Nie mam zupełnie czasu. Wolny wieczór jest świętem i tęsknotą. . Dzieci zdumiewa moja obecność w domu w ciągu dnia . Wspólne śniadanie o siódmej trzydzieści, przed ich wyjściem do szkoły, to jedyne co mamy i czego bronię jak lwica. Zaczynają się drobne problemy wychowawcze. Moje wyrzuty sumienia w stosunku do całej rodziny doszły zenitu. Nie wiem jak dalej żyć. Wiem że czekają mnie poważne decyzje , których podjąć nie umiem. Jestem dorosłą, rozsądną, odpowiedzialną, pragmatyczną kobietą, która coraz gorzej radzi sobie z życiem a na szaleństwo, bo takie życie jest szaleństwem, coraz mniej mnie stać. Destabilizuję się z dnia na dzień. Myślę że mój niepokój jest podobny do Waszego,Drodzy Czytelnicy Urody, że wszyscy odczuwamy „ten czas” podobnie.
– Halo, tu Magda, chodż dziś ze mną do teatru Roma wieczorem.
-Oszalałas, to mój jedyny wolny wieczór w tym półroczu.
– Błagam cię, przyjeżdża najsłynniejszy Guru z Indii, musi mieć Vipów na widowni. Boimy się że w ogóle będzie miał mało ludzi. Biorę moje dzieci, zresztą idą bardzo chętnie, będzie Magda , Zuzia, musisz przyjść.
-A co on tu robi ten Guru ?
-I tak tego nie zrozumiesz. Jest mądry,. Jest Yoginem, filozofem, uczy ludzi być szczęśliwymi, między innymi chodzi o pewne metody oddychania które pomagają osiągnąć spokój. To ciekawe.
-Zwariowałaś! Technikę oddychania mam opanowaną do perfekcji, to mój zawód ! Dobrze przyjdę , ale robię to tylko dla ciebie.
-To jego jedyna wizyta w Polsce, on jest bardzo sławny a organizatorzy boją się że nie będzie ludzi i będzie mu przykro.
Wieczorem pod gmachem byłej Operetki a teraz, nie wiadomo czego, niezliczone ilości ludzi . Nie ma gdzie zaparkować. Przedzieram się w szpilkach, sztucznych paznokciach, rzęsach, makijażu z nagrania telewizyjnego, spóżniona, przez ekologiczny tłum , na płaskich obcasach, niedotknięty szminką i chemią .Ukradkiem zdzieram krzykliwe klipsy i zlizuję czerwone usta. Mojej przyjaciółki która mnie tu zamówiła, Magdy Umer ( uczulonej na wszystko co sztuczne a przede wszystkim na moje perfumy ) nie mogę w tym nieprzebranym tłumie znależć. Jest! Przeciskamy się trudem między błagającymi o wpuszczenie ludżmi. Jakieś dziecko płacze. Chcę się wycofac, nie, jako vipy wchodzimy specjalnymi drzwiami. Organizatorzy też są oszołomieni zainteresowaniem i ilością ludzi. Wprowadzają nas na tysiąc czterystu osobową widownię , jedną z największych w Warszawie i sadzają cudem. Sala jest wypełniona po ostatnie balkony, nigdy jej takiej nie widziałam . Stężenie stresu w powietrzu jest tak silne że i ja zaczynam się denerwować. Ludzie z maleńkimi, często, dziećmi na rękach, starzy, młodzi. Wiele nazwisk z pierwszych stron gazet, wybrańcy losu, dzieci szczęścia, wydawalo by się, wszyscy czekają w ciszy na Guru. Myślę że śnię. Co chwila się komuś kłaniam. Obok syn moich przyjaciół, młody zbuntowany artysta.
-Magda ! Oni są wszyscy nieszczęśliwi ?
-Widocznie tak, albo są w depresji. A może po prostu się tym interesują.
-Za mną siada pan Marek Kotański a znajomy kamerzysta z telewizji ściska mi gwałtownie rękę , chyba w poczuciu wspólnoty.
Za chwilę wejdzie Guru, Magda odwraca się do mnie i syczy; – tylko się nie śmiej bo cię zabiję !
Najpierw wchodzi cudowna dziewcztyna z włosami tak pięknymi i długimi że mam ochotę nauczyć się wszystkich technik polecanych przez Guru, jeśli tylko od tego, urosna mi takie włosy. Magda ściska moja rekę , daje mi do zrozumienia żebym się zamkneła.
Guru okazuje się być młodym, ( moje zdumienie że nie ma siwych włosów ,nie ma granic, podobno ma medale od Gandiego za mądrość, dostał je kiedy, ile miał lat ? ), drobnym hindusem z milym nieśmiałym uśmiechem i aksamitnym głosem. Mówi wolno , pauzy i chwile namysłu są tak długie, że moje poczucie czasu , akcji i dramatyzmu jest wystawione na ciężką próbę, ( to samo mam w kościele ), ale widownia nie jest zniecierpliwiona, w przeciwienstwie do mnie.
-Moziemy poloziumiewać się na tsiech poziomach,- mówi Guru –
gowa – gowa
sielce – sielce
dusia – dusia….
Magda Czapinska która jest z nami, nasza nieoceniona przyjaciółka, psycholog z wykształcenia i nasz psychoterapeuta telefoniczny, pochyla się do mojego ucha i szepcze; – a teraz na jakim poziomie się porozumiewamy ?. – Cccicho ! – syczy M. Umer i wbija mi paznokcie których oczywiście nie ma , bo ma je zawsze schludnie przyciete ,co podziwiam od lat.
Mały sześcio, siedmio letni chłopczyk , ubrany przez swoich młodych rodziców w strój podobny do stroju Guru, pyta : – Guru, dlaczego łatwiej jest zepsuć niż naprawić ?
Z zachwytu nad pytaniem umieram. Guru okazuje się naprawdę mądrym , rozsadnym człowiekiem bo ,po niebotycznej chwili namysłu mówi z usmniechem : – Nie wiem. Oddycham z ulgą, dała bym mu medal. Po trzydziestu minutach wpatrywania się w powolnego Guru czuje się jakby spokojniejsza, a może znudzona. Pada pytanie dotyczace technik oddychania. Guru mówi że jest ich wiele i są bardzo skomplikowane , zależą od stopnia wtajemniczenia i to nie jest ani sytuacja ani miejsce , żeby o nich serio opowiedziec, ale w zamian proponuje proste ćwiczenie ;
-Wdech…….cała sala głośno i głęboko wciąga powietrze….- widech…..słychać równy i długi wydech. Tysiąc czterysta osób ! Myślę że śnię. Patrzę dookoła siebie. Ludzie rozłożyli ręce, dotknęli środkowymi palcami do kciuków jak Guru, ……wdech…..widech….równomierny zgodny szum powietrza …..zaraz zwariuję myślę sobie, już z tym pogodzona…..a telaz wdech i jednoceśnie się uśmiechamy – szemrze Guru. Odwracam głowę, tysiąc czterydsta osób uśmiecha się, łącznie z płaczącymi przedtem dzieśmi…..widech i dalej się uśmiechamy… Oszaleję ! Boże myślę gorączkowo, co i jak zagrać żeby mieć taką widownię ? Nieosiagalne! Magda odwraca do mnie głowę z błogim uśmiechem.
Teraz każdy może podejść do Guru , mówi ta piękna z włosami. Patrzę na twarze. Zachwycone, szczęśliwe, zapłakane, wzruszone. Jacy oni muszą być nieszczęśliwi, myślę sobie, jakie muszą mieć problemy. Jak chcą się uspokoić, za wszelką cenę . Ściska mnie w gardle. Spokój, pocieszenie, wiarę w sens, rozdaje z tą techniką oddychania ? Niemożliwe !. Przestaję się śmiać. Przypominam sobie mój ulubiony wiersz Grochowiaka, mój wiersz z młodości, wiersz z czasów kiedy nie wiedziałam jaka będę, kim będę, co chcę , o co mi chodzi, nie wiedziałam zupełnie jak żyć. Z czasów w których wydawało nam się wszystkim ,że odpowiedż na to pytanie jest odpowiedzią dotyczacą tylko i wyłącznie moralności, a system polityczny upraszczał nam brutalnie resztę.
Didaskalia
-Wiec jak żyć ?
Tu poprawiasz się w krześle,
Ręce układasz na szczupłych kolanach,
Masz w sobie powagę dziecka ,
Co się dowie.
Patrzę na łódki Twoich młodych powiek,
Na wargi pochmurne jak owoce lesne,
Na wlosy przesiane zlotym blaskiem rana.
Nie wiem doprawdy co Ciebie przejedna
Moja Śliczna Biedna.
-Wiec jak żyć ?
Tu odchodzisz od stołu
Z talerzem w dłoniach jak z wielkim ciężarem,
Kobiecość niosąca i cieżkie zmęczenie.
Patrzę na czoła wysokiego cienie,
Na Twych paznokci szarzejacy ołów,
Na wąskie usta, co nie chcą być stare.
Nie wiem doprawdy , co Ciebie przejedna
Moja Śliczna Biedna
-Więc jak żyć ?
Tu odchylasz się z wieńcem
Sponad gliny wzniesionej wysoko jak wieża,
I dajesz się unieść w milczący korowód.
Patrzę na chłodne kościoły wieczoru,
Na to, co było i nie będzie więcej.
Na studnie nieba, otwarte na ścieżaj.
Nie wiem doprawdy co Ciebie przejedna
Moja Śliczna Biedna.
Zachwycałam się tym wierszem dwadziescia pięć lat temu, w innym życiu, innych czasach, inna. Znów nie wiem jak żyć.