23
Styczeń
2018
15:01

Wywiad dla portalu kobieta.pl

Krystyna Janda: „Ja nie umiem milczeć” [WYWIAD]
Autor: Katarzyna Lubianiec

23.01.2018 kobieta.pl

O wspomnieniach, pisaniu dziennika i sytuacji politycznej rozmawiamy dziś z ikoną polskiej kultury, Krystyną Jandą.

Krystyna Janda to dla nas jedna z polskich role models – kobiet, które podziwiamy i które są dla nas niesamowitą inspiracją. Kilka tygodni temu w księgarniach pojawił się kolejny tom dzienników aktorki, w którym Janda dzieli się swoimi przemyśleniami, troskami i anegdotami z lat 2003-2004. Nam opowiada o tym czy jest dla niej pisanie dziennika, co sądzi o sytuacji politycznej i czy czegoś w życiu żałuje.

Jestem tuż po lekturze Pani dziennika, tomu poświęconego latom 2003-2004, jednak to nie jedyne Pani zapiski. Prowadzi Pani dziennik od lat: skąd wziął się pomysł na takie „raportowanie codzienności”? Czy można to nazwać formą autoterapii? Czy może próbą, by chwile „ocalić od zapomnienia”? A może czymś jeszcze innym?
Krystyna Janda: Nie, nie, zaczęłam pisać dziennik w 2000 roku. To był początek internetowych eksperymentów. Szybko zrozumiałam, że jest to doskonałe narzędzie autokreacyjne, PR-owe i do przyjaźnienia się z publicznością. Ale tez zrozumiałam natychmiast, że powinien to być dziennik, codziennik, do natychmiastowego przeczytania, nic zbyt intymnego, taka rozmowa z ludźmi. No, a potem zaczęło to ewoluować, różne miało to okresy, spełniało różne zadania. Był okres, że czytelników było oszałamiająco dużo, kiedy pisałam codziennie. Potem przez zawirowania w życiu nie miałam ochoty pisać. Internauci odchodzili, wracali. Dziś dziennik jest rodzajem archiwum zawodowego, a strona internetowa, na której można go poczytać, narzędziem pracy. Z kolei fan page na Facebook’u ma ponad trzysta tysięcy stałych czytelników, ale też nie wymaga codziennych zapisków. To rodzaj kontaktowania się w sprawach aktualności, światopoglądowych, informacyjnych. W każdym razie nigdy ten dziennik nie miał żadnych funkcji terapeutycznych, jeżeli już to dla innych, a nie dla mnie. Nigdy w nim nie kłamałam, ale też nie dawałam informacji, które by w jakikolwiek sposób wyprzedzały wydarzenia.
Czytając Pani wspomnienia, człowiek przenosi się na chwilę do grudnia 2003 i wigilijnego stołu czy lata 2004 i premiery filmu, który akurat wszedł w tamte wakacje do kin. Czy zdarza się Pani czytać swoje dzienniki, odtwarzać na nowo sytuacje, przeżywać je raz jeszcze? Jakie to uczucie móc cofnąć się o dziesięć lat i przypomnieć sobie co człowiek jadł na śniadanie „we wtorek, 3 lipca”?
Bez przesady z tym menu śniadaniowym. Ale kiedy robiłam korektę dzienników do wydania papierowego, raczej przypominałam sobie, jakie sprawy i problemy przeżywałam czy jakie kryją się za tymi pozornie błahymi zapiskami. W tej chwili robię korekty następnych dwóch lat, w czasie których zdarzyła się całkowita zmiana mojego życia. Odejście z Teatru Powszechnego i założenie Fundacji, remont i budowa Teatru Polonia, do dziś na samo wspomnienie budzę się w nocy z krzykiem, tak był to trudny dla mnie czas. Ale w dzienniku nie ma takich śladów, czasem wspominam, że myślę o założeniu Fundacji. Nie mogłam wtedy pisać wszystkiego ani nie mogę też dzisiaj.
Zawód aktorka, bycie osobą publiczną niewątpliwie wiąże się z pewnym ekshibicjonizmem, jednak myślę sobie, że dziennik, nawet osoby publicznej, to ekshibicjonizm szczególny. Intymnie, spokojnie i po cichu zaprasza Pani czytelnika do swojego świata, tego najbardziej prywatnego, gdzie wybiera się Pani z synami do kina czy wraca zmęczona po spektaklu do domu. Jakie to uczucie dzielić się tą intymnością ze światem?
Zawsze poruszam tematy, które mogą interesować i innych. Jeżeli piszę, że idę do kina, to znaczy, że uważam, że warto ten film zobaczyć. Nie piszę nigdy, że w ogóle idę do kina. Co więcej, mówię: ludzie! chodźcie z dziećmi do kina, bo to ważne. I tyle, na tym się kończy intymność. Jak pewnie czytelnicy wersji papierowej i tamtej internetowej wiedzą, nie ma zdjęć moich dzieci. Nie ma też opisów różnych dramatów rodzinnych, a w międzyczasie zdarzyła się i śmierć mojego ojca i operacje mojej matki, nie ma o tym śladu, jest tylko rodzaj rozmowy z widzami na tematy niby intymne, ale ogólne. Jest też promocja kultury.

Dzienniki i wspomnienia zawsze napawają melancholią, pewną nostalgią. Jakie budzą uczucia u Pani? Lubi Pani te wycieczki do przeszłości? Może Pani powiedzieć, jak Edith Piaf, „niczego nie żałuję”?
Tak, niczego nie żałuję. Ale też tych dzienników nie czytam drugi raz. Wydanie papierowe jest dla mnie bardzo cenne i dziękuję za to Wydawnictwu, ponieważ mimo wszystko jest tam pewien zapis czasu: ról, które robiłam, premier filmowych, opisy zobaczonych spektakli, spotkanych ludzi i ogólna atmosfera czasu. Mam nadzieję, że i dla ludzi jest to cenne. Poza tym w tych dziennikach jest naprawdę duża dawka dobrego humoru, autoironii, kpin na temat kobiet i mężczyzn i ich relacji, ale także sporo uwag na temat lektur, które czytam, niepokojów, na tematy ogólne obok zapisanych żartów.
Jest Pani ikoną polskiej kultury, postacią obecną w mediach od lat. Zdarzało się, że nie były to media wolne i demokratyczne. Jak odnajduje się Pani w dzisiejszej rzeczywistości, gdy coraz częściej człowiek ma wrażenie, że historia zatoczyła koło, a czasy cenzury i mediów politycznych przestają być reliktem przeszłości i stają się coraz bardziej realne?
Na szczęście mamy Internet, piszemy co myślimy i co chcemy, i nie jesteśmy zdani na interpretację, jaką fundują nam zależne media. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale też każdy nieskrępowanie (na razie) mówi co myśli, i co czuje. To dla mnie najważniejsze. Od jakiegoś czasu mam problemy z pracą w publicznych mediach i publicznych instytucjach. Kolejno są odwoływane albo torpedowane moje kolejne pomysły, można mnie zobaczyć tylko u nas w teatrach naszej Fundacji, albo w Polsce, kiedy gram swoje role na wyjeździe. Pewnie tak będzie jeszcze jakiś czas, do zmiany. Ale to jest cena jaką płacą krytycy obecnej władzy, a ja nie umiem milczeć, czuję się skrzywdzona tą zmianą, czuję, że zabiera mi ktoś moje wartościowe, wywalczone życie, ogranicza moją wolność, ale co więcej ogranicza ją innym Polakom. Ja już swoje życie przeżyłam, udało mi się zrobić bardzo dużo i nawet gdybym od tego momentu nie mogła pracować w ogóle, nie umarłabym z rozpaczy. Chodzi o nowe pokolenia, o ich życie.
Prowadzi Pani dziennik od lat, a zapiski są bardzo regularne, często codzienne. Jak znajduje Pani czas na regularne pisanie? Czy towarzyszy mu jakiś rytuał? Jak np. pisanie dziennika przy porannej kawie?
Nie, raczej nie. Po tych pierwszych latach zapiski przestały być regularne, a patrząc na godziny wpisów, widać, że za każdym razem kiedy pisałam albo nie mogłam spać, albo spotkałam się z czymś, co było na tyle emocjonujące, że chciałam się tym podzielić.
Czytając Pani dziennik patrzymy – Pani oczami – w przeszłość. Co możemy ujrzeć patrząc w przód? Jakie są Pani plany, marzenia, cele? Czy może jest Pani w takim miejscu życia, że nic już planować nie trzeba, że jest po prostu dobrze?
Gramy 880 razy w roku. Przez 11 lat działania Fundacji zrobiliśmy około 100 premier, przychodzi do nas rocznie około 250 000 widzów. Prowadzenie Fundacji i dwóch teatrów jest wyczynem, do tego gram prawie co wieczór, przy pełnych salach. Jestem i szefem literackim i szefem artystycznym, i aktorką, i reżyserką. Udaje mi się czasem nad ranem coś jeszcze napisać w dzienniku. Myślę, że nie będę miała łatwiej, a trudniej. Szczególnie przy obecnej władzy. Myślę, że dużo pracy i problemów przede mną, a utrzymywanie się na poziomie i artystycznym i życiowym, z którego byłabym zadowolona wymaga nie lada zabiegów i umiejętności. Jak umrę, to będę uważała, że wszystko jest ok i nie muszę nic już robić.
Bardzo dziękuję za rozmowę. I życzę, aby – mimo wszystko – było łatwiej, a nie trudniej.

http://www.kobieta.pl/artykul/krystyna-janda-ja-nie-umiem-milczec-wywiad

© Copyright 2024 Krystyna Janda. All rights reserved.