fot. Adam Kłosiński
Krystyna Janda
Zagrała ponad stu ról filmowych i niewiele mniej teatralnych, wybitna aktorka, reżyserka spektakli, teatrów telewizji, filmów. Felietonistka, autorka książek, która nad ranem, kiedy wszyscy śpią, pisze swój internetowy dziennik. Prezeska Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury. Człowiek-instytucja, zjawisko, którego mechanizmy działania próbują zgłębić dziennikarze i socjologowie. Kiedyś gwiazda Teatru Powszechnego, od ponad siedmiu sezonów zaprasza widzów do swojego prywatnego Teatru Polonia, a od czterech także do Och-teatru.
Nie ma gwarancji, ale radzimy zdawać…
Urodziła się w 1952 r. w Starachowicach. Absolwentka liceum plastycznego, do szkoły teatralnej trafiła… przez przypadek. Na wydział aktorski miała zdawać jej koleżanka, poszła z nią na zwiady, tylko dla towarzystwa. Czekając na konsultacje dla kandydatów na studia, spędziły aż trzy godziny przed drzwiami gabinetu. Były zmęczone po szkole, bez obiadu, w końcu Krystyna Janda nie wytrzymała, postanowiła wtargnąć nieproszona i powiedzieć co, o tym wszystkim myśli.
Musiała wypaść fantastycznie, skoro profesor Aleksander Bardini, nie zastanawiając się długo, zasugerował, że to ona, a nie koleżanka, powinna zdawać na Miodową. „Zapytałam, jakie mogą dać mi gwarancje, bo mam w planie ASP. Wybuchnęli śmiechem: gwarancji nie ma, ale radzimy pani zdawać” – opowiadała w książce Bożeny Janickiej „Gwiazdy mają czerwone pazury”.
Z profesorem Bardinim spotka się jeszcze wielokrotnie. To on stanie się dla niej teatralnym autorytetem. A na trzecim roku studiów zaprosi ją do udziału w telewizyjny spektaklu i powierzy rolę Maszy w „Trzech siostrach” Czechowa.
Ponad sto ról filmowych
Wydział aktorski w warszawskiej PWST ukończyła w 1975 roku. Filmowym debiutem była rola Agnieszki w „Człowieku z marmuru” (1976 r.) Andrzeja Wajdy. U Wajdy zagrała też w filmach „Bez znieczulenia” (1978 r), „Dyrygent” (1979 r.), „Człowiek z żelaza”(1981 r.) i po latach w „Tataraku” (2009 r).
Kiedy ostatnio ze swojego bogatego dorobku filmowego miała ułożyć program na przegląd w warszawskim kinie Iluzjon (otworzył to wydarzenie „Tatarak”), wybrała m.in. dwa filmy Piotra Szulkina„Wojnę światów – następne stulecie” (1981) i „Golem” (1979 r),„Zwolnionych z życia” Waldemara Krzystka (1992 r) i „Parę osób, mały czas” Andrzeja Barańskiego (2005 r) oraz dwa obrazy zagraniczne: „Glut” (1984 r) i „Mefisto” Istvana Szabó (1981 r).
Trudno wymienić wszystkie nagrody i wyróżnienia, które dostała za swoje filmowe osiągnięcia. Od Nagrody Cybulskiego w 1978 r dla młodego aktora, przez Srebrną Muszlę w San Sebastian za rolę w „Zwolnionych z życia”, Złote Lwy Gdańskie, Super Złotą Kaczkę dla najlepszej aktorki w historii polskiego kina, po Złotą Palmę na Festiwalu Filmowym w Cannes za przejmującą, odważną rolę Antoniny Dziwisz w „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego.
Agnieszka przeciwko wszystkim
„To ja zaproponowałam, że zrobię gest, którym ostatecznie zaczyna się film. Ekipa była skonsternowana. Wajda się zgodził. W momencie, kiedy zginałam rękę w łokciu i całowałam pięść, wiedziałam już kim jestem; muszę walczyć sama przeciwko wszystkim” – mówiła o roli Agnieszki w „Człowieku z marmuru”.
„Kto wymyślił Pani kostium?” – pytała aktorkę Katarzyna Bielas w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. „My tak się ubieraliśmy – tłumaczyła – dżinsowe rzeczy albo amerykańskie wojskowe kurtki. Andrzej zobaczył mnie w takim stroju i tak zostało. Dodał mi tylko amerykański worek. Powiedział: „Pamiętaj, że w tym worku jest wszystko, co posiadasz. Nie masz nic do stracenia. I żadnych zobowiązań”.
W tym samym wywiadzie aktorka przyzna się, że grając Agnieszki, nie była jeszcze ani zaangażowana politycznie ani do końca świadoma tego, jaką ta postać ma misję: „Na drugim roku studiów związałam się z Andrzejem Sewerynem, który siedział w więzieniu w 1968 roku i wyszedł z niego w glorii i chwale. W sposób naturalny weszłam w jego środowisko. Jacek Kuroń, Jan Lityński, Seweryn Blumsztajn byli starsi ode mnie. Właściwie się przy nich nie odzywałam. Szczerze mówiąc, troszkę mnie to wszystko nudziło. Na spotkaniach, koło północy, szukałam jakiegoś dziecięcego pokoju, kładłam się do łóżeczka i zasypiałam, bo byłam potwornie zmęczona. Słuchałam czasem, jak Andrzej coś śpiewał czy recytował. Nie czułam społecznego powołania, nie chciałam włączać się w działalność polityczną. Zresztą wtedy ten ścisły, zamknięty krąg opozycjonistów nie potrzebował jeszcze ludzi z zewnątrz. Nikt nie proponował mi, żebym jechała na procesy robotników z Ursusa czy Radomia. A ja byłam zajęta czytaniem książek i poznawaniem świata teatru.”
Na planie „Człowieka z marmuru” najważniejsze było dla niej spotkanie z Wajdą. Dopiero w trakcie pracy zrozumiała, czego naprawdę ma dotyczyć rola i jakie ten film może mieć znaczenie.„Na początku Wajda powiedział mi tylko, że mam albo zachwycić, albo zdenerwować, wszystko jedno jak, byle utrzymać na sobie uwagę widowni” – opowiadała. – „Moją rolę można było zagrać po prostu jak dziennikarkę, ale Wajda chciał, żebym zagrała Antygonę, Fedrę, Medeę… Żeby to było coś ostatecznego”.
Mordowałam się z Niną Zarieczną
Po ukończeniu PWST dostała od razu angaż do teatru. Dyrektor Janusz Warmiński zaprosił ją do Ateneum. „Poza studencką rolą w telewizyjnych »Trzech siostrach« moje konto było jeszcze czyste, toteż wzruszyłam się pytaniem dyrektora, jakie role właściwie chciałabym grać. Powiedziałam, że interesuje mnie wszystko oprócz takich postaci jak Aniela w »Ślubach panieńskich«. Dyrektor wysłuchał mnie z uwagą i przyjął do pracy. Pierwszą moją rolą w teatrze była… Fredrowska Aniela. Ku własnemu zdumieniu polubiłam tę postać. Od tego czasu nie wypowiadam się już tak autorytatywnie o rolach, które wydają mi się nieodpowiednie do mojego temperamentu” – opowiadała w wywiadzie dla pisma„Ekran” w 1978 r.
Na scenie przy Jaracza na początku swojej drogi w 1977 roku zagrała też Ninę Zarieczną w Czechowowskiej „Mewie”. Dla niejednej aktorki byłoby to wyróżnienie. Ona powie po latach:„mordowałam się z Niną Zarieczną”, „nienawidziłam tej postaci”,„budziłam się rano z myślą: o Boże, wieczorem znów muszę grać tę koszmarną Ninę. To była prawdziwa, fizyczna męka”.
– W tym spektaklu zrobiłam kiedyś coś, czego nie mogę sobie do dziś wybaczyć – mówi. – Bez zgody reżysera – jako debiutująca aktorka – nie powiedziałam trzech stron tekstu, ominęłam ostatni, popisowy monolog. Błąkająca się po świecie Nina wraca po latach. Widzowie wiedzą, co się z nią działo, bo inne postaci opowiedziały wszystko w poprzednich scenach. Wiemy, że umarło jej dziecko, że jej miłość do Trigorina była nieszczęśliwa, że nie zrobiła kariery jako aktorka. Nina ma to jeszcze raz opowiedzieć między innymi po to, aby Trieplew mógł popełnić samobójstwo tuż po jej wyjściu. Byłam aktorką nieprzewidywalną i niosącą na tacy: nerwy, serce, wyobraźnię, ale w sposób taki, jak to robi dziewica. Weszłam na scenę i powiedziałam: „Kostia…”. Nagle wydało mi się, że wszystko w tym jednym „Kostia…” już zagrałam. Że brak jej opowieści będzie dla widzów silniejszym przeżyciem. Zeszłam ze sceny. Potem w garderobie płakałam i tłumaczyłam dyrektorowi, że chciałam dobrze. Że nie było to lekceważenie teatru. Uznałam, że tak będzie piękniej – wyjaśnia. – Wielki amator nadal we mnie został. Co wieczór coś zmieniam.
Po latach na swoje 50 urodziny i z okazji 25-lecia pracy artystycznej aktorka powróci do „Mewy”. Zagra Arkadinę w Teatrze Studio w reżyserii Zbigniewa Brzozy.
– Jestem starsza niż Arkadina, ale czuję się wiele lat od niej młodsza, na moje i państwa nieszczęście. Nie uwolnicie się tak łatwo! Wstanę nawet z grobu, żeby jeszcze coś zagrać! – śmiała się w 2003 roku z okazji swojego jubileuszu.
Teatr Polonia wziął się z Brazylii
Kiedy w 2005 roku ogłosiła, że kupuje dawne kino Polonia, bo chce tam otworzyć prywatny teatr, usłyszała, że jest szalona. Nikt nie przypuszczał, że cztery lata później zaprosi widzów do drugiego teatru, przy Grójeckiej. Polonia i Och-teatr – dwie prywatne sceny (prowadzone przez Fundację Krystyny Jandy na Rzecz Kultury, za Och-teatr odpowiada też jej córka Maria Seweryn), które aktorka stworzyła według własnego pomysłu, z dużym wyczuciem widza i czasu, działające pełną parą nawet w wakacje, to dziś ważne adresy na mapie teatralnej Warszawy. Nie sposób dostać się na „Danutę W.” i „ 32 omdlenia” (jednoaktówki Czechowa, w których gra razem z Jerzym Stuhrem i Ignacym Gogolewskim). Nie brakuje publiczności na jej wcześniejszych hitach „Białej bluzce” i „Boskiej!”.
Skąd wziął się pomysł na prywatny Teatr Polonia? Z Brazylii! – wyznała kiedyś nieoczekiwanie aktorka podczas spotkania w„Gazeta Cafe” – w klubokawiarni Gazety Wyborczej – ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych. Opowiedziała, że kiedy grała w Brazylii „Noc Helvera” podczas Dni Kultury Polskiej, po spektaklu przyszły do niej brazylijskie aktorki i dziwiły się, że ona taka niby wielka polska aktorka, a dostała taką malutką, niewdzięczną, trudną rolę. A potem zapytały jej, czy ma swój teatr, sugerując, że one wszystkie mają własne sceny, bo przecież są wielkimi artystkami. – Odpowiedziałam, że nie mam, bo u nas nikt nie ma swego teatru. Ale wtedy po raz pierwszy zaczęłam się nad tym poważnie zastanawiać – wyznała.
„Czy Krystyna Janda musi aż tyle czasu spędzać na budowie, czy to wszystko musi być na Pani głowie?” – pytałam aktorkę, kiedy jeszcze przed otwarciem Polonii umówiła się ze mną na wywiad na placu budowy, bo musiała pilnować robotników. – Taki już mój los. Kiedy wzięłam „urlop” w Teatrze Powszechnym (odeszła stamtąd pod wpływem konfliktu z Joanną Szczepkowską – przyp. red) i wszyscy, absolutnie wszyscy wiedzieli, że oto właśnie jestem „do wzięcia”, nikt mi niczego nie zaproponował. Szybko zrozumiałam, że muszę mieć swoje miejsce. Mogłam, oczywiście, wycofać się i zrealizować moje marzenie o domu w Toskanii. Zaczęłam się nawet rozglądać za wstąpieniem do pewnej grupy teatralnej w Sienie, już kiedyś grałam po włosku w teatrze, nie ma problemu – śmiała się.
Czy chciałaby się Pani obudzić pewnego dnia ze świadomością, że prywatny Teatr Polonia, ten plac budowy, to całe zamieszanie, to był tylko sen? – pytałam aktorkę.
– O nie. Tego wszystkiego nie da się zapomnieć, tych emocji, które mi towarzyszyły i towarzyszą nadal nie oddam za nic. To jest jak narkotyk. Jestem zmęczona, ledwo stoję na nogach, ale jestem szczęśliwa. Mam zdarty głos od grania i kurzu, ale brnę dalej.
Menu dla publiczności
Wśród ważnych kreacji teatralnych, specjalne miejsce w jej dorobku zajmują monodramy: „Shirley Valentine”, „Kobieta zawiedziona”, „Ucho, gardło, nóż”, „Biała bluzka” a ostatnio„Danuta W.” Co aktorce daje takie spotkanie sam na sam z publicznością?
– Solówka? Tylko wirtuozi wiedzą, o czym mówię i do czego tęskni każdy „tygrys”. To władza nad opowiadaną historią, nad czasem, tematem, interpretacją, uczuciami. Czasem się to udaje. Ale złudna to przyjemność, jeśli temat i bohater nie są najważniejsi. Jeśli widać aktora zza granej postaci. Trzeba zapomnieć o sobie, pochylić się nisko i służyć tematowi, a wtedy nuty układają się same z należnym znaczeniem i siłą – mówi.
Jednym z pierwszych tytułów na afiszu Teatru Polonia był ostry, drapieżny monodram „Ucho, gardło, nóż” . – Myślę, że to jedna z najbardziej ryzykownych decyzji artystycznych, jakie podjęłam w życiu. Tekst jest naprawdę drastyczny i może być bardzo różnie odebrany. Oczywiście to, że ta kobieta mówi takim językiem, tak przeklina ma głębszy powód psychologiczny i znaczenie artystyczne. Na szczęście publiczność przyjęła ten spektakl z otwartymi ramionami. A ja uważam, że to jedna z najlepszych moich ról teatralnych. Jednocześnie taki tekst na początek działalności sceny, był świadomym wytyczeniem pewnej drogi. Pokazałam przyszłej publiczności, że mój teatr będzie się zajmował różnymi sprawami. Że będzie tu miejsce i na lekką komedię, taką jak „Stefcia Ćwiek w szponach życia”, i na „Ucho, gardło, nóż”. I tak właściwie zachowujemy się do dzisiaj. Propozycje są bardzo różne. Żeby prowadzić teatr, trzeba komponować urozmaicone menu dla publiczności – wyjaśnia.
Psychoterapia u Shirley
W Teatrze Polonia powróciła też do „Shirley Valentine”, którą z powodzeniem grała przez kilkanaście lat w Teatrze Powszechnym. Sztuka Willy’ego Russella to z pozoru jeden z wielu lekkich tekstów, których w Wielkiej Brytanii nie brakuje – wyznania gospodyni domowej, która przygotowując mężowi jajka sadzone, odkrywa nijakość swego życia i postanawia odnaleźć siebie. Szybko okazało się jednak, że spektakl ma w sobie szczególną siłę. Na „Shirley…” psychologowie wysyłali swoje grupy terapeutyczne. Na Wydziale Socjologii UW powstała praca na temat fenomenu przedstawienia. Są widzowie – rekordziści, którzy widzieli „Shirley Valentine” kilkadziesiąt razy. Zdarza się, że ktoś z sali mówi głośno pointę. Co wieczór za kulisy przychodziły kobiety, żeby podziękować aktorce. – Tych kobiet, które przyszły mi podziękować za zmianę życia, wcale nie było tak mało. Mówiły, że ten wieczór w teatrze był kroplą przepełniającą ich puchar, bodźcem do jakieś decyzji, rozmowy z mężczyzną – towarzyszem życia, początkiem innego myślenia o sobie. Najczęściej jednak przychodzą ludzie, którzy mówią, że kiedy jest im źle, kiedy mają chandrę i są zmęczeni, przychodzą na „Shirley”, żeby poprawić sobie nastrój – opowiada.
Biała bluzka innym głosem
W momencie kryzysowym, kiedy Fundację dotknęły kłopoty finansowe, Krystyna Janda zdecydowała się wrócić do „Białej bluzki” Agnieszki Osieckiej – kultowego spektaklu w reżyserii Magdy Umer, z którym jeździła po Polsce w latach 80. Nie spodziewała się, że urodzi się nowy hit. Że historia Elżbiety – kobiety, która nie może odnaleźć się w rzeczywistości stanu wojennego, opowiedziana 30 lat później, może być tak dotkliwa.
– Myślałam, że robimy ten spektakl dla przyjemności, z powodu wolnego czasu i ogólnej bryndzy. Nie przypuszczałam, że nabierze takiego znaczenia, przede wszystkim, że będzie tak akceptowany przez młodych ludzi wchodzących w życie, ludzi zwykłych, nie opozycjonistów, nie rewolucjonistów. Historie są ciągle te same, tylko opowiadane z innej pozycji i trochę innym już głosem. Nie mam już tego jasnego, wysokiego, młodego głosu protestu bez zastanowienia – mówi. – Dzisiaj „Biała bluzka” brzmi inaczej przez to, że czas zmienił wiele, a właściwie wszystko. Na szczęście.
Krystyna J. jako Danuta W.
To jedna z najważniejszych jej ról ostatnich sezonów. Premiera„Danuty W.” według książki „Danuta Wałęsa. Marzenia i tajemnice” (Wydawnictwo Literackie), w reżyserii Janusza Zaorskiego w adaptacji i wykonaniu Krystyny Jandy, była wydarzeniem sezonu 2012/2013.
„To Wydawnictwo Literackie skontaktowało się ze mną, zapytując, czy nie pomyślałabym o spektaklu – opowiadała mi w wywiadzie dla „Gazety”. – Po tym liście aż krzyknęłam, byłam już po lekturze książki, ale na taką odwagę sama bym się chyba nie zdobyła. Potem długo trwały pertraktacje, co, kiedy i jak… no i zatwierdzanie mojej adaptacji. Na szczęście włączył się w rozmowy również reżyser planowanego spektaklu pan Janusz Zaorski, który zna panią Wałęsową, i było prościej. Gdy chodzi o osobiste sprawy, życie kogoś, kto jest wśród nas, życie osoby tak znanej i ważnej, z prezydentem i legendarnym przywódcą „Solidarności” w tle, trzeba być ostrożnym”.
Sama przygotowała adaptację, powstało ponoć aż pięć wersji. Tę ostatnią sprawdzała na znajomych podczas wakacji w Toskanii. – Płynęliśmy promem na Elbę. Czytałam dwie godziny, pierwszy akt podczas rejsu Piombino-Elba, drugi – z powrotem. Słuchaczami mimowolnymi byli także inni pasażerowie promu, ale tym się nie przejmowałam. Patrzyli z zainteresowaniem, mimo że było to w tym dla nich dziwnym i obcym języku. Podczas pobytu na Elbie moi przyjaciele nie mówili o niczym innym i nie mogli się doczekać drugiego aktu. To był mój niewątpliwy sukces. Dość łatwy zresztą, bo towarzystwo jest wrażliwe, otwarte i głodne nowych przeżyć – opowiada.
Wielokrotnie grała postaci historyczne – Marię Callas, Marlenę Dietrich, Helenę Modrzejewską, ale miała poczucie, że tym razem musi podejść do materiału inaczej. – Tu nie chodzi o drobiazgi: o sposób chodzenia, mówienia, barwę głosu czy klimat osoby. Ale o prostotę, dumę, prawdę, szczerość, odwagę i człowieczeństwo. O Polskę także. Nie mam zamiaru na scenie udawać pani Danuty, studiować jej sposobu mówienia czy bycia, tu chodzi o coś więcej. Muszę zagrać – najprościej, jak umiem. Aby widzowie nie bili brawa mnie, aktorce, tylko pani Danucie.
Ja? Ja jestem w encyklopedii
„Jak to jest być dobrem narodowym?” – pytała Krystynę Jandę w wywiadzie dla „Zwierciadła” Katarzyna Montgomery. „Ja – dobro narodowe? – śmiała się aktorka – Kiedyś pan z kamienicy sąsiadującej z naszym teatrem wykrzyczał mi: »A kim pani właściwie jest?«. W emocjach odpowiedziałam: »Ja? Ja jestem w encyklopedii«, i do dziś śmiejemy się z tego w teatrze. Po prostu długo żyję – tak długo i tyle rzeczy robię, że wszyscy uznali, że istnieje coś takiego jak Krystyna Janda”
W tym samym wywiadzie tłumaczyła: „Gdybym wpadła w połowie życia pod pociąg, to byłabym legendą… a ja żyję, co gorsza, bardzo aktywnie. Chociaż muszę się przyznać, jaki jest mój największy sukces. Poszłam na prześwietlenie kręgosłupa szyjnego i… ukradli to zdjęcie. Musiałam robić prześwietlenie jeszcze raz. »Pani Krystyno, nie wiemy, jak to pani powiedzieć. Przewinęła się grupa studentów i zdjęcie pani kręgosłupa szyjnego zniknęło«”.
Powiedziała kiedyś, że „łatwiej jest grać, niż żyć”. A jednocześnie, przyznaje się, że ma momenty, kiedy najchętniej odwołałaby spektakl. W wywiadzie dla „Zwierciadła” opowiadała: „Do pani garderobianej i fryzjerki mówię: »Boże, jak mnie się nie chce! Boooże! Co ja bym dała, żeby dzisiaj nie wychodzić na scenę… Luuudzie!«. Słyszę, jak publiczność wchodzi nade mną na salę w Polonii (garderoba jest pod widownią), i jęczę: »przyszli…«. Potem trzymam się kaloryfera i mówię: »Wepchnijcie mnie na scenę«. Bo tak mam dosyć. Gram 300 razy rocznie i nie pamiętam wieczoru, żeby mi się chciało, z wyjątkiem premier, bo jestem ciekawa, jak będzie. A potem wychodzę na scenę i zaczyna się coś fantastycznego”.
Skok na bungee
W grudniu 2012 roku obchodziła 60 urodziny. Z tej okazji zrobiła sobie prezent – przygotowała premierę sztuki „Zmierzch długiego dnia” Eugene’a O’Neilla. Niewdzięczny to tytuł na taką okazję, rzecz o uzależnieniu. – Wiem, że życie z tym spektaklem będzie niewesołe – przyznaje aktorka – ale z drugiej strony to taki teatr, który lubię najbardziej. Nieefektowny, wymagający dużo więcej od nas, aktorów, i widzów. Zagrała Mary, główną bohaterkę. – Kiedy jako Mary mówię na scenie: „Nigdy nie czułam się dobrze w teatrze. Nie lubię teatru”, nie wiem, dlaczego wszyscy się śmieją.
Z okazji 60 urodzin Krystyny Jandy „Gazeta Wyborcza” poprosiła jej przyjaciół, współpracowników o życzenia dla jubilatki. „Kobiecie tak heroicznej jak Krystyna Janda można z najszczerszą żarliwością życzyć chyba tylko jednego: aby umiała i zechciała, choć czasami, wypoczywać… Dlatego, Krysiu droga, narodowy nasz skarbie, pojedź sobie czasem na grzyby albo na ryby, czy rower, nie musi to być od razu skok na bungee” – prosił Jacek Poniedziałek.
A Magda Umer tłumaczyła, że Krystyna Janda mogłaby się ewentualnie zatrzymać, zwolnić, tylko wtedy gdyby połamała obydwie nogi, bo gdyby miała połamaną jedną, to nawet by tego nie zauważyła. „Dlatego życzę Krysi, żeby nie połamała nóg. Ona musi żyć w szalonym tempie, bo ona uwielbia pracować. Życzę jej, aby pracowała tyle, ile chce”.
Dorota Wyżyńska
Wybrane role teatralne
Aniela w „Ślubach panieńskich” Fredry, reż. Jan Świderski, Teatr Ateneum, 1976 r.
Dorina Gray w „Portrecie Doriana Graya” Wilde’a, reż. Andrzej Łapicki, Teatr Mały 1976 r.
Nina Zarieczna w „Czajce” Czechowa, reż. Janusz Warmiński, Teatr Ateneum 1977 r.
Heloiza w „Heloiza i Abelard” Duncana, reż. Romuald Szejd, Scena Prezentacje 1979 r.
Rita w „Edukacji Rity” Russella, reż. Andrzej Rozhin, Teatr Ateneum, 1984 r.
Elżbieta w „Białej bluzce” Osieckiej, reż. Magda Umer, przedstawienie impresaryjne, 1987 r.
Julia w „Pannie Julii” Strindberga, reż. Andrzej Wajda, Teatr Powszechny 1988 r.
Medea w „Medei” Eurypidesa, reż. Zygmunt Hubner, Teatr Powszechny 1988 r.
Gizela w „Dwoje na huśtawce” Gibsona, reż. Andrzej Wajda, Teatr Powszechny 1990 r.
Shirley w „Shirley Valentine” Russella, reż. Maciej Wojtyszko, Teatr Powszechny 1990 r.
Paulina w „Śmierć i dziewczyna” Dorfmana, reż. Jerzy Skolimowski, Teatr Studio, 1992 r.
Elwira w „Mężu i żonie” Fredry, reż. Krzysztof Zaleski, Teatr Powszechny 1993 r.
Monika w „Kobiecie zawiedzionej” de Beauvoir, reż. Magda Umer, Teatr Powszechny 1994 r.
Lady Makbet w „Makbecie” Szekspira, reż. Mariusz Treliński, Teatr Powszechny 1996 r.
Maria Callas w „Maria Callas. Lekcja śpiewu” McNally’ego, reż. Andrzej Domalik, Teatr Powszechny 1997 r.
Fedra w „Fedrze” Racine’a, reż. Laco Adamik, Teatr Powszechny 1998 r.
Ruth Steiner w „Opowiadaniach zebranych” Margueliesa , reż. Krystyna Janda, Teatr Komedia, 2001 r.
Mała w „Małej Steinberg” Halla, reż. Krystyna Janda, Teatr Studio, 2001 r.
Martha w „Kto się boi Wirginii Woolf?” Albee’ego, reż. Władysław Pasikowski, Teatr Powszechny 2002 r.
Dotty Otley w „Czego nie widać” Frayna, reż. Juliusz Machulski, Teatr Powszechny 2003 r.
Arkadina w „Mewie” Czechowa, reż. Zbigniew Brzoza, Teatr Studio 2003 r.
Tonka Babić w „Ucho, gardło, nóż” Rudan, reż. Krystyna Janda, Teatr Polonia 2005 r.
Winnie w „Szczęśliwych dniach” Becketta, reż. Piotr Cieplak, Teatr polonia 2007 r.
Florence Foster Jenkins w „Boskiej” Quiltera, rez. Andrzej Domalik, Teatr Polonia 2007 r.
Wassa w „Wassie Żeleznowej” Gorkiego, reż. Waldemar Raźniak, Och-teatr 2010 r.
Elżbieta w „Białej bluzce” Osieckiej, reż. Magda Umer, Och-teatr 2006 r.
Clarice w „weekend z R.” Hawdona, reż. Krystyna Janda, Och-teatr 2010 r.
Dolska, Helena Popowa, Natalia w „32 omdleniach” według Czechowa, reż. Andrzej Domalik, Teatr Polonia, 2011 r.
Danuta W w „Danucie W.” według książki Danuty Wałęsowej, reż. Janusz Zaorski, Teatr Polonia 2012 r.
Mary Tyrone w „Zmierzchu długiego dnia” O’Neila, reż. Krystyna Janda, Teatr Polonia 2012 r.
Wybrane role filmowe i telewizyjne
Masza w „Trzech siostrach”, reż. Aleksander Bardini (spektakl telewizyjny), 1974 r.
Agnieszka w „Człowieku z marmuru”, rez. Andrzej Wajda, 1976 r.
Agata, studentka Jerzego w „Bez znieczulenia”, reż. Andrzej Wajda, 1978 r.
Rozyna w „Golem”, reż. Piotr Szulkin, 1979 r.
Marta w „Dyrygencie”, reż. Andrzej Wajda, 1979 r.
Barbara Bruckner w „Mefisto”, rez. Istvan Szabo, 1980 r.
Agnieszka w „Człowieku z żelaza”, rez. Andrzej Wajda, 1981 r.
Antonina Dziwisz w „Przesłuchaniu”, rez. Ryszard Bugajski, 1982 r (premiera 1989 r).
Krystyna Traczyk w „Kochankach mojej mamy”, rez. Radosław Piwowarski, 1985r.
Anna Mroczyńska w „W zawieszeniu”, reż. Waldemar Krzystek, 1986 r.
Helena Modrzejewskka w „Modrzejewskiej”, reż. Jan Łomnicki, (serial TV), 1989 r.
„Francuzka” w „Zwolnionych z życia”, rez. Waldemar Krzystek, 1992 r,.
Lubow Raniewska w „Wiśniowym sadzie”, reż. Andrzej Domalik, 1994 r.
Agata Komanw „Pestce”, reż. Krystyna Janda, 1995 r.
Ewa Kozłowska, matka Alicji w „Matce swojej matki”, reż. Robert Gliński, 1996 r.
Jadwiga Barykowa, matka Cezarego w „Przedwiośniu”, reż. Filip Bajon, 2001 r.
Barbara w „Związku otwartym” (spektakl telewizyjny), reż. Krystyna Janda, 2000 r.
Matka Pawła w „Porozmawiajmy o życiu i śmierci”, reż. Krystyna Janda, 2002 r.
Pani Dobrójska w „Ślubach panieńskich” (spektakl telewizyjny), reż. Krystyna Janda, 2003 r.
Aleksandra Piątkowska we „Wróżbach kumaka”, reż. Robert Gliński, 2004 r.
Jadwiga Stańczakowa w „Parę osób, mały czas”, reż. Andrzej Barański, 2005 r.
Marta w „Tataraku”, reż. Andrzej Wajda, 2009 r.
Irena Jankowska, matka Sabiny w „Rewersie”, reż. Borys Lankosz, 2009 r.
Natalia Iwanowna w „Rosyjskich konfiturach” (spektakl telewizyjny), reż. Krystyna Janda, 2011 r.
Matka Alicji w „Sponsoringu”, rez. Małgośka Szumowska, 2011 r.
Barbara Lewicka-Lukas w serialu „Bez tajemnic”, 2011-2012 r.