Romany i Damiana - wszystkiego dobrego
Nowe produkty!
Romany i Damiana - wszystkiego dobrego
Teatr Polonia. ZAPISKI Z WYGNANIA.
Romany i Damiana - wszystkiego dobrego
Och-Teatr. Przymiarki kostiumów do spektaklu STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW.
Leona i Ludomiła - wszystkiego dobrego
ZAPISKI Z WYGNANIA w Teatrze Polonia. Dziś. Dziękuję.
Symeona i Konstancji - wszystkiego dobrego
Wczoraj spodobały mi się takie żarty garderobiane, były jeszcze i inne, ale nie do cytowania stanowczo.
🌺Rozmawiają dwie kobiety:
– Ten Pavarotti był wielki, wspaniały!
– E tam. Przereklamowany.
– A słuchała Go pani?
– Nie. Mąż mi zanucił.
🌺 Kobieta została wypchnięta z przepełnionego autobusu. Oburzona skarży się do obcego na przystanku:
– Widział pan?! I jeszcze krzyknął za mną – ty kurwo!
– Wie pani, ja od 10 lat nie ordynuję a wciąż mówią do mnie, panie doktorze.
Symeona i Konstancji - wszystkiego dobrego
Kulisy Teatru Polonia. Wczoraj. BOSKA! Zdj. Kasia Marciniak.
Donata i Łukasza - wszystkiego dobrego
BOSKA! po raz 236. Dziękujemy ❤️
Danuty i Juliany - wszystkiego dobrego
Adopcje kotów promuje punkt „Ochota na Kota”, który działa przy ulicy Grójeckiej 79 od sierpnia 2018 roku. Na co dzień mieszka w nim kilkanaście kotów ze schroniska, które są gotowe do adopcji. W lokalu znajdują się domowe kanapy, drapaki i zabawki, a osoby zainteresowane adopcją mogą osobiście poznać i pogłaskać zwierzęta, a następnie na miejscu dokonać wszystkich formalności i adoptować kota.
Walentego i Metodego - wszystkiego dobrego
Zaczęłyśmy z panią Moniką Wolińską, dyrygentem, pracować nad Hrabiną Stanisława Moniuszki. Premiera 5 maja w Operze Bałtyckiej.
Wiktor Zborowski - Kraków - garderoba przed BOSKĄ! Fot. Katarzyna Marciniak
Grzegorza i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Wczorajszy dzień! W Warszawie w Teatrze Polonia BOŻE MÓJ! w Och-Teatrze UDAJĄC OFIARĘ. W tym samym czasie w Kielcach KLAPS. 52 TWARZY GREYA, a w Krakowie BOSKA! Dziękujemy.
Grzegorza i Katarzyny - wszystkiego dobrego
Ludzie! Nie macie pojęcia, że tuż obok, niedaleko, jest taki straszny świat [FELIETON]
Ludzie! Moi Ludzie! Tak los zrządził, że spędziłam ponad tydzień, wiele godzin każdego dnia, na oddziale geriatrycznym jednego ze szpitali. Co się tam dzieje! Ludzie! Chodzicie ulicami, kąpiecie dzieci, robicie zakupy, gotujecie obiady, zjadacie kolacje, pracujecie, odprowadzacie dzieci do szkół i przedszkoli, całujecie się i kochacie nocami, i nie macie pojęcia, że tuż obok, niedaleko, jest taki straszny świat, takie coś, taki czas ostateczny! A może wiecie?
Może niektórzy z Was wiedzą, inni przeczuwają, ale nie myślą o tym, jeszcze inni potrafią sobie wyobrazić, ale bezpośrednio ich to nie dotyczy, nie muszą się z tym mierzyć. Może ty, młody mężczyzno, wyskakujący w biegu z tramwaju, czy ty, dziewczyno bez czapki, z sinymi kolanami z zimna w mini spódniczce, nie wiesz, że cię to czeka. Prawdopodobnie.
Ja od kilku dni jestem w szoku, chodzę w depresji, nie mogę o tym wszystkim, na co patrzę i czego słucham, zapomnieć. Wracam tam jak bumerang, jak uzależniona, jak do swojego miejsca, najważniejszego teraz dla mnie, paradoksalnie mi najbliższego. Lekarze! Pielęgniarki, salowe, sanitariusze, kierowcy, opiekunowie medyczni… Wy tam całe życie! Jesteście chyba z żelaza!
Już przy wejściu do szpitala wita wszystkich wielka plansza: SZPITAL TO NIE PRZECHOWALNIA! Napis, którego zupełnie nie rozumiałam, na początku wydał mi się nietaktowny, zbyt obcesowy, nieuprzejmy. Dziś go rozumiem, a raczej rozumiem akt rozpaczy, który kazał go napisać i wywiesić.
Trafiłam tam nocą z piątku na sobotę, dwa tygodnie temu, po zagraniu wesołej „Shirley Valentine”, poszukując przywiezionej przez pogotowie ratunkowe mojej mamy. Przeszłam nocny SOR z tłumem nieszczęśliwców, od dzieci poczynając, na staruszkach kończąc. Mając wrażenie, że wszyscy ci ludzie za wszelką cenę chcą się dostać na górę, na odziały, do łóżek z białą pościelą, na badania, pod opiekę, bo na parterze, a co nie daj Boże w domu, czy na ulicy, czyha niebezpieczeństwo śmierci lub wielkiego bólu. Ale to nie takie proste. Selekcja jest bezwzględna. Łóżek na górze wolnych nie ma, personelu nie ma, lekarzy mało. Upragniony wjazd windą do nieba, czyli na oddział szpitalny przysługuje tylko ciężkim stanom. My byliśmy w śpiączce cukrzycowej, cukier 700, 40 stopni temperatury, więc wyboru nie było.
Druga w nocy, nikt nie śpi, pielęgniarki biegają. Zza półuchylonych drzwi słyszę krzyczącą kobietę: „Ja chcę do domu! Zróbcie coś, żeby mnie nie bolało! Pić! Wody! Ratunku!” I tak na przemian. Przerażona, chcę biec z pomocą, zatrzymują mnie. To pomylona staruszka, krzyczy, żeby zwrócić na siebie uwagę, jest tutaj sama od miesiąca, nie ma gdzie jej odwieźć, żaden zakład nie chce przyjąć, emeryturę ma za małą na dom opieki, a w domu nie ma się kto nią zająć, dzieci za granicą. „Ludzie, ludzieeeee! Ja chcę do domu! Wody!” Na pokrzykiwania staruszki reaguje staruszek w malignie, z drugiego końca innej sali, którego coś dręczy, jakiś koszmar.
Po korytarzach, w neonowym świetle snują się bezsennie babcie i dziadkowie w beznadziei, inni leżą w łóżkach nieprzytomni z pootwieranymi ustami, bezzębnymi dziąsłami coś żują, świszcząc. Jęki, kaszel, co jakiś czas wyrwie się komuś „Boże! Boże! O Boże!”. Powykręcana kobieta z wywróconymi oczami piszczy co jakiś czas, jak kotek. Prawie wszyscy w pieluchach, wielu monitorowanych różnymi urządzeniami, wymuszanie wypróżnień, bo jelita nie pracują – wlewka na szóstkę! Pojenie, nawadnianie kroplówkami, kaszel chorych na zapalenie płuc, jak diabelskie organy. „Pani odkaszlnie, tu, niech pani wypluje! No niech pani kaszlnie!” Krew do badania, wenflony, bilans płynów, rzężenie.
Niekochani. Samotni. Nikt ich nie chce, nikt się nimi nie opiekuje, pobyt na tym oddziale w szpitalu to święto. Rano do niektórych przychodzą dzieci, siwi mężczyźni i kobiety, też ledwo chodzą, czasem wnuk, wnuczka, sąsiadka, znajoma. Do nielicznych.
– Cieszy się pani, że idzie pani do domu? – pytam uroczą panią z siniakami na szyi. – Tak – uśmiecha się. Syn pomoże i dam radę. Kładą ją w piżamie, w czapce, obejmującą dużego żółtego pluszowego misia, na noszach do transportu. – Tak, do domu – mówi z uśmiechem. Sanitariusz pochyla się do mnie: – A skąd! Ja ją wiozę do domu opieki, rodzina jej nie zabiera. Wraca do domu opieki. Oszukali ją. Kamienieję.
„Oj pani Krysiu, posiedzi tu pani jeszcze z nami trochę, to zrozumie pani jaki świat jest zły, jacy ludzie okrutni” – uśmiecha się do mnie pielęgniarka. „Dzieci bez serca, inne powyjeżdżały za granicę, a nikt obcy nie pomoże. Jeszcze jak mają jaką taką emeryturę, to na dom opieki starczy, ale tak… sąsiedzi tylko po pogotowie umieją zadzwonić i tyle. Pani patrzy na tę kobietę, to był taaaaki lekarz! Tysiące ludzi uratowała, leczyła najcięższe przypadki, nikomu nigdy nie odmówiła, niech pani patrzy jak umiera! Ludziom życie oddała! Oj, to życie!”
„Wody! Wody! Wody!” – krzyczy ta z izolatki. Zrywam się. „Niech pani nie przeżywa, ona ma wodę, poimy ją, ona tak miesiąc ciągle krzyczy, żeby ktoś do niej wszedł. Wie pani, teraz ich dużo, bo ferie, ludzie chcą wyjechać, to pogotowie wzywają i ich tu zostawiają. Przechowalnia. Przecież oni nie do wyleczenia.”
Chodzą studenci, młodzi lekarze, rezydenci. Jedna dziewczyna bardziej empatyczna od innych, podnosi, oklepuje, poi, zwilża usta, sprawdza pieluchy, smaruje kremem. Potem po południu, widzę jak płacze w kącie. – Coś się stało? – pytam. Kiwa kłową zaprzeczając, oczy ma spuchnięte i czerwone.
– Czegoś trzeba? – pyta salowa. – Jak nie, to idę. Mamy zgon na jedynce. Tu leżą tacy ludzie! Żeby pani wiedziała, o z tą panią, z tą co nieprzytomna, pracowałam na noworodkach – pokazuje mi zwiniętą w kłębek łysą kupkę nieszczęścia. Obok, przy sąsiednim łóżku, stoi młody chłopak, pyta leżącą na nim panią: „Babciu, mama pytała czy trzeba ci czegoś? Przynieść ci coś?” Staruszka odpowiada coś szeptem, patrząc na niego z miłością. „Co? Co chcesz?” Nie rozumie. Pielęgniarka pomaga mu, pyta krzycząc: „Czego pani chce!? Wnuk pyta!”. Pada odpowiedź: „Pogłaskać”. Chłopak uśmiecha się, myśli, że to żart. Nie wie, co ma zrobić. Wychodzi z sali, wstydzi się. Po jakimś czasie widzę, jak stoi nad łóżkiem i jakby nie swoją ręką głaszcze babcię po włosach, rozglądając się ukradkiem, czy ktoś to widzi. Ta uśmiecha się z zamkniętymi oczami. Wchodzi pielęgniarka: „Pan wyjdzie, bo będę zmienić babci pampers”.
Przechodzę korytarzem.
– Chodź no tu! – woła do mnie kobieta z łóżka w innej sali.
– Kupisz mi paluszki z sezamem w kiosku?
– Tak. Zaraz pani przyniosę.
– Ale ja nie mam pieniędzy!
– Nie szkodzi – odpowiadam.
– Ja cię znam z Ogrodowej. Kojarzę cię. Pamiętasz księdza Krzysztofa? Tego, co był taki nerwus?
– Nie, bo ja nie jestem z Ogrodowej.
– Wiesz, ludzie mu mówili, niech ksiądz nie będzie taki nerwowy i go przenieśli. Oj, ile ja mu pieniędzy nadawałam, prawie całą emeryturę, a go teraz podobno przenieśli. Podobał mi się. Pamiętasz go? Ładnie śpiewał. Ale ksiądz nie może być taki nerwowy. A jutro mi przynieś gazetę.
„Czy pani wie, że jest coraz więcej stulatków, a wszyscy oni potrzebują opieki? A opiekunów profesjonalnych nie ma, mało”. Wchodzę z ciekawości do Internetu – kurs na opiekuna medycznego osób starszych, niesamodzielnych, niepełnosprawnych. Kurs umożliwia podjęcie pracy w domach opieki społecznej, hospicjach, placówkach opieki paliatywnej, domach samopomocy, także umożliwia sprawowanie indywidualnej opieki w domach prywatnych w Polsce i za granicą – cena od 699 zł. Dyplom. Uprawnienia. Kurs 80 godzin. 200 godzin. Praktyki. Reklama. Agencja opiekunek osób starszych. Dzwonię. „Za godzinę osoba z praktyką 30 złotych” – mówią. Ukrainki 80 złotych za dobę, Polki 120, 130 złotych za dobę. Także opieka nad ludźmi w śpiączce.
Starsza pani bije pielęgniarkę po rękach: „Boli! Ty świnio! Wynoś się!” Ta odpowiada: „Muszę podłączyć kroplówkę. Basia, uspokój się!” Basia bije słabo nie ma siły, potem płacze.
Moja mama leży cichutko, wybudzona, pod kroplówkami.
– Jak się pani czuje? – pyta lekarz. –
Bardzo dobrze – odpowiada z uśmiechem.
39 stopni temperatury, nie ma siły podnieść ręki, ale grzecznie odpowiada, że bardzo dobrze się czuje.
– Coś panią boli?
– Nic nie boli – uśmiecha się.
– Jak ma pani na imię?
– Zosia – odpowiada mama bez namysłu.
– Mamo, przecież ty nie masz na imię Zosia – mówię zdumiona.
– Mama jest splątana – mówi do mnie lekarz. Ale już jest prawie w kontakcie.
– Czy wie pani, gdzie pani jest? – pyta znów. Mama patrzy na mnie.
– W domu – odpowiada.
– Nie, jest pani w szpitalu – mówi lekarz.
– A czy wie pani, co to szpital?
Mama długo milczy, po czym mówi z uśmiechem:
– Magiczne Miejsce.
Krystyna Janda, kobieta.onet.pl, 13.02.2019
Eulalii i Modesta - wszystkiego dobrego
Siedzimy po BOSKIEJ ! w Krakowie w Hotelu Rubinstein i jemy cuda!!!
To okoń z risotto z pietruszką ! Jemy wolno żeby przyjemność niebiańska trwała dłużej.
Teraz będziemy jeść polędwicę wołową z foie gras i kasztanami!
Deser, torcik z marakui z białą czekoladą, kumkwatem i maliną. Mniam!
Na koniec czekoladki robione przez szefa kuchni!
STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW - obsada na pierwszej próbie czytanej. Fot. Klaudyna Desperat
Łazarza i Marii - wszystkiego dobrego
Dziś odbyła się pierwsza próba czytana STOWARZYSZENIA UMARŁYCH POETÓW w Och-Teatrze.
Jacka i Scholastyki - wszystkiego dobrego
Premiera w Teatrze Polonia. BOŻE MÓJ! Anat Gov. Koprodukcja z Teatrem STU w Krakowie. Zapraszamy.
Cyryla i Apolonii - wszystkiego dobrego
Dzisiejsza SHIRLEY VALENTINE w Auli Artis w Poznaniu. Dziękuję kj
Jana i Piotra - wszystkiego dobrego
Zdjęcie zapożyczyłam z Instagramu, bo nie mam innego, ale chciałam Szanownym Widzom bardzo podziękować za tak liczną obecność i żywiołowe przyjęcie dwóch spektakli BIAŁA BLUZKA, które się odbyły po ponad rocznej przerwie w Och-Teatrze. Dziękuję.
Doroty i Tytusa - wszystkiego dobrego
Dzisiejszy dialog mojej mamy z lekarzem:
Lekarz: Jak się pani czuje?
Mama: Bardzo dobrze.
Lekarz: A czy pani wie gdzie pani jest?
Mama patrzy na mnie i mówi: W domu.
Lekarz: Nie, jest pani w szpitalu.
Mama: …
Lekarz: Czy pani wie, co to jest szpital?
Mama: Magiczne miejsce.
Doroty i Tytusa - wszystkiego dobrego
Spektakl Och-Teatru CASA VALENTINA w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Od kulis. Pozdrawiamy.
SŁODKI KONIEC DNIA, reż. Jacek Borcuch - plakat na World Film Festival Sundance (USA) 2019
Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego
O cholera! Dostałam przed chwilą nagrodę w Sundance na festiwalu. Dziękuję!!!🍷
A World Cinema Dramatic Special Jury Award for Acting was presented by Charles Gillbert to: Krystyna Janda, for Dolce Fine Giornata / Poland (Director: Jacek Borcuch, Screenwriters: Jacek Borcuch, Szczepan Twardoch, Producer: Marta Habior) — In Tuscany, Maria’s stable family life begins to erode as her relationship with a young immigrant develops against a backdrop of terrorism and eroding democracy.
Krystyna Janda triumfuje w Sundance!
To dopiero wiadomość! Na zakończonym 3 lutego 2019 r. festiwalu w Sundance Krystyna Janda otrzymała nagrodę aktorską za kreację w filmie Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia” („Dolce Fine Giornata”).
O nagrodzie dla polskiej aktorki poinformowała na Facebooku producentka filmu, Marta Habior (No Sugar Films). Film z udziałem m.in. Krystyny Jandy i Kasi Smutniak znalazł się w prestiżowym konkursie World Cinema Dramatic Festiwalu Filmowego Sundance. To jeden z najważniejszych amerykańskich festiwali filmowych, którego założycielem jest Robert Redford. To trzeci film Jacka Borcucha, który znalazł się w selekcji Festiwalu Filmowego Sundance. W 2013 roku „Nieulotne” brały udział w konkursie międzynarodowym, w 2009 roku „Wszystko, co kocham” było pierwszym polskim tytułem pokazywanym na festiwalu.
„Słodki koniec dnia” to historia o miłości, tęsknocie i utraconych nadziejach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria – polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny. Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje. „Wbrew dominującej narracji w niezwykle napiętym, wrażliwym momencie kobieta nie idzie na kompromis. Z pogardą i bolesną szczerością mówi o dwulicowości polityki uchodźczej we Włoszech i w Europie. Jej słowa spadają niczym bomba, kilka dni wcześniej zdetonowana w Rzymie przez terrorystów. Poniosą się wiralową falą po świecie, przysparzając przykrych konsekwencji nie tylko włodarzom, ale także bliskim pisarki. Gdy przemowa Marii stawia ją w centrum zainteresowania, traci status gwiazdy, której wolno więcej” – pisze Anna Tatarska dla Vogue.pl.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Dla pierwszego z nich będzie to piąty tytuł na podstawie autorskiego scenariusza (po m.in. „Wszystko, co kocham” i „Nieulotnych”). Dla Szczepana Twardocha, autora takich książek jak „Morfina” czy „Król” i laureata Nagrody Fundacji im. Kościelskich, Nagrody Nike i Paszportu „Polityki”, to debiut w roli scenarzysty. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek, a za scenografię Elwira Pluta.
sfp.org. pl. wydarzenia, 03.02.2019, 07:01
Brygidy i Ignacego - wszystkiego dobrego
Trwa spektakl DANUTA W. Z powodu nieprzedłużenia przez Oddział TVP S.A. w Gdańsku praw do wykorzystania archiwalnych materiałów musieliśmy zastąpić czarnymi planszami część ujęć w projekcjach. Spektakl był grany w niezmienionej formie od premiery w 2012 roku.