23
Maj
2013
19:08

Iwony i Dezyderego - wszystkiego dobrego

Wystawa „Moje białe bluzki” Anny Buczkowskiej. Późnej dopiszę dlaczego… bo idę na scenę grać Shirley Valentine zamiast Zmierzch długiego dnia. Z powodu choroby kolegi z obsady Zmierzchu…

Pani Anna Buczkowska, kiedy tylko ogłosiliśmy że zakładamy Fundację i teatr, przyszła do mnie z darem, tkaniną „teatralną”. Ta tkanina wsi w Teatrze Polonia w moich kątach na zapleczu i jestem do niej bardzo przywiązana (zresztą fotografowałam ją kiedyś i publikowałam zdjęcie tu w dzienniku) Pani Anna, pani z Żoliborza, która zanim cokolwiek się zdarzyło, przyjechała kupić bilet do naszego teatru, w początkach remontu, pan, który mi przy niósł kwiaty, konwalie na szczęście w tych pierwszych dniach, mieszkaniec sąsiedniego domu, przy Wilczej, emeryt, który oferował pomoc i każdej sprawie i wielu wielu innych życzliwych ludzi i zdarzeń, nigdy nie zapomnę i dziękuję za to wszystko serdecznie.
Tym razem pani Anna zadzwoniła do mnie….mam wystawę w dzwonnicy kościoła św. Anny w Wilanowie (dzis galerii), wystawę pod tytułem Moje białe bluzki, i wielu ludzi pyta oglądając, czy pani Janda już to widziała. Pojechałam. Zobaczyłam. Sfotografowałam, także dla Państwa, w drodze do Wilanowa, dowiedziałam się że musimy odwołać spektakl Zmierzch długiego dnia i jedyne co możemy zagrać dla ludzi, którzy przyjdą, do których się nie dodzwonimy, lub nie mamy do nich kontaktu to Shirley, że tylko do tego spektaklu zdążymy zmienić światła i dekoracje, bo było już po 15:oo a jestem do dyspozycji.

Shirley Valentine. Ratunek wieczny i pociecha. Wile razy już pisałam o tym spektaklu. Wczorajszy wieczór, (bo piszę w piątek rano), to zabawne doświadczenie dla mnie, spotkanie z ludźmi, którzy przyszli zupełnie na co innego i nagle widza tę „wariatkę” i jej historię. zdarzyło mi się to już kilka razy, że grałam tę Shirley, zamiast…kiedyś pół wakacji zamiast Romulusa Wielkiego, kiedy Janusz Gajos niespodziewanie zachorował. Bywa że oczy ludziom wychodzą ze zdumienia że istnieje coś takiego, jak ta Shirley, nie mogą uwierzyć, na co ich los „zaplątał”. Przedwczorajsze przedstawienie Shirley, planowane dużo wcześniej, było zabawne „inaczej”, bo ja po próbach całości Maydaya 2 i lekkich tam kłopotach, zamieszaniu, pod koniec Shirley, odfrunęłam myślą do Ochu i tamtych problemów, i….niespodziewanie dla samej siebie,  zdania… – co znowu szukasz swoja…nie skończyłam. Czarny blanc, czarna dziura, pożar w mózgu… po dłuższej chwili, bezradna zwierzyłam się publiczności – Proszę Państwa, tysiąc razy gram tę rolę  i nie mam zielonego pojęcia czego szukam…. Na co sala, nabita do granic, zdumiała się,  po czym ludzie zaczęli mi podpowiadać…Szczęścia? Miłości? – Nie, niecierpliwiłam się – Nadziei? Spokoju? Uczucia?! – Nie! Nie! Nie! – strofowałam ich, jakby to ich obowiązkiem było pamiętać czego szuka Shirley na koniec – Radości? – Nie!… i przypomniałam sobie…marzenia! To było nieprawdopodobne. Ta sla , ci ludzie , którzy tak chcieli mi pomóc i wybawić z opresji. Bardzo Państwu dziękuję. Bardzo.

Od dziś, zapasy przedpremierowe z czasem i materiałem tej sztuki, z dekoracjami, kostiumami, światłem, rekwizytami i nerwami. Pierwsza publiczność – rodziny i przyjaciele w niedzielę o 15:oo, w poniedziałek na III generalnej już pełna sala ludzi. Uwielbiam ten premierowy czas. ale ten Mayday, ten drugi Mayday, jest jak piekło trudny, zupełnie inny niz pierwszy w sensie konstrukcji i zadań, gdzie indziej leżą „konfitury”. Jeśli Mayday pierwszy był farsą sytuacyjną to ten jest farsą psychologiczną bardziej, to uczucia i sposób reagowania jest tematem a nie perypetia. No nic zobaczymy.

Dobrego dnia dla Państwa.

20
Maj
2013
18:53

Bernarda i Bazylego - wszystkiego dobrego

W Operze Narodowej wystawa malarstwa Tadeusza Dominika. W wywiadzie telewizyjnym na pytanie o jego malarstwo, odpowiedział:-Maluję żeby sprawić ludziom radość.  Obezwładniła mnie ta prosta odpowiedz. Zastanowiłam się. Ja też właściwie od lat gram i robię teatr, żeby sprawić sobie i ludziom radość. I tyle. wszystko inne mi przeszło.

18
Maj
2013
07:37

Feliksa i Aleksandry - wszystkiego dobrego

Gramy „32 Omdlenia” Czechowa w Teatrze Osterwy w Lublinie. W drodze do Lublina przeczytaliśmy w Polityce wywiad z rosyjskim reżyserem Konstantinem Bogomołowem – „Moje spektakle są próbą zrozumienia, jak żyć po śmierci teatru… Przecież teatr umarł, ale ludzie teatru jeszcze żyją i wciąż chcą wychodzić na scenę i coś na niej robić” ,”Teatr współodczuwania, współcierpienia i współczucia jest już dziś martwy. Sztuka dramatyczna, która próbuje wzbudzić u widza współodczuwanie, się skończyła. Nazywam ją podgatunkiem żebrzącym”, „Leży przede mną trup teatru i nie wiem, czy jest możliwe, żeby ożył, ale mogę go preparować”. Po wejściu do teatru, czekaliśmy w saloniku, poczekalni dla aktorów przed wejściem na scenę, czekaliśmy na próbę naszego teatru-żebrzącego, według definicji Bogomołowa, akuszera formy, która ma boleć, jak bredzi dalej w swoim wywiadzie i nagle…tam, w tej poczekalni, kilka napisów ołówkiem na ścianie, kilka „aktów rozpaczy” zdesperowanych artystów. Jeden z nich – KIEDY DUCH SŁABNIE POJAWIA SIĘ FORMA!!!!

Wśród innych napisów na ścianie – Kobiety- próbowałem. Przereklamowane. Podpisane Igor Prżegrodzki.

Ostatni film Almodovara, żenujący.

11
Maj
2013
08:06

Franciszka i Jakuba - wszystkiego dobrego

Wczoraj w Cieszynie w Teatrze im. Mickiewicza, w tej pięknej sali teatralnej, jednej z najpiękniejszych w Polsce zagrałam 50 spektakl DANUTA W.

Siedem miesięcy minęło od premiery, siedem miesięcy z tym tematem, z Danusią, jak dziś mówię, Lechem Wałęsą, Solidarnością, Polską , Polakami  i także z sobą samą, kiedy to gram, a raczej opowiadam. Bo graniem jednak bym tego nie nazwała. Tak, to nie jest granie, to coś mniej, a może więcej, to odpowiedzialność społeczna, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało i najbardziej „wrażliwa” rola w moim czterdziestoletnim życiu zawodowym. Rola, w której każdy niuans, barwa głosu, zatrzymanie się, zawahanie, dłuższa pauza znaczą, a raczej świadczą… o moim stosunku do tej historii, a ponieważ występuję publicznie, kształtują stosunek do niej, przynajmniej tego wieczoru, kiedy się to staje.  Nigdy nie grałam tak ” żywego” przedstawienia, tak aktualnego, dotykającego ludzi tak bezpośrednio, zależnego od ich poglądów i  wyborów życiowych. Pierwszy raz czuję wychodząc na scenę, że staję jako ambasador pewnej sprawy, sala zamiera nieufna, a  ja w ciszy i napięciu staram się zdobyć ich myśli, a potem serca. Dla Danuty W?  Nie, dla nas samych, tak to czuję. Teatr to umowa, aktor mówi, gra a widzowie milczą. Myślę, że tu milczą na podstawie tej umowy. Mam wrażenie, że słuchają i ważą każde zdanie, jego odcień, jego wymowę i na szachownicy spektaklu robią w sercach ruch. Dla mnie ten ruch jest ciszą, mój kolejny ruch wynika z moich przekonań, doświadczeń i umiejętności rozmawiania z Nimi. Nie przebiegam nad niczym, niczego nie lekceważę… im wolniej, ciszej, spokojniej, dojrzalej i z kropkami na koniec zdań, tym spotkanie ważniejsze. To tylko z krótszych lub dłuższych wybuchów śmiechu orientuję się gdzie jesteśmy, z kim mam do czynienia…. no i na końcu, kiedy zapala się światło. Czasem nie śmieją się wcale, nie „odpuszczają” mimo że daję znak, że można. Ten spektakl uczy mnie rozróżniania „cisz” . Są cisze zwykłe, jakby lekkie, cisze ciężkie i  gęste, cisze przerwane ulgą, cisze nieuważne, bo im się wydawało, że będzie o czymś innym lub nabrzmiałe oceniające, wyczekujące,  cisze wzruszone, zamyślnone, minuta ciszy i mojej i ich, po – Zginęli górnicy w kopalni Wujek – ta cisza wyjątkowo wspólna. Zastanawiam się czasem w trakcie spektaklu, na jak długą mogę sobie pozwolić, minuta to w spektaklu wieczność. Są też cisze groźne, niechętne,  po – My Polacy jesteśmy narodem marnym, małostkowym.Cisze zawieszone, nabrzmiewające, zapadające głębiej, po zdaniu – Teraz powiem coś, co powiedziałam przed tragedią Smoleńską. Gram ten spektakl, ja, doświadczona aktorka, jako ja, Krystyna Janda, Polka, bo taka jest konieczność tym razem i taki czuję  obowiązek. Nie da się inaczej. A dodatkowo i moja bohaterka Danuta, i podmioty liryczne Lech Wałęsa i Polska, że pozwolę sobie tak górnolotnie, żyją, mówią, działają, każdy dzień przynosi wiadomości o nich, ich zdjęcia, wypowiedzi i zachowania. To wszystko każdego wieczoru na scenie zmienia odcień barw i relacje między mną a widzami. Czuję to.

Pracuję rzetelnie, każdego wieczoru z DANUTĄ, każdego z tych wieczorów zastanawiam się nad moim zawodem. Powiem jedno,  obrona Medei kosztowała mnie mniej, ale też nawet w setnej części nie była dla mnie tak ważna jak ta opowieść o Danucie W. Dlaczego myślę, że muszę Jej bronić? Bo to czuję w tej ciszy. A ostatnio spotkałam się nawet z pogardą do Niej. Zdumiewające i oburzające.

09
Maj
2013
23:40

Bożydara i Grzegorza - wszystkiego dobrego

Dziś zagrałam sto trzydziestą nową Białą bluzkę, jak nazywamy z Magdą Umer ten spektakl, ten teraz, po latach. Tę nową wersję. Uwielbiam to grać, a tekst Agnieszki Osieckiej mnie za każdym razem zachwyca i obezwładnia. – Pamiętam jak nie dałaś mnie uśpić , choć wszyscy swoje usypiali – mówi Elżbieta w pewnym momencie. Nie pozwolimy Cię uśpić, Agnieszko, jest tylu ludzi, którzy nie mogą bez Ciebie żyć. Twoje słowa, zdania, rymy, w których znajdowałaś pociechę, jak sama piszesz, potężnieją, umacniają się, rosną. Choć, jak powiedziała pewna pani – Biała bluzka? O, to ten spektakl  o alkoholiczce, co nie może wyjść za mąż. Zdumiało mnie to, od tej strony nigdy na tę historię i ten tekst nie spojrzałam, a są ludzie, którzy, okazuje się, i tak to potrafią zobaczyć. Zdumiewające.
Bądź tam gdzie jesteś, spokojna i szczęśliwa a tu…biały paw wciąż niestety nie spaceruje ścieżkami pałacu i nie jest parno od róż a coraz częściej od czegoś wręcz przeciwnego.

 

04
Maj
2013
16:50

Moniki i Floriana - wszystkiego dobrego

Od trzech lat stoi pod naszymi teatrami żebraczka.  Żebraczka to mocne słowo, jest to dość dobrze wyglądająca pani, nie mniej, chodzi jej o pieniądze. Jest przed i po wszystkich spektaklach przed teatrem Polonia lub Och-Teatrem, a czasem zdąża na popołudniówki, i tu, i tu. Wiosna, lato, jesień, zima, święta, niedziele, poniedziałki, zawsze, ile razy gramy. Dwa razy gramy – stoi, trzy razy – stoi. My gramy, Ona stoi. Stoi nieruchomo, na baczność, nie odzywa się, przed sobą trzyma tekturkę opakowaną w torebkę foliową . Coś tam jest napisane… że była aktorką, jej teatr się spalił …czy coś w tym rodzaju. W każdym razie ta wiadomość jest napisana w trzech językach. Początkowo się nią interesowaliśmy, rozmawialiśmy, staraliśmy się czegoś dowiedzieć, nie była skłonna do przyjaźnienia się. Dziś już nawet nie pamiętam, co ona tam ma napisane na tej tekturce. Stoi. Przywykliśmy. Pojawia się na długo przed spektaklem, stoi do ostatniego widza opuszczającego teatr. Kiedy odjeżdżam po spektaklach, ona najczęściej jeszcze stoi. Bileterzy mówią, że nie zaczepia naszych widzów, czasem któryś z naszych widzów z nią porozmawia, nie wiem co odpowiada, stoi. Ja tylko co jakiś czas, przypominam sobie o niej i pytam – dlaczego ona tak stoi!? Nasi pracownicy odpowiadają mi rozsądnie – widocznie jej się opłaca. Zna nasz repertuar perfekcyjnie, wie co jest grane, o której, nigdy jej nie zaskakujemy. Orientuje się we frekwencji, klimacie przedstawień, itp… pewnie po komediach ludzie rozbawieni dają datki chętniej. Ale ona stoi, nawet i przed, i po tragediach, sztukach trudnych, nieudanych z jej punktu widzenia, mniej obleganych przez widzów.

Wczoraj widziałam ją znowu, wychodziłam po Danucie W. Już nikogo nie było w teatrze, ona stała, niewzruszona, nieporuszona, patrzyła w pustkę naszego foyer, jeszcze z nadzieją. Stała się stałym elementem naszych teatrów – pomyślałam. Jechałam do domu i wciąż myślałam o niej. Znamy jej sylwetkę, nakrycia głowy, płaszcze, ubrania zimowe, siateczkę, kartonik, przejeżdża miedzy naszymi teatrami tramwajem. Wielokrotnie widywałam ją idąca od tramwaju na „dyżur” wtedy, kiedy ja jechałam do teatru, do garderoby, na długo przed spektaklami, przygotowywać się. Czy stoi także pod innymi teatrami? – zaniepokoiłam się . Chyba nie, bo u nas jest codziennie. Ale czasem znika na kilka dni? Może wtedy jakiś inny teatr ma sukces i ona to sprawdza, opłacalność tego sukcesu dla niej, pomyślałam uspokojona. A z drugiej strony, jest naszym teatrom zdumiewająco wierna. I jak to trudno! Tak stać nieruchomo! Na deszczu i w słońcu, na mrozie i w zawiei! Dlaczego ona tak stoi?! Może rzeczywiście jej się opłaca. Ale co to znaczy? e jesteśmy dla niej świetnym partnerem? To świadczy o sukcesie naszych teatrów! – ucieszyłam się. To znaczy że jeśli jej się opłaca, to my też żyjemy. Nie wiem czy ktoś kiedyś sprawdzał, sukces teatru według wierności żebraczki, ale nieodparcie, w tym wypadku, to się nasuwa. Dokładnie dwa lata temu, byliśmy bliscy upadku. Straciliśmy płynność finansową, jeszcze miesiąc, dwa i byśmy się przewrócili. Czy wtedy stała? Nie mogę sobie przypomnieć. Chyba nie. – Stała!!! Niewzruszenie. Ale przecież publiczność wtedy przychodziła, nasz kryzys polegał na kłopotach wewnętrznych, dla niej nie miało to większego znaczenia, przecież ona jest zależna od ilości i hojności widzów, nasze problemy wewnętrzne jej nie obchodzą, no chyba że wpłyną na spadek ilości widzów, czy będziemy musieli się zamknąć, co nie daj Boże, a co nam nie grozi, bo po „przewrocie majowym roku 2011 roku”, jak to nazywam, na swój użytek, odejściu paru osób i reorganizacji, wiele się zmieniło i tak dobrze jak teraz, nie mieliśmy się nigdy wcześniej.
Muszę z nią porozmawiać poważnie, tylko….czy się na to zgodzi? I co ma niby wynikać z takiej rozmowy? Co ona może powiedzieć mnie i co ja mogę powiedzieć jej? (Jednak po zastanowieniu, myślę, że ona miałaby dla mnie kilka istotnych informacji). Dobrze, niech zostanie, tak jak jest. Ona niech sobie stoi, z tym kartonikiem, nieruchoma przed Polonią i przed Ochem, a ja będę robiła swoje.
Zaraz, zaraz…czy ona stoi przed teatrami kiedy są dni premier? Nie sprzedajemy biletów? Nie!!! Prze premierami jej nie ma! O co to chodzi? Jedno jest pewne, jak zniknie zacznę się o nas martwić. Niespodziewanie stała się znakiem naszego trwania.

Szanowna Pani, gdyby Pani mnie czytała, czego nie mogę wykluczyć, bo na pewno zna Pani nasze strony internetowe i zawiadomienia, reaguje Pani na nie, tak więc… Szanowna Pani, pragnę Panią zapewnić, że szykujemy interesujący sezon, publiczności powinno dla Pani nie zabraknąć, będzie Pani, mam nadzieję, zadowolona. 28 maja odbędzie się w Och-Teatrze premiera Mayday 2, co powinno Panią ucieszyć niezmiernie, bo jak Pani wie, Mayday pierwsza część, cieszy się niesłabnącym powodzeniem. W czerwcu, już dostanie Pani, nową premierę w Teatrze Polonia, pani Katarzyna Figura, zagra Kalinę Jędrusik, i będzie śpiewać jej piosenki także… i w ogóle, też jestem pewna dla Pani nie będzie źle. W wakacje gramy na Placu Konstytucji i na Grójeckiej za darmo, ale to Panią zdaje się nie bardzo interesuje, nie mniej w Teatrze Polonia będą spektakle, całe wakacje, a w końcu sierpnia nawet premiera, wzruszającej i bardzo oryginalnej sztuki pt. Konstelacje. Zagra w niej pan Grzegorz Małecki, który jest w moim osobistym rankingu aktorów polskich w samej czołówce, czołówce. Reżyserował będzie pan Sajnuk, będzie także grała moja córka, a ja zapewniam, będzie dobrze, będzie Pani zadowolona. W Och-Teatrze w końcu czerwca zaczyna się co prawda remont, robimy front, schody wejściowe do teatru, wymieniamy wszystkie drzwi na sali i robimy wreszcie garderoby, ale niech się Pani nie martwi, teatr stanie tylko na dziewięć dni, strategia remontu opracowana jest co do minuty. Zresztą w tym czasie publiczność dostanie spektakle w Och-Cafe-Teatrze, to dla Pani oznacza, trochę mniej widzów, ale jakoś Pani przeczeka, bo już od jesieni rusza scena w Och-Cafe-Teatrze. Rusza aż trzema naszymi nowymi, dla tej kawiarnianej sceny robionymi spektaklami, a premiery będą co miesiąc od września. Och-Teatr będzie grał więc od jesieni, rytmicznie na dwóch scenach. Repertuar gwarantuję, będzie interesujący, nie będzie pani stratna. Jesień to kolejna komedia w Och-Teatrze Przedstawienie świąteczne”, które wyreżyseruje tak, żeby Pani była zadowolona, a ja sama, już się cieszę na te próby, taka obsadę udało się zaangażować. No, a w Teatrze Polonia Depresja komików, panowie Woronowicz i Rutkowski w nowym tekście pana Walczaka. Okres przedświąteczny, Święta i Sylwester upłyną Pani mam nadzieję w dostatku. Jak Pani widzi staramy się. Oświadczam, że włączam Panią na stałe, do swoich repertuarowych kombinacji i kompozycji. Kłaniam się . Krystyna Janda prezes Fundacji KJ Na Rzecz Kultury. Dobrej wiosny, lata jesieni i zimy.

PS. Szanowna Pani z poprzedniego sezonu powinna Pani być bardzo zadowolona! Z tego półrocza też, jak mniemam. Gdyby było inaczej, niech Pani da znak. Zastanowię się co zmienić.

 

30
Kwiecień
2013
06:22

Mariana i Katarzyny - wszystkiego dobrego

Wczoraj skończyłam próby sytuacyjne do Mayday 2. Teraz zaczynamy próby bardziej szczegółowe. To trudny utwór, bardzo trudny. Żartów nie ma, dwa razy tyle komplikacji co w Mayday’ u pierwszym i dwa razy tyle równoległych akcji. I to wszystko na dwie strony w Och-Teatrze. Czasami mózg mi się lasował, od zastanawiania jak to pokazać w tempie, równolegle, selektywnie. Rytmy, rytmy…Chyba nigdy nie robiłam nic tak trudnego. Zupełnie inaczej skonstruowane niż Mayday pierwszy, gdzie indziej, w innych miejscach położony humor, oparty bardziej na charakterach, na reakcjach na sytuacje,  nie na akcji. No nic. Mamy jeszcze 15 prób, bo w trakcie aktorzy mają dużo wyjazdów, ja także jeżdżę dużo. Musimy zdążyć. Aktorzy już zdenerwowani. Artur Barciś, na którym, wszystko się opiera tym razem, w gorączce, proponuje klasztor, czyli zamkniecie w teatrze i pracę. No zobaczymy…Pozdrawiam. Uwielbiam, to uwielbiam… reżyserię fars uwielbiam. Tu trzeba naprawdę umieć…a dla aktorów, jazda totalna, trzeba być prawdziwym w przerysowaniu, mieć poczucie formy, formy i gust, dobry gust,  temperament, wyrazistość, świetnie mówić…itd itd… Zdumiewające jak dużo zależy od wyrównanego poziomu mówienia, głośności mówienia, od rytmów, umiejętności dialogowania, od grania zespołowego, zespołowego prawdziwie, nic nie wolno zagrać na boku, kiedy kolega ma swoją sekundę, nie wolno odwrócić uwagi, wszyscy pracują na wszystkich, wszyscy patrzą i podpierają tego który właśnie w tej chwili mówi lub gra ważną reakcje …nie ma mowy o egoizmach na scenie i gwiazdorzeniu, wykluczone. Zagrać niemożliwe. Pokazać wiarygodnie największą bzdurę! Kocham to. Gramy w latach 80, bo internet ma tu moc sprawczą. Boney M. jest naszą muzyką, tym razem.  Arek Kośmider robi scenografię, tak jak w Mayday”u pierwszym, Tomek Ossoliński kostiumy, jak i w Mayday’ u pierwszym. Mamy młodzież w podwójnych osadach, wszyscy są świetni, a nauczyli się podczas tych prób, rzemiosła, aż miło. W pupach i w sercach im się pali! To lubię. Ja się śmieję na próbach. no ale ja się zawsze śmieję najbardziej. Jestem niewątpliwie najlepszym widzem. Wdzięcznym. Radość i zabawa. Ciężka praca, obóz treningowy. Wychodzimy z prób jak zmory dyszące, ale szczęśliwi. Publiczność pierwsza 26 na drugiej próbie generalnej. Miły czas…ale dużo jeszcze przed nami wysiłku.

Dobrego dnia. My podczas tego długiego weekendu pracujemy codziennie. Gramy wieczorami też codziennie. Ja w Teatrze Polonia -DANUTĘ W. w Och-Teatrze – MAYDAY i POCZTÓWKI Z EUROPY. Potem i BIAŁA BLUZKA i ZEMSTA I ZBRODNIA Z PREMEDYTACJĄ I METODA.

Zdjęcia, zrobię zaraz na próbie i dołożę… A teraz idę …idę bawić się i cieszyć teatrem. Odwołano dziś mój występ w Kielcach, nie sprzedałam sie jak mnie zawiadomiono. DANUTA W. w Kielcach się nie sprzedała. No cóż. Kielce, to moje miasto, w jakimś sensie, urodziłam się nieopodal w Starachowicach. Odwołano, a ja dzięki temu mogę pracować cały dzień nad farsą. Farsa się sprzeda. Tu chodzi tylko o zabawę, no i o sztukę aktorką także. Śmiejmy się więc panie Cooney. To też sztuka.

Dziś międzynarodowy dzień Jazzu. Będziemy Jazzować.

Ray Cooney (ur. 30 maja 1932) – angielski komediopisarz, określany jako mistrz farsy.

Napisał takie sztuki, jak:

  • Mayday (ang. „Run For Your Wife”) – największy sukces, również w polskich teatrach
  • Nie teraz kochanie (ang. „Not Now Darling”) [wspólnie z Johnem Chapmanem]
  • Mayday 2 (ang. „Caught in the Net”)
  • Wszystko w rodzinie (ang. „It Runs in the Family”)
  • Kochane pieniążki (ang. „Funny Money”)
  • Okno na parlament (ang. „Out of Order”)
  • Jeszcze jeden do puli?! (ang. „One for the Pot”) [wspólnie z Tonym Hiltonem]
28
Kwiecień
2013
17:42

Pawła i Walerii - wszystkiego dobrego

Zakwitła. Późno w tym roku, ale zakwitła. Mam wrażenie co roku, że to od niej zaczyna się wszystko na nowo. Fotografuję ją każdego roku i zamieszczam tutaj. I jest. Jak co roku. Przybyła. Można się uspokoić, bo na nowo…

26
Kwiecień
2013
01:08

Marii i Marcelego - wszystkiego dobrego

Przepraszam, że ostatnio tylko o sobie, zawstydziłam się.

Tematów mnóstwo, choćby kondycja aktorstwa i trudne życie aktorów.

Młody aktor teatralny. Ubezwłasnowolnienie i niemożność obrony. Opowiadał mi właśnie taki młodzieniec, młody aktor, jak reżyser z dramaturgiem oświadczyli mu, że w jednej ze scen partnerzy będą rzucać w niego „paintballami” wypełnionymi czerwoną farbą, potem wyleje się na niego z teatralnego nieba kubeł fioletowej farby, spadną pióra, a na koniec ma wyć czołgając się, aż umrze. W drugim akcie, podczas kiedy na pierwszym planie będą grać inni, on dozna oczyszczenia, czyli na oczach widzów weźmie prysznic. Świetne.

Aktor na etacie zobowiązany jest przyjąć każdą rolę, odmówić może tylko raz w sezonie, takie są umowy. Kiedy zaczynają się próby nie istnieje, w naszych nowych czasach teatralnych, ani tekst sztuki, ani nie wie się co się będzie grało, ani co kogo czeka generalnie na scenie i o co będzie chodziło. A aktor jest zmuszony akceptować pomysły reżysera et consortes (kiedyś tych dramaturgów dookoła reżysera nie było, bo nie pisało się tekstów w trakcie prób). Aktor jest młody, nie ma z czego się utrzymać, chce zrobić karierę, jeśli nie za wszelka cenę, więc jeśli się nie zgadza z takim traktowaniem siebie, dyrektor teatru na jego skargi i protesty tylko rozkłada ręce i mówi mu – tak teraz jest, nic nie mogę poradzić, albo pan akceptuje, albo pan odchodzi. ZASP (Związek Artystów Scen Polskich) w ogóle się nie wtrąca, bo nie istnieje żaden zbiór zasad współpracy między reżyserem a aktorem. Oprócz „technicznej” sezonowej umowy z teatrem lub projektem.

Kiedy pomyślę, że odmawiałam (młoda aktorka) roli, jeśli uznałam że zdanie, które mówię w scenariuszu lub sztuce godzi w mój światopogląd, etykę, narusza moją intymność lub godność, mimo że grałam rolę, postać, nie grałam siebie.  Sceny tzw. rozbierane w filmie były omawiane szczegółowo wcześniej, zanim podpisałam umowę, zanim zaczęliśmy kręcić, a reżyser uważał za swój obowiązek porozmawiać ze mną i wyjaśnić mi, uzasadnić ich konieczność. Podpisywałam, że się na nie zgadzam, ale jeśli reżyser wymyślił nową scenę, której nie było w scenariuszu, lub zasadniczo zmienił koncepcję tych scen, mogłam odmówić jej zagrania. I nie raz odmawiałam. Kiedy pomyślę, że aktor na moich oczach zerwał film, bo reżyser kazał mu nasikać (tyłem do kamery) na oponę samochodu, a tego nie było w scenariuszu i potem ten aktor wygrał sprawę sądową oskarżającą go o przerwę w zdjęciach i dodatkowe przez to koszty produkcji filmu! Mój Boże.

Widziałam raz Jana Świderskiego płaczącego, siedział sam w garderobie, przechodziłam korytarzem teatru Ateneum i usłyszałam szloch! Szloch! Nie przesadzam. Uchyliłam drzwi, pan profesor Świderski siedział przed lustrem z czerwonym nosem clowna i w clownowskich butach, i płakał. W takim kostiumie reżyser Ryszard Peryt kazał mu grać Peachuma w Operze za trzy grosze, a on uznał to za upokorzenie. Nie pamiętam jak się to skończyło, czy grał w tym nosie, wedle takiej koncepcji, ale szlochu nie zapomnę nigdy.

Aktor bezbronny, w pracy bez zasad, bezradny, często upokorzony, w imię sztuki? Chleba? Kariery? Chęci przetrwania na rynku pracy? Czy nie powinno się stworzyć choćby ogólnych ram zasad współpracy? Etyki zawodowej? I aktora i reżysera? W czasach, w których teksty sztuk nie istnieją, reżyseria polega na improwizacji i pisaniu tekstu podczas prób, a środki wyrazu ustalane są podczas dziwnych praktyk psychologiczno – mobbing-owych, podczas których aktor wyciąga z siebie, zmuszony, flaki – z duszy i serca.

Magister sztuki, aktor, którego uczono jak budować rolę.

Słucham tego, nie wierzę. Może to nie do wiary, ale aktor to też człowiek! No może marny. Narzędzie jak twierdza niektórzy. Wadliwe narzędzie,  bo nadmiernie czasem wrażliwe. Bezbronny, bo sprzedaje swoją duszę, myśli i emocje na scenie. Często niewyobrażalne emocje.

Jestem aktorką. I kocham ten zawód. W moich czasach polegał on na współpracy z reżyserem, ale na zasadach partnerskich. A przede wszystkim na opowiadaniu o człowieku.

Na jednym z festiwali teatralnych, niedawno, siadłam na widowni koło jakiejś pani. Kupiła karnet na wszystkie spektakle. Nieznajoma, tyle tylko że siadłam obok niej, wyszeptała przed rozpoczęciem ostatniego spektaklu festiwalu – Proszę pani, czego myśmy się tu naoglądali! Powinniśmy dostać odszkodowanie za ubytek na zdrowiu. A zawód aktora to mam wrażenie najbardziej przykry, upokarzający zawód na świecie.

Nie ma zasad. Nie ma się do kogo odwołać.

A teraz inny temat, który mnie ostatnio poruszył. I znów aktorka. Maria Malicka. Oskarżona po wojnie za kolaborację, bez żadnej próby rehabilitacji. Czuję do niej sympatię. Może dlatego, że otworzyła prywatny teatr i sama dużo w nim grała.

Teatr Malickiej – nieistniejący prywatny teatr dramatyczny w Warszawie. Teatr został założony przez aktorkę Marię Malicką, która była również jego kierownikiem artystycznym. Otwarcie nastąpiło 31 sierpnia 1935. Siedziba teatru mieściła się w pomieszczeniach dawnego Teatru Comoedia w podziemiach przy ulicy Karowej 18A, a od stycznia 1939 do czerwca 1939 przy ul. Marszałkowskiej 8 (dzisiejszy TR).

Zamieszczam artykuł , który się właśnie o niej ukazał.

Dobrego weekendu.

Dziś, czyli w piątek w Teatrze Polonia Krzysztof Globisz i „Jekyll/Hyde” o 19;30, w sobotę „Ucho, gardło, nóż” o 16:00 i „ Zbrodnia z premedytacją” o 19:30, w niedzielę znów „ Zbrodnia….” o 17:00 i „Dobry wieczór państwu” czyli Krzysztof Materna i opowieści o polskim show-biznesie o 19:30. W Och-Teatrze dziś jeszcze „Czas nas uczy pogody” o 19:30 , w sobotę dwa koncerty Marka Dyjaka, a w niedzielę „ Miss HIV” o 19:30 . Obłęd! Atrakcji moc, i wszyscy aktorzy szczęśliwi, bez wymuszenia, zadowoleni, szanowani i hołubieni, i przez nas, i przez publiczność.

22
Kwiecień
2013
08:28

Leona i Łukasza - wszystkiego dobrego

Siedzę tu trzeci dzień, mam uczucie że jestem w filmie Hanekego Miłość…. sama ze sobą. Męczące. Tylko sama się nie uduszę. Chyba muszę kogoś poprosić.

20
Kwiecień
2013
17:06

Czesława i Agnieszki - wszystkiego dobrego

I znów minął tydzień. Im jestem bardziej w latach tym bardziej przeraża mnie, zdumiewa i zachwyca jednocześnie, czas. To, że chwila, minuta, dzień, może tak wiele zmienić, przy pozorach niezmieniania niczego. I im bardziej zmieniają mnie i moje myśli chwile, tym bardziej chce wracać do starych miejsc, chwil, ludzi, wrażeń, filmów, wierszy, przyzwyczajeń. Teraz każdy dzień to dramatyczna, wielka zmiana. I znów minął aż tydzień! Tyle zmian! Tydzień obłędny prawie.

W poniedziałek jeszcze Poznań i doznania wiosenne z niedzieli i spektakli poznańskich. Odurzona wiosną (a przecież wiosna przychodziła wielokrotnie, no może nie po tak przesadnie długiej zimie, ale jednak), oszołomiona więc wiosną prawie nie wiedziałam po powrocie do Warszawy, co robię na próbach MAYDAY 2 . We wtorek znakomite i dla mnie bardzo wzruszające spotkanie z członkami Polskiej Fundacji Gastroenterologii. (Byłam na spotkaniu jedyną kobietą!). To już wiele lat przyjaźni i podziwu dla nich, dla Profesora Eugeniusza Butruka i pozostałych znakomitych… www.pfgastro.pl/.

We wtorek, środę i czwartek 32 OMDLENIA i próby przedpołudniowe, kontynuacja , a we czwartek po OMDLENIACH urodziny Jerzego Stuhra, 66 urodziny. Gdyby ktoś usłyszał te toasty Jurka, te refleksje…a miałem nie żyć… i tym podobne. Publiczność gorąca, rozgrzana do białości, śpiewała podczas ukłonów „stolat” i nie chcieli się z Nim rozstać. Tak miło, tak wzruszająco, tak gorąco, po ludzku, znacząco. Chce się grać i żyć, po takim wieczorze wiele, wiele razy bardziej.

Wczoraj SHIRLEY w Kołobrzegu, i ten spektakl to jak spotkanie ze starą znajomą, wejście w wygodne miłe kapcie i nieustanna przyjemność, choć męcząco. To bodaj najbardziej męcząca i wymagająca ode mnie rola, ta stara Shirley.

Dziś , jutro i w poniedziałek, Szczecin i DANUTA W. a w Teatrze Polonia – KOZA, ALBO KIM JEST SYLWIA?, po raz pierwszy na tej scenie. Zobaczymy. W Och-Teatrze ZEMSTA.

Karuzela zdarzeń, wzruszeń i codzienna praca. Wracam do Fundacji Gastroenterologii, i profesora. Tylu ludzi , z naszego środowiska także, zawdzięcza Mu życie i zdrowie. Kochamy Go. Jest na wszystkich premierach w naszych teatrach, wiecznie gotowy na nowe zdarzenia, na przyjaźń i „wspólnotę” i to w jakim stylu! Czynię po raz kolejny wyznanie miłości i wielkiego podziwu. Podczas corocznego spotkania, panowie wspominali jak Fundacja powstawała, (pierwsza Fundacja w Polsce po zmianach ustrojowych), opowiadali o przygodach i wysiłkach, wygłosili sprawozdanie z osiągnięć i imponującej działalności. I plany na przyszłość. Obym nigdy nie musiała korzystać z wiedzy i uprzejmości panów profesorów, ale spokój, wiedza i mądrość z nich płynąca uspokaja.

Wchodzę w nowy tydzień. Po powrocie do warszawy znów MAYDAY 2 w próbach i ZMIERZCH DŁUGIEGO DNIA. W Och-Teatrze wracamy do CZASU, który NAS UCZY POGODY.
Wiosna na dobre rozsiadła się u nas, sprzedaż biletów spadła, gramy przy połowie widzów na salach. No trudno, taki czas. Wiosenny. Radosny. Ogródki czekają , śluby się zapowiadają , dzieci rodzą, do matur uczenie się intensyfikuje, do Komunii Świętych przygotowania trwają, jak co roku. Maj będzie jeszcze dla teatru trudniejszy, ale tempa nie zwalniamy. Zapraszamy.

Taki mi się napisał groch z kapustą, ale ta wiosna mnie rozkłada na cztery łopatki.

13
Kwiecień
2013
06:34

Przemysława i Hermenegildy - wszystkiego dobrego

Co to był wczoraj za dzień!!! To znaczy nie wiem, co to był za dzień dla Polski, bo nie miałam ani sekundy czasu żeby zajrzeć, co tam się w Polsce działo, ale nie „zaglądając” mogę przewidywać, że roztrząsano dalej „tragedię smoleńską”, bo to i rocznica, i nowe „ekscesy”, ale dalej o żałobie, pamiętaniu, żalu, przypominaniu z szacunkiem zmarłych mowy nie było, wspominaniu wszystkich tragicznie zmarłych podkreślam, a nie jednego zmarłego. Co to za koszmar! Nie zaglądając mogę także być prawie pewna, że znów ktoś zamordował jakieś dziecko i włożył je do lodówki, pojemnika hermetycznego, do szafy lub je zakatował na śmierć albo prawie na śmierć, albo pijana matka zgubiła dziecko lub go nie dopilnowała. Jestem pewna, mam przeczucie graniczące z pewnością, że się to zdarzyło. Dzieciobójcy! O tym się pisało tragedie antyczne. Zwierzęta, nie ludzie! No i pewnie na końcu, polska drużyna piłki nożnej gdzieś przegrała. Ciekawe, muszę gdzieś sprawdzić, co się wczoraj działo, ale jestem pewna, że się niewiele pomyliłam. No może jeszcze gdzieś trzęsienie ziemi, groźba wystrzelania bomby atomowej lub ewentualnie iluś zabitych w Iranie. A na dokładkę ktoś kogoś zelżył, pomówił, wyrzucił, obrzucił, wyśmiał, zhańbił, albo sam się zhańbił. O kulturze pewnie nie było nic, a zresztą sama widziałam jak w pociągu jakiś elegancko ubrany pan wsiadł z kupionym plikiem gazet na podróż, najpierw powyjmował z nich ogłoszenia i strony dotyczące kultury i wyrzucił do kosza, a dopiero potem przejrzał strony biznesowe, potem strony dotyczące sportu, następnie szybko przekartkował wiadomości z pierwszych stron, nie zatrzymawszy się na niczym, w żadnej gazecie, i wiedział wszystko.

Wracając, pewnie był to dzień jak co dzień w mediach, ale dla mnie, to był dzień wielkich wrażeń, całkiem innych. Więc po pierwsze nic nie grałam, co jest ewenementem, potem, pierwszy raz w życiu, miałam warsztaty, spotkanie z managerami firm, ludźmi, których domeną jest zupełnie co innego i osiągają w swoich dziedzinach sukcesy, ale którzy muszą także występować publicznie. Starałam się im nie tyle pomóc, co opowiedzieć co widzę, kogo widzę i co słyszę, i radziłam jakby to można „uporządkować” i poprawić według mnie. Fascynujące, nie spodziewałam się, że będzie to tak interesujące. Wszystko odbywało się według mojego pomysłu, to znaczy Państwo przygotowali swoje przemówienia, często wcześniej napisali je specjalnie na tę okazję, i… próbowali je przed nami, przede mną, przed kamerą, wygłosić. No cóż, namawiałam na indywidualizację i obronę indywidualności i osobowości w reżimach korporacyjno – publiczno – konwencjonalnych. Bardzo to było ciekawe i myślę, że każdy dowiedział się ode mnie „prawdy”. To trwało cały dzień, więc zapomnieliśmy o Bożym świecie, a Państwo uczestnicy bardzo mi zaimponowali otwartością. A wieczorem… a wieczorem…wieczorem otrzymałam chyba jedną z najmilszych i najważniejszych nagród w moim życiu – nagrodę od polskich operatorów. W uzasadnieniu nagrody napisali pięknie… Nagroda specjalna PSC za niezachwianą wiarę w sens życia dla sztuki, wrażliwość artystyczną oraz charyzmatyczną osobowość, niezmiennie inspirującą polską kulturę. Ale myślę, że pod tym uzasadnieniem jest jeszcze coś, o czym nie chcieli mówić publicznie, czego nie należało wyrażać ani formułować, jest to także nagroda za bycie towarzyszką życia operatora filmowego.

Moi Państwo, kocham was bardzo. Pisze Państwo, bo w Stowarzyszeniu Autorów Obrazu Filmowego, jak się to nazywa PSC (skrót jest od angielskiej nazwy stowarzyszenia), tak więc w Stowarzyszeniu są dwie kobiety i osiemdziesięciu mężczyzn. Kocham operatorów filmowych generalnie, a tylko jednego kochałam w szczególności. Kiedyś, znałam Was prawie wszystkich, kiedyś, kiedy plany filmowe były moim domem i jako żona Waszego kolegi spotykałam się także z Wami w innych, pozazawodowych okolicznościach, znam Wasze radości i problemy, rozumiem jak rzadko kto. Tej nadzwyczajnie zdolnej młodzieży, która teraz wzięła w operatorskie ręce polskie kino już nie znam, ale jak powiedział podczas uroczystości pan profesor Jerzy Wójcik, który otrzymał nagrodę za całokształt twórczości: „Prowadzicie prawdziwie piękną dyskusję o obrazie filmowym i sztuce operatorskiej na ekranach kin, jesteście wspaniali”. I jak powiedział Andrzej Wajda podczas tego wieczoru, polski film stoi znakomitością polskich operatorów. Przypomniał, że polska szkoła filmowa „stała się”, urodziła się także z faktu, że operatorzy w Łodzi kształcili się na tej samej uczelni z reżyserami i byli od razu w tej szkole traktowani jak artyści, co było wtedy polskim ewenementem, że to dwóch artystów robiło film, reżyser i operator, a nie reżyser – artysta i operator – techniczny, czy jak żartobliwie Was nazywano – hydraulik. Moi Państwo… bardzo dziękuję za tę nagrodę, jest mi bardzo, bardzo miła. Nagrodę wręczył mi na scenie Jacek Petrycki, autor zdjęć do filmu „Przesłuchanie”, dziękuję Jacku.

Wczorajszego wieczoru nagrodę za najlepsze zdjęcia, według kolegów operatorów, co arcyważne, w tajnym głosowaniu, wygrał pan Arkadiusz Tomiak za zdjęcia do filmu „Obława”. Gratulacje.

PS. Zabawne jest to, że nie mogę oglądać telewizji w nocy jak wrócę, bo nasze psy boją się jakoś ostatnio grającego telewizora.

Ps. Dziś i jutro gram DANUTĘ W. w Poznaniu, a w naszych teatrach w Polonii w sobotę „Baba Chanel, po raz ostatni w bloku popremierowym, w niedziele dawno niegrany ‚Dowód” i „Matka Polka terrorystka”, a w Och-Teatrze „Mayday” dziś dwa razy i w niedzielę popołudniówka.

 

11
Kwiecień
2013
09:30

Leona i Filipa - wszystkiego dobrego

Natrafiłam na jakiś kawałek wywiadu ze mną z roku 2004 (Wywiad Katarzyny Montgomery dla VIVY). Mój Boże….jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka…. i jaki to będzie wysiłek i obowiązek.

 

– To o czym Pani marzy?

Żeby mieć własny mały teatr. Żeby sobie w nim grać i żeby nikt nie miał do mnie pretensji.

– Publiczność w nim mogłaby być?

Wie pani że niekoniecznie. (śmiech) Tak bym nawet sobie mogła grać dla przyjemności. Bo ja kocham grać. Dzień bez grania to dzień stracony. Chociaż bez publiczności teatr nie ma sensu. Najmniejszego.

– Dyrektora pewnie by tam nie było…

No nie, sama zajmować się wszystkim?

– A inni aktorzy?

Oczywiście.

– Będą mogli zagrać czasem pierwszoplanowe role?

(Śmiech) Tak, powtarzam, nie mam już siły grać bez przerwy. Mogę grać sześć razy w miesiącu – o tym marzę. Chciałabym mieć taką scenę, która mogłaby gościć to co moim zdaniem jest dobre i wartościowe a przed wszystkim młodych zdolnych ludzi. Powiedziałabym:- „Słuchajcie dzieci, ja mogę grać tylko w weekend. Swoje zagram, a wy wyrabiajcie się w resztę dni.”

– To nie jest chyba trudne marzenie do zrealizowania?

Jest, bo nie ma sali w Warszawie, wolnej od zespołu. Minimum musi mieć trzysta miejsc, bo musi na siebie zarabiać. Nie sądzę aby taki teatr dostał dotację.

– Myśli Pani o tym poważnie?

Nie całkiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że taki teatr to swego rodzaju rezygnacja. Nie mogłabym zagrać np. Medei, która niewątpliwie była moją największą rolą teatralną, nie zagrałabym Fedry, nie mogłabym grać repertuaru wieloobsadowego. Te role i wiele innych zawdzięczam Powszechnemu. Taki „mały teatr” to limitowana egzystencja zawodowa.

I święte słowa, tyle że nie rozumiałam też, jak wspaniałą wolność sobie „organizuję” na ciężkie czasy, na trudne czasy dla aktorki w moim wieku, na trudne czasy dla kultury w ogóle, czasy w których aktorzy znoszą jak twierdzą upokorzenia, a przemoc psychiczna w teatrze, agresja i wymuszenia stały się codziennością, jak mówią koledzy. Ja tego nie znam. Co więcej, nigdy nie znałam, a jak widziałam i uczestniczyłam w namiastce choćby, odchodziłam. Mnie nikt do niczego nigdy nie zmuszał, ani ja nikogo do niczego. A w naszych teatrach, naszej fundacji teatrach, jest po prostu aksamit i raj, a szacunek do artystów i ludzi w ogóle przede wszystkim. Tak to odbieram. Nie ma takiej sztuki, sceny, filmu, kariery, dla którego warto byłoby upokorzyć człowieka. Mój Boże. Przypomina mi się zdanie z piosenki Autobiografia….

W knajpie dla braw
Klezmer kazał mi grać
Takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd

Oj , nie najlepszy mam dziś nastrój, to wina wieczornych rozmów Polaków i artystów,  a były i łzy, to wina wczorajszych narzekań i refleksji, a przecież wieczorem zagrałam Shirley, i brawom i zadowoleniu nie było końca, a ja wciąż dumna jestem z tej roli. Ja nie mam na co narzekać , doprawdy…

Dobrego dnia.

 

09
Kwiecień
2013
07:00

Marii i Marcelego - wszystkiego dobrego

Wczorajszy Kraków zdumiewający. Dwa spektakle w Operze Krakowskiej, przy kompletach i aż tak gorącej, rozbawionej publiczności, jednak zastanawiają. PAN JOWIALSKI, Aleksander Fredro, stary, dobry, miły, naiwny żart, wspaniały język, karykaturalne postaci z typowymi przywarami, głupotą piramidalną polskiego towarzystwa, pycha, egoizm, skłonność do zabawy, brak refleksji, w tym prościutka historia miłości i „cudowne” rozwiązania historii, a przede wszystkim muzyka, polska muzyka, polonezy, mazury, w tym te z Halki, polskie przysłowia, …biada temu domowi, gdzie krowa przewodzi bykowi…i ….publiczność wdzięczna. Czyżby to znaczyło, że ludzie tęsknią ponad wszystko do śmiechu z samych siebie, do polskości, ale bez napuszenia i nadmiernej powagi na ten temat, do zwykłego teatru, dramaturgii, tradycji i „bycia u siebie”, także jeśli chodzi o teatr? Pewnie tak. Ten Fredro prościutki, lekko grany, z przymrużeniem oka i z cudzysłowem. Zabawa z nas samych i Polaków, i aktorów, i współczesnych. No i pewnie i to, że spektakl reżyserowali krakowianie, Anna Polony i Józef Opalski. Szał. Na sali koledzy, aktorzy krakowscy, wyposzczeni, stęsknieni za zwykłym teatrem, wymęczeni awangardą, mówią, że upokorzeni poszukiwaniami nieprzygotowanych do pracy reżyserów amatorów, traktowani jak kukiełki, bez używania rozumu i ich umiejętności zawodowych.. To już kolejna wizyta z JOWIALSKIM w Operze w Krakowie, zapowiadają się następne. Trochę mnie to wszystko dziwi i smuci. Także nadmierna potrzeba zbytniej prostoty, pewnie w proteście do zbytniej, niezrozumiałej komplikacji i sztucznych koturnów umysłowych. Ale to wszystko przeminie. „To tylko teatr”, jak mawiał Gustaw Holoubek. Choć widzowie piszą listy, że dla takich wieczorów warto żyć.

06
Kwiecień
2013
10:58

Celestyna i Wilhelma - wszystkiego dobrego

Dziś po przerwie powrót do BIAŁEJ BLUZKI Agnieszki Osieckiej i Magdy Umer, bo tak powinnam napisać, jakoś ta nasza BIAŁA z obiema nierozerwalnie związana. Teraz gram ten spektakl dość rzadko, „zjadły go” inne spektakle w naszych teatrach, także moje inne role, nowsze. Tak to jest. Produkujemy dużo, nowe rzeczy muszą mieć swój czas i swoje miejsce na naszych scenach, po premierze staramy się grać przynajmniej 20 spektakli z rzędu, mamy w repertuarze tytuły, którym trudno się „wepchnąć” na scenę przy tym embarras de richesse. Świetnie. Tak to jest, tak powinno być, teatr bez pracy nad nowymi spektaklami umiera, to próby dają życie teatrowi, nie „eksploatacja” jak to się teraz ohydnie nazywa, dawniej było po prostu – granie. Ale wróćmy …. BIAŁĄ zagraliśmy 130 razy, na dużej scenie Och-Teatru, no i dla ponad 4 tysięcy widzów na święcie Gazety Wyborczej, jak na Warszawę to dużo, bardzo dużo…gram dziś i jutro potem dwa razy w maju. SHIRLEY gram już tylko kiedy nie ma co zagrać, bo aktorzy inni są zajęci, to samo jest z UCHEM. I dobrze. DANUTY też nie grałam w Warszawie od dawna, a w najbliższym czasie nie będzie nie za wiele, bo jeżdżę, za to dużo spektakli w Polsce, w wielu miastach. W Warszawie u nas nowości. Ale „dygresjuję”…wracam do BIAŁEJ, gram ją zawsze z radością i jakby w uniesieniu, to spektakl podczas którego się „zapominam” , tak mi z nim dobrze. Dobrze z tym tekstem, poczuciem humoru, ironią , „wykrzywieniem” i kpiną. Z Polską, z nami z tamtych lat, oglądanymi z „dzisiaj”, z tą kobieta , osobą, figurą teatralną, dziką i swobodną. Z tymi piosenkami, z tym śpiewaniem nieśpiewaniem, mówieniem na nutach, czasem krzykiem na nutach, z tym metrum oddechu dyktowanym rytmem zdarzeń i emocji. Z tymi muzykami mistrzami, z tymi aranżacjami, z tym że w uszach mam odsłuch z sumą spektaklu, muzykami, sobą, listami, mikroport przed ustami i jestem odcięta od świata i ludzi tym sprzętem. Wszystko jedno jak się czuję, w jakiej jestem kondycji, bo spektakl wymaga siły konia, czy mam głos czy nie, czy mam chrypę i struny jak falbanki, czy jestem zdarta od BOSKIEJ czy UCHA, tu nie ma to żadnego, żadnego znaczenia. To ja. To ona. To Agnieszka. To Magda. To wiele kobiet. To Elka. Wątła nic dramaturgia, raczej stany psychiczne, załamania , protesty, bunty, żale, wzruszenia i abstrakcyjne skojarzenia, mistrzowskie, błyskotliwe, nonszalanckie i bolesne, poczucie humoru wisielca i tyle, tyle zdań, zjawiskowo sformułowanych . Zachwycają mnie w trakcie każdego spektaklu, za każdym razem inne, odnajduję je na nowo, uświadamiam sobie na nowo, co ta Agnieszka potrafiła zapisać, jak finezyjnie, jak celnie i jak trudne do wytłumaczenia, wyjaśnienia w zwykłej narracji rzeczy. Opowieść o pająku, co lubi białą wannę, matce, domu dziecka co to jest dla ludzi, cmentarzu pachnącym starą szafą, marmoladzie w proszku, niemym kochanku, nieznanym żołnierzu…Kobieta, co z księciem nocy szła na dno… Kobieta, co księciem nocy szła na dno. Agnieszko . Jak ja to rozumiem! Nie ma Cię. Za każdym razem kiedy śpiewam SAMA CHCIAŁA myślę tylko, tylko, tylko o Tobie i według Ciebie. Oby jak najdłużej.

Przed wieczorną BIAŁĄ BLUZKĄ dzisiaj projekcja filmu KWARTET w Och-Teatrze. Niespodziewanie i ku radości. O 15:00. W Teatrze Polonia KOBIETY W SYTUACJI KRYTYCZNEJ na scenie małej – Fioletowe pończochy o 17:00 i o 19:30 BABA CHANEL – pierwszy raz po premierze, nareszcie dla „zwykłych ludzi” jak my to nazywamy z miłością. Jednym słowem szerooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooka oferta.

Dobrego dnia dla Państwa.

 

04
Kwiecień
2013
06:25

Wacława i Izydora - wszystkiego dobrego

Jutro premiera. BABA CHANEL. Nikołaj Kolada. Reżyseruje Iza Cywińska. Kolejna premiera w naszej Fundacji. Która to już? Mam wrażenie, że było ich ze sto! I pewnie wiele się nie pomyliłam. Za każdym razem te same nerwy i ta sama niepewność. Czy się spodoba? Czy zainteresuje ich temat. Czy będą chcieli to oglądać? Czy kupią bilety? A nasze kasy biletowe – pierwsze przyczółki w bitwie, nasi kasjerzy oglądają nowe spektakle jako pierwsi i stają w szranki rozmów z widzami. Odpowiadają na pytania, opowiadają, są partnerami do rozmów o nowym spektaklu oczywiście, bo teraz widzowie chcą być pewni, że wydaja pieniądze dobrze. Trzeba być partnerem! Bo także nasi kasjerzy odpowiadają przy okazji jakby, i to często, na pytania egzystencjalne  typu – Czy to wszystko ma sens? – W sensie świat? – zapytuje nasz pracownik – Czy ten spektakl? – Świat! Świat! To życie!- odpowiada nabywca biletu do teatru, widz. – Ma proszę pana – odpowiada dzielnie i pewnym głosem nasz pracownik – Niech pan kupi bilety na to….albo na to….to się pan przekona. Oj, sprzedaż biletów do teatru! To trzeba być filozofem, stoikiem, psychologiem. Ludzie tu przychodzą nie tylko po bilety. A zdarzają się i widzowie agresywni – Jak to nie ma biletów! Jak k….wo nie sprzedasz  mi natychmiast biletów przyjdę tu z nożem! Zamiarujemy iść na to grupą! To podobno śmieszne?!

Nowa premiera! Oby się podobało. Było dla ludzi ważne i potrzebne. Tfu, tfu, tfu, na psa urok! – jak mówiła moja gosposia.

A propos psa, reżyserujemy z Sonią MAYDAY 2 w Och-Teatrze. Na premierę, kolejną więc, zapraszamy w końcu maja.

04
Kwiecień
2013
06:01

Wacława i Izydora - wszystkiego dobrego

01
Kwiecień
2013
11:27

Zbigniewa i Grażyny - wszystkiego dobrego

Miły, dziwny czas. Wieczorem WEEKEND Z R. w Och-Teatrze, za oknem zima jakiej nie pamiętam, więc na razie łóżko, książka, herbata z cytryną i miodem, każdy w swoim kącie, każdy robi i czyta co lubi. Mój syn uczy się fizyki i mówi, że to go interesuje najbardziej, że nareszcie jest to coś, co go interesuje do żywego. Mama czyta książkę pani Niny Andrycz, inni coś tam aktualnego lub modnego, młodzi „Pięknych dwudziestoletnich” Hłaski, ja dwie nowe sztuki z Irlandii, trochę nudne, nie rozumiem skąd ich sukces na świecie. Pewnie sprawili go dobrzy aktorzy, utalentowani aktorzy potrafią z byle czego zrobić brylant. W telewizji nie ma nic, literalnie nic interesującego, starocie i żenujące nowości albo mistrzowie wypieków, gwiazdy kuchni lub sprzątania, koszmar. Tylko w TVP Kultura Woody Allen w te święta na okrągło, super ale już to wszystko widzieliśmy wielokrotnie. Woody Allen – Żyd. A propos, wczoraj przeglądałam Internet. Pomówienia plotki, kalumnie, zmyślenia, kłamstwa. O mnie znów jakiś nienawistny tekst o moim żydowskim rodowodzie, znów to wraca, pierwsze słyszę ale nie zaprzeczam, bo  może komuś z  tym lepiej, łatwiej, już nie wiem. Portale plotkarskie, doniesienia podłe, specjalna strona – Zobacz kto jest gejem – ohyda, no i ten ton, niewiarygodny. Polska.

Przypomina mi się żart czy prawdziwe zdarzenie sprzed lat. Ktoś z naszych kolegów pojechał z teatrem w latach osiemdziesiątych do Ameryki. Postanowił sobie kupić dobre radio. Wszedł w niedzielę do sklepu prowadzonego przez Żyda, emigranta z Polski, jak sie okazało. Ten pokazuje mu wspaniałe radio. Kolega ma wątpliwości – ale czy to radio będzie grało w Polsce? Na co słyszy odpowiedź: – A czemu ono nie ma grać? Radio nie wie gdzie ono jest. Jemu jest wszystko jedno gdzie ono gra.
Szkoda, że nie jestem radiem. Idę grać. Czy do teatru chodzą antysemici? Wydaje mi się, że nie.

30
Marzec
2013
17:20

Amelii i Jana - wszystkiego dobrego

DRODZY PAŃSTWO, NAJSERDECZNIEJ ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

WSZYSTKIEGO DOBREGO MIŁEGO, PRZYJAZNEGO, WESOŁEGO.

29
Marzec
2013
07:20

Wiktora i Eustachego - wszystkiego dobrego

5. dzień wiosny. W ogrodzie śnieżyca i biało. W telewizji dziś usłyszałam zdanie twórcy jakiejś komedii amerykańskiej – W tym filmie wspięliśmy się na szczyty głupoty. – zachwyciłam się tą kategorią jakości w kinie. Pasztet upieczony. Dekoracja do BABY CHANEL stoi, teraz robią światła, po świętach próby generalne, 5  kwietnia premiera. Nie gram, spektakl mam dopiero w drugi dzień świąt, WEEKEND Z R. w Och-Teatrze, będziemy się bawić po zmartwychwstaniu.

Moja mama zaczęła mi ostatnio opowiadać reklamy, oprócz tego co się zdarzyło w ciągu dnia, może reklamy są teraz najlepsze? Najzabwaniejsze, na dobrym poziomie? Nie wiem.

Dziś hamuję i zaczynam świąteczne przyjemności i zamyślenia, może zagapienia. Dobrego dnia.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.