Miron Białoszewski
PAMIĘTNIK Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Adaptacja Krystyna Janda dla Muzeum Powstania Warszawskiego
1 ( PROLOG)
1-go sierpnia 1944.
1-go sierpnia 1944.
1-go sierpnia było niesłonecznie.
Było mokro.
Było święto słoneczników.
Żółty kolor. W czerwonych tramwajach.
1-go sierpnia 1944 mama powiedziała że „trzeba iść po chleb.”
Mama powiedziała – „taki spokojny dzień.
Taki spokojny dzień.”
I wiadomość – Piąta godzina „W”,
godzina „W”,
godzina „W”
siedemnasta godzina W.
„Powstanie. Powstanie. Powstanie.”
To słowo.
To dziwne słowo. „Powstanie”.
„Padał deszcz.
Front rosyjski stał na Wiśle.”
Pierwszy powstaniec.
„Ja bym mu się oddała” – powiedziała Irena..
Na Mazowiecką wjechało 1000 naszych na koniach. Szeptano.
A czołgi były jak kamienice. Szeptano.
Na Ogrodowej zabili dwóch Niemców. Szeptano.
Ludzi było dużo- szeptano
Było zamieszanie-szeptano
Cały czas nie było spokoju.
Warszawa w dzień powstania. Serie strzałów. Bliższe, dalsze , po niebie.
Padał deszcz.
Powstanie.
Blokowi. Dyżurni. Kucie piwnic. Przekłuwanie podziemnych przejść.
Nocami. Całymi nocami.
Zebrania. Barykady. Na podwórkach narady
– Kto ? Co?
Powstańcy. Powstańcy. Powstańcy.
Samoloty. Karabiny.
Nadzieja na niemiecko – rosyjski front.
Huki. Bomby. Karabiny.
Ktoś ranny. Ktoś zabity.
Na rogu Chłodnej i Żelaznej (Blokowi,dyżurni, kucie piwnic.
z drugiego piętra szafy, krzesła, stoły i na barykadę. Przekłuwanie podziemnych przejść.
Wyrywane płyty z chodników. Bruk. Nocami całymi nocami.) 3X
Tramwajarze rozdawali łomy.
W deszczu.
Pochmurne dni z deszczem. Z bombami. Z pożarami.
ze zbieganiem na dół. Do piwnic. Do schronu.
Bo bomby. Bo Narady
Wywiesić flagę!
Zawiesić flagę!
Wywiesić flagę!
Baczność! Jeszcze Polska nie zginęła!
Jeszcze Polska nie zginęła… (śpiew)
Co nam obca przemoc wzięła
Niemcy strzelali we flagę. Szablą odbierzemy
Ulice w chmurach rudych i burych. Marsz, marsz Dąbrowski
Rudoszary pył na drzewach. Z ziemi włoskiej do Polski………
I deszcz.
Zmiana na niespokojnie.
Zmiana na coraz gorzej.
Barykady całe w ogniu.
Wszystko żywym płomieniem.
Pomidorowym. Święto pomidorów.
Pomidorowo zachodziło słońce.
Ceglanego pyłu na liściach na centymetr.
Głosy, Głosy. Szeptanie.
Ukraińcy idą od Woli i rżną. Szeptano. Głosy, Głosy. Szeptanie.
I palą. Na stosach. Szeptano. Głosy, Głosy. Szeptanie.
Jedna pani w jednej ręce cegłę na barykadę w drugiej torebkę.
Podcinanie drutów tramwajowych, żeby się czołgi zaplątały.
Podcinanie drutów tramwajowych, żeby się czołgi zaplątały.
Niemcy gnają ludzi przed czołgami!
Czołgi. Na powstańców. Czołgi
Matka w żałobie miała jasne włosy.
Matka w żałobie miała jasne włosy.
Krakowskie Przedmieście spalone.
Smutno.
Coraz smutniej.
Coraz gorzej i śmiech.
Papierosy. W takiej chwili. Zawstydzili się .
Papierosy? W takiej chwili. Wstyd.
Na taczkach trupy Niemców.
Rozebrani do połowy.
Wystające brzuchy z taczek.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
BAS.
Bomby! Trupy lecą w dół.
Pańska zbombardowana!
Prosta zbombardowana.
Żelazna. Tłok i uciekanie.
Harcerzyki rządkiem. W zielonych mundurkach. Z butelkami z benzyną. Cichutko.
Skąd się pani tu wzięła!!!
Ach, co to było…!!!! Co to było!!!
Trzymała za rękę małą dziewczynkę. Już nieżywą.
Trzymała za rękę nieżywą dziewczynkę i płakała.
Ach, co to było…!!!! Co to było!!! co to było…!!!! Co?
Na Żoliborzu.
Nic z kojenia.
Nic z ukojenia.
Nic ze spokoju.
SMYKI
Żydówka. Idzie, głowę krzywi i bokiem idzie.
Żelazna Brama. Ludzie klęczą.
Będą rozstrzeliwać. Szeptano.
Pogorszenie i piekło.
Na Górczewskiej, na Wolskiej, Na Bema, na Młynarskiej. Ludzie paleni na stosach. Szeptano.
RYTM
Ludzie. Z dachów, martwi, w dół.
I wydobywanie. – Najświętsze serce
I odsypywanie.. Jezusa
I gaszenie . zmiłuj się nad nami.
I nowe bomby. I krzyk.
Wycie samolotów i bomb.
– Najświętsze serce Jezusa…zmiłuj się nad nami…
I huk! I koniec!
Wszystko zmienione.
Wszystko posiwiałe, czarne, posypane.
Okna w drzazgach.
Piekło, bez ustanku.
I źle. I źle . I źle.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
I śmiech.
I całowanie.
Tłumy. W popłochu.
Z pakami. Tobołami.
Do bramy.
Straszny krzyk.
– Niosą trupy!
– Trupy kładą!
Krzyk.
Czyj krzyk?
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
W kącie dwie kobiety.
Jedna dzieci zostawiła na Pradze.
Druga stawiała karty.
Jak sowy siedziały.
Dzieci zabite wróżyła.
Dziś Przemienienie Pańskie.
Może Pan Bóg coś przemienia na lepsze.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
I nagle krzyk-
Powstanie upadło!
– Mój Boże !
Nieprawda. Szeptano.
Mój Boże
Powstanie upadło?
Mój Boże
Zerwały się piwnice. Schody. Baby. Tłumy. Tyle wysiłku na marne!
Mój Boże!
Niemożliwe.
Mój Boże
Załamywali ręce.
Mój Boże.
To niemożliwe!Krzyczeli w podwórzach.
Rozpacz i krzyk.
Rozpacz i płacz.
Rozpacz i szept.
I nagle krzyk – Nieprawda!
Nieprawda! Nieprawda! Nieprawda!
Co za radość! A niedziela zaczęła się dopiero.
2.(NIEMIECKI SZTURM)
W południe. Niemiecki szturm.
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do gaszenia!
Atak,
na Kercelego,
Towarową,
Okopową,
Kercelak upadł.
– Cofamy się ! Krzyk.
– Cofamy się ! Rozpacz.
I niemiecki atak. Z piechoty, czołgów, artylerii, karabinów, granatów, miotaczy ognia,
z samolotów, bez przerwy, bez przerwy, , bomby, na domy, na dom po domu. Bez przerwy. Bez przerwy. Bez przerwy.
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do gaszenia!
– Chłodna 39. Pali się !
Wody nie ma.
Ziemia do gaszenia.
Kobiety pomagają.
Deszczu nie ma.
– Potrzebni do gaszenia!
Upał. Płomienie.
Ściany w ogniu.
– Gasić bomby! Od bomb płonie!
Potrzebni do gaszenia!
Ludzie potrzebni do gaszenia!
Potrzebni do gaszenia!
Cud. Ugaszone.
Potrzebni do gaszenia!
Ugaszone w piekle.
Potrzebni do gaszenia!
Chłopy biją się siekierami.
Potrzebni do gaszenia!
Bomba. Wstrząs. Nie żyją.
– Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
Harmider. Huki. Pociski. Bomby
Nie do wytrzymania.
Ludzie na skrawkach piwnic.
– Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
Wszystko siwe od gruzu.
Nie do wytrzymania.
Ukraińcy idą i rżną.
Wszystkich!
– Chcesz chleba z cukrem?
Wszyscy o tym mówią.
Na Woli rozwalono kilkadziesiąt tysięcy osób. Rzucano ich potem na stosy z niedobitymi i podpalano.
– Chcesz chleba z cukrem?
Ze szpitala chorych żywcem przez okna..
Potem podpalali.
Jak szło.
Żywych i martwych.
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
I nagle huk.
I nagle po huku cisza.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
Kobiet ileś set. Mężczyzn też tylu.
Znieruchomiało.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Naprawdę nikt?
Szli, Szli. Szli i szli.
W stronę Żelaznej. W stronę Sądów.
Do środka miasta.
W południe. Szli.
W niedzielę. W upał. Szli.
Podlatywanie dymu z kurzem.
Blisko pożar czy coś gorącego. Huk.
Kocie łby pod nogami.
Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę dziś jeść.
I szli. Szybko szli. Raz patrzyli pod nogi. To znów naprzód. To za siebie. To po domach. To po niebie. Latanina. Wysokie kamienice. Barykady w poprzek co i raz.
Gzymsy bez gołębi.
Bo gołębi już nie było.
Gołębi nie było, albo się zdawało.
Zawsze były a nie było.
Bo gołębi nie było.
Kto pomoże nieść rannego powstańca?
Kto pomoże nieść rannego powstańca?
Na Żelaznej żołnierze leżeli na ziemi i strzelali.
Uciekanie cywilów.
Obrona rozpaczliwa.
Rozpaczliwa obrona.
Wiadomości o paleniach.
O rozstrzeliwaniach wiadomości.
I całowanie i …. śmiech.
Waliło w barykady, w ściany.
– Kto pomoże nieść rannego, kto pomoże nieść?
Na noszach kobieta w konwulsjach. Cała popielata. I na włosach. I na twarzy. W konwulsjach. Postrzępiona kiecka. Była przysypana. Na Chłodnej..
– Kto pomoże nieść rannego, kto pomoże nieść?
Mężczyzna na noszach. Miał nogi, miał ręce. Krew kapała z noszy. To krew tak szła.
Ludzie stoją. Na widok płaczą.
Płaczą.
I było źle.
Wszyscy – jak uciekać to na Starówkę!
Pali się .
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Front jakiego w historii świata nie było.
Noc.
Narady, obgadywania. Gazetki. Wiadomości. Przekuwania piwnic, przejść.
Z walizkami, dziećmi z plecakami.-Tylko zdejmij pantofle żeby nie było słychać.Tylko zdejmij pantofle!
Pali się .
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Powstaniec z chlebakiem.
Jak uciekać to na Starówkę!
Strzelają w stronę Wroniej.
Zmęczeni. Spoceni. Leżą na ziemi. Między jakimiś granatami.
Jak uciekać to na Starówkę!
Pali się .
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Spadają w ogień.
Z dudnieniem.
Potok ludzi idzie na Starówkę. Jak uciekać to na Starówkę! Jak uciekać to na Starówkę!
A gołębi nie było.
Gołębi nie było? Czy się zdawało?
Szum gołębi w głowie, czy naprawdę?
Nie. Już gołębi wtedy nie było!
Gzymsy gołębi. Miedziane, od ognia. Może tu te gołębie się zrywały?
Gzymsy z Anielicami Corazziego. W girlandach. Tympanony.
Żydówka z workiem pod pachą.
Barykada w poprzek.
Żydów oddzielają. Nas puszczają.
Pałac pod czterema Wiatrami, cały się pali!
Wyje ogień w oficynach! Spadają belki!
Cztery Wiatry na filarach bramy mają złocone skrzydła!
Wiatry tańczą. Świecą. Od ognia.
Starówka.
Niebieskozielona kula na dzwonnicy Dominikanów dopala się.
Dziwne. Bo w dzień.
Dziwne. Bo w dzień.
Starówka.
Dziwny spokój.
Na rogu za Prochownią na chodniku bawią się dzieci.
Dziwne. Bo w dzień.
Już dzień. Już dzień.
Starówka
Stoi dwóch. Jeszcze z nocy. Z opaskami.
Jeden z czerwoną opaską AL. Drugi z AK.
Dziwne. Bo w dzień.
Dziwne. Bo w dzień.
Poranna modlitwa przy ołtarzu.
Raczej od ołtarza.
Poranna modlitwa przy ołtarzu.
Czyli do ołtarza.
Poranna modlitwa.
Modlitw dużo.
I gęstniały.
Poranna modlitwa.
I śpiew.
Poranna modlitwa przy ołtarzu.
W całej Warszawie modlitwa,
Poranna modlitwa przy ołtarzu.
we wszystkich piwnicach na głos z chórami
Poranna modlitwa.
Wszędzie. Bez przerwy i wszyscy.
Poranna modlitwa.
Historia życia na tle śmierci.
Biegną z podniesionymi rękami miedzy czołgami.
Przez Nowy Świat.
Ludzie zaplątani.
Oddzieleni od siebie.
Natarcie od Woli. Na Woli piekło. Tam piekło. Krzyczą.
A tu? Jakby nic.
Drzewa ZOO. Plaża. Most kolejowy. Lato i Wisła.
Pamiętasz noc lipcową
Gorącą…
A córeczce cały sierpień się śpiewało
Mam pajacyka na sznurku,
Mam pajacyka na sznurku,
Fika w lewo, fika w prawo,
To najlepsza jest zabawa…
I od tego było najsmutniej….
od tej melodii
od tych słów…
nie wiadomo dlaczego.. :
Mam pajacyka na sznurku,
od tej melodii
Mam pajacyka na sznurku,
od tych słów…
Fika w lewo, fika w prawo,
To najlepsza jest zabawa…
I od tego było najsmutniej….
nie wiadomo dlaczego.. :
Nie do wiary. Na Freta czynny sklep.
Oblężenie. Osaczenie. Upał.
Nie do wiary. Na Freta czynny sklep.
I szturm i tłum i skwar.
Nie do wiary.
Barykady nad Wisłą inne.
Nie z byle popadło.
Płyty chodnikowe ułożone.
Na dużą wysokość.
Solidne. Ubita ziemia.
Nie do zdobycia.
Nie do wiary. Na Freta czynny sklep.
To już ostatni raz .
Nie do wiary.
Potem sklepu ani razu.
Miała 16 lat.
Przystąpiła do AK z chlebakiem.
Leciała na akcję.
Po kocich łbach.
Gęsiego. Szybciutko. Cichutko, Po kocich łbach.
On leciał na akcję na czele grupy.
Nie żyją…
Harcerzyki w mundurkach.
Nie żyją…
Dookoła resztki trawy
Nie żyją…
Dookoła resztki trawy. Głośniki i flagi. I gadanie z głośników. Flagi w każdej bramie i na żelaznych balkonach.
Flagi i ludzie.
I modlitwa.
Dwie baby od ołtarza zrobionego,
dwie świece do odczytywania ewangelii.
Liturgia.
A potem. Z gazetki. Nabożne czytanie.
Gazetki różne. Przez AK i Al. KB.
Przy czytaniu żale, miny.
Załamywanie rąk i wybuchy radości.
Noc.
Tramwajarz z kochanką kochają się nieślubnie.
Na Wiśle zasieki, czołgi jeżdżą,
Tramwajarz z kochanką kochają się nieślubnie.
Wisła z reflektorami ze wszystkich stron.
Tramwajarz z kochanką kochają się nieślubnie.
Ona codziennie do ośrodka zdrowia na Miodową chodziła
Codziennie. Z koleżanką. Pracować.
Raz poszły. Ośrodka nie było. I pokładały się ze śmiechu. Że na marne szły..
Na Starej, gdzie biały rumianek rósł miedzy kocimi łbami, kolejki do Zakonnic po zupki.
I wszystko białe.
Biały mur, białe habity. Białość w pamięci bo to i upał, i sierpień, i dym
I wszystko białe.
Białe niebo od dymu i skwaru.
Prochownia biała, Sakramentki białe. Obok Paulini całkiem na biało.
I księża od Św. Jacka. I biało.
Zakonnice zupki gotowały.
Z jedzeniem źle.
Zakonnice zupki gotowały.
Z jedzeniem bardzo źle.
I wszystko białe.
Biały mur, białe habity. Białość w pamięci bo to i upał, i sierpień, i dym
I wszystko białe.
Białe niebo od dymu i skwaru.
A Matka Boska miedzy latarniami.
Między latarniami.
Na Boleść.
I kościół Matki Boskiej Loretańskiej.
I wszyscy ginęli razem.
I wszystko było jak złudzenie.
A 13 z zupkami był koniec.
13 sierpnia spadły bomby.
Na Stare Miasto.
13 sierpnia spadły bomby
Na Nowe Miasto.
13 sierpnia spadły bomby
A Nowe Miasto jest częścią Starego.
13 sierpnia spadły bomby
Na Muranów.
Na Zakroczymską.
13 sierpnia spadły bomby
13 sierpnia spadły bomby
A jeden śmiał się z tego. Jak wariat.
– Od bomb i samolotów – wybaw nas Panie.
– Od Czołgów i goliatów- wybaw nas Panie.
– Od pocisków i granatów – wybaw nas Panie.
A jeden śmiał się z tego. Jak wariat.
Powstaniec z butelką benzyny przykucnięty. Głodny.
– Mokotów się trzyma!
Z jedzeniem źle.
-Nie cały.
Powstaniec z benzyną przykucnięty. Głodny.
– Żoliborz się trzyma!
Z jedzeniem źle.
-Nie cały.
Z jedzeniem bardzo źle.
Utrzymać magazyny na Stawkach.
Utrzymać elektrownię na Powiślu.
Z jedzeniem źle.
Z jedzeniem bardzo źle.
– Powiśle jeszcze się trzyma ! Nie całe.
– Czerniaków się trzyma! Nie cały.
– Większość Śródmieścia nasza!
Łącznicy- dziewczyny albo mali chłopcy.
Kanałami na klęczkach.
Trzeba iść kanałami na klęczkach.
Modlitw dużo było.
Jeszcze wszyscy byli wierzący.
Jeszcze wszyscy wierzący byli.
Z modlitwą połączenie uczuciowe było.
Powstaniec z butelką benzyny przykucnięty. Głodny.
– Utrzymać Mokotów!
Z jedzeniem źle.
-Utrzymać!
Powstaniec z benzyną przykucnięty. Głodny.
-Śmiertelne zmęczenie
Z jedzeniem źle.
-Zmęczenie!
Z jedzeniem bardzo źle.
Utrzymać magazyny na Stawkach.
Utrzymać elektrownię na Powiślu.
Z jedzeniem źle.
Z jedzeniem bardzo źle.
W piwnicach dużo ludzi.
Leżeli, gadali. Słuchali świerszczy.
Bo świerszcze siedziały na ścianie.
– Proszę państwa, przysięgnijmy sobie, że nie będziemy się kłócili.
Strasznie czerwone ściany. I tyle ciemności.
Gdzie iść? Gdzie iść ? Gdzie iść?
Poszli do Sakramentek.
I tam ich zasypało.
– Już dwunasty dzień powstania …
– Już dwunasty dzień
– Już dwunasty dzień
– powstania …
– Już trzynasty dzień powstania…
– Już trzynasty dzień
– Już trzynasty dzień
– powstania …
– Już czternasty dzień powstania…
– Już czternasty dzień
– Już czternasty dzień
– powstania …
– Już piętnasty dzień powstania…
– Już piętnasty dzień
– I co przed nami?
Płakała. Pocieszaliśmy.
Pocieszaliśmy. Płakała.
Była niedziela.13 tego. Płakała.
Była niedziela.13 tego. Płakała.
Płakała. Pocieszaliśmy.
Pocieszaliśmy. Płakała.
I przestali pocieszać .
I przestaliśmy pocieszać
Nie było co.
– Już dwunasty dzień powstania …
– Już dwunasty dzień
– Już dwunasty dzień – Nic innego nie było i nie będzie , tylko powstanie…
– powstania …
– Już trzynasty dzień powstania… – Nic innego nie było i nie będzie , tylko powstanie…
– Już trzynasty dzień
– Już trzynasty dzień Którego dłużej nie można wytrzymać…
– powstania … Każdego dnia nie można już dłużej wytrzymać…
– Już czternasty dzień powstania…
– Już czternasty dzień Potem każdej nocy nie można było dłużej wytrzymać…
– Już czternasty dzień Potem każdych dwóch godzin nie można było wytrzymać…
– powstania …
– Już piętnasty dzień powstania. Potem każdych piętnastu minut nie można było dłużej wytrzymać
– Już piętnasty dzień Liczyło się minuty bez przerwy.
Liczyło się minuty
Nasłuchiwało.
Macało ziemię.
Czy drży. Czy nie.
Gdzie oni są.
Na Starówce łopatami zbierają wnętrzności.
– O Jezu! Nie deptać!
– Nie deptać ! – O Jezu!
Tu ranni!!!!!!
Uciekać.
– O Jezu! Nie deptać!
– Nie deptać ! – O Jezu!.
Ranni!!!!!
Biegiem. Po kocich łbach.
Niebieskie niebo i niebieska Wisła.
Strzelają powstańcy.
Na barykadach.
Leżą na barykadach i strzelają.
Wypalone mury szpitali. Sino spalone miasto.
Róg Freta i Mostowej spalony.
A to był wszystko dopiero początek.
Wycie bomby. Czekanie. I huk.
Wycie bomby i chórem:
Raz, dwa, trzy , cztery, pięć, sześć, siedem, osiem,
I huk! I łomot. I trzask. I rozsypywanie.
Nie. Nie. Nie!
To obok. Bo jesteśmy.
Wycie bomby i chórem:
Raz, dwa, trzy , cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć , jedenaście, dwanaście…..
Niewypał.
I od razu – raz , dwa, trzy cztery, pięć….
I natychmiast
– raz , dwa, trzy , cztery, pięć …
I już znowu
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć…
‘O Jezuuuuu! OJezuuuuu!
I spać…I znów:
I raz , dwa, trzy , cztery, pięć …sześć…
– ogień, podmuchy,
Na prycze.. na ziemię .
I znów. I znów -raz… dwa…( liczymy dalej do ośmiu)
A potem jak stoją , w płaszczach, w ubraniach, z dziećmi na rękach
śpią…
chrapią….
Ranni. Na podłodze.
Na papierach.
Pobandażowani. Z twarzami spalonymi.
Ręce poowijane. Jak totemy.
Usta pootwierane.
Popaleni żywcem. .
Płakali.
Krew
Nędza.
Tłok.
Rozpacz.
Na akcje.
Na zawołanie.
Na każde zawołanie.
Do rannych.
Do barykad.
Do umocnień.
Do okopów.
Do gaszenia.
A niektórzy, za ścianę, pod łóżko, za beczkę, za filary, za prycze i nie szli….
A miejsca coraz mniej.
A piwnic coraz mniej.
A domów coraz niej.
A coraz więcej bombardowań.
Niedobre noce. Noce od 12 sierpnia to niedobre noce.
15 sierpnia. Wtorek. Święto. Wielkie Święto. Święto uczcić! Na przekór.
Od rana.
Święto kościelne.
Wielkie święto.
Cud nad Wisłą.
Modlenie o cud nad Wisłą.
Czekanie na cud nad Wisłą.
Czekanie…
Żeby już przyszli.
Żeby już weszli.
Żeby już przyszli.
Żeby już byli.
Czekanie.
Macanie ziemi. Słuchanie. Idą? Słuchanie ziemi.
Powstanie wszyscy myśleli że będzie Sierpniowe.
Że tak nazwane na wieki. Że w całej Polsce.
Ale Polską nie była Warszawa. Polska żyła swoim życiem.
Pod Siedlcami krzyczeli – Warszawa się pali a nie – Powstanie. Dla Polski Warszawa paliła się.
I Powstanie zostało Powstaniem Warszawskim a nie sierpniowym.
15 sierpnia od rana
– piętnasty dzień powstania…- Piętnasty dzień powstania..
Piętnasty dzień.
Piekło. Piętnasty dzień Piekła.
Piętnasty dzień w Piekle.
Piętnasty dzień…
Uroczysta msza.
Pod bombami.
Uroczysta suma.
Pięciuset powstańców.
Świece.Powstańcy.
Tłum powstańców na mszy.
W poniemieckich tygryskach. Kawałkach mundurów, z karabinami,
z hełmami zdobytymi na Niemcach. W rękach.
Ogromny tłum.
Na mszy.
Ksiądz w białym ornacie. Ksiądz zielonym ornacie.
Msza się zaczęła.
Upał się zwiększał.
Suma trwała.
Ludzie stali.
I był spokój.
Był i był.
Na końcu ksiądz z powstańcami
– Boże coś Polskę….
Śpiew.
Rozeszli się .
Po piwnicach.
Wojsko po kwaterach.
I wtedy nadleciały samoloty…
11 (BOMBY)
Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
Sakramentki biegały w białych welonach.
Codziennie.
I biły świnie i krowy.
I rozdawały ludziom. Chroniły. Opatrywały. Tysiące ludzi. Sakramentki, co przez kilkaset lat, od Marysieńki, za kratami tyko śpiewały, przez kraty tylko komunię przyjmowały, nagle bohaterkami, oparciem . Żywiły i ludzi i wojsko.
Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
Powstańcy,
zmęczeni na śmierć,
chłopcy i dziewczyny pokotem,
pod wspólnymi kocami.
A baby się oburzały.
Bomby! Bomby
I piekło nieprzerwanie
Co noc, co dzień paliło się.
– Leszno ciągle w naszych rękach – mówili.
– Nie chodź, nie chodź na Leszno.
– O Jezu, o Jezu, o Jezuuuuu!
– Tu ranni.
– O Jezu, tu ranni!
Trzeba na Leszno.
Z piwnicy w podwórko, w bramę, przeskok, w poprzek mostowej barykady, na leżąco z kaemów . Podwórze, kocie łby. Bure. Duże. Piwnica. Kocia kamienica. Drugie piętro. Parter. Freta. Długa. Barykada u wylotu Miodowej. Z tramwajem i samolotem. I jeszcze barykada. I groźnie. Tam arsenał, siedmiopiętrowy dom, hitlerowcy, pod ostrzałem cała okolica.
Długa, wlot Nalewek, Bielańska. Bielańska 16. A tam nie żyją.
-Żyjecie?
-Żyjecie?
– Żyjecie?
– Nie żyjemy.
– A co z mamą?
– Nie wiecie?
– Nie wiecie?
-Nic nie wiemy.
A tam obstrzał Długiej.
Co chwila ktoś w plecy,
i w dół,
i lecą w poprzek.
Nie żyją.
Łączniczka biegnie, jakby nie było nic,
nic sobie nie robi.
Bombowce. Bombowce. Bombowce.
Dalsze. Bliższe.
Bomby Na oślep. My też. One na oślep. My też. My to ja, z drugim, jak ja, my, tu, ni stąd ni zowąd, bo już. Coś huczy. Brzęka. Cegły lecą. Bombowce paskudzą. Głupi instynkt.
Przez dziurę w murze. Na śmietnik.
Podwórko.
Balkonik.
Czyjeś mieszkanie.
Podwórko.
Przez długą dechę.
Okno.
Znowu czyjeś mieszkanie.
-Żyjecie?
-Żyjecie?
– Żyjecie?
– Nie żyjemy.
– A co z mamą?
– Nie wiecie?
– Nie wiecie?
-Nic nie wiemy.
Baby.
Ludzie.
Dziura.
Ciemno leżący.
I bomby.
Wszystko ważne. Ukosami. Z rozpędów. Pomiędzy murami. Osypy. Tynki. Coś. Rynnowo.
Czekać. Czekać nie. Czekać. Byle nie stać. Góra fruwa, może usiąść. My skok. My nic.
A tak chciałem. A tak przeoczyłem. A tak ważne.
Pogoda. Upał. To dzień. To niebo. To upał. To niebieskie. Trawa zielona. I te figury z Pałacu na trawie. Tu kurzyło, tu zakurzyło, tu strzeliło.
Dnia 1 września
Roku paa-miętnego napadł
Wróg na Polskę z nieba
Wysokiego
Dwudziestego trzeciego września osiemnaście tysięcy pocisków.
Dwudziestego piątego września od rana do nocy, dwanaście godzin, bombardowanie całej Warszawy.
Najwięcej się uwziął na
Naa-szą Warszawę, oj,
Warszawo biedna, tyś
Jest miasto krwawe.
Dwudziestego szóstego dopalanie się całej Warszawy.
Dwudziestego ósmego było przesądzone.
Dwudziestego piątego ludzie nie wytrzymali.
Byłaś kiedyś piękna,
Wielka i wspaa-niała,
Teraz z ciebie kupa
Gruzów pozostała.
Dwudziestego siódmego wyleźli z piwnic ci, co ocaleli.
Potem.
Wywózki.
Pawiaki.
Obozy.
A pamiętacie Getto?
Ściana na Placu Krasińskich.
Wielki wtorek.
Dwudziestego kwietnia drugi dzień powstania w getcie.
Dwudziestego kwietnia drugi dzień powstania w getcie.
Niemiec strzelał w getto z armaty w Bonifraterską.
Spadali ludzie z murów.
Z murów wielkich, ślepych, z okienkami.
Z tych okienek.
A Niemiec ocierał twarz z potu.
Bohater zmęczył się.
Późna Wielkanoc.
Aryjczycy po kościołach.
A pamiętacie powstanie w getcie? Piekło bez nadziei.
Pamiętacie Wielkanoc 43ego?
Na niebie ogień.
Na Placu Krasińskich lunapark.
Karuzele.
Huśtawki.
Ludzie kręcili się na karuzelach w dymie gęstym, bo dym szedł i szedł.
Z Bonifraterskiej. Nowolipek. Dzielnej. Świętojerskiej. Przejazdu.
Pamiętacie powstanie w getcie!
Trwało i trwało.
Do pierwszych jaskółek.
W maju w tych dymach pierwsze jaskółki piszczały.
Zbiorowe samobójstwo żydowskiego dowództwa?
W bunkrze na Miłej?
Teraz my powstanie.
My powstanie!
Powstanie z nadzieją.
Tak. Powstanie z nadzieją!
A Niemcy byli silni.
Niemcy są silni.
14 (PIERWSZY DZIEŃ SIERPNIA)
Pierwszy sierpień dzień krwawy
Powstał naród Warszawy
By stolicę uwolnić od zła
I zatknęli na dachy, barykady i gmachy
Biało-czerwonych sztandarów jak las
O jaka rozkosz się w sercu rozpina
Gdy Vis w ręku gra
A MP nigdy się nie zacina
Wolna Warszawo ma
Bo z krwi naszej powstanie Warszawa
Aby wiecznie żyć
Bo gdy naród pochwyci za oręż
Musi wolnym być
Powstanie. Sierpień 44 go.
Wciąż nadzieja.
I tylko te podziały.
Żoliborz.
Mokotów.
Powiśle.
Śródmieście.
Stare Miasto.
I najsłynniejsza Reduta, Mennica.
Trzeba obejść przez getto
Bo już Wolę zdobyto
I łunami czerwieni się noc
Stare miasto już płonie
A nam mdleją już dłonie
Trzeba walczyć lecz nie mamy czym
I strach. I groza. I rumory, tupory, rausy. I granaty.
I handehochy i trzask.
Błysk. Rozprysk. Trupie czachy.
Hełmy. Raus. Raus. Groza. Krzyki.
Hitlerowcy. A samoloty, a pociski.
Kiedy i gdzie tu- poza tym?
W tym huku, kotle, potrzasku – coś decydować, o sobie.
Wychodzić? Z czym? Do kogo?
Jak? Którędy?
O jaka rozpacz się w sercu rozpina
Walczyć nie ma czym
Idzie na czołg z butelką dziewczyna
By zapłacić im
Za zburzoną zniszczoną Warszawę
I za zgliszcza te
i za trupów dziś pełne ulice Za powstańczą krew.
A tam za Wisłą Rosjanie tuż, tuż.
Na Zachodzie Amerykanie, Anglicy, alianci.
A tu powstanie.
15 ( ŚWIĘTEGO JACKA)
Siedemnasty sierpnia.
Świętego Jacka.
Siedemnasty sierpnia.
Kościół pusty.
Huki od pocisków.
W kościele echo.
Echo za echo za bardzo.
Sądu ostateczność.
Dziś o godzinie … została zbombardowana Katedra.
KATEDRY NIE MA.
I barykady z konfesjonałów.
Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą…
Święta Mario, Matko Boża,
Módl się za nami, grzesznymi,
teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
W godzinę śmierci.
W godzinę śmierci.
W godzinę śmierci.
Zdrowaś Mario, łaski pełna..
Pod Twoją obronę
Uuciekamy się
Pani …
Święta Mario, Matko Boża,
Pod Panną Marią dwa tysiące ludzi. Dwa tysiące pod kościołem.
A teraz gdzie? Gdzie teraz?
Teraz i w godzinę śmierci
Do Franciszkanów. Zburzone.
Garnizonowy. Zburzony.
Teraz i w godzinę śmierci.
Paulini. Jezuici. Dominikanie.
Wszystko w gruzach.
Teraz i w godzinę śmierci naszej Amen.
Kuca baba rozczochrana. Płacze baba rozczochrana.
Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
– Ludzie kochani, tu trzy tysiące.
Trzy tysiące. Duszą się. Uduszą się.
O Paaani nasza…
Z Synem Twoim nas pojednaj,
Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
Zostańmy tu. Zostańmy tu.
O Jezu!
Zabity. Zabity !
Ratunku !
O Jezu! O Jezu ! Ratunku!
O Jezu!
O Jezu! O Jezu ! Zabity!
Ratunku!
Za wszystkich tych, którzy zginą tej nocy, i za wszystkich zmarłych
Ojcze Nasz… w niebie… Twoje… Twoje… Twoja… Ziemi…
Zdrowaś Mario, łaskiś pełna,
Partyzant na rogu pierze koszule.
Pan z Tobą…
Mydła nie ma. Wody nie ma.
Święta Mario, Matko Boża,
Kobieta w halce biegnie.
Módl się za nami, grzesznymi,
Pięć dni temu dom się spalił krzyczą.
I ta w halce zabita.
teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Trzeba usta zatkać rękami.
Bo pył.
Bo gruz.
Bo siwo.
Czerwono.
Sucho.
I nagle. I nagle
„Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.–
-Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem … I jest.
„Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.–
Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem dziewięć dziesięć…
I niepokój.
I błaganie.
I płakanie.
I śpiewanie.
Dom długo stygnie.
Te z powstania ruiny stygły z pięć lat.
– Jestem taka głodna – mówi młoda.
Stary mówi: – Niech pani je. Ja wytrzymam.
– Wiesz, ja mam takie uczucie, że przeżyję.
– Wiesz, ja mam takie uczucie, że przeżyję.
– Ja też.
Tak mówiły i zginęły.
W Warszawie powstańców pięćdziesiąt pięć tysięcy.
W Warszawie powstańców było pięćdziesiąt pięć tysięcy.
16 (MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ)
Barykada płonie.
Niebo płonie
Sierpień.
Wrzesień.
A Przy barykadzie.
On, i ona.
Młodzi.
Całują się.
Jakby nic innego nie miało być. Tylko oni.
Jakby nic innego nie miało być. Tylko oni.
I wszystko.
A sierpień w słońcach,
upałach, dymach,
I Trojenie się w głowie
A Wrzesień w słońcach,
upałach, dymach,
I trojenie się w głowie.
Bo on, i ona, nieżywi.
Kto się w opiekę odda Panu swemu,
a całym sercem szczerze ufa Jemu
Śmiele rzec może: mam obrońcę Boga,
Nie przyjdzie na mnie, żadna straszna trwoga.
Cisza. Cisza. Cisza. Cisza.
Osunęła się z szumem, szumem,szumem coraz większym.
I wciskała w siebie oczy.
Śmierć.
Czy to już?
Więc to już?
To już.
Trudno.
Śmierć.
Czy to już?
Więc to już?
To już.
I żeby prędko.
Trudno.
I żeby cicho.
Kto ma zapałki?
Krzyk.
Drzwi. Zasypało.
Krzyk.
Kto ma zapałki?
Krzyk.
Nic nie widać.
Krzyk.
Krzyk.
Nie ma drzwi.
Krzyk.
Zasypało.
Krzyk.
Spowiadam się Panu Bogu Wszechmogącemu,
W Trójcy Świętej Jedynemu…
Żem zgrzeszył myślą, mową i uczynkiem – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Spowiadam się Panu Bogu Wszechmogącemu,
Cisza.
A teraz – nagle ksiądz
– Przyjmijmy wszyscy komunię świętą z pragnienia.
Modlitwa, cisza, i już.
Nie płacz. Nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz. Nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz. Nie płacz. I tak nie przeżyjemy.
Nie płacz. Nie płacz. I tak nie przeżyjemy.
A płacz mechaniczny.
Tylko wróć przed świtem.
Tylko wróć przed świtem.
Tylko wróć przed świtem.
Tylko wróć przed świtem.
A płacz już mechaniczny.
Nie płacz. Nie płacz i tak umrzesz.
Nie płacz. Nie płacz i tak umrzesz.
(17. KANAŁY )
W kanałach niespokojna cisza.
Szeptana Cisza. Martwa Cisza.
W kanałach niespokojna cisza.
I szept.
1 września 1944 roku. Warszawa.
Upadek Starówki.
Historyczny dzień.
Wycofywać się kanałami!
Kobiety robią krzyżyki na czole, na drogę.
Płacz. Kobiecy płacz.
Trzeba zostawić ciężko rannych i cywilów.
Powstańcy, łączniczki, sanitariuszki.
W tej metodzie jest szaleństwo.
W tej metodzie było szaleństwo.
Ranni półprzytomni.
Jęczeli. Bolało.
– Co z mamą?
– Gdzie mama?
Ze Starówki do Śródmieścia kanałami.
Dalej niż z Warszawy do Paryża.
Idziemy pod Miodową.
Jesteśmy pod Miodową.
Idziemy pod Miodową.
I szept.
Ostatni widok.
Kościół Garnizonowy się pali.
Dym. Słońce.
Ogień.
W wodzie noga za nogą.
Przechodziło się po trupach.
I już nic się nie czuło.
Gasić światło.
Właz otwarty.
Zwolnić kroku.
Otwarty właz.
Gasić świece.
Cisza.
W kanałach niespokojna cisza.
Szeptana Cisza. Martwa Cisza.
W kanałach niespokojna cisza.
I szept.
Otwarty właz.
U góry Niemcy.
Krakowskie! Skręcamy!
Szeptem krzyk.
Pić. Nie ma wody. Pić.
Pić. Nie wytrzymam.
Niedługo dojdziemy,
niedługo dojdziemy.
Pić. Szept.
Nie wolno pić wody z kanału.
Nowy Świat!
Nowy Świat!
Idziemy pięć godzin.
Nie wytrzymam.
Weszliśmy o piątej.
Było słońce. Był upał.
Stać.
Wychodzimy kolejno.
Przed nami wychodzi grupa Parasola.
Dwieście ludzi.
I wychodzili i tracili przytomność.
Mają dużo rannych.
Było dużo zostawionych.
Wszyscy czuli się winni.
Cywile to trudno. Ale ci powstańcy?
Ci ciężko ranni. Ci najgorzej.
Bo mundurowi. I bezradni.
A niektórym już było wszystko jedno.
A za nami było wciąż tylu.
Kanały pełne do Planu Krasińskich.
Wychodzić, wychodzić, naprzód!
Zapach powietrza.
Gwiazdy.
Śródmieście.
Śródmieście stoi.
Żywe domy z żywymi ludźmi.
Nie pali się.
Cisza.
A ludzie na piętrach. W pokojach.
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Ze Starówki.
Chcecie się umyć?!
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Jesteśmy szczęśliwi. Żyjemy.
18 (WSCHODNI FRONT)
– Najlepiej trzymać się za ręce.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
Powiśle padło!
– Najlepiej trzymać się za ręce.
– Za ręce.
Nasza ciągle część Mokotowa, i górnego, i dolnego!
Nasz Czerniaków, Żoliborz i Marymont!
I trzeba będzie godzić się ze śmiercią.
Trzeba się godzić ze śmiercią.
Albo z urwaniem ręki czy nogi.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
I że zginiemy razem.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
I że zginiemy razem.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
– Za ręce.
– Ratuj tylko ten obraz Matki Boskiej Częstochowskiej za kredensem, zwykły obraz! Ze szkłem w kurzu! Bez koloru. Ratuuuj!
10 września wypadała niedziela.
Potem już do końca nikt nie rozróżniał dni.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
– Chodźcie, zobaczcie, trupy na podwórzu.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
Na podwórzu prześcieradła. W prześcieradłach ludzie.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
– Za ręce.
Wszystko wyglądało strasznie.
Jak po wulkanie.
I ciągle nowych umarłych odgrzebywali.
A co z frontem? Sowieckim?
Sowieci. Rosjanie. Bolszewicy.
10 września pierwszy nalot na niemieckie dzielnice.
Ludzie wybiegali na ulicę z radości.
Powstańcy rozpalali ogniska. I czekali.
Aż stało się.
15 września.
Popołudniu.
O czwartej. Może.
Czy piątej.
Zaczęło się.
Nagle.
I tak już szło.
Organy Stalina.
Niebo obijało się o ziemię.
Niebo rwało się na kawały.
I tak szło.
Bez zmiany.
Echo nie nadążało za niczym.
Tłumy wybiegały.
Ludzie stawali coraz wyżej.
Na deskach. Na pagórkach. Na gruzach.
Żeby być bliżej.
I nagle wszystko ucichło.
Było już po wszystkim.
A przecież były prośby o pomoc.
I nic z tego nie wyszło.
Były próby dogadywania się przez Wisłę.
I nie wyszło.
To się czuło.
Nie wyszło.
To się wiedziało.
Do broni, Jezus Maria, do broni!
– Najlepiej trzymać się za ręce.
I że w Paryżu powstanie.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
Cztery dni. I Paryż wolny. Nazwy oswobodzonych miast
– Najlepiej trzymać się za ręce.
I to zostawało jak gwóźdź.
– Za ręce.
18 września.
Niebo zaczęło fruwać.
Amerykańskie samoloty.
Niebo zaczęło fruwać.
Kolorowe spadochrony.
Długo opadały.
Większość na stronę niemiecką.
Zwątpienie.
Chcieliśmy być zdobyci.
A tu nic.
A Niemcy byli silni.
A Niemcy byli silni.
19( EPILOG.)
Czterdziesty dzień powstania,
czterdziesty pierwszy dzień powstania,
pięćdziesiąty drugi dzień powstania,
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
A jak nadejdzie zima?
I Boże Narodzenie?
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
Może choinki… Skądś będą.
Pozory i prawda smutna.
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
– Żeby cię cholero pierwsza bomba zabiła!
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
Pięćdziesiąty dzień powstania.
20 września. Na rogu Wilczej i Kruczej, ktoś z kimś zamienił się zapałkami na pomidor.
Potem ten sam ktoś wyniósł na ten sam róg chleb. Ktoś inny papierosy. Ktoś złoto.
W czasie bombardowania po stronie Chmielnej ktoś bębnił na fortepianie Warszawiankę.
A oni walili.
Walili.
Niemieckie bombowce.
Radzieckie myśliwce.
Z nadziei wróciła beznadziejność.
Beznadziejność.
Beznadziejność co do frontu i losów powstania.
Czuło się bliski upadek powstania.
Ktoś komuś dał kostkę cukru.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Może kiedyś się jeszcze zobaczymy.
Idzie ktoś ulicą, trzyma w ręku byle co.
Pieniądze były jak śmiecie.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Nie grają nam surmy bojowe
ni werble do szturmu nie warczą
Nam przecież te noce sierpniowe i
prężne ramiona wystarczą…
23 września Czerniaków padł.
27 września padł Mokotów.
30 września skapitulował Żoliborz.
W kanałach znaleźli dwieście trupów.
Żoliborz.
Powązki.
Wola.
Ochota.
Raz seria karabinu do kolejki przy studni.
Gwałty.
Mokotów,
Czerników,
Kapitulacja Żoliborza 30 września,
i upał.
Całe uderzenie na Śródmieście.
A reszta?
W gruzach.
Parę na pół i na ćwierć ocalałych ulic, które do ulic podobne tylko.
Kupa gruzów, przebitych piwnic i kupa trupów.
W powietrzu kapitulacja.
Słońce. Kurz.
I waliło, waliło, i huk.
Coś pohukiwało.
Coś leżało wszędzie.
Czuło się dużo ludzi.
Śpiew z okna.
Śpiew przeraźliwy.
Ktoś siedzi na krześle.
Frontem do okna. I śpiewa.
I tylko ten śpiew.
Pięknaś jest cała,
Przyjaciółko moja….
Moja- pół mówione.
I śpiewanie jak ryk.
Jakby wskazówki zegara nazad cofane.
Od tekstu Godzinek,
od intencji,
do uporu.
Godzinki na zakończenie powstania.
Sobota.
Jeszcze tłukli w moździerze, w krowy.
Nocą też.
Nie wiadomo jak.
Nie wiadomo co.
Nie wiadomo kto.
Przywykło się.
Październik.
Trzeci miesiąc.
Trzeci miesiąc powstania.
Sześćdziesiąty drugi dzień.
I wszystko ucichło.
Duży front cicho.
Niemcy cicho.
My cicho.
Cisza.
Nie było takiej od 1 sierpnia.
I nagle zachciało się wszystkim żyć!
Zachciało się żyć!
Żyć! Iść! Wyjść!
Popatrzeć! Na słońce.
I zaczęli ze wszystkich piwnic, dziur, lochów, zaczęli wychodzić.
Na ulicę! Na słońce! Na powietrze!
Ani żałoba. Ani święto.
Nie wiadomo co.
Wszystko naraz.
Wylęgnięcie narodu, na wierzch.
Tłum.
Tłum walił ze wszystkich bram, podwórek, wylotów i przecznic.
Na miasto.
Spotykało się, mijało się.
Gadało. Przystawało się. Patrzyło w niebo.
Wszyscy ze wszystkimi.
Niebem wysoko leciały dwa bociany.
1 października.
A kotów już nie było.
A psów już nie było.
Gołębi nie było.
I to narastało.
Gruzy za gruzami.
Zwały za zwałami.
Gdzieś poł domu, gdzieś półtora.
Nie miało znaczenia.
Nie ma miasta.
Nie ma domów.
Dwieście tysięcy ludzi leży pod gruzami.
Razem z Warszawą.
2 października wszystko już ucichło. Na stałe.
Kapitulacja.
Koniec powstania.
Ogłoszone.
Całe miasto.
Cicha rozpacz.
Powstańcy składają broń.
Ludzie na roboty do Niemiec.
Ludzie, ludzie, ludzie.
Z tobołami, rodzinami.
Od Marszałkowskiej, Koszykowej, Śniadeckich do Politechniki.
Alejami, Towarową, do Palcu Zawiszy.
Tłum na całą szerokość.
Ludzie, ludzie , ludzie. Lecieli, rwali, nieśli, gotowali, jedli, i znów lecieli, i rwali, i jedli.
I żeby chociaż parę dni tu pobyć.
Siedzieli na tobołach.
Szukali swoich.
Zagubionych.
Umówionych.
Umarłych.
Walizy. Dzieci. Wychodzenie.
Wychodzenie z Warszawy.
Sąd ostateczny.
Zbieranie się na Sąd Ostateczny.
Byle nie do Rzeszy.
Byle nie na Zachód.
U Bauera piesek wyje.
Na śniadanie jadł pomyje.
A na obiad kawał flaka,
Żeby szczekał na Polaka.
Oj… Lala-lala-la-la
Tra-lala-lala-la-la
Alala-lala-la.
Co wy? Wychodzicie?
Naprawdę wychodzicie?
Po co? Zostańcie.
Zostańcie z nami.
Może pół roku jeszcze.
Zostańcie w gruzach.
Wychodzenie.
Wychodzenie z Warszawy.
Ostateczne.
To zeszyty szkolne mojej zmarłej córki!
To szkolne zeszyty mojej córki!
Luuuudzie… Dokąd wychodzicie!
Luuuuuudzie!
Trzeci dzień Świąt jak Metafora.
Kończył się dzień kapitulacji.
Dzień, który rano był jeszcze ostatnim, sześćdziesiątym trzecim dniem powstania warszawskiego, 1944 roku.
Czołgi na Marszałkowskiej.
Czołgi przez Nowy Świat.
A pamiętasz tę noc lipcową?
Fika w lewo, fika w prawo…
Cała Warszawa wykrzyknie nam hallo…
Pod rękę przez cały Mokotów…
Do broni, Jezus Maryjna, do broni, do…
Pod twoją obronę…
Na lwa srogiego bez obawy siądziesz…
Ludzie grzebali w gruzach w piwnicach.
Wygrzebywali.
Dokumenty.
Świadectwa maturalne.
Fotografie.
Aparat fotograficzny.
Każdy biały worek na plecy i się szukało..
I szło.
To się przyśpieszało.
Albo się skręcało.
W lewo.
W prawo.
Nie wiadomo po co.
Coś się mówiło.
Wypytywało.
Co dalej.
A od ludzi szedł tylko szum.
I samemu się szumiało.
Nogami.
Mówieniem.
Płynięciem, które było odpływaniem.
Krzyki Niemców.
Nosze za noszami.
Zielone mundury.
Hitlerowskie mundury.
Rozlatane.
Dużo ich.
Na barykadzie biała szmata.
Szukali powstańców.
Powstańcy mieli wyjść na końcu.
I składać broń.
Wszyscy ludzie byli do siebie podobni, i niepodobni do innych.
A świat, jakby go nie było.
Niepewny świat.
Daleki.
Daleki świat i oddzielność.
Wywózki z getta z zachlorowanych wagonach, w których się umierało.
Wywózki do obozów.
Wywózki na roboty.
Pożegnania.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Segregacja ludzi.
W ciemności rozbierali się do naga.
I te wołania, wołania, wołania, wywoływania.
Na głosy.
Adresy.
Nazwiska.
Szuka się wciąż.
Lewe. Prawe. Lewe. Prawe. Lewe. Prawe. Lewe. Prawe.
Adresy.
Nazwiska.
Marszałkowska 35. Jadwiga Szamotulska.
Chmielna 18. Andrzej Polakowski.
Bracka 5. Zofia Węgrzyn.
Malwina Kociela. Mazowiecka 5.
Grójecka 15. Pelagia Wąchocka.
Antoni Marzec. Artur Marzec.
Malawski. Chopina 2.
Kazimierz Czeladź. Hoża 35.
Jadwiga Penetrowa. Poznańska 12.
Mieczysława Puchałowska. Wspólna 43.
Zenon Kołodziej. Marszałkowska 94.
Jerzy i Barbara Porowscy. Złota 7.
Borowska Barbara. Chmielna 5.
Jak z cmentarza w Zaduszki.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej
KONIEC