Lidii i Ernesta - wszystkiego dobrego
Z OKAZJI MIĘDZYNARODOWEGO DNIA TEATRU FUNDACJA KJ NA RZECZ KULTURY -TEATR POLONIA I OCH-TEATR SKŁADAJĄ NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA WSZYSTKIEGO DOBREGO WSZYSTKIM WIDZOM I PRACOWNIKOM TEATRÓW. WSZYSTKIM KOLEGOM. GŁĘBOKI UKŁON.
Feliksa i Pelagii - wszystkiego dobrego
Co to była za tydzień! Zacząwszy od niedzielnego wieczoru, po zagraniu Zmierzchu długiego dnia świętowaliśmy imieniny Zuzi Łapickiej – Olbrychskiej (muszę pisać o mojej przyjaciółce posługując się dwoma nazwiskami, bo już tyle kobiet posługuje się co najmniej jednym z tych sławnych nazwisk, że teraz tylko połączenie nazwisk precyzuje o kogo chodzi), tak więc imieniny Zuzi i tam spotkanie z kilkoma dawno niewidzianymi znajomymi i rzadko widywanymi, jak Janusz Kondratiuk. Spotkanie z nim i jego poczuciem humoru. Jeśli już mówię o przyjaciołach, znajomych i ich nazwiskach. Każdy z gości mógłby dodać kilka członów do nazwiska, choćby ja, Krystyna Janda Seweryn Kłosińska, a niektórzy z gości mieliby tych członów więcej. Wieczór był wspaniały, śmialiśmy się nieustannie, choć dużo było o chorobach, śmierciach i nieszczęściach. Tej nocy, myśmy się śmiali w jednej z warszawskich restauracji, a kobiety w szpitalach w Polsce, kobiety rodzące wstrzymywały z całych sił porody, żeby mieć rok urlopu macierzyńskiego, a nie pół roku jak te, które urodzą przed 24:00. Obłęd i kompletny brak wyobraźni ustawodawców. Noc wstrzymywanych porodów.
W poniedziałek pojechałam do Bydgoszczy, gdzie w Operze Nowej zagraliśmy dwa razy Weekend z R. ku uciesze tłumu zgromadzonych tam widzów i naszemu zadowoleniu ze spotkania z Bydgoszczą. Tę noc w hotelu kolejny raz spędziłam z Gombrowiczem i jego Obłąkanymi.
We wtorek wieczorem „upoiłam się” Snem nocy letniej w warszawskiej Operze Narodowej. Naprawdę zachwyciłam się tym wspaniałym przedstawieniem baletowym Johna Neumeiera. Spektakl ten czaruje publiczność na całym świecie od wielu lat. Bodaj trzydziestu pięciu. Tym razem wystawione w Warszawie i tańczone przez Balet Polski. Tego wtorkowego wieczoru doznałam także zaszczytu poznania pana Krzysztofa Pastora – dyrektora Baletu Polskiego. Uniesiona wspaniałym towarzystwem otaczającym mnie tego wieczora, po spektaklową wspólną herbatą, wróciłam do domu i… w tym momencie, jak się okazało, w Polkowicach nastąpiło tąpnięcie w kopalni Rudna. Dowiedziałam się o tym otworzywszy telewizor i tak już zostałam, czekając razem z rodzinami 19 górników na losy akcji ratunkowej. Zasnęłam o 6 rano po szczęśliwie zakończonej akcji. To była koszmarna noc. Dzięki TVN 24 mogłam ją spędzić… razem. Podczas tej nocy myślałam wielokrotnie z wdzięcznością o tej stacji telewizyjnej i przypominałam sobie, który to już raz dzięki nim spędzam noce z największymi wydarzeniami w Polsce i na świecie. Kolejny raz uświadamiałam sobie, ja wychowana w PRLu, kraju niewolnym, z cenzurą i całkowitym brakiem wolności słowa, ja która, spędziłam większość życia w socjalistycznej Polsce, uświadamiałam sobie po raz tysięczny, jakim darem jest wolność i dostęp do informacji i świata. Jeszcze dwadzieścia lat temu wszystko to byłoby nie do pomyślenia (nie zapomnę nigdy Biesłanu , relacji z NY z 11 września 2001, pogrzebu papieża i wielu innych transmisji na żywo, nie zapomnę). Dziękuję każdego dnia losowi, że dał mi przynajmniej część życia przeżyć w nowej Polsce. To wielki prezent od życia.
Środa. Cały dzień próba, spotkania, wywiad. Wieczorem zagraliśmy 32 Omdlenia .
We czwartek także graliśmy 32 Omdlenia wieczorem, ale czwartek był dniem spotkania u pana Prezydenta, spotkania ludzi związanych z apelem o pomoc Syrii, będącej w stanie klęski humanitarnej, spotkanie ludzi władz i tych związanych z Polską Akcją Humanitarna i Janiną Ochojską. Mój podziw dla Janki, wdzięczność za to co robi i jaka jest nie gaśnie od wielu, wielu lat. Tym razem znów energiczna, przybyła prosto ze szpitala, z łóżka szpitalnego, pokonując własne bóle i kłopoty. Pewnym, czystym głosem błagała o ludzki gest i pomoc dla tych, którzy bez wsparcia nie przeżyją. Mówiła przede wszystkim o pomocy dla dzieci. Pierwszy raz widziałam Ją płaczącą. (Na marginesie: moje zdumienie, że otaczają ją tylko kobiety, i to kobiety jeżdżą do Syrii z ramienia PAHu było naprawdę duże). Młoda osoba, dziewczyna która wróciła właśnie z Syrii, gdzie zawiozła pierwsza partię żywności i mleka dla dzieci od Polski, od Polskiej Akcji Humanitarnej, opowiadała tam w Belwederze co widziała, pokazywała film, który udało im się nakręcić .
Piątek był dniem spokojniejszym, bo tylko próba jak co dzień przed południem, Mayday 2. Te próby trzymają mnie w dobrej kondycji i fizycznej, i psychicznej, bo przyjemność układania tego utworu na scenie i śmiech, oraz radosne skojarzenia temu towarzyszące, wymusza tekst tej wspaniałej farsy, jej bohaterowie i ich perypetie, naprawdę sprawia to wiele radości. Ale także w piątek, kampania przeciwko karze chłosty dla ofiar gwałtów i sprawa młodej dziewczyny gwałconej wielokrotnie przez ojczyma, mordercy jej dziecka i jej napiętnowanie publiczne na Malediwach. Horror.
W piątek wieczorem w przerwie spektaklu, w korespondencji list od dwóch gejów, którzy chcą popełnić samobójstwo, błagają o pomoc w problemach. Mój Boże.
Dziś sobota, jedziemy do Olsztyna grać 32 Omdlenia na festiwalu. Pierwszy wyjazd Omdleń z Teatru Polonia. Jerzy Stuhr w świetniej formie, pełen entuzjazmu i siły. Przygotowuje się do realizacji swojego filmu i zgodził się, pierwszy raz po długiej przerwie, wyjechać w Polskę z nami.
Moja mama zbiera się po operacji, a ja w nadchodzącym tygodniu znów spotkania, decyzje, teatry, granie wieczorne i codzienne próby Mayday 2 do czwartku, zobaczę też pierwszy raz próby Baby Chanel, szykującej się do premiery w Teatrze Polonia, tuż po świętach, 5 kwietnia. W poniedziałek i czwartek zobaczę dwie próby, a potem święta, święta, święta a już w drugi dzień świąt Weekend z R. w Och-Teatrze.
Dobrego nowego tygodnia. Szczęśliwego. Bez horrorów tego świata i trosk dnia codziennego. Jak tu żyć? Powiedzcie. Bo ja coraz częściej nie wiem. W nocy zorientowałam się, że zgubiłam broszkę. Rano, nie wiem jakim sposobem, poszłam prosto do niej leżącej w śniegu w ogrodzie. Bez wahania! Najmniejszego! Skąd wiedziałam?
Izabeli i Hilarego - wszystkiego dobrego
No i list o alpakach zrobił karierę. Na mojej stronie i forum internetowym kalkulacje na ile się opłaca hodowla alpak i tym podobne. A mnie się przypomniało, nie pamiętam kto mi to opowiadał, w Warszawie, tuż po wojnie, spotkał ten ktoś Stanisława Lema w ZOO, czesał wielbłąda. Naprawdę! Kiedy go zapytał co on tu robi, podobno odparł że najął się do pomocy w ZOO, zbiera wełnę z wielbłąda i zrobi sobie z niej wkrótce sweter. No, i czy to nie jest zdumiewająco-praktyczno-piękna-i-pouczająca-oraz-wielce-zastanawiająca-historia?
Druga taka wielce-pouczająca-i-zastanawiająca historia zdarzyła się mnie. Drugiej czy trzeciej nocy po śmierci mojego męża, leżałam w bezsennym łóżku. O 2 w nocy, niespodziewanie zadzwonił telefon. Odebrałam niechętnie, miałam dosyć kondolencji, szczególnie o tej porze, a poza tym telefon o tej godzinie do mnie to mogła być tylko firma ochroniarska pilnująca któregoś z teatrów fundacji, mają tam też inne telefony do innych pracowników fundacji, nie musiałam odbierać w takiej sytuacji jak tamta. Mimo to, w rezultacie, podniosłam słuchawkę, bo telefon dzwonił naprawdę uporczywie.
– Mówi Leszek Kołakowski – usłyszałam- przepraszam że o tej godzinie, ale dzwonię z Ameryki Południowej, chciałbym połączyć się z panią w godzinach żalu. i mówił dalej – a ja pomyślałam – znowu jakiś oszołom – nie rozłączając, odłożyłam słuchawkę na miękką kołdrę i poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Kiedy wróciłam, po dobrych 20 minutach i podniosłam słuchawkę z kołdry, ten ktoś mówił dalej. Recytował lub czytał jakiś wiersz, rozpoznałam Szymborską, zaczęłam słuchać, mimo że nie wierzyłam, że to profesor Kołakowski. Mówił jeszcze co najmniej 20, 30 minut. Ja się nie odezwałam, ale i nie rozłączyłam. W pewnym momencie powiedział – Rodziła pani dziecko na tej samej sali i w tym samym momencie w którym moja córka rodziła mojego wnuka. ….Powiedział jeszcze wiele, wiele kojących słów, spokojnie, nieśpiesznie, nie czekając na mój odzew. Potem życzył spokoju i pogodzenia i odłożył słuchawkę życząc szczęścia.
Do dziś nie wiem, czy to był profesor Kołakowski. Ale jest to wielce-pouczająca-i-budująca-historia. Ktokolwiek to był. Spędził ze mną godzinę tej trudnej bezsennej nocy, nie czekając na moją obecność.
A Państwu dobrego dnia.
Nowy Papież, Franciszek I, miły. Mówi świetnie. Uśmiecha się nieśmiało i rozbrajająco. Tyle nadziei z Nim związanych. Tyle zadań przed nim. Czeka go prawdziwa posługa Bogu i ludziom. Ofiara ze swego życia. Pasterz czy głowa kościoła? Wszyscy pytają. A On? „Pozdrawiam was wszystkich i błogosławię bo wiem wszyscy jesteście bożymi dziećmi”. Ma poczucie humoru. Podobno powiedział do kardynałów: „Niech Wam Pan Bóg wybaczy że wybraliście właśnie mnie”.
Hubi, nasz fryzjer, chciałby też być papieżem. Mówi, że pozdrawiałby niezmordowanie wiernych z okna w Rzymie i zapraszał mnie w kółko do Castel Gandolfo na wakacje.
Zdjęcia z granego z ten weekend Zmierzchu długiego dnia autorstwa Anity.
Leona i Matyldy - wszystkiego dobrego
Serdecznie, serdecznie, dziękuję za wszystkie życzenia imieninowe. Dziękuję.
Mamy Papieża. Franciszka z Argentyny. Miłego. Ukazał się w przerwie Pana Jowialskiego. Zadzwoniłam do mamy.
Moja mama w poniedziałek, była operowana w jednym z warszawskich szpitali. Już po wszystkim i wszystko w porządku. Ja, jak zwykle, na kolanach przed lekarzami. Kiedy wyszli po trzygodzinnej operacji, nie wiedziałam jak im dziękować, spojrzeli na mnie spokojnie i – nie ma za co – odpowiedzieli.
Kiedy mamę mieli usypiać, powiedziała – gdyby pokazał się biały dym, dzwońcie do mnie nawet w nocy. Jak zwykle urocza i zainteresowana życiem.
Tyle nadziei z tym nowym papieżem związanych. Konserwatysta, ale porządny człowiek – jak o Nim mówią. – Miał narzeczoną i umie gotować – mówią. – Nigdy nie zabiegał o zaszczyty- mówią. Zabawnie mówią. Papież jezuita.
Wczoraj ustawiłam pierwsze 12 stron MAYDAY 2. Idziemy jak burza.
Oto jaki dostałam list! Moje imieniny. Taki prezent imieninowy. Tego rodzaju listów ostatnio coraz więcej. Nigdy tyle nie było. Zamieszczam, bo to prawdziwy koloryt ostatniego roku, tego rodzaju prośby.
Wszystkiego dobrego. Dobrego dnia.
Dzień dobry! nazywam się Krzysztof mam 14 lat, chodzę do gimnazjum i mieszkam na wsi z rodzicami i braćmi. Piszę do pani z prośbą o pomoc. Codziennie patrze na otaczający mnie świat i wiem że jest nie sprawiedliwe… proszę Panią o pomoc. Chciałbym, aby nasza sytuacja trochę się polepszyła, ponieważ mamy ciężką sytuację. Nie chcę prosić o pomoc finansową. Bardzo chciałbym, aby w naszym gospodarstwie dodatkowo hodować zwierzęta ale nie takie zwykłe. Te zwierzęta to Alpaka – hodowane są dla wełny i przypomina nieco lamę, ale jest od niej mniejsza i z budowy ciała bardziej podobna do owcy. Mam taką prośbę czy by pomogła Pani i zakupując dla mnie te zwierzątko (alpaka). Moi rodzice posiadają gospodarstwo rolne gdzie uprawiamy warzywa, ale jest teraz co rok gorzej i dlatego chciałbym, aby dodatkowo hodowaliśmy te zwierzęta. Czyby Pani pomogła mi w taki w sposób. Bardzo proszę! Za odpowiedź z góry dziękuję.
Pozdrawiam Krzysio.
Bożeny i Krystyny - wszystkiego dobrego
Fredro, Fredro, Fredro…rok Aleksandra Fredro. U nas i Zemsta i Pan Jowialski. Dzisiejszy Jowialski sama radość i zabawa, może trochę za bardzo zabawa… dla nas na scenie. Ale dlaczego nie? Dlaczego nie aż taka radość, że wychodzimy z ról i bawimy się razem z publicznością, biorąc w nawias nas samych, teatr, sztukę, role i hrabiego.
Czekamy na biały dym. Konklawe trwa. Tak ładnie ubrani na czerwono.
Dobrej nocy. Zdjęcia z kulis, autorstwa Marty Więcławskiej.
Cypriana i Marcelego - wszystkiego dobrego
Świat się zmienia, życie mnie doświadcza, inni mądrzeją, jeszcze inni głupieją, wspomnienia się mnożą, obsesje powszednieją, sny wracają, drzewa rosną, brama rdzewieje, ci, co byli w porządku okazali się śmieciami, ci, co byli podejrzani okazali się z brylantów, woda płynie, kotom wypadają zęby, znajomym rosną brzuchy, księżyc blednie, perfumy potrzebne coraz mocniejsze, buty większe, łzy wyschły, dni powszednieją, samotność staje się kojąca, zwierzęta bliższe niż ludzie, mleko szkodzi, jabłka okazują się niesmaczne, Bóg wraca w najmniej oczekiwanych momentach i staje się lękiem, uśmiechy ludzkie są krótsze i mniej szerokie, za każdą radość chce się całować ziemię, dzień zachwyca, noc ulubiona, byle co się podoba, wspaniałość jest lekceważona, słowa przekroczyły granice, barwy się pogłębiły, kolor brązowy jednak okazał się nudny, kwiaty wydaje się kwitną zbyt łatwo i zbyt atrakcyjnie, chleb szkodzi, wiatr meczy, słońce jest zbyt, zachwyt rzadszy, pogarda głębsza, tęsknoty falują według krzywej nieskończoności, minuty uciekają, czas już nigdy nie stoi, płacz dziecka przeraza do paniki, śmiech zbytni przeraża równie, młodzi wiedzą więcej niż starzy, starzy budzą czułość naiwnością, zło jest modne, a ja wciąż palę i nie umiem sobie z tym poradzić…. bo mam do siebie słabość….
Jutro Weekend z R. w Łodzi w Muzycznym.
Pawła i Tomasza - wszystkiego dobrego
Dziś 16 rocznica śmierci Agnieszki Osieckiej. 16 lat jak to długo! A mnie się wydaje ze wczoraj Ją widziałam i była jak zwykle uśmiechnięta ze smutkiem na dnie oczu i tajemnicza z otwartością w spojrzeniu. Ciągle wracają zdania przez Nią napisane, myśli przez Nią wypowiedziane i wciąż uderzająca refleksja jak prosto, jak trafnie, jak wrażliwie i głęboko. Jutro na zamkniętym koncercie śpiewam znów Jej piosenki. Będzie dotkliwie, dla mnie na pewno.
Róży i Wiktora - wszystkiego dobrego
W piątek w Warszawie trzy premiery. Zwariowali, jakby nie mogli się porozumieć co do tego i umówić. Chyba się rozerwą oczekiwani na wszystkich tych premierach goście. Można by zrobić premierę co trzy godziny i te stałe zapraszane 200 osób, mogłoby mieć maraton teatralny premierowy. My się nigdy tym nie przejmujemy, bo nasi goście i tak z innego klucza, bo tych oficjalnie zapraszanych właściwie nigdy nie ma. No, ale nie jesteśmy ich teatrami, więc i obowiązku nie ma. Mamy wiernych widzów z Biura Kultury i z Ministerstwa, ale nasza „znakomita reszta” to środowisko. Przyjaciele, lekarze, scenografowie, koledzy, muzycy, aktorzy i co ciekawe wszystkie ambasady …oficjeli na lekarstwo.
Na Danucie W. byli już chyba wszyscy ambasadorzy i pracownicy ambasad i nikogo z naszych ludzi polityki, a przecież opowiadamy o nich, o ich życiu, wymieniamy ich nazwiska. No ale to koloryt lokalny. Z drugiej strony, jak czasem patrzę, co musi prezydent tego kraju oglądać w teatrze czy na różnych okolicznościowych teatralnych wieczorach, na których wypada być, to rozumiem, że może zapaść na teatrolęk. Przy okazji chciałabym powiedzieć, że Biuro Kultury i jego budżet, zbliżony do budżetu całej polskiej kinematografii, wymyśliła i załatwiła dla miasta u męża, pana Lecha Kaczyńskiego, wtedy prezydenta Warszawy, pani Maria Kaczyńska, która co prawda lubiła teatr akademicki, jak się to teraz ładnie mówi, żeby nie ubliżyć nam teatrom środka, ale za to lubiła teatr naprawdę!
Była na każdej premierze w Warszawie, potem rozmawiała z twórcami, dzieliła się wrażeniami i widać było, że te teatralne wieczory, nie tylko zresztą premierowe, sprawiają Jej wielką radość. Cały pomysł na zarządzanie warszawskimi teatrami został. Budżet też, tylko tej sympatii i radości ze zwykłego wieczoru teatralnego nie ma. Na szczęście ma ją wielu widzów, których znamy, szefowie i wybitni profesorowie warszawskich szpitali, przedstawiciele palestry, właściciele wydawnictw literackich, dziennikarze polityczni i sportowi, warszawscy rzemieślnicy i środowiska akademickie. Ale pani Mario!…tęsknimy za Panią.
Obserwuję z narastającym zdziwieniem spiralę agresji i braku jakiegokolwiek zdrowego rozsądku w dyskusji dotyczącej związków partnerskich. Obie strony, czy wszystkie strony, bo jak się wydaje jest ich wiele, wykazują się szczytowym brakiem tolerancji i nieumiarkowania w słowach. A oprócz naturalnej potrzeby uregulowań prawnych w tej sprawie, chodzi przecież o rzeczy najintymniejsze i fundamentalne. Napastliwość i małostkowość, absolutny brak tolerancji (i z jednej i z drugiej strony) dla innych poglądów i odmiennego punktu widzenia jest deprymująca.
Przytoczę tu wypowiedź mojej mamy. Moja mama ma ponad 80 lat, dla niej akceptacja małżeństw gejowskich jest trudna, to zrozumiałe i nie ma co się na to oburzać, rozumie natomiast, że skoro są takie związki, to trzeba, i nie ma nic przeciwko temu, stworzyć prawne warunki i poczucie bezpieczeństwa dla nich. I tylko wczoraj zadała mi pytanie: – Ale oni nie chcą ślubów kościelnych? Prawda Krysiu? – Prawda mamo. – No to o co chodzi? – Mamo – odpowiedziałam – są tacy, którzy absolutnie tego nie akceptują i kosztem nieuregulowania ochrony prawnej nawet związków heteroseksualnych, a takich jest wiele, wolą nie uchylać drzwi prowadzących ich zdaniem do postępujących roszczeń par jednopłciowych. Są tacy, którzy zgadzają się na ustawowe regulacje prawne, ale nie zgadzają się na śluby, są tacy, którzy zgadzają się na śluby, ale nie na adopcje dzieci i tacy, którzy zgadzają się na wszystko w ramach demokracji i postępu cywilizacji. Jak chcesz mogę Ci znaleźć procentowe poparcia dla każdej z tych opcji. – Nie, nie, Krysiu, procenty mnie nie interesują – odparła. Nawet jeden człowiek jest ważny. Zamyśliła się i powtórzyła – ale nie chcą ślubów kościelnych, prawda? – Nie mamo. – No to o co chodzi? Moim zdaniem Papież przez to zrezygnował. Bo nie umiał sobie z tym poradzić. Z tym światem. Dziwny jest ten świat – skonstatowała na koniec.
U nas w teatrach, w Och-Teatrze jutro pierwsza próba do Mayday 2. A w Teatrze Polonia już próby w kostiumach do Baby Chanel zdj. Marta Więcławska.
Fryderyka i Wacława - wszystkiego dobrego
Serdeczne gratulacje dla Maćka Stuhra za zdobycie podczas wczorajszej uroczystości wręczenia Orłów w kinematografii, głównej nagrody za role męską za rolę w filmie ” Pokłosie”. Serdecznie Maćku. Całujemy Cię wszyscy w Fundacji. Gratulacje także dla innych nagrodzonych.
Tycjana i Kunegundy - wszystkiego dobrego
Jutro w Teatrze TV powtórzenie naszego spektaklu Rosyjskie konfitury. Ignacy Gogolewski, Agnieszka Mandat, Sonia Bohosiewicz, Weronika Nockowska, Agnieszka Krukówna, Maria Seweryn, Rafał Mohr, Cezary Kosiński, Paweł Ciołkosz…
Zrobiliśmy ten spektakl zaledwie trzy lata temu, a jesteśmy w innym świecie… Świetny tekst Ulickiej, wspaniałe role. Agnieszka Mandat za swoją rolę dostała nagrodę na Festiwalu Teatru TV w Sopocie, wspaniała rola Ignacego Gogolewskiego i grupy młodszych aktorów. Scenografię do tego spektaklu robił Maciej Maria Putowski, a zdjęcia Dariusz Kuc. Ja gram tam niewielką rolę i jestem reżyserem tego przedstawienia. Dlaczego o tym piszę… Trzy lata minęły i tak wiele się od tego czasu zmieniło! Nie ma już tamtego Teatru Telewizji, nie żyje Paweł Rakowski – producent przedstawienia i mój przyjaciel, producent wielu rzeczy, które robiłam „kamerą”, między innymi Pestki, nie żyje także Darek Kuc – operator i także mój serdeczny przyjaciel, z którym zrobiłam wiele wiele rzeczy, debiutowałam z Nim pracując w Teatrze TV po raz pierwszy jako reżyser. Hedda Gabler, potem robiliśmy razem i Cyda, i Klub kawalerów i Małe zbrodnie małżeńskie.
Mój świat się kończy, przyjaciele odchodzą, a razem z nimi ich wiedza, umiejętności, wrażliwość, przyjaźń, zostaje przestrzeń, która nie chce się nikim ani niczym zapełnić….
To jutrzejsze powtórzenie naszej wspólnej pracy uświadomiło mi to na nowo.
Dziś w Łodzi uczestniczyłam w dyskusji na temat autorytetów. Zastanawiałam się przedtem na temat moich autorytetów i dziś jest nimi dla mnie albo wielu ludzi, to znaczy uznaję ich autorytet w dziedzinach bliskim im a mnie mniej, albo trudno mi zebrać kilka nazwisk ludzi żyjących, będących dla mnie autorytetami generalnie. Ciekawa dyskusja dzisiejsza, szkoda, że skończyła się na teatrze, autorytetach w dzisiejszym teatrze, bo to temat miałki, młodzi – starsi, awangarda – akademicy, co to kogo obchodzi. Ważne są emocje, uczucia w teatrze, sensy nie forma, a do formy się w rezultacie sprowadzają te dyskusje, nie do treści poruszanych przez dzisiejszy teatr.
Tak więc jutro wieczorem smutne dla mnie powtórzenie i tyle.
Antoniny i Radosława - wszystkiego dobrego
Warto żyć, warto grać, warto prowadzić teatr żeby dostać taki list.
Dobrego dnia dla Wszystkich.
Teofila i Makarego - wszystkiego dobrego
Wiele spraw, wiele spotkań, miesza się wszystko, pomysły, teksty, nadzieje, emocje. Powrót do teatru, powrót do codzienności. Po trzech dniach „urzędowania” zastanowiłam się jak naprawdę wygląda moja codzienność , moje życie. Organizm zapomniał ten rytm, odzwyczaił się i co chwilę mam uczucie, że nie panuję nad sytuacją. Wieczorem dwie godziny na scenie to jak skok w przepaść, na szczęście, w przepaści stan nieważkości, zapominam o Bożym świecie. To mnie ratuje po całym dniu.
Po powrocie, powrót także do naszych dawnych baranów. I znów tego samego – jak mówiła moja gosposia z Dąbrowy Tarnowskiej. Otwieram telewizor i jakbym nie wyjeżdżała, bo nawet tematy i ton ten sam. Tylko buty u pani Olejnik się nie powtarzają.
Jeśli chodzi o buty, że nie można czerwonych i teraz będzie chodził w brązowych to nowością jest i abdykacja papieża, i „sposób” Jego odchodzenia do książek, jak sam powiedział, i to bardzo interesujące i zastanawiające. Budzi refleksję – jak mówi Jurek Karwowski, członek rady naszej Fundacji, który jeszcze zakładał Teatr Bim Bom i wiele rzeczy wciąż porównuje. Tam miałem Zbyszka Cybulskiego i Bobka Kobielę, tu mam ciebie, mówi do mnie. Bardzo mi z tym miło.
W połowie dnia mojego „urzędowania”, niekonwencjonalnego ale jednak urzędowania, wychodzę z psem na chwilę spaceru (sprzątam odchody zaznaczam), pies i ja wciągamy żółtko- jak mówiła z kolei moja babcia i …. wczoraj obok teatru napotkana wystawa w zakładzie fryzjerskim zatrzymała mnie w czasie, w locie, wystawa taka że aż stanęło mi serce uwięzione w młodości w PRLu, zobaczyłam tę wystawę i nie mogłam uwierzyć. (dołączam zdjęcia). Naprawdę ta wystawa jest w centrum miasta, zakład fryzjerski działa, bardzo ciekawe jak tam czeszą?
Postanowiliśmy zamieścić ankietę dla Państwa dla Widzów z zapytaniem o godziny spektakli.
Ankietę możecie Państwo wypełnić TU. Zapraszamy.
Życzę dobrego dnia.
Macieja i Bogusza - wszystkiego dobrego
I już…. w domu, dotarłam o północy, wieczorem idę do Teatru, w charakterze widza. Bardzo się cieszę, nie mogę się doczekać. Jutro gramy BOSKĄ! w Tarnowie a od wtorku w Teatrze Polonia DANUTA W. aż do następnego wtorku, z przerwą na sobotę, niedzielę. W weekend DANUTA W. w Łodzi na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Festiwal w tym roku pod hasłem – Autorytety. Po powrocie z Łodzi zaczynamy próby w Och-Teatrze do MAYDAY 2 i tym samym zaczyna się radosny czas robienia nowej farsy. Uwielbiam to. Życie z zaludnianiem sceny nowymi , zabawnymi charakterami i sytuacjami to bardzo miłe życie, choć granie farsy i próby tego gatunku scenicznego, to praca jak w kopalni, wszystko musi się ruszać, biegać , zmieniać, puentować, błyszczeć, być w określonym rytmie. Od dawna obiecuję sobie że kiedyś założę krokomierz i będziemy także mierzyć sobie ciśnienie w trakcie grania WEEKENDU Z R. albo MAYDAYA. Farsa to także tempo. Biegamy wszyscy kilometry, szczególnie na długiej scenie Och-Teatru na której trzeba się pokazać publiczności jednocześnie z dwóch stron, a publiczność po obu stronach musi dostać te same informacje, zrozumieć akcje , każdy jej niuans i zobaczyć „należne miny” jak ja to żartobliwie nazywa. Ale generalnie miło. Chce się żyć , chce się grać , chce się bawić z ludźmi i dla ludzi.
W Weronie wczoraj na „podwórku” szekspirowskiej Julii, takie tłumy że przecisnąć się nie sposób, o zrobieniu zdjęcia nie było mowy, o napisaniu na bramie kogo się kocha, marzyć tylko. Turyści z całego świata wypisują tam każdego dnia swoje wyznania miłości, a służby miejskie o świcie zmywają to pod ciśnieniem, czego byłam kiedyś świadkiem. Dla ludzi nie ma to znaczenia, ważne żeby napisać i żeby napis trwał choć dzień. Julie z całego świata pod tym balkonem jakieś radosne, wzruszone, Romeowie, bo nie wiem jak to odmienić inaczej, w dużej ilości ale jakby trochę pijani, głośno śmiejący się, oburzeni, że z piwem nie wolno. Słychać język rosyjski. No Rosjanie to dopiero romantyczni kochankowie!
Dyskusja tu na stronie dotycząca ubierania się , między innymi ubieraniem się do teatru, trwa. W związku z tym musimy chyba też zapytać Państwa o której wolicie abyśmy grali spektakle, szczególnie w ciągu tygodnia w dni powszednie, kiedy praca kończy się o 18:00 i często na przebranie się i przygotowanie na wieczór nie ma czasu. Graliśmy od początku istnienia Fundacji spektakle o 20:00 , właśnie z powodu wydłużenia się dnia pracy. Potem na prośbę także widzów i w związku z narzekaniem na komunikację wieczorną zaczęliśmy grać o 19:30. Spektakle dłuższe dwu i pół godzinne gramy o 19:00, te które trwają dwie godziny (takich jest najwięcej), lub krótsze gramy o 19:30. Nie chodzi tu oczywiście o weekendy bo wtedy także gramy popołudniówki, które wprowadziliśmy w każdą prawie sobotę i niedzielą , na prośbę Widzów przyjeżdżających z innych miast, lub chcących obejrzeć dwa spektakle u nas jednego dnia, popołudniówkę i spektakl wieczorny, a takich, szczególnie przyjezdnych jest niemało. Dbamy też o to, żeby Widzowie oglądający popołudniówkę w jednym z naszych teatrów mieli czas na przejazd do drugiego naszego teatru na spektakl wieczorny, to ma znaczenie jak się okazało dla gości z Polski. Wprowadziliśmy też, (i ma to wielkie powodzenie), spektakle popołudniowe w Och-Teatrze połączone z zajęciami plastycznymi dla dzieci, prowadzonymi podczas spektaklu, przez Fundację Atelier. Te spektakle zaczynają się zwykle o 16:00 i wielu rodziców chcących obejrzeć spektakl z tej możliwości spokoju na sali podczas spektaklu korzysta, zostawiają dzieci pod opieką plastyków z Atelier i wszyscy są zadowoleni. Dzisiejszego popołudnia będzie na zajęciach z Atelier podczas popołudniu granego spektaklu „Mayday”, ponad dwadzieścioro dzieci.
Opisuję to wszystko, bo chętnie dowiedzielibyśmy się od Państwa jakie godziny spektakli Państwu odpowiadają , mimo że uzależnieni jesteśmy w wielu przypadkach od terminów naszych aktorów, ale ruch taki jak popołudniówka czy 16:00 czy 17:00? a może 15:00 ? jest do zrobienia. Gramy też czasem o 12:00 w niedziele i to wcale nie spektakle dla dzieci ale Czechowa choćby i paradoksalnie te południowe spektakle mają naprawdę dużą publiczność. Spektakle dla dzieci gramy w dni powszednie i weekendy, tu też chcielibyśmy znać opinię Państwa, które godziny są najlepsze 10:00? 11:00? 12:00? Wszystko to jest bardzo dla nas ciekawe. Chętnie usłyszelibyśmy opinie Państwa. !8:00? !9:00, 19:30 czy 20:00 latem choćby, a net 20:30 czy 21:00. Odezwijcie się Państwo.
Dobrego dnia.
Na liczne pytania o nowego pieska odpowiadam, że Sonia ma się świetnie. Przywitała mnie radośnie. Zaprzyjaźniona z domem, zwierzętami a przede wszystkim moją mamą , żyje wesoła i zadowolona z każdego dnia. Zakolegowała się nawet z kotem mojego syna , który nas tylko odwiedza a ma wyjątkowy, ekspansywny charakter.
Marty i Małgorzaty - wszystkiego dobrego
Jesteśmy tu szczęśliwi. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Jest nas tu grupie 29 osób. Ja jestem z synami. Każdy robi co chce, co lubi. Rozmowom nie na temat nie ma końca, ale też każdy tu oprócz lektur pracuje w zaciszu pokoju nad czymś, co przywiózł ze sobą. Adaptacje, scenariusze, opracowania (jestem tu z dwoma dyrektorami teatrów warszawskich, reżyserem filmowym, operatorem), prace habilitacyjne i naukowe oraz konsylia telefoniczne (są wśród nas lekarze, profesorowie nawet), odbywają się konferencje internetowe (przedsiębiorcy i prawnicy) oraz komentarze, opracowania różnych tematów na bieżąco (ludzie telewizji i radia). Jeszcze inni fotografują i rysują (plastycy).
Co rano odprawa prze dniem sportowym na placyku, co wieczór sprawdzanie z dnia. Nikt tu nie przestał tak naprawdę pracować. Widocznie to kochamy.
Leona i Ludomiła - wszystkiego dobrego
Jestem we Włoszech. Merano. Sanatorium, a raczej gorące baseny siarczane. Na górze na lodowcu rodzina i przyjaciele jeżdżą na nartach, a ja biczuję się w siarczanych i gorących źródłach. I odpoczywam, i leczę się, i filozofuję, a nawet robię plany na przyszłość, w przyśpieszonym tempie, jak to zwykle ja.
Teatry pędzą rozpędzone beze mnie, Jerzy Stuhr „Kontrabasitą” święci zasłużone triumfy i pławi się w uwielbieniu publiczności. „Zemsta” uczy i bawi przy pełnych salach zadowolonej i wdzięcznej za Fredrę publiczności. Próby do „ Baby Chanel” trwają. A ja tu w błogostanie wieczorami na 2 tysiącach metrów, z rozrzedzoną krwią i zwolnionym tętnem robię ostateczną wersję naszego „Mayday 2”, którego próby zaczynamy tuż po mim powrocie.
I tylko trochę mi mało tego odpoczynku. Liczyłam na to, że podczas tego pobytu uda mi się zobaczyć dom Gabriele d’Annunzio nad jeziorem Garda, bo i postać, i życie, i temat na nowo budzi się do życia. Twórczość chyba nie, bo mocno manieryczna, ale tu w teatrze spektakl o Eleonorze Duse i z d’Annunzio i z tymże domem związanej. Chyba jednak nie tym razem te moje zwiedzania i tylko przed odlotem stanę znów pod balkonem Julii w Weronie, westchnę i tyle. Swoją drogą dawno tego Szekspira w Polsce nie było, ale wzorzec z Sevres film Zeffirelliego zawsze do obejrzenia.
Czytam, czytam. Wszyscy tu czytamy. Liczne towarzystwo z Polski z nadwaga bagażową z powodu książek. Czytam na nowo „Opętanych” Gombrowicza, bo mamy z tym związane teatralne plany, ale czytam także przynajmniej jedną sztukę dziennie, choć nie wszystkie utwory teatralne na to zasługują.
Jestem w „ważkim stanie”, jak powiedziała jedna z towarzyszek moich miłych włoskich wakacji nie mówiąca perfekcyjnie po polsku. Ważki stan, nawet wolę od stanu nieważkiego.
Serdeczne pozdrowienia z beztroski. Chyba po raz pierwszy od siedmiu lat istnienia naszej fundacji nic się nie zdarzyło niespodziewanego przed moim wyjazdem, żadna katastrofa, aż nie mogę w to uwierzyć. Spokój. Już zapomniałam, że tak może być.
Dobrego dnia.
Faustyna i Józefa - wszystkiego dobrego
Wczoraj w naszym teatrze, w OCH-TEATRZE odbyła się premiera sztuki Aleksandra Fredro – ZEMSTA, w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. Podczas premiery czciliśmy także 40 – lecie a nawet 50- lecie pracy artystycznej naszego przyjaciela Wiktora Zborowskiego. Po premierze, na scenie odczytano list pochwalny i dziękczynny ZASPu czyli Związku Artystów Scen Polskich, odczytał go prezes Olgierd Łukaszewicz, a pani Wice Minister Małgorzata Omilanowska przypięła Wiktorowi medal GLORIA ARTIS w uznaniu za osiągnięcia i zasługi dla kultury Polskiej. Spektakl podobał się bardzo, warto mówić o interpretacji tekstu Fredry i o tym, że w tym spektaklu zgody na końcu, jak to jest u Fredry, nie ma, za to jest epilog z Pana Tadeusza o gorzkich łzach przyszłych pokoleń. W obsadzie spektaklu wspaniali artyści i naprawdę świetne role, Cześnik- Cezary Żak, Rejent nasz Wiktor Zborowski, Papkin Artur Barciś, Dyndalski – Wojciech Pokora, Podstolina – Viola Arlak, Klara- Zosia Zborowska a Wacław –Michał Piela, oraz dwóch „zdolniachów” czekających na swój moment zawodowy Otar Saralidze i Adam Serowaniec. Otara, można u nas zobaczyć w spektaklu „ Związek otwarty” , Adama Serowańca w spektaklu „ Trzeba zabić starszą panią”, a za chwile zaczyna próby w obsadzie do „Mayday 2” . . Jesteśmy dumni i z naszej pracy i z premiery „Zemsty”. Pewnie wywoła ona kontrowersje, na to liczymy, ale i niewątpliwie publiczność będzie miała wiele chwil przyjemności z wielu, wielu niezliczonych po prostu powodów.
Wczorajszy wieczór, Walentynkowy, połączony z tą premiera był radością. W Teatrze Polonia graliśmy „32 Omdlenia” , a ja po zbiegnięciu ze sceny, zostawiając „zaspokojoną” publiczność niemogącą ochłonąć po spotkaniu z Jerzym Stuhrem , przede wszystkim, pojechałam czym duch i bez zajmowania się sobą i swoim wyglądem , do Och-Teatru, bo tam przecież premiera i już skończyli i trzeba z nimi być, świętować z nimi. Wbiegłam w tłum zaproszonych gości, już po przedstawieniu i kończących go uroczystościach, gratulowałam, rozmawiałam, cieszyłam się i słuchałam uwag razem z aktorami i reżyserem. Wszystko to odbywało się miedzy 22:30 a 24:00. O 5:00 rano, jak zwykle przebudzona jakimś dziwnym niepokojem że trzeba coś robić i może o czymś zapomniałam, czegoś nie dopatrzyłam albo przeoczyłam, albo może na świecie podczas kiedy ja spałam zdarzyło się coś niezwykłego ( i zdarzyło się …deszcz meteorów nad Kalbińskiem), tak wiec obudzona codziennym zwykłym niepokojem i chęcią dalszego życia, otworzyłam komputer i jako pierwszą wiadomość alertu ustawionego na hasła związane z naszymi teatrami i moim nazwiskiem, przeczytałam ….nie – Premiera w Fundacji Jandy, nie Zemsta, nie … Wiktor Zborowski, nie Fredro, nie ….zresztą setki mogłoby być tytułów i wiadomości, bo duże było zdarzenie, wielu dziennikarzy i fotografów…otóż nie, nic takiego! Już o 5:00 rano, czyli nie minęło 5 godzin, a przeczytałam …KOSZMARNY STRÓJ KRYSTYNY JANDY i zdjęcia! Mili przychodzący do nas dziennikarze i fotografowie po prostu pracowali nocą, wyszli od nas i kiedy w Rosji nad Czelabińskiem spadał deszcz meteorów, oni …. elektryzujący negatywny news – KOSZMARNY STRÓJ…. I nawet nie wiadomo gdzie ten strój i z jakiej okazji, bo po co?
Tak rzeczywiście wyglądałam koszmarnie, po zbiegnięciu ze sceny w Polonii, nie zajęłam się sobą na moment nawet, zmazałam byle mokrą szmatką cześć mocnego makijażu, rozczesałam włosy spod peruki , nie dając się uczesać w ogóle, bo przecież koledzy czekają i muszę być z nimi, włożyłam na siebie szal bo mi było zimno i wybiegłam chcąc być jak najszybciej na miejscu. Wydawać by się mogło że premiera i to, co się dzieje jest najważniejsze. Ale jakże się myliłam! Po co zauważać sukcesy , i pozytywy. Nocą czyhają sępy na pierwsze kompromitujące zdjęcia , słowa , gesty i rozszarpują jak kruki i wrony rzucając na pożarcie maluczkim.
Mam to gdzieś. Nie zajmuje się swoim wyglądem „obsesyjnie”, tylko tyle, ile moim zdaniem trzeba, uważam, że mam obowiązek wyglądać „w rolach”, nie chodzę po sklepach, ubieram się w biegu i przy okazji, choć moim zdaniem nie byle jak. Ale też nie wydaję na stroje obłędnych pieniędzy bo jakoś mnie to nie bawi. Kiedyś powiedziałam do mojej przyjaciółki Magdy Umer, zdziwionej ilością mojej garderoby – jak na to kim jestem, garderobę mam niepozorną – i do dziś się z tego śmiejemy. Od jakiegoś czasu ubieram się prawie wyłącznie na czarno bo kolor mnie męczy… no i tyle o tym, bo po prostu nie ma o czym mówić.
Pozwolę sobie tylko skomentować zdjęcie które było dowodem na mój koszmarny wygląd.
Włosy – jak mówiłam rozkręcone z pierścionków , które robi się pod peruki rutynowo w każdej garderobie teatralnej, a potem nie wiadomo co z tym „baranem” zrobić. Gdybym chciała się uczesać trwałoby to co najmniej pół godziny, a zeszłam ze sceny w Polonii dokładnie wtedy, kiedy oni tam w Och-Teatrze skończyli grać. Włosy, niefarbowane , naturalnego koloru, co jest w Polsce nie lada odwagą i wyzwaniem. Fryzjerzy płaczą krokodylimi łzami nad moimi włosami, bo choć jest ich dużo i są zdrowe, ten purytanizm i decyzja o „noszeniu prawdy” jak uważają mnie postarza. A ja? Nienawidzę ufarbowanych na blond aktorek , w dziewiętnastowiecznym repertuarze czy w antyku a peruk nie znoszę. Makijaż jak mówiłam – resztki ze sceny, bo malowanie na nowo trwałoby znów jakiś czas, czas zbędny. Na szyi pamiątkowy ryngraf ze św. Teresą , z obrączką mojego męża i brylantem w oprawie art-deco , który mąż kiedyś kupił mi na urodziny. W uszach kolczyki z tego samego okresu, prezent także od niego. Dziś gram w nich często w teatrze. Są wyjątkowej urody. Szal, czerwony, prezent od śp. Feliksa Laskiego z Londynu, pomysłodawcy i fundatora warszawskich nagród teatralnych , słynnych Feliksów. Kiedyś w Londynie byłam smutna z jakiegoś powodu, przyjechaliśmy z Teatrem Powszechnym grać Męża i Żonę Fredry, po przedstawieniu dostałam w prezencie ten piękny czerwony kaszmirowy szal, w kolorze czerwonym na rozweselenie, jak dodał. Bardzo ten szal lubię i mam do niego niezwykły sentyment. Felka nie ma , nagroda trwa dalej , ja dostałam ją raz – już po śmierci Felka, za rolę w spektaklu „Ucho, gardło , nóż” . Jestem pewna, że gdyby Felek żył , nie pozwoliłby, żebym miała taki problem z naszymi teatrami jak czasem mam. Jestem tego pewna. No, ale Jego już nie ma.
Bluzeczka, to czarny, jedwabny sweterek , prezent od jednej z moich niemieckich koleżanek aktorek, prezent na imieniny. Spodnie , ulubione bo wygodne, do przewracania się po scenach na próbach i w ogóle. Najciekawsze są buty. Nie widać ich tu dokładnie, ale to buty gwiazd, jak powiedzieli moi synowie, i to młodszych gwiazd , jak zaznaczyli. Słynne ostatnio Chloe’s Susanna boots (gwiazdkowy prezent składkowy dla starej matki) , które, jak twierdzą moi synowie noszą teraz wszystkie gwiazdy na świecie i takie Ty musisz mieć ….no i mam. Pod spodem mam bieliznę z 32 Omdleń , której nie zmieniłam z pośpiechu i jestem bez skarpetek.
To tyle o premierze Zemsty w Och-Teatrze! Żeby Was wszyscy diabli wzięli ! Jak mówię w 32 Omdleniach w Oświadczynach. Mówię tam też „ Proszę natychmiast stąd wyjść!” i tupię nogą. No wiec tupię nogą ! !!!
Pies na smyczy z łańcuszka, jest tylko dla tego na smyczy z łańcuszka, że ten pies , a raczej ta suczka z którą mieszkam od niedawna, przegryza wszystkie smycze w sekundę . Dziennie średnio cztery. Więc zaczęłam kupować z łańcuszka. I to by było na tyle.
Grzegorza i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Piszę w przeddzień premiery naszej Zemsty, Zemsty wg Waldemara Śmigasiewicza w Och-Teatrze i na trzy tygodnie przed premierą Zemsty w Teatrze Polskim. Dlaczego dwie Zemsty w tym samym czasie? I czy to dobrze? Czy to złośliwość? I po co? I dlaczego akurat…denerwuje się podobno środowisko…
Moi mili, w biegu ludzie! Nie złośliwość, porozumieliśmy się na ten temat, dwa teatry, już dawno, uznaliśmy że to dobrze, interesująco, że to dodatkowy prezent dla publiczności, w roku Aleksandra Fredry. Że teatr to nie tylko historyjka, to także interpretacja, wizja, aktorstwo, scenografia, muzyka, kostiumy , światło i pomysł reżysera, powód dla którego chce coś opowiadać. I że wielu wciąż na nowo wciąż, i znów, i wciąż przez wieki, historie teatru i świata, wciąż Hamleta, Trzy siostry, Sługę dwóch panów, czy Poskromienie złośnicy. Wesele czy Irydiona.
Są na świecie festiwale jednego tytułu teatralnego, festiwale na które zaprasza się wiele inscenizacji tej samej sztuki. Jedna z moich ulubionych płyt, to krążek na którym sa 23 wykonania piosenki Gloomy Sunday, wielu wykonawców, różne aranżacje, stylistyki, interpretacje. Kiedyś, kiedy byłam w Teatrze Powszechnym członkiem rady artystycznej, inscenizację Trzech sióstr Czechowa przygotowywała pani Agnieszka Glińska , a jej warunkiem była mała scena i odmłodzona obsada, w tym samym czasie zjawił się pan Andrzej Domalik z pomysłem na swoje Trzy siostry Czechowa , na dużej scenie z innymi starszymi aktorami z zespołu, uważałam że trzeba absolutnie zrobić oba spektakle, i grać tego samego dnia, o różnych godzinach , żeby publiczność mogą zobaczyć oba. To pokazałoby publiczności jednego wieczoru namacalnie, czym jest teatr, jak różnie można coś zobaczyć, zagrać , z jak różnych powodów coś chcieć opowiedzieć, a publiczność , i tego byłam pewna zobaczyłaby oba przedstawienia z ciekawością. Przez cztery lata graliśmy Szczęśliwe dni Becketa w Teatrze Polonia i jednocześnie od wielu lat grane były Szczęśliwe dni w Teatrze Dramatycznym, nie odebrało to publiczności ani nam ani im, co więcej spotkaliśmy się pewnego dnia, oba spektakle, oba zespoły, obie dekoracje na jednym Festiwalu Teatralnym i mówiono potem, że właśnie możliwość zobaczenia dzień po dniu tych dwóch, tak różnych spektakli, była najbardziej interesująca. Warszawa to 2 milionowe miasto, dla wszystkich teatrów, tytułów, gatunków, pomysłów znajdą się widzowie.
Ludzie nie chodzą do Teatru żeby obejrzeć tylko historyjkę, na szczęście, często tekst jest tylko pretekstem, na szczęście. Teatr to co innego, niż intryga, coś dużo mniej zdefiniowanego i tajemniczego. Marzę o tym żeby zobaczyć kilak przedstawień Hamleta na raz , jedno po drugim. W tej chwili, myślę można by zrobić w Polsce festiwale kilku tytułów teatralnych bo grane są granych równocześnie w wielu teatrach.
Moi Państwo, zapraszam na Zemstę do Och-Teatru, Zemstę reżysera Waldemara Śmigasiewicza, zobaczoną trochę inaczej, Zemstę biało-czerwoną , z fragmentami Pana Tadeusza, i symbolami z Wesela, Fredrę z połamanym wierszem i sensami wyciągniętymi w innych miejscach niż zwykle. Zapraszam też serdecznie na Zemstę do Teatru Polskiego, już za chwilę , nie wiem jaka to będzie Zemsta, mam wrażenie, że wspaniała. W obu teatrach świetni aktorzy, reżyserzy, energia , wiara. Przyjdźcie zobaczyć, porównać, zastanowi Was to może , zrozumiecie coś odmiennie, lepiej, głębiej, inaczej. Taki jest Teatr. Różny. Poddaje się interpretacjom. To jego uroda. To jego siła. Zemsta to klasyka polskiej literatury. Perła polskiej literatury teatralnej. Ile to już razy? Ile to już interpretacji? Ilu to już Cześników, Rejentów, Papkinów, Podstolin? Ilu Wacławów i Klar. Jakie nazwiska ?! Jak historia?! Jaka tradycja?! Ile szacunku do pana Fredry! I ile prób zburzenia tej tradycji, prób uaktualnienia, przybliżenia?! Ile radości, śmiechu, zabawy! Z nas samych. Z Polski. Ze świętości, Tyle wielkości i małości!
Telewizja, która prawie zawsze przypomina sobie o jakimś tytule teatralnym śpiącym w zasobach magazynów kiedy ma on premierę na scenach teatrów i wtedy nagle z czeluści wyjmuje i powtarza te archiwalne nagrania Teatrów Telewizji, powinna wyjąć wszystkie Zemsty jakie tam leżą, całego Fredrę, wszystkie spektakle i raczyć nas nimi bezustannie. Samych Ślubów panieńskich jest tam chyba w magazynach z dziesięć wersji. Pokazywać. Pamiętam kiedy wszedł na ekrany film Tatarak Andrzeja Wajdy, Telewizja Polska natychmiast wyemitowała dawną filmową wersję tego opowiadania. To było fascynujące. Porównanie, zmiana czasu, aktorstwa, myślenia , problemu, była fascynująca.
Niech tak będzie. W roku Aleksandra Fredry, jak najwięcej Zemst, Dam i Huzarów, Panów Jowialskich, Mężów i żon, Ślubów panieńskich i co tam pan hrabia, geniusz, jeszcze napisał. Wiwat! A na torcie co będzie? AF! Wiwat! Aleksander Fredro niech żyje!
Łazarza i Marii - wszystkiego dobrego
Na prośbę opowiadam:
Mam w tej chwili cztery psy i dwa koty. Zaczniemy od kotów, Napek czyli Napoleon ( tak go nazwał mój syn) i Wewiór (bo rudy). Oba koty mają po 14 lat.
Kot syjamski Napek, jest u nas z przypadku, był zezowaty i wyeliminowano go z reprezentacji w hodowli, kot rudy jest pierwszym potomkiem kotki którą przywieźli państwo Bryllowie z Irlandii, dostaliśmy go w prezencie. Oba koty są w świetnej formie. Napek ma moim zdaniem lekki zespół aspergera, często jest niekontaktowy, osobny, asperger z objawami braku czucia gdzie kończy i zaczyna jego ciało, bo uwielbia gniecenie, uciskanie, mocne głaskanie i tym podobne pieszczoty, delikatne rzeczy go nie interesują, mocne uświadamiają mu gdzie jest i jaki jest . Domaga się tych pieszczot agresywnie, wciskając łepek na siłę w brzuch zaczepianego, w rękę , nogę , głowę. „Napiera” – jak się u nas mówi w domu. Uparcie i bezkompromisowo, cokolwiek by to słowo oznaczało – napiera. Uwielbia kiedy się go na siłę odsuwa, odtrąca, odrzuca, przeciwnie spoufala go to jeszcze bardziej. W młodości był międlony i „wyciskany” bez przerwy przez moich synów i tak mu zostało. Lubi być „poniewierany”. Zez , podobno częsty u tej rasy, jest koncertowy, lubimy prosić żeby nam spojrzał w oczy, prosto w oczy.
Wewiór, ma wszystko gdzieś , jest indywidualistą najwyższej klasy, arystokratą kociej samotności i obojętności z pełną świadomością. Udaje że nic go nie interesuje, nic nie zauważa, wszystkim pogardza. I to jest jego wybór. Zdarzają mu się za to czasem dni kiedy, siada naprzeciw człowieka i zupełnie bezgłośnie miałczy patrząc w oczy, co wygląda naprawdę dziwnie. Jakby nieme wołanie. Są też chwile kiedy nagle przychodzi , najczęściej nad ranem do łóżka i jest bardzo rozmowny. Na każde słowo odpowiada ciągiem mruknięć , odgłosów, westchnień układających się w opowieści. Trzeba mu wtedy odpowiadać. Żadnego słowa rozmówcy on z kolei nie zostawia bez odpowiedzi. To trwa czasem długo, musi się nagadać. Kocie opowieści , pewnie czasem żale. Kiedy człowiek nie podejmuje tematu lub milknie, wskakuje na kolana, do łózka i zaglądając w oczy mówi głośniej. .
Teraz psy. Najstarsza jest Bella, która jest w tej chwili tak „gruba”, że moja mama ma zmywaną głowę o to każdego dnia przez wszystkich domowników. To mama ewidentnie odpowiada za nadwagę dwóch psich pań, Belli i Tesi. Rozumiemy ze z miłości, ale w pewnym sensie unieszczęśliwiała te psy, bo są bardzo ociężałe. Obie są z przytułku psiego w Milanówku, Bellę pewnego pięknego poranka, przerzucił ktoś przez mur. Była rozkoszna czarną niezdarna kulką, którą my, na prośby pani prowadzącej przytułek, wzięliśmy do nas. Jest miłym , łagodnym, spokojnym i ufnym psem. Zaryzykowałabym stwierdzenie , że szczęśliwym. Trochę jak byczek Fernando. Grzeczna do przesady. Nie lubi tylko listonoszy, rowerzystów, niespodziewanych gości, zbyt głośno zachowujących się ludzi i mężczyzn w długich powiewających płaszczach. Wtedy staje się agresywna i potrafi ugryźć, ale poza tymi wypadkami, to anioł. Jest tak towarzyska, że zdarzało jej się przywitać wielu ludzi z radością w ogrodzie a potem nie chcieć ich wypuścić . To jej się zdarza. Nie bywa wtedy miła, czasem chce żeby ktoś został i stał tam gdzie stoi i się nie ruszał i to ona zadecyduje, czy ten ktoś teraz wyjdzie czy nie. W większości jednak przypadków wypuszcza gości bez protestu. Za pogłaskanie po grubej szyi oddałaby życie, jest melancholijną stroiczką, filozofką. Kiedy psy domowe wychodzą do ogrodu, regularnie nie chce im pozwolić wrócić do domu, musimy wychodzić domowym psom na odsiecz. Nie rozumie dlaczego jedni są w domu, a inni mieszkają przy garażu, jak ona. Marzy o tym, żebyśmy wszyscy razem z naszymi gośćmi i zwierzętami byli cały czas w ogrodzie lub u niej w pokoju przy garażu . (W pokoju z kaloryferem i światłem, żeby była jasność, mama twierdzi, że brakuje tam tylko telewizora).
Tesia. Kiedyś zginął nam pies (nie ma go już, umarł na raka). Urwał się na spacerze, zakochany w jakiejś suce. Szukałyśmy go z mamą między innymi w schronisku. Poszłyśmy tam w sobotę. Na kanapie leżała bardzo brzydka, bardzo, suczka, prosto po sterylizacji. Naszego psa nie było (znalazł się chwile później). Kiedy wychodziłyśmy, pani doktor weterynarii jak się okazało zagadnęła – a może wzięłyby panie te suczkę, ma świeżo założone szwy, zaczął się weekend, trzeba jje pilnować, tu nie będzie nikogo, ona potrzebuje pomocy. Spojrzałyśmy po sobie i ….wzięłyśmy. Jest to dziś wierną towarzyszką mojej mamy. Nie grzeszy urodą, do tego mama ją utuczyła niemiłosiernie, za to jest najlojalniejszym, najwierniejszym, najbardziej subordynowanym towarzystwem… Tereska.. Tesia. Dziś starsza pani, ma swój fotel w pokoju mamy, swoje seriale w telewizji, ogląda je nawet kiedy mamy nie ma, włączamy jej telewizor i pilnie je ogląda ze swojego fotela. Za kawałek czekolady gotowa jest oddać honor i godność. Często jej mówię – Nie upokarzaj się tak! Masz brzuch większy niż twoje krótkie nóżki, niedługo nie będziesz nimi dostawała do ziemi, jesteś jak foka. Ale ona nie dba o urodę i sprawność.
Benek. To „ foksterierowaty” pies, którego jakaś pani znalazła w Milanówku w kontenerze na śmieci. Szczeniaka zamkniętego, już bez sił i prawie kompletnie zagłodzonego. Przyniosła go do nas.- No bo gdzie?- jak powiedziała. Zadzwoniła do bramy i tyle, mama się ulitowała. Benek ma niewątpliwie ADHD, biega, kręci się, nie ustaje. Nie jest w stanie usiedzieć ani minuty. Ma w ogrodzie setki zabawek, piłek, misiów, gumowych kurczaków , patyków, zakopanych kości, skarbów, ukradzionych plastikowych korków od napojów. Strzeże tego dzielnie. Jego ulubioną zabawą jest przynoszenie rzuconych mu piłek i gumowych jeży. Ta zabawa nudzi się nam szybko, bo co prawda przynosi , ale walka o to, żeby oddał jest męcząca, trzeba więc mieć w zapasie wiele przedmiotów do rzucania i tak to jakoś załatwiać . Na koniec kładzie się na nich wszystkich zgromadzonych i warczy. Benek jest naszym wiecznym uciekinierem. Ucieką dziurką do klucza. Ma przy obroży znaczek z wygrawerowanym telefonem i adresem i przynajmniej raz w tygodniu jedziemy go odebrać od jakichś ludzi , którzy go spotkali w jego podróżach. Zdarza mu się też, kiedy zgłodnieje wracać o najróżniejszych porach, także nocnych, i wtedy rozumie ze musi obudzić sąsiadów i prosić o wpuszczenie do naszego ogrodu, bo my go nie usłyszymy. Sąsiedzi dzwonią zatem – proszę wpuścić Benka, bo stoi pod furtką – i wszystko jest w porządku. Zakochuje się każdego roku beznadziejnie i nieszczęśliwie, chudnie wtedy niemiłosiernie i suki mu zazdroszczą linii. Benek co jakiś czas wpada do domu i obsikuje wszystkie kąty, bardzo się przy tym śpieszy żeby zdążyć obsikać wszystko, dosłownie wszystko. Śpieszy się bo wie, że zostanie wygoniony.
Sonia, przyjechała niedawno, kilka dni temu, przygarnięta w Krakowie, wystawiona do adopcji w Centrum handlowym, nie znalazła amatora. Ulitowałam się . Dziś po 6 dniach, z grzecznego , zabiedzonego, odciętego podobno z łańcucha przy budzie na wsi, przepraszającego że żyje psa, zmieniła się w królową balu. Jeździ na razie ze mną wszędzie, bo koty na nią polują w domu, a poza tym nie chcę mamie przysparzać problemów. Zadomowiła się w teatrze, nic jej nie dziwne, ale w samochodzie włazi mi na kark i jeżdżę z żywym kołnierzem na szyi w postaci Soni. No cóż, jak to sierocie, wybaczam jej wszystko. Powoli, powoli, zaczyna mnie terroryzować. A ja? Sprawdzam Warszawę i ludzi na okoliczność tolerancji psa. Mogę już powiedzieć w których restauracjach w śródmieściu można z nią obiadować i nikogo to ani nie dziwi ani denerwuje, byłą ze mną u fryzjera, dentysty, w kilku sklepach (a propos, jest wiele sklepów które nie mają zainstalowanego nic do przywiązania przed nimi psów, a to błąd), nawet w księgarni . (Dla informacji w Centrach handlowych, można być z psem ale tylko na ręku lub w torbie, szkoda, bo to duże przestrzenie.) próbę Zemsty obejrzała z widowni nie mruknąwszy nawet (choć w warstwie dźwiękowej spektaklu są i psy, i koty, i kury).
Tyle. Opisałam z grubsza ten zwierzyniec. Psów i kotów było w naszym życiu i domu wiele. Od naszego, mojego z siostrą dzieciństwa. Nie wyobrażam sobie ani życia, ani wychowywania dziecka bez zwierząt. Mogłabym opisywać ich charakter i opowiadać o nich wszystkich godzinami. Galeria charakterów, przyzwyczajeń, dziwactw, śmiesznostek i egoizmów, ale przede wszystkim bez miary uczuć, sympatii, czułości . Także wiele chorób i psich a przez to naszych nieszczęść. Teraz w naszym domu cztery psy i dwa koty, u mojej siostry dwa psy i kot, u mojej córki kot i pies. Wszystkie przygarnięte. Kochające, tęskniące, wyrozumiałe i ufne. Gotowe na wszystko, byle razem.
Idę na pierwsza próbę generalną Zemsty z Sonią. Dziś już dekoracje, kostiumy i światła (pierwsze zdjęcia z próby medialnej.). I tak kolejna nasza premiera staje się. Która to już? Oby…
Dobrego wieczoru.
Cyryla i Apolonii - wszystkiego dobrego
Zdjęcia z próby ZEMSTY, za piec dni premiera, najmilszy czas. Pierwsza publiczność wchodzi we wtorek. Wszyscy w stresie, głównie reżyser. ja w siódmym roku działania fundacji dziwnie zaprawiona w bojach i nerwach przedpremierowych, ile to już razy?! W poniedziałek obejrzę w kostiumach i z dekoracjami.
Jak mam zły nastrój oglądam sobie Mela Gibsona z filmu „Czego pragną kobiety” scenę z początku filmu, w której tańczy do piosenki Franka Sinatry. Uwielbiam to. Dziś sobie obejrzałam dwa razy. Samego filmu nie lubię.
Dobrej nocy.
Jana i Piotra - wszystkiego dobrego
Dziś zobaczę próbę naszej ZEMSTY w Och-Teatrze. Nie mogę się doczekać!
Dobrego dnia.