07
Czerwiec
2018
10:06

Janda, jakiej nie znacie. Jest kolejny tom jej pamiętników, który wciąga jak dobry film

Janda, jakiej nie znacie. Jest kolejny tom jej pamiętników, który wciąga jak dobry film

Krystyna Janda jest jak wichura, którą trudno powstrzymać. Politycznie zaangażowana, lubiąca kontrowersyjne opinie. Ale w wydanym właśnie trzecim tomie dzienników aktorki poznajemy ją z zupełnie innej strony.

7 czerwca 2018 roku do księgarni trafił trzeci już tom dzienników. Tym razem można wczytać się w zapiski aktorki z lat 2005-2006. Powiedzieć, że przez dwa lata pisała wiele, to jak nie powiedzieć nic. Janda notowała niemal wszystko, co działo się w jej życiu: prywatnym i zawodowym. Komentuje śmierć kilku aktorów, pisze o wydarzeniach z sierpnia 1980 roku, odejściu Jana Pawła II. Ale w dziennikach nie brakuje też historii jej znajomych, które mogłyby stanowić scenariusz niejednego filmu.
Janda, królowa dramatu
„Można by napisać książkę o naiwności kobiet, choć wiele pań pewnie by się oburzyło” – pisze Krystyna Janda w sierpniu 2006 roku. „Wczoraj usłyszałam historię o takiej, którą złodziej napadł pod prysznicem, bo włamywał się przez okienko do łazienki. Udało jej się wybiec i zatrzasnąć go w tej łazience, po czym wezwać policję. Tyle tylko, że podczas kiedy czekała na przyjazd policji, złodziej wmówił jej (przez zamknięte drzwi!), że nie jest włamywaczem, że podgląda ją pod prysznicem od lat, bo się w niej kocha i tylko o to mu chodzi. A kiedy przyjechała policja, ona okradziona, ale za to szczęśliwa, ostatecznie siedziała w mieszkaniu sama, złodzieja z łupem wypuściła drzwiami i nie dała sobie wytłumaczyć, że to był jednak złodziej” – opowiada.

Ma jeszcze jedną, niezwykłą historię, którą rzeczywiście można by umieścić w książce o naiwnych kobietach. Znajoma z Londynu opowiedziała jej, jak to uwierzyła złodziejowi, który podawał się za inspektora Scotland Yardu. „Oddała wszystkie karty kredytowe na dowód swojej tożsamości, bo wmówił jej, że jest podejrzana o handel narkotykami i w związku z tym przyszedł na przesłuchanie do domu (nocą!). Zażądał kilku dokumentów, najlepiej kart kredytowych, i ona natychmiast mu je dała, wyjaśniając, która jest najważniejsza, do tego podała adresy i nazwiska najbogatszych przyjaciół, którzy mogą zaświadczyć o jej niewinności, bo prosił, żeby to były osoby znane i wiarygodne” – wspomina Janda.

Znajoma wypiła z „inspektorem” kawę, zjadła śniadanie. Gdy wyszedł, zadzwoniła pochwalić się przyjaciołom – tych, których adresy wcześniej podała. Ci kazali jej dzwonić na policję. Ale jak opowiada Janda, tu historia się nie skończyła. Bo znajoma, gdy zobaczyła, że w mieszkaniu jest bałagan, wszystko wysprzątała i zatarła tym samym ślady.
„Znam takich czy podobnych kobiet wiele. Pań o naiwności i dobroci dziecka, sercu roztapiającym się z powodu byle sprawy, byle historii, kobiet gotowych uwierzyć we wszystko i pomóc każdemu w kłopocie, nieszczęściu, potrzebie. Uwielbiam je, czuję do nich wdzięczność za ich naiwność i wiarę w dobroć i bezinteresowność innych, nie chciałabym, żeby nazywano je głupimi” – kwituje aktorka.
Janda w dziennikach to jeszcze bardziej pozytywnie zakręcona aktorka, mama, bizneswoman, ale przede wszystkim obserwatorka polskiego społeczeństwa. Pisze o Polkach, które wydają się jej często „zabiedzone”, pisze o porzuconych dzieciach, dla których sporadycznie ktoś zorganizuje jakąś charytatywną akcję. Jak dobrą jest obserwatorką świadczy też wpis z 20 kwietnia 2005 roku.

„Przejrzałam wczoraj u fryzjera jedną z codziennych łódzkich gazet. (…) Pierwsza strona – pobieżny skrót wiadomości z Polski i ze świata, bardzo pobieżny, wygląda na to, że czytelnicy tej gazety mają Polskę i świat w nosie. Od drugiej strony zaczynają się historie kryminalne, na czele z artykułem o nocnej pijanej załodze prywatnej karetki pogotowia, w której lekarz miał 1,5, a sanitariusz 2 promile alkoholu we krwi, potem opisy kradzieży, rozbojów, podpaleń i zaginięć w Łodzi, a to się ciągnęło z pięć stron. (…) Potem następują dwie strony porad, jakie mają prawa bezrobotni i jaki zasiłek im się należy, i ich żonom i dzieciom, jak ten zasiłek zdobyć i nie dać się oszukać, oraz lista możliwości, jak sobie radzić ze zdobyciem różnych zapomóg na wypadek, gdyby dziecko na przykład chciało studiować itd. (…) Potem kolumna oferowanych odtruwań, kroplówek i detoksykacji narkotykowych. Na koniec repertuar kin, teatry małym druczkiem, i program telewizji, w którym pani fryzjerka kółkiem zaznaczyła, co będzie oglądać – Moda na sukces, Rozmowy w toku, Mamy cię i angielska komediaSupertata. Bardzo pouczające” – opisuje.
W październiku 2006 roku Janda pisała, że już dawno (gdzieś pod koniec rządów Tadeusza Mazowieckiego) podjęła decyzję, że nie będzie wypowiadać się o sprawach politycznych. „Demokracja to nie jest puste słowo, ale trzeba jej zasady honorować. A ja się wypowiadam jako obywatel, Polka, człowiek, kobieta, aktorka i reżyserka” – podkreślała. Chichot losu – jakby nie patrzeć. Dziś uważana jest za jedną z najbardziej zaangażowanych politycznie gwiazd w Polsce.
Ale i w dzienniku nie brakuje komentarzy politycznych.
„2 lutego 2005, środa, 05:55 Dobrego dnia Ojczyzno. Kraju, w którym kilka dni temu na kilkaset tysięcy osób rzucono hańbiące oskarżenie za sprawą „listy Wildsteina”. Dobrego dnia w Piekle. Panie Andrzeju W. Nowy scenariusz Człowieka z… pisze się sam. Koszmar. Dobrego dnia”.
„19 marca 2005, sobota, 02:37 Widziałam przypadkowo wczoraj w telewizji rozmowę z posłanką Nowiną-Konopczyną i nie mogę spać. Mam ciarki na plecach i zaczynam się bać. Kiedy zaczyna mówić Narodowa Prawica, ja wysiadam z tego pociągu, a raczej wyskakuję, choćby w biegu. Koszmar”.

Gdy 2 kwietnia zmarł Jan Paweł II, przez kilka dni pisała w dzienniku tylko modlitwy. Codziennie kilka. Psalmy, wiersze, ani jednego komentarza. Na ten zdobyła się dopiero 11 kwietnia.
„Minął jeden z najbardziej niezwykłych tygodni w moim życiu, w naszym życiu” – pisała wtedy. „Byliśmy wszyscy razem, we wspólnym smutku, po chwili zaledwie, zapomnieliśmy. Do życia, mediów, wiadomości, prasy wróci codzienność i przyniesie ze sobą męty, brud, zdarzenia. Przez moment tylko zniknęły słowa nienawiści i kłamstwa, przez tydzień nie miały pola do działania i nie były wpuszczane na forum mediów, a więc nie trafiały i do naszego życia, i naszej świadomości. Wszystko zaraz wróci do naszej ‘normy’ niestety”.
Janda, mama i żona

Fani aktorki mogą dowiedzieć się też kilku ciekawostek z jej życia prywatnego. Janda otwarcie opowiada np. o swojej najbliższej rodzinie. Wspomina, że do tej pory ma stary dowód osobisty, w którym jeszcze widać stempel pozwalający kupić noworodkowi pieluchy. Mąż ma z kolei dokument ze stemplem na wódkę, którą kupowali na swoje wesele.
„Pamiętam, jak bałam się, że nam tych stempelków, czyli pozwoleń, nie dadzą, bo to dla każdego z nas było drugie małżeństwo, a w nim dzieci, więc mogło socjalistycznej władzy przyjść do głowy nas jeszcze wychowywać po drodze. Tak zresztą było ze ślubem. Ja po pierwszym małżeństwie uparłam się, że więcej ślubu nie wezmę nigdy i z nikim, i żyłam z moim drugim mężem Edwardem kilka lat na „kocią łapę” aż do dnia, kiedy kupowaliśmy sobie dom, po komercyjnej cenie i za dolary zarobione na Zachodzie” – opowiada.

Wspomina, że dziecko dostało miejsce w przedszkolu, bo była już znana i odstąpiła dyrektorce talon na lodówkę. Choć miała męża, w papierach dalej widniało, że jest rozwódką samotnie wychowującą dziecko. Przypomnijmy, że Janda była związana z aktorem Andrzejem Sewerynem. Rozstali się w 1979 roku. Potem poślubiła Edwarda Kłosińskiego. Zmarł w styczniu 2008 roku.
Mięso kupowała „spod lady”, miała nawet „własnego” emeryta, który stał za nią w kolejkach. Płaciła mu za zdobywanie pomarańczy i odżywek, i zupek Bobo Frut dla dziecka.
„Kioskarz z kolei dostawał ode mnie co miesiąc paczkę ciężko zdobytej kawy za zostawianie ‘Tygodnika Powszechnego’ i ‘Przekroju’, a jeśli zostawił dla mnie dziesięć rolek papieru toaletowego lub waty dostawał drugą kawę ekstra. Pieluszki jednorazowe przywozili mi znajomi z zagranicy” – pisze.
„Dziennik 2005-2006” to obowiązkowa pozycja dla fanów aktorki. I choć to już trzeci tom niekontrolowanych myśli Jandy, to dalej zaskakują. Szczególnie że ma ogromny dystans do siebie. Tu jeszcze jeden dowód: „Wczoraj napisał do mnie wariat (przepraszam, ale muszę użyć tego określenia): …nie znam pani twarzy, bo jestem od lat w zakładzie psychiatrycznym, a tu nie oglądam telewizji, ale pani jest taką wariatką jak ja”.

Magdalena Drozdek, Wirtualna Polska, 07.06.2018

https://ksiazki.wp.pl/janda-jakiej-nie-znacie-jest-kolejny-tom-jej-pamietnikow-ktory-wciaga-jak-dobry-film-6260246642009729a

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.