Ewa Błaszczyk
WEJŚĆ TAM NIE MOŻNA – EWA BŁASZCZYK, KRYSTYNA STRĄCZEK. WYDAWNICTWO – ZNAK.
Ewie Błaszczyk przychyliłabym nieba. Od kilku lat obserwujemy w środowisku tragedię jej i jej dziecka z opuszczonymi głowami, a walkę Ewy o córkę z szacunkiem i podziwem. Ja z fascynacją, choć to może nie najlepsze słowo, należną herosom, półbogom, „nadistnieniom”. Najpierw, kilkanaście lat temu dowiedzieliśmy się i obserwowaliśmy walkę Ewy i Jacka Janczarskiego, jej męża, o życie dwóch zbyt wcześnie urodzonych bliźniaczek, śledziliśmy nowiny ze szpitala wstrzymując oddech, potem na wiadomość o nagłej przedwczesnej śmierci Jacka i gwałtownej kilkudniowej rozpaczliwej bitwie Ewy z czasem, lekarzami i szpitalami o ratunek dla jego serca, byliśmy całym sercem razem z nią jej dziećmi, a po śmierci Jacka, przyjaciela wielu z nas, wspaniałego człowieka, urodził się w nas bunt i protest przeciwko losowi, jaki zgotowało im życie, krzyczeliśmy, dzwoniliśmy, pisaliśmy listy do Ewy, kiedy miesiąc później zdarzyła się tragedia z jedną z dziewczynek Olą, oniemieliśmy ze zgrozy, zamilkliśmy, ucichliśmy, i ten stan trwa do dziś. Tragedia przerosła naszą wyobraźnię, wyobrażenia, możliwości rozumienia. Do tego się nie kończy, trwa od czterech lat, rozwija się przed naszymi oczami, potężnieje, rośnie, jak największe tragedie greckie, a Ewa, jej ból, postawa, zmagania godne są wszystkich bohaterek antycznych na raz, wszystkich szekspirowskich i wszystkich innych także.
Nie wiedziałam ze powstaje taka książka. Najpierw, kiedy zobaczyłam rozklejone na ulicach zdjęcie Ewy, miałam ścisk serca i z nawyku wewnętrzną prośbę żeby jej się jej nic nie stało, pomyślałam że jest to akcja promująca jej Fundację, którą stworzyła, aby pomóc swojemu dziecku i wielu innym w podobnej sytuacji potrzebującym pomocy, kiedy zrozumiałam, że to plakat rekamujacy książkę, trochę się przestraszyłam, brałam ją do ręki z lękiem, otworzyłam z wątpliwością, a potem, kilka godzin później, nad ranem zamknęłam z wdzięcznością i ze zdumiewającym uczuciem, jakby pogodzona ze wszystkim.
To książka wspaniała, potrzebna każdemu, niezależnie od tego, kim jest, ile ma lat, jakie ma doświadczenia życiowe, jak żyje, gdzie i jak ma zamiar dalej żyć i czy ma zamiar zmagać się z tym światem i swoim na nim miejscem, czy od razu się poddać i dać się tylko nieść kolejnym dniom. To książka o pogodzeniu, nadziei, radości, harmonii, logice świata i znalezieniu sensu wyższego. Ewa opowiada całe swoje życie, opowiada o aktorstwie, swoich radościach zawodowych, opisuje poznanie i samego Jacka, ich małżeństwo, mówi o swoich rolach, nadziejach, sukcesach i porażkach zawodowych, które wypełniały całe jej życie i wszystkie emocje sprzed dzieci, kończąc zdaniem….dziś wydaje m się że moje życie przed rokiem 2000 usłane było różami….potem opisuje wszystko co się wydarzyło potem, w sposób lakoniczny i poruszający. Zastanawia się nad tym, szuka w tym sensu i to jest serce tej książki. Napisana bezpretensjonalnie, z czystych oczywistych intencji, lekkim, wdzięcznym piórem, z wieloma błyskotliwymi spostrzeżeniami, i zdaniami niosącymi czytelnikom tak dużo, że są prawdziwymi prezentami dla nas wszystkich. Zresztą mówią tam dla nas lekarze, przyjaciele Ewy, współpracownicy z fundacji, wiele osób. Czytałam książkę zbyt zachłannie, aby te najważniejsze zdania, choćby dla mnie, zaznaczać, ale kilka z nich cytuję na chybił trafił: …Ja wierzę, że cierpienia mają sens. Wiodą do jakiegoś celu. Już nawet zaczynam się do nich uśmiechać( Ewa)……Zgoda na śmierć bliskiej osoby jest możliwa. Przychodzi z czasem. Ale tylko wtedy, gdy ma się poczucie, że i ja, i lekarze zrobiliśmy wszystko, alby do niej nie dopuścić. Jeśli przegrałaś uczciwej walce, możesz dalej żyć. Kiedy zaś myślisz w kółko o tym, ze nie było cię stać na pomoc, nabierasz przekonania: „ jestem nic nie warta!”. Jak masz wtedy szanować sama siebie?( Ewa) …Staram się omijać szerokim łukiem osoby nieodpowiedzialne, które kradną czas, a nie dają nic w zamian. Próbuję te osoby zrozumieć i zachować spokój. Nie zawsze mi to wychodzi. Ale się uczę. ( Ewa) …Nie warto marzyć. Lepiej poddać się temu, co niesie życie. Rzeczywistość przekracza wyobraźnię ( ks. Wojtek Drozdowicz)…Ona jest dla mnie symbolem odwagi i zaciętości. ( Jerzy Satanowiski) …W cierpieniu Ewy, w jej dramacie związanym ze śmiercią Jacka i wypadkiem Oleńki są łzy, krew i ból, ale nie ma rozpaczy odbierającej miłość (Ryszard Peryt) …Mama! Mam w uszach jej krzyk. Pamiętam go. Nie wiem, gdzie jest w tej chwili, w jakich mrocznych czeluściach, ale wciąż słyszę, jak mnie woła. Nie mogę przestać walczyć. Gdybym przestała do końca życia czułabym się winna. Ten krzyk, który wydała z siebie po siódmej dobie, mnie determinuje. Daje mi siłę( Ewa)…Pomóżcie mi! Jak to kiedyś zwrócę!( Ewa)…
Córka Ewy nie odzyskała przytomności do dziś. Jest w domu, otoczona opieką bliskich. Upływa ponad cztery lata od wypadku. Ewa założyła fundację „Akogo” i postanowiła walczyć do końca o pomoc dzieciom potrzebującym pomocy, w podobnej sytuacji do jej dziecka. Widzi w tym cały swój sens. Mówi: Może po to się to wszystko stało żebym to zrobiła? Spotkałam ją przypadkiem wczoraj wieczorem, siedziała drobniutka, spokojna i uśmiechnięta z córeczką Manią, drugą z bliźniaczek, przytuloną do jej ramienia. Każde spotkanie z Ewą teraz, każde kilka słów pozostaje we mnie na długo. Zawsze pytam sama siebie czy ten Krzyż, taki Krzyż nie byłby ponad moje siły. Czy bym go uniosła i niosła tak długo i tak jak ona? Ilu ludzi umie i może się na to zdobyć. Na koniec cytat, zaskakująca w gruncie rzeczy, wypowiedz, pani doktor Sieradzkiej także z tej książki: „Kobieta nigdy nie porzuci dziecka, trwa przy nim do końca. Dlatego matki, z którymi się stykam, są samotne. Ale za każdym razem reaguję na tę wieść zaskoczeniem, bo nie rozumiem jak można w takiej sytuacji zostawić żonę bez oparcia. Nie przypominam sobie ani jednego przypadku odwrotnego: by kobieta odeszła, a mężczyzna został”.
Chciałabym podziękować także pani Krystynie Strączek za tę książkę, za sposób, w jaki opowiedziała tę historię.