HRABINA -Opera Bałtycka w Gdańsku - plakat 2019
Stanisław Moniuszko
Hrabina
premiera: 5 maja 2019 roku; spektakle: 7 maja (premiera studencka), 10-12 maja 2019 roku
Realizatorzy:
Monika Wolińska – kierownictwo muzyczne
Krystyna Janda – reżyseria
Weronika Karwowska – scenografia i kostiumy
Emil Wesołowski – choreografia
Obsada:
Hrabina Anna Patrys / Monika Świostek
Kazimierz Rafał Bartmiński / Łukasz Załęski / Dionizy Wincenty Płaczkowski
Bronia Katarzyna Nowosad / Hanna Sosnowska
Panna Ewa Joanna Moskowicz / Julia Iwaszkiewicz
Chorąży Marek Kępczyński / Robert Ulatowski
Podczaszyc Dominik Kujawa / Leszek Holec
Dzidzi Rafał Żurek / Przemysław Baiński
Ceny biletów: premiera 90-130 zł; spektakle 50-90 zł.
HRABINA – STANISŁAW MONIUSZKO
Opera w 3 aktach; libretto: Włodzimierz Wolski.
Prapremiera: Warszawa 7 II 1860.
Osoby: Hrabina – sopran; Chorąży – bas; Bronia, jego wnuczka – sopran; Kazimierz – tenor; Podczaszyc – baryton; Dzidzi, jego siostrzeniec – tenor; Panna Ewa, znajoma Hrabiny – sopran; damy i panowie, goście, myśliwi, służba.
Akcja rozgrywa się w Warszawie i na wsi w początkach XIX w.
Akt I. W domu młodej, niedawno owdowiałej Hrabiny, odbyć się ma wielki bal. Musi on być wielce oryginalny i pełen atrakcji, aby na dłuższy czas pozostać w pamięci warszawskiej socjety, tym bardziej że sama pani de Vauban, niekoronowana władczyni pałacu pod Blachą, obiecała zaszczycić tego dnia swą obecnością dom Hrabiny. Wszyscy więc pochłonięci są projektami i przygotowaniami, najenergiczniej zaś krząta się Dzidzi, siostrzeniec podstarzałego Podczaszyca, zabiegający o względy pani domu. Od paru tygodni szyje się już wspaniała suknia dla Hrabiny, która zamierza wystąpić jako Diana. Na balu ma być obecna również przybyła ze wsi młodziutka Bronia, wnuczka starego Chorążego, daleka krewna Hrabiny; wysłano ją na karnawał do Warszawy, aby w wielkim świecie nabyła wytworności i towarzyskiej ogłady. Jednak strojne i eleganckie, ale sztuczne i przesiąknięte cudzoziemszczyzną towarzystwo męczy młodą dziewczynę, nawykłą do prostoty, szczerości i swobody (pieśń „O mój dziaduniu”). Dręczy Bronię jeszcze inna troska. Oto pokochała młodego szlachcica Kazimierza, sąsiada ze swojej okolicy, tymczasem Kazimierz zdaje się świata nie widzieć poza Hrabiną (aria „Od twojej woli”), Broni zaś wytrwale asystuje niemłody już Podczaszyc, starający się o jej rękę.
Akt II. Nadszedł oczekiwany dzień balu. Hrabina śpiewa arię o swojej sukni balowej („Suknio, coś mnie tak ubrała”). Goście gromadzą się w sali balowej. Wyraźnie zarysowują się tu dwa światy: z jednej strony Chorąży w kontuszu, Kazimierz w żołnierskim mundurze i Bronia w prostym stroju polskiej szlachcianki, z drugiej zaś całe wytworne a strojne, lecz obce już tradycjom narodowym towarzystwo. Rozpoczyna się próba przedstawienia, które ma uświetnić balową uroczystość. Na wstępie mamy scenę baletową z Zefirem goniącym Florę, następnie przyjaciółka pani domu, Ewa, śpiewa efektowną „Arię włoską”, z kolei na rydwanie w kształcie muszli pojawia się Podczaszyc, przebrany w strój Neptuna. Otaczają go nimfy i trytony, tańczą koźlonogie satyry. Od atmosfery całej tej zabawy wyraziście odbija smętna piosenka Broni, którą poproszono o śpiew w zastępstwie chorej Kasztelanki („Szemrze strumyk pod jaworem”). Wytwornej socjecie piosenka wydaje się pospolita, lecz Kazimierz, Chorąży, a nawet stary Podczaszyc pojmują jej piękno i szczerość.
Ale oto przybywa pani de Vauban. Wszyscy śpieszą do drzwi, by ją z należnymi honorami powitać. W zamieszaniu Kazimierz nieostrożnie zaczepił ostrogą i rozdarł Hrabinie suknię, która wszak miała być sensacją wieczoru. Momentalnie znika uprzejmość Hrabiny. Kazimierz traci teraz łaski pani domu, ku złośliwej radości Dzidziego.
Akt III. Melodia elegijnego poloneza wprowadza atmosferę cichego wiejskiego dworku Chorążego. Kazimierz pociągnął na wojnę w dalekie strony (można się domyślić, że z legionami do Hiszpanii), tęskni za nim i wyczekuje go Bronia. Przybywa Hrabina, która dowiedziała się, że młody rycerz ma niedługo powrócić, a przypuszczając, że po drodze odwiedzi na pewno dom Chorążego, pragnie go pierwsza powitać. Zrozumiała, że szczere uczucie Kazimierza więcej było warte niż najkosztowniejsze suknie i puste komplementy otaczającego ją towarzystwa. Chce wynagrodzić młodzieńcowi wyrządzoną przykrość i na powrót skłonić jego serce ku sobie (aria „On tu przybywa”). I oto istotnie powraca Kazimierz. Widok białego dworku Chorążego budzi w jego sercu falę wspomnień, lecz nie postać Hrabiny, ale słodka twarzyczka Broni staje mu się coraz bliższa (aria „Rodzinna wioska już się uśmiecha”). Spotkawszy Hrabinę, wita ją Kazimierz uprzejmie, ale z rezerwą. Bronia jednak nie wie jeszcze o zmianie w jego sercu, toteż dziwi ją i niepokoi przyjazd obojga w tym samym czasie. Dziwi się temu po trosze i stary Chorąży, który wróciwszy z myśliwską drużyną z polowania, serdecznie wita nieoczekiwanych gości. Wątpliwościom, domysłom i niepokojowi Broni kładzie kres Podczaszyc. Zrozumiał on sytuację, zastanowił się też nad różnicą wieku między sobą i Bronią i chcąc ją uszczęśliwić, podchmielony nieco, w kwiecistej oracji oświadcza się o jej rękę… w imieniu Kazimierza. Radość ogarnia wszystkich zebranych, gdy Kazimierz, schylając się do nóg Chorążemu, potwierdza prośbę Podczaszyca. Wszystkich – prócz Hrabiny. Prysnęły jej nadzieje, lecz pozostała duma i ambicja. Nie chcąc zatem okazać swego zawodu (aria „Zbudzić się z ułudnych snów”), odjeżdża pospiesznie razem z pełnym teraz nowej nadziei Dzidzim.
W stosunku do poprzednich oper Moniuszki zaznacza się w „Hrabinie” znaczny postęp od strony techniczno-kompozytorskiej; cechuje ją większa jednolitość i zwartość, nie brak też fragmentów świadczących o polifonicznej swobodzie kompozytora, jak choćby sekstet na tle chóru zamykający I akt. Nie te jednak momenty zadecydowały o ogromnym powodzeniu opery, lecz przede wszystkim silnie podkreślony w niej element narodowo-patriotyczny, na który bardziej niż kiedykolwiek było czułe społeczeństwo polskie w latach bezpośrednio poprzedzających wybuch powstania styczniowego. Jest bowiem „Hrabina” pogodną, pełną wdzięku satyrą na tę część wyższych warstw społeczeństwa polskiego z początku XIX w., która bezkrytycznie poddawała się idącej z Paryża modzie i obyczajom. Moniuszko i Wolski przeciwstawili jej odłam inny, reprezentowany przez postacie Chorążego i Broni, przestrzegający pilnie staropolskich zwyczajów i tradycji. Tak pomyślana treść opery dawała szerokie pole do wprowadzenia muzycznych kontrastów. Krzyżuje się też w „Hrabinie” wdzięk i elegancja muzyki stylizowanej na modłę francuską oraz wirtuozeria włoskiej koloratury w rodzaju Donizettiego z nutą narodowej muzyki polskiej. W „Hrabinie” po raz pierwszy wprowadził Moniuszko cytowane dosłownie melodie polskich pieśni, np. popularną piosenkę myśliwską „Pojedziemy na łów, towarzyszu mój”.
Libretto „Hrabiny” nie jest wolne od wad. Przede wszystkim główny konflikt, polegający na… zniszczeniu kosztownej sukni, jest zbyt błahy, by mógł istotnie stanowić podstawę rozwoju akcji. Toteż wybitny ówczesny krytyk muzyczny, Józef Sikorski, nie szczędził literackiej stronie dzieła zarzutów, nazywając „Hrabinę” żartobliwie „dramatem rozdartej spódnicy” i utrzymując, że jest to „komedia raczej tchnąca niekiedy mocno farsą niż libretto do opery”. Usterki libretta nie zdołały jednak osłabić wartości dzieła, zajmującego po dziś dzień – obok „Halki” i „Strasznego dworu” – czołowe miejsce w historii polskiej opery narodowej.
Źródło: Przewodnik Operowy Józef Kański, PWM 1997
————————— ——————- ——————————————-
Historia zakochania
„Hrabina” – reż. Krystyna Janda – Opera Bałtycka
Żartobliwy i ironiczny komentarz zachowań społeczeństwa przełomu XVIII i XIX wieku. Młoda wdowa, tytułowa Hrabina, pragnie zdobyć przystojnego oficera Kazimierza. Jego uczucia z kolei obudziła Bronia, dziewczyna pochodząca ze szlacheckiej rodziny.
Akcja, wypełniona perypetiami bohaterów, dąży do szczęśliwego finału, w którym Bronia wychodzi za Kazimierza, a zmanierowana Hrabina odchodzi pokonana.
W ten sposób Moniuszko i jego librecista, Włodzimierz Wolski, zaznaczają kilka płaszczyzn operowej opowieści. Z jednej jest to oczywiście historia zakochania i konkurowania dwóch kobiet o względy mężczyzny. Z drugiej strony Hrabina jest uroczym dokumentem ukazującym ówczesne życie wyższych sfer i zubożałej szlachty. Z trzeciej natomiast opera ta prezentuje poglądy samych twórców, którzy w dość wyraźny sposób okazują sympatię tej drugiej grupie społecznej.
Nie kryją się też w całym dziele ze swoimi patriotycznymi poglądami. Wszystko to uwydatnione jest w warstwie muzycznej, która oddaje charakter nie tylko kolejnych scen, ale także poszczególnych grup społecznych, a niekiedy i postaci.
Materiał OperyBałtyckiej w Gdańsku, 27 kwietnia 2019
———————- ——————– —————————– ————-
RECENZJE – ARTYKUŁY – WYWIADY:
Krystyna Janda reżyseruje “Hrabinę” Moniuszki w Operze Bałtyckiej. Premiera 5 maja
W Roku Moniuszkowskim Opera Bałtycka wystawi “Hrabinę” Stanisława Moniuszki do libretta Włodzimierza Wolskiego. Prace nad spektaklem już trwają, znamy też obsadę. Reżyserii podjęła się Krystyna Janda.
W tym roku przypada dwusetna rocznica urodzin Stanisława Moniuszki, twórcy polskiej opery narodowej. Sejm RP ustanowił więc 2019 Rokiem Stanisława Moniuszki i w całym kraju odbywają się kulturalne wydarzenia upamiętniające wybitnego kompozytora, dyrygenta, organisty, pedagoga i dyrektora Teatru Wielkiego w Warszawie. [Na stronie internetowej moniuszko200.pl, można znaleźć m.in. kalendarz wydarzeń rocznicowych, encyklopedię wiedzy o kompozytorze oraz materiały edukacyjne.]
W Gdańsku również świętujemy – 5 maja, dokładnie w dzień urodzin artysty, na scenie Opery Bałtyckiej obejrzymy premierę “Hrabiny”. Reżyserii opery podjęła się Krystyna Janda, wybitna aktorka filmowa i teatralna, reżyserka, dyrektorka artystyczna Teatru „Polonia” oraz Och-Teatru w Warszawie.
– Próby trwają już od trzech tygodni, ale wciąż są to próby robocze – mówią portalowi gdansk.pl pracownicy opery. – Najpierw, jak zawsze, były próby czytane, potem reżyserskie, teraz odbywają się próby z chórem. Powstają już dekoracje i kostiumy. Rozpoczęły się również próby muzyczne.
Janda, genialna odtwórczyni Florence Foster Jenkins, najgorszej śpiewaczki świata, w spektaklu „Boska!” w reż. Andrzeja Domalika, nie po raz pierwszy mierzy się z operową materią. Artystka sebiutowała w roli operowego reżysera realizując „Straszny Dwór” Moniuszki w łódzkim Teatrze Wielkim w 2014 roku.
Libretto “Hrabiny” autorstwa Włodzimierza Wolskiego, to żartobliwy i ironiczny komentarz do relacji społecznych i zachowań z początku XIX wieku. Młoda wdowa, tytułowa Hrabina, pragnie zdobyć serce przystojnego oficera Kazimierza. On zakochuje się jednak w Broni, dziewczynie pochodzącej ze szlachty. Po wielu perypetiach, historia zdąża do szczęśliwego finału, w którym Bronia wychodzi za mąż za Kazimierza, a zmanierowana Hrabina odchodzi pokonana.
Historię tę można odczytać na kilku płaszczyznach. Z jednej strony to oczywiście opowieść o miłości i rywalizacji dwóch kobiet o względy tego samego mężczyzny. Z drugiej – obraz ówczesnego społeczeństwa, życia wyższych sfer i zubożałej rodziny szlacheckiej. Opera prezentuje też poglądy samych twórców, którzy wyraźnie krytykują arystokrację z jej bezkrytycznym zapatrzeniem na paryskie obyczaje i modę, sympatyzując z niezmanierowaną, patriotycznie nastawioną szlachtą.
Warstwa muzyczna, finezyjna i melodyjna, koresponduje z librettem oddając charakter kolejnych scen, ale także ilustruje poszczególne grupy społeczne, a nawet postaci.
Choć Moniuszko wzoruje się na szkole włoskiej – umieszcza w operze piękne popisowe arie – cytuje również, po raz pierwszy, ludowe pieśni.
– Hrabina to opera o… sukience – żartowała w wywiadzie dla gdansk.pl Krystyna Janda. – O tym, że pogoń za modą, za ułudą, czymś ulotnym i niekoniecznie pięknym sprawia, że zapominamy o prostocie, naturalności, o godności nawet. Postanowiłam przenieść akcję do centrum handlowego, które jednocześnie jest pałacem. Świetnie się to nadaje, ponieważ wszyscy tam bez przerwy robią zakupy, na czele z hrabiną (śmiech), natomiast pomysł nie odbiega zbyt daleko od samej idei libretta.
Premierę poprzedzi konferencja prasowa z udziałem reżyserki, która odbędzie się na początku kwietnia również w nietypowym miejscu – ale korespondującym z pomysłami realizacyjnymi – w Forum Gdańsk.
Anna Umięcka, Portal Miasta Gdańska, www.gdansk.pl, 31.03.2019
————– ————– —————- ————— —————————–
Krystyna Janda w Forum Gdańsk zdradza szczegóły swojej najnowszej premiery
Spektakl operowy „Hrabina” w reżyserii Krystyny Jandy zobaczymy już 5 maja w Operze Bałtyckiej. Aktorka w czwartek, 11 kwietnia, przyjechała do Forum Gdańsk, gdzie opowiedziała o kulisach powstawania dzieła. Wybór miejsca spotkania z mediami był nieprzypadkowy.
5 maja na scenie Opery Bałtyckiej odbędzie się premiera „Hrabiny” Stanisława Moniuszki, w reżyserii Krystyny Jandy. Premiera odbędzie się w 200. rocznicę urodzin kompozytora. Będzie to druga inscenizacja tego dzieła w gdańskiej Operze w ogóle, a pierwsza od ponad 40. lat – poprzednia odbyła się w 1978 roku. Tych, którzy być może pamiętają jeszcze tamto wystawienie, inscenizacja, którą już wkrótce zobaczymy w Gdańsku, może nie lada zaskoczyć.
– Postanowiłyśmy z Weroniką Karwowską (scenografką i kostiumografem – red.), że akcja naszej „Hrabiny” będzie toczyła się w centrum handlowym. Jest to opowieść o ludziach, dla których zakupy i posiadanie przedmiotów mają największą wartość, uznałyśmy więc, że to najlepiej będzie przedstawiało ideę naszego wystawienia. Dodatkowo tak się stało, że centra handlowe są współczesnymi pałacami – mówiła Krystyna Janda podczas konferencji prasowej, która odbyła się w czwartek, 11 kwietnia, nieprzypadkowo w Forum Gdańsk.
– Mogę zdradzić, że mamy sfotografowane różne centra handlowe, i będzie to ruchoma dekoracja. Dla kontrastu, trzeci – ostatni akt opery rozgrywać się będzie na polu maków, czyli w przestrzeni wiejskiej – dodała reżyserka.
Libretto „Hrabiny” autorstwa Włodzimierza Wolskiego to żartobliwy i ironiczny komentarz zachowań społeczeństwa początku XIX wieku. Młoda wdowa, tytułowa Hrabina, pragnie zdobyć przystojnego oficera Kazimierza. Jego uczucia z kolei obudziła Bronia, dziewczyna pochodząca ze szlacheckiej rodziny. Akcja, wypełniona perypetiami bohaterów, dąży do szczęśliwego finału.
– Tytułowa bohaterka ma tłum adoratorów i starają się oni jej spodobać, ubierając się według francuskich wzorców. Naprawdę, śmiertelnie kocha ją tylko Kazimierz, który jest wojskowym, bohaterem, mężczyzną uznającym honor i elementarne moralne wartości. Hrabinę on jednak śmieszy, nudzi i nim pogardza. I dopiero na końcu, kiedy wszyscy adoratorzy od niej odchodzą i zostaje tylko Dzidzi, jedyny wierny, który już całkowicie się przerabia na francuski, to wtedy Hrabina zaczyna rozumieć, że ten charakter, który reprezentuje Kazimierz jest tym, do czego należy wrócić. Ale w międzyczasie Kazimierz zakochuje się już w Broni – mówiła reżyserka.
Historię tę można odczytać na kilku płaszczyznach. Z jednej strony to oczywiście historia zakochania i konkurowania dwóch kobiet o względy mężczyzny. Z drugiej jednak, „Hrabina” jest uroczym dokumentem ukazującym ówczesne życie wyższych sfer i zubożałej szlachty. Z trzeciej natomiast opera ta prezentuje poglądy samych twórców, którzy w dość wyraźny sposób okazują sympatię tej drugiej grupie społecznej. Nie kryją się też w całym dziele ze swoimi patriotycznymi poglądami.
Wszystko to uwydatnione jest w warstwie muzycznej, która oddaje charakter nie tylko kolejnych scen, ale także poszczególnych grup społecznych, a niekiedy i postaci. I co ciekawe, choć Moniuszko wzoruje się na szkole włoskiej – umieszcza w operze piękne popisowe arie – cytuje również, po raz pierwszy, ludowe pieśni.
– Tematem tej opery, tak jak i innych „Moniuszków”, było wyśmianie ślepego naśladownictwa francuszczyzny i mody obcej, i niedoceniania własnej prostoty i własnych wartości – tłumaczyła Janda, której „Hrabina” jest jej kolejną operową realizacją reżyserską i kolejnym „Moniuszkiem” – artystka zadebiutowała w roli reżysera opery w 2014 roku, w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie zrealizowała „Straszny Dwór”.
Premiera „Hrabiny” w reżyserii Krystyny Jandy odbędzie się w niedzielę, 5 maja, 2019 roku, o godz. 19:00. Kolejne spektakle: 7 oraz 10-12 maja.
Agata Olszewska, Portal Miasta Gdańsk, 12.04.2019
—————— —————– ——————————- ————–
Selfie ze szlachcicem. O „Hrabinie” Opery Bałtyckiej
Opera Bałtycka w dwusetną rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki wystawiła jego nieco mniej znane dzieło – „Hrabinę”. Spektakl z ciekawą, nowoczesną scenografią, w dowcipny, choć niepozbawiony wad sposób łączy tradycję ze współczesnością.
Muzyka Stanisława Moniuszki oraz libretto Wojciecha Wolskiego przesycone są patriotyzmem i patosem. Słychać to już w imponującej Uwerturze, widać też na scenie. Niemal wszyscy męscy bohaterowie to wojskowi. Dziadkiem istotnej w miłosnej układance Broni jest dumny Chorąży, jego przyjacielem emerytowany oficer Podczaszyc. Znajdujący się w centrum zainteresowania pań Kazimierz mężnieje i dojrzewa na froncie i powraca w akcie III w randze oficera. Jedynie Dzidzi to birbant, bawidamek i kobieciarz, jak najdalszy od myśli o ojczyźnie czy wojaczce. Z kolei miłosne rozterki Kazimierza oraz zainteresowanych nim Broni i Hrabiny muszą doczekać się odpowiednio efektownego finału, który wieńczy dzieło Moniuszki.
Reżyserka „Hrabiny”, Krystyna Janda, zdecydowała się wspomniany patos i wątek narodowy rozbroić dowcipem, szukając dla nich odpowiedniej alternatywy. Dlatego bohaterowie opery spotykają się w centrum handlowym, którego wizualizacje (przygotowane przez Zoom Media) prezentowane z efektem „lustrzanego odbicia”, zamykają scenę. Na scenie scenograf Weronika Karwowska ustawiła schody z balustradą (przypominające te, znane nam z przestrzeni galerii handlowych), kilka stolików i wózki sklepowe. Wystrój centrum handlowego uzupełniono markowymi torbami znanych producentów, które trzyma w dłoniach towarzystwo „socjety” (Chór Opery Bałtyckiej). Wszyscy tu spacerują niczym po pałacowym dziedzińcu, oddając się plotkom i zakupom.
Każdy jest tu ubrany modnie, nowocześnie i ekstrawagancko, a nieodłącznym atrybutem niemal każdego gościa galerii jest smartfon, czasem na kijku do selfie – robienie sobie zdjęć to ulubiona (poza zakupami) aktywność tutejszej socjety. Dlatego wejście na scenę Chorążego w paradnym szlacheckim kontuszu z eleganckim pasem kontuszowym (piękne kostiumy również są zasługą Weroniki Karwowskiej) to sensacja towarzyska i okazja do niepowtarzalnego selfie. Nie jest to specjalnie wyszukany komentarz do naszych czasów, ale za to bardzo na czasie. Dziś każda niecodzienność staje się chwilową ciekawostką, której warto poświęcić tyle czasu, ile trwa zamieszczenie wpisu lub zdjęcia w serwisie społecznościowym. Piętnowaną przez Moniuszkę francuszczyznę wyparł lans, autoprezentacja i niepohamowany konsumpcjonizm, a centra handlowe stworzono po to, by łechcąc naszą próżność te potrzeby zaspokajać w sposób lekki, łatwy i przyjemny.
Oczywiście w centrum uwagi jest Hrabina – obiekt męskiego pożądania. Hrabina w spektaklu Krystyny Jandy to wytworna elegantka, karmiąca się uwagą innych. Tłum jej adoratorów (informują nas o nich pozostali bohaterowie), reprezentuje nadskakujący jej dla własnych korzyści, cały w jaskrawych fioletach, Dzidzi. Gdzieś na uboczu stoi onieśmielony blaskiem Hrabiny Kazimierz – trudno nam uwierzyć w jego fascynację starszą, uposażoną wdówką, ale „miłość” przecież nie wybiera. W wielkomiejskim, konsumpcyjnym szaleństwie nie potrafi odnaleźć się także Bronia, skromna dziewczyna ze wsi, jej sielskość podkreślono dziewczęcą białą sukienką, grubym warkoczem i czerwonymi koralami.
Wokalnie prym wiedzie Łukasz Załęski, kreujący Kazimierza na poczciwego fajtłapę. Jego onieśmielenie i brak ogłady towarzyskiej pozwalają w naturalny sposób rozegrać kulminacyjny moment II aktu i całej opery, gdy suknia Hrabiny (zabawna kreacja bogini łowów i polowań Diany) zostaje zniszczona. Załęski swoim jasnym tenorem czysto interpretacyjnie wykonuje arie „Od twojej woli…” w akcie I oraz „Rodzinna wioska już się uśmiecha” w akcie III – będąc najlepszym głosem spektaklu. Jednak zdecydowanie trudniejsze zadania ma wykonująca partię Hrabiny Monika Świostek. Hrabina wykonuje kilka niezwykle trudnych technicznie arii, którym Świostek w premierowym spektaklu sprostała, z utworu na utwór wypadając lepiej, by zaimponować w ariach III aktu („On tu przybywa…” oraz „Zbudzić się z ułudnych snów”).
Głębokim w brzmieniu, przyjemnym dla ucha basem dysponuje Robert Ulatowski w roli Chorążego. Dźwięczny, radosny mezzosopran Katarzyny Nowosad dobrze współgra z rolą Broni – wiejskiej dziewczyny, zagranej jednak przez solistkę bardzo jednowymiarowo. Zresztą pozbawiona temperatury relacja między nią z Kazimierzem to najsłabszy aktorsko wątek spektaklu, co zaskakuje, bo reżyserka zadbała o wiele aktorskich smaczków w innych miejscach. Cała kreacja niestroniącego od „zarządzanych” przez siebie trunków Podczaszyca w wykonaniu Dominika Kujawy jest tego najlepszym przykładem.
Ozdobą spektaklu jest bal u Hrabiny, wyprawiony… w centrum handlowym. To okazja, aby talentami zabłysnęli także tancerze Baletu Opery Bałtyckiej na czele z solistami Gento Yoshimoto i Marią Kielan w rolach Zefira i Flory (efektowny układ przygotowany przez Emila Wesołowskiego). Bardzo dobrze brzmi włoska aria Panny Ewy „Perche belli” z towarzyszeniem męskiej części baletu w wykonaniu Joanny Moskowicz. Zaś wisienką na torcie jest wizyta Neptuna (w tej roli Dominik Kujawa). W akcie III, następującym kilka lat po wydarzeniach I i II aktu, przestrzeń centrum handlowego zamieniono na sielskie maki posiadłości Podczaszyca. To tam nastąpi rozwiązanie akcji, w którym nie udaje się już reżyserce uciec od patosu.
„Hrabina” – również dzięki pewnie prowadzonej przez maestrę Monikę Wolińską Orkiestrze Opery Bałtyckiej – jest dziełem udanym, choć niepozbawionym drobnych reżyserskich wpadek. Nieco kuleje dramaturgia trzeciego aktu, w którym następuje pełen zwrot ku tradycji. Brakuje pomysłu na obecność Chóru podczas pierwszego aktu – poruszanie się z siatkami zakupów po scenie szybko zaczyna sprawiać wrażenie chaotycznego. Znacznie lepiej jest w drugim akcie, gdy Chór umieszczono na schodach.
Słusznie zdecydowano się na napisy nad sceną, bo wiele wyśpiewywanych fraz jest słabo słyszalna lub mało zrozumiała, co nie dziwi w przypadku kwartetów czy partii zbiorowych, jednak nawet niektóre pieśni solistów (zwłaszcza w pierwszym akcie) trudno zrozumieć nawet z perspektywy trzeciego rzędu. Kwestią dyskusyjną pozostaje unowocześnienie spektaklu i wprowadzenie telefonów komórkowych w zestawieniu z tradycyjną staropolszczyzną pieśni Moniuszki.
Jednak wymowa spektaklu jest jasna i czytelna. Tradycyjne wartości zastępuje nam konsumpcja i autokreacja. Dostrzegamy przede wszystkim to, co jest atrakcyjnie opakowane, a miejscem spędzania czasu w dużym stopniu stała się obliczona na zysk galeria handlowa. Jednak niewesoły dla Hrabiny finał sugeruje, że nie wszystko stracone. Spektakl Opery Bałtyckiej trafi do przekonania młodszym, zaciekawić może również starszych, bo Krystyna Janda nie gubi z horyzontu ani samego Moniuszki, ani reprezentowanych przez niego wartości.
Łukasz Rudziński, trojmiasto.pl, 6 maja 2019
———- ———— ———— ————- ———— ———– ————– ——
“Hrabina” Moniuszki w Operze Bałtyckiej. Jak polubić polską sielskość jeszcze bardziej. RECENZJA
“Hrabinę” Stanisława Moniuszki do libretta Włodzimierza Wolskiego w Operze Bałtyckiej wyreżyserowała Krystyna Janda, oferując nam wspaniały wizualnie spektakl pełen szczerych muzycznych i patriotycznych wzruszeń. Premiera odbyła się 5 maja 2019 r., w dzień jubileuszu 200. urodzin kompozytora.
Premierą opery “Hrabina” w Gdańsku upamiętniono dzień urodzin Stanisława Moniuszki, romantycznego kompozytora, piewcy polskiego patriotyzmu, zwanego również “ojcem opery narodowej”.
Rzeczywiście, autor kilkuset pieśni, wielu oper, operetek i muzyki kościelnej (miał dziesięcioro dzieci, co zdecydowanie było powodem jego pracowitości, ale też – na co zwracają uwagę recenzenci – nierównego poziomu dzieł) po mistrzowsku łączył tradycje włoskiego bel canta z polskimi motywami ludowymi.
Wielu krytyków uważa, że Moniuszko komponował tak, jak pisał Sienkiewicz – ”ku pokrzepieniu serc”. Nic dziwnego, ojczyzna była wtedy w potrzebie – wolność odzyskaliśmy w 1918 roku. “Hrabina” powstała w 1860 roku.
Formalnie “Hrabina” przybiera formę śpiewogry. Partie śpiewane przeplatane są dialogami mówionymi. I chociaż nie należy do najsłynniejszych dzieł operowych Moniuszki, i mimo lżejszej, komediowej formy, tak samo, jak “Halka” i “Straszny dwór” ma patriotyczny wydźwięk. Autor libretta, Włodzimierz Wolski obrał za cel obśmianie kosmopolityzmu polskich XIX-wiecznych elit, którą obaj artyści obwiniali za utratę wolności przez Rzeczpospolitą.
Wolski zblazowanie arystokracji i zapatrzenie we francuskiej wzory, zderzył ze szlachetną postawą szlachecką, którą ubrał w kostium szczerości i naturalności, choć ze skłonnością do alkoholu i polowań. Moniuszko słowa zilustrował muzyką łączącą tradycje włoskich i francuskich oper z polskimi odniesieniami – słyszymy dźwięki walca i poloneza, operowe arie i popularne pieśni.
Obaj artyści na szczęście nie zrezygnowali z ironicznego poczucia humoru, które w gdańskim spektaklu podbijają reżyserskie pomysły Krystyny Jandy.
Ten spektakl w większości zrealizowały wybitnie uzdolnione kobiety: Krystyna Janda, Weronika Karwowska, Katarzyna Łuszczyk, Monika Wolińska. Efekt? Bardzo dobry.
Reżyserka żartowała przed premierą, że Hrabina to opera o… sukience i w pewnym sensie tak jest, bo w warstwie narracyjnej historia jest prosta – tytułowa Hrabina (Monika Świostek), majętna wdowa, uwodzi Kazimierza, prostego szlachcica, który olśniony jej kokieterią nie zauważa kochającej się w nim młodziutkiej Broni (Katarzyna Nowosad). Dopiero incydent na balu – niezdarny chłopak nadeptuje i rozdziera suknię Hrabiny, do której przywiązuje ona wielką wagę – uświadamia mu, że salony to nie miejsce dla niego. W III akcie widzimy, jak Kazimierz powraca z długiej tułaczki, możemy domniemywać, że może walczył w powstaniu?, wprost do wiejskiej posiadłości Chorążego (Robert Ulatowski), gdzie mieszka Bronia. Sielskie widoki budzą wspomnienia, tęsknotę za domem i marzenia o młodej dziewczynie. I chociaż Hrabina próbuje odzyskać jego zainteresowanie, prawdziwa miłość zwycięża – Kazimierz zaręcza się z Bronią, a Hrabina odchodzi pokonana.
Niewiele w tej opowieści wyrafinowania, a sporo dydaktyki i ówczesnych politycznych odniesień – zagraniczne wzory – złe, polskie – dobre – ale Krystyna Janda z lekko zwietrzałego dzieła, w czasach gdy patriotyzm definiujemy w Polsce na nowo na różne sposoby, potrafiła wykreować dzieło zachwycające inscenizacyjnymi pomysłami.
Po pierwsze przeniosła miejsce akcji, nadając narracji nowe znaczenia. Modnego towarzystwa nie spotkamy już w pałacu Hrabiny, lecz w centrum handlowym – brak wolności to przecież też uzależnienie od konsumpcyjnego sposobu życia. Błyskotki, ciuchy, przeróżne atrybuty bogactwa, intrygi – to się nie zmienia, choć zmieniają się epoki.
Dzięki oryginalnym pomysłom autorki scenografii i kostiumów Weroniki Karwowskiej i reżyserki świateł Katarzyny Łuszczyk oraz wizualizacjom Zoom Media z każdym aktem jesteśmy na zaskakiwani bardziej. Znanym symbolom przybiera znaczeń, a zbyt mała zazwyczaj scena Opery Bałtyckiej nabiera głębokości i szerokości, można w niej zmieścić i gigantyczne centra handlowe, i eleganckie salony, i łany maków aż po horyzont.
Pierwsze dwa akty spektaklu zrealizowane są w stylistyce glamour – obowiązuje przepych, blask, splendor, ale pozbawiony kiczu. W I akcie modowe kreacje spacerujących po współczesnej świątyni konsumpcji są utrzymane w tonacji czarno – białej (przebrany Podczaszyc (Dominik Kujawa) przypomina Karla Lagerfelda), by na balu w II akcie zmienić kolorystykę na czarno-złotą i intrygujące dodatki – stroje zawierają w sobie zdekomponowane fragmenty kontuszy. Pojawiają się też zjawiskowe kostiumy baletu. Niestety, być może prób było zbyt mało, ale część baletowa tego spektaklu wypadła najsłabiej. Tancerze nie podołali choreografii Emila Wesołowskiego. Ale już włoska aria Panny Ewy (Joanna Moskowicz) wypadła znakomicie. I przewrotnie – Panna Ewa i jej tancerze mają wdzięk Tercetu Egzotycznego.
III akt przenosi nas do polskiego dworu, gdzie natura i bezpretensjonalność zwyciężają. Dziewczyna ma na głowie kolorowy wianek, jest chleb na stole, kwiaty w dzbanach, z polowania wracają myśliwi. Brzmią polskie melodie – piosenka Broni “Szemrze strumyk pod jaworem”, pieśń myśliwska Podczaszyca “Pojedziemy na łów, towarzyszu mój” czy sielska aria Kazimierza “Rodzinna wioska już się uśmiecha”.
Muzycznie również warto czekać na ten włosko-polski patchwork. Kierownictwo muzyczne nad spektaklem objęła Monika Wolińska, która jako pierwsza Polka stanęła za pulpitem dyrygenckim w Carnegie Hall. Należy wspomnieć, że koncert zakończył się owacją na stojąco. Tu również.
W niedzielę zachwycająco brzmiały, trudne przecież, partie Hrabiny wykonane przez Monikę Świostek. Arie “Suknio, coś mnie tak ubrała” czy “Zbudzić się z ułudnych snów” zabrzmiały mocno, imponująco i dźwięcznie.
Delikatna Bronia Katarzyny Nowosad również wypadła dobrze. Głosowo wspaniale, ale aktorsko nieco pogubiony był Łukasz Załęski grający Kazimierza. Takich problemów nie miał, brylujący w roli Dzidziego bardzo młody śpiewak Rafał Żurek. Przekonująco głosowo wypadli też sugestywny Dominik Kujawa i ciepły jak jego bas – Robert Ulatowski. Jedynym zastrzeżeniem może być dykcja niektórych śpiewaków. Napisy musiały nam pomagać w rozszyfrowaniu poszczególnych, po polsku przecież podawanych kwestii.
Estetycznych zachwytów przeżyjemy podczas tego spektaklu sporo. Oprócz muzycznych wzruszeń, warto zobaczyć, jak z łanu maków i białego obłoku można wykreować biało – czerwoną flagę, jak wiele skojarzeń budzi postać Broni w białej, ażurowej sukience. Porównania z Zosią z “Pana Tadeusza”, jak i całej opery do słynnego poematu, nie będą od rzeczy.
Najbliższe spektakle 7, 10, 11, 12 maja 2019 r.
Anna Umięcka, www.gdansk.pl, 06.05.2019
——— —————— ————- ————– ————— ———————–
„Hrabina” Jandy się skrzy, mieni i migoce
Pod względem fabularnym i dramaturgicznym „Hrabina” z pewnością nie jest dziełem wybitnym. Ta w reżyserii Krystyny Jandy należy do przedstawień, w których warstwa wizualna zdecydowanie bierze górę nad treścią. To wielka rzadkość w Operze Bałtyckiej.
Józef Sikorski, wybitny XIX-wieczny krytyk muzyczny, nazwał swego czasu „Hrabinę” „dramatem rozdartej spódnicy”. Ten złośliwy komentarz lekko rzucony w recenzji stanowi doskonałe podsumowanie wszystkich bolączek nękających trzecią z kolei – po „Halce” i „Flisie” – operę Stanisława Moniuszki. Pod względem fabularnym i dramaturgicznym „Hrabina” z pewnością nie jest dziełem wybitnym. Winą za to obarczyć należy przede wszystkim librecistę Włodzimierza Wolskiego, któremu już współcześni wytykali nieznajomość operowego rzemiosła. Wspomniany Sikorski w ostrych słowach pisał o tekście „Hrabiny”: „Niechby już raz panowie libreciści przestali zlepki ze scen nie należących do siebie uważać za dramat pod muzykę zdatny. […] Widzimy… komedię raczej tchnącą niekiedy mocno farsą, niż libretto do opery…”.
Dużo czasu upłynęło od premiery Moniuszkowskiego dzieła, lecz te surowe zdania nie straciły nic ze swojej aktualności. Co bolało sto sześćdziesiąt lat temu, boli i dziś. Fabułę „Hrabiny” można streścić w kilku słowach: dwie kobiety kochają tego samego mężczyznę. On wybiera jedną z nich, a druga, obrażona, odchodzi. Oto i cała treść dzieła, w którym najważniejszym zwrotem akcji okazuje się rozdarcie przez nieuważnego kawalera wspaniałej sukni należącej do tytułowej bohaterki. Mówiąc krótko, w „Hrabinie” dosłownie nic się nie dzieje.
Podczas trwającego przez dwa akty balu soliści wychodzą na scenę jeden po drugim, śpiewając o tym i owym: raz o niebiańsko pięknej sukni („Suknio, coś mnie tak ubrała”), innym razem o urokach wiejskiego życia („O, mój dziaduniu”, „Szemrze strumyk pod jaworem”) lub o miłosnych rozkoszach („Aria włoska”). Niby gdzieś tam w tle pobrzmiewa konflikt pomiędzy kosmopolityczną, zepsutą arystokracją a szczerą, miłującą ojczyznę szlachtą – jednak wątek ten wypada dość niemrawo i ogląda się go bez przekonania.
Pozostaje zadać pytanie, co w „Hrabinie” zafascynowało Krystynę Jandę? Dlaczego ikona polskiego kina i teatru zdecydowała się wyreżyserować utwór tak słaby pod względem dramatycznym? „Tematem tej opery […] było wyśmianie ślepego naśladownictwa francuszczyzny i mody obcej, i niedoceniania własnej prostoty i własnych wartości” – stwierdziła Janda podczas konferencji prasowej poświęconej najnowszemu spektaklowi Opery Bałtyckiej. Być może taki właśnie był zamysł twórców – Wolskiego i Moniuszki. Jednak zamysł a jego realizacja to dwie różne rzeczy. „Hrabinę” ogląda się z trudem, zaś wielkie rozmiary dzieła (prawie trzy godziny) nie czynią tego zadania łatwiejszym.
Ze swojej strony reżyserka zrobiła wszystko, co możliwe, by widowisko prezentowało się kolorowo, radośnie i różnorodnie. Akcja została przeniesiona do współczesności. Wielki bal odbywa się wcale nie w pałacu, lecz w luksusowym centrum handlowym, po którym bohaterowie spacerują z papierowymi torbami oznaczonymi logo znanych marek. Pod względem wizualnym prezentuje się to wszystko bardzo przyjemnie. „Hrabina” w reżyserii Jandy należy do tych przedstawień, w których warstwa wizualna zdecydowanie bierze górę nad treścią. To wielka rzadkość w Operze Bałtyckiej. Jeśli przypatrzymy się większości produkcji wystawianych w ostatnim czasie przez gdański teatr operowy, przekonamy się, że ich najsłabszą stroną najczęściej była właśnie warstwa estetyczna.
W „Hrabinie” wszystko się skrzy, mieni, migoce. Zachwycają barwne, pomysłowe kostiumy oraz wyszukana scenografia (Weronika Karwowska), a także dopracowane sekwencje taneczne w wykonaniu Baletu Opery Bałtyckiej. W I i II akcie scenę zdobią lśniące konstrukcje i wyświetlane w tle obrazy przedstawiające wnętrze centrum handlowego, w którym czas spędza warszawska elita. W akcie III przenosimy się na wieś, w szczere pole pokryte tysiącami kwitnących maków.
A muzyka? Czy jej piękno wynagradza słuchaczom fabularne dłużyzny? W historii sztuki operowej znalazłoby się przecież niejedno dzieło, w którym lichą treść przysłania uroda tkanki muzycznej. Takim operom łatwo wybaczamy narracyjne niedociągnięcia: wszak to właśnie muzyka jest jądrem tego gatunku, to ona przemawia najsilniej do naszych dusz. Gdyby Moniuszko był w stanie tworzyć partytury na miarę Bizeta, Czajkowskiego czy choćby Masseneta, jego „Hrabina” mogłaby odnieść sukces o wiele większy, niż to faktycznie miało miejsce w przeszłości. Jednak kompozytor pokazuje nam tutaj jedynie swoje zwykłe, dobrze nam znane oblicze: autora miłych dla ucha, przesiąkniętych ludowizną pieśni, urokliwych polonezów i mazurów, sentymentalnych i nieco rozwlekłych. To za mało, by zrównoważyć fabularne braki trzygodzinnego przedstawienia.
Zwłaszcza że i soliści nie zawsze wzorowo wywiązują się ze swoich zadań. W „Hrabinie” jest właściwie tylko jedna gwiazda: Anna Patrys w roli tytułowej. To wytrawna śpiewaczka, pewna swoich możliwości, operująca niezwykle mocnym, ciemnym, silnie wibrującym sopranem dramatycznym. Nieco w tyle za nią pozostają inne wokalistki: Hanna Sosnowska (Bronia) i Julia Iwaszkiewicz (Panna Ewa), które jednak wciąż prezentują bardzo dobry poziom wykonawczy.
Niestety, nie można tego samego powiedzieć o rolach męskich. Panowie na ogół wypadają blado zarówno pod względem wokalnym, jak i aktorskim, zaś na tytuł najbardziej nijakiej postaci bezdyskusyjnie zasłużył Kazimierz – główny bohater męski i amant, którego kreuje bezbarwny do bólu Dionizy Wincenty Płaczkowski.
„Hrabina” często określana jest mianem opery zapomnianej. Rzeczywiście, w porównaniu z innymi dziełami operowymi Moniuszki, „Halką” i „Strasznym dworem”, jej kariera sceniczna wydaje się dużo skromniejsza. Upływ czasu weryfikuje wartość dzieł, sprawiając, że jedne z nich na zawsze zachowują swoją aktualność, zaś inne giną w mroku niepamięci. I czasami lepiej, by w tym mroku pozostały.
„Hrabina” Stanisław Moniuszko, reż. Krystyna Janda. Kolejne spektakle: 10-12 maja
Aleksandra Andrearczyk, Trójmiasto Gazeta Wyborcza, 8 maja 2019
—————- ——————– —————– ——————– ————–
Hrabina XXI wieku
„Hrabina” – reż. Krystyna Janda – Opera Bałtycka w Gdańsku
Historia ta znana jest nam od lat, a suknia tytułowej Hrabiny rozdzierana już była setki razy, jednak nigdy nie mieliśmy do czynienia z balem w centrum galerii handlowej! Reżyserka Krystyna Janda postanowiła przenieść losy bohaterów opery Moniuszki w teraźniejsze realia i tak jak twórca dzieła wraz z autorem libretta, Włodzimierzem Wolskim, wytknąć współczesnym ich słabości.
W królestwie Hrabiny (Monika Świostek), gdzie na hasło „promocja” panuje powszechne podekscytowanie, a odbicie twarzy mieszczan, można dostrzec tylko w ekranie smartfonów, spotykamy Podczaszyca (Dominik Kujawa) i Dzidzi ( Rafał Żurek). Ten drugi zadurzony jest w tytułowej bohaterce, o której względy rywalizuje z Kazimierzem (Łukasz Załęski), prostym, skromnym żołnierzem. Dzidzi, jako osoba o bardziej wyrazistym charakterze, króluje na salonach. Jednak Hrabina przychylnym wzrokiem spogląda w stronę Kazimierza, w którym, masz Ci los, podkochuje się Bronia (Katarzyna Nowosad)- niepozorna dziewczyna, krewna Hrabiny, wysłana na dwór, aby nauczyła się ogłady i obycia w towarzystwie.
Wdzięki młodej prowincjuszki nie uchodzą uwagi Podczaszyca, który łakomie zerka na urokliwą niewiastę. Warto dodać, że jest on stryjem Dzidzi, a zarazem dobrym znajomym dziadka Broni, Chorążego( Robert Ulatowski). W tej gęstej sieci miłosnych połączeń, niczym jak w sukni Hrabiny, nie sposób się nie zaplątać i doprowadzić do kraksy. Lecz zanim jeszcze to nastąpi część bohaterów musi zaspokoić swoją próżność na balu. Wśród plotek, blasku fleszy i luksusowych atrakcji, tylko trzy postacie, czują się nieswojo. Bronia, Chorąży i Kazimierz, który przez nieuwagę rozrywa kilkumetrowy, zjawiskowy tren sukni Hrabiny, doprowadzając ją do wściekłości i kończąc tym samym bal. Gdy po czasie wszyscy ponownie spotkają się w dworku Chorążego, dawne sentymenty arystokratki do Kazimierza powracają. Tym razem jednak Podczaszy, widząc jak daremne są jego starania o Bronię, kochającą młodego Kazimierza, postanawia poprosić o jej rękę w imieniu młodego żołnierza. Ta niespodziewana decyzja doprowadza do rozwiązania miłosnego kłębu, w wyniku czego Bronia staje się narzeczoną Kazimierza, a Hrabina zdana zostaje na zauroczenie charyzmatycznego Dzidzi.
Opowieść o losach warszawskiej arystokratki pokazana została we współczesnym świetle. Już samo usytuowanie królestwa wdowy w galerii handlowej daje nam do zrozumienia, że nie mamy do czynienia z tylko odświeżoną operą, a z nową interpretacją tej sztuki. I tak jak Moniuszko z Wolskim pragnęli pokazać zauroczenie warstwy wyższej francuszczyzną, tak Janda w swojej adaptacji wskazuje na przesycenie społeczeństwa konsumpcjonizmem i żądzą posiadania. Pierwszy akt to istny pokaz mody, gdzie socjeta przyodziana jest w oryginalne kostiumy, będące odzwierciedleniem ich próżności. I choć wszyscy z towarzystwa wyglądają nietuzinkowo, to jednak ubiory te łączy czerń i biel, poprzez co poszczególne postacie mieszają się, tworząc jedną masę, zhomogenizowanego społeczeństwa, pomimo pragnienia bycia wyjątkowym. Poprzez to dążenie do pokazania siebie, każdy z „przyjaciół” Hrabiny staje się dla nas tylko jednym z wielu. Na ich tle skromna suknia Broni oraz prosty garnitur Kazimierza wyglądają wręcz niestosownie, jednak dzięki temu możemy dostrzec ich odrębność. Nie tylko stroje tych dwojga wyróżniają się, również Hrabina znacznie odznacza się od reszty społeczeństwa. Jej ognistoczerwone suknie dają wyraz płomiennego charakteru. Natomiast Chorąży w swoim szlacheckim kontuszu wygląda niemalże, jak przybysz z innego świata. Dla współczesnych jest to z pewnością egzotyczny widok, jednak oznacza on przywiązanie do tradycyjnych wartości, które w dobie globalizacji są nam już prawie obce. Warto również wspomnieć o Dzidzi, którego określa nasycony granat. W połączeniu z czerwienią ubioru Hrabiny oraz bielą sukni Broni możemy stworzyć flagę Francji, która to odgrywała w historii Polski ogromne znaczenie, szczególnie za czasów Moniuszki. Jednak żonglowanie tymi trzema kolorami można dostrzec w całej sztuce, chociażby w trzecim akcie, w którym scena wyścielona została morzem czerwonych maków, a w wianku Broni dostrzec można kobaltowe chabry. Bal natomiast osnuty został złotem, w który przybrana była również Panna Ewa (Julia Iwaszkiewicz), gwiazda wieczoru. Oczywiście kolor ten, to symbol zamożności i luksusu, w którym pławi się tytułowa bohaterka. Wariacje z barwami świadczą o ogromnym przyłożeniu wagi do szczegółów i analogi związanych z utworem.
Kostiumy mają symboliczny charakter, tak samo jak scenografia, która stworzona z rozmachem, nadaje sztuce oryginalny charakter, trafiający do każdego z nas. Przestrzeń galerii została odtworzona w bardzo szczegółowy sposób. Ruchome schody czy wózki na zakupy, to elementy jednoznacznie narzucające nam groteskową atmosferę. Skrajne zestawienia przestrzeni centrum handlowego z dworkiem szlacheckim, podkreśla rozbieżność jaka panuje pomiędzy współczesnym kapitalistycznym społeczeństwem, a pozostałościami tradycjonalnego porządku. Jednocześnie wytykając zepsucie jakie wiąże się z żądzą posiadania, bycia, epatowania swoim majątkiem. Za znakomite kostiumy oraz dobrze przemyślaną scenografię odpowiada Weronika Karwowska tworząca dla między innymi przedstawienia Fioletowa Krowa (reż. Edward Wojtaszek, Teatr Nowy Praga), za co otrzymała wyróżnienie Instytutu Teatralnego.
W wyniku zastąpienia patosu, jaki przyświecał dziełu Moniuszki i Wolskiego, zgrabnym dowcipem, powstała komedia, która idealnie wbija szpilkę we współczesny konsumpcyjny świat. Czuje, że to właśnie Krystyna Janda postawiła sobie za zadanie, tworząc tę operę, ukazanie cenionego utworu w celu przedstawienia teraźniejszych problemów. W subtelny sposób wytykane są wady, od których nikt z nas nie jest wolny. Jednak stworzenie tak dobrej adaptacji, nie byłoby możliwe, gdyby nie piekielnie zdolna Pani dyrygent, Monika Wolińska , która w znakomity sposób poprowadziła orkiestrę, nadając tym samym całości utworu właściwy klimat. Zadaniu sprostał również cały Chór Opery Bałtyckiej z sopranem Moniką Świostek na czele. Jednak to Katarzyna Nowosad zaczarowała publiczność swoim anielskim głosem, który współgrał z czystą duszą, grającej przez nią Broni.
Ogromną rolę w sztuce odgrywały multimedia. Stworzyły one głębię przestrzeni, która intensyfikowała odbiór oraz potęgowała przeżycie przez widzów, emocji bohaterów.
Premiera opery miała duże znaczenie również ze względu na datę, ponieważ odbyła się ona w dwusetną rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki. Z tego też powodu bieżący rok, jest rokiem tego artysty. Te okoliczności nadają dziełu dodatkowe, sentymentalne znaczenie, przez co z jeszcze większą przyjemnością się je przeżywało. Ta nowoczesna interpretacja dawnej sztuki stworzona została z wielkim rozmachem oraz dbałością o szczegóły, była dobrą komedią, która z pewnością pozostawiła w widzach impuls do refleksji, ku czemu nasz świat zmierza.
Gratulacje dla reżyserki Krystyny Jandy oraz choreografa i konsultanta reżyserskiego Emila Wesołowskiego, za to, ze przekazali nam Hrabinę XXI wieku.
Zuzanna Chabierska, 13 maja 2019, Dziennik Teatralny Trójmiasto
http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/hrabina-xxi-wieku.html
—————— ————————– —————————— —————-