Rodzi się faszystowska Polska. Nie spodziewałam się, że przyjdzie mi taką spotkać – uważa aktorka. Mówiła, że dziś nie jest pewna, czy za granicą powinna się witać z napotkanymi Polakami. – Zawsze spotykałam ich z radością. Dziś nie wiem, czy się odezwać. Nie wiem, czy to są ludzie, z którymi bym chciała się przywitać – zastanawiała się. I dodawała: – Jestem demokratką. Nie jestem przeciwko PiS-owi. Niech oni sobie myślą, jak chcą, byle mi pozwolili myśleć, jak ja chcę – stwierdziła aktorka.
Zwracała także uwagę na brak autorytetów w życiu publicznym. – Inteligencja zamknęła się w domach. Nie chce ujawniać swoich postaw, nie chce komentować. W stanie wojennym nazywaliśmy to emigracją wewnętrzną. Dziś to zaczęło się na nowo. Mam o to do nich pretensje. Najwspanialsi, najbardziej wysublimowani zniknęli z życia społecznego. A to oni muszą nas uczyć.
Wrócił też temat październikowego „czarnego protestu”, którego katalizatorem był post Jandy na Facebooku. Aktorka udostępniła wtedy artykuł o strajku kobiet sprzed 40 lat na Islandii. – Bywam na różnych protestach. Te związane z wielką historią i polityką nie mają takiego klimatu, ognia i przekonania, że trzeba coś zrobić do końca. Ludzie są tam uśmiechnięci. Tu się nikt nie uśmiechał. Jakbym sama stała naprzeciwko tych kobiet, to bałabym się. Tu nie ma żartów – mówiła Janda.
Do Wajdy dzwoniłam, jak miałam wątpliwość
Michał Nogaś pytał, czy aktorka ma refleksje na temat ludzi, których jej brakuje. – Po śmierci Andrzeja Wajdy zdałam sobie sprawę, że dzwoniłam do niego, kiedy miałam jakąś wątpliwość. Nie problem – te załatwiam sama. Tylko wątpliwość moralną, artystyczną – zdradziła aktorka. – Dziś do mnie po poradę przychodzi wielu młodych aktorów i aktorek. Przed rozwodem, po rozwodzie. Z racji bycia szefową jestem powiernicą ich prywatnych tajemnic – mówiła. I żartowała: – Moja kanapa jest przesiąknięta łzami aktorek, które chcą się rozwieść.
Spotkanie w Centrum Premier Czerska 8/10 zakończyła runda pytań od publiczności oraz widzów oglądających spotkanie przez internet. Ela pytała aktorkę, jak sobie radzić z hejtem. – Nie czytać. Albo nie czytając, usuwać. Ja tak robię. Czasem po jednym słowie już widzę, co to, i usuwam.
Z kolei Henryka chciała wiedzieć, którą rolę filmową aktorka wspomina najlepiej. – Chyba „Kochanków mojej mamy” – odparła po namyśle Janda. – Praca z tym chłopcem była fantastyczna. Pokazywałam mu, jak grać. Jego mama robiła mu śniadania, a ja je zjadałam – żartowała aktorka.
Padło też pytanie o to, co aktorka robi, żeby tak świetnie wyglądać. – Nic. Robię wszystko, żeby się wykończyć. Bo nie śpię na przykład. Niedawno dostałam list. Panie prosiły, żebym znów ufarbowała się na blond. „Ta siwizna jest deprymująca i źle pani działa na kobiety w podobnym wieku” – przywołała Janda.
Najtrudniejsza rola teatralna? – Niewątpliwie „Danuta W.”. Zaprzyjaźniłam się z Danusią Wałęsą. Dała mi całkowitą wolność. Sama wybrałam fragmenty do 70-stronicowego scenariusza z ponad 600 stron tekstu jej książki. Ona powiedziała, że nie będzie czytać, tylko zobaczy w teatrze. Myślałam, że oszaleję.
Publiczność dopytywała także, czy aktorka pamięta swój pierwszy dzień w teatrze. – Byłam w ciąży. Zadzwonił Grzegorzewski z Teatru Ateneum. Pytał, czy zagram w zastępstwie – wspominała Janda. Aktorka miała przejść przez scenę z piłką. Zza jednej kulisy przez scenę i na drugą stronę. – I przeszłam. A on zadumany: „Dobrze. Idzie pani interesująco. Zagadkowo. Ale wie pani co, mam taki pomysł, żeby przeszła teraz pani bez piłki” – wspominała aktorka.
Na koniec spotkania prowadzący zaskoczyli aktorkę i zaproponowali zaśpiewanie piosenki Agnieszki Osieckiej „Na zakręcie”. Aktorka zgodziła się bez wahania.
***
Centrum Premier Czerska 8/10 – to wyjątkowa propozycja premierowych spotkań poświęconych twórcom i dziełom z dziedziny literatury, filmu, teatru, muzyki, gier komputerowych lub mody. Na czas wydarzenia siedziba mediów Agory staje się teatrem na kilkaset osób, ze sceną i widownią. Zaproszenia do udziału w spotkaniach są kierowane do prenumeratorów, czytelników, użytkowników, słuchaczy i widzów mediów Agory.
Poprzednie spotkania z cyklu Centrum Premier Czerska 8/10 odbyły się: 6 lutego br. z Agnieszką Holland i Olgą Tokarczuk poświęcone filmowi „Pokot” oraz 30 marca br. z Elżbietą Dzikowską, Martyną Wojciechowską, Markiem Kamińskim i Aleksandrem Dobą poświęcone książce „Tu byłem. Tony Halik”, która ukazała się nakładem Agory. Relacje ze spotkań można znaleźć w serwisie Wyborcza.pl/centrumpremier.