09
Wrzesień
2017
16:19

POMOC DOMOWA - Och-Teatr - premiera 9 września 2017. Fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska

zobacz więcej zdjęć (20)

Piotra i Mikołaja - wszystkiego dobrego

Och-Teatr. Dziś premiera. #Pomoc domowa. Zapomnijcie na dwie godziny o wszystkim i się zwyczajnie śmiejecie.
Tu o nic nie chodzi tylko o zabawę i żeby było miło, przyjemnie i przyjaźnie.
Oto sms po próbie generalnej:
„Krysiu, dzięki za zaproszenie. Fajny wieczór – rozum ma wolne, zostaje zabawa. Bardzo głupie i bardzo śmieszne. Od Marcina: w drugim akcie udało Ci się wyłączyć mnie z trudnej rzeczywistości, dziękuję. U nas łatwo nie jest, ale ciągle jest:-))). Uściski. MiM”
Dziękuję.
Całujemy.

05
Wrzesień
2017
23:09

Marsz dla Europy - 25.03.2017

zobacz więcej zdjęć (4)

Doroty i Wawrzyńca - wszystkiego dobrego

Szanowna Pani, czytam teraz często pani wpisy w dzienniku internetowym i na pani stronie fb, przestała pani prawie poruszać sprawy zawodowe i osobiste, nawet teatralnymi się nie zajmuje, udostępnia pani natomiast to, co panią ciekawi, albo wydaje się pewnie pani ważne ze spraw politycznych i społecznych. Zdaje sobie pani sprawę, że czyta te strony wiele osób i nie wszystkie się zgadzają z pani poglądami, które są wyraźne, powiedziałbym jednoznacznie. Bardzo panią cenię jako aktorkę, ale czy nie uważa pani, że takie angażowanie się, moim zdaniem często przesadne, odcina pani sztukę aktorską i pani teatry od znacznej ilości widzów? Czy wydaje się pani, że ludzie uprawiający zawody publiczne, powinni stawać tylko po jednej stronie, czy raczej być neutralni? Często dziwi mnie, że wybrała pani i popiera inicjatywy i artykuły nieobiektywne, tak jak ja je oceniam. Zaczynam się zastanawiać, czy artysta nie powinien być dla wszystkich. Mnie osobiście pani zaangażowanie przeszkadza w oglądaniu pani ról, wolałbym żeby była pani bardziej powściągliwa w wyrażaniu opinii i demonstrowaniu swoich sympatii politycznych. Przepraszam za ten list, ale coraz trudniej oddzielić mi pani role od pani poglądów osobistych i na wszystko patrzę przez ten filtr. Wybaczy mi pani, jeśli uraziłem. Jestem stałym gościem obu teatrów prowadzonych przez pani fundację i czuję to także, w innych sztukach, wybieranych przez panią i wystawianych. Napisałem do pani, bo chciałbym aby pani to wiedziała. Oczywiście dyskurs o angażowaniu się lub nie, ludzi o statusie publicznym jest stary i mówię tu i o prawnikach i lekarzach i dziennikarzach, także o księżach itd., ale artyści są tu grupą według mnie wyjątkową. Nie jesteście bezimienni. Grzegorz – widz.

Szanowny Panie, przede wszystkim dziękuję za ten list.

Początek mojej kariery przypadł na okres szczególnie intensywnego konfliktu z panującą wtedy władzą, na okres kina „moralnego niepokoju”, na czas rodzącej się Solidarności”. Byłam jedną z twarzy ówczesnego protestu, a katalog moich ról i filmowych i teatralnych i telewizyjnych, a także moje wystąpienia prywatne, wywiady służyły protestowi przeciwko czasom i sytuacji politycznej, braku wolności, sytuacji w której przyszło nam żyć i tworzyć. Potem 27 lat robiłam co do mnie należało zawodowo, przestałam się angażować w sprawy polityczne, bo uważałam, że Polska i wszystkie sprawy lepiej lub gorzej, idą w dobrą stronę. Stworzyłam fundację, otworzyłam dwa teatry i dałam pracę wielu ludziom i służyłam wolnemu rozwijającemu się krajowi i społeczeństwu. Dostąpiłam, za to wszystko, zaszczytu otrzymania miana Człowieka Wolności a także medal Karola Wielkiego za wkład w zjednoczenie Europy w dziedzinie sztuki ze szczególnym wyróżnieniem mojego udziału w filmie „Wróżby kumaka” według Guentera Grassa, filmu o pojednaniu polsko – niemieckim.

Od roku wszystko się odwróciło i idzie w stronę, której zupełnie nie akceptuję, zapanowała władza, która niszczy wszystko, co zdobyliśmy. Zabiera nam wolność i odbiera godność człowieka i Polaka. Niszczy nasze życie zawodowe i prywatne. I teraz odpowiedz: uważam, że moim obowiązkiem jest protestować. Mówić głośno i publicznie, że przyszło zło, które nas zabija i niszczy nasz kraj. Każdy ma do tego prawo. I obowiązek. Nie tylko ja. A poza tym wszyscy powinniśmy żyć i pracować w zgodzie z obowiązującym prawem, najlepiej jak potrafimy. Tyle tylko, że prawo jest coraz gorsze, a wolności coraz mniej.

Dodatkowo powiem, że siedzieć cicho jest dużo łatwiej niż protestować, ale jak ładnie ostatnio powiedział Maciek Stuhr, mój młodszy kolega, milczenie jest współudziałem w zbrodni, niezależnie więc od konsekwencji protestuję z pełnym przekonaniem o słuszności tych protestów i z emocjami, bo chodzi o nasz kraj, naszą przyszłość, nasze życie.

Nie wiem, kto w rezultacie siedzi na widowni, kiedy gram, ale godzę się na to, żeby ci którym to nie odpowiada, nie kupowali do nas biletów. To nie jest obowiązkowe. Poniosę konsekwencje.

Pozdrawiam Pana. Krystyna Janda.

31
Sierpień
2017
23:30

Z Danutą Wałęsą - IV Festiwal Krystyny Jandy -Szczawno Zdrój, 31.08.2017

zobacz więcej zdjęć (41)

Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego

Zwiedzanie poranne zamek Książ, uzdrowisko Szczawno, wieczorem spektakl DANUTA W. i spotkanie z publicznością. Dziękujemy za wszystko.

31
Sierpień
2017
18:40

Danuta W. plakat

zobacz więcej zdjęć (4)

Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego

Rusza Festiwal Teatralny Krystyny Jandy [PROGRAM]

Wiadomości z Wrocławia

Agnieszka Dobkiewicz

31 sierpnia 2017

 

Dziś w Szczawnie-Zdroju rusza Festiwal Krystyny Jandy. Gościem specjalnym będzie Danuta Wałęsa.

 

Po raz kolejny miłośnicy talentu aktorki Krystyny Jandy będą mogli ją spotkać dziś w uzdrowiskowym Szczawnie-Zdroju. Aktorka przyjeżdża tutaj z monogramem „Danuta W.”. Spektakl powstał na kanwie książki „Marzenia i tajemnice” żony Lecha Wałęsy. Była pierwsza dama opowiada w niej o burzliwej historii Polski z perspektywy kobiety, która była matką i żoną.

Festiwal odwiedzi sama Danuta Wałęsa. Z obiema Paniami będzie można się spotkać o godz. 12.30 koło Parku Zdrojowego (przed Pijalnią Wód Mineralnych i Halą Spacerową).

Krystyna Janda w swoim spektaklu wystąpi dla nas dzisiaj o godzinie 18. Kolejne dni należeć będą do zaproszonych artystów:  Andrzeja Grabowskiego, Szymona Majewskiego czy Michała Zielińskiego.

Każdego dnia IV Festiwalu Krystyny Jandy pokazywane będą filmy z jej udziałem.

Zapraszamy o godzinie 15 do Domu Zdrojowego w Szczawnie-Zdroju. Obejrzymy: tam „Człowieka z marmuru”, „Stan wewnętrzny”  – Piotra Szulkina, „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” i „Rewers”.

 

IV Festiwal Krystyny Jandy – PROGRAM

31 sierpnia – „Danuta W.” z Krystyną Jandą, godz. 18.00 – cena biletu: 90

Spektakl „Danuta W.” powstał na kanwie książki Danuty Wałęsy „Marzenia i tajemnice” opracowanej przez Piotra Adamowicza, wydanej przez Wydawnictwo Literackie z Krakowa. W odważnej i przejmującej autobiografii  autorka opowiada o sobie, swojej rodzinie i burzliwej historii Polski ostatnich dekad. Mówi – jak zawsze naturalna i silna – zarówno o chwilach wspaniałych, jak i o cenie, którą przyszło za nie zapłacić. Opowiada światu swoją wersję wydarzeń.

W roli Danuty Wałęsy zobaczymy Krystynę Jandę.

 

1 września – „One Mąż Show” z Szymonem Majewskim, godz. 18.00 – cena biletu: 50 zł

„One Mąż Show” to monolog znanego i lubianego Szymona Majewskiego, który na przykładzie swojego małżeństwa opowiada o kłopotach i radościach współczesnego związku, relacji kobieta-mężczyzna, mąż-żona. To złożona z  przykładów i prawdziwych, zabawnych sytuacji, opowieść o uczuciu bezkompromisowym. Ciepła, ironiczna, autoironiczna, złośliwa i bardzo prawdziwa opowieść o kobiecie. Opowieść męża – zależnego od humorów żony i jej sposobu myślenia, zakochanego, mierzącego się ze współczesnymi stereotypami i popularnymi uprzedzeniami zarówno swojej żony, jak i jej koleżanek.

 

2 września – „Chamlet – monolog parodysty”, z Michałem Zielińskim –  godz. 18.00 – cena biletu: 50 zł

Monolog znakomitego aktora parodysty Michała Zielińskiego, znanego m.in. z programu „Szymon Majewski Show”, w którym ze swadą parodiował Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska, Andrzeja Leppera i wielu innych. Jego „Chamlet” to przezabawny, niezwykle aktualny komentarz do współczesnej rzeczywistości. Niepoprawnie śmieszny, pełen celnych żartów i błyskotliwych puent.  Chamlet kontra Hamlet – i co z tego wyjdzie?

3 września – „Spowiedź chuligana. JESIENIN” z Andrzejem Grabowskim godz. 18.00 – cena biletu: 70 zł

Przedstawienie złożone z wierszy Sergiusza Jesienina, jednego z największych dwudziestowiecznych poetów. Barwna i tragiczna biografia rosyjskiego „poety przeklętego” jest wyraźnie widoczna w jego twórczości. Wiersze układają się w historię o dojrzewaniu, o nadchodzeniu mądrości i roztropności, wreszcie o wspomnieniach czasu minionego. Spektakl pomyślany w dwóch planach: filmowym, z młodym Andrzejem Grabowskim recytującym wczesne poematy Jesienina oraz współczesnym, w którym  Andrzej Grabowski – po latach inny człowiek, inny aktor – interpretuje i śpiewa poezję Jesienina, wracając także do własnych wspomnień.

 

http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,22302178,rusza-festiwal-teatralny-krystyny-jandy-program.html

 

 

30
Sierpień
2017
22:36

Danusia Wałęsa, moja wnuczka i ja w Szczawnie. Pozdrawiamy serdecznie

zobacz zdjęcie

Rózy i Szczęsnego - wszystkiego dobrego

Danusia Wałęsa, moja wnuczka i ja w Szczawnie. Pozdrawiamy serdecznie.

 

 

29
Sierpień
2017
05:12

Ojczyzna

zobacz zdjęcie

Sabiny i Jana - wszystkiego dobrego

„My Naród”
Pn, 28.08.2017 12:11

Kochana Pani Krystyno,
Urlop dawno za nami, cudowne trzy tygodnie w domu, w Polsce. Po trzech latach wszystko jest piękne, bocian na łące, zachód słońca nad jeziorem, szumiący las. A potem taka straszna wiadomość, że tego lasu już nie ma… Ludzie pozostawieni sami sobie w nieszczęściu. Żołnierze ustawiający się do zdjęcia, a niezdolni do podjęcia decyzji o pomocy bez rozkazu. Znudzone twarze ludzi sprawujących władzę, zapewniający o wsparciu, które do tej pory nie nadeszło. I to nie są informacje z telewizji. Zdjęcie uśmiechniętego naczelnika w dziwnej pelerynie, dokładnie wtedy, kiedy mieszkańcy dotkniętych nawałnicą terenów, zmagali się ze skutkami żywiołu. Wymowne. Nawałnice zdarzyły się na złym obszarze, w miejscu, gdzie ludzie mają odwagę powiedzieć to, co myślą. Boso, ale w ostrogach, wielki szacunek.
Czas mojego urlopu przypadł akurat na protesty w sprawie sądów, weta prezydenta i słynnej przemowy prezesa w sejmie. Nad jeziorem miałam tylko jeden program radiowy, jedynkę. Przekaz był jasny, protestowała rosyjska mafia handlująca bronią, a większość ludzi to spacerowicze przyglądający się. Co do prezydenta, to popełnił błąd, i chyba na to wygląda, bo po ostatnich wypowiedziach pewnego europosła, o tym, że prezydenta wymyślił prezes, a prezydent niech o tym lepiej pamięta, nie mam już złudzeń, że z tego weta cokolwiek wyjdzie. Presja jest coraz silniejsza i otwarta. Trzeba mieć kręgosłup, żeby to zdzierżyć. Przemowa prezesa, którą nijak parlamentarną nazwać nie można, była jak najbardziej na miejscu, winna totalna opozycja. Szkoda, że jeszcze nikomu nie udało się podsłuchać prezesa na przykład przy obiedzie, przy prywatnej rozmowie. A może i nie szkoda, skoro oficjalnie używa takich określeń, to strach pomyśleć jak i o czym mówi prywatnie. Zresztą podsłuchiwanie innych to metody partii, która właśnie jest przy władzy. Stare, dobre, wypróbowane metody.
Codziennie czytam o kolejnych projektach plus. Zadłużenie Polski rośnie w zastraszającym tempie, skądś trzeba te pieniądze brać. Można zabrać emerytom, nie ważne, że ktoś był powstańcem, ważne, że pracował jako lekarz nie w tej przychodni co trzeba. Jeszcze nikt nic dobrego na krzywdzie ludzkiej nie zbudował. Już kiedyś o tym pisałam. To taka nowa partyjno-chrześcijańska moralność. No i unia musi dać, od czego w końcu jest.
Pani Krystyno, zamieściła Pani przemowę Lecha Wałęsy. Przeczytałam ze wzruszeniem. Nie ma już tego narodu. Jest naród z partią i wrogowie narodu. I Pani i ja i wielu innych, trafiło zupełnie niespodziewanie do tej drugiej grupy. Zawsze myślałam, że odmienność poglądów jest twórcza, a okazało się, że to przestępstwo, za które sporo osób usłyszało już zarzuty.
Przeczytałam książkę „Pani zyskuje przy bliższym poznaniu”. Ciekawa, mądra rozmowa. Historia właśnie zatacza koło. Dzisiejsi bohaterowie, których się nam narzuca, żeby zaistnieć, muszą zniszczyć starych. Takich, którzy żyją tylko z tego, że potrafią przypodobać się władzy, jak widać nie brakuje. Artystów też mamy dozwolonych i zakazanych. A człowiek wolności co miesiąc na nowo definiuje pojęcie prawdy i sprawiedliwości oraz tego, kto ma do nich prawo.
Któregoś dnia, po powrocie z urlopu, jechałam z moją córką metrem. Jak zwykle dużo ze sobą rozmawiałyśmy, oczywiście po polsku. Po przeciwnej stronie siedział mężczyzna, który po dłuższej dłuższej chwili powiedział do nas – Dzień dobry. Pochodził z Zakopanego. My z Gdańska. Dwa krańce Polski. Zapytał mnie, czy jestem za pisem. Odpowiedziałam, że nie. Popatrzył na mnie i powiedział:
– Co oni z naszym krajem zrobili?
– Nie wiem- odpowiedziałam.
Nie ma na to logicznej odpowiedzi. Nie jestem ani za pisem, ani nikim innym. Najchętniej zapisałabym się do stowarzyszenia –Kultura niepodległa, bo bardzo podoba mi się jego przesłanie. Kocham wolność. I moją wolną wolę, bo tylko z niej będę się kiedyś rozliczać.
Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie, Ania

26
Sierpień
2017
07:37

Jestem #MuremZaWalęsą

zobacz zdjęcie

Marii i Zefiryny - wszystkiego dobrego

Waszyngton, 15.11.1989. Przemówienie przywódcy Solidarności Lecha Wałęsy w Kongresie Stanów Zjednoczonych.

My naród! Oto słowa, od których chcę zacząć moje przemówienie. Nikomu na tej sali nie muszę przypominać, skąd one pochodzą, nie muszę też przypominać, że ja, elektryk z Gdańska, też mam prawo się nimi posługiwać.

My naród! Stoję przed wami jako trzeci w historii cudzoziemiec, nie piastujący zacnych wielkich funkcji państwowych, którego zaproszono, aby przemówił przed połączonymi Izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych. Tego Kongresu, który dla wielu uciśnionym i pozbawionych swoich praw ludzi na świecie wydaje się światłem wolności i ostoją praw człowieka. Stoję przed wami, by w imieniu swojego narodu mówić do Ameryki, do obywateli państwa i kontynentu, u którego wrót stoi słynna Statua Wolności. Jest to dla mnie zaszczyt tak wielki, chwila tak podniosła, że trudno mi to z czymkolwiek porównać. Pojęcie Stanów Zjednoczonych kojarzy się ludziom w Polsce z wolnością i demokracją, ze wspaniałomyślnością i ofiarnością, z ludzką przyjaźnią i przyjaznym człowieczeństwem. Wiem. nie wszędzie Ameryka tak jest postrzegana. Ja mówię o tym, jaki jest obraz w Polsce, obraz ten został utrwalony przez liczne dobre doświadczenia historyczne, a jest sprawą znaną, że Polacy odpłacają za serce sercem. Świat pamiętał o wspaniałej zasadzie amerykańskiej demokracji, o rządach ludu, przez lud i dla ludów. Pamiętam też o niej ja, robotnik z gdańskiej stoczni, który całe swe życie wraz z innymi członkami ruchu „Solidarności”, poświęcił dla tej właśnie zasady rządów ludu, przez lud i dla ludów. Przeciw przywilejom i monopolowi, przeciw łamaniu prawa, przeciw deptaniu ludzkiej godności, przeciw pogardzie i niesprawiedliwości. Takie właśnie, przypominające Abrahama Lincolna i ojców założycieli Republiki Amerykańskiej, przypominające też fundamenty i ideały amerykańskiej Deklaracji Niepodległości i amerykańskiej Konstytucji, są zasady i wartości, jakimi kieruje się wielki ruch polskiej „Solidarności”, ruch skuteczny. Wiem, że Amerykanie są ludźmi zarazem idealistycznymi, ale i praktycznymi, ludźmi zdrowego rozsądku i logicznego działania. Łączą te cechy z wiarą w ostateczne zwycięstwo dobra, ale wolą skuteczną pracę od wygłaszania przemówień. Bardzo dobrze ich rozumiem. Ja też nie kocham się w przemówieniach, wolę fakty i pracę, cenię skuteczność.

Panie i panowie!

Oto fakt podstawowy i najważniejszy. Chcę tu powiedzieć, że zrodzony przez naród polski ruch społeczny o pięknej nazwie „Solidarność” jest ruchem skutecznym. Jego walka przyniosła po długich latach owoce, które dzisiaj każdy może sam na własne oczy zobaczyć. Wskazała ona kierunek i sposób działania, które obecnie mają wpływ na miliony ludzi mówiących różnymi językami. Naruszyła monopole, a wiele z nich przełamała, otworzyła zupełnie nowe horyzonty, a przecież i to trzeba z całą mocą podkreślić, była to walka prowadzona przy całkowitym wyrzeczeniu się przemocy. Wtrącono nas do więzień, wyrzucono z pracy, czasem zabijano, a my nigdy nikogo nie uderzyliśmy, niczego nie zburzyliśmy, nie wybiliśmy nawet jednej szyby, ale byliśmy uparci, bardzo uparci, gotowi do poświęceń, zdolni do ofiar, wiedzieliśmy, czego chcemy, i nasza siła okazała się większa. Ruch o nazwie „Solidarność” dlatego uzyskał masowe poparcie, dlatego odniósł sukcesy, że zawsze i w każdej sprawie opowiadał się za rozwiązaniami lepszymi, bardziej ludzkimi, godniejszymi, a przeciw brutalności i nienawiści. Był to zarazem ruch konsekwentny, uparty, nigdy nie rezygnujący. Właśnie dlatego po tylu ciężkich latach, w których było tak wiele tragicznych momentów dzisiaj odnosi sukcesy i wskazuje drogę milionom ludzi w Polsce i w innych krajach.

Panie i panowie!

Dziesięć lat temu w sierpniu roku 1980 rozpoczął się w gdańskiej stoczni słynny strajk, który doprowadził do powstania pierwszego w krajach komunistycznych niezależnego związku zawodowego, który wkrótce stał się wielkim ruchem społecznym popieranym przez naród polski. Byłem wtedy o dziesięć lat młodszy, byłem nikomu poza kolegami w stoczni nieznany, byłem też trochę szczuplejszy. Miało, przyznam, to znaczenie. Otóż, wyrzucony wtedy z pracy za wcześniejsze próby zorganizowania robotników do walki o ich prawa przeskoczyłem płot i wróciłem do stoczni. Tak to się zaczęło. Kiedy myślę o drodze, jaką przeszliśmy, często wspominam, jak przeskakiwałem przez ten płot. Teraz inni przeskakują płoty i burzą mury, czynią tak, bo wolność jest prawem człowieka. Jest też druga myśl, która nachodzi mnie, kiedy patrzę na tę drogę, jaka jest już za nami. Wtedy na początku z różnych stron świata odzywały się głosy przestrzegające nas, pouczające, nawet potępiające. Mówiono: „Czego się tym Polakom zachciewa, oni są szaleńcami, narażają na szwank pokój światowy i stabilizację europejską, powinni być cicho i nikogo nie denerwować”. Wynikało z tych głosów, że wszystkie inne narody mają prawo do życia w dobrobycie i pomyślności, mają prawo do demokracji i swobody, tylko Polacy powinni z tych praw zrezygnować, by nie zakłócać innym spokoju. Przed II wojną światową było na zachodzie niemało ludzi, którzy pytali dlaczego mamy umierać za Gdańsk, czy nie lepiej zostać w domu, ale wojna sama przyszła do nich z wizytą. Trzeba było umierać za Paryż, za Londyn, za Hawaje, teraz też wielu mówiło: „znowu ten Gdańsk chce nam zakłócić nasz spokój”. Jednak to, co teraz zaczęło się w Gdańsku, ma inne znaczenie, to jest początek ery lepszego, nowego, demokratycznego świata. Teraz nie chodzi o to, by umierać za Gdańsk, ale o to, by dla niego żyć. Dziś patrząc na to, co się wokół nas dzieje możemy z całą stanowczością powiedzieć: polska droga walki o ludzkie prawa, walka bez użycia przemocy, polski upór i konsekwencja na drodze do pluralizmu i demokracji, wskazują dziś wielu ludziom, a nawet narodom sposób uniknięcia największych niebezpieczeństw. Jeżeli dzisiaj coś grozi stabilizacji europejskiej, to nie jest to Polska. Stosowana przez Polaków droga przemian bardzo głębokich, ale pokojowych, ewolucyjnych, negocjowanych przez wszystkie strony, pozwala na uniknięcie największych niebezpieczeństw i może być wzorem dla wielu innych regionów. Wiadomo, że nie wszędzie zmiany przebiegają w sposób równie pokojowy.

Spokojnie i w sposób rozważny, licząc się z niebezpieczeństwami, ale nie rezygnując z tego co słuszne i niezbędne, Polacy torują powoli drogę historycznym przemianom. Na tej drodze znajdują się razem z nami, choć w różnych stadiach zaawansowania również inni: Węgrzy, Rosjanie, Ukraińcy i mieszkańcy krajów bałtyckich, Ormianie i Gruzini, a ostatnio wkroczyły na nią również wschodnie Niemcy. Z pewnością wkroczą na tę drogę również pozostali, ponieważ nie ma innego wyboru. Dziś jakikolwiek myślący człowiek rozumie co się na świecie dzieje, ale może jeszcze powiedzieć, żeby lepiej Polacy siedzieli cicho, bo narażają na niebezpieczeństwo pokój świata. Czy nie jest raczej tak, że Polacy robią dla zachowania i utrwalenia pokoju więcej niż wielu pośród tych zaślepionych doradców. Czy nie jest tak, że stabilizacji i pokojowi częściej grożą te państwa, które nie zdobyły się dotąd na dalekosiężne i wszechstronne reformy i które starają się za wszelką cenę wbrew własnym społeczeństwom uratować stary i skompromitowany sposób rządzenia.

Inaczej jest w Polsce, trzeba to widzieć, że dziś znajdujemy się w tym dziele z wyrozumienia naszego wschodniego sąsiada i jego przywódcy Michaiła Gorbaczowa. To zrozumienie, które tam znajdujemy, tworzy podstawę do nowego, o wiele lepszego niż dotąd ułożenia stosunków między Polską i ZSRR. Takie zaś lepsze ułożenie wzajemnych stosunków będzie również działało na rzecz stabilizacji pokoju w Europie, usunie dawne nikomu niepotrzebne napięcia. Polacy mają za sobą długą i trudną historię i nikt nie jest tak jak my zainteresowany w pokojowym współżyciu i przyjaźni ze wszystkimi narodami i państwami, a szczególnie właśnie ze Związkiem Radzieckim. Uważamy, że teraz dopiero powstają właściwe i korzystne warunki dla takiego dobrego współżycia i przyjaźni. Polska wznosi dziś ważny wkład do lepszej przyszłości Europy, do europejskiego pojednania, w tym również do tak ważnego pojednania polsko-niemieckiego, do przezwyciężania dawnych podziałów i umocnienia praw człowieka na naszym kontynencie. Wszystko to jednak nie przychodzi łatwo. Podczas II wojny światowej Polska była pierwszym krajem, który padł ofiarą agresji, poniosła największe straty w ludziach i majątku narodowym, walczyła najdłużej i przez cały czas była ofiarnym członkiem koalicji. Jej żołnierze uczestniczyli w bojach na wszystkich frontach, jakie tylko istniały. W roku 1945 teoretycznie znaleźliśmy się wśród zwycięzców, ale teoria miała mało wspólnego z praktyką. W rzeczywistości, przy milczącej zgodzie sojuszników, zostały narzucone nieznane polskim tradycjom, nieakceptowane przez naród: obcy system rządów, obcy system gospodarowania, obce prawa, obca filozofia stosunków społecznych. Legalny i uznawany przez naród rząd polski, który przez cały czas wojny kierował walką całego społeczeństwa, został potępiony, a wierni mu ludzie poddani najostrzejszym represjom. Wielu zamordowano, tysiące zginęło gdzieś na Wschodzie czy Północy. Takim samym represjom poddano walczących przeciw hitleryzmowi żołnierzy armii podziemnej. Ich szczątki znajdujemy dopiero teraz w bezimiennych grobach rozsianych po lasach. Potem przystąpiono do prześladowania wszystkich, którzy zachowali niezależne myślenie. Wszelkie zobowiązania podjęte uroczyście w Jałcie, a dotyczące wolnych wyborów w Polsce, zostały złamane. Była to druga po roku 1939 wielka katastrofa narodowa. Kiedy inne narody radośnie świętowały zwycięstwo, Polska ponownie pogrążyła się w żałobie. Świadomość tej tragedii była szczególnie gorzka, ponieważ Polacy wiedzieli, że zostali porzuceni przez sojuszników. U wielu ludzi pamięć o tym trwa jeszcze nadal. Mimo to Polacy przystąpili do odbudowy zniszczonego kraju i w pierwszych latach osiągnęli w tym dziele duże sukcesy. Ale wkrótce wprowadzono system gospodarczy, w którym indywidualna przedsiębiorczość przestała istnieć, a całość gospodarki znalazła się w rękach państwa, rządzonego przez ludzi, których społeczeństwo nie wybierało. Stalin zakazał Polsce skorzystania z planu Marshalla, z którego w zachodniej Europie korzystali wszyscy, włącznie z krajami, które przegrały wojnę. Warto przypomnieć o tym wielkim planie amerykańskim, który wspomógł Europę Zachodnią w obronie wolności i pokojowego ładu. Teraz właśnie nastała pora, kiedy wschodnia Europa oczekuje takiej inwestycji w wolność, w demokrację i pokój na miarę wielkości narodu amerykańskiego.

Polacy przeszli długą drogę. Warto, aby ci wszyscy, którzy zabierają głos na temat Polski, którzy często nas krytykują, pamiętali, że to, co Polska osiągnęła, zostało wywalczone własnym wysiłkiem, własnym uporem, własną nieugiętością. Wszystko to zostało osiągnięte dzięki niezachwianej wierze naszego narodu w godność człowieka i w to, co się określa jako wartości kultury i cywilizacji Zachodu. Nasz naród dobrze wie, jaka jest tego cena.

Panie i panowie!

Przez pięćdziesiąt ostatnich lat naród polski toczył trudną i ciężką bitwę. Najpierw, aby obronić swoje istnienie biologiczne, później, by ocalić swoją tożsamość narodową. I w jednym i w drugim przypadku polska determinacja została uwieńczona sukcesem. Dziś Polska powraca do rodziny krajów demokratycznych i pluralistycznych, do kręgu wartości religijnych i europejskich. Polska na dziś ma pierwszy od półwiecza rząd niekomunistyczny, rząd niezależny i popierany przez społeczeństwo. Długie trwanie obcego systemu politycznego oraz sprzecznego z racjami i zdrowym rozsądkiem sposobu gospodarowania, połączone z tępieniem niezależnej myśli i lekceważeniem interesów narodowych albo działanie wbrew tym interesom doprowadziły polską gospodarkę do ruiny i na skraj ostatecznej katastrofy. Pierwszy od pięćdziesięciu lat rząd wyłoniony przez naród i jemu służący otrzymał w spadku po dotychczasowych władcach ogromne długi przez nich zaciągnięte i zmarnowane, otrzymał gospodarkę zorganizowaną w taki sposób, że nie potrafi ona zaspokoić podstawowych potrzeb. Odziedziczona przez nas po pięciu dekadach rządów komunistycznych gospodarka musi być całkowicie przebudowana. Wymaga to cierpliwości i wielkich poświęceń, wymaga czasu i środków. Sytuacja polskiej gospodarki nie jest przypadkiem ani specyficzną polską dolegliwością. Wszystkie kraje bloku wschodniego są dzisiaj w stanie bankructwa. Komunistyczny sposób gospodarowania nie zdał egzaminu w żadnej części świata. Rezultatem jest masowa ucieczka z tych krajów morzem i lądem, łodziami i samolotami, wpław i na piechotę. Jest to masowe zjawisko znane w Europie, w Azji, w Ameryce Środkowej, ale Polska weszła w sposób nieodwracalny na nową drogę. Słyszy się czasem, że ludzie w Polsce nie chcą dobrze pracować, ale nawet ci, którzy tak mówią, wiedzą, że Polacy pracują dobrze i skutecznie wszędzie tam, gdzie widzą sens i pożytek z tej pracy płynący. Ludzie pracy w Polsce też umieją dobrze liczyć, dziś w kraju pracują oni w o wiele gorszych warunkach i w sumie znacznie ciężej, a także za o wiele mniejszą płacę niż ludzie za granicą. System gospodarczy, który ich otacza, jest absurdalny, a co gorsza, od dawna, co kilka lub kilkanaście lat, następował w kraju kolejny kryzys, kolejne załamanie, po którym okazywało się, że dotychczasowe wysiłki zostały zmarnowane. Pokażcie mi ludzi, którzy przez dziesięciolecia dobrze by pracowali w takim systemie, czy oni też nie ulegliby zwątpieniu. Ten system musi być zmieniony i to właśnie Polacy wzięli na swoje barki.

Nie prosimy o żadne datki ani filantropię, pragniemy natomiast, aby nasz kraj był traktowany jako partner i przyjaciel. Chcemy współpracy na dobrych i korzystnych warunkach. Chcemy, aby Amerykanie przyszli do nas z propozycjami współpracy korzystnej dla obu stron. Uważamy, że dopomożecie demokracji i wolności w Polsce i w całej Europie Wschodniej. Jest to najlepsza inwestycja w przyszłość i pokój, lepsza niż czołgi, okręty i samoloty. Polska zrobiła już bardzo wiele, by przełamać istniejące w Europie podziały, by stworzyć nowe i bardziej optymistyczne perspektywy. Polska robi to przy życzliwym zainteresowaniu Zachodu, za co dziękujemy. Oczekujemy, że teraz będzie rósł współudział Zachodu w tych przemianach. Usłyszeliśmy już wiele pięknych słów zachęty. To dobrze, ale jako robotnik i człowiek konkretnej pracy powiem, że podaż słów na świecie jest wielka, ale popyt na nie maleje.

Decyzja Kongresu Stanów Zjednoczonych o pomocy gospodarczej dla mojego kraju otwiera nową drogę. Za tę wspaniałą decyzję dziękuję wam bardzo gorąco. Przyrzekam wam, że ta pomoc nie zostanie zmarnowana i nigdy o niej nie zapomnimy.

Zwracam się słowami wdzięczności do zwykłych obywateli, to oni wspierali nas w trudnym okresie stanu wojennego i prześladowań, oni słali nam pomoc, oni protestowali przeciwko przemocy. Dziś, kiedy z tak znakomitego miejsca mogę swobodnie mówić do całego świata, im przede wszystkim gorąco za to dziękuję. To dzięki nim słowo „Solidarność” przekroczyło granice i ogarnęło świat, a ludzie „Solidarności” nigdy nie byli samotni. Wśród tych, którzy otworzyli międzyludzki solidarny łańcuch, było wielu Amerykanów, z instytucji i fundacji, które działały na rzecz wolności i demokracji, i wszystkich tych, którzy wspierali nas w najtrudniejszych chwilach. Istnieją oni we wszystkich stanach, w małych i dużych miejscowościach waszego wielkiego kraju. Dziękuję tym wszystkim, którzy przez słowo drukowane upowszechniali prawdę. Pragnę też podziękować i pozdrowić Amerykanów polskiego pochodzenia, którzy utrzymują łączność ze swoją dawną ojczyzną. Z całego serca dziękuję prezydentowi Stanów Zjednoczonych i jego rządowi za zaangażowanie w sprawy mojego kraju. Nigdy nie zapomnę wiceprezydenta George’a Busha przemawiającego w Warszawie przed grobem męczennika polskiej sprawy księdza Jerzego Popiełuszki, nigdy nie zapomnę prezydenta George’a Busha przemawiającego w Gdańsku przed pomnikiem Poległych Stoczniowców, to właśnie stamtąd prezydent Stanów Zjednoczonych kierował posłanie do Polski, Europy, do świata. Papież Jan Paweł II powiedział: „Wolności nie można tylko posiadać i używać, trzeba ją zdobywać, trzeba budować z niej życie zarówno osobiste, jak i społeczne”. Myślę, że jest to nauka ważna i w Polsce i w Ameryce. Pragnę, żeby wszyscy wiedzieli i pamiętali, że ideały, które legły u podstaw tej wspaniałej Republiki Amerykańskiej i które trwają w niej do dziś, żyją również w dalekiej Polsce.

Przez długie lata próbowano odciągnąć ją od ideałów, Polska nigdy się z tym nie pogodziła i dziś sięga po wolność, która jej się sprawiedliwie należy. Wraz z Polską tą drogą idą inne narody Europy Wschodniej. Runął już mur, który był granicą wolności. Mam nadzieję, że narody świata już nigdy nie pozwolą na budowę takich murów.

25
Sierpień
2017
06:13

Pomoc domowa - obsada 2017. Fot. Maciej Łysakowski

zobacz więcej zdjęć (7)

Ludwika i Luizy - wszystkiego dobrego

Teatr Polonia. Remont zakończony. Od jutra zapraszamy. W Och-Teatrze próby trwają. Premiera 9 września. Tu obsada z pozdrowieniami.

24
Sierpień
2017
04:06

POMOC DOMOWA - plakat 2017. Fot. Krzysztof Opaliński

zobacz zdjęcie

Jerzego i Bartłomieja - wszystkiego dobrego

http://ochteatr.com.pl/event-data/2932/pomoc-domowa

Mili Państwo, „Pomoc domowa” to kolejna farsa w naszym repertuarze. Farsa pyszna. Wielka zabawa. Autor, Marc Camoletti to jeden z gigantów gatunku. Jego teksty miały tysiące, dziesiątki tysięcy realizacji, na całym świecie. „Pomoc domowa” ( oryginalny tytuł „ La bonne Anna”) był jednym z jego pierwszych, bodaj najczęściej wystawianych.

Kochamy farsy. Farsa to odmiana komedii, w której łatwowierni bohaterowie zostają wciągnięci w serię coraz bardziej nieprawdopodobnych, niewygodnych lub kompromitujących wydarzeń. Sytuacje te najczęściej są spowodowane wadami bohaterów, takimi jak np. próżność, sprzedajność lub chciwość.
Farsa to lekka komedia o żywej akcji z sytuacjami absurdalnymi. Mówi się farsowy, farsowo, farsowość, farsidło. Ale życie także czasem bywa farsą. Zdarzają się także wśród nas farsowe postaci, farsowe zachowania czy reakcje.

Autorzy fars operują schematami, po czym bawią się nimi jak kolorowymi klockami. Dekompozycja schematów nas śmieszy, gry słowne, żarty sytuacyjne. Tu, jak w wielu farsach: mąż, żona, kochanek, kochanka i …pomoc domowa. Prosta intryga, zabawne dialogi, scenariusz do popisu dla aktorów. No i charaktery! Budowa charakterów, to zadanie wdzięczne, potrzebna jeszcze wyrazistość, poczucie humoru, umiejętność podawania point, temperament, wdzięk, wyczucie rytmu dialogu i lekkość. Potrzebne zawodowstwo wysokiej próby i to coś jeszcze co trudno nazwać i scharakteryzować. Trudniejsze do osiągniecia niż się wydaje.

Żona – spragniona życia właścicielka butiku. Z marzeniami na swój temat i ograniczeniami swojej seksualności. W rezultacie nie umie zdradzić męża i „pójść na całość” bo przeszkadza jej Ona sama i przywiązanie do rutyny.
Mąż – szef działu zamówień w pewnej firmie. Z typowym apetytem na młode kobiety. Gotów jest dla tej chwilowej przyjemności na bardzo wiele. Prezenty, ośmieszenie się, zniesie w zamian za duży biust naiwność graniczącą z głupotą, humory i wyrachowanie, przełknie kłamstwa i niedogodności, ale tylko do momentu kiedy dowiaduje się ze żona wraca.
Kochanek- samotny podstarzały kawaler dla seksu gotowy na wiele, nawet do naśladowania przyzwyczajeń męża i wymuszanej na nim perwersyjności, tyle tylko że nie najlepiej się z tym czuje i o seksie w rezultacie nie może być mowy.
Kochanka – typowa łowczyni małżeństwa i pieniędzy. W nierozerwalnym związku z mamą i jej ambicjami. Udaje dziewicę czy nią jest, bez znaczenia. Wyrachowana mała kłamczucha i cwaniara. Ale radosna, rozkoszna.
Pomoc domowa – cwaniara, wielbicielka alkoholi i niespodziewanej gotówki, widziała i przeżyła nie mało. Rola napisana dla młodej aktorki, młodszej niż żona, ale w trakcie kolejnych realizacji przetwarzana i powierzana nawet mężczyznom. Tzw. opcja otwarta. Wszystko w rękach reżysera i aktorki.

Farsa jest jak utwór muzyczny, aktorzy muszą być zgranymi instrumentami, jeśli ktoś fałszuje lub nie trzyma tempa, przyjemność maleje. Jeśli czegoś nie widać, nie słychać, nie rozumie się wszystkiego perfekcyjnie, dyskwalifikacja. Czy jest psychologia w farsie? Tak, ale zapisana w słowach. Farsa nie znosi pauzy psychologicznej a cisza jest usprawiedliwiona tylko wtedy, kiedy jest trampoliną do pointy.

My aktorzy, uwielbiamy grać w farsach, publiczność lubi je oglądać. Wszyscy wiemy po co spotykamy się w te wieczory w teatrze. Ofiarowujemy sobie nawzajem dwie godziny zapomnienia i zabawy, taka jest umowa. Miła teatralna umowa.

Nic w farsach nie jest tragedią, a zdrada małżeńska najmniejszą. To także umowa z publicznością. Tu się nie oburzamy, bawimy się i śmiejemy z nas samych, z człowieka, z jego słabości, z natury ludzkiej. Z głupoty, naiwności, pychy, chciwości, egoizmu, małości, zazdrości, megalomanii, z czego tylko można. Tu się my aktorzy, obnażamy, ośmieszamy, karykaturujemy, ku uciesze widzów, ku akceptacji tego świata i nas samych, dla radości i mile spędzonego czasu. Bo to też powinność farsy, to ma być miłe, ma być nam miło, kolejny punkt wzajemnej umowy.

Farsa w teatrze – to trudne. Napisane są te teksty najczęściej perfekcyjnie, sam zapis śmieszy, byle jak zrobione i grane i tak odnoszą sukcesy, bo widzowie niczego tak nie pragną i za nic innego nie są tak wdzięczni jak za śmiech. Ale farsa zrobiona i grana na wysokim poziomie, z dobrym gustem, niebanalnymi rozwiązaniami, banalnych sytuacji i charakterów scenicznych, to sztuka. Mierzymy się z tym radosnym zadaniem po raz kolejny. Po raz kolejny z nadzieją na szampańską zabawę.

​​​​​Krystyna Janda aktorka, reżyser, pomoc domowa.

21
Sierpień
2017
11:59

Remont foteli w Teatrze Polonia - 21.08.2017

zobacz więcej zdjęć (10)

Joanny i Franciszki - wszystkiego dobrego

Zaczęliśmy remont widowni w Teatrze Polonia i mechanizmów na zapleczu sceny. Po 11 latach stałej eksploatacji nadszedł czas. Potrwa to do soboty. W sobotę o 19:30 gramy już spektakl METODA. Serdecznie zapraszamy na nowe wymienione siedziska w kolorze czerwonym. Pozdrawiamy.

19
Sierpień
2017
18:30

Janusz Głowacki

zobacz zdjęcie

Bolsława i Juliana - wszystkiego dobrego

Janusz! Janusz! Niemożliwe! Nie ma Cię nagle! Cyniczny uśmiech, luźny chód, odpięta koszula, głowa pełna przenikliwych, często gorzkich myśli i gorące, gorące serce ukryte jak najgłębiej, dla niepoznaki. Żegnaj. Już tam na Ciebie wielu czekało. Bawcie się dobrze. 

14
Sierpień
2017
15:29

Lecimy do Świnoujścia zagrać "Callas" - 14.08.2017

zobacz więcej zdjęć (4)

Alfreda i Euzebiusza - wszystkiego dobrego

Dziś w amfiteatrze w Świnoujściu o godzinie 22:00 zagramy spektakl MARIA CALLAS. LEKCJA ŚPIEWU. Bardzo się cieszę.

 

13
Sierpień
2017
06:50

Artur Barciś, ur. 12.08.1956

zobacz zdjęcie

Hipolita i Diany - wszystkiego dobrego

Artur i od nas od Fundacji najlepsze, najserdeczniejsze. Dziękujemy Ci za wszystko.

 

Pan Artur Barciś (ur. 12 sierpnia 1956 w Kokawie) – polski aktor teatralny, filmowy, telewizyjny i dubbingowy, reżyser teatralny, dzisiaj obchodzi swoje 61 urodziny. Z tej okazji wszyscy życzymy zdrowia oraz dalszych sukcesów w zyciu prywatnym i zawodowym 🙂

www.radio-borutan80.de

07
Sierpień
2017
06:45

Doroty i Kajetana - wszystkiego dobrego

Czytam Dzienniki Sławomira Mrożka:
11 marca 1968 rok.
W Polsce biją pałami ludzi za to że krzyczą Konstytucja!

01
Sierpień
2017
06:57

32 OMDLENIA - 200 spektakl 23.07.2017. Fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska

zobacz więcej zdjęć (82)

Piotra i Justyny - wszystkiego dobrego

Od dawna, od roku, lęk co się dzieje, co nowego, jakie wspaniałości i podłości. Nawet w nocy. Koszmar, można by przeczytać wiersz. A tu proza. Jak napisał jeden z moich przyjaciół: najgorszy będzie moment, kiedy zaczniesz się w tym gównie meblować.

Próby nowego przedstawienia w toku. „Pomoc domowa” Camoletti. Farsa. Zabawa. Jak mówię sobie i aktorom, zabawa na ciężki czas. Ratunek na smutki i trudną jesień. Na pewno będą tacy, którzy będą chcieli z nami zapomnieć… Najlepsza mama: – Krysiu, czy tobie teraz wypada zagrać pomoc domową? – Mnie czy teatrowi mamo? – I to i to. Tak się martwię. – Będę grała pijaną. – No to już całkiem!

Plany artystyczne na ten rok jak zwykle, trudne, ale i wspaniałe. Wrzesień premiera w Och-Teatrze. Potem film. Potem opera. Wiosną nowa rola w Teatrze Polonia a potem Szekspir. I granie, granie, granie. W fundacji, prace nieustanne.
„ Pomoc domowa” – wrzesień. Och-Teatr
„ Wszystkie dzieła Szekspira w skróconej wersji” – listopad. Teatr Polonia
„ Casa Valentina” – luty. Och-Teatr.
„ Zapiski z wygnania” – marzec. Teatr Polonia.
„ Bal manekinów”- maj. Och-Teatr.
„ Przybora” – czerwiec. Teatr Polonia.
„ Trzy dni w deszczu” wrzesień. Teatr Polonia.
Spektakl o Grzegorzu Przemyku – październik. Teatr Polonia.
Spektakl muzyczny jesienią w Och-Teatrze.
Itd. Itd….

Rodzą się dzieci, w tym sezonie aż pięć urlopów macierzyńskich w naszych teatrach. To miłe. Ale niektóre tytuły teatralne będą odpoczywać, aż mamy urodzą i wrócą.

Nowe odkrycia wśród ludzi i książek i coraz większa samotność.

Co będzie dalej z Polską? Wyglądanie na wydarzenia każdego dnia. Protest. Gniew. Niezgoda. Poczucie goryczy i niesprawiedliwości dziejowej. A ludzie jak gołębie a inni jak wilki. Taka nienawiść. Taka agresja. Trudno się pogodzić.

Dziś 1 sierpnia. Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Oto moja adaptacja do przedstawienia realizowanego na zamówienie Muzeum Powstania. Muzykę później napisał Jerzy Satanowski.

Miron Białoszewski
PAMIETNIK Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Adaptacja Krystyna Janda dla Muzeum Powstania Warszawskiego

1 sierpnia 1944.
1 sierpnia 1944.
1 sierpnia 1944 było niesłonecznie.
Mokro.
Było święto słoneczników.
Żółty kolor. W czerwonych tramwajach.
1 sierpnia 1944 roku mama powiedziała że trzeba iść po chleb.
Mama mówiła – taki spokojny dzień.
Taki spokojny dzień.
I widomość – Piąta godzina „W”.
Piąta godzina „W”.
17:00 godzina W.
Powstanie. Powstanie. Powstanie.
To słowo.
To dziwne słowo. Powstanie.
Padał deszcz.
Front rosyjski stał na Wiśle.
Pierwszy powstaniec.
Ja bym mu się oddała – powiedziała Irena..
Na Mazowiecką wjechało 1000 naszych na koniach. Szeptano.
A czołgi były jak kamienice.
Na Ogrodowej zabili dwóch Niemców. Szeptano.
Ludzi było dużo.
Było zamieszanie.
Cały czas nie było spokoju.
Serie strzałów. Bliższe, dalsze , po niebie.

Warszawa w dzień powstania.
Padał deszcz.
Powstanie.

Blokowi. Dyżurni. Kucie piwnic. Przekłuwanie podziemnych przejść.
Nocami. Całymi nocami.
Barykady. Ze wszystkiego.
Zebrania. Narady na podwórkach
– Kto ? Co?
Powstańcy. Powstańcy. Powstańcy.
W poniemieckim co popadło.
Huki. Z dział. Bomby. Karabiny.
Nadzieja na niemiecko – rosyjski front.
Ktoś ranny. Ktoś zabity.
Samoloty.
Bomby.
Często.
Na rogu Chłodnej i Żelaznej z drugiego piętra szafy, krzesła, stoły i na barykadę.
Wyrywane płyty z chodników. Bruk.
Tramwajarze rozdawali łomy.
W deszczu.
Pochmurne dni z deszczem.
Z bombami.
Z pożarami.
Dni ze zbieganiem na dół.
Do piwnic.
Do schronu.
Bo bomby.
Na narady.
Na roboty.
Wywiesić flagę!
Zawiesić flagę!
Wywiesić flagę!
Baczność! Jeszcze Polska nie zginęła!
Jeszcze Polska nie zginęła…
Niemcy strzelali we flagę.
Ulice w chmurach rudych i burych.
Rudoszary pył na drzewach.
I deszcz.
Zmiana na niespokojnie.
Zmiana na coraz gorzej.
Barykady całe w ogniu.
Wszystko żywym płomieniem.
Pomidorowym. Święto pomidorów.
Pomidorowo zachodziło słońce.
Ceglanego pyłu na liściach na centymetr.
Głosy, Głosy. Szeptanie.
Ukraińcy idą od Woli i rżną. Szeptano.
I palą. Na stosach. Szeptano.
W niedzielę Chłodna wolna.
Chłodna we flagach.
Jedna pani w jednej ręce cegłę na barykadę w drugiej torebkę.
Podcinanie drutów tramwajowych, żeby się czołgi zaplątały.
Żeby się czołgi zaplątały.
Czołgi!
Słychać czołgi.
Niemcy gnają ludzi przed czołgami!
Czołgi. Na powstańców.
Matka w żałobie miała jasne włosy.
Matka w żałobie miała jasne włosy.

Krakowskie Przedmieście spalone.
Smutno.
Coraz smutniej.
Coraz gorzej i śmiech.
Papierosy. W takiej chwili. Zawstydzili się .
Papierosy? W takiej chwili. Wstyd.
Na taczkach trupy Niemców.
Rozebrani do połowy.
Wystające brzuchy z taczek.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
Pochować i nie robić krzyża.
Bomby! Trupy lecą w dół.
Pańska zbombardowana!
Prosta zbombardowana.
Żelazna. Ludzie. Tłok i uciekanie.
Harcerzyki rządkiem. W zielonych mundurkach. Z butelkami z benzyną. Cichutko.
Skąd się pani tu wzięła!!!
Ach, co to było…!!!!
Co to było!!!
Trzymała za rękę małą dziewczynkę. Już nieżywą.
Trzymała za rękę nieżywą dziewczynkę i płakała.
Powstaniec. Płakała. Z tajnego uniwersytetu.
Zginał w powstaniu. Płakała .
Na Żoliborzu.
I nic z kojenia.
Nic ukojenia.
Nic ze spokoju.

Żydówka. Idzie, głowę krzywi i bokiem idzie.
Żelazna Brama. Ludzie klęczą.
Będą rozstrzeliwać. Szeptano.
Pogorszenie i piekło.
Na Górczewskiej, na Wolskiej, Na Bema, na Młynarskiej. Ludzie paleni na stosach. Szeptano.
Ludzie. Z dachów, martwi, w dół.
I wydobywanie.
I odsypywanie..
I gaszenie .
I pomoc.
I nowe bomby.
I krzyk.
– Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
– Najświętsze serce Jezusa , zmiłuj się nad nami.
Wycie samolotów i bomb.
– Najświętsze serce Jezusa…zmiłuj się nad nami…
I huk! I koniec!
Wszystko zmienione.
Wszystko posiwiałe, czarne, posypane.
Okna puste.
Ona w drzazgach.
Piekło, bez ustanku.
I źle. I źle . I źle.
I śmiech.
I całowanie.
Tłumy. W popłochu.
Z pakami. Tobołami.
Do bramy.
Straszny krzyk.
– Niosą trupy!
– Trupy kładą!
Krzyk.
Czyj krzyk?
– Syna zabito! – Syna zabito! – Był na uniwersytecie! Krzyk.
– Syna zabito! – Syna zabito! Krzyk.
– Syna zabito w szkole na Lesznie! Krzyk.
W kącie dwie kobiety.
Jedna dzieci zostawiła na Pradze.
Druga stawiała karty.
Jak sowy siedziały.
Dzieci zabite wróżyła.
Dziś Przemienienie Pańskie.
Może Pan Bóg coś przemienia na lepsze.
I nagle krzyk-
– Powstanie upadło!
Nieprawda. Szeptano.
– Mój Boże !
– Mój Boże! Powstanie upadło!
Nieprawda.
– Zerwały się piwnice. Schody. Baby. Tłumy. Tyle wysiłku na marne!
– Mój Boże!
– Mój Boże! Niemożliwe.
– Mój Boże – załamywali ręce.
– Niemożliwe! Krzyczeli w podwórzach.
– Mój Boże. -To niemożliwe!
Rozpacz i krzyk.
Rozpacz i płacz.
Rozpacz i szept.
I nagle krzyk – Nieprawda!
Nieprawda! Nieprawda! Nieprawda!
Co za radość! A niedziela zaczęła się dopiero.
W południe. Niemiecki szturm.
Atak,
na Kercelego,
Towarową,
Okopową,
Kercelak upadł.
– Cofamy się ! Krzyk.
Na barykadach na rogu Wroniej.
– Cofamy się ! Rozpacz.
I niemiecki atak. Z piechoty, czołgów, artylerii, karabinów, granatów, miotaczy ognia, pepanców, z nieba – z samolotów, bez przerwy, bez przerwy, bez przerwy, stadami, bomby, na domy, na dom po domu, na oficynę po oficynie. Bez przerwy. Bez przerwy. Bez przerwy.
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do odgrzebywania zasypanych !
– Potrzebni do gaszenia!
– Potrzebni do gaszenia!
– Chłodna 39. Pali się !
Wody nie ma.
Ziemia do gaszenia.
Kobiety pomagają.
Deszczu nie ma.
– Potrzebni do gaszenia!
Upał. Płomienie.
Ściany w ogniu.
– Gasić bomby! Od bomb płonie!
– Potrzebni do gaszenia!
– Ludzie potrzebni do gaszenia!
Cud. Ugaszone.
Ugaszone w piekle.

Chłopy biją się siekierami.
Bomba. Wstrząs. Nie żyją.

– Chcesz chleba z cukrem? Ja nie mogę nic jeść.
Harmider. Huki. Pociski. Bomby
Nie do wytrzymania.
Ludzie na skrawkach piwnic.
Betonu.
Nie do wytrzymania.
Wszystko siwe od gruzu.
Nie do wytrzymania.
Ukraińcy idą i rżną.
Wszystkich! Szeptano.
Wszyscy o tym mówią.
W sobotę i niedzielę 5 i 6 sierpnia na Woli rozwalono kilkadziesiąt tysięcy osób. Rzucano ich potem na stosy z niedobitymi i podpalano. Wolska róg Wolskiej, Młynarskiej. Ze szpitala chorych żywcem przez okna..
Potem podpalali.
Jak szło.
Żywych i martwych.
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
– Kto pomoże nieść rannego powstańca?
Krzyk.
I nagle po huku cisza.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
Kobiet ileś set. Mężczyzn też tylu.
Znieruchomiało.
– Nikt nie pomoże nieść rannego?
– Naprawdę nikt?
Kondukt z noszami.
Szli, Szli. Szli i szli.
W stronę Żelaznej. W stronę Sądów.
Do środka miasta.
W południe. Szli.
W niedzielę. W upał. Szli.
Podlatywanie dymu z kurzem.
Blisko pożar czy coś gorącego. Huk.
Kocie łby pod nogami.
I szli. Szybko szli. Raz patrzyli pod nogi. To znów naprzód. To za siebie. To po domach. To po niebie. Latanina. Wysokie kamienice. Barykady w poprzek co i raz.
Gzymsy bez gołębi.
Bo gołębi już nie było.
Gołębi nie było, albo się zdawało.
Zawsze były a nie było.
Bo gołębi nie było.
Na Żelaznej żołnierze leżeli na ziemi i strzelali.
Uciekanie cywilów.
Obrona rozpaczliwa.
Rozpaczliwa obrona.
Wiadomości o paleniach.
O rozstrzeliwaniach wiadomości.
I całowanie i …. śmiech.
Waliło w barykady, w ściany.
Na noszach kobieta w konwulsjach. Cała popielata. I na włosach. I na twarzy. W konwulsjach. Postrzępiona kiecka. Była przysypana. Na Chłodnej..
Mężczyzna na noszach. Miał nogi, miał ręce. Krew kapała z noszy. To krew tak szła.
Ludzie stoją. Na widok płaczą.
Płaczą.
I było źle.
Wszyscy – jak uciekać to na Starówkę!
Przepłynąć Wisłę może.
W Jabłonnie Rosjanie.
Front jakiego w historii świata nie było.
Noc.
Narady, obgadywania. Chyba nawet cisza. Gazetki. Wiadomości. Przekuwania piwnic, przejść.
Z walizkami, dziećmi z plecakami.
Powstaniec z chlebakiem.
Tłoki. Huki. Narady.
Jak uciekać to na Starówkę!
Powstańcy.
Strzelają w stronę Wroniej.
Zmęczeni. Spoceni. Leżą na ziemi. Między jakimiś granatami.
-Tylko zdejmij pantofle żeby nie było słychać.
– Tylko zdejmij pantofle!
Pali się .
Huczy.
Lecą belki.
Szum.
Spadają w ogień.
Z dudnieniem.
Potok ludzi idzie na Starówkę.
A gołębi nie było.
Gołębi nie było? Czy się zdawało?
Szum gołębi w głowie, czy naprawdę?
Nie. Już gołębi wtedy nie było!
Gzymsy gołębi. Miedziane, od ognia. Może tu te gołębie się zrywały?
Gzymsy z Anielicami Corazziego. W girlandach. Tympanony.
Żydówka z workiem pod pachą.
Barykada w poprzek.
Żydów oddzielają. Nas puszczają.
Pałac pod czterema Wiatrami, cały się pali!
Wyje ogień w oficynach! Spadają belki!
Cztery Wiatry na filarach bramy mają złocone skrzydła!
Wiatry tańczą. Świecą. Od ognia.

Starówka.
Niebieskozielona kula na dzwonnicy Dominikanów dopala się.
Dziwne. Bo w dzień.
Starówka.
Dziwny spokój.
Na rogu za Prochownią na chodniku bawią się dzieci.
Już dzień.
Stoi dwóch. Jeszcze z nocy. Z opaskami.
Jeden z czerwoną opaską AL. Drugi z AK.
Poranna modlitwa przy ołtarzu. Raczej od ołtarza. Czyli do ołtarza.
Poranna modlitwa. Pierwsza .
Modlitw dużo.
I śpiewów.
I gęstniały.
W całej Warszawie modlitwa, we wszystkich piwnicach na głos chórami i śpiewami.
Wszędzie. Bez przerwy i wszyscy.
Historia życia na tle śmierci.

Biegną z podniesionymi rękami miedzy czołgami.
Przez Nowy Świat.
Ludzie zaplątani.
Oddzieleni od siebie.
Natarcie od Woli. Na Woli piekło. Tam piekło. Krzyczą.
A tu? Jakby nic.
Drzewa ZOO. Plaża. Most kolejowy. Lato i Wisła.
Pamiętasz noc lipcową
Gorącą…
A córeczce cały sierpień:
Mam…pajaca na sznurku,
Fika w lewo, fika w prawo,
To najlepsza jest zabawa…
I od tego było najsmutniej….
od tej melodii
od tych słów…
nie wiadomo dlaczego.. :
Mam…pajaca na sznurku,
Fika w lewo, fika w prawo,
To najlepsza jest zabawa…

Barykady nad Wisłą inne.
Nie z byle popadło.
Płyty chodnikowe ułożone.
Na dużą wysokość.
Solidne. Ubita ziemia.
Nie do zdobycia.
Oblężenie. Osaczenie. Upał.
Szturm i tłum i skwar.
Nie do wiary. Na Freta czynny sklep. To już ostatni raz .
Potem sklepu ani razu.

Miała 16 lat.
Przystąpiła do AK z chlebakiem.
Leciała na akcję.
On leciał na akcję na czele grupy.
Gęsiego. Szybciutko.
Po kocich łbach Mostowej.
Cichutko.
Zajęci tym na co szli..
Nie żyją…
Harcerzyki w mundurkach.
Na Długiej.
Bo Długa najważniejsza.
Tam urzędy i dowództwo Al.

Dookoła resztki trawy. Głośniki i flagi. I gadanie z głośników. Flagi w każdej bramie i na żelaznych balkonach.
Flagi i ludzie.
I modlitwa.
Dwie baby od ołtarza zrobionego,
dwie świece do odczytywania ewangelii.
Liturgia.
A potem. Z gazetki. Nabożne czytanie.
Gazetki różne. Przez AK i Al. KB.
Przy czytaniu żale, miny.
Załamywanie rąk i wybuchy radości.
Noc.
Tramwajarz z kochanką w mroku kochają się nieślubnie.
Na Wiśle zasieki, czołgi jeżdżą, Wisła z reflektorami ze wszystkich stron.
A tramwajarz z kochanką w mroku, kochają się, nieślubnie .
Ona codziennie do ośrodka zdrowia na Miodową chodziła
Codziennie. Z koleżanką.
Pracować.
Poszły. Ośrodka nie było. I pokładali się ze śmiechu. Że na marne szły..

Na Starej, gdzie biały rumianek tam rósł miedzy kocimi łbami, kolejki do Zakonnic po zupki. Do Sakramentek. Naprzeciwko Dominikanów.
I wszystko białe.
Biały mur, białe habity. Białość w pamięci bo to i upał, i sierpień, i dym i białe niebo od dymu i skwaru.
A 13 sierpnia z zupkami był koniec.
A Matka Boska miedzy latarniami.
Na Boleść.
I kościół Matki Boskiej Loretańskiej.
I wszyscy ginęli razem.
I wszystko było jak złudzenie.
I wszystko było jak złudzenie.

13 sierpnia spadły bomby. Na Stare Miasto.
13 sierpnia spadły bomby na Stare Miasto.
Pierwsze róg Mostowej i Nowomiejskiej.
A Nowe Miasto jest częścią Starego Miasta.
Potem bomby na Muranów.
Na Zakroczymską.
A jeden śmiał się z tego. Jak wariat.

Powstaniec z butelką benzyny przykucnięty. Głodny.
Z jedzeniem źle.
Z jedzeniem bardzo źle.
Utrzymać magazyny na Stawkach.
Utrzymać elektrownię na Powiślu.
Utrzymać. Utrzymać.
Zmęczenie.
Śmiertelne zmęczenie.
Brak światła.
Wodociągi stracone.
Brak wody.
Wola odpadła.

– Mokotów się trzyma! Nie cały.
– Żoliborz się trzyma! Nie cały.
– Powiśle jeszcze ! Nie całe.
– Czerniaków się trzyma! Nie cały.
– Większość Śródmieścia nasza!
– Wycofywać się ze Starówki!?
Modlitw dużo było.
Jeszcze wszyscy byli wierzący.
Jeszcze wszyscy wierzący byli.
Z modlitwą połączenie uczuciowe było.

Łącznicy- dziewczyny albo mali chłopcy.
Kanałami na klęczkach.
Trzeba iść kanałami na klęczkach.

Gazetki. Akowskie. Aelowskie. Palowskie. Warszawianka. Nie rozróżniało się .
Polskie.
Polskie.
Polskie.
W piwnicach dużo ludzi.
Leżeli, gadali. Słuchali świerszczy.
Bo świerszcze siedziały na ścianie.
Strasznie czerwone ściany. I tyle ciemności.
Gdzie iść? Gdzie iść ? Gdzie iść?
Poszli do Sakramentek.
Tam ich zasypało.
Z gorąca i pożarów się zdychało.
– Od bomb i samolotów – wybaw nas Panie.
– Czołgów i goliatów- wybaw nas Panie.
– Od pocisków , granatów – wybaw nas Panie.
– Od miotaczy min – wybaw nas Panie.
– Od pożarów i spalenia żywcem- wybaw nas Panie.
– Od zasypania – wybaw nas Panie…..
Litanie długie.
Długie litanie.
Odmawiane na głos. Przez wszystkie piwnice.
– Proszę państwa, przybiegnijmy sobie, że nie będziemy się kłócili.
– Przysięgamy….Przysięgamy…Przysięgamy…
I Stare Miasto wybuchem jęknęło.
Panika.
I znów to samo.
Miotacze min.
Czołgi.
Miotacze ognia.
Miotacze murami i nami.
Panika.

Płakała. Pocieszaliśmy.
Pocieszaliśmy. Płakała.
Przestali pocieszać. Nie było co.
Płakała. 13 tego. Była niedziela.
I przestali pocieszać . Nie było co.
– Już dwunasty dzień powstania …
– Już trzynasty dzień powstania…
– Już czternasty dzień powstania…
– Już piętnasty dzień powstania…
– I co przed nami?
– Nic innego nie było i nie będzie , tylko powstanie…
– Nic innego nie było i nie będzie, tylko powstanie…
Którego dłużej nie można wytrzymać…
Każdego dnia nie można już dłużej wytrzymać…
Potem każdej nocy nie można było dłużej wytrzymać…
Potem każdych dwóch godzin nie można było wytrzymać…
Potem każdych piętnastu minut nie można było dłużej wytrzymać….
Liczyło się minuty bez przerwy.
Nasłuchiwało.
Z powietrza.
Macało ziemię.
Czy drży. Czy nie.
Gdzie oni są.
Na Starówce łopatami zbierają wnętrzności- mówili.
– O Jezu! Nie deptać!
– Nie deptać ! – O Jezu!
Tu ranni!!!!!!
Uciekać.
Brama z monstrancją u Dominikanów. Śmietnik. W lewo. Na oślep. W tłum. Leżących.
– O Jezu! Nie deptać!
– Nie deptać ! – O Jezu!.
Ranni!!!!!
Biegiem. Po kocich łbach.
Niebieskie niebo i niebieska Wisła.
Strzelają powstańcy.
Na barykadach.
Leżą na barykadach i strzelają.
Wypalone mury szpitali. Sino spalone miasto.
Róg Freta i Mostowej spalony.
A to był wszystko dopiero początek.
Wszędzie daleko.
Nigdy Warszawa nie była taka duża.
Tak skomplikowana.
Taka bez końca.
Tak odległości rozciągnięte.
Brzeg praski, tak daleko.

Hitlerowcy z lornetkami na drzewach w ZOO
Front wschodni na Żeraniu.
Druga rzeczywistość .
Trzecia rzeczywistość.
Ranni. Na podłodze. Na kocykach.
Na papierach.
Pod szarymi pompierami.
Pobandażowani. Z twarzami spalonymi. Na kolor szafy.
W owijakach z gazy.
Ręce poowijane. Jak totemy.
Usta pootwierane. Bez oddychania.
Popaleni żywcem. Żyjący żywcem.
Płakali.
Krew się lała.
A dzieci płakały.
Jedna nędza.
Jeden tłok.
Jedna rozpacz. Jeden płacz. Jedna szarzyzna.
I waliło. Waliło. Waliło. Bez miłosierdzia.
A drzwi jeszcze tylko czasem były.
Powstanie wszyscy myśleli że będzie Sierpniowe.
Że tak nazwane na wieki. Że w całej Polsce.
Ale Polską nie była Warszawa.
Polska żyła swoim życiem. Dla Polski Warszawa paliła się.
Pod Siedlcami krzyczeli – Warszawa się pali a nie – Powstanie.
A Powstanie zostało Powstaniem Warszawskim a nie sierpniowym.

Na oczach ustawiali pod ścianą.
I rozstrzeliwali.
I podpalali.
A miejsca coraz mniej.
Coraz więcej bombardowań.
Domów coraz niej.
Piwnic coraz mniej.
Wycie bomby. Czekanie. I huk.
Potem. Łomot. Trzask, rozsypywanie.
Wycie bomby. I chórem:
Raz, dwa, trzy , cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć , jedenaście, dwa…nas…cie….,
Niewypał.
Wycie bomby i chórem
– Raz, dwa, trzy , cztery, pięć, sześć, siedem, osiem…
Huk!
– raz , dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć ….
Trzask!
Nie.
To obok.
Bo jesteśmy.
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć , sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć ….jede…na…ście…
– O!….
I od razu – raz , dwa, trzy cztery, piec , sześć…
I natychmiast
– raz , dwa, trzy , cztery, pięć …sześć…
I już znowu
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć…
‘O Jezuuuuu! OJezuuuuu!
– Raz , dwa, trzy , cztery, pięć , sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć . o….jede…naście…o….
A nocą . Pokotem. Pokotem. Piwnicami. I potokiem. Piwnicami.
Trzach….trzach….trzach….trzach….tszach…tszach…..
Podmuchy, ogień i rwanie murami…..
I spać…
I znów:
Wh….sz….wh…rsz…wh…..sz….- ogień, podmuchy, latające mury czerwone , z dziećmi na rękach, hurmem, zderzają się , obijają, o siebie,
Na prycze.. na ziemię .
Śpią.
I znów wszch …wszch..
I z dziećmi na rękach
A potem jak stoją , w płaszczach, w ubraniach, z dziećmi na rękach chrapią….

Niedobre noce. Noce od 12 sierpnia to niedobre noce.
Niedobre noce.
Na akcje.
Całe grupy.
Na zawołanie.
Na każde zawołanie.
Do rannych.
Do odsypywań.
Do barykad.
Do przesuwań.
Do umocnień.
Do okopów.
Do gaszenia.
A niektórzy, za ścianę, pod łóżko, za beczkę, za filary, za prycze i nie szli….

15 sierpnia. Wtorek. Święto. Wielkie Święto. Święto uczcić! Na przekór.
Od rana.
Święto kościelne.
Wielkie święto.
Cud nad Wisłą.
Modlenie o cud nad Wisłą.
Czekanie na cud nad Wisłą.
Czekanie…
Żeby już przyszli.
Żeby już weszli.
Żeby już przyszli.
Żeby już byli.
Czekanie.
Macanie ziemi.
Słuchanie.
Idą?
Słuchanie ziemi.

15 sierpnia od rana
– piętnasty dzień powstania…
– Piętnasty dzień powstania..
Piętnasty dzień.
Piekło. Piętnasty dzień Piekła.
Piętnasty dzień w Piekle.
Piętnasty dzień…
Uroczysta msza.
Pod bombami.
Uroczysta suma.
Pięciuset powstańców.
Świece.
Pod bombami.
Naczynia.
Dywan chyba.
Coś do ozdoby…
Pod bombami.
W upał .
I nagle spokój.
Powstańcy.
Tłum powstańców na mszy.
W poniemieckich tygryskach. Kawałkach mundurów, z karabinami,
z hełmami zdobytymi na Niemcach. W rękach.
Ogromny tłum.
Na mszy.
Ksiądz w białym ornacie.
Ksiądz zielonym ornacie.
Msza się zaczęła.
Upał się zwiększał.
Suma trwała.
Ludzie stali.
I był spokój.
Był i był.
Na końcu ksiądz z powstańcami
– Boże coś Polskę….
Śpiew.
Rozeszli się .
Po piwnicach.
Wojsko po kwaterach.
I wtedy nadleciały samoloty…
I bomby za bombami…
I piekło nieprzerwanie
Co noc i co dzień paliło się.
Sakramentki biegały w białych welonach.
Codziennie.
I biły świnie i krowy.
I rozdawały ludziom. Chroniły. Opatrywały. Tysiące ludzi. Sakramentki, co przez kilkaset lat, od Marysieńki, za kartami tyko śpiewały, przez kraty tylko komunię przyjmowały, nagle bohaterkami, oparciem dla Nowego Miasta. Żywiły i ludzi i wojsko. Wojsko rozdawało cywilom. Gotowali. Upał. Smród. Głód. I nie dało się tknąć.

Powstańcy,
zmęczeni na śmierć,
chłopcy i dziewczyny pokotem,
pod wspólnymi kocami.
A baby się oburzały.

– Leszno ciągle w naszych rękach – mówili.
– Nie chodź, nie chodź na Leszno.
– O Jezu, o Jezu, o Jezuuuuu!
– Tu ranni.
– O Jezu, tu ranni!
Trzeba na Leszno.
Z piwnicy w podwórko, w bramę, przeskok, w poprzek mostowej, barykady, na leżąco z kaemów powstańcy. Podwórze, kocie łby. Bure. Duże. Piwnica. Kocia kamienica. Drugie piętro. Parter. Freta. Długa. Barykada u wylotu Miodowej. Z tramwajem i samolotem. I jeszcze barykada. I groźnie. Tam arsenał, siedmiopiętrowy dom, hitlerowcy, pod ostrzałem cała okolica.
Długa, wlot Nalewek, koniec Bielańskiej. Bielańska. Bielańska 16. A tam nie żyją.
-Żyjecie?
– Żyjecie?
– Żyjecie?
– Nie żyjemy.
– A co z mamą?
– Nic nie wiecie?
– Nic nie wiemy.
– Gdzie chcesz dojść?
– Nie dojdziesz.
– Idź. Idź. Jak babcia cię zobaczy będzie płakać.
Babcia łapie, szyję, całować i płacz.
A tam obstrzał Długiej.
Co chwila ktoś w plecy,
i w dół,
i lecą w poprzek.
Nie żyją.
Łączniczka biegnie, jakby nie było nic,
nic sobie nie robi.
Bombowce. Bombowce. Bombowce.
Na dachy,
Bomby.
Już ich nie ma,
już są.
Dalsze. Bliższe. Na oślep. My też. One na oślep. My też. My to ja, z drugim, jak ja, my, tu, ni stąd ni zowąd, bo już. Coś huczy. Brzęka. Cegły lecą. Bombowce paskudzą. Głupi instynkt.
Po stoku.
Na śmietnik.
W dziurę w murze.
Podwórko.
Balkonik.
Czyjeś mieszkanie.
Podwórko.
Przez długą dechę.
Okno.
Znowu czyjeś mieszkanie.
Baby.
Ludzie.
Dziura.
Ciemno leżący.
I bomby.
Wszystko ważne. Ukosami. Z rozpędów. Pomiędzy murami. Osypy. Tynki. Coś. Rynnowo.
Czekać. Czekać nie. Czekać. Byle nie stać. Szszszum. Góra fruwa, może usiąść. My skok. My nic.
A tak chciałem. A tak przeoczyłem. A tak ważne.
Pogoda. Upał. To dzień. To niebo. To upał. To niebieskie. Trawa zielona. I te figury z Pałacu Radziwiłłowskiego. Na trawie. Tu kurzyło, tu zakurzyło, tu strzeliło. W Bank Polski.

Dnia 1 września
Roku paa-miętnego napadł
Wróg na Polskę z nieba
Wysokiego
Najwięcej się uwziął na
Naa-szą Warszawę, oj,
Warszawo biedna, tyś
Jest miasto krwawe.
Byłaś kiedyś piękna,
Wielka i wspaa-niała,
Teraz z ciebie kupa
Gruzów pozostała.

Dwudziestego trzeciego września osiemnaście tysięcy pocisków.
Dwudziestego piątego września od rana do nocy, dwanaście godzin, bombardowanie całej Warszawy.
Dwudziestego szóstego dopalanie się całej Warszawy.
Dwudziestego ósmego było przesądzone.
Dwudziestego piątego ludzie nie wytrzymali.
Dwudziestego siódmego wyleźli z piwnic ci, co ocaleli.
Dwudziestego siódmego wyleźli z piwnic ci, co ocaleli.
Potem.
Wywózki.
Pawiaki.
Obozy.
A pamiętacie Getto?
Ściana na Placu Krasińskich.
Wielki wtorek.
Dwudziestego kwietnia drugi dzień powstania w getcie.
Dwudziestego kwietnia drugi dzień powstania w getcie.
Niemiec strzelał w getto z armaty w Bonifraterską.
Spadali ludzie z murów.
Z murów wielkich, ślepych, z okienkami.
Z tych okienek.
A Niemiec ocierał twarz z potu.
Bohater zmęczył się.

Późna Wielkanoc.
Aryjczycy po kościołach.
A pamiętacie powstanie w getcie? Piekło bez nadziei.
Pamiętacie Wielkanoc 43ego?
Na niebie ogień.
Na Placu Krasińskich lunapark.
Karuzele.
Huśtawki.
Ludzie kręcili się na karuzelach w dymie gęstym, bo dym szedł i szedł.
Z Bonifraterskiej. Nowolipek. Dzielnej. Świętojerskiej. Przejazdu.
Pamiętacie powstanie w getcie!
Trwało i trwało.
Do pierwszych jaskółek.
W maju w tych dymach pierwsze jaskółki piszczały.
Zbiorowe samobójstwo żydowskiego dowództwa?
W bunkrze na Miłej?
Teraz my powstanie.
My powstanie!
Powstanie z nadzieją.
Tak. Powstanie z nadzieją!
A Niemcy byli silni.
Niemcy są silni.
Pierwszy sierpień, dzień krwawy,
Powstał naród Warszawy
…………………………. Amie..
Niemcy już w każdej bramie.
Tatatata tatata tata….
Jakaż rozpacz się w sercu rozpina,
Walczyć nie ma czym.
Idzie na czołg z butelką dziewczyna,
By odpłacić im
Za zburzoną, spaloną stolicę
I za…

Powstanie. Sierpień 44 go.
Wciąż nadzieja.
I tylko te podziały.
Żoliborz.
Mokotów.
Powiśle.
Śródmieście.
Stare Miasto.
Ugaj.
Rybaki.
I najsłynniejsza Reduta, Mennica.
I Stare Miasto.
I strach. I groza. I rumory, tupory, rausy. I granaty.
I handehochy i trzask.
Błysk. Rozprysk. Trzask. Trupie czachy.
Hełmy. Raus. Raus. Groza. Krzyki.
Hitlerowcy. A samoloty, a pociski.
Kiedy i gdzie tu- poza tym?
W tym huku, kotle, potrzasku – coś decydować, o sobie.
Wychodzić? Z czym? Do kogo?
Jak? Którędy?
A tam za Wisłą Rosjanie tuż, tuż.
Na Zachodzie Amerykanie, Anglicy, alianci.
A tu powstanie.

Siedemnasty sierpnia.
Świętego Jacka.
Siedemnasty sierpnia.
Kościół pusty.
Huki od pocisków.
W kościele echo.
Echo za echo za bardzo.
Kościół się trzęsie i już bryzg, przeleciało przez ścianę, środek prezbiterium, dziura na wylot, suchy smak w ustach.
Kościoła nie ma.
Zobaczyć raz jeszcze.
Odwiedzić.
Jeszcze raz.
Zobaczyć się z Katedrą.
Dotknąć.
O Jezu!
Do Katedry!
W Katedrze tłok. Upał. Zapylenie. Prezbiterium. Tłok rzeźb, postaci, figur, Świętych, biskupów, pozłacańców, infułańców tłok. Upał.
Ołtarz. Ołtarz. Rzeźby, postacie, nalepy, narzuty, narośle, łeb w łeb, zebrane, u drzwi na poduszkach oberwane, ocalałe, schronione tu. Zebrane tu.
Z różnych miejsc.
Sądu ostateczność.
Dziś o godzinie … została zbombardowana Katedra – O o o …
Pamiętam – o o o – szło przez wszystkie prycze – o o o , filary, schody – o o o.
A teraz barykady z konfesjonałów.
A jedni tu, a drudzy tu.
Ci tu, ci tu.
I wszystko uparte, długie.
Dni. Noce. Tygodnie.
A w kościele św. Krzyża powstańcy na kościele.
Niemcy na organach.
Rzucanie, wyrywanie,
Organy huczały.
Mennica tak samo.

Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą…
Święta Mario, Matko Boża, Módl się za nami, grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
W godzinę śmierci.
W godzinę śmierci.
W godzinę śmierci.
Zdrowaś Mario, łaski pełna..
Teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Teraz i w godzinę śmierci.
Teraz i w godzinę śmierci.
Teraz i w godzinę śmierci.
Odmawianie to mało. Śpiewanie to dopiero.
Pod Twoją obronę
Uuuciekamy sięęę
Paaani …
Wychodzimy z piwnicy.
Do drugiej piwnicy.
Orędowniczko nasza, Pośredniczko
Nasza, Pocieszycielko nasza,
Przechodzimy
Dalej –
O Paaani nasza…
– i już inni śpiewają, dopiero zaczęli.
Za zakrętem..
Z Synem Twoim nas pojednaj,
Nagle głośno, bo bomby
Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
Najświętsze serce Jezusa, zmiłuj się nad nami.
I od ołtarza. Ci, co klęczą.
Za wszystkich tych, którzy zginą tej nocy, i a wszystkich zmarłych
Ojcze Nasz… w niebie… Twoje… Twoje… Twoja… Ziemi…
I bomba, i walenie, i latają ściany.
I trzeba usta zatkać rękami.
Bo pył.
Bo gruz.
Bo siwo.
Czerwono.
Sucho.
Oooo Paaani, oo Paaani nasza….
I nagle „Najświętsze Serce Jezusa” – i raz, dwa, trzy, cztery, pięć… I jest.
Oooo Paani
-O o
-Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem … fiest
Zmiłuj się nad nami.
I coś się wali.
Pocieszycielko nasza…
Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem dziewięć dziesięć…
I niepokój.
I śpiewanie.
I błaganie.
I stanie.
Różańce,
zacierki,
płakanie.
I jedzenie.
I śpiewanie.
I niepokój gdzie być.
Tunele.
Przejścia.
Piwnice.
Piwnice-przejścia-ciągi.
Schrony.
Piwnice piwnic.
Kotłownie.
Drzwiczki.
Podziemne pomieszczenia.
Z betonu.
Z żelaza
Kotły, rury i obniżanie się.
I oni, a potem my, i inni.
Zejście w dół pod Warszawę.
Głód.
Co nie uciekło, nie odfrunęło, nie spaliło się, nie padło, nie zdechło to się jadło..
Koty znikły.
Psy znikły.
Tylko świerszcz na ścianie po ciemku.
I wszy.
I bombardowanie gruzów.
Sakramentki paliły się cały czas.
– Jestem taka głodna – mówi młoda.
Stary mówi: – Niech pani je. Ja nie jadłem dwa dni, ale wytrzymam.

W Warszawie powstańców pięćdziesiąt pięć tysięcy.
W Warszawie powstańców było pięćdziesiąt pięć tysięcy.
W Warszawie powstańców było pięćdziesiąt pięć tysięcy.

Barykada płonie.
Niebo.
Sierpień.
Wrzesień.
Przy barykadzie.
On, i ona.
Młodzi.
Na barykadzie.
Całują się.
I tylko oni.
Jakby nic innego nie miało być.
I wszystko.
A dni w słońcach, upałach, dymach, samolotach, bombardowaniu.
I trojenie się w głowie.
Bo on, i ona, nieżywi.
W bombardowanie trzeba stać.
Nie siedzieć. Stać.
Bo zasypywanie.
Bo odgrzebywanie. Ciał.

– Ludzie, módlmy się do Św. Krzysztofa, on nas wyprowadzi!
Kto się w opiekę odda Panu swemu,
a całym sercem szczerze ufa Jemu
Śmiele rzec może: mam obrońcę Boga,
Nie przyjdzie na mnie, żadna straszna trwoga.

Wycie.
Ziemia drgnęła.
Drugie piętro spadło na pierwsze.
Aniołom swoim każę cię pilnować
Gdziekolwiek stąpniesz będą cię piastować.
I zaczęło sypać i zasypywać.
I krzyk, i płacz.
Na rękach nosić, abyś idąc drogą, na
Ostry kamień nie ugodził nogą.
Zamilkła.
Cisza.
Osunęła się z szumem, szumem, coraz większym.
I wciskała w siebie oczy.
I wciskanie w siebie oczu.

Śmierć.
Czy to już?
Więc to już?
To już.
Tak.
Trudno.
Tylko czy ściśnie od głowy?
I żeby prędko.
I było cicho.
Tylko szumiało i obsypywało się.
Zapałki!
Kto ma zapałki?
Krzyk.
Drzwi. Zasypało.
Okienko zasypało.
Zapałki.
Krzyk.
Nic nie widać.
Krzyk.
Nie, chyba nie ma drzwi.
Krzyk.
Zasypało.
Krzyk.
Nie. Nie. Nie.
Spowiadam się Panu Bogu Wszechmogącemu,
W Trójcy Świętej Jedynemu…
Żem zgrzeszył myślą, mową i uczynkiem – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.
Cisza.
A teraz – nagle ksiądz
– Przyjmijmy wszyscy komunię świętą z pragnienia. Modlitwa, cisza, i już.
Powstańcy po okienkach, schyleni, we framugach, czekali, czekali, czekali. Godzinami. Z granatem. Z butelką.
Nie płacz. Nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz. Nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz. I tak nie przeżyjemy.
Nie płacz. I tak nie przeżyjemy.

Dwudziesty piąty sierpnia.
Dzień straszny.
– Kto pójdzie kopać okopy?
– Tylko wróć przed świtem.
Góry, rowy,
barykado-ściany, gruzo-barykady,
barykado-ściany, gruzo-barykady,
coś w poprzek i na głęboko.
Nowe Miasto Starego Miasta.
Samo w sobie i nad sobą.
Przepalone żywymi ogniami,
dymione, pylone, bite, huczne, tłuczone.
I było coraz gorzej.
I im więcej, tym gorzej.
Im więcej na prawo.
I im wyżej, tym gorzej.
Od Żerania huk.
Od tamtych.
Zza Wisły.
Front.
Narastało.
To niemieckie też.
I kule.
Coraz gęściej.
Gorąco biło w oczy, bo słońce i ogień.
Warszawa cała w gruzach, ale jakoś jeszcze stała.
A gałęzie i trawy szare.
Pociski.
Front.
Grzmot za grzmotem.
Ludzi pełno z tobołami.
Z garbami.
Z czymś pod pachą.
Z koszykiem.
Z byle czym.
Albo bez.
Rozłupane kamienice. Rozłupane na piony.
W ukosy. Puste. W wióry. W wisiory.
Z wapna, trzciny, desek, cegieł.
Strasznie tego dużo.
Z tego była cała Warszawa.
Te pięciopiętrowe też.
Trzcina. Wapno. Cegła. Dachy. Drzazgi.
Dom po domu.
Wszystko z dziur.
A na całe te gruzy niebo.
Niebieskie, zadymione, czerwone.
Kurz w zębach.
A płacz mechaniczny.
A płacz już mechaniczny.

Tysiąc osób pod kościołem!
Tysiąc osób pod kościołem. Tłok…
I ściany zarysowane.
Tyle bomb już tu trafiło.
W kościół.
A gdzie teraz? To gdzie teraz? Do Panny Marii.
Panna Maria. Czarna dzwonnica.
Pod Panną Marią dwa tysiące ludzi. Dwa tysiące pod kościołem.
A teraz gdzie? Gdzie teraz?
Do Franciszkanów.
Zburzone.
Garnizonowy.
Zburzony.
Paulini.
Zburzone.
Katedra. Jezuici. Dominikanie.
Wszystko w gruzach.

Nie płacz. Nie płacz i tak umrzesz.
Nie płacz. Nie płacz i tak umrzesz.

Kuca baba rozczochrana. Płacze baba rozczochrana.
Baroki. Figury. Roztańczone. Mistyki.
Pod ołtarzami baba rozczochrana. Półleżąca. Po gołym niebem.

– Ludzie kochani, tu trzy tysiące.
Trzy tysiące. Duszą się. Uduszą się.
Szpitale w piwnicach.
Gdzie teraz ? Gdzie?
Nie, na Miodową nie, bo leży pełno zabitych.
Obraz leży ocalały, z Chrystusem na krzyżu. Olejny.
Zostańmy tu. Zostańmy tu. O Jezu! O Jezu, ratunku!
Zabity.
O Jezu, ratunku, ratunku!
Buch na kolana. I modlitwa, i śpiew.
Partyzant na rogu pierze koszule.
Mydła nie ma. Wody nie ma.
Kobieta w halce biegnie.
Pięć dni temu dom się spalił krzyczą.
I ta w halce zabita.
Dom długo stygnie.
Te z powstania ruiny stygły z pięć lat.
I po ośmiu latach jeszcze stygły.
Czołgi przejeżdżały.
Zatrzymywały się przy Kapitulnej.
Pod barykadą.
I waliły.
Miarowo.
Głucho.
Sucho.
Potem już tylko jedzenie raz na dzień.
I różaniec.
Pod koniec sierpnia.
Pod koniec sierpnia z wodą było koniec.
A mosty ciągle stały.
Na Pradze stał czerwony Florian. Z wieżami.
I Cerkiew. Z niebieską kopułą.
I Zygmunt Waza ciągle stał na kolumnie.
Nie uchronili nas nasi królowie.
Ani my nie uchroniliśmy naszych królów.
Tego co po nich.
Wszystkiego. Wszystkiego.
O moja Panno! Od Augustynianów! Od nieszporów! Psalmów! I siedmiu boleści.
Ty jesteś kapłan do końca wieka,
Wedle obrządku Melchizedeka,
Jerozolima, dom nasz, Dom Boży,
Chwała Jego co dzień się mnoży.
Na bramie – „Handlarzom, śpiewakom, muzykantom i żebrakom wstęp wzbroniony.”
Już nie ma śpiewania, i nie ma żydowskich spraw.

– Wiesz, ja mam takie uczucie, że przeżyję.
– Wiesz, ja mam takie uczucie, że przeżyję.
– Ja też.
Tak mówiły i zginęły.

Kolejki.
Kolejki.
Godzinę.
Dwie.
Na wodę.
Z kubłem na wodę.
Od rana do nocy.

31 sierpnia Batalion „Chrobry”, ponad dwieście ludzi, wrócił z akcji. Do piwnicy na Nalewki przy ogrodzie Kasińskich, dziś Bohaterów Getta. Wszyscy rzucili się spać. Nagle bomby i się wali. Ocalało ich tylko czworo, czy pięcioro. Czterech mężczyzn i kobieta.
We wrześniu 1944 roku. W Warszawie, od Ogrodu Saskiego do Żoliborza była pustynia.
Ogród Saski też.
Od Alei Jerozolimskich do Żoliborza pustynia.
I wszędzie chowali ludzi.
Cyja to noga?
Od jakiego ciała?
To była rzecz zwyczajna.
Chowali ludzi nierozpoznanych.
Wydobywali, rozbierali i chowali.
Dnia pierwszego września, roku pamiętnego,
napadł wróg na Polskę,
z nieba wysokiego.
W czterdziestych czwartym napadł z nieba niskiego.
Też było wspaniałe lato.
I też był piątek.

Trzeba będzie kanałami.
Z rannymi.
Na Żoliborzu burzowiec. Porywa do Wisły.
Na Mokotowie trzeba nisko.
Z Czerniakowa na klęczkach.
Wrzucają gazy i granaty.
Zasieki we włazach.
Wpadają. Rżną. Wycofują się.
Światła! Światła! I wody!
Poczucie osaczenia.
Osaczenie do niemożliwości.
A z drugiej przyzwyczajenie,
opanowanie,
coraz większy sposób na sposób.

Pierwszego września człowiek w mundurze powstańczym krzyczał: „Wycofujemy się dziś. Kanałami”!
Ciężko rannych się zostawia!
Lżej rannych trzeba przenieść!
To mój kuzyn, nie mogę go tak zostawić.
Ale się nie da.
Na Długiej, na lewo od Krasińskich jest szpital.
I ranni.
Niemcy zdobywają Stare Miasto.
Do kanałów nie wpuszczają z rzeczami.
W kanałach źle.
W kanałach topią się.
Gubią drogę.
Niemcy wrzucają granaty.
Pod Twą obronę…

1 września 1944 roku. Warszawa.
Upadek Starówki.
Historyczny dzień.
Wycofywać się kanałami!
Kobiety robią krzyżyki na czole, na drogę.
Płacz. Kobiecy płacz.
Trzeba zostawić ciężko rannych i cywilów.
Pilnowanie porządku.
Szykowanie noszy.
Powstańcy, łączniczki, sanitariuszki.
W tej całej metodzie jest szaleństwo.
W tej całej metodzie było szaleństwo.
Ranni półprzytomni.
Jęczeli.
Bolało.
Niektórzy mieli zegarki.
Do kanałów bez przerwy wchodzili.
Latanina, krzątanina, wykrzykniki, rozkazy.
Z rannymi na plecach.
Wszystko bolało.
Kolejka do włazu.
I trzeba przy murze.
Bo bombardowanie i podpalanie.
Pociski.
Od Krakowskiego i Bonifraterskiej.
Bez przerwy.
Ale na myślenie z uczuciem był czas.
Ale na myślenie z uczuciem był czas.
Mimo wszystko.

– Co z mamą?
– Gdzie mama?
Ze Starówki do Śródmieścia kanałami.
Dalej niż z Warszawy do Paryża.
Szybko.
Szybko.
Nad włazem kilku regulowało ruch.
Pociski biły w samo wejście.
Pożar szalał.
Oblepiał.
Ostatni widok.
Kościół Garnizonowy się pali.
Dym. Słońce. Ogień. Pociski.
W kanałach niespokojna Cisza.
Szeptana Cisza.
Martwa Cisza.
W wodzie noga za nogą. Ludzie.
Niespokojna Cisza.
Ludzie. Nieśli świeczki.
I szept.
Idziemy pod Miodową.
Jesteśmy pod Miodową.
Idziemy pod Miodową.
Przechodziło się po trupach.
I już nic się nie czuło.
I otępiałe oczy i nos.
Uuuuu Uuuuuu.
Gasić światło.
Właz otwarty.
Zwolnić kroku.
Otwarty właz.
Gasić świece.
Cisza.
Otwarty właz.
U góry Niemcy.
Krakowskie! Krakowskie! Skręcamy!
Szeptem krzyk.
Kanał mniejszy.
Idą przygarbieni.
Pić. Nie ma wody. Pić.
Pić. Nie wytrzymam.
Niedługo dojdziemy, niedługo dojdziemy.
Uuuuuuuuuu uuuuuuuu.
Pić. Szept.
Nie wolno pić wody z kanału.
Uwaga, uwaga. Włazy.
Gasić światło.
Uuuuu Uuuuuu uuuuuu.
Nowy Świat! Nowy Świat! Nowy Świat!
Idziemy pięć godzin.
Nie wytrzymam.
Weszliśmy o piątej.
Było słońce. Był upał.
Stać. Stać. Stać.
Wychodzimy kolejno.
Stać. Wychodzimy w kolejności.
Stać! Przed nami wychodzi grupa Parasola.
Dwieście ludzi.
I wychodzili i tracili przytomność.
Mają dużo rannych.
Było dużo zostawionych.
Wszyscy czuli się winni.
Cywile to trudno. Ale ci powstańcy?
Ci ciężko ranni. Ci najgorzej.
Bo mundurowi. I bezradni.
A niektórym już było wszystko jedno.
A za nami było wciąż tylu.
Kanały pełne do Planu Krasińskich.
Wychodzić, wychodzić, naprzód!
Zapach powietrza.
Gwiazdy.
Ktoś wyciąga ręce.
– Nie, nie, nie. Ja sam.
– Przecież nie masz już siły.
– Nie, nie, ja poniosę.
– Nie. To już do nas należy – my sanitariuszki.
Nosze skrzypiały, huśtały się, a potem wszyscy pamiętali już tylko siebie.
Warecka. Sanitariuszki ze Śródmieścia.
Z rannymi w Warecką.
I to niebo.
Te gwiazdy.
Śródmieście.
Śródmieście stoi.
Żywe domy z żywymi ludźmi.
Nie pali się.
Cisza.
Szpitalna. Chmielna. Wszystko stoi.
Marszałkowska. Ciemno. Barykady.
Ale domy, ale noc, ale spokój.
Północ. Lato. Ciepło. Wszystko jest.
Chmielna 32 stoi.
A ludzie na piętrach. W pokojach.
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Ze Starówki.
Chcecie się umyć?!
Jezusie Maria!!!! Przyszli kanałami z piekła!!!!
Ludzie w łóżkach.
Jesteśmy szczęśliwi. Żyjemy.
Brat jest w AK.
Jest na mieście.
Stare Miasto zaczyna wyłazić!
Starówka, kanały, wszystko, jak nieprawdziwe.
Tylko chce się jeść.
Godzina policyjna.
A cicho i ciepło.
Jak w trzydziestym dziewiątym roku.
Radio nastawione. Na Lublin.
Wanda Wasilewska mówi do Warszawy.
Gdzie reszta?
Na Miedzianej.
Tam jest strasznie.
Przez Ogród Saski front.
Za Nowym Światem strasznie.
Za Ogrodem Saskim ruiny i pustki.
Pięciominutowa Rzeczpospolita Śródmieścia.
Woytowicz na Nowym Świecie, na parterze, w kawiarni. Koncert. Chopinowski.
Dla powstańców. W wieczór. W ostrzał artyleryjski.
Etiuda Rewolucyjna, kiedy pociski walą w Nowy Świat.
Woytowicz nie przerywał.
Nikt się nie ruszył.
Chopina grał.

3 września 44 roku upał. Niedziela.
Jedzenie. Siedzenie. I spokój.
A bombardowanie zaczęło się nagle w poniedziałek.
Nagle.
I nagle ludzie lecący w popłochu i krzyczący.
Powiśle zbombardowane!
Powiśle się kończy!
Niemcy na Powiślu!
Palić, wszystko palić, bo zaraza.
I pełno dymu, i paniki, i lataniny.
– Najlepiej trzymać się za ręce.
Buuuuuu buuuuuuuuuu buuuuuuuu.
Często. Dużo. Dużo.
Uuuuuuuu uuuuuuu uuuuuuu.
I trzask, i huk.
Powiśle padło szóstego września.
Ludzie z Tamki, Okólnika, Oboźnej wybiegali z krzykiem.
Powiśle padło!
Nasza ciągle część Mokotowa, i górnego, i dolnego!
Nasz Czerniaków, Żoliborz i Marymont!
I trzeba będzie godzić się ze śmiercią.
Trzeba się godzić ze śmiercią.
Albo z urwaniem ręki czy nogi.
I że zginiemy razem.
W Śródmieściu domy stały jeszcze po sześć, po siedem pięter. Śródmieście było największą dzielnicą powstaniową.
W Śródmieściu były roboty publiczne.
Zatrzymywania przechodniów z prośbą. Że trzeba to i to.
I wszyscy chętnie.
Takich rzeczy się nie odmawiało.
A ludzi było bardzo dużo.
Chyba ze dwieście tysięcy.
W Śródmieściu było pomieszanie cywilów z powstańcami.
Różni pół-powstańcy.
– Na razie siedzi się i czeka, bo nie mamy broni.
Nagle beztroska, nagle imieniny przygnębiały.
Dużo różności, bałaganu, kręcenia się .
Beztroska to był znak, że złe nadciąga.
– Ratuj tylko ten obraz Matki Boskiej Częstochowskiej za kredensem, zwykły obraz! Ze szkłem w kurzu! Bez koloru. Ratuuuj!
Samoloty.

10 września, niedziela, msza na Wilczej, rano.
Nabożeństwo.
Po mszy spowiedź powszechna.
Dużo ludzi. A warunek jeden.
Trzeba do spowiedzi pojedynczej, w razie przeżycia.
10 września wypadała niedziela.
Potem już o końca, do połowy października nikt nie rozróżniał dni.
Pod Twą obronę Święta…
Oooo Pani, o-o Pani,
Ooo Paani Naaasza
Pooocieszycieeelko Naaasza

– Chodźcie, chodźcie, zobaczcie, trupy leżą na podwórzu.
Na podwórzu prześcieradła. W prześcieradłach ludzie.
Zagrzebywano ich.
Wszystko wyglądało strasznie.
Zawalone. Jak po wulkanie.
I ciągle nowych umarłych odgrzebywali.

A co z frontem?
Sowieckim. Sowieci. Rosjanie. Bolszewicy.
9, 10 września pierwszy nalot na niemieckie dzielnice.
Ludzie wybiegali na ulicę z radości.
13, 14 września pierwszy raz kukuruźnik sowiecki, dwupłatowiec.
Pierwsze zrzuty.
Broń. Żywność.
Powstańcy rozpalali ogniska. I czekali.
Aż stało się.
15 września.
W upał.
Popołudniu.
O czwartej. Może.
Czy piątej.
Zaczęło się.
Nagle.
Wszystko naraz.
I tak już szło.
Organy Stalina.
Niebo obijało się o ziemię.
Niebo rwało się na kawały.
I szło. Tak szło.
Bez zmiany.
Echo nie nadążało za niczym.
Tłumy wybiegały.
Ludzie stawali coraz wyżej.
Na deskach. Na pagórkach. Na gruzach.
Żeby być bliżej.
I nagle wszystko ucichło.
Było już po wszystkim.
Słońce jeszcze świeciło.
Tylko Praga była zdobyta.
I znów nadzieja.
Że koniec naszej nędzy.
Koniec bomb.
Koniec Niemców.
Ta pewność po kilku dniach upadła..

W gazetkach podawali jak trzeba się zachowywać przy wkroczeniu armii radzickiej, nie robić owacji, nie okazywać niechęci, trzeba coś w rodzaju obojętności… zachować milczenie. Po prostu zachować milczenie.
A przecież były prośby o pomoc.
I nic z tego nie wyszło.
Były próby dogadywania się przez Wisłę.
I nie wyszło.
To się czuło.
Nie wyszło.
To się wiedziało.
A radio angielskie. Do broni, Jezus Maria, do broni! I że w Paryżu powstanie. Cztery dni. I Paryż wolny. Holandia. Nazwy oswobodzonych miast. Arnhem. I to zostawało jak gwóźdź.

18 września, w biały dzień.
Niebo zaczęło fruwać.
Nagle amerykańskie samoloty.
Niebo zaczęło fruwać.
Kolorowe spadochrony.
Długo opadały.
My, krótka cierpliwość.
Broń, bandaże i książki.
Większość na stronę niemiecką.
Zwątpienie.
Front strzelał.
Chcieliśmy być zdobyci.
A tu nic.
A Niemcy byli silni.

Padły Sielce,
Marymont wytrzymał półtora miesiąca.
Żoliborz się trzymał. Wypalone Mickiewicza, zbombardowane Centrum. Wilsona. Krasińskiego.
Bronili się przy Dworcu Gdańskim.

– Dziś w nocy wojska radzieckie wylądowały na przyczółku czerniakowskim.
Co za radość! Biec, lecieć, do swoich. Korytarzami. Zakrętami. W podskokach. Co za radość! Więc jednak! Aż nagle huk w głowę. Ból.

Czterdziesty dzień powstania,
czterdziesty pierwszy dzień powstania,
pięćdziesiąty drugi dzień powstania,
pięćdziesiąty drugi dzień powstania.
A jak nadejdzie zima?
I Boże Narodzenie?
Może choinki… Skądś będą.
Pozory i prawda smutna.

Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.
Nie płacz, nie płacz. I tak umrzesz.

Aleje Ujazdowskie. Czarne podwórko.
– Żeby cię cholero pierwsza bomba zabiła!

20 września. Na rogu Wilczej i Kruczej, ktoś z kimś zamienił się zapałkami na pomidor.
Potem ten sam ktoś wyniósł na ten sam róg chleb. Ktoś inny papierosy. Ktoś złoto.
W czasie bombardowania po stronie Chmielnej ktoś bębnił na fortepianie Warszawiankę.
A od piwnic dochodziło:
Od wszelakich złych przygód… Przy-y-y-gód…
O Pa-a-ani Na-asza
A oni walili.
Walili.
Walili.
Niemieckie bombowce.
Radzieckie myśliwce.
Z nadziei wróciła beznadziejność.
Beznadziejność.
Beznadziejność co do frontu i losów powstania.
Czuło się bliski upadek powstania.
Ktoś komuś dał kostkę cukru.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Może kiedyś się jeszcze zobaczymy.
Idzie ktoś ulicą, trzyma w ręku byle co.
Pieniądze były jak śmiecie.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.

23 września Czerniaków padł.
27 września padł Mokotów.
30 września skapitulował Żoliborz.
W kanałach znaleźli dwieście trupów.
Nam przecież te noce sierpniowe i
prężne ramiona wystarczą…
Ten pierwszy marsz. Ma dziwną moc.
Coś w piersiach drży
i w sercu łka…
I trąbka gra, tratata,
tra-tatata- ta-ta

Żoliborz.
Powązki.
Wola.
Ochota.
Raz seria karabinu do kolejki przy studni.
Gwałty.
Mokotów,
Czerników,
Kapitulacja Żoliborza 30 września,
i upał.
Całe uderzenie na Śródmieście.
A reszta?
W gruzach.
Po reszcie.
Więc co?
Parę na pół i na ćwierć ocalałych ulic, które do ulic podobne tylko.
Kupa gruzów, przebitych piwnic i kupa trupów.
W powietrzu kapitulacja.
Słońce. Kurz.
I waliło, waliło, i huk.
Coś pohukiwało.
Coś leżało wszędzie.
Czuło się dużo ludzi.
Śpiew z okna.
Śpiew przeraźliwy.
Ktoś siedzi na krześle.
Frontem do okna. I śpiewa.
I tylko ten śpiew.
Pięknaś jest cała,
Przyjaciółko moja….
Moja- pół mówione.
I śpiewanie jak ryk.
Jakby wskazówki zegara nazad cofane.
Od tekstu Godzinek,
od intencji,
do uporu.
Godzinki na zakończenie powstania.

Sobota.
Jeszcze tłukli w moździerze, w krowy.
Nocą też.
Nie wiadomo jak.
Nie wiadomo co.
Nie wiadomo kto.
Przywykło się.

Październik.
Trzeci miesiąc.
Trzeci miesiąc powstania.
Sześćdziesiąty drugi dzień.
I wszystko ucichło.
Duży front cicho.
Niemcy cicho.
My cicho.
Cisza.
Nie było takiej od 1 sierpnia.
I nagle zachciało się wszystkim żyć!
Zachciało się żyć!
Żyć! Iść! Wyjść!
Popatrzeć! Na słońce.
I zaczęli ze wszystkich piwnic, dziur, lochów, zaczęli wychodzić.
Na ulicę! Na słońce! Na powietrze!
Ani żałoba. Ani święto.
Nie wiadomo co.
Wszystko naraz.
Wylęgnięcie narodu, na wierzch.
Tłum.
Tłum walił ze wszystkich bram, podwórek, wylotów i przecznic.
Na miasto.
Spotykało się, mijało się.
Gadało. Przystawało się. Patrzyło w niebo.
Wszyscy ze wszystkimi.
Niebem wysoko leciały dwa bociany.
1 października.
A kotów już nie było.
A psów już nie było.
Gołębi nie było.
I to narastało.
Gruzy za gruzami.
Zwały za zwałami.
Gdzieś poł domu, gdzieś półtora.
Nie miało znaczenia.
Nie ma miasta.
Nie ma domów.
Dwieście tysięcy ludzi leży pod gruzami.
Razem z Warszawą.
2 października wszystko już ucichło. Na stałe.
Kapitulacja.
Koniec powstania.
Ogłoszone.
Całe miasto.
Cicha rozpacz.
Powstańcy składają broń.
Ludzie na roboty do Niemiec.
Ludzie, ludzie, ludzie.
Z tobołami, rodzinami.
Od Marszałkowskiej, Koszykowej, Śniadeckich do Politechniki.
Alejami, Towarową, do Palcu Zawiszy.
Tłum na całą szerokość.
Ludzie, ludzie , ludzie. Lecieli, rwali, nieśli, gotowali, jedli, i znów lecieli, i rwali, i jedli.
I żeby chociaż parę dni tu pobyć.
Siedzieli na tobołach.
Szukali swoich.
Zagubionych.
Umówionych.
Umarłych.
Walizy. Dzieci. Wychodzenie.
Wychodzenie z Warszawy.
Sąd ostateczny.
Zbieranie się na Sąd Ostateczny.
Byle nie do Rzeszy.
Byle nie na Zachód.
U Bauera piesek wyje.
Na śniadanie jadł pomyje.
A na obiad kawał flaka,
Żeby szczekał na Polaka.
Oj… Lala-lala-la-la
Tra-lala-lala-la-la
Alala-lala-la.

Co wy? Wychodzicie?
Naprawdę wychodzicie?
Po co? Zostańcie.
Zostańcie z nami.
Może pół roku jeszcze.
Zostańcie w gruzach.
Wychodzenie.
Wychodzenie z Warszawy.
Ostateczne.
To zeszyty szkolne mojej zmarłej córki!
To szkolne zeszyty mojej córki!
Luuuudzie… Dokąd wychodzicie!
Luuuuuudzie!
Trzeci dzień Świąt jak Metafora.
Kończył się dzień kapitulacji.
Dzień, który rano był jeszcze ostatnim, sześćdziesiątym trzecim dniem powstania warszawskiego, 1944 roku.
Czołgi na Marszałkowskiej.
Czołgi przez Nowy Świat.
A pamiętasz tę noc lipcową?
Fika w lewo, fika w prawo…
Cała Warszawa wykrzyknie nam hallo…
Pod rękę przez cały Mokotów…
Do broni, Jezus Maryjna, do broni, do…
Pod twoją obronę…
Na lwa srogiego bez obawy siądziesz…
Ludzie grzebali w gruzach w piwnicach.
Wygrzebywali.
Dokumenty.
Świadectwa maturalne.
Fotografie.
Aparat fotograficzny.
Każdy biały worek na plecy i się szukało..
I szło.
To się przyśpieszało.
Albo się skręcało.
W lewo.
W prawo.
Nie wiadomo po co.
Coś się mówiło.
Wypytywało.
Co dalej.
A od ludzi szedł tylko szum.
I samemu się szumiało.
Nogami.
Mówieniem.
Płynięciem, które było odpływaniem.
Krzyki Niemców.
Nosze za noszami.
Zielone mundury.
Hitlerowskie mundury.
Rozlatane.
Dużo ich.
Na barykadzie biała szmata.
Szukali powstańców.
Powstańcy mieli wyjść na końcu.
I składać broń.
Wszyscy ludzie byli do siebie podobni, i niepodobni do innych.
A świat, jakby go nie było.
Niepewny świat.
Daleki.
Daleki świat i oddzielność.
Wywózki z getta z zachlorowanych wagonach, w których się umierało.
Wywózki do obozów.
Wywózki na roboty.
Pożegnania.
Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Segregacja ludzi.
W ciemności rozbierali się do naga.

I te wołania, wołania, wołania, wywoływania.
Na głosy.
Adresy.
Nazwiska.
Szuka się wciąż.
Lewe. Prawe. Lewe. Prawe. Lewe. Prawe. Lewe. Prawe.
Adresy.
Nazwiska.
Marszałkowska 35. Jadwiga Szamotulska.
Chmielna 18. Andrzej Polakowski.
Bracka 5. Zofia Węgrzyn.
Malwina Kociela. Mazowiecka 5.
Grójecka 15. Pelagia Wąchocka.
Antoni Marzec. Artur Marzec.
Malawski. Chopina 2.
Kazimierz Czeladź. Hoża 35.
Jadwiga Penetrowa. Poznańska 12.
Mieczysława Puchałowska. Wspólna 43.
Zenon Kołodziej. Marszałkowska 94.
Jerzy i Barbara Porowscy. Złota 7.
Borowska Barbara. Chmielna 5.
Jak z cmentarza w Zaduszki.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej.
Co ma być niech będzie prędzej
KONIEC

Warszawa 23 luty 2014

29
Lipiec
2017
12:16

TVN24-29.07.2017

zobacz zdjęcie

Marty i Olafa - wszystkiego dobrego

Był homo sovieticus, boję się homo PiS. W imię jakiej Polski pluje nam się w twarz?

 

Zadaję sobie pytanie, po co to wszystko, do czego ta władza zmierza, jaką wizję państwa mają? Chrześcijański, narodowy, zamknięty kraj, żyjący w izolacji od świata? Z Matką Boską na sztandarach i brutalnym terrorem bojówek narodowych? To jest cel? Upaństwowienie na nowo wszystkiego i w związku z tym kontrola wszystkiego, od naszych łóżek po nasze myśli? Boimy się, że tak jak kiedyś był „homo sovieticus”, teraz będzie „homo PiS”, wychowany w nowej szkole, z nowym programem. A my chcemy być wolnymi ludźmi. Tylko tyle i aż tyle – mówi w wywiadzie dla Magazynu TVN24 aktorka Krystyna Janda.

 

Krystyna Janda była jedną z sygnatariuszek listu, w którym ludzie kultury apelowali do prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowanie trzech ustaw związanych z sądownictwem. Podczas manifestacji pod Pałacem Prezydenckim, wraz z Mają Ostaszewską i Danutą Stenką, czytała fragmenty konstytucji .

 

Dlaczego postanowiła pani zaangażować się w protesty przeciwko zmianom w sądownictwie?

Nie zaangażowałam się tylko przeciwko tym zmianom. Jeszcze przed wyborami bałam się, że PiS ma szansę wygrać. Od początku wiedziałam, że będzie źle i starałam się to wszystkim dookoła tłumaczyć. Byłam przerażona beztroską, szczególnie młodych wyborców. Mówiłam o tym w mediach, zachęcałam do wzięcia udziału w wyborach, mobilizowałam. Pan Komorowski przegrał, bo była ładna pogoda, słodki beztroski weekend i wybory w tym przeszkadzały. Z jednej strony zmasowana, rzeczywiście mordercza kampania wyborcza PiS-u podparta deklaracjami populistycznymi i zaangażowaniem całego Kościoła, a po drugiej stronie „my Polacy złote ptacy”. Potem była dalej beztroska. Teraz jest już wszystko jasne, ta partia, ci ludzie psują wszystko, co zrobiliśmy. Wbrew polskiej racji stanu, wbrew logice, wbrew honorowi, poczuciu jakiejkolwiek godności. Niszczą i tratują osiągnięcia ostatnich 30 lat demokracji i wolności. Nie mówię, że były one nadzwyczajne, wszyscy robimy błędy, trzeba było myśleć bardziej socjalnie,  o słabszych, mniej aktywnych, mniej zaradnych, chorych, to prawda. Ale generalnie to wszystko naprawdę dobrze się rozwijało i dawało wspaniałą perspektywę. Był to kraj wszelkich szans i nagle ktoś to zamyka, zabiera, na nie wiem ile lat, tupie, nie pozwala, zabrania, poucza, grozi, powoli zamyka kraty i drzwi. Będziemy zmuszeni znowu żyć w podległości, lęku, w braku możliwości, karani za coś, co nie jest karalne. Nie możemy już liczyć na sprawiedliwość, nie możemy już liczyć na jakąkolwiek praworządność. Będziemy żyć z podeptaną konstytucją, z podległymi sądami, pod kontrolą i według widzimisię ludzi , którzy nie zasługują na takie „wyniesienie”.

 

 

Jaka w takim scenariuszu jest rola ludzi kultury – aktorów, pisarzy, uczonych?

 

Taka jak zawsze. Od początku tak była – mamy obowiązek protestować. To są zawody społeczne, w tak zwanej służbie narodu. I każdy według swych przekonań i poglądów powinien zabierać głos, kiedy czuje potrzebę. Jeśli oczywiście nie będzie cenzury, bo już w tej chwili jest pełzająca cenzura, zapis na nazwiska w mediach państwowych. 30 lat mieliśmy spokój, mogliśmy tworzyć, pracować w spokoju, zajmować się sztuką, nie angażując się w politykę. I nagle? Na nowo? Ojczyna  w niebezpieczeństwie, trzeba dać głos. I nie – wbrew temu, co mówi tamta strona – w sprawie koryta. To mnie obraża najbardziej. I w tamtych czasach, i teraz ci, co dbają o koryto, siedzą cicho! Nie ryzykują. Ja mam wielkie poczucie zagrożenia, ale nie boję się o siebie. Martwię się o Polskę i dlatego protestuję. Stałam teraz przez te noce pod Sejmem, pod Pałacem. Grałam  spektakle, potem tam szłam. Mówiliśmy sobie – koleżanki aktorki, ludzie teatru, filmu, pisarze, muzycy, kompozytorzy –   „Jesteśmy tu, bo tu dziś jest nasze miejsce, niezależnie od rezultatu tego protestu. Przynajmniej niech ktoś to sfotografuje, nakręci, żeby świat zobaczył, że to nie jest tak, że się wszyscy na to zgadzają”. Niech zobaczą, że tym ludziom w wakacje, w nocy, chce się przyjść i manifestować niezgodę. Ja stoję, tak samo jak wielu. Z jakiego oni powodu przyszli? Myślę, że dlatego, że boli ich to i martwi, wścieka i przeraża; że martwią się o swoje dzieci, o swoje prace naukowe, o swoje książki, które piszą. Boją się, że tak jak kiedyś był „homo sovieticus”, będzie „homo PiS”, wychowany w nowej szkole, z nowym programem. Zadaję sobie tylko pytanie: Po co to wszystko, do czego ta władza zmierza? Jaką wizje państwa mają? Chrześcijański, narodowy, zamknięty kraj, żyjący w izolacji od świata. Z Matką Boską na sztandarach i – czy ktoś tego chce, czy nie – z brutalnym terrorem bojówek narodowych? To jest cel? Upaństwowienie na nowo wszystkiego i w związku z tym kontrola wszystkiego, od naszych łóżek po nasze myśli? Czy tylko zemsta, jak mówią niektórzy? Zemścić się, zdemolować? Boimy się tego wszystkiego, chcemy być wolnymi ludźmi. Tylko tyle i aż tyle.

 

Patrzy pani na twarze protestujących i co widzi?  

 

Jest coraz gorzej. Pamiętam, jak kręciliśmy  „Człowieka z marmuru” , nie było wtedy mediów niezależnych, a ja mówiłam do redaktora w telewizji: „Ja ten film zrobię, jakkolwiek, ja to narysuję, napiszę, mogę nie mieć kamery, ale ja i tak muszę to z siebie wykrzyczeć”. W najśmielszych, najczarniejszych myślach nie spodziewałam się, że przyjdzie jeszcze raz stanąć na ulicy i krzyczeć. Wtedy jednak czułam się zupełnie inaczej, dlatego że ja urodziłam się w niewoli,  wychowałam się w niej. Nie wierzyłam, że może być wolność. Teraz wreszcie się to stało, jakimś nadzwyczajnym cudem (ja myślałam, że się to za mojego życia nie stanie) bez rozlewu krwi, w sposób naprawdę nadzwyczajny, z mądrością, którą podziwiał świat. Potem zaczęliśmy wszyscy bardzo ciężko pracować. Wypracowaliśmy miejsce na ziemi, w którym czuliśmy się dobrze. Posmakowaliśmy, co to znaczy być na swoim, co to znaczy być suwerennym, co to znaczy móc decydować o swoim życiu. Że to talent i praca są warunkami, żeby osiągnąć cel, a nie posłuszeństwo, układy, stosunki i zależności. Teraz, kiedy nam to zabierają, emocje są stokrotnie większe. Ta wzniecana ciągle nienawiść, podziały, dzielenie na dobrych i złych, oskarżanie nas, wyzywanie od złodziei, komunistów, zdrajców, hołoty, morderców… Celem tego jest oddzielenie nas od siebie, żebyśmy się nie porozumiewali, nie poznali nawet, żebyśmy się siebie bali i żebyśmy spodziewali się od tej drugiej strony czegoś najgorszego. Wcześniej byliśmy My i Oni (w domyśle Sowieci), teraz jesteśmy My i My, tylko jedni dobrzy, a drudzy – źli, gorsi. Wtedy wolność przyszła dopiero z brakiem kiełbasy, ludzie byli głodni. Teraz ludzie mówią, że im się żyje lepiej, bo tak jest. Mają wszystko w zasięgu ręki, trzeba tylko na to zarobić. Wtedy nie wiedzieli, co będzie dalej z ich dziećmi, z ich życiem, na takim elementarnym, podstawowym poziomie. Tym poczuciem bezsilności żywiliśmy się od rana do nocy; co więcej, w beznadziei, protestowaliśmy bez nadziei. Ale potem robotnicy masowo zaprotestowali i wszystko się stało możliwe. Inteligencja była tylko elementem tego protestu.

 

– Ale i motorem…

 

To naturalne. Motorem, doradcą, to wszystko poszło logicznie, spokojnie, dlatego że było bardzo wielu mądrych ludzi, którzy to wszystko poukładali tak, że nie doszło do najgorszego. I za to jesteśmy im wszystkim bardzo, bardzo wdzięczni. Wielu z nich nie żyje, wielu z nich już nie ma wśród nas. Teraz czas na innych. Na młodych, ale równie rozsądnych i zdeterminowanych.

Nie wiem, co będzie dalej. Różnie to ludzie widzą i często wieszczą rzeczy najgorsze. Ja tylko mam nadzieję, że nie ma powrotu do tego, co znam.

Osobiście najbardziej boje się tych OeNeRowych podniesionych głów. Tych pospuszczanych z łańcucha nienawiści. Przyzwolenia na to. Panicznie się boję i nie mogę zrozumieć. Co z tego wyniknie? Jestem coraz gorszej myśli. Wydaje mi się, że po drugiej stronie mamy zaślepionych fanatyków z niejasnym dla mnie celem albo cyników, ludzi podłych, kierujących się złem. Te 30 lat dumy z Polski, z jej historii, z imponujacego rozwoju, otwarcia, utrwalanej tolerancji, nagle w chwilę się zawaliło. Jestem we Włoszech i czytam, że Europa nie chce Polaków, Europa boi się Polski… A byliśmy wielką europejską nadzieją. Przecież od 30 lat byliśmy partnerami i w sztuce, i w nauce, we wszystkim.

 

– Dzisiejsze protesty są duże, ale to nie jest pierwsza władza, przeciwko obywatele protestują. Wcześniej też były powody

 

Pamiętam, jak lata temu protestowały pielęgniarki. Poszłam do nich, rozumiałam ich racje, uważałam, że powinny protestować. 30 lat wariantów reformy służby zdrowia wszystkich nas wykończyło i ma wile ofiar. Każda kolejna władza robiła błędy. Ale to wszystko można naprawić. Proszę bardzo, niech PiS to naprawia, nie ma przeciwko temu żadnego protestu. Tylko niech nie rujnuje Polski, wolności, swobód obywatelskich, niech nie zmienia ustroju tego kraju i nie cofa nas do czarnej dziury przeszłości.

Po co komu władza totalitarna? Bo co chce zrobić? Z czym, z kim oni walczą? Wygrali wybory, wszystko mogą przeprowadzić w sposób logiczny, spokojny, demokratyczny. Przekonać większość ludzi i to przeprowadzić. Ja nie rozumiem tej nienawiści, tej pogardy, lekceważenia, tych wszystkich zniewag i kłamstw. Co rano dostajemy my, my „gorsi” w twarz, jesteśmy wyzywani. Układ? Jaki układ? Koryto? Jakie koryto? Żeby zrobić fundację i dać pracę ludziom, robić sztukę, sprzedałam dom, poświęciłam bardzo, bardzo wiele. Jest wielu takich ludzi. Bardzo wielu. Pracujemy, tworzymy, płacimy podatki i jesteśmy lojalni w stosunku do ojczyzny. I teraz ci ludzie, ci podli zaślepieni nienawiścią plują nam w twarz? Ludzie, którzy sami niczym się nie mogą pochwalić. Za co?! W imię jakiej Polski, która po tym „zamordowaniu” nas, ma nastąpić?

Maria Mikołajewska

Magazyn TVN 24

29.07.2017

http://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/bylo-homo-sovieticus-boje-sie-homo-pis-w-imie-jakiej-polski-pluje-sie-nam-w-twarz,110,2026

 

 

28
Lipiec
2017
11:27

Anna Bojarska

zobacz zdjęcie

Wiktora i Innocentego - wszystkiego dobrego

Anna dziękuję i całuję.

 

Wstrząsająca historia z życia Jandy! Omal nie skończyło się to samobójstwem!

Artystce nie brakuje zalet, ale skromność Krystyny Jandy nie pozwala jej o nich mówić. Nigdy jednak nie przypuszczała, że to one przyczynią się do ocalenia przyjaciółki od śmierci.

Anna Bojarska, bo o niej mowa, jest uznaną pisarką, autorką poczytnych książek, m.in. „Agitki” i „Czego nauczył mnie August”.

W przeciwieństwie do swojej młodszej siostry, Marii, wprost zachłysnęła się Zachodem. Swoje miejsce na ziemi znalazła nad Sekwaną. Francja, a szczególnie Paryż, tak ją oczarowały, że postanowiła się tu osiedlić.

Początkowo była zadowolona z tej decyzji. Niestety, z czasem los przestał jej sprzyjać. Pojawiły się problemy, które zaczęły ją przerastać.

Najpierw musiała zmierzyć się z chorobą męża, potem okazało się, że jej książka „Kozzmoss!” nie cieszy się zainteresowaniem czytelników.

Co więcej, samobójstwo matki, chorej na raka przełyku, z którą była bardzo zżyta, omal nie doprowadziło artystki do załamania nerwowego.

Zaczęły się chude lata. Anna coraz gorzej czuła się na obczyźnie. Nagle ukochana Francja stała się dla niej złotą klatką. Bez wsparcia najbliższych, przyjaciół grunt powoli usuwał się jej spod nóg.

To sprawiło, że straciła ochotę do życia. Niebawem codzienność stała się dla niej ciężarem nie do udźwignięcia.

Niczym robot każdego dnia wykonywała te same czynności. W końcu postanowiła zakończyć swoją udrękę.

Pewnego wieczoru, gdy była sama w domu, zasunęła zasłony i przygotowała ampułki ze środkiem uspokajającym, strzykawki oraz garść tabletek.

Przed szczegółowo zaplanowaną egzekucją na samej sobie usiadła przed komputerem, by napisać pożegnalny list do swojej wieloletniej przyjaciółki Krysi Jandy.

„Byłam pewna, że przeczyta mail rano, kiedy będzie już po wszystkim” – wyznała Bojarska swojej znajomej w 2005 r. Stało się jednak inaczej…

Nie czuję się bohaterką

Cierpiąca na bezsenność aktorka w takich sytuacjach zaczytywała się w książkach. Tej nocy siedziała jednak przed monitorem komputera. Po przeczytaniu listu natychmiast zaczęła działać.

Miała świadomość, że liczą się minuty, może nawet sekundy. Wiedziała, że życie ukochanej przyjaciółki leży w jej rękach.

„Zadzwoniła do mojej siostry Marii, a ona po pomoc” – wspominała wzruszona Bojarska na łamach jednej z codziennych gazet. I dodała: „Usłyszałam jakiś hałas pod drzwiami, to byli ratownicy medyczni. Zanim do mnie dotarli, zdążyłam tylko rzucić gazetę na strzykawki i prochy, żeby je ukryć. Dzięki Krysi żyję”.

Krystyna nigdy nie uważała się za bohaterkę.

„To był przypadek, że uratowałam Annę. Po prostu wiedziałam, do kogo zadzwonić” – powiedziała skromnie.

27 lipca 2017

http://www.pomponik.pl/plotki/news-wstrzasajaca-historia-z-zycia-jandy-omal-nie-skonczylo-sie-t,nId,2421905

 

 

25
Lipiec
2017
09:18

Jakuba i Krzysztofa - wszystkiego dobrego

Zdj. Alicja Przerazińska

24
Lipiec
2017
23:34

32 OMDLENIA - 200 spektakl 23.07.2017. Fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska

zobacz więcej zdjęć (111)

Kingi i Krystyny - wszystkiego dobrego

 

Wczoraj w Teatrze Polonia odbyło się 200 przedstawienie spektaklu 32 OMDLENIA, na który składają się trzy jednoaktówki Antoniego Czechowa: Niedźwiedź, Oświadczyny i Historia zakulisowa. Premiera odbyła się 15 kwietnia 2011 roku. Spektakl przygotowany na 40-lecie debiutu scenicznego Jerzego Stuhra reżyserował Andrzej Domalik. W obsadzie obok Jerzego Stuhra występują – Ignacy Gogolewski, Jerzy Łapiński i ja. Spektakl jest ciągle w repertuarze. 200 spektakl w teatrze to rzadkość, jestemy bardzo dumni.

Zdjęcia Kasi Chmury-Cegiełkowskiej

23
Lipiec
2017
10:02

Bogny i Apolinarego - wszystkiego dobrego

Ze śpiewakami z całej Polski. Dziękuję Wam i życzę wszystkiego dobrego.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.