Marii i Adrianny - wszystkiego dobrego
Wracam z Sokołowska, tam jutro zaczyna się Festiwal Kieślowskiego, a ja tu obok w Szczawnie gram dziś Callas. O Sokołowsku pisałam wielokrotnie, z czułością i podziwem dla mojej koleżanki z liceum plastycznego, dziś wspaniałej artystki Bożeny Biskupskiej, która całe to Sokołowsko, tę utopijną ideę stworzenia centrum sztuki, jak siłaczka dźwiga mając jako mężne ramię przed sobą, Fundację INSITU, na tę okoliczność stworzoną. Byłam u początków, pewnego dnia Bożenka przyszła do mnie i powiedziała : – kupuję Sokołowsko, zrujnowane poniemieckie sanatorium pod Wałbrzychem, a jej na to – a ja pierwsze powojenne, dziś zrujnowane kino Polonia, obie spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem jak wariatki. Sokołowsko, zaczęło się więc dawno, mniej więcej kiedy i my zaczęliśmy nasz taniec fundacyjny z naszymi teatrami, posuwa się do przodu jak Bóg da i skapnie trochę grosza, w miedzy czasie odbudowa, budowa, działalność i krąg artystów, gości festiwalowych i przyjaciół się powiększa. Imponujące, wspaniałe. 3 festiwale każdego roku, około 2000 gości, edukacyjne programy dla młodzieży , archiwum Krzysztofa Kieślowskiego , który stamtąd się wywodzi. Imponujące. A wszystko na barkach i w małej główce malarki, rzeźbiarki, kobiety szalonej i niezwykłej. Oby Wam się moi kochani! Naszym wzdychaniom i marzeniom przy każdym spotkaniu nie ma końca, ale małymi krokami dźwigamy z posad bryłę … Oby nas nie ugięło i czas i ludzie. Bożenko pozdrawiam i siły życzę.
Marii i Adrianny - wszystkiego dobrego
Oto list jaki dostaliśmy na adres Fundacji , do Teatru Polonia. Bardzo Państwu dziękuję za ten list i kłaniam się.
„Byliśmy z moją Mamą Danutą P. na spektaklu w piątek, a potem każdego kolejnego dnia przypominaliśmy
sobie to co widzieliśmy w Polonii, analizowaliśmy mistrzowską kreację Pani Krystyny,
docenialiśmy jakie to wyzwanie teatralne i ludzkie,
zastanawialiśmy nad skomplikowaną postacią Pani Danuty Wałęsy,
która z jednej strony twierdzi, że przechodziła przez wielkie wydarzenia historyczne,
bez większego zaangażowania,
a z drugiej walczyła jak lwica o własną rodzinę w tych niespokojnych czasach.To piękny spektakl. Ważny w temacie a ujęty w przeplatankę wzruszeń, refleksji i uśmiechu a nawet salw radości,
bo publiczność reagowała bardzo żywo w odpowiednich momentach – a my z nią 🙂
Na scenie los kobiety uwikłanej nie z własnej woli w wir polityczny,
która na naszych oczach dojrzewa, nabieram świadomości,
rozwija się i co najważniejsze poznaje swoją wartość i odrębność.
Gorzko brzmi finał, kiedy zdaje sobie sprawę, że oddała tak wiele z siebie rodzinie,
a teraz jest sama, rozumie,że mąż zawsze będzie dla innych tak jak Ona była dla niego tylko.
Na szczęście ten finał osłodzony zostaje przez szarlotkę Pani Krystyny
i tu dla mnie stała się magia :
jak można grać, pamiętać tak niefabularny tekst, wchodzić w obcą skórę
i jeszcze w tym samym czasie upiec tak pyszne ciasto na oczach widzów!Pomijam świetne zabieg artystyczny jakimi jest ten pomysł,
ale technicznie, że cały monodram dzieje się w czasie potrzebnym do tego by na końcu poczęstować widzów
ciepłą słodyczą. Tak rodzinnie się poczuliśmy, tak przytuleni do Pani Krystyny.
Wiele rzeczy widziałem w teatrze, ale jeszcze nigdy mój nos nie pracował tak intensywnie,
kiedy przez opowieści o więzionym Lechu przebija aromat cynamonu,
kiedy piekarnik, który zdawał się atrapą scenograficzną naprawdę działa
i kiedy czuliśmy się jak w kuchni Danuty W. obok jej smutków, radości i walki o siebie.Dziękujemy Pani Krystynie za wieczór, który jest już w nas na zawsze”
Michał z mamą Danutą.
Reginy i Melchiora - wszystkiego dobrego
Janusz Głowacki miał takie określenie na lata naszej młodości – były to czasy w których marnowanie talentu było w dobrym stylu. No cóż, żyjemy w czasach, w których marnowanie nawet beztalencia nie wchodzi w rachubę.