02
Maj
2020
17:05

Artystyczny „zacier” jest odcięty od tlenu – Krystyna Janda o sztuce ekonomicznego przetrwania polskiej kultury dla portalu businesinsider.com.pl

Większość artystów w Polsce nie ma etatów, oni pracują na wolnym rynku sztuki, nie przynależą do żadnych instytucji i zwyczajnie stracili środki do życia i tworzenia – mówi Krystyna Janda o sytuacji, w jakiej znaleźli się artyści w czasie epidemii koronawirusa. W rozmowie z Business Insider Polska podkreśla, że artystyczny „zacier” jest odcięty od tlenu.

• Większość artystów zwyczajnie straciła środki do życia i tworzenia – mówi Krystyna Janda
• Jej zdaniem państwowa pomoc dla kultury i sztuki jest niewystarczająca
• Artyści i sztuka, jak widać, to nie jest paląca troska rządzących, to często poogradzany i lekceważony margines wszystkiego – mówi artystka

Krystyna Janda w 2005 roku jako jedna z pierwszych w Polsce stworzyła własny, prywatny teatr w Warszawie, Teatr „Polonia”. Jest fundatorką i Prezesem Zarządu Fundacji Krystyny Jandy na rzecz Kultury, która w 2010 uruchomiła drugą warszawską scenę „Och-Teatr”.

Mikołaj Kunica, redaktor naczelny Business Insider Polska: Mówi się, że artysta, twórca nie istnieje bez odbiorcy, bez publiczności (nieliczni z premedytacją tworzą do szuflady). Po uderzeniu koronawirusa fakt ten nabiera nowego znaczenia. Przenosi problem w zupełnie inny, ekonomiczny wymiar. Tak faktycznie się stało?

Krystyna Janda: Nie wiem, czy tworzą w tej chwili pisarze, malarze, dramaturdzy, wszyscy ci twórcy, których warsztat pracy jest w domu i którzy bardzo często pracują bez konkretnych zamówień, z potrzeby, kiedy nie ma epidemii także. Wiem natomiast, że wszyscy inni zwyczajnie nie mają ruchu, mogą tylko planować. Film, teatr, to sztuki zespołowe, kosztowne, opierające się na przymierzu twórców w jakiejś artystycznej sprawie. Nie sądzę, żeby teraz spotykali się gdzieś, coś robili, bo to zwyczajnie niemożliwe.
Jedna z naszych aktorek, zrozpaczona bezczynnością i zdenerwowana tym, że nasz projekt teatralny się odsuwa, zaproponowała próby czytane, ten pierwszy etap powstawania każdego przedstawienia teatralnego, w sesjach internetowych konferencyjnych z domu, tak jak przebiega teraz nauka organizowana przez szkoły. Odmówiłam. Jakoś nie bardzo sobie to wyobrażałam.
No, ale to wszystko trochę żarty, zabawy, a problem jest naprawdę poważny, palący. Artyści będą tworzyć zawsze, jak mówiłam w „Człowieku z marmuru”, na marginesach, nieoficjalnie, w podziemiu. Będą, bo dla wielu twórczość to nie praca, to życie, to przymus kreacji, niezależnie czy jest ona wynagradzana i ma publiczność. Problem polega na tym, że większość artystów w Polsce nie ma etatów, oni pracują na wolnym rynku sztuki, nie przynależą do żadnych instytucji i zwyczajnie stracili środki do życia i tworzenia. Być artystą to praca w większości przypadków sezonowa, i mówię tu o wszelkich dziedzinach sztuki, zamówienie się zdarza, propozycja artystyczna, ale większość artystów żyje z dnia na dzień i bieduje. To jest wielki problem. A ci artyści, ci freelanserzy są jednocześnie, właśnie oni, siłą napędową sztuki, awangardą myślenia i działania, ci niezależni, wolno myślący, odważni, i ich sytuacja jest naprawdę dramatem dla nas wszystkich „zabezpieczonych” stałymi angażami.
W Niemczech ogłoszono, że wszystkim artystom zostanie wypłacona należność, do 60 proc. za nieodbyte koncerty, spektakle i wydarzenia, przerwane projekty. Artyści w całej Europie, negocjują, walczą, umawiają się, jednoczą, u nas nie słyszę o takich ruchach. Przykre doświadczenie sprzed lat, wprowadzenie długiej żałoby po tragedii smoleńskiej i brak jakichkolwiek rekompensat dla artystów niezrzeszonych w instytucjach państwowych jest nauczką nie do zapomnienia. Zostaliśmy wtedy zostawieni sami sobie, wylani z kąpielą w imię tej żałoby. Może artyści powinni się ubezpieczać jak rolnicy od nieszczęśliwych wypadków i żywiołów. Ale którego z nich na to stać.

Sektor kultury, podobnie jak turystyka, hotelarstwo czy gastronomia z dnia na dzień został niemal totalnie zamrożony. Artyści, poza nielicznymi zatrudnionymi na etatach, zostali pozbawieni możliwości zarobkowania. Jak po blisko dwóch miesiącach takiego zamrożenia wygląda dziś ekonomiczna sytuacja Pani koleżanek i kolegów?

Źle, zwyczajnie źle i znikąd pomocy. Ci ludzie mają rodziny, dzieci, kredyty. Ja wiem, że nigdy nie mieli stabilizacji finansowej, bo to natura tej profesji, czy takiego wyboru drogi artystycznej, ale ta katastrofa, przez to, że to trwa tak długo i nie wiadomo jak długo jeszcze potrwa, jest jak zagłada dla wielu dziedzin życia. A artyści i sztuka, jak widać, to nie jest paląca troska rządzących, to często poogradzany i lekceważony margines wszystkiego.

Kryzys niszczy nie tylko osobiste kariery, ale też uderza w instytucje kultury – publiczne i prywatne, które utraciły lwią część przychodów. Jak długo są w stanie przetrwać na rynku w takich warunkach?

Państwowe instytucje chyba tak, dotacje dla nich są stałe i gwarantowane. Ale cały ten ruch niezależny?! Artystyczny „zacier” jest odcięty od tlenu. Mówię tu o fundacjach, niezależnych teatrach, projektach i wszelkich pomysłach związanych z kulturą i edukacją niezależną także, o prasie i wydawnictwach, o wszystkim. Bez pomocy ci ludzie będą musieli szukać środków do życia gdzie indziej.
To wielka szkoda, katastrofa, której rządzący nie widzą, co więcej z zadowoleniem mówią o nowych twórcach i elicie artystycznej, która dzięki tej „rupturze” się pojawi. Co za krótkowzroczność i pogarda! Sztuka i artyści nie są cenione przez rządzących, nie byli cenieni nigdy. Nie pamiętam kandydata na wysoki urząd, prezydenta, senatora czy posła, który by w kampanii mówił o kulturze, a jeśli to kończyło się to na obietnicach.

W jaką grupę zawodową ludzi żyjących z twórczości kryzys uderzył najmocniej?

Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Aktorzy na etatach na przykład, ponieważ nie grają, nie mają dodatkowych zarobków, zostali z gołą minimalną pensją w swoich instytucjach, z gotowością. To często mniej niż minimalna krajowa, bo dyrektorzy używają półetatów, ćwierćetatów itd. Inni, ci pracujący na umowy o dzieło, w ogóle bez niczego. Reżyserzy, scenografowie, kostiumolodzy, adaptatorzy, muzycy, kompozytorzy, pełna tragedia. A pewnie jeszcze gorzej jest w kręgach artystów opery, śpiewaków, tancerzy, choreografów, bo tam jest w ogóle mniej „etatowców”. Nie wiem. Ktoś to powinien ogarnąć, tak jak to robi w tej chwili Europa. Sztuki plastyczne, showbiznes, kinematografia i wszyscy ludzie techniczni związani z tymi płaszczyznami.

Jest Pani nie tylko wybitną artystką, ale też człowiekiem biznesu, menedżerem prowadzącym dwie sceny, zatrudniający wielu ludzi. Musi Pani dbać o terminowe rozliczenia z dostawcami, regulowanie podatków, wypłacanie wynagrodzeń. Czego na biznesowym polu nauczyła się Pani dzięki pandemii?

Mnie przede wszystkim nauczyło 15 lat praktyki, niewiary we wszelkie obietnice. Nauczyłam się, że musimy w fundacji liczyć na siebie, wypracować środki na nasze działania artystyczne i koszty stałe, odłożyć na czarną godzinę, a naszym partnerem prawdziwym jest tylko i wyłącznie Publiczność. To, co się stało z Fundacją po żałobie smoleńskiej, było dla mnie nauczką na zawsze, pomijając to, że fundacja była wtedy przez jej dyrektora źle zarządzana, co wyszło na jaw w tamtym trudnym momencie. Po tym, bolesnym doświadczeniu, zmieniliśmy strukturę fundacji, po audycie powstał trzystopniowy system wzajemnego kontrolowania się, nie było już mowy o wyłączności decyzyjności, powstało stanowisko kontrolera finansowego fundacji i absolutny reżim finansowy i oszczędzania wprowadzony na lata późniejsze. Oprócz tego, że dawaliśmy 10 premier rocznie, były one sukcesem, publiczność zyskiwała z miesiąca na miesiąc coraz większe do nas zaufanie, a my z kolei graliśmy ponad 800 spektakli rocznie, byliśmy zawsze partnerem, niezawodnym i do dyspozycji, z dobrym repertuarem i różnorodnym teatrem.
Została wprowadzona absolutna dyscyplina finansowa oparta na opłacalności, a raczej równowadze między trudnym repertuarem, nie przynoszącym dochodu a komercyjnym. Dzięki temu też, że jest to fundacja, czyli wszelkie zyski w niej zostają i są przeznaczane na cele statutowe, premiery, sprzęt, remonty i rozwój. Niestety tych oszczędności mamy tyle, że co prawda nikogo nie zwolniłam, wypłacamy pensje podstawowe w wysokościach dotychczasowych i pracujemy zdalnie, planując ewentualne zmiany, po uruchomieniu teatrów, dziś mamy oszczędności tylko tyle, aby przetrwać do lata. Gdyby to się przedłużało, nie wiem co robić. A żadna inna działalność, poza teatralna mnie nie interesuje, wynajmy, edukacja, dzierżawa, teatr w internecie.

Czy w działaniach osłonowych zaproponowanych w tarczy antykryzysowej widzi Pani jakieś narzędzia, z których mogą skorzystać artyści i czy są one wystarczające?

Nie, nie są wystarczające. W naszej fundacji jest około 80 pracowników stałych, tylko połowa jest na etatach, cześć ma działalność jednoosobową, część pracuje na umowy zlecenie, a wszyscy artyści, których jest wielu, wielu, samych aktorów ponad 300, a do tego muzycy itd., byli zatrudniani do spektakli, na umowę o dzieło. My jako instytucja jesteśmy pośrednikiem w ich wnioskach o pomoc od państwa, ale te ewentualne środki nie wystarcza do życia. A fundacja? Mamy wiele zobowiązań, około 600 tys. miesięcznie, kiedy teatry nie grają, cały czas płacimy, podatki, tantiemy. Pisma o zwolnienie z płacenia czynszu miastu i województwu, częściowo pozostały bez odpowiedzi, częściowo nie spełniły naszych oczekiwań.

Minister Kultury, media publiczne wsparte ostatnio gigantyczną subwencją blisko 2 mld zł – wydaje się, że stąd należy oczekiwać ratunku.

Nie mówmy o tym, to pieniądze na kampanię wyborczą pana Andrzeja Dudy i żenującą propagandę partyjną, tyle.

Jak według Pani doświadczenia i obserwacji bieżących wydarzeń powinna wyglądać ścieżka powrotu do jakiejś nowej normalności?

6 maja w maseczkach, rękawiczkach i reżimie sanitarnym wznawiamy wszystkie przerwane próby do trzech planowanych premier, tak, żeby w momencie, kiedy będzie można na nasze widownie zaprosić publiczność, nowe rzeczy były gotowe. Inna sprawa, że przy spodziewanych ograniczeniach widzów na sali, nam się nie opłaca grać, bo będziemy dokładać do każdego spektaklu, nawet pomimo deklaracji wielu artystów o gotowości renegocjowania tymczasowych stawek, za co bardzo dziękujemy.
Zobaczymy, jakie będą te ograniczenia. W obu teatrach opłacalność spektaklu mamy obliczoną na 60-65 procent frekwencji. Muszę tu, skoro mam okazję podziękować wielu widzom, za darowizny i wpłaty na cele statutowe, które pojawiły się tuż po zamknięciu teatrów. Są to tak wzruszające datki, jak na przykład 13. emerytura nam przekazana. Bardzo, bardzo dziękujemy. Dziękujemy też tym widzom, który nie odebrali pieniędzy za niewykorzystane bilety, a przełożyli je na jesień lub zamienili na bilety otwarte, za wszystkie słowa pociechy i oznaki przyjaźni i gotowości do trwania przy nas i naszych planach artystycznych. Dziękuję, dziękujemy. W ogóle mam wrażenie, że społeczeństwo zdaje ten najważniejszy egzamin teraz z solidarności i człowieczeństwa, na piątkę. A marginesy zawsze są, i marginesami mam nadzieje zostaną.

Jaka będzie ta nowa normalność?

Mam nadzieję, że nie będzie nawrotów epidemii jesienią i kolejnej wiosny, że wcześniej czy później zostanie wyprodukowana szczepionka i wrócimy, jeśli chodzi o teatry, do tego, co było – to znaczy aktywnej, artystycznej działalności. Co do reszty rzeczy… Nie wiem, co będzie, zwiastuny stronniczego zarządzania kulturą, pojawiające się przypadki cenzury i partyjno-narodowej koncepcji sztuki przerażają.

Mikołaj Kunica, business insider, 2 maja 2020

https://businessinsider.com.pl/biznesvscovid/krystyna-janda-o-koronawirusie-i-kulturze/5tkzjch?fbclid=IwAR1MvO8igi_LBdOLlU_tMGVo00cUdyVbGsOKZd4O5loOBskxPV6YadhEmKA

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.