Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego
Wywiad . Ewa Kaletą. Wysokie Obcasy.
Krystyna Janda: Przyniosła Pani kwiaty żebym była miła? ( śmiech)
Ewa Kaleta: Nie. Przyniosłam je żeby Pani pokazać, że nie chcę pani atakować. Chciałam zostać dziennikarką po obejrzeniu „Człowieka z Marmuru”. Więc…
Krystyna Janda: O matko, to jeszcze gorzej.
EK: Dlaczego?
Krystyna Janda: Dobrze, proszę pytać.
E K: Od lat przegląda się Pani w oczach ludzi, patrzą na Panią rzędy ludzi w teatrze. Niezliczona ilość widzów w kinie i telewizji. Co Pani widzi patrząc w lustro, będąc ze sobą sam na sam?
KJ: Nic. Śpieszę się. Nie mam czasu się nad tym zastanawiać.
EK: Nic?
KJ: Nic. Pracuję. Prawie nikogo już nie widuję.
EK: Dlaczego?
KJ: Trochę nie mam już na to ochoty. Mam za dużo na głowie.
EK: Ktoś Pani coś zrobił złego, że przestała Pani potrzebować ludzi?
KJ: Nie. Po prostu dużo pracuję. Mam poza tym 70 lat. Jestem zmęczona.
EK: Dlaczego Pani tak dużo pracuje w wieku 70 lat?
KJ: Bo chcę. Dlatego że praca sprawia przyjemność i nadaje sens mojemu życiu. Bo prowadzę wielkie przedsiębiorstwo, wielką fundację. Dwa teatry które grają 900 razy w roku. To jest naprawdę duża ilość ludzi, problemów i spraw. Muszę być przede wszystkim do ich dyspozycji.
EK: Żałuje Pani, że nosi tyle na barkach?
KJ: Nie. Co miałabym robić innego, ze sobą, w moim wieku? Przede wszystkim wciąż dużo gram. Na szczęcie ciągle ludzie chcą mnie oglądać. Zawsze uważałam, że praca jest ciekawsza niż zabawa.
EK: To ucieczka przed przemijającym czasem?
KJ: Nie lubię tych wszystkich teorii psychologicznych. Pierdoły. Poza tym to stwierdzenie ma zabarwienie negatywne, a tego nie lubię. Lubię pozytywy.
EK: Skoro nie zajmuje Pani głowy żadna narcystyczna myśl, o którą podejrzewa Panią wielu ludzi, to co wypełnia Pani myśli?
KJ: Myślę o tym, żeby to wszystko dokoła, to czego się podjęłam, co stworzyłam, te teatry, się udało i trwało. Jeśli coś ode mnie zależy, zależy mi, żeby było dobre. Mówię także o moim życiu
EK: Ale to uwielbienie, które Pani dostaje, które nie jest jak widzę, Pani zupełnie potrzebne. Nawet kwiaciarka pod pani teatrem mówi, że zarabia głównie na kwiatach kupowanych dla pani.
KJ: To miłe. Ale nie jestem taka zła.
EK: Proszę?
KJ: Zależy mi na uznaniu, aprobacie, jak każdej aktorce, jak każdemu człowiekowi. Pani myśli, że jestem teraz zła a ja jestem tylko zniecierpliwiona. Nie lubię tych wywiadów, zmuszania mnie do wypowiedzi na każdy temat, tylko nie na tematy zawodowe, odganiam to. Ciekawa jestem co Pani widziała u nas w teatrze, przed tym wywiadem i nie pytam z uprzejmości, wielu dziennikarzy przychodzi tu na wywiady nie znając nas, moich ról, naszego repertuaru. Niecierpliwi mnie to, bo to nie profesjonalne. Wielu ludzi na mnie napiera, chcą czegoś, poparcia, pomocy, zajęcia stanowiska na tematy ogólne. Robię to, bo uważam, że to także obowiązek osoby publicznej, ale.. Takich spraw, mam codziennie dziesiątki. Staram się stanąć na wysokości zadania, ale mnie to męczy. Jest zbyt wiele spraw w fundacji, w teatrach, ludzkich spraw, problemów dookoła, do tego gram i mam próby, staram się niepotrzebne lub mniej ważne odganiać. Dlatego jestem zniecierpliwiona, szczególnie pytaniami zbyt ogólnymi i na moje tematy prywatne, proszę mnie zrozumieć.
EK: Zawsze Pani tak żyła?
KJ: Nie, kiedyś nie było fundacji i byłam gwiazdą.
EK: Nie jest nią Pani nadal?
KJ: Nie (śmiech). Teraz służę innym, tu w teatrach, fundacji. Jestem do dyspozycji. Staram się dopilnować tego co stworzyłam i zmagam się z tym każdego dnia. Nie nie jestem już gwiazdą w popularnym znaczeniu. Moje interesy i osobiste sprawy, sukcesy, są na dalszym planie. Wykonuję poważne zadanie. Dźwigam odpowiedzialność za innych.
EK: Jak pani zniosła to przeniesienie uwagi z siebie na innych?
KJ: Podjęłam decyzję o wzięciu odpowiedzialności za „całość” 18 lat temu. Teatry i ich powodzenie, są ważniejsze niż ja aktorka, ja reżyserka. Już od dawna nie mam osobistych „marzeń” zawodowych. Zresztą jak mam na coś ochotę to to realizuję w ramach naszych teatrów, ale widzi Pani moje role z ostatnich lat? Wszystko albo „w służbie narodu” albo fundacji no i jak trzeba grać, bo inni nie mają czasu, to gram, jak trzeba zrobić za kogoś zastępstwo, to je robię. Gram, gram i gram. Dużo, bo trzeba, ale i dlatego że nie umiem inaczej żyć.
EK: Co to robi z człowiekiem, kiedy tyle gra?
KJ: Zawsze tak dużo grałam, od lat też dużo reżyseruję. Proszę nie myśleć, że jestem wyjątkiem, wielu aktorów tak pracuje.
EK: Jeszcze Pani lubi wychodzić na scenę?
KJ: Oczywiście. Kocham grać. Nie chce mi się, ale kocham. Jak już wejdę na scenę, to przez dwie godziny „płynę” i mam z tego przyjemność, zapominam o świecie.
EK: Jest Pani symbolem dla wielu pokoleń, dla jednych ..
KJ: Przepraszam, że przerywam. Ale…
EK: Nie przyjmuje Pani ode mnie komplementów, ani po tym jak weszłam, ani teraz, że Pani role, mogą być dla ludzi ikoniczne, wpływać na ich decyzje. Głęboko inspirować.
KJ: Mam nadzieję, że tak jest i myślę o tym w momencie, kiedy coś tworzę, cos powstaje, kiedy spotykam się z publicznością. Gram najlepiej jak potrafię, prowadzę teatry najlepiej jak umiem. Dla ludzi i z przyjaciółmi. Z aktorami, reżyserami, pracownikami fundacji. Niecierpliwią mnie czcze chwile. Musi to pani zrozumieć, żyję w sprawach. Boję się w życiu tylko jednego…
EK: Czego?
KJ: Boję się, że tego by mogło nie być, że musiałabym się zajmować czymś innym. Albo nie robiłabym nic, tylko miała wolne. To byłaby dla mnie prawdziwa tragedia. Mnie interesuje tylko to.
EK: Trudno mi na Panią patrzeć. Widzę Pani role. Jest Pani ideą a nie człowiekiem. Chodzącym monodramem.
KJ: Monodramem? Monodram to coś co się gra samemu, w samotności, a ja jestem otoczona tłumem ludzi. I to wszystko jest dla ludzi, wielu ludzi. Na tym polega ten zawód. Głupoty i boczne sprawy mnie niecierpliwią. Jestem sobą, od dawna nic nie udaję prywatnie, ale jestem osobą publiczną i szefową wielkiej fundacji, odpowiedzialną za wielu ludzi. Jednocześnie nie rezygnuję z własnego zdania nawet najbardziej kontrowersyjnego, na żaden temat, bo moim zdaniem, mam do tego prawo. Wszyscy wiedzą, jakie mam poglądy, bo je wyrażam. Uważam, że obecna władza szkodzi Polsce i nam wszystkim. Muszę tylko bardzo pilnować tylko tego robię, jak się zachowuję. Dziś rano, badano mnie alkomatem. Moim zdaniem czekali na mnie, tak to wyglądało. Pewnie warto byłoby niektórych skompromitować. Przed wyborami dobrze by było kilka osób złapać na czymś kompromitującym.
EK: Żałuje Pani czegoś w życiu?
KJ: Za chwilę odbędzie się premiera mojego nowego spektaklu, My way, moja droga, na moje 70 urodziny, będę między innymi mówić i o tym. To nie będzie bardzo śmieszne, smutniejsze niż moim zdaniem mogłoby być, ale takie wychodzi, napisałam to sama.
EK: Smutne, dlaczego? Pani życie to jeden wielki sukces.
KJ: niby tak, ale za często teraz myślę o śmierci. Wielu moich bliskich, przyjaciół, w moim wieku, żyje z tymi myślami. Jeszcze kilka lat aktywności, przyjemności życia i koniec. Presja czasu. To nic złego, to naturalne, ale smutne.
EK: A o czym konkretnie Pani myśli w kontekście śmierci?
KJ: Żeby zdążyć wszystko uregulować, żeby tu w Fundacji, w rodzinie, w domu, nie zostawić po sobie bałaganu. Podstawowe pytanie brzmi, ile jeszcze będę mogła grać? Podglądam kolegów, jak u nich to wygląda. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam depresji. I nigdy jej nie miałam.
EK: Chce się pani jeszcze czymś nasycić?
KJ: Tak. Codziennością. Lubię życie, pracę, obowiązki, kolejne wiosny. Umiem zmierzyć po całym długim życiu, co ile jest warte. Pani jest w innym punkcie życia. Dlatego to się może pani wydawać smutne. A to jest normalne.
EK: Nadal jest Pani tak samo piękna. Jak w Człowieku z Marmuru.
KJ: Ale co Pani opowiada! Mam problemy ze zdrowiem. Staram się nie zmęczyć nadmiernie a z drugiej strony chciałbym widzieć drugą 70latkę która wykonuje to co ja. Ale jestem jak każdy człowiek w moim wieku. Staram się sprawiać sobie przyjemności i odpoczywać, kiedy mogę. Nie chcę już wielkich wydarzeń w życiu. Chcę zrobić to co zaplanowałam. Wie Pani, że ostatnio odmówiłam dwóch zagranicznych filmów, dużych produkcji?
EK: Dlaczego?
KJ: Za dużo komplikacji, długie wyjazdy, nieobecności muszę być tutaj, no i już nie mam na to siły. Wiem jak ogromnym wysiłkiem jest zrobienie filmu. Odmawiam bez żalu. To wszystko jest bez żalu. To jak zmierzch, słabnie apetyt i rośnie świadomość chwili, można wiele rzeczy zważyć i zmierzyć realistycznie. I nie czuć tego jako rezygnacji ale wybór.
EK: Jest Pani jakoś obok tego, że jest Pani ikoną polskiego kina. Nie potrzebuje Pani słuchać takich rzeczy? Pochylać się nad tym. Snuć anegdot?
KJ: Na egzaminach w szkołach teatralnych młodzi podobno nie wiedzą kim jesteśmy, my z tamtych pokoleń. Mają nowe idee, nowych ludzi, których podziwiają, nowych Bogów. I ja nie mam żalu, jestem ze świata, który odchodzi, moim jednym obowiązkiem jest zostawić go uporządkowanym.
Jakiś czas temu siadłam w kulisach, czekałam na wejście na scenę, młoda aktorka wykrzyknęła nagle: – Pani Krystyno jak Pani dziś wygląda, jak jakaś gwiazda filmowa! Śmialiśmy się długo z Piotrkiem Machalicą. Piotra już nie ma. To jest prawdziwa rana! Rozumie to pani?
EK: Tak, rozumiem.
KJ: Proszę mi wybaczyć, nie chce mi się już mówić. Inni mówią o mnie, za dużo. I wszystko poprzekręcane. Nie prostuję, nie zaprzeczam. Mówcie sobie co chcecie.
EK: Słyszała Pani już wszystkie pytania, jakie dziennikarz mógłby zadać.
KJ: Chyba tak. Same ogóły. Albo pytania jak do filozofów – jak żyć? Ja jestem tylko aktorką.
EK: A ja nadal widzę w Pani Agnieszkę z „Człowieka z Marmuru”. I Antoninę z „Przesłuchania”.
KJ: To miłe. Ale wie pani, że to było ponad 40 lat temu? A ja cały czas pracowałam i byłam tutaj. Szkoda, że to wciąż najsilniejsze wspomnienie. Gram dużo, od jakiegoś czasu, zacierają się granice, między życiem a sceną. Ale dalej mam ochotę wypowiadać się na scenie w imieniu swoim i wielu. Grając Danutę W. grałam i siebie, i Ją, grając Sabinę w Zapiskach z wygnania grałam Ją i siebie. Gram Shirley i dziś to jakby też ja, gram z cudzysłowami w nawiasach. Ten spektakl, który teraz przygotowuję to już tylko ja. Z czasem rozumie się, że aktorstwo to po prostu umowa społeczna.
Gram postaci sceniczne, ale staję w imieniu wszystkich. To są akty społecznego zaangażowania. I takie chcę, żeby były nasze teatry. Partnerskie i aktualne. No bawimy i cieszymy też, bez przesady z tym posłannictwem. ( śmiech)
EK: Może Pani podać jakiś przykład tego aktu?
KJ: Wczoraj odbyłam długą rozmowę o tym, że powinniśmy jak najszybciej zrobić spektakl o pogotowiu ratunkowym. I zrobimy go, na wiosnę. Czuję, że to temat społeczne istotny. Kupujemy też kanadyjski tekst o szczepionkach. No i nie zgadzam się na spektakle, których ludzie nie rozumieją, zbyt artystowskie, na to jest miejsce gdzie indziej.
EK: Bywają takie zarzuty wobec Pani. Zarzuty o mieszczaństwo.
KJ: Naprawdę? Nie słyszałam. O komercyjność. Tak. Ale to zła wola i brak wiedzy o nas. Na 60 spektakli w repertuarze tyko 25 jest naprawdę dochodowych. To farsy. Reszta to misja, tak to można nazwać w zasadzie. A awangarda? Jest potrzebna, choć w Polsce, stałą się mainstreamem no i w większości moim zdaniem jest nieprawdziwa. Wykoncypowana. Wymuszona. Wymęczona. Wymyślona, wyspekulowana na siłę a nie z natchnienia czy prawdziwej potrzeby, w wyniku aktu twórczego. Są wyjątki, no ale artystą się bywa. No ale to inna sprawa. Dla nas, dla naszej fundacji, awangarda jest za droga, to musi sponsorować państwo. Nie ważne. Próbuję Pani powiedzieć, że to co miało po mnie zostać, już dawno zrobiłam. Staram się teraz po prostu dobrze skończyć.
EK: Jakbym trafiła do Pani za późno.
KJ: Zdążyła pani jeszcze. Ale nie muszę już zadziwiać świata. Chcę spokojnie lub trochę mniej spokojnie porozmawiać, albo dać powód do zastanowienia. Lubo razem się bawić, na poziomie, na moich warunkach.
EK: Ma Pani całe życie gwiazdy za sobą, czy te różne historie kręcą się w Pani głowie? Wspomnienia?
KJ: Czasem. Ale nie żyje przeszłością ani nadmiernie o sobie, częściej myślę o tym, czy mój jeden pies nie zjada z miski drugiemu. Bo jeden ma 15 lat a drugi 2, walka jest nierówna. Zastanawiam się, dlaczego nie wszystkie koty przyszły na śniadanie. To są moje poranne zmartwienia. Co prawda po dwugodzinnym rannym czytaniu czy pisaniu. Mam dużo dzieci i wnuków. Moja córka ma premierę za kilka dni w Łodzi. Ustaliłam plany repertuarowe w naszych teatrach na 3 lata nadchodzące, czytam nowe teksty, robię próby, spotykam się z twórcami. Pilnuję produkcji. Tyle. Chociaż w praktyce to naprawdę dużo.
EK: Starość to dedykowanie się sprawom?
KJ: ah, jak ja nie lubię generalizowania. To są rzeczy bardzo indywidualne. Mój wnuk chce być rentierem już teraz. Ale generalnie na starość można być wierniejszym sobie. Postępować według swojej moralności, uczciwości, zasad.
EK: A Pani jest moralna i uczciwa?
KJ: Nie jestem naiwna. Nie lubię naiwności. Jestem z pewnością zbyt empatyczna.
EK: Jak to się objawia?
KJ: O wie Pani ile dziennie przychodzi próśb o pomoc, o wsparcie akcji charytatywnych, zagubionych dusz, niezdolnych a pracowitych itd. itp.?
EK: Ma Pani nas wszystkich dosyć?
KJ: Nie, nie mam dosyć. Chociaż często uciekam i chcę być po prostu sama.
EK: Chyba nie chciała Pani żebym tu dziś do przychodziła.
KJ: Tak, przepraszam, nie bardzo, mam teraz gorący okres. Ale nie chciałam robić przykrości naszemu PR i pani jest.
EK: Wróćmy do tej śmierci. Wierzy Pani w Boga?
KJ: To trudne. Nazwijmy mnie – wątpiącą. Wiara jest bardzo człowiekowi potrzebne. Szczególnie tym doświadczonym przez los. Myślę sobie często, a co mi zależy? Nie bądź Tomaszem I jest mi z tym lżej. Pytała Pani czy często wracam do przeszłości. Tak, ale tylko do 7 rano, bo potem już dzwonią ze sprawami.
EK: Nie myślała Pani o tym, że zająć się sobą, jakiś self care?
KJ: Ale co Pani opowiada. Zresztą ja dbam o siebie, wyśmienicie.
EK: Proszę powiedzieć coś więcej.
KJ: Lubię się. Bawię się sobą. Czasem teraz na scenie, kiedy gram farsy, wybucham śmiechem, poza rolą, prywatnie, z samej siebie, widownia śmieje się ze mną. Mogę sobie na to pozwolić. W farsie. Na takie momenty pracowałam całe życie. To jest moje self care. Poza tym, kocham moją pracę, to moja modlitwa.
EK: Dziś już ludzie tak nie myślą o pracy. Nie uważają, że to służba. Raczej myślą o utrzymaniu granicy między życiem prywatnym a zawodowym.
KJ: Mój zawód jest wyjątkowy, to po pierwsze. Tak, zmiany są normalne. Należę do pokolenia, odchodzącego. Moja córka jest jeszcze podobna do mnie, ale moi synowie już inaczej patrzą na świat. Ja latam samolotami i jem mięso, synowie jeżdżą pociągiem, nie kupują sobie nowych rzeczy, nie jedzą mięsa. Patrzę na to z odległości. Na nich. Nie wartościuję. Jesteśmy po prostu z innych światów z innych czasów. Ja ich lubię i podziwiam.
EK: To młode inne pokolenie?
KJ: Jestem otoczona prawie tylko młodymi. Pracują a w weekend jadą do puszczy, sprzątać śmieci, mają swoje ważne sprawy do zrobienia na tym świecie.
Ek: Często pojawia się naiwność w tej rozmowie. Zastanawiam się dlaczego.
KJ: Ja z nawyku operuję wielkimi słowami i pojęciami, jak to aktorka. To mój przywilej. Ale naiwnym jest ktoś, ktoś kto nie rozumie realiów, kto zafałszowuje rzeczywistość na swoją korzyść i w to wierzy, kto chce czegoś co jest niemożliwe.
EK: Jak pozostanie na zawsze gwiazdą. Jak brak akceptacji przemijającego czasu.
KJ: Trzeba oceniać siebie racjonalnie i krytycznie.
Ek: Siedzimy tu razem już ponad godzinę a ja nadal patrzę na panią i nie wiem kogo widzę, czy te role do których jestem taka przywiązana. Antonina w Przesłuchaniu, Agnieszka w Człowieku z Marmuru. Czy kogoś innego.
KJ: to były role, zawód, nie ja. Opowiem Pani o Andrzeju Wajdzie. Spotykaliśmy się z Nim co jakiś czas przez ostatnie lata PISu, czasem z Jurkiem Radziwiłowiczem. Andrzej chciał robić kolejnego „Człowieka”. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania: Jaka to miałaby być historia? O jakim kraju? O jakich ludziach? O czym to mógłby to być film? Znów o kłamstwie? Podłości? Krzywdzie? Kim my mielibyśmy dziś być w tym filmie? Doszliśmy jedynie do wniosku, że każdy z nas nadal robi swoją sprawę, robi co do nas należy. I robi to dobrze.
EK: I kim Pani teraz jest? Odpowiedziała sobie Pani na to pytanie?
KJ: Ja jestem dalej Agnieszką z Człowieka z Marmuru, która teraz już nie ma siły na więcej, tylko na teatr.