08
Czerwiec
2018
14:06

Gazeta Wyborcza 08.06.2018, wywiad Doroty Wyżyńskiej

zobacz zdjęcie

Krystyna Janda: „Pisałam z potrzeby i zachwytu”. Premiera trzeciego tomu „Dziennika”

Krystyna Janda: Nie spodziewałam się, że po latach ktoś wróci do moich internetowych zapisków, że to przetrwa próbę czasu, że zostanie wydane. I to z taką pieczołowitością. Nawet Mickiewicz nie ma takiej ładnej oprawy!

Z okazji premiery trzeciego tomu „Dziennika” aktorka i prezeska Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury, szefowa dwóch warszawskich scen: Teatru Polonii i Och-Teatru opowiada nam o swoich kulturalnych odkryciach i ostatnich lekturach, wspomina początki swojego internetowego dziennika i zaprasza na spotkanie na Festiwalu Co Jest Grane 24 w Warszawie.
Rozmowa z Krystyną Jandą

Dorota Wyżyńska: To, co pisała pani na gorąco do internetu, jako zapis chwili, dzieląc się swoimi inspiracjami, refleksjami na temat codzienności, Wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiło przelać na papier. Właśnie ukazał się trzeci tom „Dziennika” z lat 2005-06. Była pani prekursorką pisania internetowego dziennika.
Krystyna Janda: Zaczęłam przygodę z internetem w roku 2000. Wszyscy uczyliśmy się żyć z tym „nowym”, korzystać z internetu jako narzędzia. Ja się prawdziwie zachłysnęłam możliwościami, które stwarzał. Podobało mi się, że mogę się kontaktować z widzami, kiedy chcę i jak chcę, zawiadamiać o wszystkim, nad czym pracuję, przyjaźnić się z ludźmi. Zaczęłam pisać codziennie i było to coś w rodzaju nie tylko potrzeby, ale nałogu. Kompletując po jakimś czasie 150 tys. czytelników w miesiącu. To oszałamiało i zobowiązywało.
Oczywiście to, co pisałam, to był absolutny groch z kapustą, jak to zwykle u mnie: od przepisu kulinarnego po odezwę do teatromanów czy obywateli w ogóle. Dziennik internetowy rządzący się prawami chwili. Nie spodziewałam się, że to przetrwa próbę czasu, że po latach ktoś do tego wróci, że zostanie wydane. I to wydane z taką pieczołowitością. Jestem tym trochę skonsternowana. Mickiewicz nie ma takiej ładnej oprawy! A to tylko obraz chwili, rzeczywistości w Polsce w ważnym dla mnie momencie.
Bo właśnie wtedy otwierała Pani w Warszawie Teatr Polonia?
Tak. To był czas założenia fundacji i budowy czy „stwarzania” Teatru Polonia. Zobaczyłam kilka dni temu reklamę tego tomu moich dzienników i… zrobiło mi się gorąco. To, co opisywałam wtedy w internetowym dzienniku, to zaledwie strzępy tego, co naprawdę działo się przy okazji powstawania teatru. Nie mogłam pisać o wielu sprawach, zdawałam sobie już sprawę ilu już ludzi mnie czyta, nie chciałam zaszkodzić ani fundacji ani nikomu z bezdusznych urzędników lub złośliwców, którzy nam wtedy przeszkadzali. A było ich wielu. Bałam się, żeby to nie zaszkodziło całemu przedsięwzięciu. Ukrywałam wiele rzeczy, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. To zapiski codzienne, które nie oddają tego, z czym się wtedy borykałam. Trochę żałuję, że tak jest. Bóle porodowe zapomina się szybko, a byliśmy pierwsi, ta rodząca się wtedy, niezależna placówka kultury, powstająca w młodej demokracji i raczkującym kapitalizmie, to był armagedon, to co przechodziliśmy.

Czytając ten dziennik po latach widzę tę niby beztroskę, żarty, którymi przykrywałam problemy, przecież już wtedy rozmawiałam z ewentualnymi przyszłymi widzami tego nowego teatru – eksperymentu. Teatru dla którego zaryzykowałam wszystko. Widzę mój naiwny optymizm. Postanowiłam włączyć do wydania książkowego kilka pism do urzędników, w których pisałam wtedy o planach teatru, o pomyśle na tę scenę. Pisałam te listy, prawie miłosne, jak dziewczynka w dobrej wierze, z pełną ufnością. Dzisiaj brzmią śmiesznie i naiwnie. Ale to też znak tamtego czasu.
Dziś w internecie wszechobecny jest hejt. A wtedy? Zdarzały się negatywne głosy czytelników?
– Oczywiście, natychmiast, kiedy na stronie też powstało otwarte, dostępne dla każdego forum. Najpierw przyszła fala niewiary, że ktoś pisze codziennie i na tym nie zarabia. Ludzie nie mogli zrozumieć, po co codziennie spędzam 2-3 godziny przy komputerze. I że to na pewno nie ja, tylko ktoś podstawiony, komu za to płacę. Po co to? Wystawiać się na strzał, ocenę i krytykę – pisali. Utrzymywanie wtedy tak aktywnej strony dodatkowo generowało koszty, ludzie zastanawiali się, co za tym stoi. Pojawiały się pierwsze propozycje umieszczania reklam, nie wpuszczałam ich, jak zresztą nie wpuszczam do dziś.

Nie dostawałam wtedy jeszcze takich prawdziwych hejtów, raczej przycinki. Np. ktoś zastanawiał się, dlaczego recenzuję tę, a nie inną książkę. Że na pewno coś z tego mam albo robię to na zamówienie. A ja pisałam o książce z zachwytu, bo chciałam, żeby inni ją też przeczytali. No, ale to wszystko nie miało znaczenia przy morzu, oceanie nowych przyjaciół, czytelników i towarzyszy w internetowym życiu.
Dziś jest pani aktywna na Facebooku. Reakcje są inne? Nie dałoby się pisać takiego dziennika?
– To się przez te lata bardzo zmieniło. Facebook pomnożył relacje i szybkość komunikacji. Strony internetowe dziś służą czemu innemu, a codzienne komunikowanie się przeszło do Facebooka, to tam powstają swoiste dzienniki codzienności. Ale też sposób komunikowania się przeszedł rewolucję. Komentarze pod zapiskami są równie ważne jak wpisy. Czas niepokoju, brutalny język i emocje bez hamulców, na które pozwala anonimowość korespondentów, zdominowały wszystko. No, ale wtedy był czas budowy, a teraz jest czas destrukcji. To wyzwala demony. Wciąż jestem w szoku, że tak się w Polsce wszystko potoczyło. Mój ówczesny dziś staromodny internetowy dziennik był wykwitem ufności do ludzi i mojej naiwnej wiary w dobre intencje i szlachetność, w obowiązujący humanizm. To pozwalało na szczerość.

W „Dzienniku” pisze pani o swoich kulturalnych olśnieniach tamtych lat. A jakie są pani ostatnie ważne lektury i kulturalne odkrycia. Co teraz czyta i ogląda Krystyna Janda?
– Czytam właśnie opowiadania Kornela Filipowicza z tomu „Romans prowincjonalny i inne historie” oraz biografię Herberta Andrzeja Franaszka. Ale przede wszystkim cały czas jestem obłożona sztukami teatralnymi. Czytam dwa, trzy teksty dziennie. Dzisiaj przed południem trafiłam na fantastyczną sztukę, którą chyba zrobimy!
Ostatnio też zachwyciłam się książką pana Krzysztofa Zanussiego „Uczyń ze swojego życia arcydzieło”. Chciałabym, żeby przeczytali ją młodzi, żeby sięgnęły po nią moje dzieci. Pan Zanussi pisze o swoich filmach, ale też o czymś elementarnym w życiu, o czym coraz częściej zapominamy.

W samochodzie słucham audiobooków i w ten sposób mogę wrócić do dawnych lektur, choćby do Prousta czy Dostojewskiego, mamy teraz klasykę nagraną, interpretowaną przez wybitnych artystów, wracam do tych lektur za ich pośrednictwem z wielką przyjemnością. Teraz słucham Edith Wharton „Wiek niewinności”.
A co pani ogląda?
– Z filmów ostatnio głównie stare rzeczy, które są mi potrzebne do pracy. Wróciłam choćby do „Stowarzyszenia umarłych poetów”, które w Och-Teatrze wyreżyseruje w następnym sezonie Piotr Ratajczak. Nie mam czasu chodzić do kina, niestety. Czasem zdarza mi się przed południem.

Przez dwa miesiące byłam we Włoszech na planie filmowym, teraz muszę nadrobić moje obowiązki fundacyjne i teatralne, gram co wieczór, właśnie skończyłam dość długą trasę teatralną po Polsce. „Zapiski z wygnania”, mój nowy spektakl, ma dużo publiczności i zaproszeń.
Niestety, prowadzenie dwóch bardzo aktywnych scen – Polonii i Och-Teatru w Warszawie – powoduje, że nie mam kiedy chodzić do innych teatrów. Ale śledzę, co się dzieje. I w miarę możliwości bywam na widowniach innych teatrów.

16 czerwca będzie pani gościem specjalnym Festiwalu Co Jest Grane 24 w Warszawie. Spotkanie z okazji premiery trzeciego tomu „Dziennika” poprowadzi Szymon Majewski. Nieprzypadkowo. W książce wspomina pani o projekcie z dziennikarzami – „Kopciuszku”, w którym Szymon Majewski zagrał Księcia. To pani odkryła w nim aktora. Od kilku sezonów Szymon Majewski występuje w Och-Teatrze.
– Tak, gra monodram o miłości do żony. Uznałam, że to wyznanie to bardzo oryginalny pomysł na spektakl w czasach, kiedy wszyscy się rozwodzą. Przez półtorej godziny Szymon pieje z zachwytu nad żoną, co 5 minut wyznaje jej miłość. Mógłby mówić o niej bez końca. Dlatego nagrałam mu komunikat, który puszczany jest podczas spektaklu w momencie, kiedy przekracza czas – „Szymon, już kończ!”.

Szymon to wulkan, gejzer, wodospad pomysłów i talentów. Mogę już zdradzić, że przygotowuje kolejny monolog na naszą scenę Och-Cafe-Teatr, tym razem o swojej matce. O tym, jakim był utrapieniem dla tej kobiety. Ale też o tym, jak matka potrafi walczyć o dziecko, które nie może odnaleźć się w żadnym środowisku, bo kompletnie odstaje od reszty. Ta opowieść o matce, która skoczyłaby w ogień za synem, wszystkimi jego niestworzonymi pomysłami, walcząc o jego prawo do wolności i oryginalności, wydała mi się bardzo aktualna, na dziś. Zapraszam na ten spektakl w następnym sezonie.
• Spotkanie z Krystyną Jandą
• Spotkanie promujące nowy tom „Dziennika” (Wydawnictwo Prószyński i S-ka) odbędzie się 16 czerwca o godz.16 na Festiwalu Co Jest Grane 24 w Warszawie. Rozmowę z aktorką poprowadzi Szymon Majewski.
• Festiwal Co jest Grane 24
• 15-16 czerwca, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
• Wystąpią: Brodka, Rojek, Kortez, Organek, Zalewski, L.U.C z projektem GOOD L.U.C.K z gośćmi: Karoliną Czarnecką i Arkiem Jakubikiem, Bitamina, niXes – projekt Ani Rusowicz, Albo Inaczej 2, Paulina Przybysz, Basia Wrońska, Król, Linia Nocna, Grubson i Gang Śródmieście. Ceny karnetów: 79 zł w przedsprzedaży, 89 zł w dniu koncertu.

Dorota Wyżyńska, Gazeta Wyborcza, 08.06.2018

http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/1,13,23506238,146964,Krystyna-Janda—Pisalam-z-potrzeby-i-zachwytu—P.html

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.