Stelios Galatopoulos, „Maria Callas. Boski Potwór”. Świat Książki 2002
Śpiewaczka jest instrumentem samym w sobie. Każdy artysta jest instrumentem, na który składają się jego ciało, dusza, nerwy, serce, myśli, wiedza, wrażliwość, wyobraźnia i technika. Jest instrumentem najwrażliwszym na świecie. Wystarczy złe spojrzenie, nieprzespana noc, przykrość, zła myśl i instrument przestaje być sprawny. Nie stroi, fałszuje, milknie.
Callas była instrumentem boskim. Nieskazitelnie doskonałym, drogocennym a jednocześnie najwrażliwszym z możliwych. Walczyła o siebie, o ten instrument, z całych sił i wszystkimi sposobami. Była często fałszywie rozumiana i oceniana.
Książka „Boski potwór” napisana przez znawcę teatru, opery, krytyka muzycznego, Greka, ale jednocześnie najgorętszego wielbiciela jej talentu i zaufanego przyjaciela, ma być biografią prawdziwą. Polemiką z dotychczas napisanymi biografiami, odpowiedzią na pomówienia, plotki, legendy, kłamstwa, dlatego też wydaje się jest to książka troszkę jakby dla specjalistów. Wydaje się, że, aby do końca zrozumieć i docenić Callas, a co za tym idzie i tę książkę, trzeba znać jej śpiew, opery, fakty, plotki, wersje, powody polemik i konfliktów, które książka usiłuje prostować.
Wszyscy lubimy czytać biografie. Zastanawiam się, co zrozumiałabym z tej książki i jakie miałaby dla mnie znaczenie gdybym o Callas nie wiedziała wcześniej nic. Przede wszystkim zapoznałabym się z życiem i twórczością Diviny, jak ja nazywano, twórczością, rzetelnie udokumentowaną, we właściwej chronologii i z poprawnymi tytułami oper, arii, datami premier i recenzjami.
Życie i kariera Callas to historia, jaką publiczność lubi najbardziej. Ale tez łatwa do uproszczeń. To jak bajkowa historia Kopciuszka, który stał się królową świata za pomocą sztuki, historia ubogiej dziewczyny, która z brzydkiego kaczątka, z tłustą cerą, trądzikiem, nadwagą i poważną wadą wzroku stała się pięknym, podziwianym łabędziem. Z biednej, pogardzanej i wyśmiewanej stała się kobietą luksusu, ubieraną przez najsławniejszych, obwieszaną brylantami i adorowaną przez wielu, kochaną przez tłumy do szaleństwa. To, że osiągnęła to wszystko dzięki niewyobrażalnemu talentowi, niezwykłemu głosowi, ale przede wszystkim dzięki niezłomności charakteru i tytanicznej, morderczej pracy, interesuje ludzi już mniej. Podniecają ich jeszcze awantury, skandale, jej konflikty z dyrektorami oper, dyrygentami i prasą, bez chęci zrozumienia zresztą, jakie było ich podłoże. Interesuje także współzawodnictwo z Renatą Tebaldi, największą sceniczna rywalką oraz szczegóły i złośliwości na ten temat, konflikt z matką a także jej romans z Onasisem i jego zdrada. Najbardziej zajmuje ich jednak nie jej głos a sprawa cudownego schudnięcia i dieta, jaką stosowała oraz ewentualnie spekulacje o usunięciu ciąży, czy śmierci dziecka. Tyle. Tym wszystkim zajmuje się ta książka także, ale w sposób wyważony i oszczędny. Wyjaśniając te sprawy głosem samej Callas, tłumaczącej, że jej awantury, histerie zrywanie przedstawień były walką o jakość i o swój głos, próbą ochrony cennego instrumentu przed zniszczeniem go, że jej konflikty z dyrektorami, dyrygentami, partnerami są wyrazem jej samotnej walki o doskonałość artystyczną. To samo dotyczy jej związku z Onasisem, konfliktu z matką, siostrą i ojcem, powodami dość wczesnej utraty doskonałości, jaką miał jej głos. Książka opowiada o tym w sposób wyważony i oszczędny, ale najważniejszy dla autora jest artyzm Callas, praca, kolejne sukcesy i porażki, pokonywanie kolejnych progów. Callas była nowatorką w swojej dziedzinie. Mierzyła wciąż wyżej i wyżej. Wybitnym nowatorom prawie nigdy nie udaje się spełnić misji do końca. Klęska jest niemal nieunikniona. Callas nie poniosła klęski, ale jej życie artystyczne było cierniową drogą także.
Z książki wyłania się dla nas prawdziwa postać kobiety obdarzonej niewyobrażalnie wielkim boskim talentem i świadomością artystyczną, mądrej i mówiącej o sobie, traktującej siebie i swoją sztukę bez fałszywej skromności, ale też uwikłaną w ziemskie małe ludzkie sprawy, z którymi nie umiała sobie poradzić. Na koniec zostajemy z samotną zdradzoną przez jedynego człowieka, którego kochała, przyjaciół i bliskich, nieszczęśliwą i chorą kobietę, bojącą się do końca ludzi a przede wszystkim bezwzględnego potwora, jakim potrafiła być dla niej, okrutna publiczność i prasa. Żegnamy się z nią jako osobą wciąż wierzącą w powrót na scenę, intensywnie pracująca wciąż i wciąż nad świetnym i absolutnie posłusznym niegdyś głosem, wykorzystywaną przez kilka osób podczas samotnych ostatnich lat, a wreszcie, okradzioną po śmierci. Wszystko to stara się opowiedzieć spokojnie i uczciwie autor biografii stojąc ewidentnie po stronie Callas człowieka a bezwarunkowo po stronie Callas artystki.
A teraz, chciałabym napisać jeszcze jedno…. Przeczytanie tej książki nie poprzedzone momentami zachwytu podczas słuchania jej śpiewu, nie ma sensu. Najpierw trzeba nad nią zapłakać jako Aminą, Normą, Traviatą, Łucją, a potem zacząć czytać tę książkę. Wszystkie zamieszczone tam zdjęcia, dyskografia, kalendarium występów, recenzje, wypowiedzi, nie mają żadnego znaczenia, bez posłuchania jej głosu a raczej głosów, i interpretacji. A wtedy przestaną nas interesować plotki, co innego stanie się ważne.
Sama Callas, cytowana, tak mówi o sobie: ” Pod wieloma względami Norma jest taka jak ja- z pozoru silna, czasem groźna, a w rzeczywistości owieczka udająca lwa; gderliwa, zbyt dumna żeby okazać, co czuje, a na koniec, w sytuacji, która w zasadzie sama spowodowała, niezdolna do podłości czy niesprawiedliwości. Moje łzy w Normie była prawdziwie.”
Ja jej wierzę. Była po prostu człowiekiem. Ale bez zaśpiewanego przez nią walca z „Makbeta” nie wyobrażam sobie życia. Jeśli nazwałabym coś doskonałością w sztuce, to jej wykonanie tej arii z 56 roku. Koniec.
Na szczycie jest się samotnym, zawsze. Tam już nie ma partnerów. A powiedzieć, że Callas była najznakomitsza śpiewaczką operowa swoich czasów, to za mało. Opera istniała do Niej i po Niej. Po niej, była inna. Tylko, że wszystkie te słowa wydają się puste, jeśli nigdy nie poczuliście ściśniętego gardła na skutek Jej śpiewu. Była Absolutem i tylko człowiekiem, a raczej – kobietą. Podobno ukochanemu meżczynżnie, ooddała wszystko, nawet głos, jak twierdza niektórzy. Podobno mówił o Niej pogardliwie „Ten Gwizdek”. Ale ja nie chcę o tym wiedzieć, a raczej tylko to, przypomina nam, że była podobna do nas wszystkich. Zanim zaczniecie czytać tę książkę posłuchajcie jak śpiewała.
Krystyna Janda
Recenzja książki, autorstwa Steliosa Galatopoulosa pt. „Maria Callas. Boski Potwór”. Przetłumaczonej przez Bognę Piotrkowską. Wydanej przez „ Świat Książki” – Grupę Wydawnicza Bertelsmann Media, 2002