29
Sierpień
2022
22:32

Sabiny i Jana - wszystkiego dobrego

Życie płynie

08
Sierpień
2022
06:18

Emila i Cyryla - wszystkiego dobrego

http://dziennikteatralny.pl/artykuly/a-przeciez-nie-tak-malowal-pan-chagall.html

A przecież nie tak malował Pan Chagall
„Zapiski z wygnania” – reż. Magda Umer – Teatr Polonia w Warszawie

Wczoraj miałam zaszczyt obejrzeć spektakl Zapiski z wygnania z Krystyną Jandą w roli Sabiny Baral, w reżyserii Magdy Umer. Adaptacji dokonały wspólnie Krystyna Janda oraz Magda Umer. Opracowaniem muzycznym zajął się Janusz Bogacki.
Są ludzie, którzy noszą w sobie pewną tajemnicę nie wiedząc o tym, do momentu, aż ktoś im uświadomi, drugi człowiek bądź pewna okoliczność uświadomi im, iż noszą ją w sobie i wtedy trzęsą się dłonie a serce przyspiesza w swej arytmii spowolniając całą opowieść. Tematyka tożsamości, w tym tożsamości żydowskiej jest bardzo trudnym tematem w naszym kraju. Jest to właściwie zagadnienie nie do rozwiązania. Problem tożsamości, pamięci i bycia tu i teraz rzuconym w świat wobec biegu historii jest zagadnieniem właściwie niemożliwym do racjonalnego uzasadnienia. W tym tkwi coś, poza tym, jakaś podszewka świata, irracjonalny konsensus zbudowany na fundamentach świata.

Wydarzenia Marcowe ’68 są zapisane na kartach historii jako niechlubna opowieść o tym co to znaczy być Żydem w antysemickim kraju. „Zapiski z wygnania” to fragmenty rozmów, historii oraz przede wszystkim wspomnień i próba dania świadectwa własnej tożsamości.

Kiedy, podążając w myśl za Arthurem Rimbaudem można by powiedzieć, że Ja-to ktoś inny. A każde spotkanie z Innym jest alogiczne i wymyka się prawdzie, gdyż podważa status podmiotu z góry zakładając, iż jest kimś Innym. Właściwie jakim prawem to się dzieje? Na jakich irracjonalnych zasadach uprawdopodobnienia? Mity rządzą światem. Mity rządzą rzeczywistością polityczno-społeczną szczególnie tutaj, szczególnie w Polsce, w kraju, który był na wskroś przeniknięty bólem ludzi walczących o podtrzymanie własnej tożsamości, walecznych w czasach pełnych zgrozy i trudu, ale też niepokoju i lęku.

U Sabiny Baral we wstępie do Zapisku z wygnania pojawia się hebrajskie słowo „Jizkor”,które oznacza pamiątkę dla zmarłego rodzica lub najbliższej rodziny i ogólny temat tej modlitwy jako podtrzymanie pamięci.

Krystyna Janda jako Sabina Baral (to pełna piękna i niepokoju rola) pyta o to co właściwie stało się w 1968r?. Kiedy z Polski wygoniono kilkanaście tysięcy Żydów? I czym jest tożsamość żydowska? Dla rodziny Sabiny Baral żydowski aspekt ich tożsamości był oczywisty. I pisarka wychodzi właśnie od własnej historii aby mówić o temacie żydowskim i zadać Augustiańskie pytanie: Unde malum si Deus est? (gdzie Bóg skoro jest zło).

Inscenizacja tego spektaklu została pomyślana w sposób tajemniczy. Krystyna Janda stojąc z boku sceny zadaje nam trudne pytania, bardzo trudne pytania. Natomiast z przodu sceny umieszczony zostaje tiulowy przeźroczysty materiał, na którym oglądamy zbliżenia twarzy Aktorki. Głos Krystyny Jandy domaga się odpowiedzi. To intymne zapiski emigrantki. To opowieść o Kimś kto zmuszony opuścić kraj już nigdy do niego nie powrócił, gdyż nie był w stanie pogodzić się z tym, iż to ludzie ludziom wyrządzili ten los i z tym, że antysemityzm nigdy nie ma siły, lecz jest dojmującą, oburzającą mową nienawiści, performansem hańby i krzywdy. Krystyna Janda wypowiadając do nas te słowa zadaje pytanie o to kim my jesteśmy, dokąd zmierzamy i czy można wybaczyć wyrządzone krzywdy?

Podczas gdy Aktorka występuje z pewnym posłaniem i jest to posłanie humanistyczne, w którym pyta się o człowieka. Aktorki słucha się z zapartym tchem i po cichutku, aby w naszych sercach wybrzmiały potężne i mocne pytania o conditio humana.

Krystyna Janda samym swym byciem scenicznym czyni świat tego przedstawienia wołaniem o rozbrat dobra ze złem, o pryncypia tkwiące w człowieku. Nie jest pocieszycielem ani nie ma być mentorem, ale jest utożsamieniem najwyższych sił twórczych tkwiących w Aktorce dla której aktorstwo nie jest wyłącznie narzędziem, środkiem przekazu, czymś tkwiącym w meandrach teatralności, lecz jest przede wszystkim i co najważniejsze Prawdą w swej czystej, najbardziej intymnej postaci. I to co najważniejsze w teatrze to ukazanie, odsłonięcie tej prawdy.

Bowiem jestem przekonana, iż aktorstwo jest właśnie odkryciem w sobie tej prawdziwości, która w świecie masek jest prawdziwością sceniczną. Bowiem ten kto daje narzędzia, aby uczynić artystą daje też baty aby chłostać swe nieodporne na urazy ciało. I taka jest Krystyna Janda w tym spektaklu – jest Sabiną Bral. I w tym tkwi magia teatru i piękno wieczoru teatralnego.

Muzyka również tworzy niezwykłą konstrukcje tego spektaklu. Janusz Bogacki dzięki swym aranżacjom muzycznym uwypukla te motywy i momenty sceniczne, na których powinniśmy się szczególnie skupić. To właściwie akompaniament dla tekstów lirycznych śpiewanych przez Aktorkę. Pojawia się i Poświatowska i Osiecka.

Przywołany zostaje klimat tamtych lat, walka o tożsamość, ale i o siebie – bo zawsze można znaleźć słońce, trzeba tylko chcieć i bardzo mocno w sobie poszukać tej prawdy, która czyni nas człowiekiem.

Bo to dobro jest wartością najwyższą a drogą prowadzącą do niej jest miłość do drugiego człowieka.

Anna Wąsowicz
Dziennik Teatralny Kraków
8 sierpnia 2022
Spektakle
„Zapiski z wygnania” – reż. Magda Umer – Teatr Polonia w Warszawie
Teatry
Teatr Polonia w Warszawie
Portrety
Magda Umer

23
Lipiec
2022
07:51

Bogny i Apolinarego - wszystkiego dobrego

Niespodzianka. To było tuż po debiucie.
Wspaniałe spotkanie z Mają Komorowską i Jerzym Kamasem.

https://fb.watch/erhlQ7A-mm/

20
Lipiec
2022
15:02

Czesława i Hieronima - wszystkiego dobrego

Urodziłam się w grudniu roku 1952, tak więc dzieciństwo spędziłam w początkach „małej stabilizacji Gomułki, czyli początkach dużej stagnacji.

Wychowywałam się do 7 roku życia u dziadków co znacząco mnie ukształtowało. Byłam najważniejszą osobą w domu, wszyscy się mną zajmowali i mieli dla mnie czas. Czytali książki, rozmawiali ze mną, opowiadali bajki, historie, śpiewali mi na dobranoc i podsycali moje artystyczne apetyty.

Największe wrażenie po przyjeździe od dziadków do Warszawy, zrobił na mnie – telewizor. Pamiętam, weszłam do naszego mieszkania tam… przemówienie Władysława Gomółki. Nie mogłam oderwać oczu i zrozumiałam…tu chcę być, z tym telewizorem! Potem za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam dziadkom telewizor. Oglądali go tylko wtedy ja w nim grałam. Ubierali się do tego odświętnie i sprzątali w domu. Poza tymi momentami telewizor ich nie interesował. Kochali radio. Babcia umierając, z ostatnim tchnieniem wypowiedziała zdanie pełne żalu i pretensji – a Krysia została aktorką! – jako największy wstyd i zawód jaki ich spotkał.

Wracając do moich 7 lat – zaczęłam uczyć się gry na fortepianie, francuskiego i hiszpańskiego. Rodzice chcieli mnie i moją młodszą siostrę czymś zająć, żeby nam głupoty nie przychodziły do głowy.
Wielkim odkryciem była biblioteka publiczna w sąsiedztwie. Zaczęłyśmy czytać nieprzerwanie, także nocą, z latarkami pod kołdrą. Książkę dziennie. Zaczęłam od autorów na A, jak leciało, nikt mi nie doradzał co czytać. Nie wiem, ile z tego wszystkiego co czytałam rozumiałam, ale czytałam. też książki, które w tytule miały grzech albo miłość. Z tego też powodu „Dzieje grzechu” Żeromskiego przeczytałam w wieku 9 lat. Kiedy po latach obejrzałam film Borowczyka przypomniało mi się dzieciństwo, reżyser zrozumiał, mniej więcej, tyle co ja.

Zakochałam się po raz pierwszy na koloniach z Zakładów Mechanicznych Ursus, jak wróciłam, po rozstaniu z ukochanym, myślałam, że umrę. Leżałam trzy dni odmawiając picia i pokarmów.
Po trzech dniach, żeby zaimponować koleżankom i zabić ból, udawałam, że uczę się śpiewu solowego i śpiewałam im operowe arie sopranowe w obcych językach. A potem, z tego samego powodu, chęci imponowania i udowodnienia wyjątkowości, założyłam nogę na szyję i musiano wezwać pogotowie. Z drugiej strony pogotowie? Do nogi na szyi? O co tam wtedy chodziło? Może o zastrzyk rozluźniający? Przebiła mnie koleżanka, która miała mamę prostytutkę i wyznała, że też chce być kurwą. Straciłam wszelki rezon. Wiedziałam, że tego, nie przebiję.

Razem ze szkołą podstawową, zaczęłam chodzić, a raczej jeździć pociągiem do szkoły muzycznej. Pamiętam odmrożone ręce i kolana w mini od czekania na socjalistyczną kolej, zajęcia z chóru, lekcje fortepianu i koszmar dyktanda muzycznego. Także zdziwienie, że przystawiają się do mnie dużo starsi uczniowie szkoły, tacy całkiem dorośli. Uważałam, że są zboczeni i miałam rację, jak się potem okazało. Trzy lata szkoły muzycznej uciekałam przed ryżym pedofilem, ale udawało mi się go zawsze wyprowadzić w pole. Śpiewał ze mną w szkolnym chórze i był tenorem. Z moich zmartwień, nie zwierzałam się nikomu, myślałam, że to normalne tak musi być. Na szczęście pedofil, bał się naszego psa.

Coś strzeliło mi do głowy, zgłosiłam się na anons w gazecie, wygrałam konkurs i zaczęłam uczęszczać także do studium baletowego przy Operetce Warszawskiej. Dwa lata nieprawdopodobnych wyczynów gimnastycznych i ruchowych i historia tańca na dokładkę. Na szczęście okazało się, że mam poważną wadę kręgosłupa, co uratowało mnie od emerytury marnej tancerki, w wieku 35 lat.
Zdałam jednocześnie, niespodziewanie dla samej siebie, do warszawskiego Liceum Plastycznego w Łazienkach, chyba najbardziej elitarnej wtedy szkoły, ze statusem szkoły eksperymentalnej a tam zrozumiałam co to wolność, awangarda, oryginalność, osobowość, przesada, także sztuka, wszystko to zrozumiałam w pewnym, dość wąskim, sensie. Aha, i najważniejsze, pojęłam też, że sztuki nie trzeba rozumieć, że sztuka jest sztuką a nie czymś do zrozumienia. I że sztuka to nie są farmazony – jak uważał mój ojciec. Byłam bardzo młoda.

Moje liceum było totalnie apolityczne a w gruncie rzeczy antysocjalistyczne. Nigdy nie było tam żadnych akademii ku czci i pielęgnowano wolno-duchostwo. Kiedyś nauczyciel chemii zwolnił mnie ze swoich zajęć bo powiedziałam mu że muszę iść do kina na „Szalonego Piotrusia”, że zaraz zaczyna się ostatni seans w Warszawie. Odpowiedział – nie ma takiej lekcji chemii, która dałaby ci to co film Godarda. Po roku 1968 naszego dyrektora i założyciela szkoły Antoniego Mączaka i wice dyrektora Włodzimierza Tiunina usunięto i zaczęto prostować kręgosłup tego liceum. Ale ja już wtedy zaczynałam wiedzieć kim jestem i o co chodzi. Zaczęłam rozumieć, gdzie żyję. Pobyt, nauka w tym wspaniałym liceum, jak się okazało dała mi podstawy wszystkiego. Miałam tylko problem z twórczością. Koledzy malowali abstrakcyjnie z łatwością, o moich obrazach, rzeźbach, kompozycjach nauczyciele mówili że są ” zbyt teatralne”. Przeczytałam pierwszego Gombrowicza, Sołżenicyna, Herlinga -Grudzińskiego wydanych w Kulturze Paryskiej. Potem Bukowskiego i „Lolitę” Nabokowa i natychmiast „płomienie twórczości”, szeroko pojętej twórczości, mnie wchłonęły. Płonęłam. Malarstwo, rzeźba, pisałam, komponowałam, tańczyłam, przystąpiłam na moment do hipisów, którzy kazali mi kraść w Supersamie na Placu Unii. Nie umiałam i ochłonęłam.
Zakochałam się dwa razy z rzędu, bez żadnej przerwy, drugi raz, wydawało się, bardzo poważnie. Znów głodowałam. Nota bene, na marginesie czy w nawiasie, kilka lat później, rozwodząc się schudłam 10 kg i już mnie prawie nie było, można to widzieć na filmie „Dyrygent”. Zawsze miłość przypłacałam głodem. Potem zakochałam się naprawdę na 30 lat i utyłam.

Niespodziewanie dla siebie i zrządzeniem przypadku poszłam na egzamin wstępny zamiast do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie do Wyższej Szkoły Teatralnej na wydział aktorski, trzy ulice dalej …dostałam się i nie bardzo rozumiałam co to znaczy. Wiódł mnie jakiś instynkt, przeczucie. Po miesiącu wiedziałam, że to moje miejsce. Rozstałam się z narzeczonym, bo mi ta aktualna miłość przeszkadzała w nowo poznanej namiętności – aktorstwie i teatrze. Rodzicom powiedziałam, że jestem na polonistyce i udawało mi się tak kłamać rok.

Po pierwszym roku dostałam indywidualny tok studiów, umierający wtedy prof. Jan Kreczmar, mój wykładowca, taką decyzję przysłał już ze szpitala. Zdziwiłam się. Jednocześnie w praktyce nie miało to żadnych konsekwencji. Choć jak rozumiałam wtedy, sugerował, aby inni wykładowcy, pozwolili mi robić co chcę. Byłam pracowita i pazerna, jak to nazywała prof. Rena Tomaszewska, która nigdy mnie uczyła, ale poczułam się na wszelki wypadek obrażona. Nie mniej, studia teatralne przeszłam jak we śnie. Upojnym.

Wielu wykładowców robiło na mnie piorunujące wrażenie. Zajęcia z Tadeuszem Łomnickim. 45 minutowe wstawanie z podłogi w sztuce Herberta „Lalek”- tortura i szkoła skromności i wytrwałości, piosenka z prof. Bardinim i jego ” brutalne” prawdy – zrozum kim jesteś i polub to, nie udawaj nikogo innego. zobacz jak załamała się kariera Kaliny Jędrusik kiedy schudła i mąż jej wmówił że jest polską Marylin Monroe. Prof. Janina Romanówna i Jej wszechogarniająca, dominująca kobiecość i wdzięk. Obserwowanie Jej zostawiło przeczucie, czym może być kobieta, jak wspaniałym i ulotnym stworzeniem” niewinnym „zjawiskiem”. Zachwycającym, niekonsekwentnym i kapryśnym. W socjalizmie już nie było takich kobiet. Znałam same zaradne, silne, wytrzymałe i dzielne. Traktorzystki. Nieobliczalne, tak, jak te z Liceum Plastycznego.

Zakochałam się w Andrzeju Sewerynie, był wykładowcą. Asystentem Tadeusza Łomnickiego.
Pod koniec trzeciego roku zaszłam w ciążę, bo uznałam, że czwarty rok w Szkole Teatralnej jest niepotrzebny a przede wszystkim, żeby uniknąć wyjazdu do wtedy Leningradu, dziś Petersburga, gdzie mnie zaproszono żebym tam skończyła studia i dostała ich dyplom, bo u mnie wielkij talent ale techniki niet. Miało to być wyróżnienie, mnie się to wydawało zesłaniem, do dziś tak uważam. Na samą myśl czułam zapachach siusiek w bramach i zjełczałego oleju oraz zapowiedz tępego naśladowania jakichś dziwnych metod. Nie chciałam tam jechać, ale odmowa byłaby niewygodna politycznie dla szkoły, uratować więc szkołę, rektora Łomnickiego, dziekana Łapickiego i mnie, mogła tylko ciąża.

We wrzeniu 1974 roku, po 3 roku studiów, wyszłam za mąż za Andrzeja Seweryna, zaangażowałam gosposię i wyprowadziłam się od rodziców. Zamieszkałam na Palcu Zbawiciela i zadebiutowałam w 5 miesiącu ciąży w spektaklu „Trzy siostry” Czechowa w reżyserii mojego ukochanego profesora Aleksandra Bardiniego. Profesor był moim mentorem, od zawsze i na zawsze. Uważał, poza tym tym mentorstwem, co nie bardzo rozumiałam, że będą ze mnie ludzie, ale że głównie nadaję się na kochankę a nie na żonę i dziwił się mojej ciąży i mojemu małżeństwu. Dlatego też, jak mi powiedział, dostałam w ” Trzech siostrach” rolę Maszy- wiecznej czechowowskiej kochanki.

W dniu emisji tego spektaklu, zadzwonili do mnie chyba wszyscy ówcześni dyrektorzy warszawskich teatrów z propozycją angażu, ale ja byłam w ciąży, zginął mi właśnie kot, płakałam i nie rozumiałam co się dzieje. W rezultacie weszłam do zespołu Teatru Ateneum, gdzie też pracował mój ówczesny mąż. Nie było to najlepsze posunięcie, lubił mnie i cenił dyrektor Warmiński, ale nie lubiła jego żona i pierwsza aktorka teatru, Aleksandra Śląska. Prawie nie „skosztowałam” dużego repertuaru, wyciągnął mnie stamtąd po 11 latach, dyrektor Zygmunt Huebner do Teatru Powszechnego, gdzie grałam już wcześniej gościnnie, dając mi jako pierwszą rolę, Medeę, za którą dostałam wszelkie możliwe nagrody w świecie teatru. Mimo wszystko, niezależnie od tego co się działo dookoła, z publicznością byłam zawsze szczęśliwa i w jednym i drugim teatrze.

Ale znów wybiegam na przód. Tak więc Masza w Teatrze Telewizji, potem marzec 1975, poród, córka Marysia i bujanie się na fotelu z dzieckiem u piersi i przekonaniem, że to koniec kariery, rok w domu bez żadnych propozycji. I potem, nagle, w ciągu pięciu miesięcy – Aniela w „Ślubach panieńskich” w Teatrze Ateneum, Dorian Grey w „Portrecie Doriana Greya” w Teatrze Małym „ Agnieszka w „Człowieku z marmuru” Wajdy i spotkanie z Markiem Grechutą i „ Guma do żucia” na Festiwalu w Opolu z powodu której, poznała mnie cała Polska, bo telewizja powtarzała to śpiewanie co 15 minut, miesiącami. Tę popularność dzięki telewizji zawdzięczam panu dyr Mariuszowi Walterowi, który był wilbicielem mojego opolskiego pojawienia się.

Tak więc ” Człowiek z marmuru” i wszystko co nastąpiło potem. Przez te pierwsze lata, grałam głównie w filmie, plan filmowy był moim domem. Grałam, grałam i grałam. Między innymi filmami, zrobiłam 4 filmy z Andrzejem Wajdą i one ustaliły moją pozycję w świecie filmu, także za granicą. Razem z rolami zagranymi u Wajdy, weszłam do encyklopedii filmowych jako aktorka – fetysz Andrzeja Wajdy a Jean- Luc Godard napisał o mnie duży esej, o mojej roli w ” Człowieku z marmuru” w Cahiers du Cinema. O moich krytycznych oczach i wolności osobistej, o ile pamiętam. Zaczęły przychodzić propozycje ról z zagranicy. W między czasie grałam też cały czas w teatrze, także we Włoszech. W rezultacie w tych latach zrobiłam w sumie 10 ról filmowych za granicą, a za rolę w Filmie „Laputa” w reż.Helmy Sanders- Brams zdobyłam kilka nagród.

W Polsce też robiłam film za filmem, czasem cztery filmy rocznie i stałam się główną aktorką tzw. Kina Moralnego Niepokoju. Film „Przesłuchanie” leżał od 10 lat na półkach, ale oglądali go ludzie potajemnie, jakieś tajne kopie w podziemiach kościołów itp.. Po zmianie ustroju, za rolę w filmie „Przesłuchanie” dostałam na festiwalu w Cannes Złotą Palmę. Ale wcześniej i później było wiele nagród, między innymi Srebrna Muszla w San Sebastian.

W między czasie, rozstałam się podczas kręcenia filmu ” Dyrygent” z moim mężem Andrzejem Sewerynem, przysięgłam sobie, że nigdy już nie wyjdę za mąż i związałam się na kocią łapę czyli nieformalnie z Edwardem Kłosińskim, wybitnym operatorem filmowym, z którym wzięłam ślub kilka lat później, tylko dlatego, że nie chcieli nas zameldować razem w naszym wspólnym nowo kupionym domu. Nasz związek trwał 30 lat i mogę powiedzieć dziś, że był to mężczyzna mojego życia.

Stan wojenny spędziłam z mężem i Marysią we Francji i w Niemczech robiąc kolejno dwa filmy. Po powrocie pracowałam dalej, między innymi nad serialem o Helenie Modrzejewskiej. Zaczęłam reżyserować. Całkowicie zmieniło się i przewartościowało moje życie, bo po wieloletnich staraniach urodziłam dwóch synów w półtorarocznym odstępie czasu i na trzy lata praktycznie odeszłam z zawodu, zajęłam się dziećmi i ich wychowywaniem. Wszystkie propozycje po Złotej Palmie, przepadły. Nie żałowałam.

Podczas ciąży zaczęłam pisać felietony i piszę je nieprzerwanie od ponad trzydziestu lat. Złożyły się ona kolejno na kilka książek, do dziś wznawianych.

Zadebiutowałam w końcu jako reżyser teatralny, filmowy, telewizyjny, na koniec, operowy i dziś reżyseruję prawie nieustannie, mam na koncie ponad 30 reżyserii teatralnych, 15 wyreżyserowanych spektakli dla Teatru TV, jeden film fabularny i dwie opery. Ale przede wszystkim jestem aktorką. Zagrałam w sumie około 180 ról. Nie liczę.

W roku 2000 zbudowałam stronę internetową i nieprzerwanie pisałam tam dziennik i odpowiadałam na listy internautów. Dopóki nie zmieniły się władze, rząd i ludzie stali się wilkami, a ja dostałam bolesną lekcje ludzkiej nietolerancji. Ta strona to jednak najpełniejsze archiwum mojej działalności. Otwartości, potrzeby kontaktu z ludźmi, widzami, Polakami. Potem po nadejściu PISu moja niechęć do tej formacji ideowo myślowej, można powiedzieć moja żywiołowa niechęć i niezgoda na ich sposób myślenia, działania, traktowania Polski, ludzi, kultury, wszystkiego na czele z kobietami, zaowocowała wzajemna nienawiścią. Ja za odebranie nam sensu i wypaczenie pojęć podstawowych, takich jak patriotyzm, prawda, kłamstwo, sprawiedliwość, prawość, humanizm. Za odebranie nam na nowo wolności, oni za to że to ja. Po raz drugi w życiu dostałam zakaz pojawiania się i pracy w telewizji publicznej, a jeśli, to tylko w negatywnych kłamliwych kontekstach, z wiecznym szczuciem na mnie. Zakaz po raz drugi, bo pierwszy raz „byłam zakazywana” przez władzę komunistyczną.

I znowu wybiegłam do przodu, z nienawiści do prawicowych zamordystów. W roku 2004 założyliśmy z mężem Edwardem Kłosińskim i córką Marią Seweryn fundację, o nazwie – Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury, a w roku 2005 otworzyliśmy pierwszy teatr fundacji, Teatr Polonia, po czym w powodu absolutnego sukcesu, w roku 2010 miał otwarcie drugi teatr fundacji, Och-Teatr na ulicy Grójeckiej. Teatry zdobyły szybko swoje miejsce i znaczenie i dziś grają nieprzerwanie na czterech scenach posiadających w sumie 800 miejsc, gramy ponad 880 spektakli rocznie. Co jest rekordem w Polsce. Latem gramy także na ulicy, w tym celu skomponowany repertuar. Gramy na Placu Konstytucji i przed Och -Teatrem na ulicy Grójeckiej. Na te spektakle przychodzą tłumy ludzi, a cały projekt powstał po moich doświadczeniach grania na wolnym powietrzu we Włoszech. Fundacja trwa 17 lat, mamy w dorobku ponad 200 premier i od kilku lat, od kiedy u władzy jest PiS, państwo nam nie pomaga a przeszkadza i utrudnia działalność. Na pohybel tej władzy trwamy i oby jeszcze długo.

Mam prawie 70 lat. Poważny dorobek, dużą liczbę nagród, odznaczeń i medali i bardzo je sobie cenię, szczególnie tytuły przyznane przez publiczność, najwybitniejszej aktorki XX wieku i Człowieka 25-lecia Wolności RP. Aktorki 100 – lecia kinematografii Polskiej itd. itp. Odznaczono mnie także Medalem Karola Wielkiego, za wkład „bagatela” w zjednoczenie Europy w kategorii Media.

W roku 2008 umarł mój mąż Edward Kłosiński i rok po Jego śmierci, udało nam się nakręcić z Andrzejem Wajdą film „Tatarak”, w pewnym sensie zachowujący pamięć o moim mężu na zawsze. To, tę rolę, ten film uważam za swoje największe osiągnięcie, zawodowe także. Od momentu śmierci męża, mieszkałam z mamą aż do Jej śmierci w styczniu roku 2020. Andrzej Wajda umarł w październiku w roku 2016 i ostatnie lata najważniejszymi wydarzeniami w moim życiu są odejścia bliskich i znajomych. Mój świat z tymi pożegnaniami gaśnie i odchodzi, choć ja jestem wydawałoby się, w pełni sił, zdrowotnych, umysłowych i twórczych, następuje – powolne ciemnienie malowidła – że przytoczę i sparafrazuję tytuł jednego ze spektakli nieodżałowanego Jerzego Grzegorzewskiego.

W roku 2018 w Teatrze Polonia powstał spektakl według książki Sabiny Baral „Zapiski z wygnania” w reżyserii Magdy Umer, za którą to rolę dostałam wiele nagród, uważam tę rolę za jedną z najważniejszych w moim życiu a spektakl gramy do dziś. W 2018 także, nakręciłam we Włoszech film „ Słodki koniec dnia” w reżyserii Jacka Borcucha i za tę rolę dostałam jedną z najważniejszych ról w mojej karierze na prestiżowym festiwalu w Sudance.

Gram nieustannie, ponad 200 razy w roku, nie zamierzam szybko kończyć, kiedy nie gram – nie wiem po co istnieję.

W grudniu 2022 kończę 70 lat. Jestem prezesem mojej fundacji, czynnym reżyserem i aktorką. W tej chwili mam 6 ról w eksploatowanym repertuarze teatralnym i planuję w najbliższych sezonach nowe role. Reżyseruję 2, 3 rzeczy w roku, także spektakle operowe. Mieszkam w Milanówku, moje dorosłe dzieci żyją swoim życiem. W naszym domu znajduje przytulenie stale około 5,6 zwierząt, które trafiają do nas w różny sposób, zwykle po ich nieszczęśliwych przypadkach. To rozbitkowie, chorzy i bezdomni, którzy od momentu, kiedy tu trafiają zaczają rządzić światem i mną. Panicznie boję się śmierci, bo widziałam wielokrotnie jak łatwo i bez powodu się umiera i dlatego boję się każdego nadchodzącego dnia. Uważam, że moje życie jest udane i szczęśliwe. Lubię je.

Nie mam do nikogo żalu ani pretensji. Lubię się dzielić z innymi. Nie mam poczucia, że w stosunku do kogoś mam zobowiązania lub długi wdzięczności. Mam ich tysiące, codziennych. Gdyby ktoś uważał inaczej, proszę, żeby się zgłosił. Staram się nie mówić o nikim źle, nie oceniać pochopnie, ale mam duży temperament i jasne poglądy. Nie chciałabym nikogo urazić, dotknąć niesprawiedliwie, choć uważam, że wielu się to należy. Ale nie znoszę konfliktów. Lubię ludzi, życie, bez sztuki go sobie nie wyobrażam. Uważam, że dzięki sztuce nawet przez małe „s” moje życie jest ciekawe i nie „na marne”, mam wrażenie, że w tym co robię jest cień posłannictwa i to ma dla mnie wielkie znaczenie.

Od początku mojej kariery, co 10 lat, Grzegorz Skurski, dokumentalista kręcił o mnie kolejny film dokumentalny pt. „Aktorka”. Istnieją takie filmy, trzy, ostatni z roku 2004, kiedy powstawał Fundacja Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury i remontowaliśmy dawne historyczne kino Polonia adaptując je na teatr, kiedy powstawał Teatr Polonia.
Ukłony dla Państwa.

22
Czerwiec
2022
07:29

Pauliny i Flawiusza - wszystkiego dobrego

Wczoraj niespodzianka. Bardzo dziękuję. To podziękowanie jest dla mnie bardzo ważne. Od lat jeżdżę z serduszkiem ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY. Wielki szacunek i podziw.

Dziś i jutro ALEJA ZASŁUŻONYCH
W piątek premiera LISA WITALISA na Placu Konstytucji i ZAPISKI Z WYGNANIA.

Dobrego dnia.

18
Czerwiec
2022
07:18

Marka i Elżbiety - wszystkiego dobrego

Wszyscy ludzie, nawet ci gruboskórni, powierzchowni czy nawet prymitywni i chamscy, są wrażliwi na własny temat. Różnie reagują w odwecie ale ich to dotyka i boli kiedy zostają zbyt brutalnie, niedelikatnie, bez uwagi na ich godność obrażeni. Wczoraj byłam świadkiem zadanej bezmyślnie krzywdy. Nie mogłam o tym zapomnieć. Zawstydziłam się i pomyślałam o sobie, czy ja dotknęłam kogoś w ten sposób? Z powodu nieuwagi, pośpiechu czy złego nastroju? Chciałabym przeprosić jeśli tak. Wybaczcie mi.

17
Czerwiec
2022
09:45

Laury i Adolfa - wszystkiego dobrego

– To obicie w kolorze malwy na meblach w jadalni jest nieco męczące. Tak krzykliwe, jakby wiecznie ktoś podnosił głos. Moja droga, rozejrzyj się, proszę, poszukaj na jesień jakiegoś innego obicia. Sandor Marai

Czy nie można by się rozejrzeć za mniej krzykliwym obiciem?

Wczoraj w Boże Ciało jak co roku od 15 lat, spotkanie w naszym ogrodzie. Było świetnie ale bardzo się zmieniliśmy, lata – to też, jesteśmy starsi, ale to nie powód podstawowy. Smutnie a raczej mniej radośnie. Horyzont zaciemniony.
Dziś jadę do Lublina świętować koncertem jubileusz lubelskiego Teatru Starego.
Od poniedziałku gram w Warszawie do piątku, kończę ZAPISKAMI Z WYGNANIA i od soboty mam urlop do 16 lipca.
Do zobaczenia …

15
Czerwiec
2022
07:03

Wita i Jolanty - wszystkiego dobrego

Wczoraj podczas Gali wręczenia nagród ZAIKS zostałam uhonorowana zaszczytnym honorowym członkostwem.
Bardzo dziękuję.

ZAIKS. Krystyna Janda . Honorowe członkostwo.
Obdarzona niezwykłą charyzmą, jedna z najpopularniejszych polskich aktorek filmowych i teatralnych. Studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie.

Zadebiutowała już w czasie studiów rolą Maszy Kułyginy w dramacie Trzy siostry Antoniego Czechowa w reżyserii Aleksandra Bardiniego w Teatrze Telewizji w 1974. Po emisji rozdzwoniły się telefony z propozycją angażu.

W rezultacie Janda weszła do zespołu Teatru Ateneum. Grała w teatrze, ale równolegle rozwijała się jej kariera filmowa. W 1976 roku, zagrała w Człowieku z marmuru Andrzeja Wajdy. Doskonałą kreację stworzyła też m.in. w Przesłuchaniu Ryszarda Bugajskiego (1982). Od lat nie zwalnia tempa – filmografia obejmująca kilkadziesiąt tytułów, spektakle teatralne, w których podejmuje się ról nader ryzykownych, jak na przykład „najgorszej śpiewaczki świata” Florence Foster Jenkins, postaci Marii Callas czy też stojącej w tle męża, a jednak lubianej Danuty Wałęsowej.

Krystyna Janda ma w swoim dorobku artystycznym również publikacje książkowe. W tym roku ukazał się czwarty tom pełnego wydania jej dzienników. „Dziennik z lat 2007–2010 to nie tylko piękny dowód potęgi miłości, ale też siły, jaką musi wykazać się żona – nie tylko Krystyna Janda, ale każda kobieta, która przez wiele lat tworzyła partnerski, wspierający się związek”.

Jest artystką i kreatorką kultury. Od lat z powodzeniem prowadzi dwa teatry – Polonia i Och-Teatr.

Za wybitne zasługi dla kultury narodowej otrzymała Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

11
Czerwiec
2022
09:43

Barnaby i Feliksa - wszystkiego dobrego

Właśnie uśpiliśmy z panem doktorem Bellę
Od wczoraj się już nie ruszała , miała bezwładne tylnie nogi , wysoką temperaturę , wodobrzusze itd, a po porannym kolejnym badaniu krwi okazało się że to raczej już stan agonalny. Umarła spokojnie. Jeszxe sobie coś tam na leżąco dobrego zjadła i usnęła.
Mineło równo 16 lat od dnia kiedy jako szczeniak przyszła do nas z przytułku gdzie się urodziła. Trudny dzień i smutne po tylu latach pożegnanie.
Całuję Was. Smutno.
Dziś wernisaż wystawy pani Barbary Falender w Milanówku i wieczorem koncert Natalii Sikory JEANIS w Teatrze Polonia.
Jutro do Wrocławia i tam 2x LILI.

09
Czerwiec
2022
04:29

Teatr Polonia, fasada w promieniach słońca po porannym deszczu. Dziennik 27.06.2020

zobacz więcej zdjęć (5)

Pelagii i Felicjana - wszystkiego dobrego

Moi Państwo wczoraj była 18 rocznica założenia Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury. Pamiętam ten dzień, mój mąż Edward Kłosiński , moja córka już wtedy aktorka Marysia Seweryn i ja o 11:00 rano u notariusza z lękiem o przyszłość w oczach. Wcześniej w styczniu sprzedaliśmy warszawski dom i kupiliśmy Kino Polonia. Starczyło na pierwszą ratę, potem weksle spłacaliśmy 5 lat. Postawiliśmy dorobek życia także artystyczny, „markę”
jakby to dziś nazwano, na jednej szali, co będzie na drugiej , nie wiedzieliśmy. To były trudne chwile. Minęło 18 lat. Dziękuję pracownikom fundacji, wszystkim artystom naszym przyjaciołom, wielu wielu ludxiom przychylnym, ludzom dobrej woli ale przede wszystkim Wam Widzom, dziękuję najserdeczniej. Oby trwało. Kj
PS uważam że minister powinien wysłać kwiaty i gratulacje.
PS2 Jak obliczono w Fundacji ponad 3,5 miliona widzów 170 premier w obu teatrach.

Dziś BIAŁA BLUZKA, za chwilę premiera LISA WITALISA na Placu Konstytucji itd itd itd itd itd itd
Mam nadzieję…
Dobrego dnia

04
Czerwiec
2022
14:00

Przesłuchanie. Dziennik, 13 grudnia 2019

zobacz zdjęcie

Karola i Franciszka - wszystkiego dobrego

Niespodzianka dla mnie
Dziękuję

27
Maj
2022
05:55

Jana i Juliusza - wszystkiego dobrego

Wczoraj Dzień Matki. Zadzwoniły wszystkie dzieci, cała trójka z serdecznością i ciepłem a od najmłodszego życzenia : Wszystkiego najlepszego z okazji dnia mamy! Dziękuję ze znalazłaś czas i mnie urodziłaś! – no super! Poczucie humoru Jędrusia, typowe.

A ja tęsknię za moją mamą jak potępieniec. Noszę mamy rzeczy, chustki, broszki, nawet torbę na zakupy przytulam. Dzwonimy do siebie z siostrą – mama, ach mama.

Wczoraj ALEJA ZASŁUŻONYCH dziś ZAPISKI Z WYGNANIA. Przygotowujemy się do 1 czerwca Dnia Dziecka, dwa spektakle na Placu Konstytucji i czytanie bajek po polsku i ukraińsku.

Wczoraj moja córka miała premierę, jako reżyserka, podobno bardzo udaną, niestety, ja jak zwykle „ w pracy” no nic, zobaczę jesienią.

Wyszła nowa linia kremów – Krystyna Janda My Clinic sprzedawana w sieci Hebe. Bardzo dobre. Właśnie otworzyłam pierwsze słoiczki i zaczęłam stosować. Miłe.

Dni mijają za dniami, szaro, zimno, codziennie doniesienia z Ukrainy, straszne, smutno i nic nie cieszy.
To co się dzieje jest nie do pojęcia! I tu w Polsce i w Ukrainie! Nie do pojęcia. I nie chce się to zmienić, skończyć, uzasadnić, jakkolwiek. I to nie zły sen to koszmar w realu.
Serdeczności współziomkowie.

25
Maj
2022
23:30

Urbana i Grzegorza - wszystkiego dobrego

Dawno mnie tu nie było ale się działo dużo i smutno i burzliwie i ostatecznie. Pogrzeby, rozstania, straty, poczucie ostatecznego przemijania i bezsilność.
Jerzy Trela, Ignacy Gogolewski. Dwie śmierci, dwa pogrzeby a do tego wiadomości o chorobach innych przyjaciół i znajomych.
Zdrowia życzę.

Mistrzu i Przyjacielu, dostąpiłam zaszczytu powiedzenia kilku słów pożegnania na Twoim pogrzebie. o kilka słów, wielki to honor i to bardzo trudne. Dorobek artystyczny Ignacego Gogolewskiego , będzie tu przytaczany, wymieniany wielokrotnie, nigdy dość ale ja pominę oczywistości. Oprócz szacunku jaki zawsze miałam , wszyscy mieliśmy w fundacji, w naszych teatrach do Ignacego, oprócz wielkiej wdzięczności za Jego przyjaźń i dawanie nam nieustannie przykładu lojalności, etyki, miłości do sceny, pracy i ludzi, oprócz obserwowania, przez ostatnie lata Jego zmagań  z niedoskonałym w Jego ocenie, coraz częściej i nieposłusznym ciałem, nogami, głosem, oprócz podziwiana Go każdego wieczoru na scenie i świadomości, że oto stoi przy nas jeden z największych w historii, jest jeszcze coś co chciałabym podkreślić.
Na początku działalności Teatru Polonia, kiedy szykowałam się do kolejnej pracy, reżyserskiej zadzwoniłam z duszą na ramieniu- panie Ignacy czy przyjął by pan role Ciaputkiewicza w „ Grubych rybach”? odpowiedział  bez namysłu – z radością  pani Krystyno i będzie to dla mnie zaszczyt. Nie mogłam uwierzyć szczęściu.
Ignacy od premiery „ Grubych ryb”  od czerwca 2008 roku, był z nami już zawsze, nieustannie. Grał, robił kolejne kongenialne role w  „32 Omdleniach” , ale był z nami także na co dzień, na wszystkich premierach, próbach generalnych, uroczystościach, jubileuszach, śledzikach, jajeczkach, urodzinach imieninach i zawsze kiedy cieszyliśmy się jakimś sukcesem lub rocznicą, ale był także w szarych, trudnych dniach, z poradą, zastanowieniem, ratunkiem w chwilach trudnych, stał przy nas murem ofiarowując swoje doświadczenie, autorytet , wielkość. Nigdy też nie zapomnimy dnia , kiedy, narażając  się na poważne konsekwencje zdrowotne, wyszedł na własne żądanie ze szpitala aby zagrać zaplanowane u nas spektakle.
Kiedyś siedziałam jak zwykle w kulisie czekając na swoje wejście  i po raz setny bodaj widziałam jak przechodzi przez scenę w „ Niedźwiedziu” Czechowa, patrzyłam jak zwykle z zachwytem i jak zwykle myślałam , ile można zagrać w jednym przejściu! To nieprawdopodobne!  Pomyślałam wtedy – jest to najgenialniejsze przejście przez scenę w historii Polskiego Teatru. Tysiące spraw, wahań, ledwie że nie myśli, charakter i ocean spraw uczuć, urażona godność i rodząca się duma, decyzja poradzenia sobie ze wszystkim … w jednym przejściu!!! Przejściu o lasce, zaczarowanym w ręku Ignacego rekwizycie.
Pewnego dnia siedzieliśmy w naszym teatralnym bufecie, patrzyłam na Ignacego i stanęły mi przed oczami Jego wielkie role, razem z ukochaną w telewizyjnych „Braciach Karamazow” kiedy to się w Nim zakochałam i w Jego głosie, i nagle  z głupia frant bardzo nietaktownie zapytałam- Ignacy ! Jaki ty byłeś piękny!  Nie żałujesz ?! Zaczął się śmiać i powiedział – urody? Czy żałuję urody? Nie! Żałuję wielu rzeczy w życiu, wiele rzeczy zrobiłbym inaczej, postąpił inaczej, żałuję kilku ról … ale nie urody! A romantyzm nie opusza mnie do dziś.
Tak szczerze i radośnie się z nami śmiał. …
Ignacy zrobiłeś w życiu tak wiele, dałeś  ludziom, Widzom, tak wiele. Odpoczywaj w pełni zasłużonym spokoju.  

15
Maj
2022
07:02

Zofii i Jana - wszystkiego dobrego

Wróciłam z Sopotu, gdzie pojechałam odetchnąć, po premierze MĘŻA I ŻONY. Recenzje różne, publiczność zachwycona, w każdym razie ja zrobiłam co zaplanowałam a reszta…
Pierwszy set popremierowy, przy pełnych salach przy stojących gorących brawach, ale też aktorzy wspaniali i grają po prostu brawurowo.
W teatrze próby LISA WITALISA, do wakacyjnej premiery w ramach naszego teatru ulicznego, dzieci dostaną nową „ zabawkę” i uciechę mam nadzieję.
Dziś powrót do LILI w Och- Teatrze, gramy dziś o 17:00i jutro o 19:30 , BOSKA! zaplanowana na początek przyszłego tygodnia, niestety odwołana, z powodu choroby aktora, zagram w to miejsce dodatkową SHIRLEY. No trudno, tak się zdarza niestety. Przepraszamy publiczność. Potem gram we wtorek 17.05 ZAPISKI Z WYGNANIA ( w tym jeden spektakl o 12:00 dla szkół) i ALEJĘ ZASŁUŻONYCH w kolejnym tygodniu. Jeszcze chwila i wyjeżdżam na urlop.
W Sopocie wystawy, spacery i spokój, drogo jak cholera, w soboty trzeba uciekać bo od piątku jest to miejscowość imprezowa dla przyjezdnych, całe noce zabawa.
Czytam nową książkę pana Myśliwskiego, zaraz nowa pani Tokarczuk, filmów do oglądania co niemiara, nie nadążam za aktualnościami kulturalnymi ale też i u mnie samej „powolne znikanie malowideł” cztery kroki do tyłu ze wszystkim, tylko aktualności polityczne i społeczne na bieżąco i w udręczeniu. Życie urządziło nam rollercoaster i nie skończy się to szybko. Trzeba mieć siłę i nerwy ze stali, ja stosuję sama sobie sztuczne oddychanie i zasłaniam się parawanami grając.
Wysiadam też z aplikacjami, na wszystko aplikacje, prąd, gaz, telefon, kuchenka w kuchni, lodówka , telewizja, platformy filmowe, nic nie można zainstalować i zrozumieć, nawet klinika weterynaryjna, dobrze że mam tyle dzieci a raczej dorosłych młodych dookoła z biegłością w tych sprawach. Parkuję, płacę, naprawiam, kupuję, żyję na aplikacjach. Koszmar.
Dobrego dnia idę na próbę wznowieniową spektaklu , na który ludzie kupili bilety przez aplikację, na szczęście kasy w teatrach działają, są mili państwo w kasach, mogą opowiedzieć o spektaklach, uśmiechnąć się i sprzedać bilet w realu.
Dobrego dnia, spokojnego, pełnego nadziei, choć o to teraz najtrudniej
💛❤️Zapraszam na moje spektakle majowe:
💛15.05 LILI – Och- Teatr, godz 19:30
💛16.05 LILI Och-Teatr, godz 19:30
❤️17.05 ZAPISKI Z WYGNANIA, Teatr Polonia, godz 12:00
❤️17.05 ZAPISKI Z WYGNANIA, Teatr Polonia, godz 19:30
❤️24.05 SHIRLEY VALENTINE, Teatr Polonia godz 19:00
❤️25.05 ALEJA ZASŁUŻONYCH, Teatr Polonia, godz 19:30
❤️26.05 ALEJA ZASŁUŻONYCH, Teatr Polonia, godz 19:30
❤️27.05 ZAPISKI Z WYGNANIA, Teatr Polonia, godz 19:30
❤️30.05 SHIRLEY VALENTINE, Teatr Polonia, godz 19:00
Bilety: www.teatrpolonia.pl www.ochteatr.com.pl

11
Maj
2022
07:03

Franciszka i Jakuba - wszystkiego dobrego

Wczoraj premiera spektaklu, setna rola teatralna i 50- lecie pracy artystycznej Joanny Żółkowskiej. Uwielbiam Joasię, spędziłyśmy na scenie wspólnie wiele wieczorów. Jej sposób patrzenia na wszystko, poczucie humoru, charakterystyczność a przede wszystkim inteligencja czynią z niej j osobę i artystkę wyjątkową pod każdym względem. Wczoraj sala ursynowskiej „Alternatywy” była wypełniona po brzegi, długo staliśmy oklaskując i spektakl i laudację, wręczenie nagrody krytyków i skromne Joasi – nie mam nic do powiedzenia, zapraszam na tort.
Dodatkową atrakcją wieczoru była obecność autora pana Erica Emmanuella Schmitta.

04
Maj
2022
05:42

Moniki i Floriana - wszystkiego dobrego

Wczoraj dzień techniczny MĄŻ I ŻONA
Pozdrowienia

02
Maj
2022
05:52

Anatola i Zygmunta - wszystkiego dobrego

Lublin. Kochany Lublin. Cztery dni, cztery spektakle. Teatr Stary. Dwa razy BIAŁA BLUZKA i dwa razy ALEJA ZASŁUŻONYCH ( był na widowni ks. Prof. Alfred Wierzbicki). Teatr Stary w Lublinie ma specjalne miejsce w naszych teatralnych sercach.) a jeździmy tam, jak do domu. Publiczność tamtejsza to rodzina. W międzyczasie się i wystawa Tamara Łępicka. Zamieszczam trochę przypadkowych zdjęć
Dziś próba, w nocy instalują dekoracje, jutro dzień prawdy o dekoracjach, kostiumach, światła itd. Wieczorem pierwsza generalna. We czwartek media i pierwsza publiczność na drugiej generalnej.

Mówią że 9 tego w Rosji mobilizacja. Boję się.

28
Kwiecień
2022
06:47

Pawła i Walerii - wszystkiego dobrego

BIAŁA BLUZKA. Dziś gramy 200 spektakl. Wypadło do na Lublin. Teatr Stary.
Poprzednią wersję BIAŁEJ BLUZKI zrobiłyśmy z Magdą Umer w lutym roku 1987, na zamówienie Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Oto jak pisze o spektaklu Agnieszka Osiecka: – Napisałam „Białą bluzkę” tuż po stanie wojennym. I nie przypuszczałam, że ktoś zrobi z tego sztukę teatralną. To było duże opowiadanie, czy może raczej mała powieść ujęta w formie listów.
Bohaterką była dziewczyna półchora psychicznie, półśmieszna, półzabawna, półtragiczna. Uwikłana w nieszczęśliwą miłość i niedole stanu wojennego. Z jednej strony szalona pijaczka, wariatka ze słońcem we włosach, a z drugiej znakomicie ułożona pedantka. Bohaterka „Białej bluzki” była mieszaniną wielu postaci. Wyposażyłam ją także w moje cechy: jakąś mieszaninę szaleństwa i pedanterii, poczucia humoru i tragizmu. Nadałam jej też cechy właściwe ludziom chorym. Wykorzystałam tu swoją wiedzę na temat pewnych obsesji i rozdwojenia jaźni itp. , itd. Osadziłam to w typowych realiach stanu wojennego.

Wyobrażałam sobie, że taki temat może bardziej nadawać się do czytania niż na scenę. I właściwie nigdy nikomu nie proponowałam adaptacji teatralnej. Pierwsza zwróciła mi uwagę na pewne walory teatralne tego tekstu moja dawna koleżanka Katarzyna Radecka, która zamierzała to przenieść na scenę, i zaproponowała, by w postać bohaterki wcieliła się młoda aktorka Teatru Studio. Ten projekt jednak upadł, ponieważ wytypowana aktorka, co nie tylko w tym zawodzie, ale i życiu dość rzadko się zdarza — okazała się osobą niezwykle skromną. Po zapoznaniu się ze scenariuszem powiedziała bowiem, że to zadanie przekracza jej możliwości i tej roli po prostu nie udźwignie. Projekt upadł.
Potem „Białą bluzkę” przeczytała Magda Umer i również oznajmiła, że chętnie by to przeniosła na scenę. Uważała, że należałoby włączyć tam kilka piosenek i od początku była przekonana, że powinna to zagrać Krystyna Janda. To, że Magda Umer chciała „Białą bluzkę” przenieść na scenę, sprawiło mi ogromną przyjemność. Miałam jednak wątpliwość, czy główną rolę powinna zagrać Krysia Janda. Moją bohaterkę widziałam przecież jako osobę przegraną, nieszczęśliwą, raczej brzydką, a Janda jest tego całkowitym zaprzeczeniem. Jest kobietą piękną, wspaniałą i zawsze zwycięską. Kobietą sukcesu w najlepszym tego słowa znaczeniu. O cudownych zębach, przepięknych nogach, wydawało mi się, że nikt z publiczności nie uwierzy, że moja bohaterka w wykonaniu Jandy jest kobietą tak głęboko nieszczęśliwą.
Moja próżność była jednak tak pogłaskana, że się oczywiście z rozkoszą zgodziłam. Potem obserwowałam, jak panie pracowały i muszę przyznać, że nikomu tego nie życzę, bo pracowały jak dwie krawcowe w furii. Moje drogie przyjaciółki wyszły od detalu i tkały to przedstawienie szczegół po szczególe. Jak taka krawcowa, którą pamiętam z lat dzieciństwa, która nie robiła rysunku, tylko wkładała materiał na człowieka i szyła na nim rękaw po rękawie, falbankę po falbance. W efekcie powstało przedstawienie, z którego jako autorka byłam bardzo zadowolona.
Ten spektakl dużo jeździł po Polsce i wiązały się z nim różne przygody. We Wrocławiu miałyśmy takie przyjęcie, że aż milicja nas pilnowała. Były dziewczyny, które jeździły za Krysią po całej Polsce i mówiły, że spektakl jest o nich.

W numerze 13 tygodnika „Tak i Nie”, z 27.03.1987r., Krzysztof Karwat, opisujac VIII PPA w artykule „Gwiazdozbior” tak oto pisal o spektaklu:

WYDARZENIE

Krystyna Janda powalila wszystkich na kolana. Niwielu wlasciwie wiedzialo , co to bedzie. Wprawdzie formula festiwalu pozostaje otwarta, to jednak przyzwyczailismy sie do tego, ze wystepy pojedynczych aktorow sprowadzaja sie do recitali autorskich, starannie przygotowanych, bo – takie odnioslem wrazenie – wzajemnie wobec siebie konkurencyjnych. To bylo wyrazne: gwiazdy uczynily wszystko, by wypasc jak najkorzystniej, zdajac sobie sprawe, ze ich wystepy beda porownywane przez wymagajaca publicznosc wroclawska. Mysle, ze wlasnie owa zrodzona sama z siebie rywalizacja nadala przegladowi taka wysoka range.
W tych „wyscigach“, jak juz powiedzialem Janda zaskoczyla wszystkich. Pokazala 1,5 –godzinny spektakl, w ktorym piosenki Agnieszki Osieckiej (znane skad inad z innych wykonan) stanowia immanentna czastke toczonego na scenie monologu. No wlasnie – czy monologu? „Biala bluzka“, opowiadanie Osieckiej swietnie zaadaptowane i wyrezyserowane przez Magde Umer, pokazuje mloda zagubiona kobiete, ktorej kolejne zwierzenia prowokowane sa przez dobywajacy sie spoza sceny glos kobiety. Zrazu niejasny jest status tej drugiej „osoby“, nieustannie przypominajacej Elzbiecie, ze trzeba pobrac w urzedzie kartki na mieso, zdobyc zaswiadczenie o ostatnim miejscu pracy, uporzadkowac zycie, w ogole wziac sie w garsc. W miare uplywu czasu rozumiemy, ze ten dialog toczy sie wewnatrz bohaterki – dziewczyny nieprzystosowanej do brutalnych praw, jakimi rzadzi sie rzeczywistosc, zalosnie przy tym glupiej, niczego nie rozumiejacej z tego , co dzieje sie wokol niej. Jest rok 1982, moze 83. Swiat bolesnie „zmienia skore“, wydarzenia spoleczne sa jendak tylko nic nie znaczacym tlem do jej , Elzbiety, dramatu zycia.
Janda szarpie emocjami widzow w sposob niesamowity. Kompromituje bohaterke, obnaza jej zniewalajacy kretynizm, by w sekunde odmienic nastroj – cala linia interpretacyjna idzie bowiem w tym kierunku, by te kobiete wybronic, uznac jej niepohamwna zadze zycia, szalencza wyobraznie i ekspansywnosc, jej wrazliwosc.
„Biala bluzka” to w rzeczywistosci wstrzasajaca opowiesc o samotnosci, ktorej nie mozna pokonac.
Nie widzialem jeszcze tak wykonanego monodramu. Mysle, ze nie bylem jedynym widzem, ktory doszedl do takiego wniosku. Stad nie milknace oklaski, ktore zwienczyly to niezwykle przedstawienie, oklaski przerodzone w niesamowity aplauz, jakiego w teatrze na co dzien nie uswiadczysz. (…)

A Krzysztof Kucharski relacjonujac na goroco wydarzenia z PPA, w „Notatkach z trzech recitali“ pisal:

(…) Monodram Jandy uwazam za wydarzenie artystyczne tego przegladu.(…) To, co zrobila Janda razem z Magda Umer (autorka scenariusza i rezyserka), Piotrem Wieczorkowskim (scenografem) i Januszem Bogackim (kompozytorem), nie waham sie nazwac k r e a c j a.(…)

Wtedy, po premierze graliśmy spektakl w całej Polsce a w Warszawie około 50 razy najpierw w Teatrze Ateneum, potem w Teatrze Komedia i na koniec w Teatrze Żydowskim. W sumie ta pierwsza inscenizacja miała dość długie życie, był prezentowana około 150 razy.

W roku 1989 spektakl został przeniesiony do telewizji, a raczej powstała wersja telewizyjna, według koncepcji i adaptacji telewizyjnej Magdy Umer i spoczywa on tam w jakichś archiwach.

Po latach w roku 2010 BIAŁA BLUZKA została postawiona na nowo, na scenie Och- Teatru, w trochę innej jeszcze adaptacji, z innymi piosenkami i ten oto spektakl święci dziś 200 prezentację.

Bardzo dziękuję Magdzie Umer, mojej przyjaciółce za to wszystko, za wieloletnią współpracę i opiekę nad spektaklem. Widzom za to, że utrzymał się i jest wciąż grany, tyle lat. Dziś jego życie dyktowane jest zasadami komercyjnymi, w teatrze bez dotacji.

Spektakl na scenie obejrzało około 140 tysięcy widzów, ale była taka prezentacja, na zaproszenie i z okazji jubileuszu Gazety Wyborczej, zagraliśmy nocą, na trawniku przed pałacykiem Królikarnią na Puławskiej, obliczano, że tej nocy spektakl zobaczyło około 5 tysięcy warszawiaków.

Dziś wieczorem 200 raz wersji z Och-Teatru. Dodaję dziś kolejne 2 godziny do około 700 godzin z nią spędzonych w życiu. Dziękuję za to szczęście. Agnieszka, Magda, Elżbieta ( Czyżewska) mam nadzieję, że jesteście ze mnie zadowolone.

W Och- Teatrze, spektakl będzie grany w czerwcu.

27
Kwiecień
2022
07:49

Zyty i Teofila - wszystkiego dobrego

https://www.storytel.com/pl/pl/books/głodówka-dla-zdrowia-i-urody-1633981?appRedirect=true

Błogosławieństwo 3 dniowej głodówki odczułam już kilkukrotnie.

Jadę do Lublina grać BIAŁĄ BLUZKĘ dziś i jutro, w piątek i sobotę ALEJĘ ZASŁUŻONYCH.

Zdjęcia zrobiłam podczas przymiarek kostiumów do spektaklu MĄŻ I ŻONA. Premiera 7 maja w Teatrze Polonia.

26
Kwiecień
2022
07:54

Marii i Marcelego - wszystkiego dobrego

Wczoraj przeczytałam cztery nowe teksty teatralne, dwa niezłe ale podjęliśmy decyzję o nieprodukowaniu nowych spektakli do końca roku, mamy za dużo wciąż atrakcyjnego i lubianego przez widzów repertuaru, brakuje nam dni w roku żeby go grać, tak więc, przed nami za chwilę jeszcze tylko premiera MĘŻA I ŻONY w Teatrze Polonia, na początku lipca premiera LISA WITALISA dla naszego „teatru ulicznego” spektaklu o który młodzi widzowie prosili od kilku lat, ta produkcja zostanie sfinansowana z datków widzów, z 1% od podatków, mamy nadzieję że pieniędzy wystarczy.
We wrześniu dawno planowany monodram pani Anny Seniuk w reżyserii syna Grzegorza Małeckiego i na Sylwestra jak Bóg da i partia pozwoli- jak się mówiło w socjaliźmie, mói spektakl urodzinowy na moje 70 lat, zobaczymy co to będzie i jak to będzie, niewiadoma także dla mnie.
Przyszły rok natomiast szykuje się bogato i interesująco, choć przyjdzie nam żegnać się z wieloma dotąd granymi tytułami.
Na razie i STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW i SŁONECZNI CHŁOPCY I OŻENEK oblężone przez widzów.
Od środy gramy w Lublinie 2x BIAŁĄ BLUZKĘ i 2x ALEJĘ ZASŁUŻONYCH i wracam żeby „ wypuścić” premierę 7 maja.
Próby do LISA WITALISA już się zaczęły. Wszystkie informacje na naszych stronach i fb. Zapraszam.
Serdecznie pozdrawiam, pracujemy , gramy, ale z powodu sytuacji ogólnej do radości daleko.
Ukłony.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.