Kwiecień 1999
Otwieram pocztę co wieczór . Rozpoznaję nadawców po kopertach, po charakterze pisma , po sposobie adresowania. Chorzy psychicznie. Nie muszę ich listów otwierać żeby to wiedzieć, ale czytam , fascynujące, obsesyjne zapiski, bez konstrukcji, rozpoznaję nawet etap choroby. Anonimy. Nie otwieram, zostawiam to mężowi . Prośby o pomoc i zapomogi finansowe. Rozpoznaję je po wypadających, odcinkach rent, czy zaświadczeniach lekarskich . Odsyłam do zajmujących się tym instytucji. Zbieracze autografów. Rozkoszni . Od profesjonalistów , do dzieci…lubię panią, proszę mi napisać pięć autografów… Listy od tych co piszą latami, z całego świata, anonimowych widzów , którzy stali się starymi znajomymi, dzięki tym listom. Pozdrawiają, oceniają, recenzują każdą kolejną rolę, nagrodę, pamiętają o urodzinach imieninach, skarżą się na los i życie. Rachunki. Odcinki z banku. Zaproszenia, zaproszenia, zaproszenia, i wśród tego wszystkiego, te listy inne. Nieśmiałe albo egzaltowanie rozpaczliwe, listy z samotności, listy nocne, bezradne, listy bez próśb, bez interesów, listy od młodzieży w wieku dorastania. Od młodych ludzi nadwrażliwych lub bardziej czułych, ludzi w wieku w którym , na sztukę, reaguje się czasem aż, histerycznie. Listy od ludzi, którzy nie mogą sobie poradzić z otaczającym światem , nie mogą porozumieć się z rówieśnikami czy rodzicami ,na takim poziomie emocji czy partnerstwa jaki jest im potrzebny i w związku z tym wysyłają, przemyślenia, lęki , przekonanie że są wyjątkowi, a w związku z tym samotni, w przestrzeń. Do mnie. Bo kiedyś, gdzieś pod wpływem załamania mojego głosu, jakiegoś słowa, uśmiechu, spojrzenia ze sceny ,uwierzyli że jesteśmy sobie bliscy. Dziękuję za to zaufanie i nadzieję. Czytam te listy z zazdrością i nostalgią. Ze świadomością że od dawna dorosłam i już nie potrafiłabym napisać takiego listu. Jak piękne macie problemy, jak pięknie to boli , jak piękna to choroba nadwrażliwość ,jak piękny moment w życiu ,kiedy z powodu przeczytanego wiersza, usłyszanej piosenki czy wieczoru w teatrze, z powodu jednego spojrzenia na obraz jest się gotowym zmienić życie. Jak jesteście wspaniali w swoich dramatach, wątpliwościach i niepokojach, pielęgnujcie je i trwajcie w nich jak najdłużej, mimo że nie wiecie jeszcze, kim jesteście i wszystko wam się myli i miesza . Jakie niespodzianki zawierają listy od niektórych z was……… wiesz, kocham Cię, bo jesteś człowiekiem, tak samo jak kocham Hitlera i moja przyjaciółkę Ulę, kocham.!….czasy są straszne i dla artystów i dla tej garstki ludzi wrażliwych. Popatrz przez okno, / jeżeli mieszkasz na wielkiej ulicy, poczujesz to jeszcze mocniej / , jak zachowują się ludzie ! Wszystko jest dla Tłumu ! Jesteśmy sami !
Być albo nie być ; oto jest pytanie :
Czy szlachetniejszym jest znosić świadomie
Losu wściekłego pociski i strzały,
Czy za broń porwać przeciwko morzu zgryzot,
Aby odparte znikły ? – Umrzeć, – usnąć,-
Nic więcej ; snem swym wyrazić, że minął
Ból serca, a z nim niezliczone wstrząsy,
Które są ciała dziedzictwem : kres tak
Błogosławieństwem byłby.
……….Oto list z tego tygodnia, podpisany, ”Dwoje ludzi.” Nie jesteście tak nieszczęśliwi, jak myślicie, JESTEŚCIE PIEKNI MŁODZI I BOGACI, bogactwem najpiękniejszym, wewnętrznym, powinniście każdego dnia krzyczeć …CHWILO TRWAJ !….i pamiętać że każdy krok w życie może być bolesny. Uwielbiam was , wasze problemy i te listy.
Miałam w młodości przyjaciela . Na imię miał Tomek. Oboje byliśmy uczniami Liceum Plastycznego w Łazienkach, malowaliśmy obrazy, dyskutowaliśmy o życiu i sztuce, pomagaliśmy sobie zostać ludźmi. Do dziś mam zaszyte przez Tomka w białe płótno, życzenia szczęścia na całe moje życie. Kiedy go poznałam miał mały pokój , przy rodzicach ,w Gomułkowskim bloku. Pokój pełen książek, sklejanych modeli samolotów, przedziwnych kamieni i korzeni, pierwszych prób malarskich, resztek ukochanych zabawek. Po pięciu latach , jego pokój stał się , białą szlachetną przestrzenią, nieskazitelną. Wyrzucił wszystko. Weszłam tam któregoś popołudnia. Na środku leżał biały materac. Obok stało duże terrarium ze zdumiewającą nieruchomą iguaną. Nad iguaną wisiała zapalona, grzejąca ją lampa . Wszystko. Pozbył się podczas naszych pięciu lat rozmów, wszystkiego. Doszedł do syntezy absolutnej. Podczas kiedy ja zagracałam swoje życie i pokój tysiącem przedmiotów ,pamiątek, tęsknot, niepotrzebnych rzeczy , on doszedł do całkowitej wolności ,przez eliminację. Cela mnicha dzielona z iguaną. Tomek przyniósł jakąś brytfannę , rozsypał w niej wszystkie zioła jakie znalazł, w zupełnie zwykłej, na szczęście, kuchni swojej mamy. Podpalił je i siedząc w upojnym dymie o zapachu majeranku, liści laurowych i goździków, zapytał : – Kim chcesz być w życiu ?. Zatkało mnie zupełnie, ale po dłuższej chwili zastanowienia wyszeptałam : – Nie wiem, ale chcę być sławna . Spojrzał na mnie z podziwem, prostota mojej odpowiedzi i nieowijanie w bawełnę, celu końcowego, zachwyciła go. I wtedy Tomek, eliminator wartości materialnych, jedyny jakiego znałam, podziwiany przeze mnie tym bardziej, że byliśmy oboje i nasze rodziny niebogaci, wyszeptał ku mojemu najwyższemu zaskoczeniu : Ja też ! Ja też chcę być sławny ! Dziś jest architektem, malarzem, i czym tylko mu się chce, w Ameryce. Niedawno była wystawa jego prac w Polsce. Poszłam na nią z moimi dziećmi. Wielkie było moje wzruszenie kiedy, w wielkiej sali wystawowej Zachęty, zobaczyłam , umieszczony na druciku, na wysokości mojego wzroku, mały przeszklony sześcian, trzy na trzy centymetry, a w środku na maleńkim manekinie z drucika wisiała przepiękna sukienka zrobiona ze skrzydeł much. Zachwycająca. Poczułam się tak jakby ta suknia była dla mnie. CHWILO WRÓĆ !