67. urodziny Krystyny Jandy
Janda to bodaj jedyna polska aktorka o statusie gwiazdy, otoczona gronem wielbicieli, których uwielbienie dla aktorki przypomina aurę otaczającą ulubieńców publiczności w „epoce gwiazd” XIX-wiecznego teatru. Swoją pozycję zawdzięcza granym rolom i silnej osobowości. Jak pisał Jan Kłossowicz w „Słowniku Teatru Polskiego”: „Janda zawsze gra podobną, raz stworzoną postać, nadając jej cechy wszystkim swoim rolom. Jej aktorstwo cechuje silna ekspresja, żywiołowy temperament, ideowe zaangażowanie, czasem manieryczność.”
Urodziła się 19 grudnia 1952 roku w Starachowicach. Studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, dyplom uzyskała w 1975 roku. Na scenie zadebiutowała w 1976 w Teatrze Ateneum w Warszawie w roli Anieli w wyreżyserowanych przez Jana Świderskiego „Ślubach panieńskich” Aleksandra Fredry. Jeszcze jako studentka w 1974 zagrała w legendarnym przedstawieniu telewizyjnym „Trzech sióstr” Antoniego Czechowa w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Jej urzekająca i pełna prawdy Masza dała początek kilkudziesięciu rolom stworzonym w Teatrze Telewizji.
Równolegle rozwijała się jej kariera w kinie. Miała świetny debiut filmowy, w „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy wcieliła się w postać Agnieszki, młodej, przebojowej i upartej studentki szkoły filmowej próbującej dotrzeć do prawdy o byłym przodowniku pracy Mateuszu Birkucie, którego zagrał tutaj Jerzy Radziwiłowicz. Oboje wystąpili także w „Człowieku z żelaza” (1981), w którym Wajda kontynuował wątki z poprzedniego filmu i opowiadał o korzeniach ruchu solidarnościowego. Z Wajdą współpracowała jeszcze kilkakrotnie. Na przełomie lat 70. i 80. występowała również w filmach Piotra Szulkina spod znaku science fiction: „Golemie” (1980), „Wojnie światów – następne stulecie” (1981) oraz w „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” (1984). Ważnym międzynarodowym sukcesem okazał się uhonorowany Oscarem film Istvana Szabo „Mefisto” z 1981 roku, w którym Janda wcieliła się w postać Barbary Bruckner – zagrała wówczas u boku Klausa Marii Brandauera.
Jej największą filmową kreacją była rola Antoniny Dziwisz w „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego (1982). Janda stworzyła w tym filmie przejmujący portret człowieka, który, jak mówił sam reżyser, „chce być wolny, bez względu na cenę, jaką musi zapłacić”. Ta rola przyniosła aktorce m.in. nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu filmowym w Cannes.
Do 1987 Janda należała do zespołu warszawskiego Teatru Ateneum, występując także sporadycznie w Teatrze Scena Prezentacje. W latach 1987-2005 Janda była aktorką warszawskiego Teatru Powszechnego. Obok różnorodnych ról teatralnych grała w kinie, kontynuując bardzo dobrą passę filmową w takich obrazach, jak: „Kochankowie mojej mamy” Radosława Piwowarskiego (1985), „Dekalogu II” Krzysztofa Kieślowskiego (1988), pojawiła się też u Kieślowskiego w niewielkiej roli w „Krótkim filmie o zabijaniu” (1987), zagrała w „Stanie posiadania” Krzysztofa Zanussiego (1988). W tych rolach Janda dała złożony, psychologiczny portret współczesnej kobiety: od „rozrywkowej” Krystyny pozostającej w konflikcie ze swym małym synem w „Kochankach mojej mamy”, przez skrzypaczkę Dorotę rozdartą między namiętnością a wiernością mężowi w „Dekalogu II”, aż po Julię – doświadczoną kobietę próbującą ułożyć sobie życie z młodszym od niej mężczyzną w filmie Zanussiego.
W 1990 aktorka zagrała ponownie w przedstawieniu Wajdy, tym razem we „Dwoje na huśtawce” Williama Gibsona. Wcieliła się w Gizelę Mosca. Wojciech Dudzik pisał w „Rzeczpospolitej”: „Wajda znalazł świetnych wykonawców: Krystynę Jandę i Piotra Machalicę. Janda gra nerwowo (ale bez tej swojej irytującej czasem maniery rodem z „Człowieka z marmuru”), potrafi jednak być też liryczna. Jej swoisty prymitywizm podszyty jest tęsknotą do innego, lepszego życia, o które próbuje walczyć i którego się boi równocześnie.”
Po tym przedstawieniu, jeszcze w tym samym roku, nadszedł czas na monodram „Shirley Valentine” Williama Russella w reżyserii Macieja Wojtyszki. Spektakl okazał się gigantycznym przebojem. Janda, której nigdy nie można było odmówić autentycznych emocji na scenie i wielkiego szacunku dla swoich widzów często widzących w niej portret ich samych, trafiła z postacią Shirley w dziesiątkę. Jacek Sieradzki pisał po premierze w „Polityce”: „Aktorka mocno przepracowała przekład Małgorzaty Semil tak, by idealnie leżał w jej ustach z całą potocznością, kolokwialnością, lapidarnością, choć i z wulgaryzmami. Włożyła mnóstwo wysiłku w uplastycznienie Shirley i zjednanie jej sympatii widzów. Chwilami robiło to nieprzyjemne wrażenie gry pod publiczkę: jakby celem był rechot aprobaty i komentarze‚ale, kurde, głupotki gada’. Do czasu jednak. Będąc pewną ciepłych uczuć publiczności aktorka komplikowała obraz swej bohaterki: ukazywała jej niepewność, kompleksy podszyte buńczuczną gadką. (…) Przedstawienie, które oglądałem, skończyło się owacją na stojąco. Podobno wieczór w wieczór widownia dziękuje tak Krystynie Jandzie za grę – i za radość nadziei.” Monodram grany jest do dzisiaj.
W 2005 roku aktorka założyła w Warszawie prywatny Teatr Polonia, w którym z powodzeniem gra i reżyseruje; jest też szefową artystyczną sceny. Polonia odniosła ogromny sukces wśród publiczności. Teatr Jandy prezentuje sporo inteligentnej rozrywki. Grają tutaj gwiazdy, ale Janda zaprasza też do współpracy młodych twórców. W Polonii reżyserowali m.in.: Piotr Cieplak, Andrzej Seweryn, Maciej Wojtyszko, Stanisław Tym, ale także Anna Smolar, Łukasz Kos, Przemysław Wojcieszek i Maciej Kowalewski.
2009 przyniósł Jandzie głośną rolę w filmie „Tatarak” Andrzeja Wajdy. Historia powstania tego dzieła jest w poruszający sposób spleciona z życiem prywatnym aktorki. Wajda, po raz kolejny sięgający po Iwaszkiewicza, szukał dopełnienia do scenariusza – „Tatarak” to dość krótkie opowiadanie, które trudno byłoby przekształcić w pełny metraż. Przy filmie pracować miał Edward Kłosiński, operator, prywatnie mąż Jandy. Kłosiński zmarł w 2008 roku i nie zdążył zrealizować projektu. Janda zaproponowała wówczas Wajdzie, żeby częścią filmu stała się jej opowieść o mężu.
Rok później aktorka z sukcesem powróciła też do kultowej „Białej bluzki”, monodramu w reżyserii Magdy Umer na podstawie tekstu Agnieszki Osieckiej, granego kiedyś na scenach całej Polski. Bohaterka – dziś dojrzała kobieta po przejściach – i interpretuje, i myśli odmiennie. To samo, ale w innym zabarwieniu, inaczej akcentując problemy. Spektakl opowiada także nowym pokoleniom, w sposób specyficzny dla Osieckiej, klimat i koloryt PRL.
2012 rok to kolejne sukcesy w teatrze. Janda zmierzyła się na scenie z poruszającą, bestsellerowa biografią Danuty Wałęsy. Tuż przed premierą aktorka mówiła: „Ten spektakl i ta rola, z legendarnym przywódcą Solidarności i Prezydentem Polski w tle, to jedno w największych moich wyzwań życiowych, nie tylko zawodowych, ale także ludzkich i obywatelskich. Każdego dnia wyznania pani Danuty Wałęsowej budzą mój podziw i wzruszenie. Prostota i szczerość tych wypowiedzi zdumiewa i wywołuje szacunek. Wszystko to budzi ochotę, aby w ogóle historię Polski opowiedzieć od strony kobiet.” Krytycy „Danutę W.” w reżyserii Janusza Zaorskiego jednogłośnie okrzyknęli jednym z najważniejszych spektakli ostatnich lat. Roman Pawłowski pisał w „Gazecie Wyborczej”: „Spektakl Jandy jest polityczny, bo oddaje głos kobietom, które zostały wykluczone z udziału w historii. Zastąpienie w tytule nazwiska bohaterki inicjałem jest symboliczne. To nie jest biografia żony związkowego przywódcy, ale wszystkich kobiet, które tak jak ona zostały odsunięte od udziału w przebudowie społecznej Polski i sprowadzone do roli kur domowych. „W tym domu była „Solidarność”, ale zapomniano, że jest też rodzina” – mówi w pewnym momencie Janda i to zdanie wiele mówi o charakterze polskiej rewolucji. Może gdyby kobiety wzięły w niej większy udział, żylibyśmy dzisiaj w innym świecie?”
W 2019 roku, na ekrany kin trafił „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha, w którym Janda zagrała główną rolę. Wcieliła się w postać Marii, polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla, autorytetu moralnego, której życie wywróciło się do góry nogami, gdy otrzymała szokującą wiadomość o tragicznym wydarzeniu- zamachu terrorystycznym w Rzymie. Pod wpływem emocji, podczas uroczystości nadania tytułu honorowego obywatela miasta, zamiast kurtuazyjnych podziękowań Maria wygłosiła szokująco niepoprawną politycznie mowę. Za tę rolę Janda została nagrodzona na amerykańskim Festiwalu Filmowym Sundance.
Podczas inauguracji 74. roku akademickiego 2019/2020 w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie Krystynie Jandzie nadany został – po raz pierwszy w historii tej uczelni – tytuł doktora honoris causa. W swoim wystąpieniu powiedziała: „Świat się skomplikował, nie odróżnia się dobra od zła. Kłamstwa od prawdy, wartości od miałkości, sztuki od podróbki. Bałagan w gustach, stylach i estetyce, gąszcz cytatów, naśladowań, wszystko jest – jak coś, jak ktoś, wszystko już było. Miesza się wszystko ze wszystkim a kryteriów brak, autorytetów brak, doskonałości brak. Ideały pogardzone, wartości upadły, szlachetność wykpiona, klasyka ośmieszona. Ale to jest nasz czas”.
W 2019 roku Janda otrzymała również medal za „mądrość, która w dzisiejszych czasach jest też odwagą oraz za niezwykłe wzruszenia artystyczne, które dają nam także obywatelską nadzieję”. Dziękując za medal, podkreśliła, że jest przede wszystkim aktorką, ale też reaguje na to, co ją spotyka każdego dnia. – Ja po prostu reaguje na coś, co mnie dotyka, oburza, wzrusza, bez czego wydaje się, że życie jest gorsze albo wobec czego ja sama staje oniemiała – powiedziała Janda. – Uważam, że te 30 lat, które przeżyliśmy to jest 30 najpiękniejszych lat w moim życiu – dodała wspominając o tytule „Człowieka wolności”, który otrzymała kilka lat temu.
Krystyna Janda angażuje się w życie społeczno-polityczne kraju, bierze udział w manifestacjach, protestach i komentuje rzeczywistość, w której przyszło nam dzisiaj żyć. Ostatnio, na antenie radia TOK FM, powiedziała: „Od pewnego momentu przestałam zupełnie akceptować to, co się dzieje. Przestałam zgadzać się na tę Polskę, która na nowo staje przed naszymi oczami. I zaczęłam protestować tak, jak dawniej. (…) Ja się po prostu nie zgadzam z sytuacją, która zaistniała po tych 30 latach demokracji i wolności. (…) Pewnego dnia powiedziałam do Magdy Umer, że to koniec, bo już teraz to my jesteśmy najstarsze i to do nas dzwonią z pytaniem, jak żyć. A my nie wiemy, jak im odpowiedzieć, bo same nie potrafimy sobie z tym poradzić” – gorzko zakończyła wypowiedź.
źródło culture.pl, PAP, TOK FM zdjęcie główne Agencja Gazeta