27
Styczeń
2015
02:13

Jana i Przybysława - wszystkiego dobrego

Całe życie używałam powiedzenia – Tak czy owak Zenon Nowak – nie wiedząc skąd ono pochodzi. I okazało się, że dziś jest rocznica urodzin Zenona Nowaka, działacza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wicepremiera, posła na sejm PRL I, II, IV i V kadencji.
I teraz cytuję a Wikipedią… Od jego nazwiska wzięło się popularne powiedzenie: „Tak czy owak – Zenon Nowak”, nawiązujące do wyjątkowo skutecznego opierania się roszadom personalnym w kierownictwie partii i państwa. Kiedy na VIII Plenum frakcja „puławian” rozprawiała się z „natolińczykami”, Nowak został wprawdzie usunięty z Biura Politycznego i utracił stanowisko I wicepremiera, ale rangę wicepremiera zachował.

To – Tak czy owak Zenon Nowak, bardzo się przydaje, w wielu sytuacjach i rozmowach.

Dobrego dnia.

A poniedziałkowy powrót na plan filmu Panie Dulskie po wczorajszym spektaklu Ucho, gardło nóż w Teatrze Polonia to daleka droga. Odbywam ją w ciszy. Coraz ciszej i luźniej koło mnie. Unikam harmideru jak mogę. ( harmideru i harmidru, obie formy są poprawne, ja wolę harmideru) To chyba już sprawa i wieku i ilości spraw. No i bezwzględnej po prostu, koniecznej, elementarnie koniecznej, potrzeby harmonii.

25
Styczeń
2015
13:47

Pawła i Miłosza - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo, jak zwykle dużo jeżdżę po Polsce. Dużo gram na gościnnych scenach. W poprzednim roku zagraliśmy 110 razy na wyjeździe. Zawsze dużo jeździłam. Od 25 lat gram nieprzerwanie we wszystkich budynkach teatralnych i operowych w Polsce. Zdarzało się, że miasto poznawałam po scenie w teatrze, że dopiero jak zobaczyłam salę teatralną wiedziałam, gdzie jestem. Do dziś potrafię powiedzieć: „Aaaa, to taki teatr gdzie jest złe światło do malowania.“, albo: „W tym teatrze w garderobach są kanapy, będę mogła odpocząć.“ Pamiętam też, gdzie jest dobra, a gdzie zła akustyka, gdzie jest daleko z garderoby do sceny, albo to, że w którymś teatrze garderoby są w piwnicy i nie ma wentylacji. A przede wszystkim, gdzie jest dobry, a gdzie zły park oświetleniowy lub że w jakiejś sali nie można osiągnąć blackoutu. Ale ostatnio też kolekcjonuję i zapamiętuję zmiany. Przez ostatnie lata zostało wyremontowanych bardzo dużo budynków teatralnych w Polsce. Jedne z nich zostały zrobione ze znawstwem rzeczy, inne bez sensu, jakby architekt czy zarządzający budynkiem nigdy nie byli w teatrze. Rzadko się natomiast u nas buduje nowe teatry. Choć w ostatních latach powstało kilka scen godnych uwagi. Piękna scena teatralna przy SWPS w Poznaniu, odrestaurowany Teatr Stary w Lublinie, czy scena w Wejherowie. Ale ostatnio zachwyciły mnie dwa budynki od strony architektonicznej: Teatr Szekspirowski w Gdańsku (wyrazisty, odważnie zaprojektowany, ale z kilkoma znaczącymi mankamentami, jeśli chodzi o przedatność dla teatru tradycyjnego) i przede wszystkim Filharmonia w Szczecinie. Zastanawiam się, ilu jest architektów, którzy do końca rozumieją wymogi budynku teatralnego i potrafią stworzyć idealne warunki dla iluzji teatralnej. To bardzo specyficzne zamówienie. A w Polsce od dawna teatrów się nie budowało. Trzeba się przestawić z kościoła na teatr. Oba wspaniałe budynki, których zdjęcia dla Państwa zrobiłam to europjskie biura architektoniczne, nie polskie.

24
Styczeń
2015
09:28

Felicji i Tymoteusza - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo, wczoraj dotarła do mnie wiadomość, że „Straszny dwór”, który miał premierę w Teatrze Wielkim w Łodzi w październiku został w wyniku rankingu wyróżniony bardzo prestiżową nagrodą ENERGIA KULTURY za rok 2014. Chciałam bardzo podziękować Państwu za uznanie – wszystkim tym, którzy głosowali na ten spektakl, a także po raz kolejny dziękuję wszystkim moim współpracownikom. Twórcom spektaklu. Bardzo Państwu gratuluję i cieszę się ze wspólnego wyróżnienia. Przyszłam do Opery z wyobrażeniem spektaklu, ale nie znałam specyfiki pracy w operze, dzięki Wam, dzięki Waszej serdeczności, pomocy, współodpowiedzialności za to, co robimy, praca ta była jedną z najmilszych w moim życiu. Dziękuję tu także wszystkim pracownikom Opery, wszystkim pracowniom i wszystkim tam ludziom za uśmiech, którym mnie witali, serdeczność i podpowiedzi, które wielokrotnie ułatwiły mi decyzje. Dziękuję także tym dwóm panom technicznym, którzy co rano zbierali papierki z trotuaru pod Operą i kiedy widzieli, że idę po podróży z Warszawy na próbę, zawsze pytali jaką miałam podróż i życzyli dobrej próby. A Was, Piotr, Emil, Magda, Dorota, śpiewacy, tancerze, muzycy całuję w oba policzki. Miejmy nadzieję, że spektakl będzie długo grany, a wszyscy, i publiczność, i Wy, będziecie mieli z tego powodu satysfakcję.

19
Styczeń
2015
06:40

Henryka i Mariusza - wszystkiego dobrego

No i tak się rozpoczął dzień zdjęciowy w filmie DULSKIE. Jest świt, dzwon kościoła obok wytwórni filmów na Chełmskiej wzywa na mszę.  Dobrego dnia.

17
Styczeń
2015
15:46

Antoniego i Rocisława - wszystkiego dobrego

Wczoraj 5. urodziny Och-Teatru. Świętujemy pięcioletnią walkę i zabawę. Trudy, niepowodzenia i zwycięstwa.

Och-Teatr powstał na skutek …..sukcesu Teatru Polonia, „nadmiaru” publiczności i repertuaru na jego małej scenie i widowni, a jednocześnie ze świadomości, że ilość miejsc, ilość sprzedanych biletów i bogata oferta pozwoli na większą wolność, niezależność i uwolnienie marzeń artystycznych.

W pewnym sensie, mimo 5-letnich doświadczeń z Teatrem Polonia, myliliśmy się. Ale myliliśmy się tylko w pewnym sensie.

Od początku robiliśmy błędy w tej nowej och-owej radosnej sprawie,  źle obliczono koszty wynajmu, podatków i eksploatacji budynku, który był zaniedbany i potrzebował remontu większego niż się spodziewaliśmy. Okazało się już wkrótce, że błędne kalkulacje i niespodzianki nie zostawiają nam ani milimetra marginesu i teatr ten może z trudem utrzymać się przy nieustannym graniu i stuprocentowej frekwencji, co jak wiadomo jest niemożliwe do osiągnięcia, szczególnie przy ambitnych założeniach artystycznych z jakimi startowaliśmy. Zbyt ambitnych, jak się szybko okazało. Z remontem, który pożarł wszystkie nasze oszczędności,  jeszcze daliśmy sobie radę, ale pierwsza premiera „Wassa Żeleznowa” i przeniesienie na scenę Och-Teatru trudnych spektakli z Teatru Polonia, kontrowersyjnych tekstów o tematyce społecznej i realizowanie kolejnych „wymagających” premier, doprowadziło dość szybko do kryzysu i konieczności zmiany myślenia. Premiery „Weekendu z R.” – farsy i „Białej Bluzki” uświadomiły nam, że miejsce to, aby się utrzymać musi dostać lżejszy repertuar. Realizowany wyśmienicie, przy udziale najlepszych z najlepszych. Że musi to być creme de la creme ale …

Zaczęliśmy realizować więc spektakle także łatwiejsze, atrakcyjne dla wszystkich, nie tylko dla koneserów, a po kolejnym sezonie zdecydowaliśmy, że profilujemy Och -Teatr jako teatr komediowy, przy czym za komedie uważamy także rzeczy Fredro, Witkacego czy Diderota. Teatr Polonia natomiast dostaje wyłączność na rzeczy w innych gatunkach teatralnych i o poważnej tematyce. Jednocześnie od jakiegoś czasu już wiedzieliśmy, że sala Och-Teatru okazała się cennym miejscem dla wydarzeń muzycznych.

Nie byliśmy zresztą w tych naszych założeniach repertuarowych ortodoksyjni i nie będziemy, bo jak się okazało każdej scenie są potrzebne „odchylenia od reguły”.

Po kolejnym sezonie trudów i walki na śmierć i życie okresami, walki o być albo nie być, zrealizowaliśmy nasze pierwsze farsy- farsy, czyli klasyki gatunku i natychmiast ich sposób realizacji, stylistyka grania, obsady, scenografie, jakość oprawy zjednały sobie publiczność, która wdzięczna oczekuje od nas kolejnych realizacji, a sala Och-Teatru prawie co wieczór dziś wybucha salwami śmiechu, wypełnia radością, przyjemnością i oklaskami.

Od początku istnienia tego drugiego naszego teatru, obok Teatru Polonia, który dalej realizował swoje spektakle, zaczęliśmy stałą współpracę z Teatrem Montownia i jego aktorami, naszymi starymi przyjaciółmi, którzy zaczęli tu grać regularnie swoje stare spektakle i realizować nowe, a my dzieliliśmy i dzielimy nadal z Nimi i ryzyko i powodzenie.

Wynajęliśmy budynek jesienią roku 2009 i rozpoczęliśmy remont konieczny. Budynek był wpisany do rejestru zabytków, więc było tysiące kłopotów i ograniczeń, nie mogliśmy „ruszyć” sali, foyer, wystroju itd., zdecydowaliśmy w związku z tym, że scena zostanie umieszczona po środku głównej sali dawnego kina i tym samym powstała nietypowa sala teatralna, bez kulis, niepozwalająca na pudełkowe inscenizacje, za to publiczność zgormadzona po obu stronach długiej 13-metrowej sceny, była blisko aktorów, a rodzaj kontaktu i intensywność w związku z koniecznością „ grania na dwie  strony” od razu zdeterminowały i stylistykę i inscenizacji, i aktorskich rozwiązań, tak jak i scenografii i świateł.

16 stycznia 2010 zainaugurowaliśmy działalność Och-Teatru premierą „Wassy Żeleznowej” ze wspaniałą muzyką Zbigniewa Preisnera, dużą jak na nasze możliwości obsadą  w której było kilka debiutów, tak jak i przy premierowym spektaklu „Trzech sióstr” otwierającym pięć lat wcześniej Teatr Polonia.  Jednocześnie na tę scenę zostało zaadoptowanych kilka spektakli Polonii – „Darkroom” „Ucho, garło, nóź”, ”Miss Hiv” i zaczęły tu „nowe życie”,  oraz kilka spektakli Teatru Montownia „Szelmostwa Skapena”, „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”, „Wojna na trzecim piętrze”,  „Kamienie w kieszeniach”,  „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Teatrze, a boicie się zapytać” oraz „Koncert. Piosenki z Teatru”.

Kolejną z kolei premierą był spektakl „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę”, poruszający kontrowersyjnie problem wiary katolickiej i obyczajowość, a Chwilę później odbyła się premiera „Białej bluzki”, która przyprowadziła do Och-Teatru jeszcze inną publiczność.

Po pierwszym morderczym lecie i upałach, kiedy i artyści i publiczność mdleli podczas spektakli, przy błędach w instalacji elektrycznej, dziurawym dachu itd. itd., ruszyliśmy jesienią z kolejnym etapem remontu. Zrobiliśmy dach, izolację termiczną, poprawki w instalacji elektrycznej, wentylację, wyjścia awaryjne, otoczenie budynku, i ze względów bezpieczeństwa schody i itd. itp. Oraz daliśmy premierę spektaklu dla dzieci „Zielone zoo” i premierę naszej pierwszej farsy „Weekend z R.” konstatując jednocześnie, że ten gatunek teatralny czuje się na naszej nietypowej scenie świetnie, że miejsce to nadzwyczajnie nadaje się do tego typu repertuaru i wymusza nowe interesujące rozwiązania.

Kolejne premiery „The Rocky horror show” (nasza najkosztowniejsza realizacja i produkcyjnie i od strony eksploatacji przysporzyła nam tyleż radości, ile zmartwień), „W małym dworku” Witkacego, kolejna „Koza, albo kim jest Sylwia” Albee’go, czy koprodukcje: „Sceny z życia małżeńskiego” Bergmana i „Tacy duzi chłopcy” kazała nam się zwrócić znów do lżejszego repertuaru.


I tak  przyszły „Pocztówki z Europy” i „Trzeba zabić starszą panią” – komedie, które znalazły swoją wdzięczną publiczność. Potem udany eksperyment „Czas nas uczy pogody” i „ Zemsta” w brawurowej obsadzie. I wreszcie premiery złotych cielców, farsy – „Mayday” i rok później „Mayday 2” które natychmiast zdobyły publiczność „już naszą na umór”,  jak sami to nazywali. Brawurowe tempa, świetne aktorstwo i specjalne poczucie humoru , dużo autoironii, utrwaliło styl grania i realizowania repertuaru farsowego na tej scenie. Potem przyszły „Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja” kolejna farsa i „Uwaga publiczność” komedia, „Miłość Blondynki” przedstawienie poetycko – komediowe  i wreszcie niedawna premiera „Upadłe Anioły” klasyka, angielska farsa kostiumowa.

W tym czasie też, Teatr Montownia zrealizował razem z nami na tej scenie, swoje trzy przedstawienia „AAA. Zatrudnimy clowana”, „Kubusia Fatalistę” i „Wąsy”. I włożyliśmy je repertuaru.

Coraz bardziej brakowało nam małej sceny w Och-Teatrze, mogącej prezentować małe formy i jesienią 2013 roku otworzyliśmy Och-Cafe-Teatr umiejscowiony we foyer teatru, grający w weekendy i tam, tej jesieni roku 2013 daliśmy trzy premiery spektakle „Romanca”, „Alicja plus Alicja”, „ Pierwsza dama” a później, w kolejnym roku „Stosunki prawne” i „One mąż show”. Ostatnio dołączyły też „Wieczór fOCHu” Szymona Majewskiego i „Duch Pikadora. Powrót Legendy” Walczaka. I tak właśnie scena ta ustaliła swój „sposób”  i tematykę, i gra regularnie.

Przez te pięć lat dodatkowo, na scenie Och-Teatru odbyły się niezliczonej ilości koncerty, także na małej scenie, spektakle kabaretowe, okazyjne, i bez okazji, promocje, wykłady, spotkania. W tzw. międzyczasie ogródek na zapleczu budynku Och-Teatru, stał się letnią sceną muzyczną..

Latem roku 2013 zrobiliśmy w rekordowym tempie (teatr stanął tylko na 6 dni), kolejny etap remontu, garderoby i planujemy następne etapy, związane z zapleczem technicznym. Ale przede wszystkim przed nami zmiana foteli w Och-Teatrze, bo te remontowane w pocie czoła pamiętające jeszcze Józefa Stalina, już nie dają rady.

Wczoraj minęło pięć lat. Och-Teatr jest w pełnym pędzie. Ma swoją publiczność i swoich zagorzałych wyznawców, a plany repertuarowe na kolejne sezony są naprawdę obiecujące. W marcu planowana jest premiera nagrodzonej tego roku w Anglii komedio-farsy powstałej z improwizacji aktorów „Prapremiera dreszczowca” opowiadającego o kulisach teatru, w maju planujemy premierę czarnej komedii „Truciciel”,  we wrześniu chcemy na nowo po latach postawić „Callas . Lekcja śpiewu”, właśnie w tej Sali na tej scenie.

Niech życie trwa. Niech teatr gra. Niech będzie publiczność, bo dzięki niej istniejemy. 5 lat to bardzo mało. Oby wiele lat jeszcze….

Staraliśmy się aby przystanek autobusowy obok teatru miał nazwę – Och-Teatr. Decydujący o tym dyrektor, powiedział wtedy – ale pod warunkiem że przetrwacie dłużej niż rok. Przetrwaliśmy, choć naprawdę czasem było ciężko.

Nasza Droga Publiczności, to dzięki Wam. Jesteście naszym warunkiem sine qua non. Mamy co wieczór 900 miejsc do zaoferowania, czasem nawet podwójnie. Weźcie je sobie. Dziękujemy.

07
Styczeń
2015
11:16

Juliana i Lucjana - wszystkiego dobrego

Dziś szaleństwo zakupów i zwiedzanie.  Nie mogę wyjść na słońce, za kilka dni zaczynam zdjęcia do filmu. Dulska opalona! No ale tu w tym miejscu człowiek opala się nawet podczas burz. Kremy z filarem 50 nie dają rady, a słońca prawie nie ma.  Małpi las, pałac królewski i dziwaczne muzeum Antonio Blanca. Kupuję sarongi, szale, skrupulatnie sprawdzam czy nie ma na nich motywów pawich albo pawich piór i te omijam skrzętnie. Dziwią się , nie rozumieją. Myślę sobie phi! Niech się dziwią . Ludzie z kraju w którym jeden z ważniejszych bogów występuje pod postacią słonia! A ja się boję pawi, to niedaleko jedno od drugiego.  Fascynują mnie te ich pięknie ubrane drewniane lalki i trzeba żeby były zawsze co najmniej dwie. Muszę czegoś się o nich dowiedzieć…A tak w ogóle jeszcze dzień i powrót do zimy i obowiązków, choć tu nie próżnowałam. Serdecznie pozdrawiam.

W Warszawie w obu naszych teatrach podobno pełno, pełno…na Upadłych Aniołach szaleństwo. Och-Teatr dostał nominację w Plebiscycie Warszawiaki 2014 w kategorii Teatr Roku!

Wszystkiego dobrego. Rano przyzwyczajam się wynosić Bogom kwiatki. Miłe.

Ach i jeszcze jedno, zapomniałam, gdyby Państwo chcieli wziąć ślub niezobowiązująco, lub świętować rocznicę związku, każdy hotel tutaj organizuje bardo pięknie taką ceremonie za niewygórowaną cenę, uprawomocnienie związku urzędowe także podobno możliwe.

PS. Właśnie doszła do mnie wiadomość z Polski . Tadeusz Konwicki nie żyje. I przyszło oprzytomnienie z beztroski.

06
Styczeń
2015
00:20

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

Smutno – miły dzień. Dookoła odświętnie. Jakieś uroczystości, pogrzeby, świątynie, ofiary, dzieci, kolory, słońce i deszcz na przemian. Ryż, ryż, ryż. I znów deszcz, i słońce i mgły. Ciepły deszcz, ciepłe mgły, niegorące słońce. Ten kraj to jedna wielka oranżeria. I te twarze, i te oczy, i te dzieci i uśmiechy ani cienia zniecierpliwienia, agresji, złości…

Dziś tez muzeum, galeria obrazów w Ubudu.

04
Styczeń
2015
23:52

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

5 stycznia. Dziś siódma rocznica śmierci mojego męża.

04
Styczeń
2015
06:35

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

Pracuję nad kolejną rzeczą, czytam scenariusz filmowy i zastanawiałam się dziś nad pojęciem piękna. Wiem, napisano na ten temat tony rozpraw, zapisano tysiące dywagacji, ale ja zwyczajnie zastanawiałam się dlaczego cos podoba się większości ale nie ma to nic wspólnego z modą na coś. Dla każdego z nas, są rzeczy ładne, piękne, wyjątkowo piękne, wyszukanie piękne i to niezależnie od kryteriów i indywidualnych upodobań,. Obiektywnie piękne. Istnieje coś takiego ? Istnieje. To znaczy jakie? harmonijne? Na pewno nie oryginalne. Zawsze mówiłam ze śmiechem- mnie podoba się to co wszystkim, myślałam to co większości, bo jednak bez przesady, no i nie do końca nawet to pierwsze jest prawda. Zmieniają się kanony piękna, to prawda, ale jednak to coś , nie wiadomo co to jest, nie można tego nazwać  jednoznacznie, się nie zmienia.  A poetyka brzydoty, dysharmonii i zła,  jest dla wybranych. Lub zbuntowanych albo niewrażliwych , nie wiem. Wojna przyniosła ze sobą bunt i rozpaczliwą tęsknotę a także turpizm. No ale nie zagłębiajmy się.

Ja od razu potrafię powiedzieć co mi się podoba, co według mnie jest ładne co brzydkie to jest dla mnie oczywiste i proste, wielu ludzi nie wie co im się podoba, jeszcze inni nie zwracają uwagi na urodę rzeczy, nie zastanawiają się and tym. N i jest jeszcze określenie – ślepo podążać za modą – chyba najmniej pochlebne.

Często też ktoś koło mnie mówi – to tak brzydkie, że aż piękne- rzadko się z tą opinią zgadzam w większości przypadków. Dal mnie często piękne to oryginalne czy zaskakujące. Także mądre i szlachetne. Ale to tylko słowa. Za nimi nie stoi żaden obraz.
O tym wszystkim sobie myślę…banalnie i niezobowiązująco. Co znaczy piękne. No to zależy- odpowie prawie każdy. Wiem, ale co to znaczy dla ogółu?

Dołączam rzeczy według mnie ładne, które mam pod ręką i rzecz ładną według hotelu w którym mieszkam. Volila!

02
Styczeń
2015
11:52

Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego

Gdybym miała powiedzieć jakie pierwsze wrażenia, tak jak syn mnie zapytał – mamo jak tam jest- powiedziałabym – wilgotno, gorąco, przyjemne, kolorowo, wolno, niewymuszenie, prawdziwie, uprzejmie, życzliwie, kojąco. Kury, ptaki, przede wszystkim kwiaty, zapachy, koty, psy, drobni, mili ludzie, małe jak na swój wiek, wręcz filigranowe, uśmiechnięte dzieci, wiele kobiet pełnych, jak nazywa to obecna tu Włoszka, czyli w ciąży. Codzienne dziwne stroiki z kwiatków, trawek i ryżu składane w ofierze w każdym miejscu, od skrzyżowań dróg począwszy na ołtarzykach niezliczonej ilości świątyń skończywszy. Składane codziennie, nawet kilka razy dziennie.
Coś na kształt Raju, jak już pisałam, choć pewnie okiem turysty widzianego.
Nie ma miejscowych grubych, nie ma pijanych, dwa lata temu ktoś ukradł turystce torebkę , ale to podobno inny turysta. Więżeń też, ktoś twierdził, nie ma, w to nie wierzę. Podobno wiele młodzieży przyjezdnej na grzybkach i czymś jeszcze, ale nie widziałam.
Jeszcze raz dobrego roku.

02
Styczeń
2015
11:52

Izydora i Makarego - wszystkiego dobrego

Gdybym miała powiedzieć jakie pierwsze wrażenia, tak jak syn mnie zapytał mamo – jak tam jest- podziałowym – wilgotno, gorąco, przyjemne, kolorowo, wolno, niewymuszenie, prawdziwie, uprzejmie, życzliwie, kojąco. Kury, ptaki, przede wszystkim kwiaty, zapachy, psy, drobni mili ludzie , małe wręcz filigranowe uśmiechnięte dzieci, wiele kobiet pełnych jak nazywa to obecna tu Włoszka, czyli w ciąży codzienne dziwne stroiki z kwiatków , trawek i ryżu składane w ofierze w każdym miejscu pod skrzyżowań dróg począwszy na ołtarzykach niezliczonej ilości świątyń skończywszy.
Coś na kształt Raju, jak już pisałam, choć pewnie okiem turysty widzianego.
Nie am grubych, nie ma pijanych, dwa lata temu ktoś ukradł turystce torebkę , ale to podobno inny turysta. Więżeń też ktoś twierdził nie ma. Podobno wiele młodzieży przyjezdnej na grzybkach i czymś jeszcze, ale nie widziałam.
Jeszcze raz dobrego roku.

31
Grudzień
2014
01:01

Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego

Absolutnie beztrosko i bezmyślnie, czytając biografię Viscontiego, spędzam czas. Mam tu do zrobienia jedno opracowanie sceniczne, do przeczytania kilka sztuk, obejrzenia iluś tam materiałów na video, obowiązkowo muszę obejrzeć dwa filmy, ale na razie odmóżdżona w błogiej temperaturze, spłukiwana  ciepłymi deszczami i suszona miłym słońcem na przemian, trwam.

Dziś ostatni dzień roku 2014, składam Państwu  życzenia Dobrego Roku 2015 całym sercem. Bezmyślnie uśmiechnięta poddana z Bali.


28
Grudzień
2014
00:16

Cezarego i Teofila - wszystkiego dobrego

I Stanisław Barńczak. Czarne dni. Czarna seria. Niech się to skończy.

Dolatuję do Hong Kongu. Nie palę 20 godzinę. Boję się latać więc czytam histerycznie.

Sprawdź czy jesteś psychpatą. Sprawdziłam, nie jestem. Ale proszę bardzo, zostawiam Państwa z tym sam na sam.
Dwudziestopunktowa Skala Obserwacyjna Skłonności Psychopatycznych Boba Hare’a :

Punkt 1 : Łatwość, wysławiania się i powierzchowny urok.
Punkt 2 : przesadnr poczucie własnej wartości.
Punkt 3 : Potrzeba stymulacji i skłonność do odczuwania nudy.
Punkt 4 : Skłonność do patologicznego kłamstwa.
Punkt 5 : Skłonność do oszukiwania i manipulacji.
Punkt 6 : Brak wyrzutów sumienia lub poczucia winy.
Punkt 7 : Spłycenie afektu.
Punkt 8 : Bezwzględność i brak empatii.
Punkt 9 : Pasożytniczy tryb życia.
Punkt 10 : Słabe kontrolowanie zachowania.
Punkt 11 : Rozwiązłość seksualna.
Punkt 12 : Wczesne problemy wychowawcze.
Punkt 13 : Brak realistycznych długoterminowych celów.
Punkt 14 : Impulsywność.
Punkt 15 : Nieodpowiedzialność.
Punkt 16 : Brak poczucia odpowiedzialności za własne czyny.
Punkt 17 : Wiele krótkotrwałych związków małżeńskich.
Punkt 18 : Przestępstwa popełniane przed osiągnięciem pełnoletności.
Punkt 19 : Narusanie warunków zwolnienia z zakładu karnego.
Punkt 20 : Przestępcza wszechstronność.

 

Przestępcza wszechstronność, jakie to pojemne.

24
Grudzień
2014
22:56

Adama i Ewy - wszystkiego dobrego

Umarł Krzysio Krauze. Już wesołe te Święta nie będą.

24
Grudzień
2014
07:21

Adama i Ewy - wszystkiego dobrego

Szanowni Państwo. Dobrej Wigilii, dobrych Świąt, Dobrego Nowego roku i miłego Sylwestra. Szczęścia, zdrowia i ŚWIĘTEGO SPOKOJU. Wszystkiego dobrego dla Waszych Bliskich, Przyjaciół, Współpracowników.

20
Grudzień
2014
20:30

Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego

Słucham „ W poszukiwaniu straconego czasu”,  i czas bynajmniej, po raz kolejny, straconym nie jest. A poczucie to sprawia prawdziwą przyjemność. Przypomniałam też sobie że …zawsze, już w liceum, kiedy to czytałam, a niewiele rozumiałam , z tego co czytam, robił na mnie wrażenie opis pierwszej wizyty Prousta w teatrze i spotkanie z aktorstwem wielkiej współczesnej mu  Gabrielle Rejane, którą ukrył pod pseudonimem Berma. Zapamiętałam na całe życie, różnicę oczekiwań  z rzeczywistością. Rozdźwięk miedzy marzeniem o aktorstwie i teatrze a doświadczeniem tego. Do dziś robi to na mnie wrażenie.
Zawsze myślałam że pisał i opisywał grę Sary Bernhardt, okazało się że chodziło raczej o panią Gabrielle.

Gabrielle Rejane  to pseudonim Gabrielle-Charlotte Reju, (05 czerwca 1856 – 14 czerwca 1920), francuska aktorka . Urodziła się w Paryżu , była córką aktora.  Jej pierwszym wielkim sukcesem był Henri Meilhac ‚s Ma Camarade (1883), a wkrótce stała się znana jako emocjonalna aktorka obdarzona rzadkimi darami i urodą. W roku 1906 otworzyła Théâtre Rejane w Paryżu i grała tam zwykle lżejsze role,  bulwarowe.  Wraz z jej wielką rywalką, Sarą Bernhardt , posłużyła jako wzór dla charakteru aktorki BERMY w powieści „W poszukiwaniu straconego czasu (la Recherche du Temps Perdu). Marcela Prousta. Wystąpiła w kilku filmach krótkometrażowych w pierwszych latach kina w tym eksperymentalnym 1908 filmu dźwiękowego.

……Lekarz, który mnie miał w swojej opiece — ten sam, który mi zabronił wszelkich podróży— odradzał rodzicom dla mnie teatr; wróciłbym (powiadał) z teatru chory, może na długo, i w sumie przyniosłoby mi to więcej cierpień niż przyjemności. Ta obawa mogłaby mnie powstrzymać, gdyby to, czegom oczekiwał po takim widowisku, było tylko przyjemnością, którą suma późniejszego cierpienia może sprowadzić do zera. Ale to, czegom żądał od tego widowiska — tak samo jak od wymarzonej podróży do Balbec lub do Wenecji — było zupełnie czymś innym niż przyjemnością; spodziewałem się po tym prawd należących do świata realniejszego niż ów w którym żyłem; prawd, których, skoro je raz posiędę, nie mogłyby mi wydrzeć błahe — choćby nawet bolesne dla mego ciała — wypadki mojej czczej egzystencji. Co najwyżej, przyjemność, jakiej kosztowałbym w teatrze, wydawała mi się potrzebną może formą doznania tych prawd; to wystarczało, abym pragnął, by przepowiedziane cierpienia zaczęły się aż po spektaklu, nie psując i nie fałszując tej przyjemności. Błagałem rodziców, którzy od czasu wizyty lekarza nie chcieli mi pozwolić iść na Fedrę. Powtarzałem sobie bez końca tyradę: „Mówią, że nas opuszczasz w najbliższej godzinie”, próbując wszelkich intonacji, jakie można by w nią włożyć, iżbym mógł lepiej zmierzyć niespodziankę akcentu, jaki znajdzie dla niej Berma. (…. ) Wybrawszy się na swoją codzienną, a od niedawna tak okrutną stację słupnika pod kolumną z afiszami, ujrzałem mokry jeszcze, szczegółowy afisz Fedry, który przylepiono po raz pierwszy. I, z obawy, że rodzice mogą już nie dostać dobrych miejsc dla babki i dla mnie, pobiegłem pędem do domu, smagany magicznymi słowy, które zastąpiły w mojej myśli „jansenistyczną bladość” i „mit słoneczny”: „Przed zajęciem miejsc w krzesłach panie obowiązane są zdjąć kapelusze” i „Punktualnie o godzinie drugiej drzwi będą zamknięte.” Niestety! ten pierwszy poranek stał się wielkim zawodem. Ojciec zaproponował, że udając się na komisję odwiezie babkę i mnie do teatru. (…) Tego dnia,  moim udziałem był okrutny niepokój poszukiwaczy. Bez wątpienia, dopókim nie usłyszał,  nie ujrzał Bermy, doznawałem przyjemności. Doznawałem jej na skwerku przed teatrem, gdzie w dwie godziny później nagie kasztany miały się lśnić metalicznym blaskiem, gdy płomyki gazu oświetlą szczegółowo ich gałęzie, i w obliczu kontrolerów, których wybór, awans, los zależał od wielkiej artystki: ona sama dzierżyła władzę w zarządzie teatru, na którego czele przesuwali się kolejno znikomi i czysto nominalni dyrektorowie. Kontrolerzy odebrali bilety nie patrząc na nas, przejęci myślą, czy wszystkie zlecenia ich pani wiernie przekazano nowemu personelowi; czy dobrze zrozumiano, że klaka nigdy nie ma oklaskiwać jej samej; że okna mają być otwarte, póki jej nie ma na scenie, a najmniejsze drzwi zamknięte potem; że garnek z gorącą wodą ma stać ukryty w jej pobliżu, dla oczyszczenia powietrza z kurzu. I w istocie, za chwilę powóz Bermy, zaprzężony w dwa długogrzywe konie, zatrzyma się przed teatrem, ona wysiądzie zakutana w futra i, odpowiadając znudzonym gestem na ukłony, pośle którąś z pokojówek, aby się upewniła, czy zarezerwowano lożę dla przyjaciół, aby sprawdziła temperaturę sali, klasę publiczności, zachowanie się odźwiernych. Teatr i publiczność to był dla Bermy jedynie drugi, bardziej zewnętrzny kostium, w który wchodziła; atmosfera zaś sali była lepszym lub gorszym przewodnikiem jej talentu. (…)Byłem szczęśliwy również na samej widowni. Przyjemność moja wzrosła jeszcze, kiedy za spuszczoną kurtyną zacząłem rozróżniać mętne odgłosy. (…) Nastąpił po niej antrakt tak długi, że widzowie wróciwszy na miejsca niecierpliwili się, tupali nogami. Przeraziło mnie to; (… )bałem się, że Berma, zrażona niesfornym zachowaniem się tak źle wychowanej publiczności —wyrazi jej swoje niezadowolenie i wzgardę, grając licho. I patrzałem błagalnie na te tupiące bydlęta, zdolne w swojej wściekłości skruszyć wątłe i cenne wrażenie, po którem przyszedł. Wreszcie ostatnie chwile mojej przyjemności przypadły w czasie pierwszych scen Fedry. Sama Fedra nie pojawia się w owym początku drugiego aktu; (….) Ale naraz między czerwonymi oponami sanktuarium ukazała się, niby w ramie, inna kobieta i natychmiast odczułem lęk o wiele dotkliwszy, niż mógł być lęk Bermy o to, że jej nie w porę otworzą okno, że ktoś skazi dźwięk jej słów szeleszcząc programem, że publiczność urazi ją oklaskując jej koleżanki lub nie dość oklaskując ją samą.(…) Ale równocześnie cała moja przyjemność ustała; daremnie wytężałem ku Bermie oczy, uszy, myśl, aby nie uronić ani okruszyny z przyczyn, jakich miała dostarczyć mojemu podziwowi; nie zdołałem pochwycić ani jednej. Nie mogłem nawet, jak u jej koleżanek, rozróżnić w jej dykcji i grze inteligentnych akcentów, pięknych gestów. Słuchałem tak, jakbym czytał Fedrę lub jakby sama Fedra mówiła w tej chwili, bez żadnego naddatku płynącego z talentu Bermy. (…) Co się tyczy jej oświadczyn Hipolitowi, bardzo liczyłem na ten ustęp, w którym, wnosząc ze znaczących akcentów, jakie koleżanki Bermy odkrywały mi co chwila w mniej pięknych miejscach, spodziewałem się u niej samej akcentów niezwykłej szych niż te, które czytając starałem się w domu wydobyć; ale nie dosięgła nawet tych, na które się zdobyły jej partnerki,  Enona lub Arycja; wszystko przeciągnęła strychulcem jednotonnej melopei, całą tyradę, w której mieszały się przeciwieństwa tak przecież wyraźne, że bodaj trochę inteligentna tragiczka, nawet uczennica liceum, nie omieszkałaby ich wyzyskać. Zresztą Berma wygłosiła ten ustęp tak szybko, że dopiero kiedy doszła do ostatniego wiersza, umysł mój uświadomił sobie rozmyślną monotonię, jaką narzuciła pierwszym. Wreszcie buchnęło moje pierwsze uczucie podziwu: wywołały je frenetyczne oklaski publiczności. Dołączyłem do nich swoje, starając się przedłużyć owacje, iżby Berma przez wdzięczność przeszła samą siebie, tak abym był pewny, żem ją oglądał w jednym z jej najlepszych dni. Ciekawe jest, że chwila, w której rozpętał się ten entuzjazm, była — dowiedziałem się o tym później — momentem, gdy Berma ma jeden ze swoich najpiękniejszych efektów. Zdaje się, że pewne wyższe realności wysyłają dokoła siebie promienie, na które tłum jest wrażliwy. (…) Że jednak ta bezpośrednia świadomość tłumu miesza się z setką innych, całkowicie błędnych, brawa padały najczęściej fałszywie, nie licząc, że wzbudzała je już mechanicznie siła poprzednich braw, jak w czasie burzy raz rozhuśtane morze wzbiera dalej, nawet gdy wiatr się już nie wzmaga. Ale mniejsza; w miarę jak klaskałem, zdawało mi się, że Berma lepiej gra. „Przynajmniej —mówiła obok mnie kobieta dosyć pospolita — ta się nie oszczędza; wali się w piersi, że aż dudni, biega po scenie; to, to rozumiem, to się nazywa grać.” I szczęśliwy, żem znalazł te racje wyższości Bermy — mimo moich podejrzeń, że one nie tłumaczą jej — z upojeniem dzieliłem tanie wino tego ludowego entuzjazmu. Czułem mimo to, po zapadnięciu kurtyny, rozczarowanie, że ta przyjemność, której tak bardzo pragnąłem, nie była większa; ale równocześnie czułem potrzebę przedłużenia jej, nie pożegnania na zawsze, wraz z opuszczeniem sali, tego życia teatru, które przez kilka godzin było moim życiem.(…)

— I cóż, kontent jesteś ze swojego teatru? — rzekł, w chwili gdyśmy przechodzili do jadalni, ojciec, aby mi dać sposobność zabłyśnięcia, i sądząc, że mój entuzjazm da o mnie dobre pojęcie panu de Norpois. — Był właśnie oglądać Bermę; przypomina pan sobie, żeśmy mówili o tym — rzekł ojciec obracając się do dyplomaty.— Musiał pan być zachwycony, zwłaszcza jeśli ją pan widział po raz pierwszy. Nie widziałem pani Bermy  w Fedrze, ale słyszałem, że ma być wspaniała. I był pan oczarowany, naturalnie?
Pan de Norpois, tysiąc razy wytrawniejszy ode mnie, musiał posiadać ową prawdę, której ja nie umiałem wycisnąć z gry Bermy; w odpowiedzi na jego pytanie miałem go prosić, aby mi powiedział, na czym polega ta prawda; tym samym usprawiedliwiłby moją uprzednią żądzę oglądania tej aktorki. Miałem tylko chwilę czasu, trzeba było skorzystać z niej.  Skupiając całkowicie uwagę na swoich tak mętnych wrażeniach, nie siląc się bynajmniej olśnić pana de Norpois, lecz raczej uzyskać od niego upragnioną prawdę, nie starałem się zastąpić słów, których mi brakowało; bełkotałem coś i w końcu, aby tym skuteczniej wydobyć zeń, co w Bermie jest cudowne, wyznałem –  żem doznał zawodu.

Czuje się jakbym już zaczęła Święta. Życzę Państwo dobrego nie straconego czasu.

18
Grudzień
2014
11:15

Gracjana i Bogusława - wszystkiego dobrego

Wigilia w Fundacji. Tym razem rekordowa frekwencja i rekordowe humory, kondycja uczestników olimpijska. Nasze wigilijne spotkania, połączone z moimi urodzinami i premierą prawie co roku w tym momencie, stały się miłą fundacyjną tradycją. Powitaniom, serdecznościom, opowiadaniom, przedstawianiom się i uściskom nie było końca. Nasi seniorzy prawie w komplecie, uhonorowani i upieszczeni, zabawki dla dzieci do szpitala pod choinkę zebrane, terminy spektakli posprawdzane i wpisane do notesów, dzieci które rosną ku zdumieniu wszystkich, że tak szybko, zaprezentowane. A my z Marysią życzyłyśmy wszystkim wszystkiego co miłe, miękkie, dobre, ciepłe, przyjemne, kochane, tęsknione, czekane, marzone, zdrowe, zgodne, ładne, interesujące, inspisujące, pobudzające, satysfakcjonujące  itd. Wszystkiego Wszystkim Wszakże Wspólnie.

Zdjęcia dołączam bo w nich jestem cała ja, i pośpiech nadmierny, i serdeczność gorąca, i chęć szczera, i przyjaźń jakby na dokładkę, jakby niechcący, wszystkie nieostre ale za to zrobione. Aparat się skończył, klapka odpadła, bateria wypadła i może dobrze bo trzeba kupić nowy.

Po Wigilii nastąpiła udana premiera i dalej była przyjaźń i serdeczności ciąg dalszy, oraz uśmiechy, życzenia i łzy nawet, za tymi których nie ma, a teraz nastąpi miłe codzienne granie, Święta, Sylwester, Nowy Rok i od początku….

A dziś rano telefon życzeniami – życzę ci szczęścia, bo ci na Titanicu mieli zdrowie nie mieli tylko szczęścia. Gdyby trzeba w czymś pomóc, to jestem –  Jerzy Derfel Polska B.

Życzenia będę jeszcze składać. Nie przesadzajcie z zakupami. Wszelkimi.

16
Grudzień
2014
20:14

Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego

Dupy nie urywa – tak najkrócej można opisać repertuar Teatru Narodowego w Warszawie….Oto jak zaczyna się recenzja, pana Fika Mika Urbaniaka, dobra recenzja żeby była jasność, spektaklu „Iwona księżniczka Burgunda” w Wysokich Obcasach. A ja protestuję! Protestuję przeciwko temu językowi, stylowi, arogancji, żałosnej ekstrawagancji. Felietoniście wolno wiele, felieton to indywidulana wypowiedź, „występ” solowy na dowolny temat.  Krytyk jednak, krytyka,  to funkcja społeczna, pośrednik między sztuka a publicznością, ma za zadanie zawiadomić , poinformować, ocenić żeby pomóc, zorientować, porównać.  Redakcja odpowiada za swój dział kulturalny i decyduje kto pisze i jak pisze  na przykład  o Teatrze Narodowym. Niestety sama słyszałam jak jeden z redaktorów naczelnych , powiedział, tylko błędy merytoryczne korygujemy, a reszta…im gorzej tym lepiej, im bardziej kontrowersyjnie tym więcej czytacie, denerwujecie się i coś się dzieje.  Pomyślałam wtedy …coś się dzieje? Ale dla kogo? Dla nas. Dla środowiska. Reszta czytelników jest wyłączona, nie rozumie środowiskowych gierek.

Protestuję. Bo wszyscy się na to zgadzają, tolerują, popierają. Ocena repertuaru Teatru Narodowego,  sceny Narodowej , dokonana przez drukowanego krytyka …w postaci zdania …dupy nie urywa… niezależnie od zawartości merytorycznej ,  to według mnie oburzające. A w każdym razie, wydaje mi się że wiem co urwało krytykowi.

14
Grudzień
2014
23:16

Alfreda i Izydora - wszystkiego dobrego

Gramy za chwilę 131szy spektakl ” 32 Omdlenia” Czechowa. Dziś, w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.

Premiera tego spektaklu odbyła się 15 kwietnia 2011 roku, i świętowaliśmy nią 40 lecie pracy artystycznej mojego przyjaciela, wspaniałego kolegi, Jerzego Stuhra. Dziś gramy 131 spektakl, minęło ponad trzy lata, a ja nagle uświadomiłam sobie, co przez ten czas przeszliśmy, ile się wydarzyło, co przeżyliśmy.

Po zagraniu 30 spektakli po premierze, Jerzy dowiedział się że jest chory na raka krtani. Zaczęło się leczenie, walka o życie, smsy, telefony, informacje i roczna przerwa w graniu. Czekaliśmy. Pisał do mnie…wiesz kiedy leżę tu w szpitalu w łóżku, nie mam siły podnieść głowy i mam naprawdę trudne momenty, powtarzam tekst”Omdleń” i to mnie ratuje, to mnie trzyma przy życiu. Myślę sobie, żeby choćby raz jeszcze zagrać! I zagram… W takich momentach, milkłam, cichłam, przestawałam na moment oddychać.

Czekaliśmy. Po roku wrócił. Kiedy graliśmy pierwszy raz, po tym roku przerwy, publiczność płakała, śmiała się i nagradzała Go brawami za wszystko, za każde słowo, minę, gest. Na koniec wszystkich przedstawień po Jego powrocie, za każdym razem odbywała się absolutna, zbiorowa histeria szczęścia, że żyje, że gra, że jest. A myśleli że już nigdy Go nie zobaczą, że nigdy już ich nie rozbawi, zachwyci, pogodzi z życiem.

Dziś, 14 grudnia 2014, kiedy kończy się kolejny rok, zaczęłam nagle robić podsumowanie. Co Jerzy zrobił, co udało Mu się zrobić podczas choroby i później, aż do dzisiaj.

Wyliczam zdumiona coraz bardziej.

Zagrał rolę w filmie ” Habemus Papam”, już chory, zaraz po naszej premierze, a tuż potem zaczęła się gehenna i leczenie.
7 chemii, radioterapia, 3 operacje, sztuczny przełyk, usunięcie go i ryzykowna operacja po zapaleniu otrzewnej. 
Po czym, nagrał …5 audiobooków ” Ostatnie przygody Mikołajka” , ” Mity greckie” ” Widziane z góry” Stefana Kisielewskiego, ” Fundus i Petteson”, ” Przygody Bolka i Lolka” .
Wyjechał na Kubę.
Zrobił znów rolę,  w drugim filmie włoskim ” Ostatni papież-król”. 
Napisał książki ” Tak sobie myślę”, ” Obywatel” i ” razem z córką Marianną, książkę dla dzieci ” Kto tam zerka na Kacperka”. 
Nagrał dla radia słuchowisko ” Ich czworo” i potem wyreżyserował w Teatrze Polonia spektakl „Ich czworo”, zagrał w nim i gra do dzisiaj.
Wreszcie nakręcił film ” Obywatel” , którego był scenarzystą, reżyserem i grał w nim główną rolę.
Ze swoimi filmami pojechał dwa razy do Australii i był na festiwalu w Tallinie. Zrobił dyplom ze studentami krakowskiej Państwowej Szkoły Teatralnej ” Ubu król”.
Wyreżyserował dla Teatru TV ” Rewizora” i zagrał w tym spektaklu Horodniczego….
Zagrał od powrotu z choroby, sto spektakli ” 32 Omdlenia” i trzy cykle ” Kontrabasisty”, także w Teatrze Polonia.

Trzy i pół roku. Umarł i zmartwychwstał.

Zmienił się jako człowiek, przemyślał życie i wyciągnął z tego wnioski, działa i pracuje dalej wspierając przy okazji dziesiątki akcji charytatywnych, udzielając wywiadów, pisząc felietony, spotykając się z chorymi na raka, pomagając innym….otwarty i uśmiechnięty.

Dlaczego to piszę?

Bo patrzę na Niego każdego wieczoru na scenie, widzę jak spotyka się że swoimi studentami, czyta ich scenariusze, doradza, pomaga żonie w Jej działalności charytatywnej, uśmiecha się, smuci, dyskutuje, planuje kolejne przedsięwzięcia. Spotyka sie z rodziną, dziećmi, wnukami, widzami i…….wciąż nie mogę ochłonąć i wciąż myślę o tym wszystkim w kategorii cudu.

Byłam świadkiem momentu w którym nie dostał od lekarzy nadziei…..

Jutro zagramy kolejny, 132 raz. Idą święta. Nowy Rok. Ludzie!!! Kochani!!!

Po co to piszę? Żeby Wam to powiedzieć. Żebyście to wiedzieli i nigdy nie tracili nadziei.

08
Grudzień
2014
20:47

Marii i Wirgiliusza - wszystkiego dobrego

Dostaję często zaproszenia na pokazy mody. Nie korzystam z nich bo nie mam czasu, ale kiedy je dostaję przypominają mi się rzeczy – o ubieraniu. A przede wszystkim o ubieraniu się na ważne okazje.

Moi dziadkowie ubierali się zawsze specjalnie na niedzielę. Mieli stroje na niedzielę. Zawsze te same. Letnie i zimowe.

Dziadek ubierał się do kościoła w pelisę z bobrowym kołnierzem „znaftalinowaną” tak i perfumował się radzieckimi perfumami Carmen tak, że koło nas ludzie rozsuwali się i mieliśmy zawsze dookoła siebie dużo miejsca.

Babcia miała dwie sukienki letnie w kwiaty i zimowe wełniane gładkie. Uważała że kolorowe buty noszą tylko kobiety lekkich obyczajów, ona nosiła brązowe, czarne i białe. Już beżowe były podejrzane. Zbyt wysokie obcasy też. Lubiła broszki i żabociki. Kostiumy i małe kapelusze. Kobieta bez pończoch, nawet latem była nieelegancka, tak jak i kobieta bez rękawów. A rękawy były 7/8, 3/4, 5/6, do łokcia i tzw. krótkie, te niechętnie. Lubiła kontrafałdy, plisowania, godety, dekolty w karo i patki. Malowały się według niej, tylko tzw. kokoty. Spodnie sa tylko dla mężczyzn, mówiła. Kobieta w spodniach wygląda jak mężczyzna, żeby nie wiadomo co… A Marlena Dietrich ? – pytałam. – Ona się nie liczy – odpowiadała.

Kiedy dorosłam i zostałam aktorką, kupiłam babci i dziadkowi telewizor i na premiery moich spektakli w Teatrze TV, ubierali się oboje bardzo odświętnie, dziadek się golił, perfumował, zakładał garnitur, krawat i białą koszulę. Babcia wkładała, pończochy gazowe,  suknię i  perełki. Oboje do oglądania moich wystąpień w telewizji wkładali wieczorowe odświętne buty a dom był zawsze sprzątany na te okazje. Babcia piekła ciasto i oglądając pili kawę.

Do oglądania transmisji z wizyt papieża, też wszyscy ubierali się odświętnie. Kiedyś jeden z kuzynów, podczas takiej transmisji, ośmielił się przejść przez pokój w krótkich spodniach, awantura była jak malowanie.

Moja ukochana gosposia, miała zawsze w walizeczce przygotowany strój i buty do trumny, żeby w razie czego, nie robić kłopotu. Wymieniała ten strój co roku na nowy, jeździłyśmy po te nowe trumienne ubrania i buty na bazar Różyckiego.

Wszyscy zawsze mieliśmy czyściutką świeżą bieliznę, na wypadek gdybyśmy zemdleli na ulicy i zabrano by nas do szpitala. (To zostało mi do dzisiaj). Ubieram się każdego dnia w naprawdę dobrą bieliznę , nie dlatego, że codziennie przebieram się w kostium przy koleżankach i garderobianych, ale z powodu ewentualnego zemdlenia.

Sposób ubierania się, w domu mojego dzieciństwa, oznaczał szacunek lub brak szacunku do osób i zdarzeń, nie wypadało ubrać się zbyt bogato kiedy spotykało się z ludźmi uboższymi a z bogatymi- ubranie mogło być pocerowane byle było czyste i uprasowane.

Itd. itd….

Dziś przymiarki przed premierami teatralnymi i filmami są dla mnie największą torturą , mimo że kostium jest dla mnie jednym z ważniejszych elementów przy budowaniu ról. To prawda, jesteś tym na kogo wyglądasz , w co jesteś ubrany i nie chodzi tu o koszt tego ubrania. Zresztą teraz stroje i drogie i tanie są podobne. Różnią się tylko jakością. A jak powtarzał studentom wydziału aktorskiego prof. Bardini, przyjrzyj się sobie w lustrze, zrozum jak wyglądasz i nie przeciwstawiaj się temu, chyba ze celowo, na użytek roli.

I to tyle jeśli chodzi o pokazy mody.

Ale moda jest fascynującym tematem, byle nie brać go sobie zbytnio do serca. Ja lubię stroje o których mówi się „ponadczasowe” i te w których dobrze się czuję i wyglądam.

Zbliżają się Święta.

17 grudnia jeszcze premiera w Och-Teatrze.

 

 

 

 

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.