09
Październik
2018
12:46

Ludwika i Dionizego - wszystkiego dobrego

Dziś święto trojga wspaniałych, bardzo dla mnie ważnych gigantów kultury, wielkich ludzi i moich przyjaciół. Urodziny Magdy Umer i Agnieszki Osieckiej, i druga rocznica śmierci Andrzeja Wajdy. Wszystkie myśli i serce ofiarowuję. ❤️

09
Październik
2018
09:33

Ludwika i Dionizego - wszystkiego dobrego

Krystyna Janda: nie wiadomo już kto dobry, kto zły

Pamiętam kiedyś takie spotkanie, kolację, w domu Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz, w ich otwartym domu na warszawskim Żoliborzu. Zebrało się tam wtedy wielu ludzi ze świata filmu, pisarzy, intelektualistów, także działaczy politycznych „rozbłysłych” po wielkiej zmianie. Wszyscy mówili o nowej Polsce, o tym, co każdy planuje robić.

Był to może 1990 rok ubiegłego wieku. Nowa Polska, wielkie dzieło do wykonania, ogromna praca i każdy wiedział, że trzeba zakasać rękawy i sobie z tym radzić, indywidualnie i zbiorowo, w ogólnym interesie społecznym i państwowym, ale także i własnym. Ojczyzna to wielki zborowy obowiązek, Norwida urzeczywistniało się. „Gruba kreska” premiera Mazowieckiego została ogłoszona, zapominamy o tym, co było, dajemy wszystkim szansę na zmianę, poprawę, zaczynamy od początku, bez urazy. „Rząd który utworzę nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”. Zmieniało się życie wszystkich i nikomu nie przychodziło do głowy, że ktokolwiek może chcieć źle, że trzeba tylko mądrych wyborów i wspólnej pracy. Ale pewność, że wszyscy pójdą razem w jedną, jasną stronę była silna. Po latach niewoli, wydawało się to oczywiste.
Siedziałam i słuchałam wtedy z otwartymi ustami, i z tego wszystkiego, z tych wszystkich wypowiedzi zrozumiałam jedno – trzeba działać i pozwolić działać innym. Robić, realizować pomysły. Leseferyzm. Niech każdy robi, co chce i jak chce, byle robił, wszyscy mają dobre intencje. Wolność. Trzeba tylko pomagać sobie nawzajem, omijać rafy, naprawiać ewentualne błędy. Organizacja nowego suwerennego państwa przez wolne, rozsądne społeczeństwo, otwarte i gotowe na „trudy związane ze zmianami”. Zabrałam się i ja do „dzieła”.

My, aktorzy nagrywaliśmy w telewizji hasło „Jesteśmy wreszcie we własnym domu. Nie stój, nie czekaj. Co robić? Pomóż.” – co miało ludziom uświadomić wielkość zmiany i zachęcić do solidarności z tymi, którzy mieli odczuć transformację na własnej skórze. Będzie trudno, ale będzie – mówili i myśleli wszyscy. Ludzie ruszyli do otwierania firm, sklepików, składzików, warsztacików, restauracyjek na własną odpowiedzialność i ryzyko wszelkie. Polska zakwitła domorosłymi przedsiębiorcami i koszmarnymi reklamami. Pamiętam, że brzydota dróg, upstrzonych tymi ogłoszeniami nie miała granic a ja, kiedy załamana tym, poskarżyłam się kiedyś na to premierowi Mazowieckiemu, dostałam od niego reprymendę. – Niech pani pamięta, że każde „jajka sprzedaję” czy „cegły produkuję” to znak polskiej rodzącej się przedsiębiorczości, o tym, żeby było ładnie porozmawiamy za kilka lat.
Po wielu latach cenzury i knebla wszyscy oszaleli na punkcie wolności słowa, otworzono mikrofony, anteny dla wszystkich, na żywo, bez opóźnienia, czyli czasu na interwencję w to, co pójdzie na antenę, wypowiadali się wszyscy, młodzi i starzy mądrzy i głupi. A ja pamiętam jak Andrzej Wojciechowski, który wtedy tworzył Radio Zet opowiadał mi z zachwytem o radiu amerykańskim. Opisywał historię pewnej żony, która zadzwoniła na antenę płacząc, że właśnie odszedł od niej mąż, wsiadł do samochodu i jedzie przez Amerykę w nieznanym kierunku, ma na pewno włączone radio, ona błaga, żeby wrócił, bo go kocha nad życie i cała Ameryka na antenie włączyła się do ratowania miłości. Ludzie dzwonili, tłumaczyli, apelowali, opowiadali o swoich pochopnych rozstaniach. Takie radio chcę zrobić – mówił do mnie pan Andrzej w gorączce. Wszyscy jeszcze wtedy myśleliśmy, że ludzie są cudni i dobrzy.
Masowo zaczęto pisać wspomnienia, pamiętniki, kto żyw, Tadeusz Konwicki i wielu innych pisarzy odwróciło się od tego wydawanego licznie „pisarstwa” z konsternacją, ale inni wołali: piszcie, wspominajcie, opowiadajcie, zapisujcie, utrwalone muszą być czyny i rozmowy, powstaje dzięki temu wielka kronika czasu na zawsze przeszłego. Wydawnictwa powstawały jak grzyby po deszczu i zaczęła się wylewać fala „prawdy”. No a potem zaczął królować Internet i wszyscy zaczęli przecierać oczy ze zdumienia, co jest zdolny napisać anonimowo człowiek.
Jedni ruszyli do na nowo organizowania kraju, inni do zarabiania pieniędzy, jeszcze inni do ratowania potrzebujących. Od zupy Jacka Kuronia do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Fundacje, stowarzyszenia, organizacje pozarządowe. A jednocześnie wszyscy razem rzuciliśmy się do konsumpcji dóbr, pojawiających się na wyciągniecie ręki.
W roku 2004 stworzyłam Fundację. Teatr Polonia za chwilę świętuje 13-lecie istnienia. Ponad 100 premier za nami. W międzyczasie dostałam tytuł Człowieka Wolności i Medal Karola Wielkiego za wkład w zjednoczenie Europy na polu sztuki. Pilna uczennica wielkiej zmiany. Enyway, 29 lat minęło od zmiany. I po co ja to piszę? Ja, 65 letnia aktorka, zasłużona dla Polski Ludowej i III RP, teraz opluwana. Po co piszę? Z bezsilności.
Bo niezgoda i bezradność.
Bo nie mogę uwierzyć w to, co widzę i słyszę.
Bo krajobraz zbrzydł.
Zabawki wypadają z rąk.
Zachłyśnięci wolnością i pędem życia oddychamy nagle zatrutym i gorzkim powietrzem.
Bo ta cholerna demokracja taka trudna.
Bo ludzie jak zwierzęta, przepraszając zwierzęta.
Bo prawda skłamana, matka zmęczona i chora, mówi, że nie chce teraz umierać, chce dożyć zmian.
Bo moi mądrzy i sprawiedliwi odeszli albo znów na emigracji wewnętrznej.
Bo lasy wycięte, rzeki nieżeglowne, poezja w odwrocie, schabowy nie smakuje.
Dobre intencje pogardzane, szlachetność wyśmiewana, bo zło się śmieje dobru w twarz. Nieprawość prawości.
Smoleńskie widmo krąży nad Europą.
Krzysztof Penderecki napisał Lacrimosę II.
Stoimy na zakręcie historii, na rozstaju dróg, podzieleni. Nie wiadomo już kto dobry, kto zły, słońce pali wściekle w październiku, dziecko boi się iść do szkoły, matka boi się rodzić, emerytura jest cierpieniem, upokorzeniem, szczepionka podobno zabija. Lekarz zły, sędzia zły, polityk zły, telewizja kłamie, gazeta upada, wróżbici, faszyści i szarlatani mówią jak żyć… A trzecia tajemnica fatimska, czy raczej druga część trzeciej, ta nieujawniona się odsłania… Ta tajemnica nieujawniona oficjalnie, „przeznaczona tylko dla samych papieży”. Ta wizja nazywana „straszną”, mówi – Nastąpi kryzys kościoła. Kryzys wiary i moralności. Wielka apostazja w kościele, która zacznie się od góry.

https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/krystyna-janda-nie-wiadomo-juz-kto-dobry-kto-zly/c1t5j9c

kobieta.onet.pl, 8.10.2018

08
Październik
2018
16:27

8.10.2018 - POMOC DOMOWA w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

zobacz zdjęcie

Pelagii i Brygidy - wszystkiego dobrego

Na scenie przed dwoma spektaklami w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Będzie robota na tej wielkiej scenie!
Pozdrawiamy 🌷

04
Październik
2018
23:27

Dzień Zwierząt - Dziennik 4.10.2018

zobacz więcej zdjęć (25)

Rozalii i Franciszka - wszystkiego dobrego

W dzień zwierząt nasze zwierzęta. Oby zwierzęta nie cierpiały, ludzie byli ich przyjaciółmi i respektowali ich prawa.

23
Wrzesień
2018
05:48

Nagroda im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego 2018

zobacz więcej zdjęć (17)

Tekli i Bogusława - wszystkiego dobrego

Bardzo dziękuję za nagrodę raz jeszcze. Dziękuję pani Marzenie Dobosz za wczorajszą uroczystość, panu Tomaszowi Miłkowskiemu za wspaniałą laudację. Zachowam ją w sercu na zawsze. Nagroda im. Żeleńskiego – Boya jest przyznawana od 1957 roku, lista nagrodzonych to największe nazwiska polskiej kultury, wielki to zaszczyt znaleźć się wśród Nich. Dziękuję.

LAUDACJA

Krystyny Jandy skoki z wysokości

Przed którąś premierą w Teatrze Polonia Krystyna Janda, witając się w foyer z grupką oczekujących na początek spektaklu gości, powiedziała: „Dzisiaj możemy czuć się bezpieczni. Na sali będzie pół Akademii Medycznej. Na każdą przypadłość znajdzie się rada”.

Nie zdziwiło mnie, że na premierę wybrało się tylu znamienitych lekarzy, ale to, że Krystyna Janda prawie wszystkich ich zna, a nazwiska kilku profesorów wymieniła bez trudu. Był to dla mnie kolejny dowód na przymierze artystki ze swymi widzami. Od samego bowiem początku swojej artystycznej drogi Krystyna Janda zawarła przymierze z widzami, zawsze doskonale wiedząc, do kogo, po co i dlaczego mówi. Przy czym przymierze to zawsze miało swój awers i rewers, ton serio i buffo, niczym w walce karnawału z postem. Toteż nigdy nie dziwiło sąsiedztwo takich premier jak „Pomoc domowa” i „Zapiski z wygnania”. To przymierze pozostało fundamentalną zasadą jej twórczej pracy i zapewne sprzyjało licznym osiągnięciom, mierzonym otrzymywanymi nagrodami na rozmaitych festiwalach, w konkursach i plebiscytach czytelników czy widzów – sam asystowałem w kilku takich ceremoniach, kiedy Krystyna Janda zwyciężała w pierwszej edycji Telekamer Tele Tygodnia, a potem Telemasek za kreację w Teatrze TV, i kilku jeszcze innych rankingach. Strona e-teatru, rejestrująca nagrody odnotowuje och 75, tyle otrzymała do tej pory artystka (zapewne nie wszystkie nagrody redakcja e-teatru wychwyciła) – tak więc dzisiejszy laur, który za chwilę Krystyna Janda odbierze, Nagroda im. Tadeusza Żeleńskiego-Boya nosi numer kolejny „76”.
To Nagroda o wieloletniej tradycji, przyznawana artystom teatru – aktorom, reżyserom, scenografom oraz dramatopisarzom i krytykom za najbardziej interesujące dokonania w danym roku lub za całokształt twórczości stanowiącej liczący się wkład w rozwój polskiego teatru. Nosi Imię najsłynniejszego polskiego krytyka teatralnego, zamordowanego przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Nagrodę Imienia Tadeusza Żeleńskiego-Boya Klub Krytyki Teatralnej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich ustanowił w 1956 roku. Inicjatorem jej ustanowienia był Roman Szydłowski, krytyk teatralny, przewodniczący Klubu Krytyki Teatralnej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, od 1960 roku jeden z wiceprzewodniczących AICT, a potem przez czternaście lat (1963-1977) przewodniczący AICT, na Kongresie w Atenach (1977) wybrany dożywotnim prezesem honorowym.
Pierwszym laureatem Nagrody został w roku 1957 Kazimierz Dejmek za inscenizację Święta Winkelrida Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Zagórskiego w Teatrze Nowym w Łodzi.
Po przerwanej ciągłości Nagrody w latach 80. i 90 od roku 2001 Nagroda znowu jest przyznawana regularnie co roku – ma charakter honorowy, a to znaczy, że ani Laureaci, ani jurorzy, ani wykonawcy dyplomów nie otrzymują finansowych gratyfikacji. Prestiż Nagrody, niemającej nic wspólnego z komercyjnością wielu przedsięwzięć w obszarze kultury, sprawia, że laureaci Boya uważani są za elitę polskiego teatru.
Pośród 40 laureatów, którzy otrzymali to wyróżnienie od początku jej istnienia, znaleźli się artyści, których twórczość nadawała kształt polskiemu teatrowi, m.in. obok dwukrotnie nagrodzonego Kazimierza Dejmka, Tadeusz Kantor, Konrad Swinarski, Jerzy Grzegorzewski, Adam Hanuszkiewicz, Jacek Woszczerowicz, Gustaw Holoubek. Przez wiele lat dominowali wśród laureatów mężczyźni – do roku 2000 wyróżnione zostały jedynie dwie artystki: Krystyna Skuszanka i Lidia Zamkow. Po roku 2000 uległo to zmianie, Nagrodą Boya wyróżnione zostały cztery aktorki i trzy reżyserki. Krystyna Janda jest więc 10 artystką w ponad sześćdziesięcioletniej historii Nagrody, która otrzymuje Laur Boya.
Jeśli by szukać jakiegoś mianownika artystycznych dokonań Laureatki, na pierwszym miejscu trzeba by wymienić odwagę w podejmowaniu nowych wyzwań. Właściwie to sama artystka podsuwa ten mianownik tytułem jednego ze swych spektakli solistycznych, które przygotowała w Teatrze Polonia – mam na myśli „Skok z wysokości” Leslie Ayvasian.
To było bardzo zabawne spotkanie – Krystyna Janda w kąpielowym szlafroku, uśmiechnięta, przyjmowała swoich widzów-gości w Teatrze Polonia (na scence w foyer, „Fioletowe pończochy”), zapraszając do wspólnej zabawy. Jej współpracownice rozdawały ponad 20 „ról”, niektóre bardzo malutkie, ale dwie, ho ho, to rola męża i syna. Widzowie się nie opierali, przygotowani na tę „niespodziankę” przez poprzedzający premierę rozgłos. Tylko recenzentka „Naszego Dziennika” odmówiła, zapewne dlatego, aby zachować odpowiedni dystans, tak potrzebny krytykowi. Widzowie użyci jako domniemani partnerzy mieli wypowiadać rozdane kwestie, najlepiej „na biało”, czyli bez przesadnej interpretacji, aktorka robiła resztę: oto kobieta, która ma lęk wysokości, a właśnie obiecała synowi, że skoczy z wieży do basenu.
Może to pewne nadużycie, figura stylistyczna, ale odnoszę wrażenie, że aktorska ścieżka Krystyny Jandy rozpoczęła się od „skoku z wysokości”. Mam na myśli jej szalony debiut w telewizyjnej inscenizacji „Trzech sióstr” Antoniego Czechowa – było to w roku 1974. Wtedy leksander Bardini postanowił zaangażować do głównych ról utalentowane studentki warszawskiej PWST: Krystynę Jandę, Joannę Szczepkowską i Ewę Ziętek. Jeszcze przed realizacją spektaklu sam zamysł obsady spotkał się z frontalną krytyką, ale Bardini, wytrawny reżyser i niedościgły pedagog, nie dał sobie pomysłu wyperswadować. Zlekceważył nawet argument, że Krystyna Janda była w zaawansowanej ciąży. Spektakl przeszedł do historii teatru telewizji. Janda zagrała Maszę. O jej roli tak pisała Małgorzata Karbowiak: „Wyciszona, jakby stale nieobecna, bardzo interesująca w geście i mimice (znakomita zwłaszcza w scenie początkowej i scenach z Wierszyninem) mądra przeżyciami swego nieudanego małżeństwa, już w pełni dojrzała, potrafiła pokazać siłę namiętności, jaką wzbudził w niej Wierszynin, choć ten krótkotrwały związek od początku skazany jest na przegraną”.
To, co nastąpiło po spektaklu, trudno sobie dzisiaj nawet wyobrazić. Teatr telewizji miał wówczas rangę pierwszego Teatru Rzeczpospolitej. Spektakle oglądała cała Polska. Przed początkującą aktorką otworzyły się wszystkie drzwi, mogła przebierać w propozycjach. Wybrała Ateneum. Tradycyjny teatr aktorski, słynący gwiazdorskim zespołem. To był już drugi skok z wysokości – grać u boku samej Aleksandry Śląskiej stanowiło nie lada wyzwanie, a tak się przecież stało już w debiucie teatralnym, na początek zagrała Anielę w „Ślubach panieńskich” reżyserowanych przez Jana Świderskiego – Aleksandra Śląska grała wtedy panią Dobrójską, ale wkrótce znowu dostała rolę z teki Czechowa – tym razem Niny Zariecznej w „Mewie”, także u boku Śląskiej w roli Arkadiny (1977).
Tak więc Czechow niezmiennie jej towarzyszy – najpierw to dzieło w pewnym sensie przypadku, ale potem świadomych decyzji, na pierwszy jubileusz wszak wybierze „Mewę” w Teatrze Studio – tym razem wystąpi w roli Arkadiny (2003), także na dużej scenie Polonii będzie współreżyserować z Natashą Parry „Trzy siostry”, a Teatrze Telewizji z ducha czechowowskie „Rosyjskie konfitury” wg Ludmiły Ulickiej (2011) – sama zagra też jedną z głównych ról. «Nie wyobrażam sobie świata bez Antoniego Czechowa i jego sztuk – mówiła przed telewizyjną premierą. – On pozwala zrozumieć człowieka i naturę ludzką od strony najpiękniejszej. Niedosłownej, niedopowiedzianej, ulotnej i skomplikowanej. Z całym pięknem i brzydotą, słabością, która zachwyca, ale staje się także sensem życia”.
Wróćmy jednak do roku 1977, który zaważył na gwałtownym przyspieszeniu kariery artystki: poza wspomnianą rolą Maszy zadebiutowała wtedy na ekranie w filmie Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” (film nakręcono w roku 1976, ale premiera odbyła się 25 lutego 1977), a na opolskim festiwalu dynamicznym wykonaniem piosenki „Guma do żucia” Marka Grechuty. Kto widział i słyszał, nie zapomni tej szalonej chrypki, tych gorączkowo wyrzucanych słów (guma, guma do żucia, nie do nakarmienia, nie do otrucia, nie do nakarmienia, a do wyżucia) i gumowo-wężowego ruchu wykonawczyni. Występ w Opolu zakończył się bisem, stając się początkiem trwającego do dzisiaj związku artystki z piosenką – dość powiedzieć, że płyta „Guma do żucia” to prawdziwe cymelium, prawie nie do zdobycia na Allegro, a przecież aktorka wątpiła w swoje możliwości wokalne i pełna obaw wstępowała na tę drogę. To były kolejne skoki na głęboką wodę, które wynosiły aktorkę na sam szczyt. Lekko neurotyczna początkująca dziennikarka Agnieszka z filmu Wajdy wniosła nowy powiew na ekran, stała się postacią symbolizującą buntowniczo nastrojone pokolenie, które nie da się zbyć byle czym, które żąda prawdy. To było mocne wejście, paradoksalnie wzmocnione niechęcią władz do tego filmu, ledwie rozpowszechnianego i obrzucanego pisanymi na propagandowe zamówienie paszkwilami.
To, co wydarzyło się 40 lat temu, w roku 1977, stanowiło kapitał założycielski artystki, a dla niejednej zapewne aktorki byłoby to dość, aby odcinać kupony od sukcesów. Udała się jej bowiem rzecz arcyrzadka – stała się nie tylko rozpoznawalna, ale stworzyła postać, kreację, którą można było długo eksploatować. Wyczuli to wówczas nieomylnie jurorzy Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego wyróżniając ją tą nagrodą za błyskotliwy debiut. Tak bowiem, jak przed laty Cybulski w roli Maćka Chełmickiego stał się idolem pokolenia końca lat 50., tak teraz Agnieszka Jandy uchodziła za ucieleśnienie gorączkowej energii młodego pokolenia końca lat 70.
A jednak Krystyna Janda nie zatrzymała się na powtarzaniu czy kopiowaniu już odniesionego sukcesu, ale wciąż stawiała sobie nowe cele. Już statystycznie wygląda to imponująco, świadczy o jej gigantycznej wręcz pracowitości. Nasza Laureatka bowiem ma za sobą:
ponad 70 ról teatralnych
65 ról telewizyjnych
ponad 50 ról filmowych
31 reżyserii teatralnych
14 reżyserii teatrów telewizji i 1 serialu (Męskie-żeńskie)
4 scenariusze spektakli tv i 2 adaptacje
role w 9 serialach telewizyjnych
W tym wykazie brakuje (a trzeba by przecież dodać) licznych ról radiowych, koncertów i rozmaitych okazjonalnych występów. Można by tym bogactwem obdzielić co najmniej kilka wcale poważnych biografii artystycznych. A jeśli do tego dodać opublikowane książki, prowadzony blog, pracę w Fundacji, kierowanie teatrami i w końcu pełnienie funkcji Bardzo Ważnej Instytucji – szeroko uznawanego autorytetu, wypada tylko z podziwem się pokłonić.
Rzecz nie w samej statystyce i rozległości obowiązków, godnej uznania aktywności – wciąż przecież pozostaje aktualny przywołany na początku mianownik jej poszukiwań, ponawiane nagminnie skoki z wysokości. Wspomnę już tylko o kilku, bo o wszystkich mówić tu nie sposób. Ale nie można pominąć niezwykle odważnego wejścia Krystyny Jandy na terytorium wielkiej klasyki, a zwłaszcza tragedii – docenił to zachwycony Maciej Nowak, który po premierze „Medei” (1988, w reżyserii Zygmunta Hübnera na scenie Teatru Powszechnego, to była jego ostatnia praca reżyserska) tak pisał:
„Aktorka w pełni podporządkowała się wymogom klasycznego tekstu, co znowu nie znaczy, że zrezygnowała z nadania mitycznej boha­terce indywidualnego rysu. Jest to Medea bliska poprzednim wcieleniom Jandy poprzez swoją wybuchowość, nieopanowanie graniczące momentami z histerią, nerwowość gestów i zachowań, ale też – odległa, gdyż bogatsza od nich o umiejętność nadawania swym namiętnościom wymiaru monumentalnego. Na długo po­zostaje w pamięci końcowy okrzyk rozpaczy, przeszywające nagle całą przestrzeń teatru sło­wo „m o j e”, którym nieszczęsna dzieciobójczyni odmawia Jazonowi prawa do nazywania opusz­czonych przezeń synów jego dziećmi”.
Innym przejawem tego nieustannego podejmowania nowych wyzwań, było wejście aktorki na grząski teren monodramu, gatunku niezwykle wymagającego i ryzykownego. Ten kolejny debiut, wspomagany reżysersko przez Magdę Umer, odbyła aktorka „Białą bluzką” Agnieszki Osieckiej, spektaklem na tyle wyrazistym i znaczącym, że po jego wznowieniu po latach na deskach Och-teatru znowu wybrzmiał niezwykle mocno, choć inaczej, bo nie była to powtórka. „Ci, którzy widzieli tamtą Białą bluzkę sprzed lat – pisałem o tym spektaklu – odnajdywali i w tym przedstawieniu wspomnienie ówczesnej opowieści, ale zauważyli jednocześnie, jak rozkwitł talent i warsztat artystki, która przez dwie godziny niepodzielnie panuje nad publicznością. Na koniec wkłada białą bluzkę, aby zaśpiewać Orszaki dworaki – to ironiczny ukłon w stronę historii, zawsze chętnej okpić człowieka. Ale białą bluzkę zakłada Janda niedbale, nie zapina jej, bluzka zwisa swobodnie i już nie jest – jak kiedyś – symbolem skrępowania, ale po prostu bluzką”.
W teatrze jednego aktora, podobnie jak w teatrze zespołowym, wciąż poszukiwała nowych tonów. Jednym z najbardziej zdumiewających i odważnych „skoków z wysokości” stał się jej monodram Mała Steinberg Lee Hall. To było dla mnie, jako widza i recenzenta, niezwykłe doświadczenie. Tak je opisałem w książce o spektakach jednoosobowych:
„Najpierw jest bunt. Pomysł, aby aktorka, nawet tak świetna, wcielała się w dziesięcioletnią dziewczynkę, wydaje się niestosowny. Co więcej, drażni, że aktorka naśladuje (przedrzeźnia?) chorą na raka autystyczną bohaterkę. Po co te nadruchy rąk, po co zająknienia, po co niespójne zachowania, biegnące swoim torem, niemal niezależnie od tekstu. Czy nie lepiej było opowiedzieć to wszystko „na biało”, bez żadnej charakteryzacji i udawania.
Potem jest stan równowagi. Może rzeczywiście tędy droga. Teatr to nie radio. Ani film. Domaga się kreacji. Może właśnie ten „fałsz” jest prawdą. Może tylko tak można zbliżyć się do świata tak odrębnego jak świat bohaterki sztuki Lee Hall Mała Steinberg.
A potem widz się poddaje. Ten tekst i ten sposób grania, właśnie taki, obarczony szalonym ryzykiem, z niebezpieczeństwem osunięcia w strefę dwuznacznego udawania, okazuje się najlepszą metodą zbliżenia do prawdy. Cisza na widowni przytłacza, coraz trudniej oddychać, coś ściska za gardło, chce się uciekać i chce się nadal słuchać tej wstrząsającej opowieści o świecie pełnym obezwładniającej samotności, szczerości aż do bólu, ale i radości życia”.
To samo uczucie towarzyszyło mi niedawno, kiedy oglądałem najnowszy spektakl jednoosobowy Krystyny Jandy (choć z towarzyszeniem grupy muzyków), „Zapiski z wygnania”. I tym razem rzecz opracowała reżysersko Magda Umer, a wiem, że impuls do podjęcia tego nowego wyzwania dała Gołda Tencer. Marzena Dobosz swoją wnikliwą recenzję tego spektaklu-wydarzenia rozpoczęła bardzo emocjonalnie: „W głuchej ciszy widzowie wpatrują się w czarno-białą twarz Krystyny Jandy widoczną na półprzezroczystym ekranie rozpostartym niczym kurtyna przed sceną. Wstrzymują oddech podczas monologu aktorki, by ze ściśniętych gardeł nie wyrwał się szloch. nadaremnie jednak, pod koniec spektaklu nikt już nie ukrywa łez…”. A potem już bardziej powściągliwie uwydatnia niezwykłe walory spektaklu: „Krystyna Janda słowami Sabiny Baral opowiada o życiu, które w 1968 roku rozpadło się na dwoje: na życie w kraju i życie na emigracji. Piękna smutna kobieta niemal beznamiętnie zdaje relację z wygnania z ojczyzny tysięcy obywateli Polski. Nie mówi o wyjeździe na Zachód, nie nazywa tego „wyjściem”, tak jak Mikołaj Grynberg w swojej Księdze wyjścia. Janda-Baral mówi o haniebnym wypędzeniu pozostałych przy życiu ocalonych, ludzi, „którzy ledwie przeżyli niedawny Holokaust”, tych „szczęściarzy – nieszczęściarzy”, którzy po wojennej gehennie „jeszcze raz zdecydowali, że Polska to jest ich kraj”.
Z tego, co mówiłem, można by wysnuć fałszywy wniosek, że życie się słało Krystynie Jandzie u stóp, że kroczyła od sukcesu do sukcesu. Tymczasem było różnie, bywała nękana srogimi zarzutami, jak teraz fake’ami za jej postawę społeczną, krytykowana tak bardzo, że kiedyś nie wytrzymał nawet mistrz Wajda, chwycił za pióro i stanął w obronie artystki przeciw harcownikom-recenzentom. Nie trzeba daleko szukać, także najnowsza jej premiera w Polonii (a przecież nic nie mówiliśmy o szalonym skoku z wysokości, czyli powołaniu do życia nowych teatrów w Warszawie, za które ona osobiście i jej Fundacja ponoszą odpowiedzialność, ale to temat na osobne opowiadanie i osobną laudację), otóż ta premiera spotkała się z połajankami, że za dużo brzydkich słów, że banalna literatura, że żaden to teatr. Mam na myśli „Mój pierwszy raz” w reżyserii Laureatki, spektakl, w którym opowiada za pośrednictwem zapisów internetowych o pierwszych doświadczeniach seksualnych. Byłbym ostrożny z tymi połajankami, bo pewnie znowu okaże się, że artystka miała rację, wkładając kij w mrowisko, nie uciekając od tematu tabu. W końcu nie na darmo zawarła przymierze z widzami. Robi to, co zwykle – znowu skoczyła z wysokości.
Tomasz Miłkowski

22
Wrzesień
2018
05:27

ZAPISKI Z WYGNANIA, Fot. Alicja Biała

zobacz zdjęcie

Tomasza i Maurycego - wszystkiego dobrego

Wczorajsze ZAPISKI Z WYGNANIA, fot. Alicja Biała
Chciałabym podziękować publiczności za tę przepastną, kamienną ciszę na spektaklach. Nawet ruchu, kaszlnięcia, przesunięcia. Ta cisza przynosi ulgę na bolesność tego czasu teraz. Nigdy, podczas żadnego spektaklu nie zobaczyłam także światełka telefonu na widowni, co zdarza się podczas innych spektakli. Dziękujemy.
Gramy jeszcze dziś i jutro www.teatrpolonia.pl

15
Wrzesień
2018
20:07

POMOC DOMOWA, Och-Teatr, 15.09.2018

zobacz zdjęcie

Albina i Nikodema - wszystkiego dobrego

Och-Teatr. POMOC DOMOWA. Gramy jeszcze jutro o 16:00 i 19:30. Zapraszamy 💛

14
Wrzesień
2018
19:18

Plebiscyt WARSZAWIANKA ROKU 2018

zobacz zdjęcie

Cypriana i Bernarda - wszystkiego dobrego

Znamy kandydatki na „Warszawiankę Roku” i „Warszawiankę Stulecia”

Krystyna Janda, Agnieszka Osiecka, Stefania Grodzieńska, Maria Skłodowska-Curie – to niektóre z kandydatek stołecznego konkursu na „Warszawiankę Roku” i „Warszawiankę Stulecia”. Każdy warszawiak może oddać głos do 17 października. Laureatki poznamy 25 października.

W piątek stołeczny ratusz zaprezentował kandydatki w konkursie na „Warszawiankę Roku” i „Warszawiankę Stulecia”. Konkurs został zorganizowany z okazji obchodzonego w tym roku stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę oraz stulecia uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce.
W konkursie wyłonione zostaną laureatki, które szczególnie zasłużyły się Warszawie w minionych stu latach. Tytuł zostanie przyznany w szczególności za działalność i promocję Warszawy, działania na rzecz promowania wartości, to jest otwartości i tolerancji, oraz za wybitne osiągnięcia w swojej dziedzinie.
Jak powiedziała w rozmowie z PAP wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska, jest to wyjątkowe wydarzenie. „Zależy nam na tym, aby warszawianki i warszawiacy wybrali Warszawiankę Roku – kobietę wyjątkową, dynamiczną, działającą na różnych polach – czy to politycznych, ekonomicznych, społecznych” – mówiła Kaznowska. Podkreśliła, że o tym, komu przypadną te tytuły, zdecydują mieszkańcy Warszawy, bo to także oni zgłaszali te kobiety do plebiscytu.
Wśród kandydatek do tytułu Warszawianki Roku są: działaczka społeczna Sylwia Chutnik, dziennikarka Agata Diduszko-Zalewska, liderka społeczności uchodźców w Warszawie Leyla Elsanova, Martyna Goździuk ze Stowarzyszenia Gwara Warszawska, aktorka i reżyserka Krystyna Janda, liderka ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji i wicepełnomocniczka Kongresu Kobiet Dorota Łoboda, działaczka społeczna Anna Ojer, aktorka Maja Ostaszewska, architekt Natalia Szcześniak oraz harcerka Szarych Szeregów i uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska, która otrzymała także nominację do tytułu Warszawianki Stulecia.
Do tytułu Warszawianki Stulecia wyłonione zostały kandydatury: prekursorki ruchów feministycznych w Polsce Justyny Budzyńskiej-Tylickiej, żołnierza i majora Wojska Polskiego Wandy Gertz, pisarki Stefanii Grodzieńskiej, hematologa i współzałożycielki Społecznego Komitetu ds. AIDS Zofii Kuratowskiej, poetki Agnieszki Osieckiej, pielęgniarki podczas Powstania Warszawskiego, Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata Ireny Sendler, pierwszej w historii Sejmu kobiety na stanowisku wicemarszałka Haliny Skibniewskiej, laureatki nagrody Nobla Marii Skłodowskiej-Curie, aktorki Danuty Szaflarskiej.
Głosowanie odbywa się metodą tradycyjną oraz on-line i potrwa od 14 września do 17 października. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone na uroczystej gali 25 października.(PAP)
autor: Dorota Stelmaszczyk
dst/ wus/

https://www.dzieje.pl/aktualnosci/znamy-kandydatki-na-warszawianke-roku-i-warszawianke-stulecia

14
Wrzesień
2018
07:37

Cypriana i Bernarda - wszystkiego dobrego

Sekcja Polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych zaszczyciła mnie nagrodą im.Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Bardzo dziękuję.

Warszawa. Nagroda Tadeusza Żeleńskiego-Boya dla Krystyny Jandy

Zarząd polskiej sekcji AICT/IACT przyznał doroczną Nagrodę im. Tadeusza Żeleńskiego-Boya Krystynie Jandzie za wybitne osiągnięcia artystyczne. Uroczyste wręczenie nagrody nastąpi 22 września o godzinie 12 w Domu Dziennikarza (ul. Foksal 3/5) w sali C.
Po laudacji, którą wygłosi prezes polskiej sekcji AICT, dr Tomasz Miłkowski, z Laureatką rozmawiać będzie red. Łukasz Maciejewski. Uroczystość poprowadzi red. Marzena Dobosz.

13.09.2018

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/263861.html

13
Wrzesień
2018
19:45

ZAPISKI Z WYGNANIA w Gdańsku - Teatr Wybrzeże, Fot. Grzegorz Kwiatkowski

zobacz więcej zdjęć (4)

Filipa i Eugenii - wszystkiego dobrego

„Zapiski z wygnania” w Gdańsku, w Teatrze Wybrzeże. Zdj.Grzegorz Kwiatkowski
Dziękujemy.

13
Wrzesień
2018
15:43

Dziennik 13 września 2018

zobacz więcej zdjęć (3)

Filipa i Eugenii - wszystkiego dobrego

Wczoraj grałam w Gdańsku „Zapiski z wygnania”, dziś rano śniadanie z panią Danutą Wałęsową i panem Jarosławem Wałęsą. On dziś świętuje 42 urodziny, a my, mama i ja podpisałyśmy się na plakacie do spektaklu „Danuta W.” Bardzo miło, uroczyście i wzruszająco. Wszystkiego wszystkiego dobrego panie Jarosławie, raz jeszcze.

09
Wrzesień
2018
06:40

POMOC DOMOWA - Och-Teatr - premiera 9 września 2017. Fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska

zobacz więcej zdjęć (5)

Piotra i Mikołaja - wszystkiego dobrego

Mój kalendarz:
10.09
Poznań – POMOC DOMOWA – Aula Artis godz. 17:30 i 20:30
12.09
Gdańsk – ZAPISKI Z WYGNANIA – Teatr Wybrzeże godz 18:00 i 20:30
13.09 i 14.09
Warszawa – POMOC DOMOWA – Och-Teatr godz. 19:30
15.09 i 16.09
Warszawa – POMOC DOMOWA – Och-Teatr godz.16:00 i 19:30
18.09
Gdańsk – BOSKA! – Teatr Szekspirowski godz. 19:00
20.09
Warszawa – DANUTA W. – Teatr Polonia godz. 19:00
21.09, 22.09, 23.09
Warszawa – ZAPISKI Z WYGNANIA – Teatr Polonia godz.19:30
24.09
Warszawa – SHIRLEY VALENTINE – Teatr Polonia godz.19:00
Zapraszam.

08
Wrzesień
2018
14:54

Marii i Adrianny - wszystkiego dobrego

Wczoraj byłam na ślubie. W kościele. Ksiądz, dominikanin, mówił prosto i pięknie. Tylko miłość i człowieczeństwo zbliża nas do Boga.

07
Wrzesień
2018
21:59

MÓJ PIERWSZY RAZ. PREMIERA - 06.09.2018. Fot. Kasia Kural-Sadowska

zobacz więcej zdjęć (54)

Reginy i Melchiora - wszystkiego dobrego

MÓJ PIERWSZY RAZ. Premiera w Teatrze Polonia.
Zdjęcia – Kasia Kural-Sadowska

07
Wrzesień
2018
16:25

Fot. David Zuchowicz/Agencja Gazeta

zobacz zdjęcie

Reginy i Melchiora - wszystkiego dobrego

Krystyna Janda o seksie, Kościele, polityce. I o nas. „Polacy myślą wyłącznie o sobie albo nie myślą” [ROZMOWA]

Co rano budzę się i zastanawiam, co mi jest. A to Polska. Moje poczucie moralności, moje poczucie honoru, prawdy, odpowiedzialności nie zgadza się z ostatnio lansowanym poczuciem prawdy i sprawiedliwości.
Krystyna Janda wystawiła wczoraj w Teatrze Polonia spektakl „Mój pierwszy raz”. Przedstawienie opowiada o seksualnych doświadczeniach ludzi z całego świata, którzy dzielą się swoimi opowieściami na stronie internetowej myfirsttime.com. Teatr tak reklamuje przedstawienie: „Czy mieszkasz w Delhi czy w Nowym Jorku, czy jesteś Billem Clintonem czy Billem Gatesem, według wszelkiego prawdopodobieństwa nadejdzie w twoim życiu taki moment, że po raz pierwszy zaznasz seksu. Skoro dotyczy to tylu z nas, dlaczego o tym nie mówimy?”. O trudnych rozmowach o seksie, a także o obecnej sytuacji politycznej i społecznej w Polsce rozmawiamy z Krystyną Jandą, reżyserką spektaklu.

Arkadiusz Gruszczyński: Dlaczego Polacy nie potrafią rozmawiać o seksie?
Krystyna Janda: A inne narody potrafią?
Tego nie wiem. Ale pani zajmuje się Polakami.
– Myślę że ludzie generalnie nie potrafią mówić o seksie, a szczególnie wstydzą się przyznać, że z pierwszym razem wiąże się wiele stresu. Być może młodzi w krajach, w których wychowanie seksualne jest bardziej liberalne, przynajmniej wiedzą, co ich czeka i jak się zabezpieczyć. A w takich krajach jak nasz wszystko jest obwarowane zakazem, karą, strachem.
Z czego te zakazy się wzięły?
– Jesteśmy katolickim krajem i doktryna nie pozwala na seks bez prokreacji. Teraz się dowiedziałam, że jak ktoś uprawia seks przed ślubem albo mieszka razem z przyszłą żoną lub przyszłym mężem, to nie dostaje rozgrzeszenia.
Jak to?
– Bo nie ma obietnicy poprawy i żalu.
Czyli taki grzesznik musiałby od razu wyprowadzić się od swojej dziewczyny?
– Dokładnie tak. Wszystko, co dotyczy seksu, jest w Polsce oparte na piramidalnym kłamstwie. Wszyscy to dookoła wiedzą i nic się z tym nie dzieje. Dlatego postanowiłam wyreżyserować ten spektakl. W młodości nikt ze mną na temat seksu rozmawiał, ani szkoła, ani rodzice. Wszystko musieliśmy doczytać sami. Dzisiejsza młodzież ma tak samo.
Teraz pomaga im Internet. Są też książki.
– Zanim zaczęłam pracę nad spektaklem, zajrzałam do podręczników wychowania do życia w rodzinie. Można się z nich dowiedzieć tylko tego, jak żyć w rodzinie. Te książki straszą i obrzydzają seks, partnera. Są napisane trybem nakazów i zakazów, niczego nie tłumaczą. Myślę wiec, że jest czas na taki spektakl jak mój. To amerykański tekst teatralny napisanay przez Kena Davenporta na który składają się autentyczne wyznania ze strony internetowej, na której ludzie opisują swoje pierwsze stosunki seksualne. Co ciekawe, te opowieści, tekst, są pochwałą miłości, seksualności, radości życia, przyjemności z seksu.
A czy nie jest tak, że po 1989 r. państwo zaniedbało temat edukacji seksualnej w szkołach?
– Jak wiele innych rzeczy.
Czy pani rozmawiała ze swoimi dziećmi o seksie?
– Rozmawiałam, ale chyba tylko dlatego że pisałam wtedy felietony „Moje rozmowy dziećmi”. Tak naprawdę to moi synowie wyjaśnili mi, o co chodzi z tym seksem. Wtedy mówili o tym dość rozsądnie: że kobieta ma taki miły koszyczek w środku.
Ile mieli wtedy lat?
– Siedem, to był sam początek szkoły i ktoś im to bardzo ładnie opowiedział. Może tata.
Prawica uważa, że edukacja seksualna w takim wieku wyrządza dzieciom ogromną krzywdę.
– Moi synowie nie wyglądali na skrzywdzonych, bardzo im się to podobało i mówili, że to ja nic nie rozumiem, bo widzieli , że jestem zakłopotana. Natomiast mój spektakl jest skierowany raczej do starszych, wszystkich powyżej 15. roku życia. Pojawiają się niecenzuralne słowa i niekonwencjonalne poglądy oraz zgoda na seks przedmałżeński.
Wracając do religii – Kościół się pogubił?
– Nie wiem. Na pewno wielu księży mamy na bardzo niskim poziomie intelektualnym.
Nie wszystkich, niektórzy są naprawdę mądrzy.
– To prawda, niektórzy. Nie bez powodu w Warszawie ludzie jeżdżą specjalnie na msze do kilku wybranych kościołów, a resztę omijają. Mieszkam pod Warszawą z matką, która chodzi regularnie do kościoła i opowiada mi, co słyszy. Nawet nie chcę tego powtarzać. Kiedy moje dzieci były w szkole, chodziłam z nimi do kościoła. Dwa razy wyszłam, trzaskając drzwiami, ponieważ zostałam obrażona tym, co mówił ksiądz.
Czym?
– Żeby nie dawać pieniędzy na odbudowę kościołów na Ukrainie, bo Ukraińcy nas mordowali. Dodam tu, że mam przyjaciół wśród księży, bywają u mnie w domu, ale mają zupełnie inne poglądy.
Czeka nas sekularyzacja? Kościół dzisiaj jest najbliżej z władzą od 1989 r.
– Stało się coś strasznego z Polską i z ludźmi tutaj. Przykład: pod apelem o zmianę przepisów, które wypychają ze szkół niepełnosprawne dzieci podpisało się tylko 40 tys. ludzi. To hańba dla tego społeczeństwa.
Jesteśmy mniej wrażliwi na innych?
– Zajmujemy się tylko i wyłącznie sobą. Niby się obudziło społeczeństwo obywatelskie, ale na poziomie 100 tys. osób. Co to jest za państwo, w którym na demonstracje w obronie niszczonej samorządności przychodzi w całym kraju kilkadziesiąt tysięcy ludzi? Musimy odpowiadać za to państwo.
A może społeczeństwo po prostu popiera te zmiany?
– Być może.
Chce mieć inny system władzy, edukacji, inne państwo.
– Myślę, że im nie chce się zastanowić nad tym, co popierają. Myślą wyłącznie o sobie. Albo nie myślą.
Zastanawiała się pani, kim są ludzi po drugiej stronie? Amerykańska socjolożka Arlie Russell Hochschild, wyborczyni Partii Demokratycznej i czytelniczka „The New York Times’a”, napisała książkę o drugim obozie, wyborcach Republikanów i widzach Fox News. W „Obcym we własnym kraju” zauważa, że w momencie silnych podziałów społecznych ważne jest ćwiczenie empatii.
– Empatia jest częścią mojego zawodu. Nie trafia się do ludzi, jeżeli nie rozumie się tego, co czują. Nauka empatii musi trwać od najmłodszych lat. Dlatego posłałam dzieci do szkoły integracyjnej – żeby nauczyły się wrażliwości na innych. I teraz proszę posłuchać: od 11 lat gram w swoim teatrze dla konkretnej publiczności, głównie dla klasy średniej. Nie jest to w przewadze bardzo intelektualna publiczność, ale nie jest to też klasa niższa. Wydawało mi się, że rozumiem i wiem, co ich bawi, co ich interesuje, na co są wrażliwi. Ale po tym, co widzę na ulicy, wydaje mi się, że to ja się zgubiłam. Już nie wiem, dla kogo gram i komu opowiadam. No ale teatr co by nie mówić, jest miejscem elitarnym.
Kto jest po drugiej stronie politycznego sporu?
– Nie wiem.
Może to ludzie, którym III RP się nie podobała, bo zostali z niej wykluczeni?
– Mam poczucie, że w dużej części są to ludzie, którzy chcą się zemścić.
Na kim?
– Na tej drugiej stronie. Tylko nie wiem, za co. Są to ludzie zmanipulowani.
Przez kogo?
– Przez obecną władzę i obecną propagandę. Jeżdżę bardzo dużo po Polsce i tam wielu ludzi w ogóle nikt nie ogląda innych mediów oprócz publicznych.
A wcześniej jakie oglądali? Też publiczne.
– Ale wtedy nie były propagandowe.
Czyli kiedy ich zmanipulowano?
– Przez pierwsze dwa lata od 2005 r.
Ale potem rządziła Platforma.
– Zmęczeni jej rządami ludzie chcieli zmiany, a poza tym większość ma krótka pamięć. Tak jak w tym dowcipie: jedz gówniarzu, bo kiedyś był w sklepach tylko ocet i musztarda. A dziecko pyta: w całej Galerii Mokotów tylko ocet i musztarda?
Może na PiS zagłosowali ci, którzy chcieli żyć jak wygrani transformacji. Mieć swoją sferę symboliczną, jeździć na wakacje.
– Co to znaczy wygrani w transformacji? Każdy mógł sobie z tą wolnością, zrobić co chciał. To był raptownie kraj wielkich, oszałamiających możliwości. Mogli sobie na to zapracować.
Nie wszyscy mieli taką możliwość.
– Wszyscy.
Nawet ci w małych wsiach z zamkniętymi PGR-ami?
– Nawet oni, jeżeli się uparli. W Polsce nie ma pozytywnego snobizmu na pracę, wiedzę, lepsze życie, przesuwnie się wyżej w hierarchii społecznej. Szkoda.
Kto miałby taki snobizm stworzyć?
– Szkoły, politycy. Tak jak we Francji: przychodzi pan do fryzjerki a ona pyta, czy widział pan ostatni film.
Każdy?
– Pewnie nie, ale mnie to spotkało dwukrotnie. Ona uważa, że skoro czesze klientki, to powinna być na premierze w teatrze, w kinie i przeczytać gazety, żeby mieć z nimi o czym rozmawiać.
Mój fryzjer, pan Kamil, zawsze wie więcej ode mnie.
– Mówimy jednak o latach kształcenia pewnych nawyków.
Jednak jak ktoś nie miał pieniędzy na codzienne życie, to za co miałoby chodzić do kina?
– Są tacy, co nie mają pieniędzy, a czytają poezję.
To jednostki.
– Pewnie tak. Dlatego trzeba stworzyć ten pozytywny snobizm i kształtować ambicje do wyższego życia. A w naszym wczesnym kapitalizmie, wszyscy zajmowali się tym, żeby mieć.
A inni tym, żeby przeżyć następny dzień, bo stracili pracę i nie potrafili wziąć sprawy w swoje ręce. Państwo ich opuściło, zostali sami.
– Na pewno ktoś powinien powiedzieć: teraz zajmiemy się błędami transformacji, spróbujemy je naprawić. A tak 30 lat III RP poszło na straty, trzeba będzie wszystko zaczynać od zera.
Gdy czytam prawicowe media, widzę tam jeszcze jedną myśl: oni naprawdę uważają, że dopiero obecny rząd buduje normalny, postkomunistyczny kraj. 40 proc. wyborców popierających PiS wcześniej nie czuło się w Polsce u siebie.
– Nie mogę zrozumieć, że ktoś może uważać III RP za zły kraj. 35 lat pracowałam jak nigdy w życiu. Te 35 lat były najpiękniejsze w moim życiu, ale nie dlatego, że zrobiłam coś wyjątkowego, tylko dlatego, że ciężko pracowałam i dużo udało się z robić. Także dzięki nadziei na dobrą przyszłość tego kraju.
Przepraszam za bezczelność, ale czy czasem na progu transformacji nie miała pani lepszego startu?
– No tak, sprzedałam dom i kupiłam teatr. Taki miałam start. Przez 45 lat dorosłego życia mam problem ze znalezieniem gosposi. Wolę zagrać w teatrze i w nim zarobić pieniądze, żeby dobrze zapłacić gosposi. Ale nie ma tych osób. Na szczęście są panie z Ukrainy. Z drugiej strony znam osoby, które pochodzą z absolutnego dołu i stały się wybitnymi profesorami czy lekarzami. Słowem: jak ktoś chciał, to sobie poradził. Rozumiem wszystkie pańskie postulaty dotyczące państwa opiekuńczego, ale nie można każdemu urządzić życia. Niewątpliwie natomiast powinniśmy zająć się słabszymi, wykluczonymi, starymi i chorymi. No i dziećmi, dziećmi przede wszystkim.
Nie mówię, żeby pomagać każdemu, ale żeby pomagać komukolwiek. Są takie sytuacje, kiedy człowiek zrobił wszystko: przebranżowił się, poszedł do szkoły, ale nadal nie ma pracy.
– Są różne instytucje, także pozarządowe, które pomagają. Trzeba tylko chcieć, mieć odwagę, energię i nadzieję.
Co by pani powiedziała drugiej stronie?
– Nic, dlatego że oni mnie nienawidzą.
Za co?
– Nie wiem. Piszą do mnie: „Nie podoba ci się – wypierdalaj.”
Nie czuje się pani dobrze w Polsce?
– Czuję się przez ostatnie dwa lata jak chora. Co rano budzę się i zastanawiam się, co mi jest? A, to Polska. Mam poczucie, że stało się coś strasznego. Moje poczucie moralności, moje poczucie honoru, prawdy, odpowiedzialności nie zgadza z ogólnie ostatnio lansowanym poczuciem prawdy i sprawiedliwości.
I gdzie jest miejsce dla takich jak pani?
– Może w teatrze?
A telewizja publiczna?
– Mam zakaz. Zadzwonili, że nic więcej w telewizji nie zrobię.
Kto zadzwonił?
– Ktoś z Teatru Telewizji. Już raz miałam taki zakaz, przeżyję. Za komuny powiedziano, że moja twarz przypomina narodowi niepotrzebne rzeczy. Widocznie teraz też przypomina.
Krystyna Janda siada na sofie, milczy, zapala papierosa.
Wie pan, pochodzę z ubogiej rodziny. Moi rodzice nigdy nie mieli pieniędzy. Kupienie butów i płaszcza na zimę było problemem. Na wszystko, co mam w życiu, zapracowałam sama. I do dzisiaj pomagam całej rodzinie. To nie jest tak, że miałam od początku wszystko, że miałam lepszy start. Moje dzieci zaczynały z innego poziomu. Synowie zajmują się nauką, jeden zajmuje się pierwiastkami kwantowymi, drugi ma tysiące śmiałych planów. Zapytałam kiedyś tego pierwszego, z czego będzie żył, robiąc badania, odpowiedział z uśmiechem: mam bogatą matkę.
Ładna odpowiedź!
– Będzie sobie prowadził badania i już. Są nadzwyczajni, ale mają swoje sprawy, doktorat, plany. Myślę, że nie widzą zagrożenia wolności, przyszłości. Uważają że ci których ja się boję, ci z ONRu to margines.
Rozmawia pani z młodymi ludźmi o tym, dlaczego nie angażują się w protesty?
– Nie. Ci, którzy pracują w mojej fundacji świetnie znają mój światopogląd. Nikt ze mną nie polemizuje. Nawet jeśli mają inne poglądy, ja o nich nie wiem. Dlatego, że cała linia repertuarowa i wszystko, co się mówi ze sceny w tym teatrze i jak się traktuje „sprawy”, jest dla nich czytelne.
Czyli w Teatrze Polonia mógłby pracować wyborca prawicowy?
– Absolutnie tak! Co więcej, są aktorzy, z którymi zupełnie się nie zgadzam, ale wychodzimy razem na scenę. Wcześniej mówię tylko: bardzo proszę przed spektaklem nie rozmawiać o polityce, bo to się potem przenosi na scenę.
Może Polaków łączy więc teatr i seks?
– Nie sądzę. Chociaż w naszym aktualnym przedstawieniu są różne cytaty, także z Polski, jest też wypowiedź Lecha Kaczyńskiego.
O seksie?
– Tak.
I co powiedział?
– Że jest ważny, ale są sprawy ważniejsze.
Czyli prawica jest pruderyjna, a lewica rozwiązła?
– To bzdura, co widać po ostatnich politycznych aferach seksualnych. Jedno jest pewne: mamy być narodowym, katolickim krajem. I to jest realizowane.


Arkadiusz Gruszczyński, Gazeta Wyborcza, 7 września 2018

03
Wrzesień
2018
18:28

Fot. Piotr Blawicki/EastNews

zobacz zdjęcie

Izabeli i Szymona - wszystkiego dobrego

Krystyna Janda: uważam, że Polska się wali

Uważam, że Polska się wali. A raczej nasz świat się wali, mój świat ściślej mówiąc. Wolę mówić o sobie, bo tak jest prawdziwiej. Jestem wielbicielką prawdy. Kiedy mnie pytają co jest dla mnie najważniejsze, od zawsze odpowiadam – prawda. Najtrudniejsza choćby. Kłamstwo jest złem. Kłamstwo jest niedopuszczalne. Kłamstwo świadome, cyniczne, jest największą podłością.

Urodziłam się w roku 1952 i większość życia, do czasu wolności, przyjmijmy symboliczną datę rok 1989, przeżyłam w zbiorowym kłamstwie, Polsce socjalistycznej. W Polskiej Republice Ludowej. Kraju z przewodnią rolą jednej partii, w wielkiej przyjaźni z jednym państwem Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, kraju zniewolonym, rządzącym się socjalistyczną ekonomią i jednym wielkim kłamstwem, historycznym i wszelkim innym. Kraju, w którym jedni kłamali z miedzianymi czołami, a inni nie zwracali na to uwagi i wiedzieli swoje. Kraju, który musiał mieć narzędzia terroru, media jako propagandę, cenzurę, aby prawda nie przedarła się, bo walka o wolność i prawdę na szczęście trwała.

Czy wolność i prawda zwyciężyła? Nie, załamał się system ekonomiczny i zwyciężyła chęć dostatniego i spokojnego życia. Wolność i prawda były skutkami „ubocznymi” jak się potem okazało. Ale zapanowało ponad trzydziestoletnie „zdrowie psychiczne” i wydawało się, że prawda i kłamstwo weszły na „swoje miejsce”.
I to był mój nowy świat, akceptowany, aspirujący do coraz lepszego, godniejszego życia, choć w pewnym momencie trzeba było rzucić hasło – błędy i przeoczenia – i zacząć je naprawiać. Nikt tego niestety nie zrobił. Nie mniej, te lata „po komunie”, był to czas jednoznaczny, czas prawdy, a nie rozdwojenia jak dawniej.
Przepraszam, trochę to chaotyczne i amatorskie analizy, ale nie umiem o tym pisać ani myśleć w jakiejkolwiek dyscyplinie, jestem tylko aktorką, a wielkie zdania i myśli które wypowiadałam i wypowiadam z ekranu i sceny nie są mojego autorstwa, mam tylko obowiązek je rozumieć i przeżyć. Mam obowiązek „prawdy” aktorskiej, która szczęśliwie nie kłóciła się nigdy z moim i przekonaniami i moją prawdą osobistą, ludzką, obywatelską. Nigdy z ekranu ani sceny nie wypowiedziałam słów pod którymi sama bym się nie podpisała. Jest to zresztą na marginesie, wyjątkowe szczęście, dla aktora.
Wracając, mój świat się wali, Polska się wali, ponieważ na nowo, zapanowało kłamstwo. Zbiorowe i totalne, świadome, usankcjonowane, instytucjonalne, a co za tym idzie pozwolenie na powszechne kłamstwo, czyli zło. Upadek jest wielki, bo kłamstwo także przestało być wstydem.
Postanowiłam być bardziej elokwentna i zajrzałam do Wikipedii: – Prawda, według klasycznej definicji, to właściwość polegająca na ich zgodności z faktycznym stanem rzeczy, których dotyczą. W potocznym rozumieniu jest to stwierdzenie w formie zdania oznajmiającego, wyrażone o określonym fakcie, tak jak ma, czy miało to miejsce w rzeczywistości. W filozofii chrześcijańskiej prawda jest fundamentem wolności człowieka. (Karol Wojtyła – „Elementarz etyczny”).
Problemem zdefiniowania pojęcia prawdy zajmowali się od starożytności. Klasyczna definicja prawdy pochodzi od Arystotelesa.
I jeszcze cytaty, które do mnie przemówiły: „I poznacie prawdę, a prawda da wam wolność” (Jezus Chrystus, Biblia, Ewangelia Jana, 8, 32); i o zgrozo kłamca Lenin: „Abstrakcyjnej prawdy nie ma, prawda jest zawsze konkretna”. I kolejny kłamca Anton Makarenko: „Człowiek, który kłamie, nie ma w duszy nic świętego. Prawda jest cenniejsza od wszystkiego”. Na koniec Seneka: „Kłamać nigdy nie wolno, ale nie zawsze trzeba całą prawdę mówić”. To stosuję, w życiu, w małych sprawach, żeby innych, niepotrzebnie nie ranić.
Oraz antonimy prawdy – nieprawda, post-prawda, niedorzeczność, bzdura, kłamstwo, fałsz.
A teraz, co tak histerycznie mnie morduje? Nie daje spać, pozbawia sensu i wiary w przyszłość? Izoluje od społeczeństwa i każe wybierać, mnie aktorce, co to mam być dla wszystkich i ze wszystkimi, bo taka natura zawodu, mimo to, wybierać na towarzystwo, tylko niektórych, myślących podobnie do mnie? Co powoduje że coraz częściej mam ochotę zamknąć się w domu i nie wychodzić na ten kraj, nie kontaktować się z krajanami? Nie identyfikować z ich ogółem? Uczucie, że jest to wszystko zmowa, zbiorowe kłamstwo prawie całego, zmanipulowanego społeczeństwa, przyzwolenie ogólne na kłamstwo, zgoda powszechna na to ścierwo, w imię partykularnych interesów, lub świadomego przemilczania i zaniechania prawdy. Zgoda na oddanie prawdy i wolności, kłamstwu. Kłamstwu, bo mam uczucie że bardzo wielu wie, że to kłamstwo i udają głuchych, ślepych, obojętnych.
Demonstracje nie zgromadziły nigdy więcej niż kilkadziesiąt tysięcy ludzi, petycje pod wielkimi sprawami, choćby broniącymi niepełnosprawnych, nigdy więcej niż 100 tysięcy podpisów itd. itd. W 38 milionowym kraju. Hańba.
Nie sądzę niestety, że ludzie są głupi, uważam, że są gotowi do kłamstwa zbiorowego, zmiany i zemsty. Zemsty, za co ? Nie wiem, ale zemsty dzięki kłamstwu, bezprawiu, zniewoleniu, upokorzeniu, gorszej przyszłości, gorszego życia, kryzysu człowieczeństwa, losu ich dzieci, wreszcie przyszłości Polski. Zemsty. To czas kłamstwa i zła. I ludzie zawodzą.
A mnie? Co mnie? Czy tylko mną, egzaltowaną aktorką nie mogącą spać nocami targa rozpacz i bezsilność ? Nie sądzę, ale dziwię się spokojowi oświeconych i sprawiedliwych, ich rozsądkowi, zimnej krwi, analizom, mentorskim oracjom, popisom logiki i elokwencji, kiedy jak banda baranów jesteśmy prowadzeni na zatracenie. Bo żadne prawa już nie istnieją, żadne zasady, żadna logika. Jest tylko cyniczna manipulacja i świadome kłamstwo.

Krystyna Janda, kobieta.onet.pl, 03.09.2018

https://kobieta.onet.pl/krystyna-janda-uwazam-ze-polska-sie-wali/nzrbq0m

31
Sierpień
2018
14:09

Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego

Jedziemy pociągiem Intercity klasą pierwszą, 5 godzin do Warszawy, nie ma wagonu restauracyjnego, bufetu, wody, nic. Gorąco. Koszmar.

31
Sierpień
2018
07:06

V Festiwal Krystyny Jandy w Szczawnie-Zdroju. 31 sierpnia 2018 Dziennik

zobacz więcej zdjęć (14)

Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego

Festiwal w Szczawnie rozpoczęliśmy. Dziękujemy.

31
Sierpień
2018
07:04

V Festiwal Krystyny Jandy w Szczawnie-Zdroju. Plakat. 31.08.2018 Dziennik

zobacz zdjęcie

Bogdana i Rajmunda - wszystkiego dobrego

Dziękujemy Szczawnu ❤️

30
Sierpień
2018
22:35

30 sierpnia 2018 Dziennik

zobacz zdjęcie

Rózy i Szczęsnego - wszystkiego dobrego

Koleżanki z klasy, z Liceum Plastycznego. Bożena Biskupska, Iwona Pióro-Bończa i ja. Spotkałyśmy się w Szczawnie przy okazji mojego spektaklu tutaj granego. Bożena w sąsiednim Sokołowsku prowadzi bohatersko fundację IN SITU i remontuje gigantyczny obiekt, Iwona po amerykańskim życiu wróciła do Polski osiedlając się w tej okolicy. Trzy losy, trzy drogi, trzy życia.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.