28
Marzec
2023
10:20

Anieli i Sykstusa - wszystkiego dobrego

 

wywiad do WPROST z panią Burzyńską


Czy Pani
się stresuje, wychodząc z monologiem „My way” do publiczności? Czy to jest tak, że stres, jakieś zawstydzenie czy wstyd albo niepewność konstytuująaktora czy to się zmienia na przestrzeni lat i doświadczeń?

 

Przepraszam ale to dziwne pytanie, jestem prawie 50 lat na scenie, przezywam stres jak każdy aktor, wieczór z „My Way’nie jest wyjątkiem, chodź na wyjątek wygląda, bo jest opowieścią o mnie samej, ale jest to spektakl z napisanym tekstem, nie improwizowany, jak każdy inny spektakl czy rola. Wstydzić się treści, nie mam powodu, zawsze chciałam te wszystkie historie opowiedzieć i o tych ludziach wspomnieć, jestem dumna ze swojego życia. Lubię te wieczory. Są one trochę w toutes proporcion gardees, amerykańskim stylu, widziałam takich wieczorów kilka w Las Vegas swojego czasu, artyści w formie nie stad-up ale właśnie monologu napisanego i precyzyjnie powtarzanego każdego wieczoru, opowiadali o sobie. Słowo wstyd, którego Pani używa, jest w stosunku do naszego zawodu adekwatne, tylko w wypadkach, kiedy aktor jest zmuszany do działań scenicznych wbrew własnej prywatności czy nawet intymności, gustowi czy poglądom, a to tu nie ma zastosowania.

 

 

W monologu mówi Pani, że nie poniosła w swoim życiu żadnych porażek. Jest Pani szczęściarą; nie znam nikogo takiego. Na płaszczyźnie zawodowej ani prywatnej nie uznaje Pani niczego za niepowodzenie?

 

Odnosi się to na scenie ściśle do moich spraw zawodowych, nigdy nie było katastrofy. O swoich prywatnych porażkach, nie mam zamiaru publicznie opowiadać, kilka razy żartuję z nich, a w zasadzie żartuję ze swoich słabości, śmieszności i charakteru cały czas podczas tych wieczorów.

 

Przyznaje jednak Pani, że aktorstwo to zawód upokarzający. Doświadczyła Pani takich momentów? Czy ten zawód bardziej nie upokarza kobiet?

 

Bywa tak i to widziałam, mnie nigdy nie dotknęło. Nawet najmniejsze upokorzenie. To co obserwowałam czasem, najczęściej dotyczyło braku talentu artysty z jeden lub drugiej strony, lub niezrozumienia intencji reżysera, a to się zdarza. Zawsze powtarzam moim reżyserom, nie ma takiej sceny, filmu czy projektu, który upoważniałby do upokorzenia człowieka, nie ma. Zabrałam na te temat zdanie wielokrotnie, między innymi jako szefowa naszych scen.

 

Kiedy działy się ważne lub bolesne wydarzenia w życiu Pani rodziny, najczęściej była Pani na scenie, m.in. dlatego uważa Pani, że aktorstwo to udręka i ekstaza?

 

Nie, nie dlatego. Mówiłam o naturze zawodu, o niczym innym. I długo by wyjaśniać. Nazywanie dokładne tego zresztą byłoby błędem. Kocham ten zawód, w jakimś sensie jest to sprzedawanie uczuć i prywatności, niesie ze sobą stres i wymaga użycia własnych, osobistych doświadczeń i emocji. To chyba zrozumiałe.

 

Powiedziała Pani, że zrobiła ten monolog, bo mogła. Co jeszcze robi Pani tylko dlatego, że może?

 

To oczywiście żart, który rozumie publiczność natychmiast i nagradza brawami. Jestem szefową tych teatrów, stworzyłam fundację, poświeciłam i ja i moja rodzina jej wszystko i materialnie, i duchowo, oddałam temu projektowi wszystko co miałam, także swojej pozycji zawodowej, dlatego zrobienie sobie prezentu na 70 urodziny uważam za naturalne. A jednocześnie są to wieczory, na których nasza fundacja zarabia niezłe pieniądze, robimy za nie projekty trudniejsze. Nie muszę mówić, że prowadzenie dwóch teatrów w tak trudnej sytuacji, teatrów bez stałej dotacji i przeprowadzenie tego gigantycznego dziś już przedsiębiorstwa przez najtrudniejszy czas i pandemię, wymaga nie lada sztuki.

 

Jak to możliwe, że przez 2 lata nie mogła Pani grać w Warszawie, nie dawano Pani pracy, więc by grać w teatrze w stolicy, musiała Pani sobie kupić teatr, stworzyć go od zera. To pominięcie to był wynik zawiści, zazdrości, strachu przed Panią- co to było?

 

Niech Pani i czytelnicy sami sobie odpowiedzą, ja nie bardzo mam ochotę.

 

Czy to prawda, że w fundamentach Teatru Polonia tkwi brylant z Pani pierścionka zaręczynowego?

 

Tak wpadł tam kiedyś podczas remontu i nigdy go nie znaleziono. To miłe. Zresztą moja obrączka wpadła kiedyś w szczelinę między deskami scenicznymi w Teatrze Słowackiego w Krakowie, kiedy kręciliśmy Modrzejewską i też nigdy jej nie znaleziono. Jest tam gdzieś.

 

Mówi Pani o sobie matka nienormatywna. Co to oznacza? I czy babcią Pani też jest nienormatywną?

 

Proszę wybaczyć ale rozwijanie żartobliwych skrótów scenicznych mnie męczy, czy to nie jest oczywiste że jestem „nienormatywną” matką, babcią,  kobietą w ogóle?

 

Pół żartem pół serio twierdzi Pani, że starość zaczyna się wtedy, kiedy nie można już założyć rajstop na stojąco, atak zupełnie na serio: kiedy ona się zaczyna według Pani?

 

U każdego w innym momencie, moim zdanie wtedy kiedy ktoś traci ciekawość, chęci  i zaczyna się oszczędzać w każdym aspekcie, także uczuciowym, zaczyna żyć przez zaniechanie. Niektórzy rodzą się starzy.

 

Jan Englert przyznaje, że starość to tracenie pewności siebie. Zgadza się Pani?

 

No, dobrze by było! Bo nie u wszystkich!

 

Według Pani praca jest dużo bardziej interesująca niż zabawa, no chyba, że tą pracą jest sprzątanie albo gotowanie?

 

Nie bardzo mam na takie zajęcia czas, choć żałuję, bo sąmoim zdaniem relaksujące, nie przynoszą problemów i stresów, nie wymagają decyzji, to ulga.

 

Jest Pani pracoholiczką, pasjonatką a może społecznikiem?

 

Niech sobie Pani odpowie. Jestem czym sobie Państwo życzą.

 

„Od momentu, kiedy władza się zmieniła, nie ma żadnej pomocy, a raczej same przeszkody“ tutaj mówi Pani o braku dofinansowań działalności Pani teatru. Jaką więc kulturę obecnie wspiera nasz rząd? Albo: jak dzieli kulturę?

 

Dzieli według własnego „widzi mi się” i wytycznych partii rządzącej. Ja zresztą publicznie nie oceniam, bo mi nie wypada mówić o innych artystach, mówię tylko o sobie, naszej fundacji i co podkreślam mówię o pomocy na projekty artystyczne, nie o pomocy z powodu pandemii, która należała się wszystkim instytucjom. A jaką politykę uprawa nasz rząd, jeśli chodzi o kulturę? Codzienna prasa i skandaliczne newsy przynoszą te wiadomości. Nie wtrącam się w to bo się tym wszystkim brzydzę.

 

Jakiej jest Pani myśli, jeśli idzie o wybory?

 

Jeśli partie opozycyjne się nie zjednoczą i nie wystawią jednej listy, przegramy. Trzeba unieść się ponad partyjne, osobiste ambicje i zacząć myśleć o Polsce. To chwila dla naszej przyszłości bardzo ważna .

 

13 lat temu przeczytałam Pani felieton o tym, czy zasługujemy na mężczyzn swoich marzeń. W tym felietonie odpowiedziała Pani, że nie; że dokonujemy wyborówmężczyzn sobie godnych, do nas podobnych, takich samych jak my. Słuchając Pani opowieści o Pani mężu w „My way, oglądając „Tatarak, znów powtórzę: jest Paniszczęściarą, odnalazła Pani miłość życia, był to mężczyzna Pani marzeń.

 

Nie pamiętam tamtych dawnych moich wypowiedzi, czy przytacza to Pani wiernie? bo wygląda mętnie, ale tak…spotkałam ideał dla mnie i byłam kochana i kochałam, to daje harmonię, szczęcie i spokój, nawet kiedy to już tylko wspomnienia.

 

Mówi Pani, że boi się utraty miłości widowni. Gdyby Paniją straciła, co by się z Panią stało?

 

A nic, chodziłbym z psami na spacer, może wróciła do malowania, pojechałabym gdzieś san dłużej, ale co by było z fundacją? W każdym razie to jest natychmiast weryfikowalne, przestaną kupować bilety na mnie – kończę, jeśli się tak stanie, nie zamierzam sobą męczyć ludzi.

 

W teatrze każda rola umiera wraz z opadnięciem kurtyny?Jeśli to prawda, to myślę sobie, że może dlatego nie lubi się Pani kłaniać?

 

Nie, nie lubię się kłaniać, znowu Pani źle zrozumiała, tylko jak to za długo trwa to mnie to krępuje, mam z tym problem. Ukłony dla publicznością są miłym momentem, ale wyjście trzykrotne wystarczy moim zdaniem. Przyjaźnie się z publicznością, tak to rozumiem, uwielbienie nadmierne mnie peszy.

 

 

 

27
Marzec
2023
08:16

27 marca 2019 - Międzynarodowy Dzień Teatru

zobacz zdjęcie

Lidii i Ernesta - wszystkiego dobrego

Dziś Międzynarodowy Dzień Teatru, składam wszystkim kolegom i koleżankom podziękowania za pracę i najlepsze życzenia. Wysyłam serdeczności i podziękowania dla wszystkich widzów.
To prawda, sztuka nie musi być ani piękna ani moralna, ale kłaniajmy się przed tymi, którzy dokonują starań aby taka była.
Serdeczności i podziękowania dla Was kochani.

orędzie na Dzień Teatru 2023

Piszę do Was to przesłanie w Międzynarodowy Dzień Teatru i choć czuję się ogromnie szczęśliwa, że do Was przemawiam, jednocześnie drżę z powodu cierpienia, którego wszyscy – artyści teatralni i nieteatralni – doświadczamy […]. Niepewność jest skutkiem tego, z czym musimy mierzyć się wobec licznych konfliktów, wojen i katastrof naturalnych. Niszczą one nasz świat materialny, duchowy i rujnują życie psychiczne.

Mówię do Was dzisiaj, czując jednocześnie, że świat stał się samotną wyspą lub statkiem we mgle, który składa żagle i dryfuje bez sternika i punktów orientacyjnych. Kontynuuje jednak podróż z nadzieją, że dotrze do bezpiecznej przystani po długiej, morskiej wędrówce.

Świat nigdy nie był tak zjednoczony i podzielony zarazem. W tym tkwi dramatyczny paradoks naszej współczesności. Z jednej strony szybkość informacji i nowoczesna komunikacja przełamały wszelkie bariery geograficzne. Z drugiej dzisiejsze konflikty i napięcia przekroczyły granice logicznego myślenia, tworząc fundamentalną rozbieżność, która oddala nas od prawdziwej esencji życia.

Teatr w swojej pierwotnej formie to działanie oparte właśnie na fundamencie człowieczeństwa, jakim jest życie. Jak mawiał Konstanty Stanisławski: „Nigdy nie wchodź na scenę z błotem na stopach. Zostaw swoje brudy na zewnątrz. Pozbądź się swoich małych zmartwień i wszystkiego, co odwraca twoją uwagę od sztuki”. Wchodząc na scenę, wnosimy na nią pojedyncze życie, które ma zdolność pomnażania energii. Ożywia ona innych, sprawia, że rozkwitają i stają się bogatsi wewnętrznie.

To, co robimy w teatrze jako dramaturdzy, reżyserzy, aktorzy, scenografowie, poeci, muzycy, choreografowie i technicy, wszyscy bez wyjątku, to akt tworzenia życia, które nie istniało, zanim nie weszliśmy na scenę. To życie zasługuje na troskę. Zasługuje na opiekuńczą dłoń, która je trzyma, kochającą pierś, która je obejmie, łagodne współodczuwające serce i trzeźwy umysł pozwalający przetrwać.

Nie przesadzam mówiąc, że to, co robimy na scenie jest aktem powoływania życia z nicości: jak palący się żar, który świeci w ciemności, rozjaśniając mrok nocy i rozgrzewając jej chłód. To my dajemy życiu jego wspaniałość. To my je ucieleśniamy. To my sprawiamy, że jest pełne witalności i znaczenia. Dostarczamy narzędzi do jego zrozumienia. Używamy światła sztuki, by stawić czoła ciemności ignorancji i ekstremizmu. Wyznajemy doktrynę życia po to, by mogło się rozprzestrzeniać. Nasz wysiłek, czas, pot i łzy, krew i nerwy, wszystko, co mamy, służą temu wyższemu celowi. Broniąc prawdy, dobra i piękna, wierzymy, że życie zasługuje na to, by być przeżywanym.

Dzisiaj przemawiam do Was nie tylko po to, żeby celebrować święto ojca wszystkich sztuk – teatru. Zapraszam Was by wspólnie, stanąwszy ręka w rękę i bark w bark, wykrzyknąć pełnymi głosami (tak jak na scenach naszych teatrów), by świat poszukał w sobie zagubionej istoty ludzkiej. Niech nasze słowa wybrzmią, budząc sumienie całego świata, prosząc o wolnego, tolerancyjnego, kochającego, współczującego, delikatnego i akceptującego człowieka. Odrzućmy podły wizerunek brutalności, rasizmu, krwawych konfliktów, jednostronnego myślenia i ekstremizmu. Ludzie chodzą po tej ziemi i pod tym niebem od tysięcy lat, i będą kontynuować swoją wędrówkę. Wyjdźmy zatem z bagna wojen i krwawych konfliktów – zostawmy je u drzwi sceny. Może wtedy zamglone wątpliwościami człowieczeństwo stanie się na nowo kategorycznym pewnikiem. Bądźmy znowu dumni, że jesteśmy ludźmi, braćmi i siostrami.

Naszą misją […] od pierwszego występu aktora na scenie jest stała konfrontacja z tym, co brzydkie, krwawe i nieludzkie. Naprzeciw stawiamy wszystko, co piękne, czyste i humanitarne. Mamy zdolność rozsiewania życia. Pomnażajmy je razem dla dobra zjednoczonego świata i ludzkości.

Samiha Ayoub

Przekład: Stuart Dowell

Redakcja: Kamila Paprocka-Jasińska/ Paweł Paszta

Biografia: Samiha AYOUB, Egipt

Aktorka egipska, urodzona w dzielnicy Shubra w Kairze. Ukończyła Wyższy Instytut Sztuk Dramatycznych w 1953 roku, gdzie była uczona przez dramaturga Zaki Tulaimat. W ciągu swojej artystycznej kariery zagrała w około 170 sztukach, w tym Raba’a Al-AdawiyaSekkat Al-SalamahKrwawe zasłony KaabaAgha Memnon i Kaukaskie koło kredowe. Chociaż prace teatralne stanowią większość jej dorobku artystycznego, występowała także w kinie i telewizji. W kinie zasłynęła dzięki kilku filmom, w tym Ziemia hipokryzjiPoranek islamu, Z szczęściem i Wśród ruin, ma też na swoim koncie wiele wybitnych filmów telewizyjnych, wśród których można wymienić Światło rozproszone, Czas na róże, Amira w Abdeen oraz Al-Masrawiya. Otrzymała wiele odznaczeń od kilku prezydentów, w tym Gamala Abdel Nassera i Anwara Sadata, a także prezydenta Syrii Hafiza al-Assada i francuskiego prezydenta Giscarda d’Estainga.

13
Marzec
2023
06:40

Bożeny i Krystyny - wszystkiego dobrego

  Dziś  pierwsza próba generalna OKNA NA PARLAMENT, we czwartek premiera  a potem kalejdoskop wyjazdów ze spektaklami.
Serdecznie  pozdrawiam .

Janda, po prostu

„My Way” – aut. Krystyna Janda – reż. Krystyna Janda – Teatr Polonia w Warszawie

Jest o czym opowiadać. Debiut w Teatrze Telewizji u Aleksandra Bardiniego, pierwsza teatralna rola w warszawskim Ateneum u Janusza Warmińskiego, pierwszy raz na dużym ekranie, od razu w głównej roli, u Andrzeja Wajdy, w jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym polskim filmie lat 70., „Człowieku z marmuru”. Czy ktoś, kto zdecydował się na aktorską drogę, mógłby sobie wymarzyć dobitniejszą sekwencję debiutów?
Początek był znakomity, rzec można wedle hitchcockowskiej recepty, po prostu bomba. Kariera nie zwalniała tempa, przyszło zasłużone uznanie krajowe i międzynarodowe, kilkadziesiąt nagród, w tym Złota Palma dla najlepszej aktorki w Cannes za przejmującą rolę Antoniny Dziwisz w pamiętnym, odłożonym przez komunistyczną cenzurę na osiem lat na półkę, „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego. 12. sezonów na Jaracza, 18. w warszawskim Teatrze Powszechnym, wreszcie skok na głęboką wodę i założenie, w roku 2005, pierwszego w stolicy prywatnego teatru – „Polonii”, uzupełnionego pięć lat później „Och-Teatrem”. Skrupulatnie, według wykazu w programie do spektaklu, licząc – 236 artystycznych dokonań: ról i reżyserii, w teatrze, filmie i operze. Zaiste, jest o czym opowiadać.

Krystyna Janda zdecydowała podarować widzom nader oryginalny urodzinowy prezent w postaci, jak to określiła – monologu, choć tekst i inscenizacja wyczerpują wymogi definicji monodramu, w której to teatralnej formie jest przecież mistrzynią, docenioną Nagrodą im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego „za wybitne osiągnięcia artystyczne, w tym w szczególności w sztuce monodramu”. Trudno byłoby przecież znaleźć kogoś bieglejszego w teatrze jednej aktorki. Dość wspomnieć „Shirley Valentine”, „Ucho, gardło, nóż” czy „Danutę W”. Janda przez prawie dwie godziny perfekcyjnie monologuje, rozpinając narrację w szerokim spektrum, między spowiedzią na stand-upem, konsekwentnie patrząc wstecz, przeważnie z przymrużeniem oka, szczodrze posługując się anegdotą, dowcipem, bon-motem, dykteryjką, czy humoreską, nie zapominając wszakże o liryce, wprowadzając w opowiadanie wszystkich tych, którym jej sukces tak wiele zawdzięcza: zawodowo i prywatnie, a takich postaci jest przecież niemało, przeważnie powszechnie znanych, z jednym wszelako wyjątkiem, Honoraty, gosposi która stała się w życiu aktorki ostoją domowej zwyczajności, dając oddech niezbędny artystycznemu sukcesowi, możliwość konsekwentnej kreacji życia na własnych warunkach.

Janda w tym olśniewająco skromnym spektaklu bawi i wzrusza, prowokuje do refleksji nie tylko nad jej drogą. Można bowiem rzecz potraktować bezpośrednio, można jednak wiele zeń wynieść w szerszym kontekście, zgłębiając tekst jako przewrotne lustro, w którym dostrzeżemy własny cień, jako swoisty przepis na życie, prowadzone dość wyboistą i krętą, ale jakże satysfakcjonującą drogą. Przecież nie ma nań jednego wzoru, ale na prawdziwie dobrą, uczciwą zmianę nigdy nie jest za późno, trzeba, tylko tyle i aż tyle, odwagi, bo także o tym, jeśli nie przede wszystkim, jest ta inscenizacja. Widzimy w niej, jak to w życiu, więcej deszczu i mniej słońca niż byśmy sobie życzyli, ale ta klimatyczna metafora spaja się w końcu w stan immanentnie względnej równowagi, danej każdemu, tyle że w różnych proporcjach. Niby nihil novi sub sole, ale krzepiącym jest usłyszeć i odczuć to ze sceny, gdzie intymność i otwartość idealnie się uzupełniają.

Poza wszystkim spektakl z Marszałkowskiej unaocznia jakże oczywisty fakt. Krystyna Janda jest bezsprzecznie jedną z najcenniejszych, najbardziej wartościowych instytucji polskiej kultury. De facto, w opozycji do tych de nomine, tworzonych tak licznie i hojnie w czasach prób kształtowania umysłów wedle jedynie słusznej sztancy. Instytucji, która musi liczyć na siebie, licząc widzów, bo o znaczących dotacjach, tu i teraz, może zapomnieć. „My way” jest, na swój przewrotny sposób, teatralnym gestem Kozakiewicza, gigantycznym frekwencyjnym sukcesem, z biletami wyprzedanymi do czerwca, gdzie po wejściówkę trzeba się pojawić na kilka godzin przed 19 30, aby mieć pewność. To pokazuje jak ważnym odruchem solidarności jest w społecznym odbiorze ten spektakl, jak bardzo ludzie potrzebują solidnej dawki optymizmu, w czasach, gdy jest w takim deficycie, a także sensownej inspiracji, do czego artystka wprost nawiązuje, życząc wszystkim, aby idąc swoją drogą byli szczęśliwi.

W finałowym przełamaniu kameralnej narracji, kiedy Janda, początkowo przy nastrojowym akompaniamencie trąbki, wspartym po chwili brzmieniem całego zespołu muzycznego, brawurowo wykonuje polską wersję arcyprzeboju Franka Sinatry, dramaturgicznego lejtmotywu wieczoru, widzimy na scenie prawdziwą damę polskiego filmu i teatru, która postanowiła odsłonić rąbek swojej duszy, widzimy artystkę, która podsumowuje niełatwe życie, widzimy szczęśliwą, spełnioną kobietę: matkę, aktorkę, reżyserkę, autorkę, aktywistkę, dyrektorkę teatru i business woman, wciąż gotową na wyzwania.

Chapeau bas!

06
Luty
2023
19:37

Doroty i Tytusa - wszystkiego dobrego

AUDACJA NAPISANA Z OKAZJI OTRZYMANIA PRZEZ DANUTĘ WAŁĘSOWĄTYTUŁU HONOROWEJ OBYWATELKI GDAŃSKA

 

Szanowni Państwo, to przede wszystkim to wielki zaszczyt towarzyszyć tej uroczystości i móc skreślić kilka zdań, na temat wspaniałej kobiety, która jest jedną z najważniejszych postaci naszych czasów. Wszystkie najpochlebniejsze słowa nie wystarczą, aby uhonorować panią Danutę Wałęsę i oddać Jej szacunek i należne podziękowania. Ja kłaniam się najgłębiej jak umiem.

Kiedyś nie wiedzieliśmy o Danucie Wałęsowej nic, żyjąca na skrzyżowaniu największej historii kobieta, zaplątana, uwikłana w tę historię, jak się wydawało wbrew własnej woli, kryjąca się w cieniu Lecha Wałęsy, w cieniu Jego autorytetu i działalności, budziła zawsze ciekawość. Wszyscy podejrzewali, że Jej obecność w centrum wydarzeń jest znacząca. Jejpraca, wysiłek wkładany w wychowanie ośmiorga dzieci, prowadzenie domu i scalanie rodziny, w momencie ekstremalnie trudnym dla Polski, w chwiligwałtownych zmian, w które wprowadziła Ją i całąrodzinę, działalność opozycyjna i bezkompromisowość Lecha Wałęsy, budziła zawsze absolutny respekt i uznanie. Powstawanie Związku Zawodowego Solidarność, strajk w stoczni i następujące po porozumieniach sierpniowych miesiące i lata, internowanie męża a następnie prezydentura nie pozwalały nam zapominać, że tam obok, gdzieś, jest Ona. Mitologiczna Tytania.  

I wreszcie pojawiła się, pewnego dnia publicznie,skromna, otwarta, energiczna, szczera, pełna prostoty, serdeczności i taktu. Objawiła Polakom i światu kobieta z Gdańska, żona Lecha Wałęsy,reprezentująca Go także, w następstwie zdarzeń, publicznie. Najpierw jako żona Przewodniczącego Solidarności, później jako Pierwsza Dama Rzeczpospolitej Polskiej, wspaniale i godnościąsprawowała te zaszczytne funkcje. Przez ostanie lata, podziwiamy Ją twardą, zdecydowaną, bezkompromisową, trwającą jak opoka przy swoim słynnym mężu- pomniku, przez niektórych obalanym, zniesławianym i prześladowanym, zawsze po Jego stronie, zawsze jako niezłomna Jego obrończyni.

Mogliśmy się tylko domyślać jak trudne i skomplikowane było Jej życie, w skromnym mieszkaniu, przez które bezustannie przechodziła burza Wielkiej Historii, w mieszkaniu, w którym było i biuro Solidarności i centralne miejsce spotkań i centrum najważniejszych decyzji, mieszkaniu, w którym jednocześnie toczyło się codzienne życie rodziny z ósemką wychowujących się tam dzieci. Mogliśmy tylko podejrzewać jak wielkiej odporności i ile wysiłku i rozwagi, umiejętności i charakteru,wymagał ten czas dla żony i matki, gospodyni domu, opiekunki i ostoi rodziny. Jak niespokojnym i trudnym czasem musiał być okres internowania Lecha Wałęsy, kiedy została sama a jednocześnie musiała reprezentować nieobecnego męża w mediach i na forum publicznym, czego ukoronowaniem było odebranie w Jego imieniu Pokojowej Nagrody Nobla, z pełnym godności i skromności Jej wystąpieniem.

Po latach pani Danuta zwierzyła się z trudów i kolei losów w długim wyznaniu „Marzenia i tajemnice” a po lekturze tej ponad 500 stronicowej książki, po poznaniu szczegółów Jej trudów i obaw, podziw dla Jej „niewzruszonego trwania jeszczewzrósł i trwa. Patrzymy na Nią dziś jak na symbol, Polki, matki, żony, obywatelki, kobiety wreszcie.

Po ukazaniu się książki, kiedy „ przemówiła” jak to nazywano, została uhonorowania wieloma nagrodami, wyrazami uznania i jawnego podziwu, została „Odkryciem telewizyjnym roku 2012, obdarowano Ją nagrodą Tygodnika PowszechnegoMedalem Św. Jerzego, nagrodą MocArta za klasę i styl, Człowiekiem roku w plebiscycie Dziennika Bałtyckiego a prezydent Bronisław Komorowski odznaczył Ją za pomoc ludziom i działalność charytatywną i społeczną Orderem Odrodzenia Polski Polonia Restituta, drugim najwyższym odznaczeniem cywilnym Rzeczpospolitej. Wszystkiete wielce zasłużone uznania były otoczone szeroką akceptacją Polaków.

Encyklopedie całego świata pod hasłem Danuta Wałęsa, notują – Działaczka społeczna, w latach 1990-1995 Pierwsza Dama RP, prywatnie żona Przywódcy Solidarności i prezydenta RP Lecha Wałęsy ale my dziś wiemy co kryje się pod tym suchym komunikatem. Jaki wysiłek, mądrość, jaka godność, honor i niezależność poglądów. A „klasa i styl” są tu też niebagatelnym elementem.

W swojej książce pani Danuta deklaruje: Nigdy nie myślałam o sobie, żyłam jedynie dla męża i dzieci. A wielu uważa, że bez wsparcia pani Danuty sprawy i gigantyczne osiągnięcia Lecha Wałęsy, byłyby dużo trudniej osiągalne. Należą się Jej podziękowania od nas wszystkich.

Z racji pracy nad spektaklem „Danuta W.” poznałam panią Danutę i kontaktowałam się z Niąstale i wielokrotnie. Jestem pełna szacunku i podziwu dla Jej racjonalności, mądrości, skromności, taktu, „normalności cokolwiek to znaczy. Jej empatia i ciekawość ludzi, rozumienie spraw zwykłych i tych największych, budzi podziw i czułość, nie tylko moją.

I jeszcze jedno, bodaj najważniejsze dziś dla nas kobiet, pani Danuta, publicznie zawsze występowała w obronie kobiet, ich godności i dla ich dobra, zawsze była i jest godną reprezentantką kobiet polskich. Jesteśmy za to bardzo wdzięczne.

Danuta Wałęsa, nierozerwalnie związana z Gdańskiem, jest i zostanie dla nas symbolem godnym szacunku, podziękowań i najlepszych życzeń. Zasługuje na wszelkie zaszczyty i honory a jednocześnie jest bardzo, bardzo zwyczajnie jedną z nas.

Bardzo dziękuję, że mogłam napisać te słowa. Krystyna Janda.

6 luty 2023

03
Luty
2023
23:24

Błażeja i Hipolita - wszystkiego dobrego

Wywiad . Ewa Kaletą. Wysokie Obcasy.

 

Krystyna Janda: Przyniosła Pani kwiaty żebym była miła? ( śmiech)

Ewa Kaleta: Nie. Przyniosłam je żeby Pani pokazać, że nie chcę pani atakować. Chciałam zostać dziennikarką po obejrzeniu „Człowieka z Marmuru”. Więc…

 

Krystyna Janda: O matko, to jeszcze gorzej.

EK: Dlaczego?

 

Krystyna Janda: Dobrze, proszę pytać.

E K: Od lat przegląda się Pani w oczach ludzi, patrzą na Panią rzędy ludzi w teatrze. Niezliczona ilość widzów w kinie i telewizji. Co Pani widzi patrząc w lustro, będąc ze sobą sam na sam?

 

KJ: Nic. Śpieszę się. Nie mam czasu się nad tym zastanawiać.

EK: Nic?

KJ: Nic. Pracuję. Prawie nikogo już nie widuję.

 

EK: Dlaczego?

KJ: Trochę nie mam już na to ochoty. Mam za dużo na głowie.

EK: Ktoś Pani coś zrobił złego, że przestała Pani potrzebować ludzi?

 

KJ: Nie. Po prostu dużo pracuję. Mam poza tym 70 lat. Jestem zmęczona.

EK: Dlaczego Pani tak dużo pracuje w wieku 70 lat?

KJ: Bo chcę. Dlatego że praca sprawia przyjemność i nadaje sens mojemu życiu. Bo prowadzę wielkie przedsiębiorstwo, wielką fundację. Dwa teatry które grają 900 razy w roku. To jest naprawdę duża ilość ludzi, problemów i spraw. Muszę być przede wszystkim do ich dyspozycji.

EK: Żałuje Pani, że nosi tyle na barkach?

 

KJ: Nie. Co miałabym robić innego, ze sobą, w moim wieku? Przede wszystkim wciąż dużo gram. Na szczęcie ciągle ludzie chcą mnie oglądać. Zawsze uważałam, że praca jest ciekawsza niż zabawa.

EK: To ucieczka przed przemijającym czasem?

KJ: Nie lubię tych wszystkich teorii psychologicznych. Pierdoły. Poza tym to stwierdzenie ma zabarwienie negatywne, a tego nie lubię. Lubię pozytywy.

EK: Skoro nie zajmuje Pani głowy żadna narcystyczna myśl, o którą podejrzewa Panią wielu ludzi, to co wypełnia Pani myśli?

 

KJ: Myślę o tym, żeby to wszystko dokoła, to czego się podjęłam, co stworzyłam, te teatry, się udało i trwało. Jeśli coś ode mnie zależy, zależy mi, żeby było dobre. Mówię także o moim życiu

EK: Ale to uwielbienie, które Pani dostaje, które nie jest jak widzę, Pani zupełnie potrzebne. Nawet kwiaciarka pod pani teatrem mówi, że zarabia głównie na kwiatach kupowanych dla pani.

KJ: To miłe. Ale nie jestem taka zła.

EK: Proszę?

 

KJ: Zależy mi na uznaniu, aprobacie, jak każdej aktorce, jak każdemu człowiekowi. Pani myśli, że jestem teraz zła a ja jestem tylko zniecierpliwiona. Nie lubię tych wywiadów, zmuszania mnie do wypowiedzi na każdy temat, tylko nie na tematy zawodowe, odganiam to. Ciekawa jestem co Pani widziała u nas w teatrze, przed tym wywiadem i nie pytam z uprzejmości, wielu dziennikarzy przychodzi tu na wywiady nie znając nas, moich ról, naszego repertuaru. Niecierpliwi mnie to, bo to nie profesjonalne. Wielu ludzi na mnie napiera, chcą czegoś, poparcia, pomocy, zajęcia stanowiska na tematy ogólne. Robię to, bo uważam, że to także obowiązek osoby publicznej, ale.. Takich spraw, mam codziennie dziesiątki. Staram się stanąć na wysokości zadania, ale mnie to męczy. Jest zbyt wiele spraw w fundacji, w teatrach, ludzkich spraw, problemów dookoła, do tego gram i mam próby, staram się niepotrzebne lub mniej ważne odganiać. Dlatego jestem zniecierpliwiona, szczególnie pytaniami zbyt ogólnymi i na moje tematy prywatne, proszę mnie zrozumieć.

EK: Zawsze Pani tak żyła?

 

KJ: Nie, kiedyś nie było fundacji i byłam gwiazdą.

EK: Nie jest nią Pani nadal?

KJ: Nie (śmiech). Teraz służę innym, tu w teatrach, fundacji. Jestem do dyspozycji. Staram się dopilnować tego co stworzyłam i zmagam się z tym każdego dnia. Nie nie jestem już gwiazdą w popularnym znaczeniu.  Moje interesy i osobiste sprawy, sukcesy, są na dalszym planie. Wykonuję poważne zadanie. Dźwigam odpowiedzialność za innych.

EK: Jak pani zniosła to przeniesienie uwagi z siebie na innych?

KJ: Podjęłam decyzję o wzięciu odpowiedzialności za „całość” 18 lat temu. Teatry i ich powodzenie, są ważniejsze niż ja aktorka, ja reżyserka. Już od dawna nie mam osobistych „marzeń” zawodowych. Zresztą jak mam na coś ochotę to to realizuję w ramach naszych teatrów, ale widzi Pani moje role z ostatnich lat? Wszystko albo „w służbie narodu” albo fundacji no i jak trzeba grać, bo inni nie mają czasu, to gram, jak trzeba zrobić za kogoś zastępstwo, to je robię. Gram, gram i gram. Dużo, bo trzeba, ale i dlatego że nie umiem inaczej żyć.

EK: Co to robi z człowiekiem, kiedy tyle gra?

KJ: Zawsze tak dużo grałam, od lat też dużo reżyseruję. Proszę nie myśleć, że jestem wyjątkiem, wielu aktorów tak pracuje.

EK: Jeszcze Pani lubi wychodzić na scenę?

 

KJ: Oczywiście. Kocham grać. Nie chce mi się, ale kocham. Jak już wejdę na scenę, to przez dwie godziny „płynę” i mam z tego przyjemność, zapominam o świecie.

EK: Jest Pani symbolem dla wielu pokoleń, dla jednych ..

 

KJ: Przepraszam, że przerywam. Ale…

EK: Nie przyjmuje Pani ode mnie komplementów, ani po tym jak weszłam, ani teraz, że Pani role, mogą być dla ludzi ikoniczne, wpływać na ich decyzje. Głęboko inspirować.

 

KJ: Mam nadzieję, że tak jest i myślę o tym w momencie, kiedy coś tworzę, cos powstaje, kiedy spotykam się z publicznością. Gram najlepiej jak potrafię, prowadzę teatry najlepiej jak umiem. Dla ludzi i z przyjaciółmi. Z aktorami, reżyserami, pracownikami fundacji. Niecierpliwią mnie czcze chwile. Musi to pani zrozumieć, żyję w sprawach. Boję się w życiu tylko jednego…

EK: Czego?

 

KJ:  Boję się, że tego by mogło nie być, że musiałabym się zajmować czymś innym. Albo nie robiłabym nic, tylko miała wolne. To byłaby dla mnie prawdziwa tragedia. Mnie interesuje tylko to.

EK: Trudno mi na Panią patrzeć. Widzę Pani role. Jest Pani ideą a nie człowiekiem. Chodzącym monodramem.

KJ: Monodramem? Monodram to coś co się gra samemu, w samotności, a ja jestem otoczona tłumem ludzi. I to wszystko jest dla ludzi, wielu ludzi. Na tym polega ten zawód. Głupoty i boczne sprawy mnie niecierpliwią. Jestem sobą, od dawna nic nie udaję prywatnie, ale jestem osobą publiczną i szefową wielkiej fundacji, odpowiedzialną za wielu ludzi. Jednocześnie nie rezygnuję z własnego zdania nawet najbardziej kontrowersyjnego, na żaden temat, bo moim zdaniem, mam do tego prawo. Wszyscy wiedzą, jakie mam poglądy, bo je wyrażam. Uważam, że obecna władza szkodzi Polsce i nam wszystkim. Muszę tylko bardzo pilnować tylko tego robię, jak się zachowuję. Dziś rano, badano mnie alkomatem. Moim zdaniem czekali na mnie, tak to wyglądało. Pewnie warto byłoby niektórych skompromitować. Przed wyborami dobrze by było kilka osób złapać na czymś kompromitującym.

EK: Żałuje Pani czegoś w życiu?

 

KJ: Za chwilę odbędzie się premiera mojego nowego spektaklu, My way, moja droga, na moje 70 urodziny, będę między innymi mówić i o tym. To nie będzie bardzo śmieszne, smutniejsze niż moim zdaniem mogłoby być, ale takie wychodzi, napisałam to sama.

EK: Smutne, dlaczego? Pani życie to jeden wielki sukces.

 

KJ: niby tak, ale za często teraz myślę o śmierci. Wielu moich bliskich, przyjaciół, w moim wieku, żyje z tymi myślami. Jeszcze kilka lat aktywności, przyjemności życia i koniec. Presja czasu. To nic złego, to naturalne, ale smutne.

EK: A o czym konkretnie Pani myśli w kontekście śmierci?

KJ: Żeby zdążyć wszystko uregulować, żeby tu w Fundacji, w rodzinie, w domu, nie zostawić po sobie bałaganu. Podstawowe pytanie brzmi, ile jeszcze będę mogła grać? Podglądam kolegów, jak u nich to wygląda. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam depresji. I nigdy jej nie miałam.

EK: Chce się pani jeszcze czymś nasycić?

 

KJ: Tak. Codziennością. Lubię życie, pracę, obowiązki, kolejne wiosny. Umiem zmierzyć po całym długim życiu, co ile jest warte. Pani jest w innym punkcie życia. Dlatego to się może pani wydawać smutne. A to jest normalne.

EK: Nadal jest Pani tak samo piękna. Jak w Człowieku z Marmuru.

 

KJ: Ale co Pani opowiada! Mam problemy ze zdrowiem. Staram się nie zmęczyć nadmiernie a z drugiej strony chciałbym widzieć drugą 70latkę która wykonuje to co ja.  Ale jestem jak każdy człowiek w moim wieku. Staram się sprawiać sobie przyjemności i odpoczywać, kiedy mogę.  Nie chcę już wielkich wydarzeń w życiu. Chcę zrobić to co zaplanowałam. Wie Pani, że ostatnio odmówiłam dwóch zagranicznych filmów, dużych produkcji?

EK: Dlaczego?

KJ: Za dużo komplikacji, długie wyjazdy, nieobecności muszę być tutaj, no i już nie mam na to siły. Wiem jak ogromnym wysiłkiem jest zrobienie filmu. Odmawiam bez żalu. To wszystko jest bez żalu. To jak zmierzch, słabnie apetyt i rośnie świadomość chwili, można wiele rzeczy zważyć i zmierzyć realistycznie. I nie czuć tego jako rezygnacji ale wybór.

EK: Jest Pani jakoś obok tego, że jest Pani ikoną polskiego kina. Nie potrzebuje Pani słuchać takich rzeczy? Pochylać się nad tym. Snuć anegdot?

 

KJ: Na egzaminach w szkołach teatralnych młodzi podobno nie wiedzą kim jesteśmy, my z tamtych pokoleń.  Mają nowe idee, nowych ludzi, których podziwiają, nowych Bogów. I ja nie mam żalu, jestem ze świata, który odchodzi, moim jednym obowiązkiem jest zostawić go uporządkowanym.

Jakiś czas temu siadłam w kulisach, czekałam na wejście na scenę, młoda aktorka wykrzyknęła nagle: – Pani Krystyno jak Pani dziś wygląda, jak jakaś gwiazda filmowa! Śmialiśmy się długo z Piotrkiem Machalicą. Piotra już nie ma. To jest prawdziwa rana! Rozumie to pani?

EK: Tak, rozumiem.

KJ: Proszę mi wybaczyć, nie chce mi się już mówić. Inni mówią o mnie, za dużo. I wszystko poprzekręcane. Nie prostuję, nie zaprzeczam. Mówcie sobie co chcecie.

EK: Słyszała Pani już wszystkie pytania, jakie dziennikarz mógłby zadać.

 

KJ: Chyba tak. Same ogóły. Albo pytania jak do filozofów – jak żyć? Ja jestem tylko aktorką.

EK: A ja nadal widzę w Pani Agnieszkę z „Człowieka z Marmuru”. I Antoninę z „Przesłuchania”.

 

KJ: To miłe. Ale wie pani, że to było ponad 40 lat temu?  A ja cały czas pracowałam i byłam tutaj. Szkoda, że to wciąż najsilniejsze wspomnienie. Gram dużo, od jakiegoś czasu, zacierają się granice, między życiem a sceną. Ale dalej mam ochotę wypowiadać się na scenie w imieniu swoim i wielu. Grając Danutę W. grałam i siebie, i Ją, grając Sabinę w Zapiskach z wygnania grałam Ją i siebie. Gram Shirley i dziś to jakby też ja, gram z cudzysłowami w nawiasach.  Ten spektakl, który teraz przygotowuję to już tylko ja. Z czasem rozumie się, że aktorstwo to po prostu umowa społeczna.

Gram postaci sceniczne, ale staję w imieniu wszystkich. To są akty społecznego zaangażowania. I takie chcę, żeby były nasze teatry. Partnerskie i aktualne. No bawimy i cieszymy też, bez przesady z tym posłannictwem. ( śmiech)

EK: Może Pani podać jakiś przykład tego aktu?

KJ: Wczoraj odbyłam długą rozmowę o tym, że powinniśmy jak najszybciej zrobić spektakl o pogotowiu ratunkowym. I zrobimy go, na wiosnę. Czuję, że to temat społeczne istotny. Kupujemy też kanadyjski tekst o szczepionkach. No i nie zgadzam się na spektakle, których ludzie nie rozumieją, zbyt artystowskie, na to jest miejsce gdzie indziej.

EK: Bywają takie zarzuty wobec Pani. Zarzuty o mieszczaństwo.

KJ: Naprawdę? Nie słyszałam. O komercyjność. Tak. Ale to zła wola i brak wiedzy o nas. Na 60 spektakli w repertuarze tyko 25 jest naprawdę dochodowych. To farsy. Reszta to misja, tak to można nazwać w zasadzie. A awangarda? Jest potrzebna, choć w Polsce, stałą się mainstreamem no i w większości moim zdaniem jest nieprawdziwa. Wykoncypowana. Wymuszona. Wymęczona. Wymyślona, wyspekulowana na siłę a nie z natchnienia czy prawdziwej potrzeby, w wyniku aktu twórczego. Są wyjątki, no ale artystą się bywa. No ale to inna sprawa. Dla nas, dla naszej fundacji, awangarda jest za droga, to musi sponsorować państwo. Nie ważne. Próbuję Pani powiedzieć, że to co miało po mnie zostać, już dawno zrobiłam. Staram się teraz po prostu dobrze skończyć.

EK: Jakbym trafiła do Pani za późno.

KJ: Zdążyła pani jeszcze. Ale nie muszę już zadziwiać świata. Chcę spokojnie lub trochę mniej spokojnie porozmawiać, albo dać powód do zastanowienia. Lubo razem się bawić, na poziomie, na moich warunkach.

EK: Ma Pani całe życie gwiazdy za sobą, czy te różne historie kręcą się w Pani głowie? Wspomnienia?

 

KJ: Czasem. Ale nie żyje przeszłością ani nadmiernie o sobie, częściej myślę o tym, czy mój jeden pies nie zjada z miski drugiemu. Bo jeden ma 15 lat a drugi 2, walka jest nierówna. Zastanawiam się, dlaczego nie wszystkie koty przyszły na śniadanie. To są moje poranne zmartwienia. Co prawda po dwugodzinnym rannym czytaniu czy pisaniu. Mam dużo dzieci i wnuków. Moja córka ma premierę za kilka dni w Łodzi. Ustaliłam plany repertuarowe w naszych teatrach na 3 lata nadchodzące, czytam nowe teksty, robię próby, spotykam się z twórcami. Pilnuję produkcji. Tyle. Chociaż w praktyce to naprawdę dużo.

EK: Starość to dedykowanie się sprawom?

KJ: ah, jak ja nie lubię generalizowania. To są rzeczy bardzo indywidualne. Mój wnuk chce być rentierem już teraz. Ale generalnie na starość można być wierniejszym sobie. Postępować według swojej moralności, uczciwości, zasad.

EK: A Pani jest moralna i uczciwa?

KJ: Nie jestem naiwna. Nie lubię naiwności. Jestem z pewnością zbyt empatyczna.

EK: Jak to się objawia?

KJ: O wie Pani ile dziennie przychodzi próśb o pomoc, o wsparcie akcji charytatywnych, zagubionych dusz, niezdolnych a pracowitych itd. itp.?

EK: Ma Pani nas wszystkich dosyć?

KJ: Nie, nie mam dosyć. Chociaż często uciekam i chcę być po prostu sama.

EK: Chyba nie chciała Pani żebym tu dziś do przychodziła.

KJ: Tak, przepraszam, nie bardzo, mam teraz gorący okres. Ale nie chciałam robić przykrości naszemu PR i pani jest.

EK: Wróćmy do tej śmierci. Wierzy Pani w Boga?

 

KJ: To trudne. Nazwijmy mnie – wątpiącą. Wiara jest bardzo człowiekowi potrzebne. Szczególnie tym doświadczonym przez los. Myślę sobie często, a co mi zależy? Nie bądź Tomaszem I jest mi z tym lżej. Pytała Pani czy często wracam do przeszłości. Tak, ale tylko do 7 rano, bo potem już dzwonią ze sprawami.

EK: Nie myślała Pani o tym, że zająć się sobą, jakiś self care?

KJ: Ale co Pani opowiada. Zresztą ja dbam o siebie, wyśmienicie.

EK: Proszę powiedzieć coś więcej.

KJ: Lubię się. Bawię się sobą. Czasem teraz na scenie, kiedy gram farsy, wybucham śmiechem, poza rolą, prywatnie, z samej siebie, widownia śmieje się ze mną. Mogę sobie na to pozwolić. W farsie. Na takie momenty pracowałam całe życie. To jest moje self care.  Poza tym, kocham moją pracę, to moja modlitwa.

EK: Dziś już ludzie tak nie myślą o pracy. Nie uważają, że to służba. Raczej myślą o utrzymaniu granicy między życiem prywatnym a zawodowym.

 

KJ: Mój zawód jest wyjątkowy, to po pierwsze. Tak, zmiany są normalne. Należę do pokolenia, odchodzącego. Moja córka jest jeszcze podobna do mnie, ale moi synowie już inaczej patrzą na świat. Ja latam samolotami i jem mięso, synowie jeżdżą pociągiem, nie kupują sobie nowych rzeczy, nie jedzą mięsa. Patrzę na to z odległości. Na nich. Nie wartościuję. Jesteśmy po prostu z innych światów z innych czasów. Ja ich lubię i podziwiam.

EK: To młode inne pokolenie?

KJ: Jestem otoczona prawie tylko młodymi. Pracują a w weekend jadą do puszczy, sprzątać śmieci, mają swoje ważne sprawy do zrobienia na tym świecie.

Ek: Często pojawia się naiwność w tej rozmowie. Zastanawiam się dlaczego.

 

KJ: Ja z nawyku operuję wielkimi słowami i pojęciami, jak to aktorka. To mój przywilej. Ale naiwnym jest ktoś, ktoś kto nie rozumie realiów, kto zafałszowuje rzeczywistość na swoją korzyść i w to wierzy, kto chce czegoś co jest niemożliwe.

EK: Jak pozostanie na zawsze gwiazdą. Jak brak akceptacji przemijającego czasu.

KJ: Trzeba oceniać siebie racjonalnie i krytycznie.

Ek: Siedzimy tu razem już ponad godzinę a ja nadal patrzę na panią i nie wiem kogo widzę, czy te role do których jestem taka przywiązana. Antonina w Przesłuchaniu, Agnieszka w Człowieku z Marmuru. Czy kogoś innego.

KJ: to były role, zawód, nie ja. Opowiem Pani o Andrzeju Wajdzie.  Spotykaliśmy się z Nim co jakiś czas przez ostatnie lata PISu, czasem z Jurkiem Radziwiłowiczem. Andrzej chciał robić kolejnego „Człowieka”. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania: Jaka to miałaby być historia? O jakim kraju? O jakich ludziach? O czym to mógłby to być film? Znów o kłamstwie? Podłości? Krzywdzie? Kim my mielibyśmy dziś być w tym filmie? Doszliśmy jedynie do wniosku, że każdy z nas nadal robi swoją sprawę, robi co do nas należy. I robi to dobrze.

EK: I kim Pani teraz jest? Odpowiedziała sobie Pani na to pytanie?

KJ: Ja jestem dalej Agnieszką z Człowieka z Marmuru, która teraz już nie ma siły na więcej, tylko na teatr.

29
Styczeń
2023
05:19

Zdzisława i Franciszka - wszystkiego dobrego

https://prestizszczecin.pl/magazyn/92/temat-z-okladki/krystyna-janda-zycie-bez-sztuki-nie-ma-sensu

Prowadzę od trzech tygodni próby do nowej farsy dla Och-Teatru, OKNO NA PARLAMENT, tekst grany wszędzie i w Polsce i na świecie, Cuney klasyka. Bawimy się dobrze i wszystko to wielka przyjemność, tyle że w tej realizacji dużo elementów „ technicznych” okno spadające ogłuszające bohaterów, trup na scenie cały akt, potem ożywa no i zazdrosny mąż z przedwczesnym wytryskiem, moje ulubione u Couneya żarty „ świńskie”.  Obsada znakomita . Miłe dni, premiera w marcu.

Gramy LILY, za każdym razem 500 osób na sali, obłęd, komedia kryminalna, gatunek w Polsce rzadko grany, a jak się okazuje bardzo lubiany, za chwilę też i ZAPISKI Z WYGNANIA i BAIAŁA BLUZKA  i MY WAY, potem chwila urlopu i po powrocie premiera OKNA. No i wiosna zaraz potem, najmilszy czas roku.

Jeden z moich psów już nie wstaje, ma 16 lat, no cóż, karmimy go na leżąco, wynosimy na siusianie, kolejne rozstanie przed nami. Taki los.

Z niepokojem oglądamy zawirowania, rozmowy opozycji, działania przedwyborcze, modlimy się, żeby się jakoś dogadali, druga strona, coraz bardziej zdeterminowana, gotowa na wszystko i podła.  To będzie rok!

Wszystkiego  dobrego.

18
Styczeń
2023
05:36

BOSKA! - plakat

zobacz więcej zdjęć (4)

Piotra i Małgorzaty - wszystkiego dobrego

Gramy ostatnie spektakle BOSKIEJ! Biletów nie ma, publiczność szaleje, atmosfera niezwykła. Oto list od autora komedii do nas z okazji ostatnich prezentacji.

Peter Quilter xxx

Krystynie, aktorom i zespołowi kulisów „BOSKA”.

Piszę do Pani aby przekazać Pani moje podziękowania i gratulacje w związku z rozpoczęciem trzech ostatnich spektakli Pani wspaniałej produkcji mojej komedii.

Miałam szczęście widzieć spektakl 5 razy – na premierze, podczas późniejszej wizyty w Warszawie i w telewizji. Zawsze był to bardzo uroczy, zabawny, wzruszający i niezapomniany wieczór w teatrze. Inteligentnie wyreżyserowany, mądrze zaprojektowany i pięknie wykonany przez wszystkich.

Te ostatnie przedstawienia sprawią, że prezentacja Teatru Polonia stanie się najbardziej udaną produkcją na świecie i w historii spektaklu. Wasza „Boska” została zaprezentowana więcej razy niż oryginalna londyńska produkcja, która przez sześć miesięcy grała 8 razy w tygodniu, a także przez wiele tygodni jeździła po kraju. Teatr Polonia pobił ten rekord. Teatr Polonia był również jednym z pierwszych zagranicznych zespołów, które wyprodukowały ten spektakl, który od tego czasu jest wystawiany w ponad 30 krajach.

Przesyłam więc Państwu szczere podziękowania i wdzięczność. Życzę Państwu radosnych spektakli finałowych. I chcę Wam powiedzieć, że ta produkcja pozostanie na zawsze w moim sercu.

Peter Quilter xxx

5 lutego w niedzielę o 17:00 gramy dodatkowy spektakl MY WAY

Umarł pan Andrzej Dudziński, kolejne smutne pożegnanie i żal. 🖤

06
Styczeń
2023
08:21

Kacpra i Melchiora Baltazara - wszystkiego dobrego

❤️Dziś O 19:30 w Teatrze Polonia gram ZAPISKI Z WYGNANIA i w marcu w kolejną rocznicę będziemy grać 17 marca 19:30 i 29 marca 12:00 i 19:30 Zapraszamy serdecznie.
❤️Jutro, w niedzielę i poniedziałek w Teatrze Polonia MY WAY.
💛16 stycznia w 13 rocznicę powstania Och-Teatru gramy tam w prezencie dla Widzów BIAŁĄ BLUZKĘ o godz. 19:30 ( 9.01 od 10:00 w kasie Och-Teatru będzie można dostać w prezencie bilety na ten urodzinowy spektakl).
❤️17,18,19 stycznia o 19:00 żegnamy się w Teatrze Polonia ze spektaklem BOSKA!
❤️💛Zapraszamy serdecznie.

04
Styczeń
2023
06:53

Anieli i Eugeniusza - wszystkiego dobrego

fot. Katarzyna Kural-Sadowska / mat. teatru

„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.

Przez cały ten spektakl jedna myśl nie dawała mi spokoju – czy dla tak wielkiej aktorki, jaką jest Krystyna Janda, zagranie Krystyny Jandy jest jakimś wyzwaniem? Czy rola to łatwa – czy trudna? Czy w tym spektaklu ważniejsze było słowo reżyserki czy jednak aktorki? Bo – że aktorka postawiła na swoim w przypadku ewentualnego konfliktu – nie mam co do tego wątpliwości.

Ten urodzinowy spektakl właściwie mógłby być zaimprowizowany, składać się z co wieczór inaczej ułożonych opowieści, anegdot, bohaterów żyjących i już zmarłych. Ale – nie jest. Ma pięknie napisany tekst (i tu widzę oczyma wyobraźni toczone podniesionym głosem dyskusje autorki z reżyserką i aktorką, że tyle trzeba było ciąć), tyle intymności – ile potrzeba, bez i niepotrzebnego i nie oczekiwanego (jak sądzę) przez widzów obnażania się; z niewieloma jak na Krystynę Jandę krytycznymi uwagami dot. rzeczywistości, w jakiej nam przyszło żyć, choć te, które tam padną, są rzeczywiście bezkompromisowe. O rodzicach, o szkole teatralnej i tamże spotkanych wspaniałych profesorach, o pierwszych rolach, o rolach najważniejszych, o Andrzeju Wajdzie, o przyjaciołach aktorach. O dzieciach, choć więcej o Marii niż o synach, pomyślałem, że to wielki takt, bo obaj panowie – zdaje się – są poza branżą i mogliby sobie tego po prostu nie życzyć (zaś Marysia jest przecież wziętą aktorka i świetną reżyserką, pływa więc w tej samej wodzie); zaledwie półgębkiem lub zgoła wcale nie mówi Krystyna Janda o Ateneum i o Powszechnym, do których powrót pamięcią może nie jest najprzyjemniejszy, podobnie jak niesłychanie dyskretnie i z ogromną klasą podmiot liryczna wypowiada się o swoim pierwszym małżeństwie.

Całość mamy podlaną sosem z anegdoty, żartu – w znaczniej mierze z samej siebie, z własnych rozmaitych prawdziwych bądź wykreowanych niedoskonałości, żartów ze starannie – dodajmy – przemyślanymi puentami. Wreszcie – i to duży i ważny wątek tej historii – o pani Honoracie, przez lata pomagającej w „ogarnianiu” codzienności, prostej oddanej całym sercem Krystynie Jandzie i jej rodzinie – kobiecie, która kompletnie nie rozumiała – i dawała to twardo do zrozumienia – blichtru przynależnemu aktorstwu, kilka anegdot o p. Honoracie było naprawdę pysznych.

To piękny i poruszający spektakl o… nie, nie o Krystynie Jandzie. O tym, co w życiu najważniejsze – uczuciach, rodzinie, pasji, przyjaźni. O szukaniu swojej drogi i – o pójściu nią, co wymaga niekiedy nieziemskiej odwagi, a wręcz – brawury. Wreszcie o tym, że jakkolwiek to zabrzmi – nie ma życia bez sztuki, a w naszym wypadku – bez teatru, po prostu – nie ma. Mimo nawet tego, że p. Honorata miałaby na ten temat zdanie zgoła odmienne.

 

Ugasić rodzinny pożar… dwusetny raz!

„Pomoc domowa” Marca Camolettiego w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.

fot. Kasia Chmura

Francuski pisarz Marc Camoletti to specjalista w zakresie tworzenia dynamicznych komedii. „Pomoc domowa” to jedno z jego najpopularniejszych dzieł, a jeśli dołożyć do niego reżyserskie niuanse Krystyny Jandy oraz powalającą ekspresję aktorów (na czele ze wspomnianą szefową Ochu oraz Katarzyną Gniewkowską) – tytuł stołecznego teatru był skazany na sukces. Poniedziałkowy pokaz (02.01) wiązał się z okrągłym jubileuszem i nikogo z obecnych na widowni nie dziwi chyba fakt, że Krystynie Jandzie zupełnie nie nudzi się dwustukrotne gaszenie rodzinnych pożarów, bowiem „Pomoc domowa” śmieszy nie tylko publiczność, ale również samych wykonawców.

Fabuła tej porywającej farsy jest prosta. Ola (Katarzyna Gniewkowska) i Norbert (Krzysztof Dracz) są małżeństwem. Oboje zdradzają swoich partnerów. Oboje, tej samej nocy, sprowadzają do mieszkania kochanków (Barbara Wypych i Mirosław Kropielnicki). Plany pani i pana domu pozornie komplikuje fakt, że na zapowiedziany weekendowy urlop nie wyrusza jednak charakterna pomoc domowa (tylko nie sprzątaczka!), czyli wszędobylska i pozbawiona skrupułów, a nade wszystko szczera i zdystansowana Beata (Krystyna Janda). Piszę o pozornej komplikacji, ponieważ Beata staje się z czasem postacią kierującą biegiem akcji, a w zasadzie kierującą tym, co o wydarzeniach scenicznych myślą poszczególni bohaterowie dramatu. Gadatliwa, acz „niemówiąca wiele”, pomoc domowa być może nieumyślnie staje się strażniczką rodziny, dzięki której małżeństwo Oli i Norberta, po kuriozalnej nocy, wraca na dawne tory.

Trudno napisać coś odkrywczego o spektaklu tak wartkim i błyskotliwym w humorze. Warto może wspomnieć, że niektóre z kwestii bohaterów (z trzeciego rzędu) były niesłyszalne, ale to bynajmniej nie z powodu złej emisji aktorów, a raczej z uwagi na gromkie i nieustające salwy śmiechu widowni. Krystyna Janda podczas naszej rozmowy w trakcie Gorzowskich Spotkań Teatralnych wspomniała, że „Pomoc domowa” to „najprawdopodobniej jeden z najśmieszniejszych spektakli w Polsce” i reakcje publiczności podczas jubileuszowego pokazu były tego najlepszym dowodem.

W produkcji Och Teatru zachwyca nie tylko humor, ale również charyzma aktorów, którzy w swoje postaci wkładają ogrom witalności i fizyczności. W tym względzie szczególnie zachwyca Katarzyna Gniewkowska, która w każdym calu oddaje się nonszalanckiej postaci Oli. Na zupełnie innym biegunie zdaje się przebywać postać Krystyny Jandy, która mimo spożycia zdecydowanie zbyt dużej ilości whisky, nieustannie zachowuje trzeźwość umysłu i zdrowy dystans do następujących zdarzeń. Beata w związku ze swoją postawą doczekuje się nawet komplementu ze strony pani domu, z pełną powagą stwierdzającą: „Pani to jednak myśli”. Niektórych zadziwić może trafność spostrzeżenia Oli, ale może nawet tak niefrasobliwej osobie jak ona, pod wpływem nadmiaru alkoholu, przyjść mogą do głowy trafne wnioski. Proszę o wybaczenie tego sarkazmu, który jako forma ekspresji zdecydowanie bliższy jest tytułowej postaci przedstawienia Och Teatru. Prawda jest taka, że nieuważność, a przede wszystkim karykaturalność bohaterów pióra Camolettiego jest ich największą siłą.

201. pokaz „Pomocy domowej” już wyprzedany, ale warto rozejrzeć się za biletami na lutowe przedstawienia.

01
Styczeń
2023
10:38

Mieczysława i Mieszka - wszystkiego dobrego

Pierwszy dzień Nowego Roku i tyle nadziei związanych z tym rokiem. Dookoła mnie ludzie starają się być szczęśliwi na siłę, wymuszone to, mam uczucie. Kilka pan szczęśliwych czeka w moim otoczeniu na dzieci, ale co jakiś czas zamyślając się z niepokojem w oczach, przed porodem, przed dalszym życiem, przed życiem tego dziecka. Podobno nadchodzi największy niż demograficzny od 80 lat, wcale mnie to nie dziwi, ludzie boja sie sprowadzać na ten kryzysowy i niepewny moment dzieci.

Dziś jadę na cmentarze, z teatru co prawdopodobnie naszym małym teatralnym Sylwestrze, wróciłam przed czwartą rano, ale obudziłam się jak zwykle po 3 godzinach. Lepiej mi będzie po tych odwiedzinach u bliskich nieobecnych, trochę przerwy w życiu, potem goście, chory pies i praca nad egzemplarzem OKNA NA PARLAMENT do grania, zaczynamy próby już za chwilę. Jutro, zaczniemy nowy rok 200 spektaklem POMOCY DOMOWEJ, niezły początek.

Jeszcze raz wszystkiego dobrego.

31
Grudzień
2022
07:59

Sylwestra i Sebastiana - wszystkiego dobrego

Dziś Sylwester. Gramy dwa spektakle POMOCY DOMOWEJ i składamy życzenia Publiczności. Kolejny Sylwester w teatrze. Ardzo to miłe, bo mam uczucie że jesteśmy gruppą przyjacol, my i widzowie.

Mili i Państwo 🎄Wszystkiego dobrego z okazji nadejścia roku 2023. Podobno ma to być rok przełomowy. Oby. Wszystkiego dobrego dla Wszystkich Państwa🎄Anioł liczby 23 jest kombinacją energii i atrybutów liczby 2 oraz wibracji i cech liczby 3, obie pojawiają się dwukrotnie, wzmacniając ich wpływy. Liczba 2 rezonuje z wiarą i zaufaniem, równowagą, wnikliwością i wrażliwością, partnerstwem i relacjami z innymi, ambicją, zachętą i szczęściem oraz dążeniem do celu życiowego (realizacją swoich życzeń, marzeń). Cyfra 3 dodaje kreatywności, autoekspresji i komunikacji, optymizmu i entuzjazmu, umiejętności i talentów, „wiary nadziei i miłości”, życzliwości i towarzyskości, wzrostu i ekspansji.

29
Grudzień
2022
15:49

Dawida i Tomasza - wszystkiego dobrego

Jutro, dwa razy pojutrze w Sylwestra POMOC DOMOWA w Och-Teatrze.
w niedzielę w Nowy Rok cmentarze. Rocznica śmierci Jurka Karwowskiego, przyjaciela i towarzysza w pracach naszej fundacji.
W poniedziałek 200 spektakl POMOCY DOMOWEJ.
we wtorek 3 stycznia 2023 roku pierwsza próba OKNA NA PARLAMENT. Premiera planowana w Och- Teatrze na marzec. Wieczorem POMOC DOMOWA.
Zapisuję bo mi się miesza w głowie.
Dobrego zakończenia roku i początku kolejnego. Od 1 stycznia wiele zmian o których komunikują portale, banki, urzędy, organizacje i władze. Będzie trudniej. Podwyżki i zaostrzenia wszędzie.
Zobaczymy. Smutno. 4 stycznia o 13:00 pogrzeb Emiliana Kamińskiego🖤

28
Grudzień
2022
12:31

Cezarego i Teofila - wszystkiego dobrego

UMARŁ EMILIAN KAMIŃSKI, walnęło mną jak o ścianę. Wspaniały, przyjacielski otwarty dla łudzi, serdeczny, kolega z roku w PWST, na koniec oboje dostaliśmy dyplomy z wyróżnieniem. Oboje w tym samym czasie szukaliśmy sposobu otwarcia teatrów, po zmianie ustrojowej w Nowej Polsce. Obojgu nam się udało. Kontaktowaliśmy się potem w sprawie teatrów i zawsze przed świętami i Nowym Rokiem.

Nie ma Go, nagle? Mówił mi że choruje, ale nie brałam tego zbyt poważnie, no bo jak to? On okaz zdrowia, siły, żyjący w zgodzie z naturą, zdrowo, nigdy żadnych używek, był dla mnie niedościgłym wzorem w tej sprawie. Nagle zgasł? Dlaczego? Kolejna nieodżałowaną strata.

Życzę Justynce, dzieciom siły i mocy w tym najtrudniejszym czasie. Życzę Teatrowi Kamienica silnego trwania i sukcesów. Łączę się z Wami Wszystkimi w smutku i żalu. Zawsze gotowa do pomocy. kj

20
Grudzień
2022
04:39

Bogumiła i Dominika - wszystkiego dobrego

„My Way” Krystyny Jandy w reż. autorki w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

Zacznę refleksyjnie. Przy takich okazjach, jak monolog Krystyny Jandy „MY WAY” przypominają mi się słowa piosenki z 1877 r. (!) księdza Franciszka Leśniaka, która w czasach nam bliższych była żelazną pozycją repertuarową przy wakacyjnych ogniskach, a następnie stała się szlagierem jako tzw. „piosenka biesiadna”. Już sam tytuł mówi wszystko – „Upływa szybko życie”, ale warto jeszcze zacytować kilka wersów: „ (…) Upływa szybko życie / Jak potok płynie czas / Za rok za dzień za chwilę / Razem nie będzie nas (…) I nasze młode lata / Upłyną szybko w dal / A w sercu pozostanie / Tęsknota smutek żal (…)”.

No właśnie. To coś nieprawdopodobnego, jak ten czas żwawo pomyka.

16 grudnia 2022 r. w Teatrze Polonia odbyła się premiera monologu Krystyny Jandy „MY WAY”, w reżyserii Krystyny Jandy, autorstwa Krystyny Jandy, wg koncepcji Krystyny Jandy i w wykonaniu… KRYSTYNY JANDY! Czyli – wiwisekcja albo jak kto woli, bardziej współcześnie – selfie. To wydarzenie jest szalenie ciekawe nie tylko ze względów artystycznych, ale również z tego powodu, że wszyscy wiemy, kim jest Krystyna Janda i co osiągnęła. Dla jednych jest niedościgłym wzorem i osobą ze wszech miar godną podziwu. Dla innych wprost przeciwnie, ale tych opinii nie uchodzi przytaczać, a może i nie warto. Jedno jest pewne. Nikogo nie pozostawia obojętnym!

Zaczęło się od debiutu scenicznego, jeszcze w szkole teatralnej i tak jest do chwili obecnej.  Wszelka Jej działalność, zarówno aktorska, jak i pozaartystyczna wzbudzała niesamowite emocje. Wszyscy dookoła oceniali ją właściwie za wszystko, czyli za to, co zrobiła i za to, czego nie zrobiła. Janda jest bohaterką niezliczonych opowieści, rozpowszechnianych „w zaufaniu” przez „bardzo dobrze poinformowane osoby”.

No i wreszcie doczekaliśmy się, że głos zabrała sama zainteresowana.

W „MY WAY” jubilatka dokonała wiwisekcji 70 lat. Tak – siedemdziesięciu, bo mówiła nie tylko o swojej drodze artystycznej, ale o całym życiu. Nikt jej tego nie pisał, nikt jej nie reżyserował. Stare wróble teatralne nie przypominają sobie tak intymnego i osobistego spektaklu, jak ten monolog.

Nie ma w nim żadnych upiększeń jeżeli chodzi o treść. A forma też jest najsurowsza z możliwych. Aktorka jest sama na scenie, bez ani jednego rekwizytu, nie przebiera się kilka razy w czasie występu, o muzyce jeszcze wspomnę i tylko światło jest elementem nadającym nastój. Wspaniała suknia, w której występuje artystka, jest podarunkiem zaprojektowanym i wykonanym przez Tomasza Ossolińskiego. Uszyto ją z materiału, który odbija światło jakim jest oświetlana. Ten trick powoduje niesamowity efekt, bo może się wydawać, że Janda kilka razy przebiera się w kreacje coraz to innej barwy!

To nie jedyna „magia teatru” z jaką spotka się widz w czasie tego fascynującego monologu. Bo jest to wyznanie osoby żyjącej z taką intensywnością, że mało kto jest w stanie dotrzymać jej kroku. O tych właśnie osobach, najważniejszych w życiu Jandy, jest ta opowieść. Nawet, gdy mówi o wydarzeniach, są one nierozerwalnie związane z postaciami z kolejnych lat życia.

Babcia, Mama, Tata, to można powiedzieć rzecz w miarę zwyczajna. Ale kim była – jak sama Janda kilka razy podkreśla – jedna z najważniejszych dla niej osób, czyli Honorata!? O niej jest najdłuższa i najczulsza opowieść. Zdradzę tylko, że to pani nie tylko pomagająca w wychowaniu pierworodnej córki Jandy – Marysi (tak, tak! Tej Marii Seweryn), ale tak naprawdę mająca ogromny, wręcz decydujący wpływ na wiele fundamentalnych życiowych decyzji Pani Krystyny.

Rzecz jasna, to nie wszystkie osoby pojawiające się w ponad półtoragodzinnym monologu. Są i artystyczne nazwiska!

Jednak to, co na mnie zrobiło największe wrażenie i za co składam wyrazy szacunku, to nieprawdopodobnie osobiste, wręcz intymne przedstawienie osób nie związanych z branżą artystyczną, tych całkowicie „prywatnych”. Zostało to zrobione z niebywałym taktem, delikatnością, szacunkiem dla tych osób i wyczuwalną, ogromną miłością!

OCZYWIŚCIE! Jest jeden wyjątek. Człowiek z branży, któremu poświęconych jest wiele minut. Zapewniam Państwa, że warto ich wysłuchać! No jak to, kto? Jeden z najlepszych polskich operatorów filmowych, po wielokroć pracujący za granicą z uznanymi reżyserami i nagradzany za to wieloma wyróżnieniami – Edward Kłosiński – drugi mąż Krystyny Jandy, ojciec jej dwóch synów. Na spektakl „My Way” warto pójść z wielu powodów, a jednym z nich są słowa Jandy o przedwcześnie zmarłym mężu.

Takich wzruszających chwil jest więcej, ale nie oznacza to, że cały wieczór upływa w podniosłej i poważnej atmosferze. Nie! Pełno jest w nim humoru, cudownych dykteryjek i powiedzonek, parodiowania różnych osób i w ogóle przepełniony jest pozytywną energią.

A na koniec znowu ujawnia się w pełnej krasie magia teatru. Tu powrócę do wspomnianego wcześniej wątku muzyki. W tym spektaklu musiała zaistnieć wersja muzyczna „My Way”, a więc, w pewnym momencie zza solidne wyglądającego horyzontu (tylnej kotary ograniczającej scenę), dyskretnie pojawił się muzyk (Jerzy Małek/ Ignacy Wend), cicho grający na trąbce tę właśnie melodię, a po chwili artystka dołączyła do niego śpiewając tekst. Zrobiła to w przejmujący sposób, wzmagany przez – no właśnie – efekt sceniczny, z szufladki „magia teatru”. Na widowni ze ściśniętych wzruszeniem gardeł słychać jęk zachwytu! To trzeba zobaczyć i usłyszeć!

Przypuszczam, że nie muszę Państwa zachęcać do obejrzenia i wysłuchania tego przedstawienia nazwanego przeze mnie selfie Krystyny Jandy, ale gorąco polecam program spektaklu, przy którym tytaniczną pracę wykonał p. Jacek Rakowiecki, katalogując cały dorobek artystyczny bohaterki wieczoru. Nie przytaczam liczb, bo wszystko jest w programie. Jest co poczytać! Dla wielu,to będzie odkrycie, ale wiele osób będzie miało co powspominać

16
Grudzień
2022
08:19

Euzebiusza i Zdzisławy - wszystkiego dobrego

http://gazetawyborcza.link.mail.wyborcza.pl/k3/451/10f7/5b21x/69f7ad8fcf8a9/fSGFloMY

dziś premiera MY WAY

10
Listopad
2022
07:01

Andrzeja i Ludomira - wszystkiego dobrego

Wczoraj w Och- Teatrze pożegnaliśmy spektakl MAYDEY 2. Zagrali po raz ostatni. Trudno, robimy nowe rzeczy, trzeba dla nich zrobić miejsce. Embarras de richesse. Było cudnie, zagrały dwie obsady, śmiechu pełna beczka, dawno się tak nie bawiłam a jestem reżyserem tego przedstawienia.
no nic. Dowidzenia i do zobaczenia kochani.
Jutro Święto Niepodległości. Czerwony dym. Od rządów PIS boimy się tego dnia. Co za podle czasy!

27
Październik
2022
09:50

Sabiny i Iwony - wszystkiego dobrego

Dawno tu nie pisałam, ale się dużo dzieje. Zaczęłam próby do mojego autorskiego spektaklu urodzinowego MY WAY i mam z tym piekło i szatanów, wyłączyłam się więc z czego tylko można. Premiera 16 grudnia. Nie jest to proste, taki urodzinowy „ spektaklik” jak się przekonuję każdego dnia. Napisałam tekst, 60 stron i staram się to jakoś ogarnąć teraz organizmem.
wszystkiego dobrego.

09
Październik
2022
15:27

Ludwika i Dionizego - wszystkiego dobrego

W piątek odbył się pogrzeb naszego pracownika i przyjaciela, wieloletniego kasjera w Teatrze  Polonia Mirosława Gajkowskiego, smutna uroczystość.  Mirek lubił sprzedając bilety rozmawiać z ludźmi, doradzać, opowiadać o teatrze, spektaklach. Miał przyjaciół , których zyskał wśród naszych Widzów, przychodzili specjalnie do Niego kupować bilety. Cześć Jego pamięci.

Wczoraj, w przeddzień urodzin Agnieszki Osieckiej i Magdy Umer, zagraliśmy BIAŁĄ BLUZKĘ u Nowej Hucie. Był tłum, Agnieszka wciąż żywa. Ten tekst, utwór fascynuje do dziś, mnie też na scenie, wciąż się nim cieszę, zadziwia mnie i go odkrywam, za każdym razem na nowo.
Wróciliśmy nocą. Dziś dzień urodzin obu Pań. Uroczysty dzień, jak co roku.
ja od rana na spacerze. Psy czekają na to cały tydzień. Jutro z POMOCĄ DOMOWĄ Toruń, pojutrze Gdynia. We środę generalne SEKSU DLA OPORNYCH przed piątkową premierą w nowej obsadzie – Ilona Ostrowska i Mirosław Kropielnicki. Potem pracowity weekend  i w przyszłym tygodniu zaczynam próby do swojego kolejnego, tym razem urodzinowego spektaklu MY WAY. Premiera planowana na 16 grudnia. Bilety już w sprzedaży, więc żartów nie ma.
dobrego dnia.

28
Wrzesień
2022
04:52

Marka i Wacława - wszystkiego dobrego

Wczoraj ważny i bardzo pracowity dzień, o 12:00 ZAPISKI Z WYGNANIA spektakl dla szkół po nim spotkanie i wieczorem drugi spektakl i spotkanie po nim z transmisją do Internetu. Przyjechała autorka książki, bohaterka spektaklu pani Sabina Baral i zaszczycił nas pan Marian Turski. Wróciłam do domu po północy padając z nóg.
Dziś próba SEKSU DLA OPORNYCH z nową obsadą.
Dolar pierwszy raz w historii przekroczył 5 złotych. Rosja jak lew w pułapce, u nas… moim zdaniem wyborów nie będzie, coś wymyślą żeby nie oddać władzy. Dookoła bryndza i lęk. Ja stara, moja historia się kończy ale młodzież? A dzieci?
Niech to wszystko trafi szlag!

22
Wrzesień
2022
07:15

Tomasza i Maurycego - wszystkiego dobrego

Grupa przyjaciół zabrała mnue na krótki odpoczynek, od czterech dni pływam z nimi po morzu Egejskim. Tydzień wytchnienia od polskich i warszawskich spraw, choć nie do końca bo jak obserwuję wszyscy tu nadal pracujemy i śledzimy wszystko co się dzieje w kraju. Pasiemy oczy pięknem i spokojem, prze ciężką jesienią i zimą.
Wszystkiego dobrego dla Państwa.

© Copyright 2025 Krystyna Janda. All rights reserved.