02
Sierpień
2012
16:44

Gustawa i Alfonsa - wszystkiego dobrego

 

Targ w Grosseto. Pierwszy raz w te wakacje. Te same stragany, sprzedawcy, powitania . Una cantatrice, atrice i direttore czyli M. Umer ja i Zuzia Olbrychska, a wszystkie na czarno. Obłęd. Na elektronicznych wyświetlaczach ostrzegają że jest pond 40 stopni ciepła. Psy jak zdechłe leżą w cieniu ( bardzo dużo psów w tym roku) , w kawiarnich , przy nogach właścicieli a kelnerzy przynoszą wodę dla ludzi i wodę dla psów. Na krawężniku siedzi grubo ubrany włóczęga, śmierdzi tak, że wszyscy go omojają dużym łukiem, tylko młoda właścicielka baru wynosi dla niego zamrożoną wodę mineralną, on zdziwiony przyjmuje i pije od razu. Młodzi ludzie zaczepiją namawiając do podpisania petycji o pomoc dla narkomanów i chorych na Aids. Mówię podpisując że ja z Polski. Kotański ! – krzyczą. . – Znałaś go?  W kościele chłodno. Jak co roku zapalam świeczkę i staram się nie myśleć broń Boże, w jakiej inteuncji, za każdym razem mam z tym problem. Potem dręczę się że nie zapaliłam za tego…za tą…za to , albo tamto. Koszmar. Nie mogę potem spać i myślę za co nie zapaliłam i jak ułomny jest człowiek i pamięć ludzka. Magda mówi mi – przestań, gdybyś nawet zapaliła wszystkie czekające świeczki w kościołach do których wchodzisz, i tak dręczyłabyś się że o czymś , o kimś, zapomnialaś, jesteś jak dziecko… Wszyscy jesteśmy jak dzieci, boimy się teraz każdego następnego dnia, po tym co nas spotyka. Jak tu być dorosłym? Na koniec w upalnym słońcu kupuję gruby pikowany płaszcz, bo mi się wyjątkowo podoba i wywołuję tym zakupem zbiorowy śmiech , wszystkich moich przyjaciół. Idę z tym płaszczem liżąc loda. – No co ona może kupić, w taki upał? – pytają. – tylko puchówkę! Idz, tam dalej są futra- radzą. Nie idę na plażę, nie mam siły. Biorę cztery razy prysznic pod rząd, perfumuję się wodą toaletową z Elby osiem razy pod rząd . Kładę  się w cieniu z laptopem i oglądam film Woody Allena – byle nie myśleć. Wieczorem kolacja na plaży. I niech wszyscy coś mówią, opowiadają byle co, żeby tylko nie było ciszy. Cisza będzie w nocy.

01
Sierpień
2012
09:24

Piotra i Justyny - wszystkiego dobrego

29 lipca 2012

Pierwszy dzień wakacji. Znów po roku leżę na granicy morza i piasku, jak skóra z diabła, jak wyrzucony przez morze ze zwłok. Leżę bezmyślnie, na brzuchu, morze obmywa mi nogi, czasem sięga twarzy. Ja z policzkiem opartym na łokciu, kapelusz ogranicza pole widzenia i  świat zmniejsza do tego, co widzi lewe oko pod kapeluszem – włoski na przedramieniu, ziarna piasku, muszelka, źdźbło mokrej trawy zakręcone w esflores, czasem pod kapelusz, do mojego małego świata wejdzie jakaś dziwna plażowa mokra mucha. Kiedy przewrócę się na plecy i uniosę głowę, świat mieści się z kolei między uniesionymi kolanami. Widzę turkusową linię wody znaczącą horyzont i nic więcej. Pusto. Czasem w linię horyzontu miedzy kolanami, wpłynie żaglówka. Głowa opada na mokry piasek, zamykam oczy, pustka, zero, nic. Ulga. Tylko słony smak w ustach. Leże tu na plaży od dwóch godzin, a jakbym leżała dwa tygodnie. Przez zwolnienie czas płynie wile razy wolniej. Można się nie śpiesząc przyjrzeć nowemu miłemu gościowi pod kapeluszem, czarnemu robakowi. Znów zamykam oczy. Po co? Po nic. Bo mi się tak chce. Bo nie mam zobowiązań na zewnątrz otwartych oczu. Jak mi się będzie chciało, to je otworzę, także po nic. Lekki wiatr jest rozkoszą. Rozkładam ręce, wydrapuję dwa mokre dołki w piasku z dźwiękiem szorowania, który jest tak wyraźny i głośny, jak nic w ostatnim roku. Szorstki mokry piasek chrzęści kiedy drapię dołki. W ciągu roku byłam głucha, kiedy byłam zmęczona nie słyszałam, co ludzie mówią dookoła. Udawałam, że słyszę i uśmiechałam się tajemniczo nic nie rozumiejąc , wstydząc się po raz kolejny zapytać – słucham?  Teraz słyszę piasek, morze, ptaki, śmiech dzieci z daleka, rozmowy gdzieś na końcu plaży.  Nic nie rozumiem, jaka ulga mówią po włosku, nie muszę rozumieć. Jestem tu obca. Nieważna,  niewidzialna. Mogę zamknąć i otworzyć oczy kiedy chcę, bez żadnych konsekwencji. Wakacje.

Poniedziałek 30 lipca 2012

Położyłam sienna brzegu mora, w samo południe, słonce było w zenicie,  w pozycji znanej z grafik Leonardo Da Vinci i postanowiłam się połączyć z Kosmosem. Skupiłam się , zacisnęłam oczy, myśl poszybowała, naprężyłam, napięłam, leżałam, czas mijał, zaczęłam tracić świadomość i poczułam, że połączenie blisko i nagle jakaś zabłąkana, wściekła fala, która pojawiła się nie wiadomo skąd, bo wczesnej fal  w ogóle nie było, walnęła mnie wściekle, uderzyła zimną wodą, jakby w twarz, jakby policzek, jakby lincz! Fala przesunęła mnie złośliwie ze dwa metry, uderzyłam głową, zerwałam się na równe nogi, a fala spokojnie odeszła i żadna inna się już nie pojawiła. A to dostałam nauczkę  – zreflektowałam się. Żartów nie ma. Spadły ze mnie muszelki, wypłukałam piach i grzecznie wróciłam do rzędu, na swój leżak, pod parasol, jak nie pyszna. A widzisz?! A to ci się zachciało! A siedź spokojnie i czytaj książkę albo zaśnij. Znaj swoje miejsce.

Darek Kuc umarł rano.  Zrobił zdjęcia do wielu , wielu rzeczy w których grałam , był moim operatorem kiedy reżyserowałam, przyjacielem, bardzo ważnym człowiekiem w moim życiu. Zostawił żonę i dwóch synów. Umarł po przeszczepie. Wtedy, kiedy uważał, że to koniec choroby, zwycięstwo po pond dwuletniej walce. Ostatnie nasze spotkania, radosne i miłe były z okazji reklamy Sorayi. W dwa tygodnie po nakręceniu pierwszej reklamówki, ponad dwa lat temu, dowiedział się ze ma białaczkę, żeby nakręcić drugą reklamówkę z Marysią, moja córką, wyciągnęliśmy ze szpitala, w którym czekał na przeszczep. Czuł się świetnie, jest w Internecie filmik o tym jak robiliśmy tę reklamówkę i Darek jest tam w świetnej formie.

Spotkaliśmy się przy „W zawieszeniu” Waldemara Krzystka,  debiut i Waldka i Darka. Darek wcześniej pracował z moim mężem, był jakby jego uczniem. Potem kiedy debiutowałam w reżyserią „ Heddy Gabler” w Teatrze Telewizji, Darek robił zdjęcia. Potem dla telewizji wspólny „Cyd” „ Klub kawalerów” „Rosyjskie konfitury” . Zawsze z nim pracowałam kiedy Edward nie mógł. Ostatnia rzecz większa razem , to  film Andrzeja Barańskiego „Parę osób , mały czas”.  Robił światła do naszych przedstawień teatralnych, „ Boga” Woody Allena, w Teatrze Polonia, do „Weekendu z R.” w Och-teatrze. Był podczas pracy spokojny, gasił moje pożary,  uspokajałam się przy Nim i cichłam.  Jego poczucie piękna, harmonii i sensu, rzeczy które robił, malowały pięknym światłem, Jego kamera oglądała świat kreowany, świadomie i interesująco.

Od dwóch lat był „ człowiekiem szpitalnym” jak sam to nazywał. Rozmawialiśmy co jakiś czas przez telefon.  Przez te dwa lata nabrał filozoficznego stosunku do świata. Niedawno zadzwonił z radością  – już , koniec, będę miał przeszczep, znaleźli dawcę. Kidy mam zadzwonić – zapytałam. Kiedy chcesz, w każdej chwili. Ostatnie rozmowy moje z Nim polegały na moim narzekaniu na świat i ludzi i Jego  spokojnym powtarzaniu, że denerwować się na innych nie ma sensu, że postanowił jakiś czas temu, już tylko się uśmiechać i niszczyć w sobie złe emocje. Nie wszystko jest tu na tym świecie dobre, miłe czy sprawiedliwe,  widać to z progu śmierci, ale przejmować się tym i tracić na to czas, nie ma sensu mówił mi w jednej z ostatnich  rozmów, po wysłuchaniu moich  żalów.

Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia, zadzwonił do mnie i poprosił – ty dużo możesz, wyciągnij mnie na święta ze szpitala do domu, chce być  z żoną z dziećmi, zadzwoń do lekarzy, którzy mnie tu leczą, nie chcą mnie wypuścić. Zadzwoniłam . – Co pani sobie wyobraża – mówił lekarz – że będzie pani organizowała nasze życie szpitalne! Wypuścili Go na święta. Potem zadzwonił do mnie – Dziękuję. Teraz wracam znów na szpitalne korytarze. – Nudzisz się tam, jest ci źle? – Nie, przeciwnie, bardzo interesująco, nawet to polubiłem. Nigdy nie skarżył się na nic. – Dzwoń w każdej chwili- powiedział kilka dni temu. – Teraz już będzie dobrze.

Dziś Jego żona napisała do mnie – Nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Rano umarł. – No cóż, całuję mocno i Panią i dzieci, na tym jedynym ze światów,  jakie mamy do dyspozycji.

Znów całą noc nie spałam. Jadę po leki przeciwbólowe i nasenne bo nie dam rady dalej z tymi rozstaniami. W Polsce, trąby powietrzne, ulewy, burze i pogrzeby. Mama mówi – nie daje się oddychać- jakby miał być koniec świata. Odpoczywaj tam, na siłę, myśl o sobie, bo wszyscy z ciebie żyjemy. A ty zupełnie o sobie nie myślisz. Mamo, jak dobrze że jesteś…dziękuję.

Wtorek 1 sierpnia 2012

Znów nie mogę spać, tyle że dziś nie śpię na Elbie. Co za różnica gdzie nie śpię. Męczy mnie śmierć Darka Kuca, morduje, przekręca, rzuca mną nie daje spokoju…O świcie poszłam na spacer,  widziałam wschodzące słońce, kicz nad kicze. Nie miałam baterii w aparacie, zostawiła m w hotelu ładującą się….  jesteśmy w porcie Marciana Marina na Elbie w Hotelu Yacht Club, bardzo miło a mnie przeraźliwie smutno.

Nie chce mi się pisać.

Przeczytałam moim współtowarzyszom wakacyjnych dni adaptację „ Danuty W.” Zostawiłam ich pod wrażeniem. Czytam to teraz chętnie, każdemu, bo mogę głośno, sprawdzam język, długość zdań, szyk słów z zdaniach i to, jak się to będzie mówiło. Chcę osiągnąć pewien efekt i to w dużej mierze zależy od rytmu, zapisu, tego gdzie jest silne słowo w zdaniu. Starałam się pisząc tę adaptację,  żeby zdania nie miały więcej niż 5, 6 słów.

Darek umarł, a mówił mi – mam wszystko za sobą , jestem zdrowy, nauczyłem się myśleć dobrze o wszystkim co mnie spotyka, także o ludziach, musisz się tego nauczyć – mówił- uśmiecham się do wszystkiego na siłę – mówił. Żona napisała  – rano nastąpiło gwałtowne pogorszenie…

Kamienie, tyle tu pięknych kamieni. Lubię kamienie – mówi Danuta W. – zbieram je, znoszę i układam w ogrodzie, jest w nich tyle siły.

Smutne słońce pali jak wściekłe.

 

MAKING OF SORAYA z Dariuszem Kucem.

27
Lipiec
2012
04:11

Julii i Natalii - wszystkiego dobrego

Dostałam w poczcie wczoraj niezwykłe zdjęcie. Cztery z kolumn na których stał mój świat. Nie ma ich. coraz bardziej wiszę w próżni.

25
Lipiec
2012
06:21

Jakuba i Krzysztofa - wszystkiego dobrego

Frekwencja i atmosfera w tym roku na Palcu Konstytucji, nieprawdopodobna. Od początku, od pierwszego spektaklu. Tłumy, ludzie reagują żywiołowo, śmieją się , krzyczą , dopowiadają, płaczą, na „ Lamencie” płaczą niepohamowanie. Po spektaklach wstają, bija brawa na stojąco – na ulicy. Dziękują aktorom, są następnego dnia i jeszcze następnego, przynoszą kwiaty, potem malutkie prezenciki, słoik własnych konfitur, upieczoną bułeczkę, zrobione przez siebie kolczyki z koralików. Ten teatr na ulicy to fenomen. Każdego roku coraz więcej ludzi i atmosfera się wzmaga, tak bym to nazwała. W weekendy, kiedy spektakle dla dzieci, także tłumy, rodzice bawią się nie gorzej od dzieci, dzieci wchodzą do aktorów, dotykają dekoracji, rodzice rzucają się do fotografowania….Obłęd.

To wszystko jest zdumiewające, wzruszające, ważne, potrzebne, niezbędne. Teatr- moim zdaniem- jest artykułem pierwszej potrzeby- i dlatego dzielimy się nim za darmo, także z tymi , których na niego nie stać. Głodnych teatru, okazuje się dużo , naprawdę dużo. Każdego dnia ostatnio jest od 300 do 500! Osób. Ludzie! W sierpniu , przenosimy się ze wszystkimi spektaklami na Grójecka , przed Och-teatr, nie wiem jaka tam będzie frekwencja, bo tam ludzie mniej z nami oswojeni w tamtym miejscu, ale nawet jeśli będzie mnie, to w tym roku nasze spektakle na ulicę obejrzy 12 000 do 16 000 osób!  A jest ich już sześć spektakli.  Sześć tytułów, różnorodnych, wesołych, smutnych, zabawnych , refleksyjnych, tekstów literackich także, bo Bizio, Dario Fo i Esther Vialar to jest literatura teatralna pełną gębą.  W tym roku daliśmy premierę „ Związku otwartego” i „ Kopciuszka” Brzechwy. Mamy także w repertuarze „ Pchłę szachrajkę” .

Ludzie dziękują , piszą listy, przychodzą tłumnie, dopytują się, przyprowadzają znajomych. W tym roku wielu niepocieszonych bo nie możemy grac „ Flamenco namiętnie” Anna Ibarszer jest w ciąży, a było wielu wielbicieli tego specjalnie spektaklu.

Oj Ludzie , Ludzie,  Ludzie!  Fajnie!

22
Lipiec
2012
00:01

Magdaleny i Bolesława - wszystkiego dobrego

Kochałyśmy się w Nim wszystkie. Wszystkie studentki szkoły teatralnej, wszystkie aktorki, wszystkie kobiety w Polsce. Uosabiał marzenia kobiet. W PRL-owskich siermiężnych czasach był symbolem światowości, elegancji, taktu, wolności osobistej. Nigdy nie uprawiał zawodu aktora, reżysera, profesora, felietonisty, adaptatora, dyrektora, w pocie czoła. Zawsze to było jakby mimochodem, z lekkością , przyjemnością, przymrużeniem oka i mądrością. Wdzięk, poczucie humoru, inteligencja, przyjemność życia  i umiejętność dialogowania. Rozumiał i reżyserował kobiety tak, że były oryginalnymi pięknymi kwiatami o niezwykłych zapachach. Kochał kobiety i życie, sztukę jako przyjemność. Był moim profesorem i u Niego debiutowałam w „ Dorianie Grayu” Osborne’a grając Doriana właśnie. Mówił mi reżyserując, żebym się nie śpieszyła, nie krzyczała, eliminowała zbędny wysiłek a przede wszystkim nadmierne środki wyrazu. Zbyt , cokolwiek „zbyt” było w złym guście dla Niego , w złym tonie. Żeby opowiedzieć to co chcemy opowiedzieć – mówił – potrzebny jest tylko namysł i spokój. Krew pot i łzy, niekonieczne. Uczył i udowadniał że teatr jest przyjemnością i miłą radością.  Dla niego aktor się nie pocił, nie męczył, nie brudził, upijał jak tylko On potrafił w „ Salcie” Konwickiego, nie tracąc panowania nad rzeczywistością. Był niezwykłym aktorem. Umierał  ironizując, kochał z uśmiechem w kąciku ust, ginął za ojczyznę z lekkością, wyższością i pogardą dla śmierci. Chamstwo, prostactwo, brutalność, zbytnia dosłowność, ekshibicjonizm, wszystko to było mu obce. Starość, choroba, niesprawność, nie pasowały do Niego. Jego słabości sprawiały nam wszystkim przykrość. Wspaniały człowiek. Wspaniały aktor. Wspaniały, piękny i niewierny mężczyzna. Wierny był tylko sobie i zawodowi uprawianemu na Jego warunkach. Wyobraziłam sobie przez moment, co by było gdyby Go nigdy nie było…..to niewyobrażalne.

Wszystkie spektakle wczoraj na naszych scenach dedykowaliśmy Andrzejowi Łapickiemu.

18
Lipiec
2012
14:17

Kamila i Szymona - wszystkiego dobrego

No i po premierze! ” Związek otwarty” jest świetny! Publiczność cieszy się jak dzieci, zapisują na karteczkach cytaty, mężczyźni śmieją się po cichu, kobiety głośno z satysfakcją . Szał. Wczoraj z powodu ulewy niestety musieliśmy odwołać, za to w piątek dwa spektakle 0 17:00 i 18:00, bo trwa spektakl 40 minut.

Z cmentarza, z grobu, ktoś ukradł wielki, wielki kaktus , który tam stał od dwóch lat. Ludzie to prawdziwe świnie – skwitowała uprzejmie moja mama. W ogóle ludzie ludziom teraz wilkami. Sami zdrajcy i gangsterzy, a pojęcie honoru, lojalności nie istnieje. Co więcej dawniej takiemu się nie podawało ręki i nie kłaniało, dziś jakby nic się nie zdarzyło, bo tak wygodniej, a nazywa się ta hipokryzja, dobrym wychowaniem.

Dobrego dalszego ciągu dnia.

Zdjęcia z premiery ” Związku otwartego” na Placu Konstytucji, autorstwa Roberta Jaworskiego. Na nich bohaterowie Weronika Nockowska i Otar Saralidze.

15
Lipiec
2012
07:51

Henryka i Włodzimierza - wszystkiego dobrego

Jestem w królewskim, jak tu wszyscy podkreślają, mieście Darłowie. Miałam spotkanie z publicznością i zagrałam Shirley w miejscowej sali kina. Czas wolny spędzam nad komputerem i kolejną wersją adaptacji ” Danuty W.” Miły czas. To może być ważne. to da się uogólnić. To może być wzruszające, a na pewno jest poruszające, proste, szczere, prawdziwe i przez logikę i prostotę zdumiewa. I dotyczy nas wszystkich. I o nas opowiada. Dostałam dwa listy od Andrzeja Wajdy, bardzo ważne, z Jego przemyśleniami i radami jak to robić….

Wczorajszy dzień nadzwyczajny . Fundacja zagrała 6 spektakli, 2 na Palcu Konstytucji, ” Kopciuszek” premiera i i następny spektakl po godzinie , w sumei zgromadziło sie około 400 osób, dzieci, dziadkowie , rodzice, podobało sie , w Teatrze Polonia ” Przygoda” przy całkowicie wypełnionej sali 270 osób i wieczorem na małej scenie ” Ojciec Bóg” , w Och -teatrze ” Trzeba zabić starsza panią ” przy 470 widzach i owacjach na stojąco ija tu w Darłowie spektakl w małej salce ale za to nabitej do granic możliwości , około 300 osób, Jak wieczorem w raportach do mojego telefonu pracownicy donieśli – Pani Krystyno Fundacja dziś, „obsłużyła” w sumie koło 1500 osób.  Aktorzy którzy dołączają do nas i zaczynają z nami pracować i żyć , są w szoku. Pan Wojciech Pokora ogląda nasz repertuar na lipiec , liczy spektakle, wychodzi Mu miesięcznie ponad 100 spektakli, nie wierzy, liczy jeszcze raz , kręci głową i mówi – Wariatka! Wariatka!

Tak, jestem wariatką , niegroźną. Nieuleczalnie chorą optymistką i narwańcem na prace i życie. Ale szczerze mówiąc mam uczucie że zachowuje sie trochę jak ten kot z kreskówki, nad którym już wisi patelnia, już ma go ktoś tą patelnia walnąć w łeb, a on zaciska oczy i liczy na to że go to ominie. Czekam z zaciśniętymi oczami na cios patelnią , a on nie spada, otwieram oczy i słyszę brawa publiczności. Traktuję to w kategorii cudu.

13
Lipiec
2012
04:01

Ernesta i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Tekst Związku otwartego, cieszy mnie i bawi nieodmiennie. Aktorzy w zasadzie gotowi do poniedziałkowej premiery. Zaczynają mieć problemy z głosem, jak zwykle przed premierami. To wydaje się stałym punktem programu, przed wszystkimi premierami, jeśli artyści są zaangażowani w pracę uczuciowo. Ci którzy nie mają problemów z głosem to albo doskonali technicy, albo nie zaangażowali się .

Oba teatry pracują pełną parą, na obu scenach gramy codziennie i publiczność jest z nami. Spektakle na Placu Konstytucji, rozpędzone. Jak co roku tłumy. Jesteśmy po tygodniu grania „Hej Joe!” w tym tygodniu „Starość jest piękna” Esther Villar w reżyserii Łukasza Kosa i jak co roku luzie wzruszeni, starzy ludzie popłakują i po spektaklu przytulają się do jedynej starszej aktorki grającej w  tym spektaklu bo reszta aktorów to młodzież. W ten weekend premiera ” Kopciuszka” Brzechwy w reżyserii Marii Ciunelis, a w poniedziałek premiera ” Związku otwartego” z zachrypniętymi aktorami. Na koniec miesiąca tydzień „lamentu” naszego pierwszego spektaklu an Plac, gramy go już 4 lata przed niesłabnącym w entuzjazmie  gronem wielbicieli. Monologi córki, matki i babci i ich problemy poruszają widzów- przechodniów zdumiewająco gorąco. To tekst Krzysztofa Bizo, udało mu się w bardzo celny sposób scharakteryzować problemy współczesnych kobiet. Na sierpień przenosimy sie ze wszystkimi spektaklami na ulice Grójecką, przed Och-teatr, a publiczność z ławek na trawę.

Oba powoli zaczynają się tez przygotowywać do jesiennych premier. W och-teatrze pierwsze spotkania Macieja Kowalewskiego i Teatru Montownia. „Wąsy” rzecz o Polakach , Polsce i grillowaniu. Rozmowy, mądrości, sentencje  wygłaszane przez czterech filozofów, mądrali, cwaniaków i ich żon. Tytuł w zasadzie powinien brzmieć – Polskie wąsy, ale mamy już chyba za dużo sztuk które maja w tytule Polskę. Sztuka ma zaskakujące zakończenie – koniec świata. To nowy satyryczny, śmieszno-gorzki tekst Maćka Kowalewskiego. Panowie, aktorzy z Teatru Montownia zagrają i mężów i żony. premiera planowana jest na 20 września.  W Polonii pracujemy nad adaptacją książki pani Danuty Wałęsowej do spektaklu „Danuta W.” Reżyserem spektaklu jest Janusz Zaorski. Znamy się od dawna , lubimy, jest z nami także Andrzej Wolf, autor chyba najważniejszych materiałów dokumentalnych z najgorętszych momentów i lat naszej historii. Czytamy, rozmawiamy jesteśmy zaskoczeni jak mocno brzmi ten tekst. Jak jest obezwładniająco prosty i szczery. premierę planujemy na 11 października.

W sierpniu jeszcze wchodzi na scena Fioletowe pończochy, na małą scenę Teatru Polonia, spektakl „Matka Polka terrorystka”. Tekst Katarzyny Wasilewskiej, debiut teatralny, napisany dla pani Anety Perchuć i ja zobaczymy na scenie. Spektakl miał już premierę w Warszawie, w tak zwanych przestrzeżeniach teatralnych nieformalnych i zyskał od razu gorących zwolenników. Od pierwszego weekendu sierpniowego zadomawia się na naszej małej scenie w Polonii.

Niedługo ruszam an dwutygodniowe wakacje z komputerem nabitym tekstami teatralnymi, z walizką książek i wrócę w połowie siernia z do końca zaplanowanym sezonem na obie sceny. Powoli wpadam w rutynę i trzeba coś zmienić. Nowe otwarcie od września. Na razie rozmowy, spotkania, propozycje. Myślenie co w Sylwestra na obu scenach i co w rocznicę powstania Polonii, jaka wiosna i z czym w wakacje przyszłoroczne… Agencje, autorzy, czekanie na odpowiedzi aktorów. Spotkania z reżyserami i ich marzeniami. Tylu przyjaciół. Tylu artystów, scenografów, kostiumologów, muzyków… od kilku miesięcy już trwają poszukiwania wykonawców do spektaklu „Czas nas uczy pogody” spektaklu który ma robić Krzysztof Materna na scenę Ochu. Średnia wieku planowanej obsady, 75 lat, starzy ludzie śpiewają największe polskie przeboje. To będzie Sylwester tego roku a potem bal…

Na razie ja do Darłowa z „Shirley” a w sobotę i poniedziałek premiery na Placu…

zdjęcia – próba 1 generalna ” Związku otwartego”.

10
Lipiec
2012
09:52

Filipa i Amelii - wszystkiego dobrego

Co się stało z naszym teatralnym środowiskiem? Procesy, procesy, procesy…nigdy tego tyle nie było, nigdy też nIe było chyba tyle nienawiści, albo mnIe się tak wydaje. Z powodu wieku , upiększam minione lata, łagodnieją, pięknieją, może to taka prawidłowość.

Dobrego dnia.

09
Lipiec
2012
06:16

Zenona i Weroniki - wszystkiego dobrego

Od dziś znów siedzę na planie serialu ” Bez tajemnic”.

Wczorajszy wieczór w Krakowie, naprawdę niezwykły, upalna niedziela lipcowa, gmach opery, sala wypełniona po brzegi, burza na zewnątrz, pioruny, błyskawice, a ja zapomniałam o bożym świecie, muzycy zresztą też, graliśmy w zapamiętaniu. Czasem myślę że gram na zatracenie. Wracałam nocą w błyskawicach i piorunach jakby świat się kończył. Co chwila horyzont wybuchał. Jechałam, patrzyłam na tę wściekłość natury, na ten jakiś protest i krzyk i zaczęłam się bać. W Warszawie trwał bankiet popremierowy w Och-teatrze, wszystko było dobrze, brawa krakowskie jeszcze miałam w głowie, lęk narastał. Przypomniały mi się wszystkie niby banały o człowieku jak ziarenku piasku, o marności i źdzble na wietrze o kruszynkach które czują , pyłkach marnych i nie mogłam wyjść z egzaltacji. Koszmar. Przywołał mnie do porządku widok kota zamkniętego w tę burzę i noc na tarasie i wdzięczący się do mnie o 2 w nocy, kotlet mielony na patelni zostawiony przez mamę. Ominęłam go z wyższością i pogardą i poszłam przytulając mokrego jak ścierka kota, śnić o szczęściu.

Dobrego dnia.

07
Lipiec
2012
08:40

Cyryla i Metodego - wszystkiego dobrego

To co się dzieje teraz każdego wieczoru w Teatrze Polonia, na „Omdleniach” przechodzi wszelkie nasze wyobrażenia. Sala nabita do ostatniego centymetra, ludzie stoją w kasie od rana czekając na wieczorne wejściówki, błagają, płaczą, klękają żeby ich wpuścic, proponują każdą sumę za możliwość wejścia. Podczas spektaklu, każda Jego kwestia, mina, mrugnięcie okiem, uśmiech, jest nagradzana śmiechem, wzruszeniem, często brawami. Na koniec zaś, po ostatnim monologu, w którym podsumowuje relacje aktora z publicznością, słowami Czechowa, zapada kamienna cisza a potem brawa, brawa, brawa. Jurek wychodzi do ukłonów najpierw sam, pozwalamy Mu się z publicznością przywitać a Im, Nim nacieszyć do woli.  Skandowane brawa, stojąca owacja, wzruszona, wdzięczna sala ludzi. On wzruszony, Oni wzruszeni. Niebywałe. Niebywałe. Warto było przejść to wszystko, mówi Jurek. Niebywałe.

Wzruszenie i zamyślenie na koniec.

Jutro premiera w Och-teatrze. Zmagania ostatnie i nieprzespane noce . Mnie nie będzie niestety, ja do Krakowa. Tak się fatalnie ułożyło. Widziałam kilka prób ostatnich. Będzie dobrze. Zobaczę spektakl po powrocie, ze zwykłą codzienną publicznością, tak lubię najbardziej.

Dobrego dnia.

06
Lipiec
2012
08:23

Łucji i Dominika - wszystkiego dobrego

Wrócił. Jest. Gra. Ma siłę. Sprawia Mu to radość. Wczorajszy wieczór w teatrze Polonia był jednym z najważniejszych w moim życiu. I czuję wielką wdzięczność do publiczności że tak Go przywitała. Póżniej płakaliśmy wszyscy oprócz Niego.

To było coś z kategorii cudu, obecności boskiej. Pozytywna Zbiorowa histeria.

A teraz dobrego zwykłego dnia.

01
Lipiec
2012
20:55

Haliny i Mariana - wszystkiego dobrego

Pojechałam dziś do lasu. Wyciągnęłam łóżko pod sosnę , położyłam się i przespałam cały dzień! Obudziły mnie pierwsze krople popołudniowego deszczu.

Wszystkiego dobrego na ten nadchodzący tydzień. Ja mam mieć tydzień weryfikacji wszystkich moich – co mi się wydaje ! Wznowienie „32 Omdleń”, prawie codziennie zdjęcia w HBO, Shirley, Jowialski, próby generalne ” Trzeba zabić …” w Och-u…. i na koniec w niedzielę w dniu premiery w Och-teatrze ja gram ” Biała bluzkę ” w operze krakowskiej.
Ekscytujący tydzień , można się zabić płaską deską od ilości wrażeń i emocji które się we mnie wyprodukują . Ile i jaka różnorodność proszę Państwa! Kobieta dziwo! Kobieta z brodą! Kobieta żongler. Śmiech i łzy! Będziecie Państwo świadkami wypłynięcia resztki zdrowego rozsądku i umiaru! Aż się spociłam z wrażenia! Ludzie codzienni i banalni niech nawet nie próbują rozumieć! Una figura teatrale! Ecco! Wczoraj na scenie zamiast – było parno od róż – powiedziałam – było czarno od róż, nie mówiąc już o moich niedawnych – nogach w kieszeniach, albo – żółtej torbie z czerwonej skóry.

Trwa mecz, ten słynny, na zakończenie, oglądam jednym uchem.

Kobieta dzwoni do lekarza:

– Panie doktorze mam już tę gruszkę do lewatywy, ten płyn, który pan przepisał, kupiłam, i co teraz mam zrobić?

– Mówiłem pani, miesza pani ten płyn z wodą w proporcji 1:3 i wsadza sobie pani…

– Oj, oj, to ja już może zadzwonię jak pan doktor będzie w lepszym humorze….

 

W tym tygodniu sięgnę dna lub gwiazd, na razie zmierzam w kierunku dna… a Jurek Stuhr wraca na scenę….

Dobrego tygodnia. Zdjęć żadnych nie mam bo spałam.

29
Czerwiec
2012
14:47

Piotra i Pawła - wszystkiego dobrego

No i troszkę ponad tydzień do nowej premiery w Och-teatrze. ” Trzeba zabić starsza panią” .  Od jutra gorąco. Od poniedziałku gramy na Placu Konstytucji na starym miejscu codziennie o 17:00 w weekendy o 15:00 spektakle dla dzieci. Najpierw ” Hey Joe” w pierwszym tygodniu a w weekend premiera ” Kopciuszka”

A ja zakręcona. Zakręcona.

Zdjęcia z próby autorstwa Roberta Jaworskiego.

Dobrego dnia.

27
Czerwiec
2012
08:29

Marii i Władysława - wszystkiego dobrego

Od jakiegoś czasu pilnuję, kiedy udzielam wywiadu a potem go autoryzuję,  żeby do moich wypowiedzi dopisywano w nawiasie ( śmiech)  po lub przed wszystkimi zdaniami które mówię ze śmiechem, lub ironicznie lubo dla żartu. Okazuje się że coraz trudniej czytelnikom zrozumieć ironię, a autoironia jest już prawie zupełnie nie zrozumiała. Nie rozumiana także przez dziennikarza.

Udzielam ( jak się to ładnie zwykło mówić, choć mnie to śmieszy) wywiadów od ponad 35 lat. Wiele przeżyłam, nie ukrywam, należy precyzyjnie używać  określeń, pamiętać że to co się mówi będzie zapisane a więc mówić tak jak się chce aby było zapisane a nie zawierzać talentowi inteligencji  „ wywiadowcy”, jego umiejętności przekazania odcieni wypowiedzi. Nie mów nic niejednoznacznie i przede wszystkim nie używać zbyt mocnych emocjonalnych określeń, bo w zapisie ( bez szerszego kontekstu, sytuacji spotkania , tonu, barwy głosu, wyrazu twarzy ), intencje mogą być wypaczone, nie zrozumiałe , zinterpretowane inaczej.

Od jakiegoś czasu wole więc, żeby dziennikarze przysyłali do mnie pytania i odpowiadam na nie od razu pisząc, omijamy wtedy wszelkie nieporozumienia i nawet jeśli wywiad internetowo realizowany trwa długo tzn. kilka przesłanych korespondencji , dodatkowych pytań i korekt, jest precyzyjny. Jestem emocjonalna, lepiej wiec , precyzyjniej pisze niż mówię. Zawsze też wywiady, bez wyjątku,  autoryzuję , wiem bowiem że pełna przyjaźni i otwartości rozmowa z dzienniarką , dziennikarzem , najczęściej kończy się nadużyciem zaufania, niestety.

W moim życiu, długim życiu zawodowym,  także w związku z tym, moim życiu z mediami, bardzo lubię wywiady  przed kamerą ( bo mnie widać  i interpretacja w związku z tym należy do mnie, szczególnie keidy wywiad nie jest montowany później, lubię także wywiady radiowe , choć zanim się zaczną, muszę w duchu policzyć do dziesięciu i się sztucznie zwolnić i uspokoić, wyciszyć,  żeby wywiad był spokojniejszy niż ja jestem sama, przekonałam się że ludzie generalnie żyją wolniej niż ja, są dużo mniej ekspresyjni  niż ja, w związku z tym źle reagują na mój zwykły rytm, odbierają go jak chaos lub nadmiar, denerwuję ich, i w końcu wywiadów do gazet nie lubię, a szczególnie tych przekrojowych, co to nie wiadomo o czym właściwie mają być. Zdarzają się one najczęściej, przy okazji premier, nagród, i moich zobowiązań do reklamy „ produktu” jakim jest spektakl, film, serial, teatr czy akcja charytatywna nawet.  Dziennikarze korzystają z moich zobowiązań i robią rozmowę w ogóle , a to duża, ciężka praca, a potem autoryzacja często bardzo trudna. Jeśli się poważnie traktuje i zawód i czytelników i dziennikarza i siebie i to się zrobiło lub robi.

Zawsze mówiłam do mojej córki, kiedy wchodziła w zawód – nie zaprzyjaźniaj się z dziennikarzami, bo nie kontrolujesz tego co mówisz, jesteś od razu zbyt otwarta, zbyt szczera, najczęściej niepotrzebnie szczera nie tylko na swój temat,  z serdeczności zbyt otwarta, a  prawie zawsze masz przed sobą kogoś kto czatuje na wypowiedz ocierającą się o skandal, bo tylko to się sprzedaje. Ale łatwo tak mówić , sama przyjaźnię się z każdym spotkanym człowiekiem od pierwszej chwili, ufam mu i jestem gotowa uwieść co jest także cecha potrzebną w naszym zawodzie, tyle tylko że po tylu latach szczerość moja jest jednak już kontrolowana. Po wielu nauczkach i przygodach po wydrukowaniu.

Dlaczego to piszę ? Nie wiem,  bo znów przeczytałam całkiem przeinaczone moje ze śmiechem mówione wyznania, niegroźne na szczęście, dotyczące mnie samej, więc mniejsza z tym. Przykro jest wtedy naprawdę kiedy przez przeinaczenie, nadinterpretację lub złą intencję dziennikarza ranię innych, niebacznymi wyznaniami, lub dotykam ich bez potrzeby, niesprawiedliwie, bez mojej intencji i woli, a tak się zdarza, wystarczy czasem źle postawiony przecinek lub jedno słówko a nawet literka.

Pisze to, bo wypowiadając się przez telefon, w niewinnej jakiejś sprawie znów ręce mi opadły nad zapisem tej rozmowy, powtarzam na szczęście w sprawie bez znaczenia.

W całym moim życiu zawodowym spotkałam wcale nie tak wielu dziennikarzy, którzy umieli zapisać i ducha rozmowy i trafnie zrozumieć wypowiedzi, szczególnie te z terminami używanym w moim zawodzie, reszta rozumiała je na miarę talentu, i były one nie na poziomie, lub zmieniające często diametralnie moje intencje, albo po prostu złe, także jeśli chodzi o stronę literacką.

W tej chwili, weszło znów do zawodu dziennikarza masę nowych ludzi , przychodzą na wywiad kompletnie nieprzygotowani , amatorzy, ci którym się nie udało w ich zawodach i myślą że zawód dziennikarza to coś bardzo prostego, często ludzie którzy po prostu z powodu koneksji czy znajomości postanowili być dziennikarzem, napisać, choćby o kimś książkę po prostu.  I przychodzi wypytywać, bez pojęcia, najczęściej do przyjaciół tego kogoś, a my wychodzimy ze skóry żeby się udało, bo dobre imię przyjaciela ważniejsze niż nasza małostkowość.  To ostatnio spotkało mnie kilka razy, napisałam potem moją wypowiedz na nowo , bo nie nadawała się do niczego.

Po co to pisze? Nie wiem. Kolejny raz spędziłam pisząc za kogoś coś co powiedziałam oczywiście ale nie tak, zrozumiał inaczej i zapisał tak jak zrozumiał. A zależało mi na tej wypowiedzi, bo dotyczyła mojego nieżyjącego przyjaciela, którego uwielbiałam i ceniłam.

No nic . Dobrego dnia.

Dostałam w prezencie słoik konfitur z truskawek od Oli Justy. Otworzyłam go dzisiaj. Boskie! Na naklejce napis. Truskawki – Boże Ciało 2012 – rozczuliło mnie to.

25
Czerwiec
2012
15:08

Łucji i Wilhelma - wszystkiego dobrego

Dziś dopiero piszę że byłam na ” Tangu” Mrożka w Narodowym i ….bardzo , bardzo mi się podobał spektakl. Bardzo. Aktorzy grają jak Bogowie a Marcinem Hycnarem jestem tak zachwycona że chyba aż mi się w głowie pomieszało. Powiedziałam mu żartem że jest takim aktorem że trochę szkoda go na reżysera.

Od sierpnia będziemy grać w Polonii na małej scenie „Matkę Polkę terrorystkę”  i z tego się bardzo cieszę. To spektakl – monodram debiutantki pani Katarzyny Wasilewskiej w wykonaniu pani Anety Todorczuk- Perchuć w reżyserii pana Hycnara, prezentowany dotąd kilka razy w rożnych miejscach w Warszawie, u nas znajdzie dom.

Uczę się nie pospieszać czasu i nie czekać z niecierpliwością na jutro, jak to miałam całe życie we zwyczaju. Może to mi trochę życie uspokoi.

Na jednym przyjęciu, mój za-nietrzeźwiony znajomy najpierw przekonywał panią Czartoryską że musi zmienić nazwisko, nie mając pojęcia z kim i o jakim nazwisku rozmawia, potem upierał się że młoda pisarka którą właśnie poznał musi natychmiast wyjechać z Polski bo tu nic nie wskóra, nie wiedząc że dama właśnie przyjechała z Nowego Jorku i jest tu tylko przejazdem, na koniec powiedział do żony – Hela weź od pań telefony, będziemy je dalej obrażać. Bardzo mnie to bawiło cały długi wieczór. Nie ma to jak wyjść do ludzi.

Dobrego dnia .

22
Czerwiec
2012
14:22

Pauliny i Flawiusza - wszystkiego dobrego

Siedzę od kilku dni  w Wytwórni Filmowej na Chełmskiej, w dawnej fabryce snów, na  planie serialu „Bez tajemnic” dla HBO, z garderoby wychodzę na plakat ” Człowieka z żelaza” ( nie umiem  umieszczać zdjęć z tableta) , a z nim jestem tu zaaresztowana na jakiś czas. Na korytarzach dużo plakatów z filmów zrobionych w ” innym życiu” . Pustawo tu tak generalnie, nawet nie przychodzą, jak dawniej reżyserzy żeby zobaczyć co się dzieje, pochwalić nowymi spodniami czy motocyklem, nową damą albo dzieckiem, wypić kawę, pomarudzić i w kółko, w kółko opowiadać pomysły na filmy i niezrobione filmy. Poprzyjaźnić się. Nie ma panien , pięknych , do wzięcia na ekran, które tu były, wpadały zawsze, niby przypadkiem do koleżanki. Nie ma też słynnego ogłuszającego ryku, zawiadamiającego że na którejś z hal zaczyna się kręcić ujęcie, żeby uważać, a to on był miarą czasu tutaj, długie, długie lata. Takiego dzwięku nie miało nigdy nic, nawet statek , który tonął, nawet sąd ostateczny który wydał wyrok, to był wieki , groźny , przeraźliwy i rozpaczliwy, ostrzegawczy i życiodajny RYYYYYK. Pusto, cicho, smutno, czysto, nic się nie dzieje. Ja między ujęciami robię porządek w torebce lub czytam!  Gdzie ja bym w tamtych czasach zajęła się czymkolwiek innym jak aktywnością na planie, w sprawie, w temacie, w emocji ogólnej. A przecież pieniędzy na filmy więcej niż za naszych czasów? O co to chodzi?

Dobrego dnia.

Czytam książkę Jurka Stuhra. Raczej ją łykam.

Jutro Dzień Ojca. Idę na cmentarz.

17
Czerwiec
2012
13:03

Laury i Adolfa - wszystkiego dobrego

Mama po wczorajszym meczu nie może dojść do siebie. Śpi już drugi raz w ciągu dnia po nieprzespanej nocy zmartwienia.

Generał Petylicki nie żyje. Zdumiała mnie ta śmierć ( podobno samobójstwo). Znałam Go, bardzo lubiłam, mało było takich co tak lubili żyć. Kiedyś zrobiłyśmy z Kamilą Drecką kilka programów pt. Trójkąt damsko – męski  dla TV2 i drugiego tak otwartego i skorego do rozmów o urodzie życia i kobiet partnera,  trudno byłoby szukać.

Ja całe dnie teraz spędzam na hali filmowej kręcąc nowy sezon ” Bez tajemnic” dla HBO.

Katalpa się przyjęła i rośnie w ogrodzie zawstydzając swoim kolorem inne zielenie, rośnie jak zwariowana.

Premierę mieliśmy wyjątkowo udaną. Wczoraj na sali wielu widzów amatorów Gombrowicza, ubranych od razu w szaliki z napisem Polska i inne atrybuty, bo po skończonym spektaklu biegli na mecz do Stefy Kibica , mieli na to 15 minut, ale wystarczyło. W Och-u na „Mayday” każdego dnia mimo sytuacji komplet, a publiczność rozbawiona do łez, nie daje nam zginać w tym futbolowym czerwcu, bardzo dziękujemy.

Czytam wspaniałą książkę – rozmowę z Gustawem Holoubkiem. Nadzwyczajną rozmowę, według mnie.

Przejrzałam cały katalog repertuaru teatralnego w Ameryce i Europie na ten rok . Starocie, dużo Szekspira, zdumiewająco dużo, „Cymbelin” w wielu wersjach powrócił do łask, trochę nowości ale dziwnych, sztuki napisane ze scenariuszy filmowych, droga odwrotna od dotąd praktykowanej, powrót naprawdę dinozaurów jak Barnarda  Shaw’a z ” Pigmalionem” nawet,  i Noela Cowarda z ” Upadłymi aniołami.”

W naszych teatrach wciąż próby, Czarek Żak w połowie drogi do premiery „Trzeba zabić starszą panią ”  w Och-teatrze, w Teatrze Polonia próby do ” Związku otwartego” na lato na ulicę.

W samochodzie słucham Mieczysława Jastruna ” Pamięć i milczenie” . Cóż to za wspaniały polski język.

Dobrej niedzieli życzę mimo wyniku wczorajszego meczu.

W Gazecie Wyborczej bardzo dobry wywiad z Janem Englertem. A w księgarniach już do kupienia książka Jerzego Stuhra. Jestem bardzo ciekawa.

 

 

 

15
Czerwiec
2012
22:54

Wita i Jolanty - wszystkiego dobrego

I po premierze. Był to wspaniały spektakl, albo ja jestem wyjątkowo wrażliwa i na aktorstwo tego typu i na ten rodzaj opowiadania i poczucia humoru. Wojtek Malajkat w szczytowej po prostu formie.

Jutro ten najważniejszy mecz a my gramy. No zobaczymy i jaki wynik i ilu widzów. Dobrego weekendu.

13
Czerwiec
2012
04:23

Lucjana i Antoniego - wszystkiego dobrego

Dziś wróciłam z Gdyni prosto na pierwszą generalną ZBRODNI Z PREMEDYTACJĄ . W piątek będziemy mieli dobrą premierę, bardzo dobrą. Wszyscy aktorzy świetni, bardzo się cieszę z  wejścia do naszego ogromnego już kręgu aktorów przyjaciół i Elżbiety Kępińskiej i Magdy Warzechy i panów. Wojtek Malajkat, nasz stary „znajomy” zrobił rolę nadzwyczajną. Ja nie widziałam dawno takiej roli. Tak trafionej w ton, tak użytych celnie za przeproszeniem „środków”. Bardzo się cieszę. Gombrowicz byłby zadowolony.

Burza z piorunami i błyskawicami za oknem. Uwielbiam takie burze. Obudził mnie dzwonek do bramy. Nikt się nie odzywał. Może to żart. Ludzie przechodzą i dzwonią do bramy, ot tak, żeby niepokoić. Ale o 3 w nocy? A może mi się wydawało? Może to dzwonek nocny do drzwi jak u Gombrowicza?

Dobrego dnia.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.